- W empik go
Ozeasz Miłość w pękniętym naczyniu - ebook
Ozeasz Miłość w pękniętym naczyniu - ebook
E-book dostępny w formacie mobi, epub. nie ma pliku PDF.
- "Ozeasz. Miłość w pękniętym naczyniu". Powieść biblijna z serii "Skarby Jego miłości".
Pan rzekł do Ozeasza: Idź, weź sobie za żonę nierządnicę i miej z nią dzieci z nierządu, gdyż kraj przez nierząd stale odwraca się od Pana.
- Ozeasz otrzymał od Boga trudne zadanie - ma poślubić prostytutkę, aby pokazać ludziom naturę i głębię. Jego miłości do Izraela...
Ozeasz przyjmuje misję, lecz wkrótce odkrywa, że kobieta, którą Bóg przeznaczył mu na zonę, jest Gomer - jego przyjaciółka z dzieciństwa. Zhańbiona i ciężko doświadczona przez życie, nie chce zaufać Ozeaszowi ani jego Bogu, ale poślubienie przyjaciela staje się dla niej jedyną drogą ucieczki.
- Gomer jak zawsze, wybiera ścieżkę przetrwania ale też ... zdrady.
Dzięki połączeniu wiedzy historycznej i mistrzowskiego pióra, Mesu Andrews ożywia jedną z najbardziej fascynujących biblijnych historii o miłości i przetrwaniu w obliczu całkowitej zdrady.
- MESU ANDREWS Zdobywczyni nagód Christy, ECPA.
Inne tytuły serii "Królowie i Prorocy":
- - "Dziedzictwo Izajasza"
- - "Córka Izajasza"
- - "Ogień i lwy"
Seria "Skarby Nilu":
- - "Miriam"
- - "Córka Faraona"
Seria "Skarby Jego miłości"
- "Hiob. Miłość pośród popiołu"
- "Ozeasz, Miłość w peknietym naczyniu"
- "Salomon, Święta pieśń miłości"
- "W cieniu Jezebel"
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788366397507 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Andrews w powieści _„Hiob”_ odtwarza biblijną historię Hioba z perspektywy wiernych mu kobiet. Ta klasyczna historia przemówi do czytelników na nowo i pokaże im, w jaki sposób Bóg wnosi miłość do naszego codziennego życia.
RT Book Reviews
Korzystając z historycznych i biblijnych źródeł, autorka stworzyła tę fascynującą i wielowarstwową opowieść o bohaterze Starego Testamentu, Hiobie oraz jego rodzinie. Czytelnik znajdzie tu historie dramatów, uzdrowień i zwycięstw.
CBA Retailers + Resources
W powieści _„Hiob”_ strata przeplata się z opowieściami o miłości i pięknie. Historia Hioba budzi się do życia!.
Jill Eileen Smith, bestsellerowa autorka Sarai i Rebeki
_„Hiob”_ to powieść, w której Mesu Andrews przypomina starotestamentową historię Hioba. W swej narracji podkreśla wierność i lojalność Hioba względem nauczań El Szadaj. Widzimy też głęboki szacunek do Bożych zasad w relacjach z Diną i innymi ludźmi. Wątki bohaterów zmagających się z cierpieniem, wzruszą do łez. Jeśli szukasz historii z ciekawą fabułą, romantyczną namiętnością i biblijną prawdą, sięgnij po tę książkę.
Carol Kent, mówczyni i autorka Between a Rock and a Grace Place
_„Hiob”_ to przepiękne świadectwo wierności Hioba i wybawienia Diny. Pasja, z jaką Mesu podchodzi do tworzenia historii i Pisma Świętego, przebija przez każdą stronę tej powieści. Bogata i wnikliwa fabuła zachwyciły mnie jako czytelniczkę, inspirując przy tym do zanurzenia się głębiej w pozornie znane historie i postacie Starego Testamentu. Gratuluję Mesu Andrews tego wzruszającego debiutu!.
Melanie Dobson, nagrodzona autorka The Black Coister Salomon.
Andrews tworzy biblijną opowieść i zabiera czytelników do starożytnej Jerozolimy znanej z bogatej historii, zwyczajów i kultury, pokazując, jak jej mieszkańcom trudno przyjąć wiarę w jednego, prawdziwego Boga. Powieść znajduje doskonałe oparcie w faktach i jest świetnie napisana.
RT Book Reviews,
Andrews w bardzo ciekawy sposób budzi swoje postaci do życia. O Salomonie wiadomo, że miał ponad 700 żon i 300 nałożnic; autorka pokazuje go jednak jako człowieka kochającego jedną kobietę ponad wszystkie inne.
Polecam czytelnikom, którzy lubią biblijne historie opowiedziane przez pryzmat relacji damsko-męskich, jakie można odnaleźć choćby w powieściach Jill Eileen Smith oraz Francine Rivers.
Library Journal
Zdumiewająca swą głębią powieść _„Salomon”_ to historia, która zostanie z Tobą na zawsze. Mesu Andrews tworzy postaci, które podbiją Twoje serce i poruszą Twoją duszę. Mistrzostwo.
Roseanna M. White, autorka Jewel of Persia i Love Finds You in Annapolis, Maryland
KSIĄŻKI _
_MESU ANDREWS:
_SERIA - SKARBY NILU:_
_Miriam_
_Córka Faraona_
_SERIA - PROROCY I KRÓLOWIE:_
_Córka Izajasza_
_Dziedzictwo Izajasza_
_Ogień i lwy_
_SERIA - SKARBY JEGO MIŁOŚCI:_
_Hiob Miłość pośród popiołów_
_Ozeasz Miłość w pękniętym naczyniu_
_Salomon Święta pieśń miłości_
_W cieniu Jezebel_
_Żona Potyfara_NOTKA DO CZYTELNIKA
Co przychodzi Ci na myśl, gdy słyszysz o historii Ozeasza i Gomer? _Potęga miłości_* Francis Rivers, prawda? Czytałam ją co najmniej cztery razy. To jedna z moich ulubionych książek, a Francine Rivers bez wątpienia jest moją ukochaną pisarką. Dlaczego więc odważyłam się stworzyć książkę, którą można porównać z takim klasykiem? Bo „Ozeasz” to biblijna historia, a „Potęga miłości” to biblijna historia opowiedziana jako romans na prerii. Nie da się ich ze sobą zestawić, tak jak trudno byłoby porównać jabłko i pomarańczę – choć są owocami; jednak o zupełnie różnych, jakkolwiek pysznych smakach. Mam nadzieję, że czytelnicy docenią każdą z tych książek.
Wciągająca fikcja musi być wiarygodna, ale powiedzmy sobie szczerze – trudno opowiedzieć ciekawie o prawym i pobożnym mężczyźnie, którzy żeni się z nierządnicą, kocha ją i wielokrotnie jej przebacza. Gdy zagłębiasz się w opowieść o Ozeaszu i Gomer, pamiętaj, że według Biblii Ozeasz istotnie poślubił nierządnicę o imieniu Gomer, a jego miłość była odzwierciedleniem desperackiej miłości Boga do Izraela. Ta historia niekoniecznie wydarzyła się dokładnie tak, jak ją opisałam, ale naprawdę miała miejsce. Stanowiła tajemnicę Chrystusowej łaski i miłości przed wcieleniem naszego Zbawiciela.
Jeśli mowa o fikcji – nie ma żadnych historycznych danych, które łączyłyby ze sobą proroków Jonasza, Amosa i Ozeasza. Amos był jednakże zbieraczem fig z Tekoi i jest możliwe, że Jonasz żył tam ciągle za czasów jego proroctwa i służby Ozeasza. Zdecydowałam się spleść ze sobą ich historie w obozie proroków – swojego rodzaju szkoły dla aspirujących posłańców Jahwe. Choć nie ma danych potwierdzających istnienie takiego obozu w Tekoi, to w Biblii można jednak znaleźć wzmianki o społeczności proroków, która powstała mniej więcej w tych samych czasach, co plemiona. Sziloch było takim miejscem spotkań pomiędzy prorokami i arką Boga. W 19. rozdziale 1. Księgi Samuela czytamy, że Szaweł wysłał ludzi do Najot, aby schwytali Dawida i zabrali go od proroków, a szósty rozdział 2. Księgi Królewskiej mówi o prorokach, którzy narzekają na zbyt ciasne siedziby mieszkalne.
Pismo opisuje także szczegóły trądu króla Ozjasza, ale nie podaje lokalizacji chaty, w której spędzał swoje dni, gdy Jotam rządził państwem z Izraela. Biblia nie potwierdza też dokładnego związku pomiędzy Ozjaszem a Izajaszem i Amozem. Pismo mówi nam, że Izajasz był synem Amoza (2 Kr 19, 20), a zgodnie z tradycją talmudzką (starożytnymi hebrajskimi tekstami) Amoz był wujem Ozjasza (Meg. 10b). Ta nieścisłość zawiera w sobie całe piękno i wyzwanie tworzenia biblijnej fikcji – łączenia prawd Pisma z historycznymi danymi.
Służba Ozeasza rozpoczęła się około 180 lat po śmierci króla Salomona. Syn Salomona, Roboam, rozzłościł plemiona północy wysokimi podatkami i ciężarem pracy, więc te zbuntowały się przeciw młodemu królowi. Królestwo Izraela podzieliło się na dwa narody. Izrael stanowił północny naród dziesięciu zbuntowanych plemion, podczas gdy plemię Judy utworzyło nowy naród ze stolicą w Jerozolimie i wsparciem plemienia Beniamina. Ludy kananejskie – rozproszone zarówno wśród Izraela, jak i Judy – nadal czciły pogańskich bogów, tworząc fałszywe paralele pomiędzy El, ojcem bogów, a Bogiem Hebrajczyków, Jahwe. Północny naród Izraela wzniósł złote bożki w Betel i Danie, zachęcając Izraelitów do bałwochwalstwa, czym ściągnęli na siebie gniew Jahwe. Zrobili jednak przy tym coś znacznie gorszego – złamali Boże serce. Wybrany lud Boga odrzucił Jego miłość. I tu właśnie rozpoczyna się historia Gomer i Ozeasza.
------------------------------------------------------------------------
* Wszystkie powieści Francine Rivers są przetłumaczone na język polski. Można je nabyć w księgarni www.bogulandia.pl.PROLOG
OZEASZA 1:2
_Gdy rozpoczął Pan przemawiać przez Ozeasza, rzekł do niego: „Idź, weź sobie za żonę kobietę uprawiającą nierząd i bądź ojcem dzieci nierządu; kraj bowiem uprawiając nierząd – odwraca się od Pana”._
Pusty dom zatopił się w słodkiej ciszy. Chłonąc ją, Ozeasz zapragnął, by owa cisza stała się pokarmem dla jego duszy. Zaburczało mu w brzuchu. Spojrzał na świeży chleb zanurzony w gulaszu z soczewicy. Zdał sobie sprawę, że pora kolacji była już za nim.
Kamienny stół do pracy stał przy wejściu do głównego pokoju. Na ścianach wisiały kosze, w których skrywały się wczorajszy chleb i twardy ser. Ta skromna strawa miała mu wystarczyć do czasu, kiedy będzie mógł namoczyć soczewicę na jutrzejszy posiłek. Ozeasz zbliżył się do stołu i zauważył kurz tańczący w smudze złotego światła.
Kolejne spojrzenie na strużkę blasku sprawiło, że zanurzył się głębiej w rozmyślaniach. _Widzę ten kurz tylko wtedy, gdy przez okno wdziera się jasność_. Ozeasz machnął ręką na snop światła, poruszając drobinkami kurzu. Widoczny i prawdziwy, a jednak bezdźwięczny kurz był obecny, lecz niedający się zmierzyć. Usta Ozeasza wykrzywił lekki uśmiech. Poruszę ten temat na jutrzejszych lekcjach z prorokami. _Jonaszowi spodoba się…._
Nagle przez dom przemknął podmuch wiatru poruszając wiązkami wiszących ziół. Zaniepokojony odwrócił się w kierunku drzwi wejściowych. _Czyżby wiatr je otworzył?_
Drzwi były jednak zamknięte.
– Co to było? – wyszeptał sam do siebie.
W domu znów zawiało – tym razem pod wpływem wichru szata Ozeasza zatrzepotała, uderzając o jego nogi.
Wiatr przemówił: _Poślub nierządnicę_.
Ozeasz wciągnął powietrze. _Jahwe?_
_Poślub nierządnicę i bądź ojcem dzieci nierządu._
Wiatr przybrał na sile, a Ozeasz zasłonił twarz i upadł na kolana, nasłuchując.
_Ludzie Izraela uprawiają nierząd i zapomnieli o Jahwe._
Wiatr ustał. Zapadła cisza. Znów było spokojnie.1
OZEASZA 1:1
_Słowo Pańskie skierowane do Ozeasza, syna Beeriego, za dni królów judzkich: Ozjasza, Jotama, Achaza i Ezechiasza oraz króla izraelskiego Jeroboama, syna Joasza._
Gomer pognała przez swą prywatną komnatę i wiatę pomiędzy budynkami do kuchni przybytku nierządnic. Jara, jedna ze służących, chwyciła kilka suszonych fig i drżącą ręką podała je Gomer. Z wdzięcznością wzięła tylko dwie figi a pozostałe zacisnęła w dłoni dziewczyny.
– Zjedz je sama, Jaro. Nie pokazuj ich Tamir i nie dawaj nikomu innemu.
Wydostała się na opromieniony słońcem dziedziniec domu publicznego. Dostrzegła starą położną Merav doglądającą trojga brzdąców, bawiących się w piasku. Gomer rozejrzała się na lewo i prawo, pragnąc uniknąć konfrontacji z właścicielką przybytku. Tamir – to najzamożniejsza kobieta interesu w Samarii, zbudowała swoje bogactwo dzięki determinacji, podstępności i przychylności bogów.
I też dzięki Gomer.
Tak, Gomer była najbardziej lukratywną ladacznicą w domu publicznym.
– Dlaczego muszę uczestniczyć w dzisiejszej ofierze? – narzekała Gomer, stąpając w kierunku Merav. – Mało spałam i jestem zmęczona.
Staruszka przycisnęła palec do ust i skinęła głową na niemowlę śpiące w jej ramionach. Merav, położna w przybytku, kochała wszystkie dzieci, które mieszkały za jego murami – te, które się tam urodziły i te, które zostawiono na schodach przybytku.
Ściszyła więc głos, ale nie zmieniła jego tonu.
– Dlaczego Tamir żąda, żebym towarzyszyła dziewczętom? Są zdolne i radzą sobie z mężczyznami tak dobrze jak ja.
Zniesmaczona, wzięła jedno dziecko na ręce i przemyła śliną umorusany policzek dziewczynki.
– Tamir wie, że godnie reprezentujesz jej dom, a pozostałe dziewczyny szukają u ciebie porady, gdy wychodzą na ulice.
Stara niańka wyciągnęła suchą łupinę i uśmiechnęła się do Gomer z przekąsem. Miała dość słuchania jej narzekań.
– Zjedz skórkę granatu.
Gomer sięgnęła po skórkę granatu – zamiast niej chwyciła Merav za dłoń i ją pocałowała. Staruszka w zamian otarła jej policzek.
– Weź też trochę nasion. Inaczej to twoje dziecko będę w przyszłym roku kołysała.
Na myśl o tym Gomer oblała fala uczuć.
– Cóż, pewnie nawet nie wiedziałabym, że to moje, prawda?
Jej pytanie zabrzmiało bardziej oskarżycielsko niż zamierzała. Gdy ujrzała ból na twarzy Merav, uklękła przy staruszce.
– Przepraszam. Wiesz, że nie to chciałam powiedzieć. Ja tylko… Wiesz…
Z trudem dobierała słowa, próbując pozbyć się emocji, z którymi obudziła się tego ranka.
– Znasz mnie, Merav. Zawsze próbuję zapomnieć o tym, co było wczoraj i nie martwić się tym, co będzie jutro. Gdyby nie ty i twoje nasiona granatu, miałabym już pewnie z tuzin dzieci.
Staruszka spojrzała jej w oczy i pogładziła policzek.
– Czym się dziś kłopoczesz, moje drogie dziecko?
– Obudziłam się dziś rano z okropnym uczuciem strachu. Być może któryś z bogów próbuje mnie ostrzec przed niebezpieczeństwem.
– A może wypiłaś zeszłej nocy za dużo wina?
– Mówię poważnie! – krzyknęła Gomer. Jej głos poruszył niemowlę. Groźne spojrzenie staruszki przypomniało jej, że musi być ciszej. – Jestem coraz starsza, Merav. Przeżyłam już dwa porody i jedno poronienie wywołane przez zioła ruty. Nieważne, ile nasion granatu we mnie włożysz; przy liczbie klientów, których widuję co noc i tak zajdę w końcu w ciążę. Tamir mówi, że nauczy mnie prowadzić własny dom, ale póki co…
– Ale póki co nie pokazała ci jeszcze pozytywnej strony nierządu – staruszka dokończyła.
– Tak. – Ich spojrzenia skrzyżowały się w porozumieniu. – Niczego mi nie pokazała! Tylko ty jesteś moją nauczycielką. Ty nauczyłaś mnie, które zioła, korzenie i herbaty powstrzymają nasienie mężczyzny przed zakiełkowaniem. Ty nauczyłaś mnie, jak powić dziecko. A ja patrzyłam, jak inne dziewczyny tęsknią za dziećmi ze swego łona i jak pogrążają się w rozpaczy z każdym niemowlęciem, które im zabrano. Muszę wiedzieć, dlaczego Tamir odesłała wszystkich innych chłopców, ale postanowiła zatrzymać właśnie tego.
– Nawet ja tego nie wiem, moja mała Gomer. Znam Tamir, odkąd kupiła ten dom, a mimo to ukrywa przede mną, co takiego widzi w tym dziecku.
Staruszka pogładziła jego czarne włoski i przycisnęła niemowlę bliżej do serca.
– W takim razie powiedz mi, dlaczego nie zdradza imom*, które dzieci należą do nich. – Gomer zerknęła na malców bawiących się gałęziami i kamieniami. – Czy któreś z nich jest moje?
Oczy Merav wypełniły się łzami, lecz jej głos pozostał niewzruszony jak skała.
– Wiesz, że nie mogę. – Zadarła brodę i otarła łzy. – I wiesz, jak bardzo się staram, żeby ochronić wszystkie dziewczęta przed ciążą. Gdyby regularnie jadły nasiona i piły herbaty, które im daję, nie musiałybyśmy zabierać ich dzieci ani podawać ruty, żeby wywołać poronienie…
– Wiem – przerwała jej Gomer, kładąc głowę na kolanach Merav. – Nie oskarżam cię, przyjaciółko. Jestem tylko strapiona. Po raz pierwszy próbuję myśleć o przyszłości, lecz widzę tylko ciemność.
Merav pogłaskała ją czule po włosach i z niemowlęciem na drugiej ręce – zaczęła nucić znaną kołysankę. Na chwilę przeniosła się myślami do dzieciństwa w Betel. Wydawało się, że od tamtej pory minęły całe wieki. We wspomnieniach ujrzała trzy młodsze siostry, które skrywały się w kącie przed pijacką furią abby Diblaima. Abba** był kapłanem w świątyni, zaś w domu okrutnym zwierzęciem.
Potem zobaczyła twarz Ozeasza. Ostatni raz widziała go, gdy miał dziesięć lat, a ona sześć – tego dnia spadła z krokwi dachowych w świątyni. Nie zdążyła się z nim nawet pożegnać, zanim został zabrany przez abbę z Betel. Ozeasz był jej jedynym przyjacielem, jedynym obrońcą.
Kilka lat później abba Diblaim sprzedał ją kapłance Aszery z Samarii. Wtedy Gomer poznała gorycz losu kapłanki i samotność nocy u boku pijanych mężczyzn. Uwierzyła jednemu z kapłanów Baala, który twierdził, że ją kocha. Jakim głupim dzieckiem była! Odarta z funkcji kapłanki, zyskała miano nałożnicy i trafiła do domu publicznego Tamir. Miała wówczas dwanaście lat. Merav uleczyła jej złamane serce i rany po biczowaniu, na plecach. Biedna kobieta nie zasługiwała na złośliwość, którą uraczyła ją rano Gomer.
– Jesteśmy razem już od prawie siedmiu lat – wyszeptała Gomer, wtulając się w ramię Merav. – Wiem lepiej niż ktokolwiek, jak bardzo kochasz dziewczęta w domu, i chcę się upewnić, że obie będziemy miały dach nad głową, gdy stanę się za stara, żeby zarabiać na schronienie i chleb jako uliczna nierządnica.
Uniosła głowę, uważnie wpatrując się staruszce w oczy.
– Muszę wiedzieć, z kim rozmawia Tamir w świątyni, kiedy nasze młode dziewczęta osiągają wiek odpowiedni do służenia przy grobie Aszery. Jak decyduje, które z dziewcząt zostają kapłankami, a które idą do pracy jako ladacznice albo służące? Skąd jeszcze, poza wypłatą ulicznic, czerpie środki na jedzenie i utrzymanie domu?
– No proszę – rozległ się miękki głos za ich plecami. – Chyba trafiłam dziś rano na ważną rozmowę.
Gomer ujrzała strach w oczach opiekunki i zdała sobie sprawę, że Tamir usłyszała za dużo. Poderwała się na równe nogi i zmierzyła z właścicielką przybytku.
– Właśnie mówiłam Merav, o co planuję cię zapytać po powrocie z dzisiejszej ofiary. – Zganiła się za drżenie własnego głosu. Doskonale zwodziła mężczyzn, lecz nadal nie potrafiła okłamywać Tamir. – Czy mogę ci w czymś pomóc, zanim pójdę? Jakieś specjalne życzenia?
Tamir zmrużyła oczy i oparła pięści na smukłych biodrach.
– Tak, doprawdy, jest coś, o czym powinnaś wiedzieć przed wyjściem. Dzisiejsza ofiara będzie pierwszą taką w Izraelu. Susza, z którą zmagamy się od dwóch lat, dotknęła nawet spichlerzy z ziarnem króla Jeroboama.
Rozejrzała się na boki i ściszyła głos.
– Król jest zdesperowany, chce okazać bogom prawdziwe oddanie. Specjalnie na dzisiejszą ofiarę zbudował nowy ołtarz.
Okręciła pukiel włosów Gomer wokół swojego palca.
– Ogień z ołtarza będzie odbijał się w twoich lokach, a uderzenia bębnów podniecą poddanych. Zadbaj o to, żebyś była razem z resztą dziewczyn przy ołtarzu w momencie poświęcenia. Oczekuję od was całego dnia świętowania i zapłaty w ziarnie. – Puściła włosy Gomer i przegoniła ją ręką jak muchę. – Brakuje nam ziarna. Służące nie wypieką chleba ze srebra.
Wszystko w Gomer sprzeciwiało się temu znieważeniu, ale jaki miała wybór? Dokąd mogła pójść?
– Oczywiście, Tamir. Zrobię, co każesz. – Gomer przełknęła ślinę próbując zapanować nad tonem. – Czy mogę zrobić dla ciebie coś jeszcze, moja pani?
Ukłoniła się, pragnąc skryć złość, której nie potrafiła ukryć.
– Tak. Idź na poświęcenie. Już!
Właścicielka domu oddaliła się w pośpiechu, krzycząc na jedną ze służących po drugiej stronie dziedzińca.
Gomer drżała ze złości, potem zaś szepnęła do Merav, choć nie odważyła się spojrzeć w jej kierunku:
– Pójdę, jak mi kazała, ale gdy wrócę, moja przyjaciółko, przyniosę ze sobą tyle srebra, że obie będziemy mogły uciec z tego kurnika.
Merav złapała ją za dłoń.
– Uważaj, mała. Widziałam już to spojrzenie u Tamir. Nie tylko króla Jeroboama dosięgła desperacja..
------------------------------------------------------------------------
* _Imom_ – mamom.
** _Abba_ – ojciec, tato.2
OZEASZA 8:11
_Oto nadejdą dni – wyrocznia Pana Boga – gdy ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz głód słuchania słów Pańskich._
Ozeasz wspinając się na górę kamiennego wzniesienia Samarii, widział, jak słabnie wigor jego starego nauczyciela Jonasza, który coraz mocniej opierał się o swe laski.
– Pozwól, że ci pomogę.
Ozeasz objął ramiona Jonasza w geście wsparcia, ale zrzędliwy stary prorok odrzekł mu jak zwykle.
– Jahwe i te laski to jedyna pomoc, jakiej potrzebuję. Dziękuję.
Strząsnął z siebie ręce Ozeasza i uśmiechnął się nieznacznie, zapewniając ucznia o swej wdzięczności i odmowie. Minęły cztery dni, odkąd opuścili farmę Amosa w Judzie. Siły Jonasza słabły. Jego humor nie.
Ozeasz westchnął, pokiwał głową i oddał prowadzenie starcowi. Za swych młodzieńczych dni Jonasz przeprawił się do Niniwy i z powrotem, przeżył trzy dni w brzuchu ryby i skłonił do pokuty całe pokolenie Asyryjczyków. Kim był Ozeasz, by podważać jego samodzielność? _Jahwe, dodaj Jonaszowi sił. Wiesz, ile dla mnie znaczy._
Pozostawiwszy nauczyciela pod opieką Pana, Ozeasz skupił uwagę na lśniącym białym pałacu i zachwycił się stolicą swej ojczyzny – miasta, którego dawno nie widział; ziemi, którą opuścił przed dwunastoma laty.
Zerknął z ukosa na Jonasza i zauważył jego drżenie. Zdjął z siebie okrycie i założył je na ramionach przyjaciela. Tym razem Jonasz nie protestował, lecz naciągnął wełnianą szatę i zacisnął ją sobie na szyi. Zakryty teraz od stóp do głów, Jonasz doświadczał skutków pobytu w brzuchu ryby.
– Jak daleko od Samarii znajduje się twoje rodzinne miasto, Jonaszu?
Zamiast gapić się na biednego przyjaciela, Ozeasz postanowił rozpocząć rozmowę.
– Tyle samo na północ, co twój Betel na południe. – Głos Jonasza drżał jak jego ramiona.
Ozeasz skinął głową, lecz milczał. Zacisnął powieki, karcąc samego siebie za zabranie Jonasza w podróż. Obawiał się, że wędrówka będzie dla niego zbyt ciężka, ale Jonasz uparł się towarzyszyć młodzieńcowi w jego pierwszej misji proroka.
– Potrzebujesz koca z mojego bagażu?
– Dość już tego! Nic mi nie jest – odparł Jonasz głosem stłumionym przez warstwy szaty. – Przestań koło mnie latać jak nadopiekuńcza ima.
Ozeasz zauważył delikatny blask w jego oczach.
– Nie wiem, czy jest mi zimno, czy tak się na ciebie irytuję, ale nie mogę przestać się trząść.
Odsunął swe okrycie na tyle, aby obdarzyć Ozeasza zachęcającym mrugnięciem. Ozeasz dostrzegł dumę w jego spojrzeniu i otoczył go swym ramieniem.
– Nie mów, że nie chcesz mojej pomocy – ostrzegł, zanim nauczyciel zdążył zaprotestować. – Kładę na tobie rękę, bo sam potrzebuję wsparcia.
Jonasz zachichotał i obaj ruszyli w ciszy stromą, kamienną ścieżką w górę. Ozeasz przeniósł się myślami do pierwszego spotkania z „prorokiem od ryb”, jak nazywała Jonasza Gomer, gdy byli dziećmi. Przypomniał sobie jak razem z Gomer wślizgnęli się na świątynne krokwie, skąd obserwowali ukradkiem kapłańskie obowiązki ojców, kiedy nagle do środka zawitał Amos z Jonaszem, aby dostarczyć wyrok wydany na Izraelitów przez Jahwe.
– _Do Izraela nadchodzi głód – Słowa Jahwe_.
Arcykapłan Amazjasz zlekceważył ostrzeżenie Amosa, wdarło się jednak do serca abby Ozeasza, Beeriego. Postanowił on opuścić Izrael razem z innymi wiernymi Jahwe i zabrał syna na farmę Amosa, by ten uczył się u boku przyszłych proroków.
– Czy podziękowałem kiedyś, tobie i Amosowi za założenie szkoły dla proroków w Tekoi?
Obawiając się, że gdy spojrzy na Jonasza, emocje stłamszą jego słowa, Ozeasz nie przestawał patrzeć na drogę.
– Przykro mi, że twój abba nie może zobaczyć cię podczas służby. Byłby z ciebie dumny. Jesteś prorokiem, który przemówi do Izraela po raz pierwszy od dwunastu lat od czasu zapowiedzianego głodu Słowa Jahwe.
Serce Ozeasza ścisnęło się w piersi. W takich chwilach tęsknił za abbą. Beeri zmarł dwa lata po dotarciu na farmę Amosa, zostawiając syna pod opieką Jonasza. Od tamtej pory Jonasz był dla niego duchowym i ziemskim przewodnikiem.
– Tęsknię za abbą Beerim, ale ty sam byłeś dla mnie wiernym abbą, przyjacielu.
Jonasz przerwał mozolny chód i wyprostował plecy, zmuszając Ozeasza do spojrzenia mu w twarz.
– Dzień, w którym opowiedziałeś mi o swoim pierwszym spotkaniu z Jahwe… Pamiętasz? Tańczyłem wtedy z radości! Bez tych lasek do chodzenia!
Obaj się zaśmiali, przypominając sobie to widowisko.
– Pamiętam – przytaknął Ozeasz, ocierając łzy radości. – Czy Jahwe zdradził ci, że rozkaże mi wziąć sobie żonę? Zanim odszedłeś tamtego dnia, powiedziałeś, żebym nie brał sobie żony, dopóki nie otrzymam nakazu Pana. Wiedziałeś, że tak się stanie?
– Jahwe nie przemówił do mnie bezpośrednio od dłuższego już czasu. Otrzymuję od Niego jedynie napomnienia. Ale ty, Ozeaszu, jesteś prorokiem Jahwe na ten okres dziejów. Przemawiaj odważnie, mój synu. Przemawiaj z władzą, którą podarował ci Jahwe.
Jego przenikliwe oczy każdego potrafiły przyprawić o gęsią skórkę. Mijani przez zmęczonych podróżnych, obaj zamilkli.
Ozeasz czuł się jak dziecko, ale musiał o to zapytać.
– Jahwe nakazał mi poślubić nałożnicę, ale nie powiedział, jak ją znaleźć ani jak… zdobyć jej przychylność. – Czując ciepło na policzkach, przejechał sandałem po zakurzonej ścieżce. – Co, jeśli nierządnica mi odmówi? Nie jestem tak przystojny jak Izajasz. On nie miałby problemu z podbiciem kobiecego serca. Zdobył już Aję.
Uniósł głos i dał upust największym lękom swej duszy.
– Co, jeśli ja nie jestem w stanie zainteresować nawet ladacznicy?
Jonasz wziął Ozeasza pod ramię i wznowił wspinaczkę po wzgórzach Samarii.
– Twoja ladacznica może cię odrzucić.
– Co?
Ozeasz przystanął, ale Jonasz pociągnął go za szatę i oparł o niego swe ramię, zmuszając do dalszej podróży.
– Powiedziałem: może. Musisz pamiętać, dlaczego tu jesteś. Niewierność Izraelitów złamała serce Jahwe. Musisz stać się wrażliwy na uczucia tej, którą chcesz poślubić. Musisz publicznie zadeklarować swoje zamiary i narazić się na odrzucenie.
– Nie poprawiasz mi samopoczucia, Jonaszu.
Przez cały czas myślał o radosnych chwilach, jakie przeżywał Izajasz po uzgodnieniu zaręczyn z Ają, żałując, że on nigdy nie poczuje słodyczy takiego triumfu.
– Nie po to tu jestem, synu. Mam nadzieję przygotować cię do powołania Jahwe. Twoje trudy, uczucia, radości i smutki będą odzwierciedlały to, co przeżywa sam Bóg.
Ozeasz znów zamilkł i zerknął na samaryjskie pałace z białego wapienia. Zdał sobie sprawę, że choć jego dni w szkole proroków dobiegły końca, to odkrywanie, jak być prorokiem Jahwe, dopiero się zaczynało.
Przełknął ślinę, zbierając odwagę na zadanie kolejnego pytania. Cieszył się, że nie było z nimi Izajasza. Wychowywali się razem w obozie dla proroków, ale Izajasz był od niego cztery lata młodszy i bywał irytujący. A ponieważ pochodził z rodziny królewskiej, mógł nie rozumieć rozterek Ozeasza.
– Co, jeśli nie będę chciał podporządkować się powołaniu Jahwe, Jonaszu? Co, jeśli nie zechcę poślubić… nierządnicy?
Ledwie potrafił wypowiedzieć to słowo.
Jonasz tylko się uśmiechnął, upokarzając ucznia.
– Nie widzę powodu do śmiechu!
Jonasz uniósł brew.
– Pytasz mnie co się stanie, gdy sprzeciwisz się Jahwe?
Ozeasz zdał sobie sprawę z ironii sytuacji. Rozmawiał z prorokiem, który już próbował uciec od powołania. Zabrakło mu argumentów.
– Bóg postawi na swoim z naszym udziałem czy bez niego. Jeśli nie podporządkujemy się Jego woli, odnajdzie kogoś innego, kto wypełni Jego cel. Zawsze jednak doprowadzi do realizacji Swoich planów, bo Jego plany są doskonałe.
Ozeasz skinął głową i obaj zamilkli, kontynuując swą wędrówkę wraz z tłumem zmierzającym do miasta króla Jeroboama. Samaria, podobnie jak Jeruzalem, lata temu została wybrana przez żołnierza na stolicę narodu ze względu na jej militarną przewagę. Król Omri doceniał jej lokalizację na szczycie stromego wzgórza i wykuł boczne ściany miasta bezpośrednio w stoku. Syn Omriego, Achab wzbogacił Samarię o liczne budowle – to właśnie jego ekstrawagancja i podarunki dla żony Jezebel zainspirowały handlarzy do powstania pałacu z kości słoniowej.
Ozeasz przystanął i zasłonił oczy przed blaskiem. Patrzył na pałac i jego ziemie, które zajmowały niemal jedną trzecią wzgórza Samarii. Dwupiętrowe rezydencje na wschód od królewskich posiadłości świadczyły o luksusie i zbytku wszystkich przywódców Izraela. Serce Ozeasza ścisnęło się w piersi.
Jonasz również się zatrzymał, nerwowo obserwując przemykających obok ludzi i pociągnął Ozeasza za rękaw.
– Co robisz? Jeśli kupcy mają rację, ofiara w świątyni może rozpocząć się lada moment.
– Jestem Izrealitą z urodzenia, Jonaszu, ale nigdy nie widziałem Samarii. I pomyśl, że to wszystko zniknie, jeśli Jeroboam nie wysłucha mojej wiadomości od Jahwe.
– Pamiętaj, czego się nauczyłeś, Ozeaszu. Jesteś prorokiem Boga. Nie jesteś samym Bogiem.
Razem ruszyli przez bramy miasta. Wewnątrz stolicy Izraela skręcili na zachód i rozpoczęli wspinaczkę po sławnym wzgórzu Samarii. Przez środek ulicy przebiegał rów z odpadkami. Nawet dwóch proroków z wioski wiedziało, że od tej cuchnącej wody należy trzymać się jak najdalej. Odór sprawił, że Ozeasz niemal zwymiotował. Kiedy tłum zwolnił, młodzieniec zerknął do tyłu i zobaczył u stóp wzgórza nędzne chaty, do których spływały śmieci i odchody całego miasta. Kolejny powód, dla którego silni i bogaci mieszkają w dwupiętrowych willach na szczycie góry.
– Musimy się chyba rozdzielić – powiedział Jonasz i skinął na znieruchomiałą masę ludzi. – Musisz dostać się tak blisko króla Jeroboama, jak to możliwe, a stary kaleka będzie cię tylko spowalniał.
Ozeasz chciał zaprotestować, ale Jonasz uciszył go gestem wyciągniętej ręki.
– Jahwe wybrał cię, żebyś dostarczył Jego wiadomość, mój synu. Usunie wszelkie przeszkody z drogi i natchnie cię mądrością. Idź.
Jonasz pchnął ramię Ozeasza, nie zostawiając pola do dyskusji.
Z sercem dudniącym w piersi, Ozeasz zrobił pierwszy krok w kierunku wielkiego budynku, który łączył się ze wschodnią stroną pałacu. Na wierzchołku portyku widniała głowa fenickiego boga Melkarta – bez wątpienia wykutego tam przez Achaba na cześć jego królowej, Jezebel. Tuż przed nim wyłaniał się zarys olśniewająco białej, dwupoziomowej świątyni. Jej zewnętrznych krawędzi strzegły przepiękne ogrody, a na dziedzińcach stały kamienne posągi w każdym rozmiarze i z wizerunkiem bożków każdej religii. Ozeasz posuwał się z tłumem do przodu.
Wtłoczony do głównego sanktuarium, Ozeasz wciągnął powietrze. Wnętrze świątyni Samarii zajmował potężny bożek, mocno kontrastujący ze skromnym złotym bykiem z jego rodzinnego Betel. Lśniąca brązowa postać mężczyzny z głową byka sięgała niemal sufitu. Z jego brzucha wydostawał się dym z płonącego ognia. Ozeasz słyszał historie o tym bogu – dla Moabitów był Kemoszem, a Ammonici widzieli w nim Molocha. Kananejczycy nazywali go Motem i uczyli Izraelitów, żeby ci składali mu ofiary w przypadku suszy. Wedle ich podań, Mot pokonał boga deszczu, księcia Baala, i przetrzymywał go w podziemiach, dopóki nie otrzymał należnej darowizny. Bez względu jednak na to, jakie imię nosił w tym zdeprawowaniu, Ozeasz wiedział, co oznaczał jego ołtarz.
Śmierć dziecka.3
OZEASZA 4:1-3
_Słuchajcie słowa Pana, synowie Izraela, (...) nie ma, bowiem wierności i miłości ani poznania Boga na ziemi. Przeklinają, kłamią, mordują i kradną, cudzołożą, popełniają gwałty, a zbrodnia idzie za zbrodnią. Dlatego kraj jest okryty żałobą i więdną wszyscy jego mieszkańcy (...)._
Gomer przedzierała się przez tłum świątyni ze zręcznością zrodzoną z doświadczenia i potrzeby. Dziewczęta maszerujące z tyłu dzielnie dotrzymywały jej kroku, a ich ubarwione proszkiem antymonowym oczy obserwowały każdy ruch Gomer.
– Ty będziesz tańczyła na lewo od podestu króla – poinstruowała najmłodszą. Potem przywołała do siebie wysoką, bardziej doświadczoną z dziewczyn. – Trzymaj się blisko niej, dopóki nie dostanie należnej zapłaty w ziarnie.
Obie skinęły głowami i uciekły. Brązowe dzwonki dookoła ich kostek brzęczały z każdym kolejnym krokiem. Gomer wyznaczała pozycje dla pozostałych dziewcząt Tamir – daleko od innych nałożnic, by nie stanowiły dla siebie konkurencji, lecz wystarczająco blisko ołtarza, by przykuwały uwagę zagorzałych czcicieli.
Skończywszy, rozejrzała się po świątyni w poszukiwaniu własnego miejsca. Zmieniało się ono z każdą uroczystością, ale zawsze nosiło te same cechy: najbardziej dyskretny kąt nieopodal wysoko postawionych oficjeli. Starszy i sędzia – czy nawet kapłan – nie mieli oporów przed wzięciem do łóżka nierządnicy. Oficjel wystawiał się jednak na kpiny, gdy płacił za przyjemność zbyt często lub kiedy jego wybranka była brzydka. Gomer należała do pięknych, wielokrotnie zapewniali ją o tym najbardziej wpływowi mężczyźni w Samarii. Dlatego dyskrecja była kluczowa, jeżeli chciała uwieść tych, którzy mogliby podarować jej wystarczająco dużo srebra na wieczorną ucieczkę.
Bębniarze świątynni zaczęli wybijać powolny, głęboki rytm, który zawibrował w duszy Gomer, wprawiając jej stopy w ruch. Tańcząc i kołysząc ciałem, Gomer poruszała się w takt muzyki ku zacienionej przestrzeni obok podestu króla. Jeroboam siedział na swym świątynnym tronie z nowo mianowanym generałem Izraela u boku. Menachem był bezwzględnym żołnierzem i rygorystycznym przywódcą. Podobnie jak król Jeroboam, wymagał od podległych niezachwianej lojalności. Zaledwie dwie noce temu Gomer sama poczuła ciężar jego bata, kiedy ociągała się z podaniem Menachemowi wina. Nigdy więcej nie zamierzała popełnić już tego błędu.
Po prawej stronie króla zasiadał Amazjasz, który za czasów dzieciństwa Gomer pełnił funkcję arcykapłana w Betel. Od przybycia do Samarii widywała go setki razy, nieustannie oburzając się na jego pozycję arcykapłana Izraela. Dziś jednak znów czuła się jak sześciolatka i przed oczyma stanął jej obraz Amazjasza szalejącego ze złości na proroka Amosa, który przybył z Judy, aby podzielić się wyrokiem Boga przeciw Izraelowi. Przyprowadził ze sobą także proroka od ryb.
Proroka od ryb. Tego, który zabrał Ozeasza. Na świeże wspomnienie poczciwej twarzy Ozeasza jej serce ścisnęło się w piersi. Od lat nie myślała o przyjacielu z dzieciństwa – aż do tego poranka. Dlaczego myśl o nim prześladowała ją dzisiaj?
Gomer zakryła uszy, odcinając się od wspomnień, i skupiła na muzyce nadchodzącej uroczystości. Ciągle czuła jednak wokół siebie obecność Ozeasza. Ten mały chłopiec był dla niej jak starszy brat – silny i opiekuńczy. Kiedy jego abba Beeri oznajmił, że zabiera Ozeasza do Judy – z dala od pogańskich bożków Izraela – Gomer zapamiętała jedynie krzyk i upadek z krokwi. Cały jej świat pociemniał. Gdy się obudziła, Ozeasza już przy niej nie było – a wkrótce straciła także i niewinność.
Świątynia króla Jeroboama nadal drżała od uderzeń bębnów, ale Gomer stała nieruchomo jak płonący bożek przed nią, patrząc na Amazjasza. Z jakiegoś powodu uważała, że to on jest odpowiedzialny za jej pełne cierpienia życie. Nadęty głupiec klaskał nie do rytmu, wzbudzając w Gomer głęboką, palącą nienawiść. Miała dziesięć lat, kiedy abba Diblaim sprzedał ją kapłance Samarii – tego samego dnia, gdy Amazjasz został arcykapłanem Izraela. Tego samego dnia, gdy abba Diblaim został arcykapłanem w Betel.
Kariery niektórych mężczyzn opierały się na urodzie dziewczynek. Świadomość, że jej ciało „kupiło” polityczną przychylność abby, napawała Gomer zarówno nienawiścią, jak i rozpaczą. Wzdrygnęła się. Potrząsnęła głową, próbując przegonić wspomnienia. Jeśli chciała zarobić wystarczająco dużo srebra na ucieczkę z Merav, musiała zaprezentować się najlepiej, jak umiała. Zamknęła oczy, zmuszając się do czerpania przyjemności z rytmu wybijanego przez bębny, z miarowych wibracji pod stopami.
Wznowiła taniec w kierunku podestu króla, mijając po drodze nowy ołtarz z wizerunkiem mężczyzny o głowie byka, który siedział ze skrzyżowanymi nogami. Ogień w jego brzuchu płonął na bursztynowo i biało, swym gorącem niemal przypalając Gomer. Kobieta ominęła mosiężną bestię z daleka, podziwiając jej rozmiary i intensywność. Dwukrotnie wyższy od człowieka, posąg był na tyle szeroki, że pomieściłby w swym kotle stojącego wielbłąda. Nigdy wcześniej nie widziała niczego podobnego w Samarii – ani w Betel. Kananejczycy mieli wielu bogów i Gomer poczuła się zdradzona przez swój prosty izraelicki kult El i Aszery; Baala i Anat.
Aszera była jej patronką; błogosławiącą i przeklinającą jednocześnie obrzędy płodności u kobiet i mężczyzn. Gomer darzyła izraelickie bóstwa należnym szacunkiem, lecz coś w tym mosiężnym palenisku przyciągało ją bliżej – wzbudzało podniecenie. Wybijany rytm przyspieszył, a Gomer rozłożyła szeroko ręce. Przechyliła do tyłu głowę, zapominając o samej sobie, żeby móc śmiać się i tańczyć. Dzwonki dookoła jej talii, kostek i nadgarstków brzęczały w takt głębokiego łomotu bębnów, gdy zatracała się w tym, co mógł oferować nowy bóg.
– Słuchajcie słów Jahwe, Izraelici. – Głęboki męski głos otarł się o jej zmysły, rozbrzmiał nad bębnami i uciszył rozkrzyczany tłum. – Oto, o co oskarża was Jahwe.
Zaklęcie Gomer prysło. _Jahwe?_ Nie słyszała imienia tego boga od Betel, od Ozeasza…
– Kto śmie przerywać świętą ofiarę króla?
Amazjasz poderwał się z pozłacanej sofy i stanął na krawędzi królewskiego podestu. Tłum kręcił się, uciekając na wszystkie strony, aż wreszcie tylko jeden mężczyzna pozostał sam – otoczony przez ciekawskich, lecz ostrożnych obserwatorów.
– _Nie ma wierności i miłości ani poznania Elohim na tej ziemi_ – ciągnął intruz. Gomer stała za daleko, żeby zobaczyć jego twarz. – _Jest tylko przekleństwo, kłamstwo, mord, kradzież i cudzołóstwo. Dlatego ziemia wysycha, a całe jej stworzenie ginie. Czy nie wymierają nawet wasze zwierzęta, ptaki i morskie ryby?_
– Nie obwiniaj przywódców Izraela, kiedy to jego lud popełnia te haniebne zbrodnie.
Gomer pomyślała, że postać Amazjasza przypomina bardziej węża niż człowieka.
Zaczęła przepychać się przez tłum. _Wystarczy, że minę jeszcze jednego tłustego Izraelitę i zobaczę tego proroka Jahwe._
– Oto Jahwe do ciebie przemawia, Amazjaszu: _Wnoszę skargę przeciw twoim kapłanom. Zgładzę mój naród z powodu jego braku nauki. A ponieważ i ty odrzuciłeś Moją wiedzę, ciebie odrzucę od kapłaństwa. Zapomniałeś nauczań Elohim, więc ja zapomnę o twoich synach, Izraelu._
Wreszcie! Gomer wyłoniła się z tłumu i stanęła twarzą w twarz z prorokiem. _Na łono Aszery… Nie!_
– Ozeasz?
Jego imię wymknęło się z jej ust razem z szeptem, lecz – dzięki bogom – Ozeasz tego nie usłyszał. Ale naprawdę tu był. W dzieciństwie to Gomer była tą odważniejszą. A teraz – wystarczyło tylko na niego spojrzeć! Jej bojaźliwy przyjaciel zamienił się w walecznego proroka Jahwe. Serce Gomer waliło głośniej niż bębny, które wprawiały jej stopy w ruch. Patrzyła na starego znajomego. Pod wieloma względami wydawał się taki sam jak kiedyś. Kręcone włosy. Łagodne brązowe oczy – tak okrągłe i niewinne, jak dwanaście lat temu.
A potem Ozeasz dostrzegł jej spojrzenie. Gomer zobaczyła, jak jego niewinność pryska.
Ozeasz pochylił się do przodu i chwycił za brzuch, jak gdyby ktoś zadał mu cios. Przez tłum przetoczył się szmer, który przypomniał mu, że musi przekazać resztę Bożej wiadomości, ale jak miał to teraz zrobić? Może to nie ona? Jego wzrok powędrował w kierunku ufarbowanych henną stóp nałożnicy przed nim. Powoli, niemal boleśnie, Ozeasz prześwietlił spojrzeniem skąpo odzianą postać kobiety. Wszystkie bransolety, woalki i dzwoneczki zostały zręcznie umiejscowione, aby podkreślać gładką skórę i doskonałe kształty małej dziewczynki, którą znał z Betel.
Gomer niezręcznie uniosła dłoń i zakryła bliznę, która szpeciła jej czoło od upadku ze świątynnego dachu. Nie mogła jednak schować znamienia obok lewego nozdrza. Nie znosiła go i w dzieciństwie próbowała zedrzeć przy pomocy pasty z ogórka i soku z sosny. Nie była jednak w stanie, więc teraz plama czyniła jej urodę jeszcze bardziej egzotyczną.
Ozeasz poczuł dłoń na ramieniu i odskoczył jak mały przerażony chłopiec. Tłum zaniósł się śmiechem, a potem wciągnął z powagą powietrze. Zanim zdążył się odwrócić, Ozeasz ujrzał nienawiść w oczach Gomer, która dostrzegła starego proroka za jego plecami.
Jonasz zdjął kaptur i ukazał swą zrogowaciałą skórę, ujawniając przy tym tożsamość.
– Mów dalej, mój synu – szepnął. – Wiem, że zgubiłeś wątek, ale…
– Nie rozumiesz, Jonaszu. To…
– Jahwe rozumie, Ozeaszu. Nawet najmniejszy szczegół nie uchodzi Jego uwadze i żadnego nie pomija w swoich planach.
Wycofał się, zostawiając wybór uczniowi. Służba czy kobieta. Ozeasz znów zerknął w kierunku Gomer i poczuł ból w sercu, gdy się od niego odwróciła. A potem zawrzał w nim gniew.
– Tak powiada Jahwe: _Im więcej kapłanów, tym większy grzech przeciwko Mnie. Zamienię więc ich chwałę we wstyd. Jeść będą, ale się nie nasycą. Współżyć będą z nałożnicami, ale nie posiądą potomstwa._
Gomer natychmiast obróciła głowę i spojrzała na niego z niepokojem. Ozeasz nie mógł jednak przestać – nawet dla swojej ukochanej przyjaciółki.
– Lud Izraela opuścił Jahwe, a duch cudzołóstwa sprowadził go na złą drogą. Synowie Izraela popełnili nierząd, oddając się innym bożkom.
Amazjasz wybuchnął śmiechem i zwrócił się do Jeroboama i Menachema:
– Wydaje się, że nasza piękna Gomer nie przypadła do gustu temu młodzieńcowi.
Tłum dołączył do szyderstwa, dotykając i łapiąc młode nierządnice. Ozeasz odepchnął mężczyznę, który wziął Gomer w ramiona.
– Trzymaj się od niej z daleka!
– Nie! To ty trzymaj się z daleka ode mnie! – krzyknęła Gomer i przylgnęła do okrągłej piersi mężczyzny. Zerknęła wyzywająco przez ramię na Ozeasza.
Co oni jej zrobili? Dlaczego Gomer rzuciła się w ramiona człowieka, który zamierzał ją wykorzystać, chciał jej pomóc i odbudować ich przyjaźń? Jej zdrada przyprawiła go o ból serca.
Jahwe rozumie, powiedział zaledwie przed momentem Jonasz, kiedy sądził, że Ozeasz zwyczajnie stracił rozum na widok pięknego ciała nierządnicy. Teraz to Ozeasz rozumiał. Pojął nieopisany ból Jahwe, który próbował zdobyć serce swego narodu jedynie po to, żeby Izrael czcił zamiast Niego innych kochanków. Oburzenie podsyciło jego pasję.
– _Moi ludzie składają ofiary na szczytach gór, palą kadzidła na wzgórzach – pod dębami i topolami. To dlatego wasze córki zostały prostytutkami, a wasze synowe dopuszczają się cudzołóstwa._
Jego ostatnie słowa uciszyły tłum. Wzmianka o cudzołożnych synowych najwyraźniej poruszyła struny, które nie zadrgały, gdy wspomniał o podrzędnych ladacznicach.
– _Nie ukarzę jednak waszych córek za nierząd, mówi Jahwe, ani waszych synowych za cudzołóstwo. Bo to mężczyźni udają się do ladacznic i składają ofiary z nierządnicami sakralnymi. Bo sam Izrael jest jak ladacznica. Dobry Boże, niech chociaż Juda pozostanie bez winy!_
Kiedy tylko usta Ozeasza wypowiedziały słowo „Juda”, król Jeroboam poderwał się z tronu.
– Dość! Usłyszałem, co miałem, od tego proroka. Rozpoznaję cię, Jonaszu. Ty stary oszuście. Jak śmiesz chować się za młodym chłopcem, żeby przepowiedzieć upadek królestwa, które pomogłeś zbudować?
Jonasz wystąpił naprzód i się ukłonił, a żołnierze ruszyli w jego stronę.
– Masz rację, królu Jeroboamie. To ja, Jonasz. Mylisz się jednak, kiedy mówisz, że pomogłem zbudować twoje królestwo. – Usta starca rozciągnęły się w łagodnym uśmiechu. – Dostarczyłem wiadomość od Jahwe tobie i twojemu abbie Joaszowi. To Elohim odbudował granice Izraela od Hamy do Morza Martwego. Nie król Joasz. Nie ty. I na pewno nie ja. Oddaj chwałę Jahwe albo przygotuj ten naród na Jego gniew.
W tym momencie strażnicy natarli na Jonasza i brutalnie chwycili go za ramiona.
– To starzec – powiedział Ozeasz, odpychając jednego z żołnierzy. – Nie musicie się z nim siłować. Sami wyjdziemy.
Opiekuńczo otoczył Jonasza swym ramieniem i ruszył ku dziedzińcowi, krzycząc:
_–_ _Izrael jest uparty jak byk. Pan miałby go paść jak owieczki na otwartym pastwisku? Ludzie Efraima wybrali bożków, dlatego teraz zostawiamy was w spokoju, ale kiedy skończycie pić swoje wino i leżeć z ladacznicami, zostaniecie zdmuchnięci przez wiatr. Wasze ofiary przyniosą wam hańbę!_
– Wyprowadzić ich z mojej świątyni! – wrzasnął Jeroboam. – Bębniarze, grajcie dalej!
Ozeasz usłyszał, że łomot rozbrzmiał na nowo i zerknął na Jonasza, martwiąc się, czy któryś ze strażników nie wyrządził mu krzywdy. Spotkał się jednak z pełnym zadowolenia uśmiechem i skinieniem głowy przyjaciela.
– Nie! – kobiecy krzyk zaburzył ten przyjemny moment.
Podczas, gdy strażnicy wyrzucali obu proroków ze świątyni, inni żołnierze prowadzili do środka kopiącą i walczącą staruszkę. Nad okiem miała ranę po nożu, a z nosa ciekła jej krew. Ktoś ją pobił – prawdopodobnie ogromny wojownik idący przodem. Mężczyzna niósł zawodzące niemowlę, które trzymał opatulone nad głową jak ofiarę. Kim była ta kobieta? Za stara na imę dziecka, czyżby była jego savtą*?
Panika dodała Ozeaszowi sił. Raz jeszcze spróbował wyrwać się swoim oprawcom. Jeden z żołnierzy uderzył go w policzek rękojeścią miecza, a Jonasz złapał Ozeasza za ramię, żeby powstrzymać młodzieńca przed kontratakiem.
– Nie, mój synu – powiedział. – Musimy być posłuszni woli Jahwe. Teraz to Izrael musi wybrać, czy będzie posłuszny i odpokutuje, czy odda się najbardziej haniebnemu czynowi, na jaki stać rodzaj ludzki. Jeśli złożą to dziecko w ofierze, będą tacy sami jak Kananejczycy i zostaną wygnani z Ziemi Obiecanej Jahwe.
Ozeasz nie miał czasu na zastanawianie się i na podjęcie decyzji. Żołnierze zaciągnęli proroków na zewnątrz dziedzińca świątyni i wrzucili ich prosto do kanałów płynących główną drogą Samarii. Siedzieli w smrodzie, nasłuchując, jak uderzenia w bębny stają się szybsze, a wrzaski tłumu głośniejsze.
Wydawało się, że minęła cała wieczność. Potem bębnienie ustało.
Powietrze przecięło zawodzenie pojedynczej osoby i Ozeasz pomyślał o pobitej staruszce. Kiedy jej jęk niespodziewanie ucichł, zastanowił się, jaki los spotkał jedyną kobietę, która odważyła się sprzeciwić swemu narodowi.
------------------------------------------------------------------------
* _savtą_ – babcią.