- W empik go
Owoce zatrutego drzewa. Tom 2 - ebook
Owoce zatrutego drzewa. Tom 2 - ebook
Fin de siècle i krakowska bohema roztaczają wokół siebie tajemniczy urok, któremu trudno się oprzeć, szczególnie gdy jest się młodą kobietą wychowaną w tradycyjnej, mieszczańskiej rodzinie. Czy jednak dekadenckie środowisko artystów w istocie różni się aż tak bardzo od pozostałej części społeczeństwa? Przekonuje się o tym Kinga, której udaje się odnaleźć w Krakowie ciotkę – czarną owcę w rodzinie – aktorkę Amelię. To właśnie ona odkrywa przed dziewczyną bolesne rodzinne tajemnice i pomaga jej się uniezależnić materialnie od bliskich. Wkrótce Kinga będzie musiała zmierzyć się z nieznanymi jej dotąd emocjami i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy znajdzie w sobie siłę, by wyzwolić się z sideł przeszłości.
[…] tego roku wiosna wyjątkowo zwlekała z nadejściem, przez cały marzec i początek kwietnia pokazywała swoje kapryśne oblicze. Deszcz ze śniegiem lub nawet sam śnieg niemal stale przypominały o zimie, skutecznie zniechęcając do wyjścia z domu. Jednak kilka dni temu wiatr zmienił wreszcie kierunek, co sprawiło, że nieprzyjemne dotąd powietrze wyraźnie złagodniało, a chmury rozstąpiły się, odsłaniając pogodne niebo. Radość i ożywienie opanowały wszystkich, zarówno przyrodę, jak i ludzi, którzy tłumnie wylegli na zewnątrz – w każdym razie do tej pory Kinga nie miała jeszcze okazji zobaczyć tylu spacerowiczów na ulicach Krakowa. Jej także udzielił się ten nastrój, toteż zamiast najkrótszą drogą podążyć do swojego maleńkiego mieszkanka, którego okna wychodziły na zacienione, ponure podwórze, wybrała najbardziej okrężną, by podziwiać po drodze wystawy sklepowe na Franciszkańskiej, Floriańskiej i Grodzkiej.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-866-9 |
Rozmiar pliku: | 825 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Droga Kuzynko Kingo,
_przypuszczam, że powinienem na wstępie napisać, jak bardzo zaskoczyły mnie wieści na Twój temat. Jak bardzo jestem wstrząśnięty, zasmucony, a do tego pełen niepokoju o Twój los. Taką zapewne postawą powinien się wykazać dobrze wychowany mężczyzna, dżentelmen w każdym calu – jak by powiedzieli Anglicy. Ja jednak – jak Ci zapewne wiadomo – nigdy nie miałem pretensji do bycia dżentelmenem, a kwestię mojego dobrego wychowania lepiej w ogóle pominę. Nie znaczy to, broń Boże, że Twój los jest mi obojętny, że nie obchodzi mnie, co się z Tobą dzieje. Mówiąc wprost, nie czuję się jednak zaskoczony. Wiadomość o tym, że wyjechałaś, że próbujesz ułożyć swoje sprawy jak najdalej od mojej familii, nawet odrobinę mnie nie zdumiała. Oboje wiemy, w czym rzecz, więc daruję, zarówno Tobie, jak i sobie, rozpisywanie się na ten temat. Chyba podświadomie zdawałem sobie sprawę, że prędzej czy później do tego dojdzie, tym bardziej że nie brak Ci odwagi, determinacji i zawsze potrafiłaś walczyć o swoje. Nie byłem tylko pewien, w jaki sposób i kiedy to przeprowadzisz. Żałuję, że nie było mnie w tym czasie w Warszawie, bo pomógłbym Ci w tej przeprowadzce. Tak jak żałuję, że wcześniej nie dość zdecydowanie stawałem w Twojej obronie. A właściwie – nie owijając w bawełnę – nigdy tego nie uczyniłem. Zawsze wolałem się wycofać, znaleźć się możliwie najdalej od wszelkich domowych konfliktów, kiedy mogłem, uciekałem gdzie pieprz rośnie. Tak mi było łatwiej, wygodniej. Nie jestem z tego dumny i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie._
_Być może zaczęłaś już przypuszczać, że o Tobie zapomniałem. Minęło przecież dobrych kilka tygodni, odkąd przeprowadziłaś się do Krakowa. Ja jednak dowiedziałem się o tym stosunkowo niedawno. Ojciec z sobie znanych względów zwlekał, aby mnie o tym powiadomić. A kochana mama i siostra także – jak się zapewne domyślasz – się do tego nie kwapiły. Lecz mniejsza o to, mniejsza o nich wszystkich. Gdy tylko skończę tę praktykę i wrócę do kraju, możesz być pewna, że pierwsze kroki skieruję do Krakowa._
_Bądź zdrowa, Kuzynko, i jeśli znajdziesz odrobinę czasu, napisz mi choć parę słów o sobie. Rozumiem, że jesteś zajęta, ale chciałbym z pierwszej ręki, u samego źródła, dowiedzieć się czegokolwiek o Twoim nowym życiu._
Zbyszek
Drogi Kuzynie,
_list Twój sprawił mi prawdziwą radość. Nie wiń swojego ojca o to, że zwlekał z wiadomościami na mój temat. Przypuszczam, że nie chciał mnie w tym wyręczać. Wiedział przecież, że korespondujemy ze sobą, a zatem miał pełne prawo zakładać, że o wszystkim dowiesz się bezpośrednio ode mnie. To raczej do mnie mógłbyś mieć pretensje, że tyle czasu się nie odzywałam, jednak najpierw musiałam poukładać swoje sprawy. Musiałam poczuć, że stoję na w miarę pewnym gruncie, że rzuciłam kotwicę. Zanim jako tako to zorganizowałam, miałam – wierz mi – zbyt wielki zamęt w głowie, by poskładać słowa i zdania w sensowny sposób. O rozterkach i wątpliwościach nie potrafię nawet rozmawiać, a co dopiero pisać._
_Czy to znaczy, że wszystko już uporządkowałam i wiem, co mam dalej robić ze swoim życiem? Nadal nie mogę za to ręczyć, ale przynajmniej widzę jakieś światełko w tunelu, a to oznacza, że chyba podążam we właściwym kierunku. Jakże chciałabym być naprawdę taka, jaką mnie przedstawiłeś: odważna, zdeterminowana, skutecznie walcząca o swoje prawa. Niestety, to wyidealizowany obraz. W istocie nie raz się bałam i nie miałam pojęcia, co dalej ze sobą robić. Wielokrotnie traciłam wiarę, że w ogóle cokolwiek mogę jeszcze zmienić w swoim życiu. Wiedziałam, że Twoja matka nie chciała mnie w Waszym domu, dlatego już dawno pragnęłam stamtąd odejść, ale nie miałam pojęcia, jak miałabym to przeprowadzić. Toteż cała moja rzekoma odwaga (jak twierdzisz) czy też zuchwałość (jak zwykły mawiać Twoja matka, siostra i Tomaszowa) w rezultacie sprowadzała się do pustych gestów z mojej strony, które w praktyce nie miały żadnego znaczenia._
_W taki sposób oszukiwałam przede wszystkim samą siebie, a może raczej próbowałam oszukiwać, bo w głębi duszy zdawałam sobie przecież sprawę, że nie jestem przygotowana do samodzielnego życia. Nie mam odpowiedniego wykształcenia ani umiejętności, dzięki którym bez niczyjej pomocy zdołałabym znaleźć posadę i zarobić na swoje utrzymanie. Wiedza, którą nabyłam na pensji, nie przygotowała mnie do takiego życia, jakie od dawna chciałam prowadzić. Tak naprawdę najbardziej przydatna okazała się nauka kaligrafii i buchalterii, bo właśnie dzięki nim znalazłam zatrudnienie w kantorku sklepu pana Wincentego Gajewskiego. Choć nie ukrywam, że nie obeszło się bez interwencji (rekomendacji) Amelii._
_Jej ojciec dał mi szansę, niemniej – jak zaznaczył – początkowo tylko na próbę. Nie postawił mnie jednak za sklepową ladą ani przy kasie, lecz dał miejsce w kantorku. Tam dyktuje mi i daje do przepisania listy i inne pisma, tam także – gdy przekonał się, że jestem skrupulatna i daję sobie radę z buchalterią – dopuścił mnie do zliczania codziennych obrotów. Podobno kiedyś zajmowała się tym jego żona, ja zaś – jak przyznał – radzę sobie z tym niemal tak dobrze jak ona._
_Potwierdził to nawet Antoni, starszy subiekt, który cieszy się bezwarunkowym zaufaniem pana Wincentego, jako że pracuje w tym sklepie od początku jego istnienia i przez pierwsze dwa lata był tu jedynym zatrudnionym sprzedawcą. Harował wówczas od rana do ciemnej nocy, ramię w ramię ze swoim pryncypałem i jego małżonką, zanim Gajewskiego stać było na zatrudnienie większej liczby pracowników. Zdobycie uznania i sympatii Antoniego jest podobno warunkiem utrzymania posady, o czym uprzedziła mnie zarówno Amelia, jak i jeden z młodszych subiektów._
_Amelia podejrzewa, że to właśnie Antoni wystosował veto w kwestii postawienia mnie za sklepową ladą, bowiem jego zdaniem obecność panny sklepowej rozprasza pozostałych subiektów, tak że stają się nieuważni, a bywa, że umizgują się do koleżanki. Kiedy zaś w sukurs idą im co niektórzy klienci, sytuacja staje się nader kłopotliwa i trudna. Jeszcze by tego brakowało, aby zaczęto rozsiewać jakieś plotki o naszym sklepie, gderał. Społeczeństwo nie jest gotowe na takie zmiany. Choć, zdaniem pozostałych subiektów i Amelii, na takie zmiany nie jest przede wszystkim przygotowany sam Antoni._
_Tak czy owak, wyznaczono mi inne zadanie, na zapleczu, co zresztą odpowiada mi znacznie bardziej niż bezpośrednie obsługiwanie klientów. Zwłaszcza że niektórzy z nich potrafią być trudni i kapryśni; spełnienie ich wymagań wymaga doświadczenia i predyspozycji, których ja, przynajmniej na razie, nie mam. A poza tym uważam, że argumenty Antoniego wcale nie są tak niedorzeczne, jak twierdzą niektórzy. Wolę ciszę panującą w moim małym, zawalonym papierami, pieczęciami i różnymi pudłami kantorku. Podoba mi się to zajęcie – wreszcie, bodaj po raz pierwszy od wielu lat, nie prześladuje mnie owo nieznośne poczucie, że każdego dnia czas przecieka mi przez palce, że marnuję go nie wiadomo na co. Praca nad dokumentami jest wprawdzie czasochłonna i bywa żmudna – niekiedy siedzę nad nimi do późnego wieczora, bo przecież wciąż wielu rzeczy muszę się nauczyć i nabrać wprawy – ale jednocześnie mam wrażenie, że porządkując te wszystkie papiery, przy okazji wprowadzam ład we własnych myślach. Do tej pory bywałam roztrzepana i „rozbałaganiona” (cytuję opinię Tomaszowej, niepozbawioną jednak ziarna prawdy), teraz muszę się nauczyć w skupieniu wykonywać swoje zadania, i wychodzi mi to coraz lepiej._
_Na razie mieszkam jeszcze razem z ciotką Amelią, ale – jeśli wszystko pójdzie dobrze – już niedługo może przeprowadzę się do innego lokum. Pewna zacna niewiasta – (teraz z kolei cytuję słowa Antoniego, wypowiedziane zresztą z najwyższą powagą) – szuka lokatora do maleńkiego mieszkanka w swojej kamienicy w dzielnicy kazimierzowskiej. Żadne luksusy, ale na moje potrzeby (i możliwości finansowe) są to warunki jak najbardziej wystarczające. A poza tym byłabym bardziej niezależna, bo choć z ciotką Amelią dogadujemy się całkiem nieźle, to jednak mam poczucie, że siedzę jej na karku. Ona wprawdzie tak nie twierdzi, a nawet zrugała mnie za takie słowa, ale swoje wiem._
_Poza tym jej mieszkanie jest stale pełne gości, innego wprawdzie pokroju niż ci, którzy zapełniali salon Twojej matki, niemniej bywa to dla mnie męczące. A nie wypada mi zamykać się przed nimi w swoim pokoju, zwłaszcza że ciotka stale upiera się, bym uczestniczyła w tych spotkaniach. Oczywiście to jej dom i to ona wyznacza reguły, więc nie mogę się do nich nie stosować, poza tym nie chcę jej sprawiać przykrości, niemniej chciałabym wreszcie żyć według własnych. Przecież między innymi dlatego zdecydowałam się opuścić mieszkanie Twoich rodziców._
_– I ty naprawdę uważasz, że w kamienicy należącej do jakiejś zdewociałej staruszki będziesz mogła żyć po swojemu? – zaśmiała się Amelia, gdy wyjawiłam jej swój plan. – Stale będziesz ją miała na karku, i to do tego stopnia, że jeszcze zatęsknisz – nie tylko za mną, ale nawet za ciotką Burgiewiczową. I stanie się to znacznie szybciej, niż przypuszczasz._
_Odpowiedziałam, że bynajmniej nie przeraża mnie perspektywa ciszy i spokoju w moim nowym miejscu zamieszkania, więc jestem raczej dobrej myśli w tym względzie._
Ciotka na to:
_– Wiem, że marzy ci się niezależność. Mnie też się kiedyś marzyła. Dopóki na własnej skórze na przekonałam się, że nic takiego nie istnieje. A przynajmniej nie jest to przywilej czy też przeznaczenie kobiety._
_A potem dodała, że i ja się o tym przekonam. Nie ja pierwsza i nie ostatnia, a ja najwidoczniej należę do tych, które muszą się sparzyć, aby przyjąć do wiadomości, że pewnych reguł i zasad nie da się bez konsekwencji złamać ani zmienić. Mówiła to jednak spokojnie, bez gniewu, nawet bez żalu. Jakby stwierdzała jakąś prawdę, nad którą nie warto deliberować ani załamywać rąk. Nawet się uśmiechała. Wiedziała, że i tak mnie nie przekona, i nie zamierzała tracić na to czasu._
_Tak więc, Drogi Kuzynie, jestem pełna nadziei i z optymizmem patrzę w przyszłość. Kraków mi się podoba, ma swój urok i klimat, a choć niekiedy odzywa się jeszcze we mnie tęsknota za atmosferą wielkiego, kipiącego życiem miasta, to jednak myślę, że w końcu ostatecznie zaakceptuję tutejsze, znacznie wolniejsze tempo. Obiecuję, że się odezwę, gdy tylko zamieszkam na swoim._
Kinga