Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pachan - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 czerwca 2022
Ebook
35,99 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
35,99

Pachan - ebook

Każdy nosi blizny. Jedni na ciele, inni na duszy.

Igor odpokutował winy względem bratwy i dostał drugą szansę. Życie w mafijnej rodzinie ze świadomością tego, co zrobił ukochanej, jest dla niego udręką, a mimo to – zgodnie z ostatnią wolą swojego brata Jurija – Igor staje na czele mafii.

Niespodziewanie jego rządy zakłóca pojawienie się pięknej Czeczenki Aiszy, skrywającej wiele tajemnic. Początkowa podejrzliwość Igora zaczyna przeradzać się w fascynację – taką, która kiedyś niemal przyniosła mu zgubę…

Czy tym razem Igor będzie w stanie zapanować nad uczuciami?

Paulina Jurga – pisarka, nauczycielka, mama dwójki urwisów. Kocha muzykę, jest uzależniona od wymyślania historii i od czekolady. W wolnym czasie gra na pianinie albo gitarze lub pisze teksty piosenek. Zadebiutowała serią „Matrioszka”, w której połączyła wątki mafijne i romansowe.

Jeśli „Ławrusznik” powodował u czytelnika arytmię, to „Pachan” zatrzyma jego rozedrgane serce. Paulina Jurga – autorka romansów mafijnych – to moje odkrycie. Pisze tak, że nie sposób oderwać się od lektury. „Pachan” absolutnie uzależnia: jest gęsty od emocji, urzeka ulotnymi drobinami czułości i romantyzmu, a po chwili mrozi krew w żyłach przejmującą brutalnością. Jestem uzależniona od tej historii!

Angelika, Zdunkiewicz, @lustrorzeczywistosci

Paulina niczym wytrawny magik manipuluje powieściową rzeczywistością i emocjami czytelnika. Sprawiła, że co chwilę wstrzymywałam oddech, przeżywając wszystko razem z Igorem i Aiszą i zastanawiając się, czy mają szansę odnaleźć szczęście w mafijnym świecie, w którym ludzkie życie znaczy mniej niż zeszłoroczny śnieg. To niezwykła historia niebanalnych bohaterów, pełna namiętności, tajemnic i intryg. Polecam!

Monika Skabara, autorka serii „Dziewczyna Feniksa”

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-988-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁOWNICZEK SLANGU MAFIJNEGO

_apielsin_ (ros.) – _wor_, który uzyskał tytuł za pieniądze

_awtoritiet_ (ros.) – dosł. autorytet, boss mafijny zarządzający danym terenem, nadzorujący podporządkowaną mu grupę przestępczą

_bojewik_ (ros.) – żołnierz w mafii rosyjskiej

_bratskij krug_ lub _siemiorka_ (ros.) – siedmiu najwyżej postawionych ludzi w szeregach _worów w zakonie_

_brigadir_ (ros.) – lokalny kapitan szefa gangu

_byk_ (ros.) – ochroniarz

_czestniaga_ (ros.) – _wor_ przestrzegający tradycyjnych zasad

_domasznik_ (ros.) – w slangu mafijnym pogardliwie o kimś, kto przywiązuje dużą wagę do rodziny

_frajer_ (ros.) – w slangu mafijnym osoba niebędąca przestępcą

_gruppirowka_ (ros.) – grupa przestępcza

_kanonieri qurdi_ (l.mn. _kanonieri qurdebi_) (gruz.) – dosł. złodziej w prawie, określenie członka mafii gruzińskiej

_kassir, kaznaciej_ (ros.) – mafijny księgowy

_klejmo_, _riegalka_ (ros.) – slangowe określenia tatuażu

_kliczka_ (ros.) – dosłownie ksywka, imię nadawane podczas uroczystej „koronacji” na _wora w zakonie_

koronacja – uroczysty „chrzest” na _wora w zakonie_

_krysza_ (ros.) – dosł. dach, oddziały mafii zajmujące się ochroną przedsiębiorców w zamian za pieniądze

_ławrusznik_ (ros.) – pogardliwe określenie Gruzina

_ment_ (ros.) – policjant

_oborotien_ (ros.) – skorumpowany funkcjonariusz policji

_obszczak_ (ros.) – majątek mafii

_pacan_ (ros.) – kandydat na _wora_, potencjalny członek gangu

_pachan_ (ros.) – dosł. stary, określenie szefa w mafii rosyjskiej

_poniatia_ (ros.) – kodeks zachowania

_qudruli samkaro_ (gruz.) – dosł. złodziejski świat, świat mafii

_razborka_ (ros.) – wyrównanie rachunków przy użyciu przemocy

_schodka_ (ros.) – zebranie

_sowietnik_ (ros.) – doradca, pełni podobną funkcję jak _consigliere_ we włoskiej mafii

_striełka_ (ros.) – spotkanie członków mafii, zwykle dla zażegnania sporu

_suka_ (ros.) – zdrajca

_tołkowiszcze_ (ros.) – zebranie, w którym mogą brać udział tylko _wory w zakonie_

_torpieda_ (ros.) – płatny zabójca

uziemienie – rodzaj kary polegający na wykluczeniu z bractwa, co wiązało się z upokorzeniem i przejęciem rzeczy skazanego

_wor w zakonie_, _wor_ (ros.) – dosł. złodziej w prawie, określenie członka mafii rosyjskiej

_worowka_ (ros.) – towarzyszka _wora_

_worowskoj mir_ (ros.) – dosł. złodziejski świat, świat mafiiPROLOG
პროლოგი

Aisza

_Dwa lata wcześniej_

_Bilal mnie zabije._

Wyprysnęłam z budynku Petersburskiego Państwowego Uniwersytetu Ekonomicznego, w pośpiechu wcisnąwszy do torby jeansy i obcisłą bluzkę. Długa do połowy łydek spódnica plątała mi się między nogami, przeszkadzając w biegu. Zasiedziałam się w bibliotece, a potem jeszcze musiałam się przebrać. Bilal, daleki krewny ze strony ojca, nie tolerował europejskiego stroju. Staruch był wielkim zwolennikiem reform Ramzana Kadyrowa, więc nie mógłby pozwolić na to, by znajdująca się pod jego opieką dziewczyna kalała czeczeńską i muzułmańską tradycję. Wszystko inne jest _haram_. _Nana_ zawsze była bardziej wyrozumiała. W końcu dotyczyły jej dokładnie te same ograniczenia co mnie. Zamiast iść z duchem czasu, zaczynaliśmy się cofać do średniowiecza. To ona podpowiedziała mi, bym nosiła w torbie drugi komplet ubrań i przebierała się na uczelni. Dobrze znała realia. Zawsze mi powtarzała, że Rosjanie to banda rozpitych i zdemoralizowanych rasistów, a rosyjscy skinheadzi tylko czekają na bezbronnych ludzi z Kaukazu. Nigdy nie zaatakowaliby grupy, ale poruszająca się samotnie Czeczenka stanowiła idealny cel. Dlatego _nana_ kazała mi trzymać szajlę w torbie i zakładać dopiero w windzie w naszym bloku, by niepotrzebnie nie denerwować opiekuna.

Czego oczy nie widzą…

Nienawidziłam tego starego głupca, ale bałam się go. Serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe, a pot spływał po plecach. Nie było szans, żebym zdążyła przed nałożoną przez niego „godziną policyjną”. A Bilal bywał bardzo okrutny i żadne tłumaczenia nie były w stanie go powstrzymać. Może gdyby sam Mahomet stanął i zaświadczył o mojej niewinności… Chociaż coraz częściej odnosiłam wrażenie, że słowa Ramzana Kadyrowa znaczą dla niego więcej niż słowa Proroka.

Widziałam już most Bankowy. Skręciłam w prawo, podążając nasypem Kanału Gribojedowa. Zwykłam tu spacerować – przesuwałam wtedy dłoń po betonowej barierce oddzielającej przechodniów od ospale płynącej wody i wdychałam jej zapach, wsłuchując się w odgłosy miasta. Lubiłam podziwiać okoliczne budynki i wyobrażałam sobie, że nie jestem Aiszą Kutajewą, tylko Alisą, która mieszka w jednej z tych pięknych kamienic. Bo tak właśnie się przedstawiałam. Jako Alisa Kutajewa.

W Groznym nie miałam tej swobody, którą zyskałam, ucząc się w Rosji. Mimo nieustannej kontroli ze strony opiekuna i tak mogłam choć przez krótki czas poczuć, jak to jest być wolną od ciągłego myślenia, co jest _haram_, a co _halal_, i nieustannej pieczy, jaką sprawują nad tobą mężczyźni. Czasem miałam wrażenie, że los ze mnie zadrwił. Tak − los, bo w Allaha przestałam wierzyć dawno temu. Co to za Bóg, który zezwala na nierówne traktowanie i przemoc? A może to wina nas, kobiet, bo pozwoliłyśmy uwierzyć mężczyznom, że jesteśmy słabe i bezbronne. A oni to po prostu wykorzystali. Zresztą to już nie mój problem. Nie zamierzałam wracać do Czeczenii. Po skończeniu studiów planowałam albo pozostanie w Rosji, albo ucieczkę na Zachód. Będę Alisą ścigającą marzenia, bo potulną Aiszą przestałam być w momencie, w którym Bilal po raz pierwszy zamknął mnie w ciemnej piwnicy pełnej szczurów. Jakby wraz z zatrzaśnięciem przerdzewiałych drzwi i z chrobotem przesuwającej się zapadki rozbudził drzemiącą we mnie przekorę. Nie byłam naiwna. Dobrze wiedziałam, czym kończy się nieposłuszeństwo, a mimo to czasami nie potrafiłam się powstrzymać. Szczególnie uwielbiałam podstępnie niweczyć plany Bilala. To chwilowe pławienie się w triumfie było warte każdej kary.

Jeszcze w Groznym Bilal zaaranżował pierwsze spotkanie z moim narzeczonym, którego wybrał dla mnie ojciec. Miałam dwanaście lat i nie do końca rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego to taka podniosła chwila. Wydarzyło się to na krótko przed moim wyjazdem do Rosji. Dokładnie w tym samym dniu, w którym po dziesięciu latach ponownie zobaczyłam swojego starszego brata Alego. Stał się dla mnie właściwie obcą osobą, bo ojciec zabrał go na szkolenie, kiedy byłam bardzo mała. Gdy przekroczył próg pokoju, przestraszył mnie. Niezwykle poważny, rozglądał się czujnie i w niczym nie przypominał normalnego szesnastolatka, raczej jakiegoś zabijakę. Dopiero na widok _nany_ odrobinę się rozluźnił.

Mój narzeczony Ramzan Gazujew prowadził z ojcem jakieś interesy. Ojciec wiązał z tym małżeństwem wielkie nadzieje, bo mężczyzna był w czeczeńskim społeczeństwie wysoko postawionym człowiekiem. Nie za wiele wtedy rozumiałam, a prawdę o tym, czym od pokoleń zajmuje się klan Kutajewów, miałam poznać dopiero na studiach. Wtedy też dotarło do mnie, że Ramzan Gazujew to przywódca mafijnego klanu – tak jak ojciec.

Drugie spotkanie miało miejsce w Sankt Petersburgu, wtedy już byłam świadoma tego, co dla mnie zaplanowano. Zgodnie z tradycją musiałam dowieść, że jestem pokorna i skromna, a także że potrafię obsłużyć gości. Ramzan przyjechał wraz z kumami, bym mogła się zaprezentować. To była dla mnie jedna z najtrudniejszych prób. Miałam bowiem ochotę pokazać im zupełnie co innego, by skutecznie go odstraszyć. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że wtedy ojciec nie pozwoliłby mi studiować. Dobrze wiedział, jak sobie mnie podporządkować, i w przeciwieństwie do Bilala nie musiał używać do tego siły. Byłam zatem miła i uczynna, ochoczo nalewałam herbaty i poruszałam się z gracją, pamiętając, że nagrodą będzie możliwość wyrwania się z tego piekła. Niczym wytresowana małpa w cyrku.

Mijany w pośpiechu Ruki Wwierch na ułamek sekundy przywołał przyjemne wspomnienia. Spędzałam tu mnóstwo czasu z koleżankami z roku. Ta knajpka miała swój urok, a jedzenie było przepyszne. Na moje szczęście Bilal był na tyle głupi, by wierzyć mi na słowo, że zajęcia odbywają się codziennie i trwają bite dziesięć godzin. Dzięki temu mogłam się nauczyć normalnego życia.

Do stacji metra Newski Prospekt miałam niecałe pięćset metrów. Skręciłam w lewo, w ulicę Łomonosowa, a potem w Dumską. Trącałam przechodniów ramionami, nie kłopocząc się przepraszaniem. Byli zbyt zajęci swoimi sprawami, by zwracać na mnie uwagę. W większości skupieni na ekranach swoich smartfonów, rzadziej na towarzyszących im osobach.

_Dokąd ten świat zmierza?_, przemknęło mi przez myśl.

Moje koleżanki również były pochłonięte mediami społecznościowymi, a podczas naszych spotkań niejednokrotnie większą część uwagi poświęcały lajkowaniu postów niż zwyczajnej rozmowie. Czasem zastanawiałam się, czy kiedyś ekrany zastąpią nam kontakt z ludźmi. Ja telefonu nie miałam. Ledwie udało mi się ubłagać Bilala o laptop z dostępem do internetu. Uważał to za zbędną ekstrawagancję.

Zbiegłam schodami w dół do przejścia podziemnego, aż na ostatnim stopniu potknęłam się i skręciłam kostkę. Kulejąc, wpadłam na peron, a wtedy drzwi wagonu zamknęły się z cichym sykiem i mogłam tylko obserwować, jak pociąg metra odjeżdża mi sprzed nosa. Zgięłam się wpół i łapczywie nabierałam powietrza. Kłujący ból po prawej stronie brzucha przypomniał mi, że istnieje coś takiego jak sport. I że może wypadałoby go czasem uprawiać. Westchnęłam i dokuśtykałam do ławeczki. Usiadłam, a wtedy widmo dotkliwej kary po raz kolejny wywołało w moim ciele nieprzyjemne dreszcze. Następny kurs był za pięć minut. Miałam do przejechania tylko osiem przystanków.

_Tylko albo aż._

Teraz już tych pięć minut i tak mnie nie zbawiało. Z moich ust znów wydostało się pełne zrezygnowania sapnięcie. Dłoń odruchowo powędrowała do prawego policzka. Bilal był leworęczny, dlatego zwykle obrywałam w tę stronę twarzy.

*

Wysiadłszy na stacji Parnas, rozejrzałam się niepewnie. Zapadł już mrok i nie czułam się komfortowo. Nigdy nie lubiłam ciemności. Może to za sprawą tego, że wczesne dzieciństwo spędziłam całkowicie odcięta od cywilizacji, bez prądu i bieżącej wody? A może to przez te wszystkie historie opowiadane mi przez _nanę_ na dobranoc? Jedno jest pewne: kary nakładane przez Bilala niewątpliwie ten lęk pogłębiły.

„Cnotliwe kobiety są posłuszne i pod nieobecność męża chronią to, co Bóg nakazał ochraniać. Te zaś kobiety, których nieposłuszeństwa się obawiacie, napominajcie, następnie zostawiajcie same w łożach, a jeśli nadal będą nieposłuszne, wtedy bijcie je. Jeśli są wam posłuszne, to nie czyńcie nic przeciwko nim” – ten fragment Koranu Bilal cytował za każdym razem, kiedy mnie karał. Zresztą nie tylko ten. Zawsze wybierał takie, w których kobieta była sprowadzana do roli bezmyślnej lalki wypełniającej rozkazy swojego pana. To dlatego decyzję ojca dotyczącą mojej dalszej edukacji przyjęłam jak bilet do raju, nawet jeśli nieustannie czułam na karku przenikliwy wzrok wuja. Nawet jeśli bezustannie mnie kontrolował, to i tak w budynku uniwersytetu mogłam być poniekąd wolna. Mogłam być wyzwoloną Alisą, tuszującą rzęsy wściekle czarną maskarą, podkreślającą usta błyszczykiem, noszącą spodnie i wydekoltowane bluzki. Mogłam swobodnie rozmawiać z chłopakami i przede wszystkim byłam traktowana na równi z nimi. Tu liczyła się siła mojego intelektu, a nie to, co miałam między nogami.

Choć Rosjanie byli w większości wrogo nastawieni do innych narodowości, dotychczas tego nie odczułam. Słyszałam plotki o grasujących grupach skinheadów, napadających na bezbronnych Czeczenów, ale uważałam je za przesadzone, bo dobrze wiedziałam, jak Czeczeni potrafią zaleźć za skórę. I nie tylko oni. My, mieszkańcy Kaukazu Północnego, byliśmy dumni i waleczni. I wcale nie tak niewinni, jak powszechnie sądzono. Opanowaliśmy jednak do perfekcji stwarzanie pozorów.

Mimo wyraźnych oznak wiosny zima jeszcze przypominała o swoim istnieniu przeszywającym chłodem. Owinęłam się ciaśniej swoją parką, zwiesiłam głowę, pozwalając długim czarnym lokom zasłonić twarz, i ruszyłam w kierunku ulicy Dudina. Wiatr dął mroźnie, powodując nieznośny ból uszu. Z cichym westchnieniem wyciągnęłam z torebki szajlę i zawiązałam ją na głowie. Poczułam się o niebo lepiej. Nie potrzebowałam teraz przeziębienia. I nawet przez myśl mi nie przeszło, że ta szajla przyniesie mi pecha.

Pokuśtykałam przez przejście dla pieszych. W oddali, na tle rozgwieżdżonego nieba majaczył mój blok przy ruchliwej ulicy Fiodora Abramowa. W większości okien paliło się światło. Bolesny ścisk żołądka przypomniał mi, co mnie czeka po przekroczeniu progu mieszkania. W nerwach chciałam założyć włosy za uszy, zupełnie zapominając, że przecież mam je schowane pod materiałem szajli. Postanowiłam skorzystać z jednej ze ścieżek wydeptanych przez spieszących się mieszkańców osiedla, tuż obok salonu z telefonami komórkowymi. Zwykle unikałam takich skrótów, tym bardziej po zmroku, ale strach popycha człowieka do różnych rzeczy. Kostka pulsowała coraz dokuczliwiej i czułam, że jest obrzęknięta. Z pewnością była skręcona. To zaważyło na mojej decyzji.

Za parterowym odrapanym budynkiem zastałam grupkę mężczyzn. Oświetlało ich słabe światło lampki zawieszonej nad tylnym wejściem do sklepu. Od razu zorientowałam się, że są wstawieni. Szczęśliwym trafem nie zauważyli mnie, pochłonięci głośną rozmową. Machinalnie zrobiłam krok w tył, nieuważnie następując na kontuzjowaną nogę. Z moich ust wydobył się jęk, na tyle głośny, by zwrócić uwagę zebranych. Przerwali dyskusję, spoglądając w moją stronę. Ciszę, która nastąpiła, wypełniał szum samochodów pędzących ulicą Abramowa. Obróciłam się gwałtownie, by jak najszybciej odejść, ale wpadłam na kogoś. Przycisnęłam torbę do piersi, szukając w ten sposób ochrony. Instynkt podpowiadał mi, że znalazłam się w niebezpieczeństwie.

– Fajna chustka, czarnulko.

Drwina w głosie stojącego przede mną mężczyzny wywołała falę nieprzyjemnych dreszczy.

– Już uciekasz? Przecież dopiero przyszłaś – wymruczał zalotnie, kiedy mimo wszystko próbowałam go wyminąć. Jego dłoń mocno zacisnęła się na moim ramieniu.

Nie powinien mnie dotykać! Kontakt fizyczny między nieznajomym mężczyzną a kobietą jest _haram_!

– Ja… pomyliłam drogę… Lepiej już pójdę. – Tylko to zdołałam wydusić, nie patrząc mu w oczy.

Zasadniczo nie miałam z tym problemu. Na studiach nigdy nie spuszczałam wzroku nawet w męskim gronie, mimo że czeczeńskie wychowanie nakazuje inaczej. Jednak w towarzystwie obcych, których pochodzenia nie znałam, starałam się trzymać tradycji. Nigdy nie miałam pewności, czy przypadkiem nie trafiłam na nadgorliwego _Nochczuo_.

Kątem oka dostrzegłam, że nieznajomy przesłaniał twarz czarną chustą, na której była nadrukowana dolna połowa ludzkiej czaszki, wykrzywiającej zęby w podłym, demonicznym uśmiechu.

– Zostań… – Znów usłyszałam ten uwodzicielski ton, ale palce mocniej zacisnęły się na mojej ręce.

Wyczułam od niego woń alkoholu.

– Naprawdę muszę iść. – Rozedrgany głos zdradził mój strach.

– Napij się z nami, no dalej – zachęcił, machając mi puszką z piwem przed nosem.

Kiedy na nią spojrzałam, odniosłam wrażenie, że coś do niej wrzucał.

– No dalej, czarnulko. Nie daj się prosić…

– Dziękuję, nie lubię piwa…

– Pij, kurwa – wysyczał w odpowiedzi – albo wleję ci to do gardła siłą.

Moje uda mrowiły, a ciało zaczęło dygotać ze strachu. Nikt nas tu nie widział. Mogłabym zacząć wzywać pomocy, ale czy ktoś by mi pomógł? Oni nie wyglądali na takich, którzy łatwo odpuszczają. I z pewnością byli skorzy do bójek. Kąciki oczu zaszczypały mnie od łez, jednak posłusznie wzięłam do ręki puszkę i zaczęłam pić. Alkohol smakował okropnie. Był niezwykle gorzki, ale na szczęście było go mało – starczyło zaledwie na kilka łyków.

– Tak lepiej, czarnulko. – Mężczyzna stojący przede mną położył mi obie dłonie na ramionach, obrócił mnie i pchnął w kierunku swoich kolegów. – A teraz grzecznie usiądź z nami.

Zgraja zrobiła miejsce na chyboczącej się ławeczce. Naliczyłam ich pięciu razem z tym, który teraz usadowił się obok mnie, wyciągając przed siebie długie nogi i obejmując mnie ramieniem. Na stopach miał wojskowe buty, w jednym tkwiło białe sznurowadło, a w drugim brązowe. Przeniosłam wzrok na jego towarzyszy. Wszyscy mieli bardzo krótkie włosy, ścięte niemalże przy samej skórze, i nosili jeansy, przy których zwisały chromowane łańcuchy przytwierdzone do szlufek.

_Skinheadzi._

Paniczny strach na moment pozbawił mnie tchu. Wiedziałam, do czego byli zdolni. Wśród czeczeńskiej diaspory krążyły legendy o działaniach członków Ruskiego Kułaka.

– Naprawdę powinnam już iść, jestem spóźniona. – Spróbowałam raz jeszcze, w końcu zbierając się na odwagę i spoglądając prosto w oczy tego, który zmusił mnie, bym została.

Zamarłam przerażona, widząc rozszerzone źrenice otoczone ledwie widoczną fioletową obwódką. Wpatrywały się we mnie z dziką satysfakcją.

– Nigdzie nie pójdziesz, dopóki nie zostawimy ci małej pamiątki. – Zaśmiał się złowieszczo, sięgając do moich włosów i ściągając z nich szajlę.

Wstałam gwałtownie, ale zachwiałam się i natychmiast usiadłam, czując dziwne zawroty głowy. Ktoś wyrwał mi torebkę, ale nie dbałam o to, bo z moim ciałem zaczęło się dziać coś dziwnego.

– Chyba już działa.

– Oj, czarnulko… zabawimy się trochę.

Czułam, jak wsuwa mi dłoń pod spódnicę, ale nie mogłam nic zrobić.

Chciałam go odepchnąć. Zaprotestować. Chciałam krzyczeć, ale jedyne, co byłam w stanie z siebie wydusić, to bełkotliwe: „Proszę, nie…”.

Czułam, jak krępuje mi dłonie materiałem szajli. Ścisnął go tak mocno, że syknęłam z bólu.

– Aisza Kutajewa…

Słowa dotarły do mnie jakby wyrwane z otchłani ciszy. Przytłumione i niewyraźne. Tak jak obraz zamazujący mi się przed oczami.

– Miałeś nosa, Blady… Czeczeńska kurwa.

– Skoro kurwa, to pokażemy jej, gdzie jej miejsce, co? – Ten nazwany Bladym zaśmiał się upiornie. A potem wyszeptał mi do ucha: – Rosja jest wszystkim, reszta niczym.

*

Świadomość wróciła nagle wraz z wszechogarniającym przekonaniem, że stało się coś strasznego. Szmer w uszach powoli przeistaczał się w pulsujący dźwięk. Coś przypominającego gwizd. Nie, nie gwizd. To były raczej piski pojawiające się w równych odstępach, jak gdyby odmierzane metronomem.

Pip. Pip. Pip.

Chciało mi się pić. Potwornie. Jakbym nie miała w ustach wody od co najmniej kilku dni. Wtedy dotarło do mnie jeszcze jedno. W moim gardle coś tkwiło. Coś, co uniemożliwiało mi przełykanie. Panika zalała mnie potężną falą. Gwałtownie otworzyłam oczy i oślepiło mnie jaskrawe światło. Chciałam krzyknąć, ale moje struny głosowe wydały z siebie tylko przytłumiony charkot. Przymknęłam powieki i na oślep wymacałam dłońmi rurkę umieszczoną w moich ustach. Chwyciłam ją, starając się wyszarpnąć, ale wtedy poczułam na nadgarstkach czyjeś dłonie, a kojący kobiecy głos, dobiegający jakby z oddali, sprawił, że znieruchomiałam.

– Spokojnie, kochana. Już nic ci nie grozi. Zaraz to wyjmiemy…

Oddychałam szybko przez nos. Czyjaś niezwykle gładka dłoń dotknęła mojego policzka. Wzdrygnęłam się. Do moich uszu ponownie dotarł uspokajający głos.

– Wyjmę ci tę rurkę, dobrze? Tylko muszę się upewnić, że mnie rozumiesz. Możesz na mnie spojrzeć?

Ponownie spróbowałam unieść powieki. Napotkałam przyjazne spojrzenie piwnych oczu, mocno podkreślonych ciemnym cieniem do powiek i czarną kredką. Patrzyłam i patrzyłam, jakby spojrzenie lekarki było dla mnie kołem ratunkowym, którego rozpaczliwie się łapałam, tonąc.

Bo tonęłam.

W rozpaczy.

Bo zrozumiałam, co się stało… co mi zrobili…

_Blady…_

Spojrzałam w stronę okna, czując, jak z kącika oka wymyka się łza. Spłynęła powoli i wsiąknęła w pachnący silnym detergentem materiał poszewki. Zamrugałam gwałtownie, starając się przepędzić łzy. Teraz musiałam usilnie myśleć o tym, jak to, co mi się przytrafiło, zachować w tajemnicy przed rodziną. Przed Bilalem. Bo jeśli on się dowie, to lepiej gdybym zginęła z rąk swoich oprawców.

– Posłuchaj. – Kobieta dotknęła mojej dłoni. Miała ciepłą, niespotykanie gładką skórę. – Poproszę cię o kilka rzeczy. Jeśli wykonasz je poprawnie, wyciągniemy to z ciebie. – Wskazała na plastikową rurkę.

Chwyciła moją rękę i poprosiła, bym ją ścisnęła. Następnie kazała mi unieść głowę, dotknąć palcem czubka nosa, a także wstrzymać oddech. Jej szeroki uśmiech był potwierdzeniem, że podołałam zadaniu.

Kiedy wyjęto rurkę intubacyjną, nałożono mi na twarz maskę, przez którą – jak poinformowała mnie lekarka – podano mi stuprocentowy tlen. Kobieta była nadzwyczaj cierpliwa i troskliwa, wszystko tłumaczyła. W końcu usiadła na krawędzi łóżka i znów złapała mnie za dłoń. Tym razem był to inny rodzaj dotyku. Tak dotyka ktoś, kto chce złagodzić wiadomość, którą za chwilę ci przekaże. Popatrzyłam jej prosto w oczy, szykując się na cios. Posłała mi smutny uśmiech, wzięła głęboki oddech i spuściła głowę. W końcu po kilku sekundach milczenia, które wydały mi się wiecznością, znów wbiła we mnie wzrok.

– Zacznę od tego, że byłaś operowana. I miałaś transfuzję krwi. Jesteś na silnych lekach przeciwbólowych. Znaleziono cię w ciężkim stanie… Prawie się wykrwawiłaś i… – Na moment zamilkła, obserwując moją reakcję.

Ale ja już zdołałam się domyślić, co mnie spotkało. Silne leki nie są w stanie całkowicie stępić bólu. Nie są w stanie pozbawić władzy w rękach. A ja pierwsze, co zrobiłam, to wymacałam dłońmi sporej wielkości opatrunki na wewnętrznej stronie ud. I na kroczu.

– Czy… moja rodzina… wie? – zapytałam cicho, wpatrując się w okno, za którym ciemne chmury leniwie przesuwały się po niebie.

Deszcz lał się strumieniami. Jakby świat rozpaczał nad moim losem, bo ja nie byłam już w stanie uronić ani jednej łzy.

– Nie miałaś dokumentów. Nie wiedzieliśmy, kogo powiadomić.

– Nie mogą się dowiedzieć! – Mocno ścisnęłam jej dłoń. – Nikt nie może się dowiedzieć!

– Zostałaś brutalnie zgwałcona – oznajmiła bez owijania w bawełnę. Może liczyła na to, że szok wywołany tą nowiną wpłynie na moją decyzję.

Tymczasem jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że tamte wydarzenia pozostaną tylko w pamięci mojej i moich oprawców.

_Blady…_

Wzdrygnęłam się, kiedy pamięć po raz kolejny podsunęła mi jego ksywkę. Dotknęłam palcami skroni i zaczęłam je masować kolistymi ruchami. Chciałam przepędzić go z głowy.

– I właśnie dlatego nikt nie może się dowiedzieć. Nikt!

– Policja…

– Nie rozumie pani. Jeśli ktokolwiek się dowie, zabiją mnie… – dodałam ciszej. – Jestem Czeczenką. Słyszała pani kiedykolwiek o naszych zwyczajach? Ma pani pojęcie, jak _adat_ traktuje takie jak my? Nie będę ofiarą. Będę tą, która skusiła mężczyznę… – Roześmiałam się gorzko. – Rosjanina… Nie ma pani świadomości tego, co mnie czeka. Będę nieczysta. Zostanę zepchnięta na margines, bo z góry uznają, że to moja wina… Albo mnie zabiją.

– Jesteśmy w Rosji…

– To nic nie znaczy. Pani tu zostanie. Ja pewnego dnia będę musiała tam wrócić. Zmuszą mnie do powrotu.

Nie patrzyłam na nią. Spuściłam głowę i wpatrywałam się w gładką, porcelanową skórę jej dłoni, która teraz zbyt mocno ściskała moją. Widziałam, jak nasze karnacje kontrastują ze sobą: jej mlecznobiała, czysta, moja śniada, brudna. Tak. Od TAMTEJ chwili stałam się brudna. Skalana. A wtedy nie zdawałam sobie do końca sprawy, jak bardzo zostałam naznaczona.

_Haram_ (arab.) – zakazane.

_Nana_ (czecz.) – Matka.

Chusta przypominająca szalik, której jeden koniec przykrywa dekolt, a drugi swobodnie spływa po plecach.

_Halal_ (arab.) – dozwolone.

Koran, 4:34 (wszystkie fragmenty Koranu cytowane w książce pochodzą z przekładu Musy Çaxarxana Czachorowskiego, wyd. 1, Białystok 1439/2018).

Czarny – pogardliwe określenie mieszkańców Kaukazu Północnego.

_Nochczuo_ (czecz.) – Czeczen.

_Ruskij Kułak_ (z ros. Rosyjska Pięść) – organizacja skinheadów w Sankt Petersburgu.

Maksyma partii narodowo-bolszewickiej Inna Rosja; cyt. za: https://czasopisma.mazowiecka.edu.pl/index.php/rtnp/article/download/807/703/2534, dostęp 28.03.2022.

_Adat_ (arab.) – prawo zwyczajowe, w społeczeństwach muzułmańskich stawiane ponad prawem państwowym.1
ერთი

Igor

_My, Gruzini, wierzymy, że wszystko zostało zaplanowane w dniu naszych narodzin. Los, jakkolwiek by był przewrotny, jest tworem stałym i żadne nasze działania nie mają na niego wpływu. Nieznana mistyczna siła wraz z naszym pierwszym oddechem wyznacza krętą, pełną wybojów i przeszkód drogę przez życie, niczym kartograf pieczołowicie kreślący kontury nowego lądu, który dane mu było odkryć. Ja właśnie stałem nad jedną z przepaści ze wzrokiem wbitym w swojego makarowa. Ciężki oddech i zimny pot pokrywający moje ciało uświadomiły mi, co postanowiłem. Czy tym razem w końcu znajdę w sobie dość siły? Nie byłem pewien. Wiedziałem jedno: nigdy więcej nie chcę przeżywać tego wszystkiego na nowo. Tamtego dnia wraz z Sofią umarł prawdziwy Igor. Ten, którego poznała tylko ona. Nie mogłem tak dalej funkcjonować, bo nawet mój brat zrobił się podejrzliwy. Należało położyć temu kres. Zakończyć pewien etap._

_Mój etap._

_Moje życie._

_Oddech przyspieszył, kiedy odbezpieczyłem pistolet i zastanawiałem się, w którą część ciała najlepiej strzelić. W końcu przyłożyłem go do skroni. Chłód lufy wydał mi się zbawienny. Niemal odetchnąłem z ulgą._

Idę do ciebie!

_W końcu to poczułem. Słuszność odwlekanej decyzji spłynęła na mnie niczym kojąca fala. Palec zastygł na spuście. Zamknąłem oczy i zobaczyłem ją. Uśmiechała się i wyciągała do mnie dłoń._

Mój Kopciuszek.

Moja Sofia.

_Zaczerpnąłem ostatni wdech i…_

_Drgnąłem na dźwięk czołówki z _Wilka i Zająca. _Otworzyłem oczy i wpatrywałem się w smartfon wibrujący uparcie na blacie stołu. Bezwiednie odsunąłem dłoń z pistoletem, która zawisła u mojego boku, i wpatrywałem się w nieznany numer. Spokój przepełniający mnie jeszcze chwilę wcześniej prysnął. Ponownie przyłożyłem pistolet do głowy, ale nie byłem w stanie tego zrobić. Już nie. Ten moment uleciał bezpowrotnie._

_– Kurwa! – wrzasnąłem na całe gardło i cisnąłem makarowem o podłogę, nie przejmując się tym, że jest niezabezpieczony. Przecież i tak chciałem się zabić._

_Chciałem… Byłem tchórzliwą pizdą, która nie potrafi nawet odebrać sobie życia. Godne pożałowania. Telefon ucichł, ale po sekundzie znów głośno rozbrzmiał. Nadal wahałem się, czy odebrać. W końcu sięgnąłem po komórkę i przesunąłem zieloną słuchawkę._

_– Mów! – warknąłem, rozpuszczając włosy i przeczesując czarne loki palcami wolnej ręki._

_– To ja. Wyjechaliście z Petersburga? Potrzebuję twojej pomocy._

Bestia?!

_Aż odsunąłem smartfon od ucha i spojrzałem na wyświetlacz, by upewnić się, że nie mam tego numeru zapisanego w pamięci telefonu._

_– Tam, gdzie zwykle – powiedziałem w końcu i się rozłączyłem._

_Nie chciałem przyznać sam przed sobą, że mnie zaintrygował. Ostatnim razem takie uczucie towarzyszyło mi podczas szkolenia Nikołaja w obozie. Stęskniłem się za tymi emocjami. To właśnie fascynacji brakowało mi przez te wszystkie lata. NEŻ – czyli „znudzony tym jebanym życiem” – moje najświeższe_ klejmo _mówiło samo za siebie._

_Cukiereczek była ostatnim, czego mogłem się spodziewać. Nie sądziłem, że na widok jakiejkolwiek kobiety poczuję jeszcze to coś. Ekscytację. Pobudzenie. Płomień. Tak, była jak iskra na nowo rozpalająca ogień pod moją skórą. Kiedy Bestia przekroczył z nią próg petersburskiej mety, znów zachciało mi się żyć. Postać kroczącego w głąb domu Izjasława zaczęła się zamazywać, rozpływać. Wyciągnąłem dłoń, żeby zatrzymać to wspomnienie. Echo, którego usilnie próbowałem się chwycić, żeby ponownie nie przeżywać tego, czego najbardziej się bałem… co doprowadziło mnie do ostatecznego kroku. Na próżno._

_Zobaczyłem jej usta, wypowiadające po raz ostatni moje imię. Niemal bezgłośnie. Jakby w ten sposób chciała podkreślić, że już nigdy nie usłyszę jej głosu i śmiechu. Potem obserwowałem, jak przyciskam ją do materaca. Jestem jednocześnie agresorem i obserwatorem. Jakbym cierpiał na rozdwojenie jaźni. Jakby we śnie było dwóch Igorów: ja i moje wyrzuty sumienia, które każą mi na nowo kontemplować cały ten krwawy spektakl, mimo że znam go na pamięć. Mimo że nigdy sobie nie wybaczyłem. Najbardziej bolesna jest świadomość, że ona wiedziała. Dostrzegłem to w jej oczach, przepełnionych bezgranicznym lękiem i niezrozumieniem. Ufała mi. Parę chwil wcześniej całowałem ją czule i zapewniałem, że nigdy jej nie skrzywdzę. Parę chwil wcześniej była dla mnie wszystkim. Byłem gotów oddać za nią życie, a zrobiłem coś zgoła przeciwnego. Odebrałem je jej. Byłem kłamcą. Perfidnym, tchórzliwym kłamcą. Wbiłem jej nóż w serce, w którym znalazła dla mnie schronienie. Dla mnie._ Torpiedy. _Mordercy. Nie zasługiwałem na jej…_

– Nie!

Chrapliwy krzyk wyrwał mnie ze snu.

Zamrugałem gwałtownie. Wpatrywałem się w biały sufit poprzecinany żółtawymi zaciekami i próbowałem skojarzyć, gdzie, u diabła, jestem. Przez chwilę myślałem, że nadal lawiruję pomiędzy sennymi marami, aż poczułem lekkie szturchnięcie w ramię. Spojrzałem w tamtym kierunku. Na krześle siedział Nikołaj, a mój nos w końcu rozpoznał charakterystyczną woń. _Szpital._

– Uśpiliście mnie – wyszeptałem z trudem. – Który, kurwa, się ośmielił?!

Panicznie bałem się narkozy.

– W zasadzie sam się uśpiłeś. – Nikołaj uśmiechnął się krzywo i wzruszył ramionami. – Straciłeś przytomność, gdy twoi ludzie w końcu łaskawie przybyli sprawdzić, co tam się odpierdalało.

Gdyby miesiąc temu ktoś mi powiedział, jak potoczą się losy mojej rodziny, kiedy próg petersburskiej mety przekroczy Izjasław z ledwie żywą Martą, wyśmiałbym go. Jednak nie zmieniłbym swojej decyzji. Drugi raz również pomógłbym jej wydostać się z tego bagna. I nie chodziło nawet o to, że nienawidziłem starego Kosłowa – przecież Marta była jego córką. To chyba instynkt podpowiadał mi, że Bestia stanowi śmiertelne zagrożenie. Nawet ja, Rzeźnik, siejący postrach wśród _worów w zakonie_, miałem się przy nim na baczności. Izjasław był typem człowieka, który nigdy nie powinien mieć dostępu do pełni władzy. Mój brat najwyraźniej tego nie dostrzegał i przypłacił to życiem. To prawda, Jurij może nie zasługiwał na miano brata roku, ale w naszych żyłach płynęła ta sama krew. A dla Gruzinów rodzina jest najważniejsza. Więc gdy się okazało, że szukający Marty mężczyzna to zaginiony syn Mariny i Luki, nie zawahałem się.

Strzeliła do niego, do Bestii – to była ostatnia rzecz, którą pamiętałem. Grymas nienawiści zastygły na jej ślicznej buzi i determinację, z jaką pociągnęła za spust.

Wiedziałem, że Marta ma w sobie siłę. W momencie, w którym wbiła nożyczki w moje przedramię, zrozumiałem, że drzemie w niej prawdziwa niezłomność. Mimo przesadnej ufności, prostoty w zachowaniu i wielkoduszności twardo stąpała po ziemi. Nieraz udowodniła, że mimo pozornego pogodzenia się z tym, co przyszykował dla niej los, w głębi duszy jest typem wojowniczki – czekała tylko na odpowiednią chwilę. Iskrę.

_Kiedy tkwiła z prawą dłonią przytwierdzoną nożem do łazienkowych drzwi, dotarło do mnie, że to właśnie tego potrzebowała. Zapalnika. Traciła świadomość. Ja zresztą też czułem, że z każdą chwilą słabnę coraz bardziej. W końcu i moje ciało odmówi posłuszeństwa. Tylko dlatego, że się zawahałem._

_„_Wor _nie zna litości!” – Bezduszny głos Izjasława odbił się echem w mojej głowie, gdy napotkałem jej wzrok. Nawet z tej odległości widziałem spływającą po policzku łzę. Ale tylko ona mogła zmienić figury na tej pieprzonej planszy, na której teraz jej brat szachował króla. To ona była naszą królową. Popatrzyłem jej prosto w oczy, na moment zerkając na pistolet leżący w zasięgu jej ręki. W mig pojęła, o co mi chodziło, i przeniosła wzrok na sigsauera._

Zuch dziewczynka!

_Mój entuzjazm nieco przygasł, kiedy głowa niespodziewanie opadła jej na klatkę piersiową._

Do kurwy, nie teraz, Cukiereczku!

_Potrząsnęła nią, najwyraźniej próbując utrzymać przytomność. Widziałem, jak palcami lewej dłoni obejmuje rękojeść broni i unosi ją z wyraźnym trudem._

Dasz radę!

_Nie było innej możliwości. Inaczej Bestia pozabija nas wszystkich. A ja nie byłem gotowy na śmierć. Już nie._

– Igor…

Znów poczułem lekkie szturchnięcie.

Dotarło do mnie, że odpłynąłem. Musiałem być naszprycowany jakimiś gównami, bo wspomnienia mieszały mi się z rzeczywistością. Z trudem skupiłem wzrok na poobijanej twarzy Wilka.

– Zastrzeliła tego skurwiela. Uratowała nas…

– Nie do końca… – wydusił z siebie z ociąganiem, a przez jego twarz przemknął dziwny grymas. Wiedziałem, co to oznacza.

– Chyba mi nie powiesz, że…

– Kiedy go postrzeliła, wypierdoliłem go przez okno, a potem ciało zniknęło.

_Szlag!_

Przez chwilę tkwiliśmy w ciszy. Wiedziałem, co to może oznaczać. Pierwsze piętro to nie jest jakaś zabójcza wysokość. Nie byłem też w stanie ocenić, jak bardzo dostał.

– Dwie kule. – Nikołaj jakby czytał w moich myślach. – Strzeliła dwa razy. W ramię i lewą pierś. Twoi ludzie przeszukali las. Niczego nie znaleźli.

– W tym stanie nie mógł uciec daleko…

– Nie mów jej. – W jego głosie pobrzmiewała jakaś szorstka nuta. Przejechał dłonią po włosach i pomasował kark. – Lepiej niech pozostanie w błogiej nieświadomości. Chcę, żebyście go namierzyli. Nawet jeśli zapadł się pod ziemię, chcę, żeby cały czas czuł na karku oddech śmierci. Żeby dręczyła go niepewność o każdy kolejny dzień. Żeby codziennie musiał oglądać się przez ramię…

Patrzyłem, jak drżą mu zwinięte w pięści dłonie. Na odsłoniętych przedramionach widniały świeże blizny. Znów musiał to robić – drapał się. W obozie, kiedy go szkoliłem, nie mając pojęcia, że to mój siostrzeniec, nauczyłem go radzić sobie z emocjami i się nie okaleczać. Najwidoczniej strach o Martę, o Jaskółkę – jak zwykł ją pieszczotliwie nazywać – przerósł nawet jego samokontrolę.

– Zresztą my i tak wyjeżdżamy.

Spuścił głowę. A ja doznałem _déjà vu_.

_Wyjeżdżamy!_

To samo wykrzyczała moja siostra prosto w twarz Jurijowi w noc, kiedy zginęła. Nieprzyjemne emocje powróciły niczym bumerang. Nikołaj nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo w tym momencie przypominał swojego ojca. I nie chodziło tu nawet o niezaprzeczalne podobieństwo fizyczne.

_Jak mogłem wcześniej tego nie dostrzec?_

Miałem go pod swoimi skrzydłami przez kilka lat i się nie zorientowałem.

– Przemyśl to jeszcze – doradziłem.

Lęk, że historia zatoczy koło, był silniejszy od zdrowego rozsądku.

_Chyba się starzeję._

– Nie zostanę tu.

– Oddasz księgi _obszczaku_, którymi szantażowałeś Jurija, więc _siemiorka_…

– Nie rozumiesz. – Wbił we mnie szare oczy. – Ja już nie mogę być _worem_!

– „_Worów_ nie opuścisz nigdy” – przypomniałem mu słowa przysięgi.

– „Bractwo jest na pierwszym miejscu” – zacytował. – Nie w moim przypadku. Już nie. Nie mogę spełnić tego warunku.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś podobny do ojca – skomentowałem po krótkiej chwili milczenia.

Zerknął na mnie z zaciekawieniem.

– Tej nocy, kiedy zginęli, Luka pokłócił się z Jurijem. Poszło o obóz, w którym wylądowałeś, ale moim zdaniem to był tylko gwóźdź do trumny. Zanim doszło do sprzeczki, rozmawiałem z Mariną, twoją mamą. Powiedziała mi, że chcą uciec, a Luka przez te wszystkie lata z premedytacją odmawiał „koronacji”. Wybrał twoją mamę ponad bratwę. – To, że pośrednio zginęli z mojej winy, zachowałem dla siebie. Tę tajemnicę zabiorę ze sobą do grobu. – Nie będę cię namawiał do pozostania. Sam musisz wiedzieć, jakie są twoje priorytety. I… – Zawahałem się, a potem powiedziałem coś, czego nie powiedziałbym nikomu innemu: – Na twoim miejscu zrobiłbym to samo.

Popatrzył na mnie z niedowierzaniem.

– Postawiłbyś kobietę ponad bratwę? – zdziwił się.

– Już raz to zrobiłem. I zapłaciłem za to najwyższą cenę, ale okoliczności były inne, więc zrób to, co uważasz za słuszne. Rada starszego wujka. – Puściłem do niego oko.

– Nie spodziewałem się, że…

– Że co? Że poprę twój pomysł? Nie zapominaj, że jestem _kanonieri qurdi_… W zasadzie, kurwa… – Właśnie dotarło do mnie, z czym się wiąże śmierć Jurija. Spojrzałem siostrzeńcowi w oczy i wydusiłem: – Zajarzyłem, że chyba stoję teraz na czele całej gruzińskiej szarej strefy. My, Gruzini, kierujemy się innymi zasadami. Mamy inny kodeks. Wiąże się to z tym, że na pierwszym miejscu stawiamy klan, rodzinę, nie mafię. Chociaż całe życie mieszkałem w Rosji, ojciec siłą wbijał mi do głowy rosyjski kodeks _worów w zakonie_, a i bratu bliższe były sołncewskie zasady, chyba zawsze byłem bardziej Rustaweli niż Wasin. Ale zacząłem rozumieć to dopiero po jakimś czasie. Zresztą… bratwa też ewoluuje, czy tego chcemy, czy nie, wśród nowych członków na próżno szukać prawdziwych _czestniag_, a _siemiorka_ coraz bardziej łagodzi kodeks…

– Zostawię ci Włada i Lwa do pomocy. Nie mają do czego wracać. Mój… – Skrzywił się. – Rusłan nie żyje, jego żona też, a całą posiadłość Kosłowa zrównałem z ziemią. Poza nimi nikt nie wiedział, że jestem Paszczenką. Na razie zatrzymamy się na Sycylii, u Tocca, a potem zobaczymy co dalej.

– Swoją drogą – zmieniłem temat, przenosząc spojrzenie na prawą rękę, którą przestrzelił mi Izjasław – nieźle mnie skurwiel urządził. Wiesz może, gdzie jest lekarz, który mnie operował? Chcę wiedzieć, jakie są rokowania.

Nikołaj wstał i nieznacznie utykając, wyszedł z sali. Skojarzyłem, że dostał kulkę w łydkę, ale rany zawsze goiły się na nim jak na psie. Obawiałem się, że ja nie będę miał tyle szczęścia. Nadgarstek i kolano. Dwa newralgiczne stawy.

_Jebać twoją matkę, Izek!_

W progu pojawił się starszy mężczyzna w białym kitlu. Widziałem, jak błądzi wzrokiem po moich tatuażach. Posłał mi wymuszony uśmiech i zbliżył się, zachowując bezpieczny dystans. Jakbym, kurwa, mógł mu w tym stanie cokolwiek zrobić.

– Mam rozwalone kolano i prawy nadgarstek, więc raczej nie jestem śmiertelnie niebezpieczny – mruknąłem, rozbawiony jego jawną trwogą. – Chcę znać rokowania. I nie radzę nic ukrywać. Mam wykształcenie medyczne.

Przełknął ślinę, zaglądnął w papiery, a potem się odezwał:

– Kula w barku przeszła na wylot. Rana była niegroźna. Wyjęliśmy dwie kule, jedną z prawego kolana, a drugą z prawego nadgarstka…

– Konkrety!

– W kolanie pękła rzepka i została uszkodzona łąkotka. Musieliśmy ją usunąć, w przeciwnym razie…

– Nie mógłbym w pełni zginać stopy i kolana. – Westchnąłem znużony. – Co jeszcze?

– Natomiast w nadgarstku oberwało ścięgno. Zszyliśmy je…

_Kurwa._

_Pieprzyć kolano. Ale ręka?_

Wiedziałem, co oznacza zerwanie ścięgna.

Rehabilitacja. Długa. I niekoniecznie wrócę do pełnej sprawności. Miałem ochotę wstać, iść do lasu i samemu poszukać Izjasława, żeby go zabić, jeśli jeszcze nie zdechł.

– Kiedy mogę zacząć rehabilitację? – Opadłem na poduszkę i spojrzałem w sufit.

– W zasadzie od razu. Im wcześniej, tym lepiej.

_Dobrze._

Jeszcze dziś skontaktuję się z Mate. Zarządzał naszą moskiewską posiadłością i był jakby prawą ręką Jurija. Zarówno mój brat, jak i nasz ojciec zawsze liczyli się z jego zdaniem. Z pewnością załatwi kogoś z odpowiednimi kwalifikacjami. Musiałem jak najszybciej wrócić do w miarę pełnej sprawności. Popatrzyłem na opatrunek na lewej dłoni. Był świeży, a rana, którą sam zadałem sobie nożem, okazała się powierzchowna.

– Chciałbym jeszcze…

– Hm? – Oderwałem spojrzenie od opatrunku i popatrzyłem na niego wyczekująco.

Uciekł wzrokiem w bok, a potem zerknął na mnie ponownie i w końcu wydusił z siebie:

– Podczas operacji zauważyłem blizny na udach…

Zignorowałem niemal agonalny ból, kiedy gwałtownie wychyliłem się w jego stronę, łapiąc go lewą ręką za kitel. Z impetem przysunąłem tego pieprzonego konowała do siebie i warknąłem:

– Powiedziałeś o tym komuś?!

Nerwowo zaprzeczył. Obserwowałem go jeszcze przez chwilę, szukając oznak kłamstwa, ale zdawał się mówić prawdę.

– I tak ma zostać – dodałem spokojniej, puszczając go.

Odsunął się szybko, wpatrując się we mnie z przestrachem. Zareagowałem przesadnie. Byłem tego w pełni świadom, ale nikt nie mógł się dowiedzieć o bliznach. Odczytaliby to jako słabość, a w tym świecie słabość równa się śmierć. Dlatego karmiłem wszystkich kłamstwami. W pewnym momencie sam zacząłem się gubić w tym, co jest prawdą, a co fikcją. A że _wory_ lubiły przechwałki, często nie dementowałem plotek, które pojawiały się na mój temat. Już samo to, że wyciąłem Sofii serce, niejednego twardziela napawało strachem. Od słowa do słowa powstała legenda, że trzymam je w formalinie. Nigdy nie zaprzeczyłem. Ba, zadbałem, by to stało się faktem. Od tej pory wierzono we wszystko, co powiedziałem. A prawdę znałem tylko ja – i częściowo Jurij. Jednak zmarli przecież głosu nie mają.

– Chciałbym się udać w jedno miejsce – powiedziałem, kiedy lekarz skierował się do wyjścia.

Kiwnął głową na znak, że zrozumiał.

*

Wprowadzono mój wózek do sali, w której leżała Marta. Była sama. Nikołaj mignął mi w korytarzu. Stał oparty o ścianę i prowadził zażartą dyskusję przez telefon, przesadnie przy tym gestykulując. Słyszałem, jak wyrzucał z siebie nieznoszące sprzeciwu komendy. Pewnych nawyków już nie zmieni.

Pozwoliłem sobie na dłuższą obserwację, próbując wyczytać coś z mowy jej ciała. Wyglądała tak krucho i niewinnie na szpitalnym łóżku. Trudno uwierzyć, że znalazła w sobie tyle siły, by przeciwstawić się Izjasławowi. I by zabić ojca, o czym dowiedziałem się dopiero po rozmowie z Nikołajem.

Marta chyba nie zauważyła, że ktoś jeszcze znalazł się w pomieszczeniu, bo nie odwracała wzroku od krajobrazu za oknem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że po prostu nie chciała, żebym widział jej łzy. Pospiesznie otarła policzki lewym przedramieniem, pociągnęła nosem i spojrzała w moją stronę.

– Znowu beczę, co? – Posłała mi wymuszony uśmiech.

– Skoro ci to pomaga – odparłem, wzruszając ramionami – to śmiało, nie krępuj się. Byliśmy już w znacznie intymniejszych sytuacjach.

Zaczerwieniła się, ale nie odwróciła wzroku. Pielęgniarka podprowadziła wózek do krawędzi łóżka i wymknęła się z pomieszczenia. Spojrzałem na zabandażowaną dłoń Cukiereczka.

– Lekarz powiedział, że dobra rehabilitacja przywróci mi sprawność – rzekła, jakby czuła się w obowiązku wytłumaczyć.

– Witam w klubie. – Uniosłem swoją.

Zachichotała. Lubiłem ten dźwięk. Naturalny i niewymuszony. Przypomniał mi się nasz pocałunek. Teraz trochę żałowałem, że nie wykorzystałem sytuacji. Wtedy, przy niej, znów TO poczułem. I pewnie dlatego się wycofałem.

Marta lekko przechyliła głowę, omiotła wzrokiem moją sylwetkę i zabawnie zmarszczyła nos.

– Widzę, że ktoś tu idzie na łatwiznę – sarknęła, wskazując palcem wózek inwalidzki. – Nigdy nie wybieraj łatwej drogi. Wybierz tę, która stanowi dla ciebie wyzwanie, Rzeźniku – zacytowała mnie, starając się naśladować mój ton.

– Mówisz do mnie moimi słowami?

– Tylko jeśli wymaga tego sytuacja. Słowa to broń obosieczna, powinieneś to wiedzieć. – Uśmiechnęła się.

Widziałem, jak ten uśmiech rozświetla jej oczy, a między wargami błyskają zęby.

Lubiłem jej uśmiech.

Lubiłem ją.

Pamiętałem te usta na swoich… To było niewłaściwe, złe i… i, kurwa, takie na miejscu. Wydałem z siebie głośne westchnienie i dotknąłem jej policzka lewą dłonią. Ostatni raz. Należała do Nikołaja, nie do mnie. I miała siedemnaście lat.

_Ogarnij się, Igor!_

– Dziękuję ci, Cukiereczku.

– Za co? – spytała, jeszcze bardziej się rumieniąc.

– Uratowałaś mi życie.

_Dwa razy_, dodałem w myślach.2
ორი

Aisza

Dwa miesiące temu, kiedy w progu naszego petersburskiego mieszkania niespodziewanie pojawił się ojciec, nie posiadałam się ze szczęścia. Potraktowałam to jako szansę od losu. Odprawił Hamida – brata mamy, który po śmierci Bilala sprawował nad nami pieczę – a nam oświadczył, że od teraz zamieszkamy razem. Już wtedy byłam świadoma, że mój ojciec jest jednym z bossów czeczeńskiej bratwy. Ale uważałam to za o niebo lepsze niż dotychczasowe życie. Bardzo się myliłam.

Kiedy Ali… Nikołaj zmusił mojego ojca do wyjawienia, jak wielkiego okrucieństwa się dopuścił, początkowo nie mogłam uwierzyć własnym uszom. I mimo tego, jak zostałam potraktowana, nie dziwiłam się Nikołajowi. Rusłan Kutajew zniszczył mu życie. Było mi wstyd, że noszę jego nazwisko. Że jest moim ojcem. Nie mogłam się pogodzić tylko z tym, że Nikołaj bez mrugnięcia okiem zabił _nanę_. Na moich oczach. Ona naprawdę go kochała. Powinien zdawać sobie sprawę, że nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia. Mnie też chciał zabić. Widziałam to w jego oczach. Zachowywał się bezdusznie, ale darował mi życie. Dlaczego? Być może nigdy nie poznam prawdy. Wiedziałam, że szuka Marty porwanej przez Izjasława. Posiadłość Kosłowa wysadził w powietrze. Zmusił mnie do wyjazdu do jakiegoś innego domu. Tam byłam więziona, ale dopóki był Nikołaj, nic mi nie groziło. Jednak niespodziewanie wyjechał, zostawiając mnie pod opieką swoich ludzi.

_Opieką…_

O ile starszy mężczyzna, który – jak zdążyłam się zorientować – pełnił tu funkcję kamerdynera, był nastawiony do mnie przyjaźnie, o tyle nie mogłam tego powiedzieć o _byku_ z wytatuowanym krzyżem laskowanym tuż pod prawym uchem. Znałam ten symbol aż za dobrze – to między innymi nim mnie naznaczono.

Władowi nie ufałam od samego początku. W moim mniemaniu ludzie obnoszący się z takimi tatuażami nie zasługiwali na zaufanie. Jego spojrzenie, za każdym razem bezwstydnie prześlizgujące się po moim ciele, wzbudzało we mnie panikę. I jak się okazało, miałam rację.

Pojawiał się nocą. Zawsze czekał, aż wszyscy zasną, aż nie będzie nikogo, kto stanie w mojej obronie. Kto doniesie Nikołajowi, że złamał jego rozkaz. Choć wątpiłam, żeby ktokolwiek przejął się moim losem. Byłam dla nich tylko czeczeńską kurewką, córką zdrajcy. Czarną – bo tak pogardliwie nazywano mieszkańców Kaukazu Północnego. Równie dobrze mogłam tu zdechnąć. Pewnie odetchnęliby z ulgą. Pozbyliby się dodatkowej gęby do wykarmienia.

Pierwszej nocy przyszedł i zgasił światło. Dobrze wiedział, że obsesyjnie boję się ciemności. I po prostu siedział, tuż obok. Nie dotknął mnie, a mimo to jego obecność była wręcz namacalna, jakby emanująca z niego negatywna energia opinała mnie szczelnie ciasnym kokonem. W nocnej ciszy słyszałam jego ciężki oddech i czułam papierosowy dym. Raz po raz mrok rozjaśniała pomarańczowa końcówka palącego się szluga. Leżałam sparaliżowana, z duszą na ramieniu, czekając na rozwój wypadków. Bałam się oddychać, bałam się poruszyć, bo każda z tych czynności mogła go przecież sprowokować. Kiedy w końcu wyszedł, mięśnie miałam sztywne od ciągłego napięcia, a w gardle czułam posmak żółci. Pozwoliłam sobie na cichy płacz – wtedy tylko on był w stanie dać mi ukojenie.

Z nocy na noc Wład robił się coraz bardziej śmiały. Najpierw czułam jego palce badające krzywizny mojego ciała, później natarczywe dłonie. Kiedy pewnej nocy z moich ust wydobył się błagalny jęk protestu, usłyszałam tylko:

– Lepiej bądź cicho, czeczeńska _szlucho_, a włos

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: