- W empik go
Pająk. Szpiedzy i agenci. Tom 4 - ebook
Pająk. Szpiedzy i agenci. Tom 4 - ebook
Stolicą wstrząsa fala tajemniczych zabójstw wysoko postawionych dyplomatów. Najpierw w restauracji „Savannah” zostaje zasztyletowany sekretarz ambasady włoskiej. Następnie ginie konsul Republiki Czechosłowacji. Inni dyplomaci dostają pogróżki. Przypuszczalnie ktoś chce wpłynąć na stosunki dyplomatyczne Polski z zaprzyjaźnionymi krajami. Sprawę usiłuje rozwikłać znakomity agent śledczy Edward Durski, który jednak sam wkrótce znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Pomaga mu reporter Arkturus. Z tajemniczymi morderstwami związek wydaje się mieć tajemnicza blondynka, która znika w niewyjaśniony sposób oraz nie mniej zagadkowy Chińczyk... Witamy serdecznie do Warszawy i dwudziestolecie międzywojenne!
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-91-8019-146-3 |
Rozmiar pliku: | 741 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kobieta, która nie powróciła
Poruszając się cicho jak automat, stąpając lekko na palcach, smukły młody kelner o kocich ruchach obsługiwał gości gabinetu numer 6 pierwszorzędnej warszawskiej restauracji _Savannah_.
Ze skupioną, zastygłą twarzą, jakby nie zwracając najmniejszej uwagi na dwoje obecnych w gabinecie ludzi, kelner zastawił stół potrawami, nalewał w kieliszki mrożone wino, po czym cofał się dyskretnie poza drzwi gabinetu, gdzie czekał cierpliwie na przyzywający go sygnał dzwonka.
W gabinecie bawiła piękna młoda kobieta w towarzystwie eleganckiego starszego już mężczyzny.
Kelner ziewnął na całe gardło. To wszystko było ostatecznie tak szalenie nudne i monotonne.
Oczywiście, znowu jakaś zakochana para, która teraz w zaciszu gabinetu, trącając się kieliszkami z rżniętego szkła, patrzy wzajem na siebie oczyma zamglonymi przypływem namiętności lub łączy głodne rozkoszy wargi w miłosnym pocałunku. Atmosfera gabinetu, uczucie dyskretnego sam na sam, wreszcie działanie alkoholu potęguje ów głód miłości.
Kelner ziewnął powtórnie. Ileż takich par, mniej lub bardziej dystyngowanych miał w czasie swej paroletniej pracy zawodowej. Tym razem jednak musiał przyznać, że kobieta towarzysząca eleganckiemu mężczyźnie była nie tylko osobą dystyngowaną i ubraną z przedziwnym smakiem, lecz zarazem kobietą niezwykle piękną.
Goście gabinetu numer 6 byli niewątpliwie cudzoziemcami, rozmawiali bowiem płynnie po francusku, z czego kelner rozumiał tylko pojedyncze wyrazy.
W czasie krótkich momentów, kiedy jak bezszelestny cień wchodził do gabinetu, zdołał on zauważyć, że mężczyzna jest w zupełności pod wpływem olśniewająco pięknej blondynki, która rozwijała przed nim w całej pełni nieodzowny czar swej kobiecości, ukazując w kokieteryjnym uśmiechu cudownie białe i równe ząbki.
Dumania kelnera przerwał szwajcar, który oznajmił mu, że pani z gabinetu nr 6 wezwana jest do telefonu.
Kelner skinął głową, po czym zapukał delikatnie do drzwi gabinetu i wszedłszy do niego oznajmił to, co słyszał od szwajcara. Umiał na tyle po francusku, by przy swym fatalnym akcencie, zostać zrozumiany.
Mężczyzna uczynił ręką szybki gest zniecierpliwienia, lecz kobieta wstała natychmiast, wymieniła kilka uspokajających słów ze swym towarzyszem, po czym okrywszy się kosztownym płaszczem, udała się do kabiny telefonicznej.
Rozmowa trwała krótko, dziewczyna jednak po jej zakończeniu nie kwapiła się bynajmniej do powrotu do gabinetu, lecz otworzyła torebkę, dobyła z niej mały notesik i miniaturowy ołówek, napisała słów parę na karteczce notesiku, wyrwała ją i wręczyła szwajcarowi wraz z dwuzłotową monetą.
– Proszę to zanieść do gabinetu numer sześć – rzekła kalecząc polszczyznę.
Potem, ku zdziwieniu szwajcara, skierowała się po schodach w dół, chcąc najwidoczniej opuścić lokal restauracji. Znać odebrana telefonicznie wiadomość wzywała ją gdzieś w sprawie tak pilnej, że nie mogła się nawet pożegnać z towarzyszem, z którym spożywała kolację.
Kelner odebrał kartkę z rąk szwajcara, ale zanim wszedł do gabinetu, gdzie starszy pan oczekiwał z rosnącym zniecierpliwieniem na powrót swej partnerki, długo obracał w palcach małą kartkę papieru i kręcił ze zdziwieniem głową. Coś podobnego zdarzyło mu się istotnie po raz pierwszy.
Wreszcie zdecydował się na doręczenie kartki oczekującemu w gabinecie mężczyźnie. Wszedł do gabinetu, lecz widok, jaki go uderzył, musiał być ogromnie nieoczekiwany, bowiem wybiegł z niego natychmiast i blady jak niezapisana kartka papieru podążył na salę główną, gdzie z trudem przeciskając się między stolikami, dotarł do zarządzającego.
Kilka urywanych słów, które targały ściśniętą wzruszeniem krtanią.
Zarządzający restauracją _Savannah_ był człowiekiem zrównoważonym, toteż pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było położenie palca na ustach na znak milczenia. Cokolwiek się stało nie należało budzić popłochu i psuć innym beztroskiej zabawy. Pośpieszył spokojnie w ślad za wzruszonym kelnerem.
Jeden rzut oka od progu gabinetu przekonał go, że kelner mówił prawdę. Mężczyzna, który jeszcze przed dziesięcioma minutami pił wino z kieliszka i rozkosz pocałunków z ust kobiety, leżał skrwawiony, oparty bezwładnie o poręcz miękkiej kanapy gabinetu.
W lewej piersi zamordowanego tkwił po rękojeść mały sztylet, o klindze tak wąskiej, jak wąski jest most As-Sirat, przez który przejść muszą dusze wiernych muzułmanów, by dotrzeć do wrót raju.
Zarządzający zamknął drzwi gabinetu i pośpieszył do telefonu. Wpierw jednak przeczytał kartkę, którą dała szwajcarowi dla zamordowanego jasnowłosa kobieta, zanim, w podejrzanym pośpiechu, opuściła restaurację.
Widniały na niej słowa, nakreślone charakterystycznym ostrym pismem kobiecym.
_Zaraz powracam_
Lecz nie powróciła nigdy.II
Straszliwy szef
Młody agent spojrzał pod światło w lufę czyszczonego rewolweru, po czym przerywając na chwilę swe zajęcie, zwrócił oczy na swego starszego kolegę.
– Mówisz więc, że szef jest wściekły?
– Czy widziałeś go kiedy w dobrym humorze? Zresztą nic dziwnego. Podobnie tajemniczej i niemiłej historii nie było dawno na warsztacie.
Durski, który powrócił był dnia poprzedniego ze służbowego wyjazdu do Krakowa, pokręcił głową.
– A więc to był dyplomata?
– To jest właściwie najnieprzyjemniejsze w tej sprawie.
Zamordowanym w restauracji _Savannah_ okazał się Luigi Mattai, starszy sekretarz ambasady włoskiej. _Furiat_ był wczoraj wezwany w tej sprawie do ministerstwa spraw wewnętrznych.
_Furiat_ było to przezwisko, jakie nadawali podwładni w prywatnych rozmowach między sobą naczelnikowi urzędu śledczego w Warszawie Norbertowi Horskiemu; podobnie przezwisko _Pająk_ było stale stosowane do Edwarda Durskiego, cieszącego się mimo młodego wieku opinią najzdolniejszego wywiadowcy.
Podkomisarz Oldak miał rację, określając sytuację jako nieprzyjemną. W krótkich zdaniach wyjaśnił _Pająkowi_ okoliczności sprawy:
W gabinecie restauracji _Savannah_ znaleziono onegdaj wieczór mężczyznę lat około czterdziestu, zamordowanego uderzeniem sztyletu w lewą pierś. Mężczyzna ów – jak się okazało, był to sekretarz ambasady włoskiej, Luigi Mattai – bawił w gabinecie restauracji w towarzystwie pięknej młodej kobiety, która bezpośrednio przed wykryciem zbrodni, wezwana została do telefonu, po czym natychmiast opuściła z pośpiechem restaurację _Savannah_. Oto było wszystko, co dotąd w tej sprawie wiedziano.
Edward Durski z ogromną uwagą wkładał nowy magazynek do rewolweru.
– A więc sprawczynią morderstwa była kobieta – zawyrokował.
Mówił, jak zawsze, powoli i z naciskiem, przesączając swe poglądy przez filtr namysłu.
Oldak zaprzeczył ruchem głowy.
– To jest zupełnie wyłączone. Gdy kelner wezwał ową kobietę do telefonu, towarzysz jej był żywy i cały, i cieszył się doskonałym zdrowiem. Kelner przepuścił wychodzącą z gabinetu kobietę, po czym zamknął sam drzwi gabinetu. Gdy otworzył je po krótkim czasie, by wręczyć panu Mattaiemu kartkę od owej kobiety, sekretarz poselstwa był już zamordowany.
– To dziwne. A kelner?
– Zeznania kelnera są zupełnie logiczne i spójne. Chwalebne opinie, jakie zebrano o nim, stawiają go poza wszelkimi podejrzeniami.
Durski wygrywał na palcach jakiegoś zwariowanego marsza:
– Samobójstwo jest tu rzeczą nieprawdopodobną.
– Zupełnie nieprawdopodobną. Statystyki kryminalne notują, iż samobójstwa przy użyciu brzytwy, sztyletu, noża są rzadkością w sferach inteligencji. Ludzie o pewnej kulturze lubią umierać estetycznie. Zresztą, by wpakować sobie sztylet po rękojeść między żebra, trzeba by mieć więcej siły woli, niż o to posądzam zamordowanego, który był typem zniewieściałego wykwintnisia.
– Znajdź powód zbrodni, a znajdziesz zbrodniarza zacytował _Pająk_ aforyzm słynnego detektywa angielskiego Mac Grady’ego.
– To jest bodaj najtrudniejsze. Zdaje się, że nad tą sprawą będziemy się długo biedzili…
Durski dobył dużego notesu i szyfrem własnego pomysłu począł czynić notatki na karteczce.
– Najbardziej interesującą jest osoba owej kobiety. Gdybyśmy ją znaleźli, połowa roboty byłaby zrobiona. Czy nic o niej nie wiecie?…
– Jak zwykle w takich wypadkach nawet zeznania świadków co do jej powierzchowności są zupełnie sprzeczne. Jedno jest stwierdzone: kobieta była młoda i piękna… Przyznasz, że to mało. Przesłuchujemy obecnie wszystkich szoferów wszystkich taksówek, którzy nocy owej przywozili lub odwozili gości do restauracji _Savannah_… Jak dotąd rezultaty są ujemne. Może skorzystała z jakiegoś prywatnego auta.
_Pająk_ sięgnął po książkę telefoniczną i począł przewracać jej kartki. Po chwili numery telefonów restauracji były już zaszyfrowane w notatniku agenta…
Do pokoju, w którym dwaj urzędnicy rozmawiali, zapukano lekko.
Wszedł mundurowy policjant i wyprostował się służbowo.
– Pan Edward Durski?…
– Jestem. O co chodzi?
– Pan naczelnik wzywa pana do siebie.
– Aha.
Durski wstał i z uśmiechem skierował się ku drzwiom. Przeczuwał, że tak będzie.
– Niech cię Bóg ma w swojej opiece – zawołał za nim wesoło podkomisarz. – Nie pozwól, żeby cię pożarł.III
Kariera Edwarda Durskiego
Wśród wywiadowców urzędu śledczego, dwudziestosiedmioletni Edward Durski zajmował stanowisko zupełnie wyjątkowe.
Był synem bogatego przedsiębiorcy samochodowego i już tym różnił się od swych kolegów, że nie musiał dla chleba zajmować tego stanowiska, które zajmował. Edward Durski ukończył wydział prawa i przez lat kilka prowadził życie, jakie prowadzą zwykle ludzie młodzi, zamożni i rozporządzający dużą ilością wolnego czasu.
Ojca swego przyzwyczaił szybko do wszelkiego rodzaju ekstrawagancji. Stary pan wybaczył mu nawet publiczne produkowanie się na ringu bokserskim. Syn pełen fantazji, zdrów i wysportowany imponował mu nawet poniekąd.
Toteż pan Durski starszy nie okazał ani zdziwienia, ani zgorszenia, gdy pewnego dnia, po nocy spędzonej w nocnym klubie, syn po wzięciu odżywczego prysznicu, ale jeszcze z odrobiną nieznośnego _katzenjammeru_ zgłosił się do niego do biura i zakomunikował mu krótko swą decyzję.
Decyzję wstąpienia do policji.
Przemysłowiec spojrzał na niego spoza złotych binokli i uśmiechnął się pobłażliwie.
– To coś zupełnie nowego. Chcesz być policjantem?
– Chcę być policjantem – zapalił się Durski. – Ścigać zbrodnię, walczyć o prawo. Czyż może być coś piękniejszego?
– Rób jak chcesz. Pamiętaj, że zawsze masz u mnie gotowy dobry wóz do pościgów za twymi zbrodniarzami.
Oto było trafne postawienie sprawy.
Stary pan był pewien, że pasja policyjna syna, jak nazywał jego decyzję, potrwa nie dłużej nad kilka tygodni.
To samo sądzili i ci, którzy przychylnie załatwili podanie Edwarda Durskiego. Wnet jednak okazało się, że obie strony myliły się stuprocentowo.
Edward Durski po pierwsze przełamał szybko pierwsze lody, jakie dzieliły go społecznie od swych kolegów w policji, którzy zrazu odnosili się do niego zdecydowanie wrogo, po drugie okazał fenomenalne wprost zdolności śledcze.
– Ma nieprawdopodobne szczęście – mówili jego koledzy, Durski jednak był zbyt serdecznym towarzyszem i kolegą, by mogli ku niemu czuć choćby trochę zawiści. Naczelnik wydziału śledczego, straszliwy Norbert Horski, nie wiedział sam i często zastanawiał się nad tym, czy Edward Durski miał więcej sprytu, czy szczęścia.
W każdym razie nie kto inny jak Durski rozwiązał zagadkę poczwórnego morderstwa na placu Teatralnym, oddając w ręce kata zwyrodniałego zbrodniarza…
Nie kto inny jak Durski zaaresztował Bergbauma, arcysprytnego usypiacza grasującego w pociągach pośpiesznych. Nie kto inny jak Durski udaremnił włamanie do skarbców PKO w Warszawie.
Ale najbardziej rozsławiło imię Durskiego, jako najzdolniejszego agenta, ujęcie bandy fałszerzy banknotów stuzłotowych, kiedy schwytany przez przestępców, po kilku godzinach straszliwego zaaplikowanego mu „słupka”, zsiniałymi rękoma prowadząc motocykl, kierował obławą policyjną pod Wawrem i dopiął swego – ujął fałszerzy pieniędzy.
Po wykryciu sprawcy poczwórnego morderstwa na placu Teatralnym, gdy na rozprawie sądowej przedstawił drogi, jakimi doszedł do wykrycia zbrodniarza, jeden ze sprawozdawców prasowych nadał mu w sprawozdaniu miano _Pająka_ i odtąd nazwa ta stała się jego policyjną tarczą herbową.
Stary pan patrzył na te wszystkie nadzwyczajności, rozszerzając coraz to bardziej oczy. Gdy wieczorami siadywał przy zielonym stoliku do kilku partii brydża, a rozmowa schodziła na _Pająka_, uśmiechał się z zadowoleniem i szarpał siwego wąsa. Powoli w pojęciu starego pana, syn urósł do poziomu jakiegoś współczesnego błędnego rycerza dokonującego nadludzkich czynów.
Ze swej strony dotrzymał słowa. Wspaniałe sportowe torpedo oczekiwało zawsze wraz z szoferem w garażu na telefon młodego wywiadowcy.
* * *
Edward Durski przeszedł kilka korytarzy i zatrzymał się przed drzwiami, na których widniał napis:
NADKOMISARZ NORBERT HORSKI
Naczelnik wydziału śledczego
Młody agent zapukał i nadstawił uszu. Gdy ostatni raz wezwany był do szefa otrzymał delikatną uwagę, iż nie należy wchodzić do gabinetu bez pukania. Z wewnątrz jednak nikt nie powiedział sakramentalnego _proszę_. Zapukał powtórnie, a gdy i tym razem pukanie zostało bez odpowiedzi, nacisnął klamkę i wszedł do gabinetu.
Horski stał, pochylony nad biurkiem, oparty o nie kościstymi rękoma.
Ubrany był w mundur policyjny, który bardzo niechętnie zmieniał na cywilne ubranie. Mężczyzna lat czterdziestu, i dobrej budowy, świecił golizną łysej czaszki, od której dziwnie odbijała czarna długa broda, przetykana już nitkami wczesnej u brunetów siwizny. Twarz zwracała uwagę swą inteligencją, ale była to twarz typowego neurastenika i nerwowca, twarz, której mięśnie ani na chwilę nie pozostawały w stanie spoczynku, lecz drgały stale zależnie od wrażeń, jakie odbierał lotny mózg urzędnika.
Durski skłonił się w milczeniu.
– Mój gabinet nie jest kobiecym buduarem – zabrzmiał na powitanie głos Horskiego. – Po co to tracić czas na pukanie do drzwi. Służba śledcza nie ma nic wspólnego z subtelnością lalusiów.
Na twarzy młodego agenta przemknął ledwo dostrzegalny uśmiech. A więc dziś było inaczej!
Horski był nieobliczalny w swych wybrykach i kaprysach. Nie krępował się w nich wobec nikogo i nieraz nawet wobec ministra pozwalał sobie na ekstrawagancje, jakie komu innemu nie uszłyby bez następstw. Horski jednak był niezwykle ceniony dla swych zdolności i energii. Należało się na niego albo chronicznie obrażać, albo pokrywać milczeniem jego wybryki i kaprysy.
Zarówno jego przełożeni jak i podwładni wybrali już dawno to drugie.
Horski ruchem ręki wskazał Durskiemu miejsce.
– Co sądzi pan o tej sprawie?…
Durski zorientował się natychmiast o jakiej sprawie mówi nadkomisarz.
– O morderstwie w restauracji _Savannah_?
– Oczywiście, że o tern, a nie o sporze japońsko-chińskim o Mandżurię.
Agent rozłożył ręce.
– Nie miałem jeszcze czasu, by rozważyć okoliczności tej sprawy.
Pięść Horskiego uderzyła dwukrotnie o biurko.
– Do kroćset stu tysięcy diabłów. Więc to ja mam o wszystkim myśleć, ja mam…
Zachłysnął się przypływem nierozumnej złości.
Spojrzał z uśmiechem na _Pająka_.
– A prawda, pan dopiero co powrócił z Krakowa.
– Tak panie naczel…
– Nie potrzebuje pan potwierdzać. Więcej myśleć młody człowieku, a mniej mówić.
_Furiat_ zapalił nerwowo papierosa:
– Byłem wczoraj u pana ministra spraw wewnętrznych. W sprawie tego morderstwa. Bo to przecież zabito figurę dyplomatyczną, a więc rząd wyraża słowa ubolewania. Rząd kładzie nacisk na szybkie wyświetlenie tej sprawy. Sądzę, panie naczelniku, powiedział mi wczoraj minister, że już niedługo zamelduje mi pan o aresztowaniu mordercy Luigiego Mattaiego. To jest kwestia naszego prestiżu wobec ambasady włoskiej. Pochyliłem głowę na znak twierdzenia. Panie ministrze, odparłem, kimkolwiek by był morderca, będzie aresztowany.
Horski szarpnął palcami brodę:
– Durski – Horski do każdego z podwładnych zwracał się po nazwisku – Durski, uważa pan, tak powiedziałem. Ale do wszystkich potęg piekła, nie wierzę w to, co powiedziałem. W tej przeklętej sprawie nie posunęliśmy się ani na krok naprzód.
Naczelnik porwał leżącą przed nim teczkę z aktami i rzucił nią o biurko.
– Rozumie pan, Durski?
– Rozumiem, panie naczelniku.
– No i co, i co, pan na to?
– Czy pan naczelnik deleguje mnie do tej sprawy?
Oburzenie zdusiło Horskiemu głos w gardle. Posiniał.
– Czy ja deleguję? Durski, co to za pytanie? Deleguję was wszystkich, wszystkich, cały urząd śledczy. Nazywają pana _Pająkiem_. Jakiś reporter nazwał tak pana. Proszę bardzo, _Pająku_. Znajdź pan muchę w tym labiryncie zagadek. Ha…
– Czy mogę przejrzeć dokładnie akta sprawy.
– Naturalnie. Ale tu, w moim gabinecie…
– Jedno pytanie, panie naczelniku. Czy przeprowadzono badanie daktyloskopijne sztyletu?
– Pod moim osobistym kierunkiem. Czy pan naprawdę myśli karykaturo agenta, że zbrodniarz dwudziestego wieku, jest tak głupi, by zostawiać ślady palców na narzędziu zbrodni.
– ?
– Na rękojeści sztyletu nie ma śladu palców. Morderca miał rękę okrytą grubą rękawiczką. Gdyby sprawa była łatwa, nie wzywałbym pana… Durski…
Naczelnik wydziału śledczego zmarszczył brwi.
Tak jest, to niewątpliwie zapukano do drzwi. Horski nie lubił, gdy mu ktoś przeszkadzał w konferencjach.
Pukanie się powtórzyło. Horski niecierpliwym ruchem nacisnął guzik dzwonka, który umieszczony nad drzwiami jego gabinetu oznajmiał swym terkotem, że pukający może wejść.
Wszedł komisarz policji, z wyrazem pomieszania na twarzy. Wszyscy zresztą podwładni Horskiego wchodzili z pewnym zdetonowaniem do gabinetu straszliwego szefa.
– Czego?…
Komisarz Szober skłonił się służbowo.
– Telefonogram z trzynastego komisariatu. W Alejach Ujazdowskich został ciężko ranny wystrzałem z rewolweru urzędnik ambasady francuskiej André d’Orsy.
Z ust naczelnika urzędu śledczego wydobył się jakiś nieartykułowany głos. Poderwał się na fotelu.
– Co?…
– Na szczęście żyje… Sprawca umknął na motocyklu…
Horski odetchnął.
– Durski! – zwrócił się do agenta. – Powierzam panu szczególnej opiece te obie sprawy… Mówię chyba dość wyraźnie.
Wywiadowca zwrócił swe oczy na szefa.
– Czy podejrzewa pan jakiś związek między morderstwem w restauracji a…
– Czy podejrzewam? Przekona nas o tym trzeci zamach.
Zdumieni urzędnicy spojrzeli na szefa.
– Trzeci zamach… Więc?…
– Do kroćset, może się mylę, ale tu się gotuje coś poważnego…
Gdy w godzinę potem Durski opuszczał gmach warszawskiego „Scotland Yardu”, minął go jakiś młody, miły człowiek, w którego krawat była wpięta wysoce niemodna szpilka o główce z korala. Mijając Durskiego młody człowiek przesunął ręką po krawacie, jakby sprawdzając, czy jest on dobrze zawiązany.
Potem przyśpieszył kroku i cieszył się w duszy ogromnie, zdobył bowiem tak bardzo przez jego szefa pożądaną fotografię Edwarda Durskiego.Marek Romański, wł. Roman Dąbrowski
(ur. 1906 w Rzeszowie, zm. 20 czerwca 1974 w Buenos Aires) – polski pisarz, publicysta i dziennikarz, autor kilkudziesięciu powieści kryminalnych, wraz z Adamem Nasielskim i Antonim Marczyńskim należał do tzw. wielkiej trójki polskich pisarzy powieści kryminalnych II Rzeczypospolitej. Wcześnie osierocony i przygarnięty przez wujostwo Rydlów. Studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, kierunku nie skończył. W latach 20. związany z pismami socjalistycznymi - „Naprzód” (1922), „Robotnik” (1927) i „Głos młodzieży robotniczej” (1928-29). Wiadomo, że powieści kryminalne publikował już od początku lat 30. XX w., a więc wieku dwudziestu kilku lat (podobnie jak Adam Nasielski). W latach 1935-36 korespondent wojenny „Gońca Warszawskiego” z Abisynii. Szczyt popularności Romańskiego przypadł na lata tuż przed wybuchem II wojny światowej, kiedy publikował po kilka powieści rocznie. Jego losy podczas wojny są nieznane. W 1944 r. tuż przed powstaniem warszawskim przedostał się na Węgry, gdzie został złapany przez Hitlerowców i skazany na roboty przymusowe w Dolnej Bawarii. Po ucieczce do Włoch wstąpił do armii generała Władysława Andersa. Po demobilizacji wyjechał do Argentyny, gdzie mieszkał w Buenos Aires. Redagował m.in. „Głos Polski” (od 1957), opublikował również kilka powieści (być może napisanych jeszcze przed wojną). W 1951 wszystkie jego utwory zostały wycofane z polskich bibliotek oraz objęte cenzurą.
Lista publikacji Marka Romańskiego na stronie:
http://www.cmkryminaly.pl/?marek-romanskiPOLECAMY RÓWNIEŻ
KLASYKI POLSKIE KRYMINAŁY
Kryminały przedwojennej Warszawy
- Tom 1. _Marek Romański_, Mord na Placu Trzech Krzyży.
- Tom 2. _Stanisław Antoni Wotowski_, Demon wyścigów. Powieść sensacyjna zza kulis życia Warszawy.
- Tom 3. _Stanisław Antoni Wotowski_, Tajemniczy wróg przy Alejach Ujazdowskich.
- Tom 4. _Stanisław Antoni Wotowski_, Upiorny dom w Pobereżu.
- Tom 5. _Marek Romański_, W walce z Arsène Lupin.
- Tom 6. _Marek Romański_, Mister X.
- Tom 7. _Marek Romański_, Pająk.
- Tom 8. pierwsza część. _Marek Romański_, Złote sidła.
- Tom 8. druga część. _Marek Romański_, Defraudacja, druga część.
- Tom 9. pierwsza i druga część. _Walery Przyborowski_, Widmo przy ulicy Kanonia.
- Tom 10. _Antoni Hram_, Upiór warszawskich podziemi
- Tom 11. _Kazimierz Laskowski_, Agent policyjny w Warszawie.
- Tom 12. _Walery Przyborowski_, Tajemnica czerwonej skrzyni.
- Tom 13. _Marek Romański_, Warszawski prokurator Garda.
Szpiedzy i agenci
- Tom 1. Marek Romański, Miss o szkarłatnym spojrzeniu.
- Tom 2. Marek Romański, Szpieg z Falklandów.
- Tom 3. Marek Romański, Tajemnica kanału La Manche.
- Tom 4. Marek Romański, Znak zapytania.
- Tom 5, pierwsza część. Marek Romański, Serca szpiegów.
- Tom 5, druga część. Marek Romański, Salwa o świcie.
Detektyw Piotr Vulpius
- Tom 1. Marek Romański, Tajemnica małżeństwa Forster.
- Tom 2. Marek Romański, Zycie i śmierć Branda.
Inspektor Bernard Żbik
Adam Nasielski
- Tom 1, Alibi
- Tom 2. Opera śmierci
- Tom 3. Człowiek z Kimberley
- Tom 4. Dom tajemnic w Wilanowie
- Tom 5. Grobowiec Ozyrysa
- Tom 6. Skok w otchłań
- Tom 7. Puama E
- Tom 8. As Pik
- Tom 9. Koralowy sztylet i inne opowiadania
Najciekawsze kryminały PRL
- Tom 1. _Tadeusz Starostecki_, Plan Wilka
- Tom 2. _Zuzanna Śliwa_, Bardzo niecierpliwy morderca
- Tom 3. _Janusz Faber_, Ślady prowadzą w noc
- Tom 4. _Kazimierz Kłoś_, Listy przyniosły śmierć
- Tom 5. _Janusz Roy_, Czarny koń zabija nocą
- Tom 6. _Zuzanna Śliwa_, Teodozja i cień zabójcy
- Tom 7. _Jerzy Żukowski_, Martwy punkt
- Tom 8. _Jerzy Marian Mech_, Szyfr zbrodni
- Tom 9. _G.R Tarnawa_, Zakręt samobójców
- Tom 10. _I. Cuculescu (pseud.)/Iwona Szynik_, Trucizna działa
Klasyka angielskiego kryminału
Edgar Wallace
- Tom 1. Tajemnica szpilki
- Tom 2. Czerwony Krąg
- Tom 3. Bractwo Wielkiej Żaby
- Tom 4. Szajka Zgrozy
- Tom 5. Kwadratowy szmaragd
- Tom 6. Numer Szósty
- Tom 7. Spłacony dług
- Tom 8. Łowca głów
Detektyw Asbjørn Krag
Sven Elvestad
- Tom 1. Człowiek z niebieskim szalem
- Tom 2. Czarna Gwiazda
- Tom 3. Tajemnica torpedy
- Tom 4. Pokój zmarłego
NOWE POLSKIE KRYMINAŁY
Kryminały Warszawskie
Wojciech Kulawski
- Tom 1. Lista sześciu.
- Tom 2. Między udręką miłości a rozkoszą nienawiści.
- Tom 3. Zamknięci
- Tom 4. Poza granicą szaleństwa
Komisarz Ireneusz Waróg
Stefan Górawski
- Tom 1. Sekret włoskiego orzecha
- Tom 2. W cieniu włoskiego orzecha
Kapitan Jan Jedyna
Igor Frender
- Tom 1. Człowiek Jatka - Mroczna twarz dwulicowa
- Tom 2. Mordercza proteza
Tim Mayer
Wojciech Kulawski
- Tom 1. Syryjska legenda
- Tom 2. Meksykańska hekatomba