Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

p o k l a t k o w o ś ć zmilczenia - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 października 2025
38,37
3837 pkt
punktów Virtualo

p o k l a t k o w o ś ć zmilczenia - ebook

Czas przed pandemią, w trakcie i po niej. Wulgaryzmy. Nieustanne pytania. Nieustanne odpowiedzi. Domniemania. Stwierdzenia. Podważanie. Domieszki filozofii: wiejskiej, chłopskiej, miejskiej, jakiejkolwiek? Duchowość. Psychologia. Logika i jej brak. Mądrość, głupota. Zdrada. Inteligencja. Prostota i prostactwo. Pragnienia i tęsknoty. Dobro, złość, żal, smutek. Wyobrażenia. Wrażliwość, empatia. Niemoc. Brutalność, chamstwo, zło, nienawiść. Miłość. 18+

 

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8431-275-9
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

***

Silence Exile Cunning (Cisza, Wygnanie, Przebiegłość).

Słowa pochodzą z książki Jamesa Joyce’a — A Portrait Of The Artist As A Young Man. Kilka stron przed zakończeniem książki, główny bohater mówi: „_Powiem wam, co zrobię i czego nie zrobię. Nie będę służył temu, w co już nie wierzę, niezależnie, czy będzie to mój dom, rodzina czy mój kościół: będę próbował wyrażać siebie trybem życia, wolną sztuką, bez wyjątków, do swojej obrony użyję jedynie — ciszy, wygnania, przebiegłości”._Żyj i kochaj

Żółte mury lata

Nad głową czysty błękit

Jarzy się poświata

Tam gdzie spokój tętni

Tchnienie śle tęsknotę

Dla mych wszystkich zmysłów

Dni się plotą złote

By w zachodach przysnąć

Wiatr się modlił monotonnie

Wśród czerwieni, wśród zieleni

Niechaj spośród wszystkich wspomnień

Przetrwa nasze na tej ziemi

Tylko żyć

Tu i teraz

I doceniać każdą chwilę

W takim stanie

Upojenia

To jest tylko i aż tyle

W schyłku lipca chwili

Czuję poruszenie

Gdyśmy zamilczyli

Wstało i opadło drżenie

Nad łukiem Twoich oczu

Radość przetworzona

Wieczór z dniem się poczuł

Jak my w swych ramionach

Wiatr się modli monotonnie

Dźwięczy czerwień, dźwięczy zieleń

Niby mało, choć tak wiele

Proszę nie zapomnij o mnie

Żyj i kochaj

Tu i teraz

Tyle piękna w Tobie

Żyj i kochaj

Nie umieraj

Nie zostawiaj mnie po sobie…

Tylko żyj

Tu i teraz

I doceniaj każdą chwilę

W takim stanie

Upojenia

To jest tylko i aż tyle…!

1

Siedzę na klozecie w tym domu, którego tak nie doceniałem. Lata całe buntowniczo odnosiłem się do jego mnie chronienia. Do położenia, w którym przyszło mi egzystować.

Bo ja wiem, czy kto podobnie się wkurwiał i siał polskie niezadowolenie? To słynne polaczkowate narzekanie. O, tak. Na wszystko i na wszystkich. Byle nie na siebie, z wyłączeniem niektórych tylko ruchów, własnej osoby dotyczących. Odpowiedź jest prosta: NIE. Takie mam przynajmniej odczucie. Mówię tu niezmiennie o swoim pokoleniu. Nie jestem w stanie wyznać, gdyż tacy właśnie, dobrze się kamuflowali.

Niemniej, z obserwacji wywnioskowałem, że schemat zrobił swoje. Dzieci ładnie oprawione w ramki, już się nie pierdolą. Biorą plecak i jebut na studia! Jak nie? To do roboty! Proste, jak budowa cepa. A ja się z życiem zawsze pierdoliłem…

Toteż teraz, klasycznie, siedzę na klozecie i rozmyślam, być może snując od rzeczy, lecz myślę, że po prostu w tych ramkach tworzą obraz. Jaki to obraz? Tego samego twórcy, tylko na każdym dzieciaku, powstaje inna barwa, bo to zależy tam, od jego chęci, nauki, portfela rodziców i decyzji losu.

W każdym obrazie jest podobnie. Naturalnie, większość zależy od młokosa. Jeśli jemu zależy, znajdą się pieniądze. Znajdzie się sposób, choćby rodzice klepali biedę. Lepiej w tę stronę uważam, bo w stronę opłacania imbecylowi, widzącemu tylko uciechę, (los prędzej czy później rzuci mu pod giry jakiś dramat) nie warto dążyć. Mniejsza o to.

Na przestrzeni życia sam się przekonam, ile w takim przykładzie jeszcze tkwi zależności, czynników wpływających na tę ludzką drogę, która ma być…? No właśnie, jaka? Tak czy inaczej, już teraz wiem, żeby błądzić tak długo, jak to tylko możliwe. Życie to lubi, bo jest, jak każda zabawa dla dzieci. Czy to ciuciubabka, w chowanego czy berka. Jeśli kto ma charakter, a w nim ciekawość świata, ten się nie obrazi, że założono mu chustę na oczy, a przyjmie wyzwanie, by szukać i aby w końcu znaleźć i na nowo błądzić i znów znajdywać.

W szukaniu jest sens. W błądzeniu jest sens. W tym są dobre i złe cechy. Kształtowanie. Dobro i zło. Wartości lub postrzeganie ich braku. Pokusy i medytacja. Smak, zapach, fale o różnej częstotliwości, świadomość. To, czego pragniesz i to, co z uśmiechem nicponia odrzucasz.

Mogę tak w nieskończoność. Teraz to wiem, snując przekaz, nie mając już lat dwudziestu.

2

Tymczasem na klozecie siedząc, rozmyślam o tym, że mam dwadzieścia sześć, (niespełna chyba tak jakoś) dwadzieścia siedem. Na przełomie w każdym razie, a jak uczy historia, w tym wieku swą podróż ziemską, ukończyła niejedna nagle dusza. Moja tę podróż, właśnie zaczynała. Najpierw, bardzo wolno. Jeszcze niepewnie, ale kiedy te zębatki zaskoczyły, mechanizm myślenia uruchomił dla mnie świat. Spojrzało w moją stronę życie i odtąd się zaczęło.

Ale zanim…

Siedzę na klozecie i chcę o domu tym i rówieśnikach. To znaczy, o nich mogę tyle, że kto się wyrwał z tych kolein, to jego, i wie o czym ja tutaj. A reszta? A róbta se, co chceta. Żyjta se, jak chceta i umierajta se, jak chceta. Jeno się nie dziwta, że od was z daleka, bo zarażajta zazdrościom, złościom, chciwościom, cwaniactwem i jak patrzę, głupotom! Pocałujta w dupę wójta!

Byłem gnojony, a wiecie, jak to jest? O tak, że taki nawóz drodzy schematyczni ludzie, którzy macie wpływ na młodego człowieka i rzutujecie na jego młode lata swymi, nie wiecie, że jeżeli takie gówno spadnie na urodzajną glebę, wyrośnie na niej kwiat? Macie Boże szczęście, bo taki od was gnój, mógł paść na glebę zemsty i rozpaczy, już byście mieli przesrane i nie do śmiechu mi, widząc wasze ogrody pełne czarnych kwiatów, z dala od lasu i wrzosowisk, łąk zielonych i pszczół.

Współczuję wam, wy, gnojący mój szczery uśmiech, moje ciało, moje malowidło, moją pieśń, opluwający mój krużganek, w którym dźwięcznie rozbrzmiewa melodia mego serca, rysując na ścianach mojej duszy, słoneczną sonatę moich pragnień, mego szaleństwa, dni moich i nocy, drogocennych chwil w akompaniamencie zaśpiewu ptaków.

Współczuję wam, nad mą głową rozlewający szambo drwin, niewiary, smrodu niezrozumienia, obojętności i kłamstwa.

Współczuję wam, którzy dopuściliście względem mnie porównań, którzy łopatą drążyliście w mojej ziemi, chcąc zasiać niegodziwe ziarno, które Duch mój Ukochany, za mnie nieświadomego, wypluwał na słońce, gdzie promieniem palone, deszczem zroszone, samo w sobie nie wzrastało, nie rodziło się, a obumierało w ciężkim tonie dnia; gniło, jak wasze serca nieczułe, nieznające prawdziwej wrażliwości na to piękno, z którym każdy z nas winien iść przez życie.

Współczuję wam, ślepi na mą drogę.

3

Gdybym chciał, a nie chcę, (bo wiem, że tkwiąc tam, gdzie tkwicie i tak macie przerąbane) z głębi mojej próżności, mógłbym wydobyć dziś echa śmiechu, tak mocno was podsumowujące. Wydobyć ze zdwojoną siłą magię karmy, lecz to nie ja jestem ten, niosący sprawiedliwość. Ja tylko _Przebaczam_. Z całego Serca i Duszy swojej. Tak i Duch Mój Wspaniały za mną stoi. A wy? _Zasada Karmy_. Już za słowa swe i czyny płacicie, ale tego nie widzicie. Cóż więc…?

Siedzę na klozecie i o przytulisku mym, bo babka z dziadkiem kręcili się na Pomorzu, a ze strony matki kraina: _Podkarpacie_. Dziadek z babką wrócili i tak się zaczęło. Dorastanie, ma to do siebie, że natychmiast znajduje się winnego tego, że tu jestem. A nie Kraków choćby, nie mówiąc o Warszawie, Gdańsku czy Wrocławiu. Siedzę i nie doceniam, bo pragnę, aby było łatwo, prosto. Inni kariery robią w wielkich miastach, rozwijają się, a ja tu co?

I wcale nie na klozecie siedząc, wcześniej już doszło do mnie zrozumienie, które zrobiło letni przewrót w mojej głowie. Zacząłem przyznawać się do tego kim jestem, gdzie jestem, skąd pochodzę, skąd się wywodzę i gdzie są moje korzenie, jaki mnie otacza las, po jakiej ziemi chodzę.

Byłem bogaty! Tyle ścieżek wydeptanych, lata beztroski. Piłka nożna, piłka nożna, non stop jabłka i czereśnie! Rzadko myte, jeśli już — potoku krystalicznie czysta woda przemywała nam owoce, a koszule czy tam spodnie, zawsze polerowały je na błysk, który ciach i gryz!

Siedzenie na drzewach. Wiśni zrywanie. W polach hulanie. Dom był dla mnie przeczekaniem nocy. Czuwał nad bezpieczeństwem sennych marzeń. W dzień nowy, kiedy słońce, ranek, to śniadanie i to samo znów. Wieś wchłaniała całą zgraję. Dniu się nocą wymykało, by zmęczone mogło ciało, opaść na barłogu zbędną histerię.

Nagle poczułem miłość do własnych korzeni. Odrzucałem miejsce, za które dzisiaj płacą szmal niemały. Pragnąłem wręcz zamiany, lata młode swe sprzedając z pobudek dla korzyści, która wiem, już dziś się nie równa żadnej cenie. Ale do takich wniosków dochodzi się z czasem, który pośród największych jest nauczycielem.

Za pieniądze kupić możesz wiele, ale nikt nie zdoła kupić Twojej osobowości, tej najdrobniejszej iskry ludzkich wspomnień, a także sentymentu, tak mocno osadzonego w naszym sercu, jakim obdarzyła nas ta pieśń życia. Pieśń zmienna, która, gdy my osiągniemy inny już wymiar, tu pozostanie w imieniu naszym stałym hymnem, z melodią jaką dziś tworzymy.

Bezpowrotne zaś kłęby tamtych dni, są siłą, która przeważa każdą niecną propozycję handlową.

4

Jest rok dwa tysiące dziewiętnasty i już wiem, że wyjeżdżam stąd na stałe. Do świata ludzi pełnego i do życia raczącego mój byt pułapkami, złem i wieloma zmaganiami. Także sukcesem i mam nadzieję, że niejednym. Zatem jadę w dorosłość, dosadność. Ale zanim tam, jestem tu i zajmuję się niczym. Naprawdę niczym konkretnym, co może przykuwać uwagę chociażby psa sąsiada.

Jestem na bezrobociu. Pobieram tak zwaną _kuroniówkę_. Dużo tego nie jest. Na kieszeń, może być. W rodzinnym domu mieszkam od kwietnia. Później wyjeżdżam. Września dwunastego — czwartek. Dlaczego jestem na bezrobociu? Powiedzmy, że w pewnym momencie dogaduję się z życiem. Przystajemy na swoje warunki i _voilà_! __ Piszę poemat, kończę powieść. Jak w hipnozie słucham przy tym _Szopena_.

_Chopin_ kojarzy mi się z polskością tak, jak ja, kojarzę swoich rodziców ze mną. Pomimo, że różnie bywało, jestem ich synem. Z nich ja powstałem, tak _Szopena_ czuł będę w każdym polskim mieście, jakby urodziła go ziemia. Niewątpliwie, jest synem tej ziemi. Z nasienia złocistych zbóż, które wiatr inaczej niż dziś podrywał i rozpylał na świata cztery strony.

Zima. Palę w kominku.

Jestem zakochany. Jestem w związku miłosnym, który później nazywam romansem, a ona — związkiem. Zostawiam nazewnictwo uczucia. W każdym razie, ono jest. Gdy maltretuję pamięć swą obecnie, by wykrzesać szczegóły te najmniejsze choćby, gdy o niej myślę, to Kraków, nie Wrocław, oczyma duszy Kraków widzę. Wracam w moment przez to miasto do lat beztroskich.

A przecież w młodzieńczych latach, może dwa razy byłem w mieście, gdzie bije _Dzwon Zygmunta_. Tego nie pamiętam wcale, zaś byłem już samotnie, razy kilka i mieszkałem pod _Wawelem_ dni cztery.

Gdy byłem mały, przywołuje pamięć moja — melodie, które wówczas straszne się mi zdawały. Nie rozumiałem wtedy, że będą istotnym, jednym być może z niewielu takich przekaźników w moim umyśle, które zawsze będą wiodły mnie (dopóki marzę) tam, na drugą stronę bezpowrotnie utraconego raju w jakim przecież trochę przyszło mi żyć, jak i tym, którzy posiedli tego świadomość.

5

Siedzę na klozecie w domu, z którego robię trzeci start w, w pełni określony kierunek. Tu. W tej łazience. W dzień słoneczny po skoszonej trawie, wierząc we własne słowa wypowiadam, iż wejdę w to miasto, jak nóż w masło; że jeszcze w dwa tysiące dwudziestym roku, wydam swoją debiutancką powieść, że czas na mnie, że teraz albo nigdy, że będzie zajebiście dobrze. Że, że, że! — Dam radę temu, co postanowię.

Skłoniłem się więc. Dałem się skusić luźnemu podszeptowi _Głosu Miłości_, który mawiał: _„spróbuj, zobaczysz, przecież nic nie tracisz, a możesz tylko zyskać”._ Spróbowałem z wiarą w to, że będzie dla mnie tak, (nie, jak to widzę, bo nie widziałem wówczas nic) jakby życie dostrzegło mnie wreszcie, rzucającego się na wiatr, na jego niewidzialny poryw, któremu dać właśnie sygnał pragnę, że oto w nieznane nieść się pozwalam! Czułem, jak rozłączają się we mnie poszczególne warstwy, gdy nagle nadeszło zrozumienie; gdy dostrzegłem w sobie śmietnisko, które samo stanęło w płomieniach, nim jeszcze zacząłem myślą je podpalać.

Z wszystkich rozmów zostają resztki słów, strzępy myśli, zepsute uczynki. Powinno się je wyrzucić, spalić lub zakopać. Ci, którzy sami w sobie nie wzbiorą się, by wzniecić płomień odwagi, nie pojmą, że nie ma lepszej drogi do wszelkich osiągnięć i samorozwoju, jak współpraca z życiem, które na nas jest zawsze gotowe, a my? Strach. Złe wychowanie, brak przykładu, brak ciekawości, brak szukania, wreszcie brak chęci sprawia, że Ty, który to zrozumiałeś, możesz gadać i tłumaczyć starszemu od siebie, a ten i tak wie swoje. Nie przyjmie tego dobra, którym tak niewielu, pragnie zbudzać, aż tylu…

Opowiem Ci przyjacielu i przyjaciółko z krańca świata o drodze swojej, jak dotąd. Dopiero wtedy, kiedy ją dostrzeżesz, życie się zaczyna. Wtedy delpiero zaczyna się zabawa. Zaczyna się Twój taniec, którego rozpoznać nie sposób, bo różne pod nogami masz podłoże. Możesz zgadywać, ale po co? Czy to _jive_ czy _fokstrot_? Bo chyba niezgrabnie od _jive’a_ zacząłem. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że ja kompletnie nie umiem tańczyć.

NAJWAŻNIEJSZE, ABYŚ ZROZUMIAŁ I PRZED ŻYCIE SZEDŁ PIEŚNIĄ, TAŃCEM, MELODIĄ, CZYSTYM AKORDEM I TO WSZYSTKO ADEKWATNIE DO SYTUACJI, W KTÓREJ SIĘ ZNAJDZIESZ. A JEŚLI NIE POTRAFISZ, NIE OPANOWAŁEŚ, JEŻELI ŻYCIE ROBI CI PSIKUSA, WYŁĄCZA WSZELKI DŹWIĘK, KUJAWIAKA TAŃCZ, KOCHAJ KAŻDĄ CHWILĘ, PIERŚ TWA NIECHAJ ŚPIEWA, W DUSZY NIECH CI GRA, A TY W TEN TAKT, _FLAMENCO_ TAŃCZ!

6

Dwudziestego trzeciego lipca wybieram się do tego żadnego miasta. Nadal, jako ten, bezrobotny, jednakże z prawem do zasiłku, z którego prawa naturalnie skorzystałem. Przyjeżdżam tu w celu załatwienia spraw, właśnie z _PUP_-em związanych.

Kiedy to ostatnim razem jadę b_la_b_l_a _c_a_r’_e_m_, prowadzącej samochód _Joli_ wspominam, że jestem pierwszy w życiu raz, na bezrobociu. Pobieram _kuroniówkę_, lecz zamierzam się stąd zmyć w większe miasto, a konkretnie — Wrocław. Tłumaczy mi owa dziewczyna, iż znajomi jej korzystali z takiej, już parę lat wcześniej powstałej, pomocy dla młodych o nazwie — _bon na zasiedlenie_._ _Jest parę warunków oraz obowiązków do spełnienia, które oczywiście ja spełniam, a między innymi: muszę być przed trzydziestym rokiem życia. Dwa. Odległość od miejsca dotychczasowego zamieszkania do miejscowości, w której sobie ładnie zamieszkam w związku z podjęciem zatrudnienia, wynosi co najmniej osiemdziesiąt kilometrów, no i mam mieć minimalne wynagrodzenie brutto. Dalej, nudne to rzeczy i niegodne, żeby je rozwijać. Zawiłe i biurokratyczne.

Tuż po rozmowie z przemiłą panią z urzędu, która po raz drugi, lecz tym razem w skrócie (o co ja proszę, bo się na ten bon decyduję) opowiada mi, co mam zrobić żeby, jak to pięknie ujęła, móc utworzyć dla mnie: _ścieżkę wsparcia. W_ychodzę stamtąd z myślą o powrocie.

Gdy tak sobie idę chodnikiem tego miasta, rozmyślam o tym, co tkwi we mnie. Filozofie tam żadne. O kamieniach myślę, kamyczkach tych. Wstępuję do jakiegoś papierniczego po klejącą taśmę i oderwać się nie mogą, myśli o kamyczkach w pęcherzyku żółciowym.

Kurwa! Co mi jeszcze moja matka genetycznie przekazała? Już dzisiaj wiem, że bardzo wiele. Pozytywów? Ło, ho, ho, ho! Mniej negatywów… Niektóre cechy sami sobie wykształcamy, niektóre już są, a ruszyć je trzeba, a niektórych zahamować się nie da.

Też mam pieprzyka na prawym policzku, lecz _Piotr_ kurwa jego mać, _Adamczyk_ też ma! To urok!

Żyć chcę, aby się w tej żartobliwej otoczce egzystencji dowiedzieć, co mnie jeszcze czeka? Co mi w życiu przyjdzie jeszcze wyciąć? W ogóle, bo przez matkę, może być tylko ten woreczek. Chociaż, żebym się czasem na życia przestrzeni mocno nie zdziwił, co do powyższej pewności. Ona póki co, od tego zabiegu, to się czuje znakomicie. To może i ja, tak się temu zabiegowi poddam? — Przez głowę mi… Trach!

7

Przesmyknęła się wolna myśl. Zapomnę o tym dumaniu i wszelkim szukaniu sobie chorób, a w pięćdziesiątej, albo sześćdziesiątej wiośnie spostrzegę, że odkąd to miałem usuwanie woreczka, nic jeszcze — jak to mówią — za fraki mnie nie złapało.

Co ona jeszcze ma, co mam ja? Taki twarzy układ, że drugi podbródek. Staram się, jak mogę, by tylko nie dopuścić do przytycia, bo on mi się będzie powiększał. Jak dożyję siedemdziesiątki, to się mogą robić gule jakieś, obwisłe skóry i te inne pierdoły, co natychmiast przybijają Ci stempel schorowanego starca. W ogóle, niedołęgi z wyrobionym do piachu paszportem. Pfu! Jak będę wiosen liczył sześćdziesiąt, to… Powtarzam — sześćdziesiąt! To będę jeszcze i do użytku ogólnego, i do użytku dla kobiet, której to witalności chciałbym z moim obecnym charakterem i usposobieniem pozazdrościć sobie teraz, widząc siebie za te trzydzieści lat! Nie można dopuścić za żadne skarby do jakichkolwiek obwisłości!

Trzeba wyglądać, jak _Sting_! Ten to się trzyma! O! Jest samozaparcie, zdrowe odżywianie i medytacje, samoświadomość i co? Kobiety w tym wieku mają kompleksy. Choć jasne, nie wszystkie_._ Faceci im starsi, dojrzalsi, tym bardziej pociągający. Oczywiście do pewnego momentu, ale co? Nie wierzę, że nie chciałabyś schrupać _Stinga_…?! Haa! No właśnie!

Ja mam sylwetkę, postawę i metr osiemdziesiąt jeden, trzy z butami?! Nadzieję mam, że się nie zgarbię i będę (pomimo bolącego kręgosłupa) jeszcze stał prosto, a ramiona moje utrzymają gitarę.

Co ona jeszcze? Co ta moja matka… A! Blond włosy! Co prawda w gruncie rzeczy, to blondynem po babce ze strony ojca jestem, lecz matka moja brunetką nie była. Toteż mi kudły blond wyrosły i wspaniale! Przynajmniej temu nie zawadziła, abym miał pisać, że przyczyniła się do tego, iż brunetem teraz chodzę po ziemi. Wreszcie kamyki te, złogi wapienne w pęcherzyku — ja pierdole! — żółciowym! Też po niej! Bo to się ze swojskości bierze. Ona miała w tym jeden, na dwa i pół centymetra. Na razie, jak mi stwierdzono na _USG:_ _„w trzonie bliżej szyjki widoczne trzy uwapnione złogi sumarycznie około czternastu milimetrów. Widoczne również w trzonie bliżej dna przyścienne hiperecho około trzy, cztery milimetry, mogące odpowiadać miękkiemu złogowi”_.

Zapisuję się ostatnio na wizytę do chirurga, na ósmą rano. Zobaczymy, co mi powie, choć domyślam się…

8

Lekarz dziś ducha nie czuje. Już ja znam to ich podejście. Najlepiej poczekać, aż urosną i cały woreczek w pizdu! Dać się pokroić i wyciąć! Nie wyprzedzajmy faktów — powtarzam sobie — zobaczymy, co mi powie ten mądrala. Moje swobodne i spokojne odczucie podpowiada mi, abym przed tym, na własną niesłabą rękę, użył wszelkich innych możliwych środków w postaci ziół i naparów, płynów i tym podobnie, do rozpuszczenia tego problemu, który mi zawraca dupę… Bo ją zawraca. Jakbym nie miał innych i tego, że po prostu żyję, a skoro to się dzieje, to już jakoś się staram maksymalnie to trwanie wykorzystać.

Czasem myślę, że chciałbym mieć jednak parę żyć. Stworzyłem mnóstwo niedokończonych rzeczy, spraw niedomkniętych i co rusz, coś mnie od tego odwodzi. Wiem, że to następstwo i tak dalej, że po coś, dzieje się coś, że to wszystko jest już rozegrane, dopiero będzie życiu poddane i podane do realizacji, a głupi człowiek wciąż rozmyśla i dojść nie może, co jest przyczyną czegoś, jaki jest skutek? Tylko wszystko dzieje się dla naszego dobra, a człowiek miast poddać się nawet temu, co wydaje mu się dziwne, złe, jakieś nie takie, a co musi się stać, by nadal wypełniał się gwiezdny plan; próbuje z tym walczyć, bo naturalnie logika i pierwsze myśli w kolejce podpowiadają mu, że lepiej to ominąć, zostawić, bo z tego nic dobrego nie wyniknie. Podczas, gdy w emocjach, nad którymi trzeba umieć panować, nie słyszymy głosu serca. Tego odczucia, bo go nawet wtedy nie ma. Są emocje. Nie ma pięciosekundowej ciszy, w której dokonuje się wybór i nawet zmienia sytuacja i postrzeganie tegoż złego, na całkiem dobre i potrzebne, co wcześniej było zupełną tragedią i niepewnym grymasem na twarzy.

Tak właśnie myślę, gdy idę sobie chodnikiem w tym żadnym mieście. Przechodzę obok niego i zatrzymuję się kawałek dalej, myślę — a wstąpię — i wstępuję w zacne progi sklepu zielarsko-medycznego, za którego ladą stoi łysawy facet, liczący z pewnością pięćdziesiąt lub lekko ponad pięćdziesiąt wiosen. Niższy ode mnie. Z oczu: szlachetność bije. Z mowy? Prostolinijny.

W ogólnej analizie, konfrontacji osobowości, rozmowie: otwarty. Już go znam, pamiętam. Dosyć często tam zaglądałem, by nabyć _acerolę_, _len mielony_, _chlorellę_ czy _czarnuszkę_. Przede mną klient właśnie pakował zakupione produkty. Patrząc na mnie, odwrócił się jakby w popłochu.

9

Podchodzę do lady, a na twarzy radość:

— Czy ma Pan może coś, jakieś lekarstwo, antybiotyk? Tylko, żeby było to jedno lekarstwo do stosowania, a nie, wie Pan, dwa, albo pięć, albo jeszcze inaczej, bo jedno potrzebuje drugiego, aby nastąpiła reakcja lecznicza. Bo widzi Pan… Kamyczki mam, kamyki w pęcherzyku żółciowym, i na to.

— Ja też miałem. Hmm. _Himalaya_.

— Aha. Ooo! Co?

— Miałem, tylko w przewodzie moczowym, nadnercza.

— Idę dwudziestego dziewiątego do chirurga i zobaczymy, co mi powie. Jeśli nie mają dwóch centymetrów, to się dowiedziałem, że je można rozpuścić, więc łapię się ziół. Może one pomogą?

— No to: _Himalaya Cystone_. Proszę sobie o tym poczytać.

— A Panu pomogło? Wyleczył Pan? — Nadal w głowie dumam, co to jest do cholery?

— Taaak… Wyleczyłem. — Odrzekł ze spokojem.

— Gratuluję zatem.

— Nie miałem już ataku, jakieś dwanaście lat. — Z wyniosłą stanowczością.

— A ja miałem ostatnio we Wrocławiu. Zwijałem się na podłodze. Myślałem, że się skończę…

— Wiem o czym mowa.

— A w jakiej cenie?

— Nie jest to jakoś specjalnie drogie. Dwadzieścia osiem czterdzieści.

— Yhym, okej. A to są…? — Już się doczekać nie mogąc, co to do licha jest?

— A to takie małe tableteczki. — Tu złożył kciuk oraz palec wskazujący, pokazując mi, milimetrową widoczność tego leku. — Dwadzieścia osiem czterdzieści, za sto tabletek. Proszę sobie o tym poczytać. — Dodał.

— Yhym. Dziękuję, poczytam. — Odparłem.

— No, proszę poczytać. — Równo mrugnął oczami, uśmiechnął się.

— To dobra, dziękuję bardzo! — Wychodząc.

— Nie ma za co! Zapraszam.

— Miłego dnia!

— Wzajemnie! — Usłyszałem zamykając drzwi sklepu.

I poczytałem sobie. Nic to na kamyki moje nie zadziała. — Powątpiewam, przeglądając w internecie artykuły związane z tym suplementem diety. _„Wspomaga prawidłowe funkcjonowanie nerek, wspiera układ moczowo-płciowy”_. (Z tym to ja w ogóle nie mam problemu)_._ _„Preparat zalecany wspomagająco w postępowaniu z kamicą nerkową”_. Nerki, na całe szczęście mam zdrowe, bo lubię piwo. Choć zaobserwowałem zmiany skórne, gdy je piłem trzy dni z rzędu. Krótko mówiąc, krosty mi bombardują czoło, a słodycze: plecy, czoło i dowolny punkt na twarzy.

Jest ciekawe, że jeśli mam zarost, brodę długą znaczy, to ni chuja, nie wyjdzie żaden cwany punkt czerwony. Jeżeli jej nie mam, a wąsów już w ogóle, to jeb! Opryszczka gwarantowana, albo krosta pod ustami. Oczywiście, przy wcinaniu słodyczy, których łasuchem byłem. Tak, byłem! Wszystko to, już nie występuje w moich cielesnych problemach. Wyeliminowałem piwo, staram się omijać gluten. Nie wpieprzam tyle _kinderków_, _milek_ i całej tej gamy słodkości.

Co do opryszczki, to kolejny walnięty wirus, co to nie każdy go w sobie ma. My tak.

Z wyjątkiem może ojca, który jest najbardziej odporny (chłop prawdziwy, chłop, jak dąb, też na takiego rosnę) i na jego wardze wschodzi, basz,__ basz rzadko. Zatem, ja go w sobie chowam. Mieszka we mnie, lecz odkąd poznałem pewną _Rudą Czarownicę_, wszystko uległo zmianie. Przewrót bardzo dla mnie odczuwalny, niebolący, a widoczny fest! Odkąd nastąpił za jej sprawą, a moją na to zgodą, czuję się lepiej, żyje lepiej, bo tak się do cholery czuję; a to tworzy pewien łańcuch, który sprawia, że wszelkie następstwa są dla mnie chwalebne, kojące. Doznaję oczyszczenia umysłu i ciała. Oto, piękna sprawa!

Raczy mnie owa niewiasta dobrem tego świata i natury, które człowiek odrzuca, bo jest głupi. Po prostu, człowiek jest niemądry, a rozumowanie niektórych, skłania się w sekundowym rozpoznaniu do nieprzepartego pragnienia, by nazwać go idiotą.

Dawniej, taki sam człowiek, nawet dziki, albo prosty, żyjący gdzieś na wsi, wcale nie, niemądry. Nie posiadający kwalifikacji, wykształcenia i niecwany, by coś komuś udowadniać. Z pokorą i pewnością, że zasób wiadomości ma przeogromny, właśnie w tej jednej gałązce wiedzy i dzięki niej, może komukolwiek nieść ratunek, będąc codziennym bohaterem.

10

Człowiek taki, ciekawego wnętrza, brany był za znachora, zielarza, szamana i tym podobnie. Dzisiaj, miast pić dziurawiec albo pospolitą, a jakże cudowną herbatę z cytryną i miodem z pasieki ojca kolegi w gliniano-ceramicznym kubku, wolimy za około cztery złote, w słynnej B_i_e_d_r_o_n_c_e kupić herbatę aromatyzowaną o smaku rabarbaru, banana, gruszki, ananasa i czego byś sobie kurwa nie wymyślił!

Tłumacz takiemu dzisiaj, że to jest dobre, a to złe. Wytłumacz mu, że zamiast palić, może sobie kupić lepsze buty, spodnie, kurtkę. Wytłumacz takiemu, że zamiast z rezygnacją machać ręką na słowa mądrego, może by po prostu ślepo uwierzył choć raz i wstrzymał cholerną rękę lekceważenia, cwaniactwa i mylnej pewności, że to mądry jest głupi, a on głupi jest mądry.

Problem tkwi w tym, że mądry wysłucha każdego, przetrawi to w sobie i nawet w swoim mniemaniu, mając większy zasób wiedzy na rozmaitą ilość tematów, od kogoś, z kim rozmawia i kogo słucha, przyzna mu rację, jeśli oczywiście tę rację będzie miał. Różnica polega na tym, że głupi z miejsca nie stara się o uwagę mądrego, by zasępić się i zastanowić, wysłuchać w spokoju. Otóż, głupi na słowa mądrego, reaguje przemądrzale. Robi to w sposób bardzo denerwujący. Po prostu i zwyczajnie, mądry myśli o przypierdoleniu głupiemu w ryj. Mądry, to nie znaczy — męczennik. Jednak, jak wiadomo, swoją amplitudę cierpliwości ma także, którą stymulować musi odpowiednio do rozmówcy i sytuacji. Zatem, mądry ochotę mieć może, ale zwykle obchodzi się ze smakiem, by nie pogwałcić swojej osobowości, wartości i harmonii, którą przez lata tworzył po to, aby właśnie być ponad głupotą i nie dać się jej sprowokować.

Sam uważam, że doszedłem do tego stanu, kiedy nic nie jest w stanie mnie rozjuszyć, gdyż od lat prowokowano mnie mocno. Dawałem się rozwścieczać, z czasem coraz rzadziej. Zabawa taka.

Nikt nie wiedział, nie znał _Hulka._ Tego zielonego stwora z _Bruce’a Banner’a_. Wielu idiotów, przygłupów i głąbów stawało na mojej drodze i próbowało z równowagi mnie wytrącić. Chcieli tego, bym stał się takim samym, nie panującym nad sobą cymbałem, jak oni, którym na odparciu tej agresji swoją, właśnie zależało. Długo mi jednak z tym zeszło, abym mógł odnaleźć swego ducha, aby on zobaczył mnie i zechciał przystąpić.se — z regionalnej gwary podkarpackiej: _sobie._

Samochód: Opel Corsa 1.2

Sławomir Neumann — polski polityk i samorządowiec.

Chodzi o podobieństwo do Pablo Escobara, kolumbijskiego barona narkotykowego.

dali_ —_ z regionalnej gwary podkarpackiej: _dalej._

Sępolno — jedna z dzielnic Wrocławia.

_Czepota puszysta_, zwana też zwyczajowo _vilcacora_ i _kocim pazurem_ — gatunek pnącza należący do rodziny marzanowatych. Pochodzi z północno-zachodniej części Ameryki Południowej, Centralnej i Karaibów. Jest szeroko używana w ziołolecznictwie i sprzedawana jako suplement diety.Asterysk_ _— pasmo poprzecznie prążkowanych pierścieni mięśniowych eliptycznego kształtu, łac. _anus_ — pol. _odbyt._

Ya ostalsya odin. Na dannyy moment sosedey po komnate net. _(ros.)_ — pol. _Zostałem sam. Obecnie nie ma współlokatorów._

Octenisept — środek antyseptyczny w postaci aerozolu, który stosuje się na skórę lub rany w celu zniszczenia drobnoustrojów i czynników zakaźnych oraz zapobiegania zakażeniom.

Nutridrink — doustny preparat odżywczy: żywność specjalnego przeznaczenia medycznego do postępowania dietetycznego w niedożywieniu i ryzyku niedożywienia związanym z chorobą, którą należy stosować pod nadzorem lekarza.

Amantadyna — stosowania w łagodzeniu objawów grypy typu A i nerwobólu po przebytym półpaścu, w leczeniu objawów choroby Parkinsona, takich jak spowolnienie ruchowe, drżenie kończyn, sztywność mięśniowa, niestabilność postawy.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij