Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Palermo. Epicka historia miasta - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
22 czerwca 2025
3569 pkt
punktów Virtualo

Palermo. Epicka historia miasta - ebook

Pesto siciliano, wino marsala, obłędna pasta pistacjowa z Bronte. Dojrzewające w pełnym słońcu soczyste cytryny. Piaszczyste plaże oblewane granatową wodą, a nad nimi majestatyczna Etna. Ceramika z Caltagirone i widniejące wszędzie trinacrie.

Czy jest coś bardziej symbolicznego dla Palermo?

Owszem!

Hotel The Palms to ikona Palermo, przez którą można opowiedzieć o złożonej historii miasta, ale i o przemianach Sycylii.

Jego pokoje stały się świadkami wydarzeń, które ukształtowały Palermo XX wieku: od samobójstw po intrygi polityczne i tajne spotkania mafii. Gościli tu Arthur Miller, Sophia Loren i Maria Callas. Tu Richard Wagner pozował do portretu Augustowi Renoirowi. Korytarze rozświetlał blask największych sław, zaś cieniem na obrazie hotelu kłady się mroczne postacie, jak krwawi mafiosi czy okultysta i założyciel sekty.

Trzymasz w ręku fascynującą opowieść o literaturze, sztuce, historii i polityce, w której główne role zostały obsadzone bohaterami pięknymi, ale i mrocznymi. A najważniejsza jest scena, na której dzieje się ten porywający spektakl.

Dasz się namówić na wyprawę do Palermo?

 


Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8367-413-1
Rozmiar pliku: 4,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1
PALAZZO INGHAM

Zmysłowe ciepło czerwcowego wieczoru w Palermo wzmagały intensywnie gorejące pochodnie ciągnące się szpalerem wzdłuż mariny, obok Porta Felice i dalej ku portowi La Cala. Zamożni arystokraci, siedząc w swoich okazałych powozach, rozkoszowali się wieczornym powietrzem. Wystarczyło im skinąć głową lub pomachać ręką w stronę tych, którzy coś znaczyli, by się upewnić, że dostrzeżono ich obecność. W miarę jak tłumy przeciskały się przez imponującą kamienną bramę nazwaną na cześć Donny Felice Orsini, żony byłego wicekróla, ludzie zbijali się w grupki, aby wymienić się plotkami i opiniami. Ten spektakl świateł latem 1808 roku był dla młodego Benjamina Inghama z Yorkshire niecodziennym widokiem.

Płomienie oświetlały twarz szesnastoletniej Estiny Fagan, pochodzącej z angielsko-włoskiej rodziny córki Roberta Fagana, malarza portrecisty, archeologa, a później brytyjskiego konsula generalnego Sycylii. Benjamin z Ossett oniemiał z zachwytu. Dwudziestoczteroletni Ingham pieczołowicie dbał o swój wizerunek dandysa, zaczesując włosy w modną fryzurę „na pierwszego konsula”, której rygory wymagały opadającej na brwi grzywki i omiatających policzki długich bokobrodów. Pod jego wytwornym wyglądem skrywał się jednak charakter człowieka trzeźwo myślącego i rzeczowego. Ingham nie był poetą, lecz twardo stąpającym po ziemi przedsiębiorcą. Podejmował wprawdzie próby zdobycia pięknej Estiny, udając się z rodziną Faganów do gajów pomarańczowych i cytrynowych w Bagherii i Monreale, ale na tym musiał poprzestać, ponieważ rodzina pragnęła bardziej majętnego kandydata do jej ręki. Krewni Estiny upatrzyli już sobie niejakiego Williama Bakera, którego dziadek był gubernatorem Kompanii Zatoki Hudsona i dyrektorem Kompanii Wschodnioindyjskiej, dziedzicem bogactwa, o jakim młody Benjamin mógł tylko pomarzyć.

Mimo że Ingham pochodził z dobrze prosperującej rodziny z Yorkshire, do 1806 roku – na dwa lata przed poznaniem Estiny Fagan – stracił praktycznie wszystko, tak w miłości, jak w biznesie. Oprócz tego, że pracował jako przedstawiciel rodzinnego interesu, prowadził również własne przedsięwzięcia handlowe, ale wskutek kaprysów losu, na jakie narażona była w epoce georgiańskiej żegluga morska, jego inwestycja poszła na dno oceanu, po tym jak przewożący cenny ładunek statek natrafił na sztorm. Następnie przyszła kolej na jego życie uczuciowe. Jego narzeczona Anne Brook zerwała zaręczyny, być może dlatego, że nie chciała się wiązać z pechowym kupcem. Miasto Leeds i jego rodzinny dom w Ossett, miasteczku targowym niedaleko Wakefield, nie roztaczały już przed nim tak obiecującej perspektywy i uroku jak dawniej. Gdy nadarzyła się okazja wyjazdu na Sycylię z misją sprzedaży tkanin w ramach rodzinnego biznesu, nie wahał się ani przez chwilę.

Przybycie Inghama zbiegło się w czasie z prowadzonymi na wyspie gorączkowymi działaniami Brytyjczyków, którzy w dobie wojen napoleońskich starali się zapewnić sobie swobodę żeglugi na Morzu Śródziemnym. Do 1806 roku udało im się rozmieścić na wyspie swoje wojska. Ucieszyło to wielu miejscowych arystokratów i rodzinę królewską, która wcześniej uciekła z Neapolu do Palermo, po tym jak Napoleon zdetronizował króla Ferdynanda (tytułowanego zarówno Ferdynandem III Sycylijskim, jak i Ferdynandem IV Neapolitańskim) i osadził na tronie swojego brata. Były to wprawdzie burzliwe czasy, ale rzutkiemu przedsiębiorcy, jakim był młodzieniec, dawały wiele możliwości. Swoją pozycję barona win wzmacnianych ugruntował już wcześniej na wyspie angielski kupiec John Woodhouse, który założył winiarnię w Marsali na zachodnim wybrzeżu Sycylii. Ulubione sherry admirała Nelsona było wówczas niedostępne z powodu napoleońskiej blokady, a marsala Woodhouse’a znakomicie wypełniała tę lukę. Benjamin Ingham niezwłocznie udał się do Marsali i dostrzegł ogromny potencjał tego produktu jako źródła dochodów.

W 1812 roku Ingham założył własną winiarnię – w miejscowym języku _baglio_ – która stanowiła dla Johna Woodhouse’a bezpośrednią konkurencję. Wcześniej wysłał w tajną misję wywiadowczą do Hiszpanii swojego brata Joshuę, by ten podpatrzył najlepsze techniki stosowane przez producentów sherry. Ingham nie miał jednak ochoty mieszkać w prowincjonalnej Marsali i uznał, że jedynym miejscem godnym człowieka o jego przyszłym statusie będzie Palermo. John Woodhouse – pomimo plotek o jego skrywanym homoseksualizmie – uchodził natomiast za człowieka o surowych zasadach moralnych. Uważał marinę z jej pochodniami, festynami i zabawami za szczyt zepsucia, zwłaszcza po północy, gdy gasły pochodnie, co – jak zauważył współczesny pisarz-podróżnik Patrick Brydone – stwarzało aurę „bardziej sprzyjającą przyjemności i intrygom”.

Budzącym najgorętsze emocje romansem był związek admirała lorda Nelsona i Emmy Hamilton, żony ambasadora Williama Hamiltona. Emma, oszołamiająca piękność, miała już na koncie pewien _succès de scandale_. W czasie gdy mieszkała tam owa słynna para, do Palermo przybył Pryse Lockhart Gordon, pisarz, były znajomy lorda Byrona. Niezwłocznie po przybiciu statku do brzegu opuścił port, aby zostać przedstawionym Nelsonowi i Williamowi Hamiltonowi. Jak wynika z jego relacji, bardziej zależało mu jednak na poznaniu kochanki admirała:

Przedstawienie nas fascynującej Emmie, lady Hamilton, odbyło się z większym ceremoniałem i rozpoczęło się od nader teatralnej sceny. Po tym jak usiedliśmy na kilka minut i wyjaśniliśmy, gdzie zatrzymujemy się w Neapolu, co – jak nam się zdawało – zostało przyjęte z całkowitą obojętnością, Cavaliere oddalił się, ale po chwili powrócił, wkraczając przez jedne z _porte battante_. U jego boku objawiła się trzymająca go pod rękę, a raczej opierająca się o jego ramię, owa intrygująca Melpomena, której kruczoczarne włosy rozpływały się falą po imponującej sylwetce i pełnym biuście.

Gordon rozlokował się w apartamentach Palazzo Patrollo, tuż przy marinie, i był zachwycony „rozległym tarasem o szerokości dwunastu i długości osiemnastu metrów, z którego roztaczał się widok na całą zatokę”. W swoich _Personal Memoirs_ (Osobistych wspomnieniach) powraca do lady Hamilton raz jeszcze, gdy relacjonuje pewną szczególnie pamiętną kolację u ambasadora. Pewien Turek, który walczył wcześniej w słynnej, wygranej przez Nelsona bitwie nad Nilem, przechwalał się w pijackim bełkocie, jak wielu Francuzów wyprawił na tamten świat za pomocą szabli, którą miał przy sobie podczas uczty, demonstrował nawet inkrustowaną krwią broń. Emma Hamilton wzięła oręż z jego dłoni, pocałowała go i podała Nelsonowi. Gordon był wstrząśnięty tym bezceremonialnym aktem, podobnie jak żona konsula generalnego, która z miejsca zemdlała.

Ówcześni brytyjscy pisarze byli jednocześnie zafascynowani i zszokowani sycylijskim podejściem do seksu i małżeństwa. Trójkąt miłosny lady Hamilton nie był niczym nowym dla sycylijskiej arystokracji, nawykłej do takich układów. Wielebny Brian Hill w swojej książce z 1791 roku zatytułowanej _Observations and Remarks_ (Obserwacje i uwagi) tak podsumowuje mało pobożny stan stosunków małżeńskich na Sycylii: „Występek cudzołóstwa jest tak powszechny, że żadna nobliwa dama, która się go dopuszcza, nie doznaje uszczerbku na reputacji”.

Życie miłosne Benjamina Inghama, choć niegodne pióra Gordona, również było dalekie od cnotliwego. W miarę jak jego interesy rozkwitały, a Estina stawała się coraz odleglejszym wspomnieniem, wchodził w coraz bardziej zażyłe relacje z wyższymi sferami wyspy. W 1819 roku poznał Alessandrę Spadaforę, księżną Santa Rosalii (1778–1851), która została jego kochanką. Alessandra miała już czterech synów ze związku z księciem Pietrem Ascenso, któremu pisane było zginąć w jednej z bitew morskich z Turkami w 1821 roku. Z chronologii wynika, że romans rozpoczął się jeszcze przed śmiercią nieszczęsnego księcia. Tylko jedno z dzieci księżnej miało stabilną sytuację finansową, a to dzięki poślubieniu majętnej dziedziczki. Pozostałe miały lekką rękę do pieniędzy i polegały na hojności Inghama. Ten nie słynął ze skłonności do pobłażania głupcom, ale dla synów Alessandry był zaskakująco wyrozumiały. Nie okazywał za to podobnej wspaniałomyślności zatrudnionym w firmie dzieciom swojego rodzeństwa.

Jak to często bywa u sycylijskich arystokratek, przed nazwiskiem Alessandry ciągnął się długi łańcuszek tytułów. Oprócz tego, że tytułowała się księżną, była również princesą Venetico i Maletto, markizą San Martino i Roccelli oraz baronową Mazary. Na zachowanej portretowej fotografii wiekowa Alessandra przybrana jest w rozłożystą czarną suknię i bardzo ponury wyraz twarzy. Raleigh Trevelyan, autor książki _Princes under the Volcano_ (Książęta pod wulkanem), nieocenionego źródła wiedzy dla każdego, kto interesuje się historią dynastii Inghamów-Whitakerów na Sycylii, twierdzi, że księżna była powszechnie uznawana przez rodzinę za „Tatarkę”, która dorównywała pod względem bezpardonowości swojemu kochankowi. Nieustannie kombinowała, jak zapewnić swoim synom korzystną pozycję, która pozwoliłaby im odziedziczyć choćby część majątku Inghama. Naturalnie, krewni Benjamina nie patrzyli na te machinacje zbyt przychylnie.

Pierwszym siostrzeńcem Inghama, który przybył na Sycylię, był William Whitaker (1796–1818). Podobno został zawezwany do pracy w rodzinnej firmie na tej samej zasadzie co pierwotnie Ingham. W jego przypadku od początku było wszak jasne, że wuj przysposabia go do przejęcia obowiązków w rosnącym w siłę imperium hand­lowym. William trafił akurat na trudny pod względem gospodarczym odcinek, jakim była Sycylia zmagająca się ze skutkami wojny napoleońskiej. Podczas recesji w 1816 roku Ingham, prowadząc wszechstronną działalność związaną z winami, próbował równocześnie sił w innych obszarach. Handlował oliwą z oliwek i sumakiem, a dla urozmaicenia zajął się też bardziej tradycyjnym dla York­shire przemysłem włókienniczym oraz pośrednic­twem wekslowym. Nie poprzestał jednak na tym, wciągając w wir swoich wszechogarniających interesów wiele innych branż – między innymi siarkową i transportu morskiego. William zwykł odwiedzać Inghama w jego domu przy Via Bara, sąsiadującym z rezydencją rodziny Lampedusów, w której na świat miał przyjść Giuseppe Tomasi di Lampedusa, autor _Lamparta_, powieści opisującej zmierzch sycylijskiej arystokracji w czasach inwazji Garibaldiego.

Dom przy Via Bara All’Olivella, bo tak brzmi pełna nazwa ulicy, był jednocześnie domostwem i centralą przedsiębiorstwa – zupełnym przeciwieństwem będącego dopiero w planach okazałego Palazzo Ingham, który miał się następnie stać Grand Hôtel et des Palmes (The Palms). Współczesna Via Bara to stosunkowo wąska ulica przecinająca główną arterię Via Roma. Jej nawierzchnia nie jest asfaltowa, lecz wybrukowana ułożonymi ukośnie dużymi kamiennymi płytami, które wytarły się od intensywnej eksploatacji, zarówno przez pieszych, jak i pojazdy. Miejscami ulica zwęża się tak bardzo, że dwa samochody jadące w przeciwnych kierunkach najpewniej zahaczyłyby o siebie bocznymi lusterkami lub utknęły. Kilkukondygnacyjne, niegdyś okazałe budynki stoją naprzeciwko siebie balkon w balkon, a pokrywające je farba i tynk łuszczą się.

Lampedusa zapamiętał Via Bara jako dzielnicę podupadłą i biedną, ale jak zauważa Raleigh Trevelyan, w czasach Benjamina Inghama musiała to być okolica bogata i tętniąca od handlu. Ducha czasów, w których żył Ingham, można wyczuć w miejscu, gdzie ulica krzyżuje się z Via di Lampedusa. Palazzo Branciforte został odnowiony i przekształcony w centrum wystawowe, a jego elegancka biała fasada z ochrową sztukaterią elewacyjną i okazałą bramą wejściową w kształcie łuku, zdobną w atrapę brony, świadczy o potędze, jaką niegdyś cieszyła się rodzina Branciforte. Naprzeciwko znajduje się mniej imponujący, ale równie elegancki Palazzo Lampedusa. Niewiele zostało z wnętrza, które Lampedusa tak pięknie opisał w swoich wspomnieniach zatytułowanych _Luoghi della mia prima infanzia_ (Miejsca mojego dzieciństwa). Podczas naszych pierwszych odwiedzin tego miejsca w pierwszej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku pałac był w opłakanym stanie. Amerykańska bomba zrzucona podczas drugiej wojny światowej obróciła go w ruinę i próżno było oczekiwać jego odrodzenia. Przywrócenie elewacji do życia było możliwe dopiero za sprawą obrotnych deweloperów. Ceną było jednak przekształcenie budowli w apartamenty. Te, jak można się przekonać po wpisaniu nazwy budynku w przeglądarce, są obecnie wystawione na sprzedaż po niebotycznych cenach.

To właśnie z Via Bara Benjamin Ingham wysyłał Williama Whitakera na negocjacje w imieniu firmy. Jednym z jego pierwszych zadań było wysondowanie sytuacji dwóch firm w Neapolu, z którymi Ingham prowadził interesy i które popadły w finansowe tarapaty. William, co wzbudziło w Inghamie srogi gniew, zniknął na dłużej, niż to było w planach. Siostrzeniec, gdy już zdobył się na przeprosiny i wyjaśnienia, tłumaczył się zawiłościami swojego pełnomocnictwa i tym, że nie chciał martwić wuja. Prawda była jednak inna. Przyczyną była uroda pewnej neapolitańskiej piękności o kruczoczarnych włosach imieniem Clotilde. Niestety, gdy już młodzieniec zaczął się przyzwyczajać do funkcjonowania we włoskich realiach i życia z wujem, dostał gorączki i zmarł w listopadzie 1818 roku.

Często przytacza się słowa, które Ingham napisał w liście do swojej siostry: „Twój syn nie żyje. Przyślij mi innego”. Ta apokryficzna prośba wydaje się niewiarygodnie bezduszna, nawet jak na tak bezceremonialnego Yorkshirczyka, jakim był Ingham. W istocie jego listy dotyczące śmierci siostrzeńca świadczą jednak o tym, że życie przedwcześnie zmarłego krewnego było mu o wiele droższe. W zastępstwie Williama na Sycylię przybył jego brat Joseph Whitaker (1802–1884), człowiek doskonale nadający się do sprawowania funkcji administracyjnych pod okiem wymagającego szefa. Był on bardzo skrupulatny, jeśli chodzi o pilnowanie zarówno firmowej, jak i domowej kiesy. Podobno Sophia, jego żona, żaliła się po śmierci męża, że nigdy nie było jej dane posiadać choćby broszki. Rozkosze i ostentacje życia towarzyskiego Palermo nie były żadną atrakcją dla Josepha, który uwijał się w biurze, poświęcając na to mnóstwo czasu. Gdy mężczyzna wracał do domu na kolację, żądał, żeby przy jedzeniu panowała całkowita cisza, posłuszna Sophia siedziała więc potulnie obok przy stole, podczas gdy głowa rodziny konsumowała swój posiłek. A jednak musiały być w tym małżeństwie i jasne momenty, skoro urodziło się w nim, jedno po drugim, dwanaścioro dzieci.

Jak wynika z dostępnych źródeł, nawet burkliwy Ingham folgował sobie i korzystał z największych dobrodziejstw Palermo. Płynnie opanował nie tylko standardowy włoski używany w interesach na całym półwyspie, ale też język sycylijski, a dzięki ustosunkowaniu swojej księżnej mógł w pełni uczestniczyć w arystokratycznym życiu wyspy. Już na początku podjął słuszną decyzję, aby zaufać miejscowym w kwestiach biznesowych, czym zdecydowanie odróżniał się od większości osiadłych na wyspie zagranicznych kupców. Dzięki temu nawet najbardziej wyniośli przedstawiciele sycylijskich wyższych kręgów akceptowali go jako równego sobie.

Pomimo tej asymilacji był jeden obszar, w którym człowiek ten nie był skłonny do kompromisu, a mianowicie religia. Otoczony przez katolików, pozostał gorliwym protestantem. Rodzina Inghamów miała chlubne tradycje w sferze spraw duchowych. Jego imiennik Benjamin Ingham, urodzony w 1712 roku, był kaznodzieją skłaniającym się ku światopoglądowi morawskich metodystów i autorem dzieła pod tytułem _A_ _Discourse on the Faith and Hope of the Gospel_ __ (Rozprawa o wierze i pokładaniu nadziei w Ewangelii). Wyznawcy tego odłamu, nazywani inghamitami, zakładali kaplice jego imienia – niektóre przetrwały do dziś. Chociaż nasz Benjamin nie był aż tak gorliwy w wierze, zawsze chętnie spotykał się z protestanckimi duchownymi i ochoczo ich pozdrawiał.

Pewien wgląd w to, na czym polegały życzliwa postawa i styl życia Inghama w tamtym czasie, daje nam teolog, poeta i anglikański duchowny John Henry Newman (1801–1890), który, o ironio, sam później nawrócił się na katolicyzm. Kardynał – bo taką godność później zyskał – popełnił ten błąd, że udał się w samotną podróż po sycylijskim interiorze. Rozchorował się w pobliżu leżącego w centrum wyspy miasta Enna i wracał do zdrowia w jednym z tamtejszych zajazdów. Zanim jednak doświadczył tych wszystkich ciężkich prób i udręk, dotarł do Palermo, gdzie został zaproszony na obiad do Inghama. Newman nie odnotował swojej opinii o Alessandrze Spadaforze, wiemy jednak, że był pod wielkim wrażeniem „wykwintnego” jedzenia i uraczył swoje kapłańskie podniebienie „dwoma lub trzema kieliszkami wina”.

Po swoim przymusowym pobycie w Ennie powrócił do Palermo, gdzie okazało się, że nie ma jak przeprawić się do Anglii, bo z portu nie odpływał żaden statek. Raleigh Trevelyan jest pewien, że to za sprawą interwencji Inghama Brytyjczyk był w stanie zaokrętować się na francuski statek płynący do Marsylii. Nie obyło się jednak bez niespodzianek. Z powodu braku wiatru statek utknął na tydzień między Sardynią a Korsyką, co dało duchownemu sporo czasu, który ów spożytkował na napisanie słynnego hymnu _Lead Kindly Light_ __ (Prowadź mnie, Światło).

Sycylia – w przeciwieństwie do swojego siostrzanego regionu Neapolu, będącego pod panowaniem Burbonów – nie była popularnym miejscem na trasie Brytyjczyków odbywających swoje Grand Tour. Znalazło się wszak kilku nieustraszonych i mniej pobożnych „grand turystów”, którzy wybrali się w tę podróż, zwłaszcza po tym, jak w 1773 roku Szkot Patrick Brydone opublikował swój poczytny dziennik _A_ _Tour through Sicily and Malta_ (Podróż po Sycylii i Malcie). Atrakcyjność sycylijskich wojaży wynikała po części właśnie z tego, że wiodły one mniej uczęszczaną drogą, pozwalającą uciec od wgapionych we wszystko rodaków, których Irlandczyk Thomas Moore bezlitośnie obśmiał w swoim wierszu z 1819 roku pod tytułem _Rhymes on the Road_ (Rymy w drodze): „Czyż nie ma już na ziemi miejsca żadnego, / Gdzie odpoczniesz pośród elizejskiej zapomnienia toni, / Bez jakiegoś przeklętego lica angielskiego, / Które pojawi się znikąd i widok zasłoni!”*.

Mimo wszystko nieliczni przeprawiający się przez Morze Tyrreńskie arystokraci z ulgą przyjmowali gościnę u Inghama i jego kolegów kupców, nawet jeśli gospodarze czuli się upokorzeni tym, że sami muszą zdobywać środki do życia pracą. Posiłek z Inghamem miał tę zaletę, że był on w stanie zapewnić _entrée_ do sycylijskiej socjety. Ceniono takie koneksje, ponieważ zamożni Sycylijczycy zaczęli być nieufni wobec podróżujących arystokratów, głównie po tym, jak niejaki Brydone, jeden z towarzyszy podróży owych próżnych bogaczy, ujawnił w swoich opublikowanych dziełach zbyt wiele ich sekretów. Mało kto spośród przedstawicieli wyższych sfer brytyjskiego społeczeństwa, którzy pofatygowali się na wyspę, pozostawił po sobie znaczące pisemne ślady. Jednym z godnych uwagi wyjątków był John Butler, noszący tytuł lorda Ossory, a później drugiego markiza Ormonde. Ingham niezbyt pochlebnie wypowiadał się o skłonności tego młodziana do oddawania się nocnym przejażdżkom powozem w tę i z powrotem wzdłuż mariny, zapominając o niegdysiejszej własnej fascynacji tym widowiskiem.

W swoich wspomnieniach z Sycylii, spisanych w 1850 roku i wydanych po upływie wielu lat od podróży, Ormonde przedstawia bardzo sugestywny obraz Palermo z początku dziewiętnastego wieku, dając przy tym wgląd we własne stereotypowe myślenie i uprzedzenia. Zatrzymał się w hotelu Marletta przy Via Toledo, czyli obecnej Via Vittorio Emanuele. Była to wygodna rezydencja, która jednak nie dorównywała The Palms czasów _belle époque_:

Toledo przyciąga uwagę dużą liczbą bardzo długich, ciągnących się po obu stronach ulicy, balkonów z metalowymi balustradami. W przeważającej mierze należą one do instytucji kościelnych, które czerpią z nich dodatkowe zyski poprzez ich udostępnianie widzom przechodzących ulicą co roku wielkich procesji religijnych. Pałac królewski znajduje się na „wyspie” wieńczącej ulicę Il Cassaro, której nazwa pochodzi od arabskiego słowa _al kasr_ (pałac). Ulice pełne są żebraków, którzy bez ustanku domagają się głośno jałmużny. Jedni handlują, inni się wałęsają lub nękają przechodniów – wszystko to powoduje zgiełk, który z początku może się wydać zabawny, jednak gdy przybysz już zaspokoi swoją ciekawość, staje się nużący. Wzdłuż morza biegnie zjawiskowa promenada La Marina, z której roztacza się urzekający widok na zatokę. Jest to ulubione miejsce wypoczynku wszystkich liczących się i modnych ludzi tego miasta.

Hotel signora Marletty, w którym znaleźliśmy bardzo dobre zakwaterowanie, położony jest na jednym z krańców Via Toledo. Obok znajduje się duże więzienie, którego bliskość zakłóca nieco komfort pobytu. Do nieprzyjemnej natarczywości ze strony proszących o jałmużnę, na jaką narażeni są pensjonariusze hotelu za każdym razem, gdy znajdą się na ulicy, dochodzą bowiem uciążliwe, rozlegające się co pół godziny nocne nawoływania strażników, skłaniające do zajęcia sypialni jak najdalej od ich sąsiedztwa.

Niestety Ormonde nie informuje nas, czy udało mu się znaleźć rezydencję, którą uznałby za bardziej adekwatną do swojej pozycji. Rozpisuje się za to o rozrywkach, którym oddawał się w towarzystwie najznakomitszych osobistości miasta. Mimo że uważał miejscową operę za ustępującą neapolitańskiej, regularnie i ochoczo do niej chadzał. Szczególnie chętnie odwiedzał lożę principessy Partany, którą postrzegał jako centralną postać śmietanki towarzyskiej Palermo. Według markiza towarzystwo, w którym się obracał, było mu „miłe i zgodne”.

Poznał też barona Pisaniego, fascynującą postać, żywy dowód na to, że niektórzy mieszkańcy Palermo wykorzystywali swoją pozycję społeczną w celach innych niż tylko rozrywkowe. Pisani stworzył Real Casa dei Matti, dom dla osób cierpiących na problemy ze zdrowiem psychicznym, który był czymś zgoła odmiennym od ponurych szpitali psychiatrycznych tamtych czasów. Oto, jak Ormonde opisuje jeden z posiłków w placówce: „Ujrzeliśmy ich wszystkich przy kolacji, która składała się z zupy, mięsa, chleba, winogron i niewielkiej ilości wina, podawanych w wielce komfortowych warunkach. Pensjonariusze mają całkowitą swobodę, a staromodne metody krępowania są tu niemal nieznane”.

Metoda Pisaniego była tak nowatorska, że jego wizję i stosowane przez niego praktyki komentowały poważane czasopisma w Ameryce Północnej. W piśmie „Boston Medical and Surgical Journal” z 1835 roku można było przeczytać:

Ten tak skuteczny i humanitarny plan leczenia szaleństwa jest dowodem wspaniałości umysłu tego, pod którego przewodem jest realizowany. I choć znalezienie tak nieprzeciętnej osoby do nadzorowania podobnych placówek byłoby niezmiernie trudne, plan ten – jeśli go prawidłowo wcielać w życie – będzie przynosił coraz więcej korzyści i coraz bardziej satysfakcjonujące efekty. Trud i pomysłowość zacnego barona można by zatem do pewnego stopnia naśladować, ale któż, należałoby zapytać, będzie zdolny wykazywać się tak niestrudzoną konsekwencją, z jaką on sam realizuje swoje pełne udręki i znoju przedsięwzięcie?

Jak zauważa Ormonde, baron był też orędownikiem stosowania w terapii muzyki i teatru oraz korzystania ze zbawiennego wpływu ogrodnictwa. Pacjenci pielęgnowali rośliny, wśród których były rzadkie gatunki, w tym trzcina papirusowa, powszechnie kojarzona z leżącymi w południowo-wschodniej części wyspy Syrakuzami. Być może nie przez przypadek to właśnie bostońska prasa medyczna dowiedziała się o rewolucyjnym podejściu Pisaniego do zdrowia psychicznego. Między Palermo a Bostonem istniały silne powiązania handlowe, które w znacznej mierze zacieśniał nie kto inny jak Benjamin Ingham.

W 1823 roku ściągnął on do Palermo kolejnego młodego krewniaka – bratanka, Josepha Inghama (1803–1833). Do tego czasu jego imiennik, Joseph Whitaker, zagrzał już z powodzeniem miejsce w biurze przy Via Bara, a jego wuj potrzebował kogoś, kto zająłby się interesami w Marsali. Jednakże mrukowaty Joseph Ingham nie odnalazł się w atmosferze, jaką zastał w miasteczku, co wkrótce ściągnęło na niego ostrą krytykę ze strony nieprzebierającego w słowach stryja. Joseph został pośpiesznie odesłany do Bostonu, gdzie powierzono mu północnoamerykańskie interesy firmy, które obejmowały między innymi sprowadzanie z Sycylii sumaka, pumeksu, tkanin i oczywiście wina. W drugą stronę bratanek miał eksportować amerykańskie drewno do produkcji beczek na wino. Niestety, zaledwie kilka lat później amerykańska epopeja Josepha Inghama dobiegła końca, gdy młodzieniec ów zastrzelił się w nowojorskim hotelu. Krążyły słuchy, że cierpiał na depresję, czyli melancholię, jak nazywano tę chorobę w dziewiętnastym wieku.

W czasie gdy Joseph mieszkał w Bostonie, jego dwaj młodsi bracia również podjęli decyzję o związaniu na dłuższy czas swojej przyszłości z Palermo. Benjamin Ingham junior, nazywany na szczęście Benem, oraz Joshua Ingham postrzegali prace w rodzinnej firmie jako obiecujące zajęcie. Mimo że w głębi duszy Ben czuł się „adop­towanym” palermitańczykiem, to jemu powierzono misję nieustannego krążenia między Ameryką a Sycylią, po tym jak wysłano go początkowo do Bostonu, żeby uporał się z komplikacjami powstałymi w związku z testamentem Josepha. Raleigh Trevelyan donosi, że Ben pozostawał w Ameryce przez wiele miesięcy, żeby rozruszać tamtejszy interes, i odniósł taki sukces, że to on stał się kursującym frontmanem firmy.

Przybycie dwóch kolejnych bratanków i wzmocnienie północnoamerykańskiej odnogi działalności przyczyniły się do ugruntowania pozycji przedsiębiorstwa w latach trzydziestych dziewiętnastego wieku. Myśli Benjamina Inghama seniora zwróciły się teraz w stronę relacji z księżną Santa Rosalii. Legalizację jego związku z Alessandrą otacza aura tajemnicy. Czy rzeczywiście się z nią ożenił? Członkowie rodziny wiedzieli, ku swojemu wielkiemu niezadowoleniu, że wuj Benjamin miał zamiar sformalizować tę relację. Nic nie wiadomo o ceremonii, a zważywszy, że Alessandra była katoliczką, on zaś protestantem, najpewniej para zawarła jakąś formę umowy cywilnej. W związku z brakiem jakichkolwiek dokumentów legalność małżeństwa do dzisiaj budzi wątpliwości. Historycy podkreślają, że Ingham nie przyjął żadnego z jej tytułów, a to bardzo by mu się przydało na wyspie obfitującej w _principi_ i _baroni_. Tytułował się za to baronem Manchi e Scala, posiadłości w środkowej Sycylii, której był właścicielem.

Pikanterii sprawie dodaje uwaga, na jaką wiele dekad później pozwoliła sobie Tina Whitaker, żona Josepha Whitakera juniora, syna siostrzeńca Benjamina, Josepha. Spod pióra Tiny, która dorabiała pisaniem, wyszedł pamflet o życiu Inghama zatytułowany _Benjamin Ingham of Palermo_ __ (Benjamin Ingham z Palermo). Autorka nadmienia w nim, że Benjamin zadbał o to, by przed ich ślubem Alessandra zrzekła się wszelkich roszczeń do jego majątku. Jeśli wierzyć tej tezie, byłby to bardzo wczesny przykład intercyzy. I w tej kwestii nie zachował się żaden dokument, a rodzina ciągle najwyraźniej mart­wiła się o to, czy ma szanse odziedziczyć majątek, jeśli Alessandra faktycznie została panią Ingham.

Niezależnie od tego, czy status małżeński Alessandry został usankcjonowany czy też nie, wygląda na to, że po domniemanym sformalizowaniu związku zaczęła się ona bardziej udzielać w kontaktach towarzyskich niezbędnych Inghamowi do prowadzenia interesów. Można jednak o niej powiedzieć wszystko, tylko nie to, że była akuratna. Pod tym względem stanowiła zupełne przeciwieństwo zasadniczego Inghama, który pilnował, żeby dotrzymywano terminów, a spotkania odbywały się wyznaczonym czasie. Alessandra okazywała niefrasobliwość arystokratki nawykłej do życia toczącego się własnym tempem, a w pewnym konkretnym przypadku opieszałość ta wyszła jej wręcz na dobre.

W 1840 roku, aby zadowolić Alessandrę, która nie lubiła odwiedzać Marsali, Ingham kupił w pobliżu miasteczka wiejską posiadłość zwaną Racalia. W okresach niedostatku w okolicy roiło się od bandytów. Jeden z najzamożniejszych ludzi Sycylii, podróżujący z żoną arystokratką, byłby łatwym i cennym łupem. Do uszu rabusiów w Marsali doszły słuchy, że towarzystwo uda się w krótką podróż do Racalii. Postanowili zatem zaczaić się na nie. Alessandra miała takie trudności z wyzbieraniem się na czas, że wyjazd opóźniał się o wiele dni. Bandyci długo wyczekiwali w potwornej spiekocie na równinach za bramą miasta ze wzrokiem nieustannie utkwionym w trakt. W końcu jednak nuda i nadwyrężone do granic wytrzymałości nerwy wzięły górę. Niedoszli rabusie odpuścili, uznając, że nawet bogactwo Anglika nie jest warte takiej katorgi.

Racalia nie była jedyną posiadłością, którą Ingham zamieszkiwał po zawarciu pseudomałżeństwa. Para ostatecznie wyprowadziła się z Via Bara, zostawiając posesję Josephowi i Sophii Whitakerom, i zamieszkała w Piano di Sant’Oliva, na północny zachód od ich dotychczasowej rezydencji. Budynek nowej Villa Ingham charakteryzował się wyważoną elegancją i został zaprojektowany tak, by współgrał z sąsiadującymi z nim palermitańskimi budynkami. Teren posesji rozciąga się od placu Castelnuovo, poprzez Piazza Sant’Oliva, wzdłuż Via Carini, aż po Via Porta Carini. Dom przy Castelnuovo już nie istnieje, został zastąpiony pokrytym szklaną elewacją budynkiem komercyjnym, z którego okien widać wzniesioną przez syna Josepha Whitakera zadaszoną estradę dla orkiestry. Pobliski, zbudowany na planie trójkąta plac Sant’Oliva jest bardziej zielony i ma przyjemniejszy charakter, jest obsadzonym oleandrami parkiem ze starannie pielęgnowanymi żywopłotami. Ścieżki w tym niewielkim ogrodzie publicznym prowadzą do popiersia Giuseppe Pitrego, palermitańskiego profesora i folklorysty, który urodził się w 1841 roku, kiedy rodzina Inghamów dopiero aklimatyzowała się w nowej dzielnicy. Pitrè był między innymi autorem _Fiabe, novelle e racconti popolari siciliani_ (Sycylijskich baśni, opowieści i podań ludowych), a nawet założył wydział folkloru na Uniwersytecie w Palermo.

Jako kolekcjoner wyspiarskich opowieści profesor z pewnością znał liczne historie opisujące trudy związane z pracą w górnictwie siarki. Pracujący pod ziemią robotnicy, zwani _zolfatari_, doznawali niewyobrażalnych cierpień wskutek licznych ran pokrywających ich bladą skórę i pogarszającego się wzroku, co jest tym bardziej dojmujące, jeśli uświadomić sobie, że niektórzy z nich byli jeszcze dziećmi. W naszym przewodniku literackim po Sycylii** omawialiśmy pisemne relacje dotyczące pracy górniczej. Najsłynniejszą z nich było opowiadanie laureata Nagrody Nobla Luigiego Pirandella _Ciaula scopre la luna_ (Ciaula odkrywa księżyc). Jego bohater Ciaula, młody pomocnik górnika, zaczyna odczuwać lęk przed naturalną ciemnością na powierzchni ziemi, gdyż bardziej nawykł już do wszechogarniającego kopalnianego mroku.

Inny opis pozwalający uzmysłowić sobie skrajną beznadzieję tego zajęcia wyszedł spod pióra Giovanniego Vergi, znanego katańskiego realisty, który urodził się rok przed Pitrem. W opowiadaniu _Rosso Malpelo_ (Wstrętny rudzielec), pochodzącym ze zbioru _Novelle Siciliane_ (Opowieści sycylijskie), tytułowy bohater o gorejąco rudych włosach pada wraz z towarzyszącymi mu biednymi zwierzętami ofiarą kopalnianej instytucjonalizacji:

(…) wydawał się idealnie nadawać do tego rodzaju pracy, nawet pod względem koloru włosów, no i te złowrogie kocie oczy, które mrużył w świetle słonecznym. Tak samo jak osły, które latami pracują w kopalnianych chodnikach i nigdy stamtąd nie wychodzą. Opuszczane do podziemnych korytarzy na linach przez pionowe szyby, pozostają tam do samego końca.

Ingham z pewnością zdawał sobie sprawę z fatalnych warunków, jakie panowały na dole, lecz najwyraźniej nie miało to wpływu na jego decyzję o zainwestowaniu w siarkę. W pierwszej połowie dziewiętnastego wieku Sycylia miała praktycznie monopol na światowe dostawy tego minerału. Poniższy fragment tekstu z 1840 roku zatytułowanego _Review of the Neapolitan Sulphur Question_ (Rzecz o neapolitańskiej siarce), który został opublikowany anonimowo i którego autorstwo przypisano – co może nasuwać pewne domysły – „pewnemu brytyjskiemu kupcowi”, unaocznia skalę, na jaką Brytyjczycy zaczęli monopolizować handel siarką ze względu na wzrost popytu na ten surowiec w przemyśle krajów Północy:

W 1825 roku stawka cła importowego na siarkę w Wielkiej Brytanii spadła z 15 funtów za tonę do 10 szylingów. To od razu wywołało ogromny wzrost popytu na siarkę w gałęziach przemysłu, w których wcześniej nie była ona wykorzystywana, głównie jednak w branży produkcji alkaliów dla wytwórców mydła i szkła. Weźmy sodę. Dodanie kwasu siarkowego do zwykłej soli kuchennej pozwala uzyskać nadający się do krystalizacji siarczan sody…

„Koncern”, jak Inghamowie-Whitakerzy zwykli nazywać swoją firmę, płynął na tej fali ekspansji, aż do momentu gdy król Obojga Sycylii Ferdynand II ugiął się pod naciskiem Francji i w 1838 roku przyznał wyłączną licencję firmie Taix i Aycard z Marsylii. To oznaczało kres pomyślnych warunków, z jakich korzystali brytyjscy kupcy, i od razu odbiło się na handlu. W następnym roku Westminster wysłał na neapolitański dwór sekretarza izby handlu, aby ten „nawrócił” króla na ustępstwa. Jego argumentem był zarzut złamania przez Ferdynanda traktatu handlowego podpisanego w 1816 roku. Kwestia sycylijskiej siarki odbijała się głośnym echem w Izbie Lordów, o czym świadczy przemówienie wygłoszone przez lorda Lyndhursta, którego treść zrelacjonowano w _Review…_:

Jak stwierdził lord, warunki umowy z Taix & Co. stanowiły bezpośrednie naruszenie traktatu z 1816 roku, gdyż nakładały na brytyjskich kupców osiadłych na Sycylii obowiązek sprzedaży urobku z ich kopalni firmie Taix & Co., a w przypadku gdy handlarze decydowali się na eksport produktów na własny rachunek, wiązało się to z koniecznością zapłaty cła neapolitańskiemu rządowi.

Sekretarz stanu do spraw zagranicznych lord Palmerston wymieniał wówczas z Ferdynandem kipiące od gniewu noty. Wysłano też brytyjską flotę, żeby blokowała Neapol i w ten sposób uniemożliwiła transport siarki przez port. Brytyjska marynarka wojenna zastosowała podstęp polegający na pływaniu pod flagami różnych państw trzecich i wciąganiu na maszt bandery Royal Navy dopiero wówczas, gdy marynarze wchodzili na pokład neapolitańskich statków, aby sprawdzić, czy nie ma tam minerału. W odpowiedzi król wysłał na Sycylię dwanaście tysięcy żołnierzy. Tak zwana wojna o siarkę eskalowała do tego stopnia, że pojawiło się niebezpieczeństwo konfliktu zbrojnego. Nasz anonimowy kupiec daje świadectwo pogardzie, jaką Anglicy w Palermo darzyli Ferdynanda i jego doradców:

Wysuwana w odpowiedzi na wszelkie te wyrazy potępienia argumentacja takich osób, jakoby będący suwerennym władcą król Neapolu miał niepodważalne prawo do ustanawiania i ogłaszania w odniesieniu do swoich posiadłości dowolnych danin, jakie uzna za stosowne, były niezmiennie traktowane z najwyższą pogardą i awersją.

Ingham, który był jednym z owych wspomnianych przez lorda Lyndhursta „kupców osiadłych na Sycylii”, musiał odczuć ogromną ulgę, gdy rząd francuski interweniował w celu zaradzenia problemowi. Umowę z Taix rozwiązano, a monopol zniesiono. Pod koniec 1841 roku brytyjski konsul generalny nadal odnotowywał jednak wyrazy oburzenia ze strony właścicieli kopalń i kupców tym, że karne cło nie przestało obowiązywać. Do Neapolu skierowano petycję, choć – jak zauważył konsul – jedynym podpisanym pod nią Brytyjczykiem wśród rozgniewanych Sycylijczyków był Benjamin Ingham.

Ingham starał się uniknąć konsekwencji kryzysu siarkowego poprzez dywersyfikację – przeniósł swoją uwagę na import pieprzu. To właśnie na jego statku „Elisa” dotarł do Palermo pierwszy ładunek tej przyprawy, jaki kiedykolwiek przybył do Królestwa Obojga Sycylii bezpośrednio z Indii Wschodnich. Zanim udało się zrealizować to przedsięwzięcie, cały handel przyprawą odbywał się przy udziale osób trzecich i innych krajów. Ingham fetował swój sukces wśród palermitańskiej socjety, a król na chwilę odłożył na bok swoją nieumiejętnie skrywaną niechęć do Brytyjczyków i nadał Benjaminowi Order Świętego Ferdynanda.

Pieprz był wówczas znacznie bardziej rozpowszechniony niż w średniowieczu, mimo to wciąż pozostawał towarem luksusowym, otoczonym aurą mistycyzmu. Poza tym, że wykorzystywano go oczywiście jako przyprawę i środek aromatyzujący, uważano też, że ma właściwości lecznicze. Czarny pieprz stosowano w leczeniu wszelkich dolegliwości, od zaparć i bezsenności po ropnie i ból zęba. Do jego bardziej nietuzinkowych zastosowań leczniczych należało użycie do łagodzenia objawów oparzeń słonecznych skóry, co niewątpliwie doceniała coraz liczniej odwiedzająca Sycylię północna arystokracja, nienawykła do palącego słońca. W przeciwieństwie do dzisiejszych wczasowiczów, którzy brąz na skórze noszą dumnie niczym order zasługi, wszyscy ci, którzy uznawali pracę fizyczną w promieniach słońca za niegodną ich stanu, preferowali bladą cerę.

Chociaż arystokraci niezbyt doceniali nadmiar promieni słonecznych w lecie, zaczęli jednak dostrzegać zbawienny wpływ umiarkowanego ciepła w zimie. W 1845 roku miejscowe kręgi, w których obracał się Ingham, ożywiło przybycie carycy Aleksandry, której lekarz zalecił pobyt w cieplejszym klimacie. Podupadła już wówczas na zdrowiu z racji wieku caryca cierpiała na tik nerwowy, który przeradzał się w drżenie głowy. Mimo że car Mikołaj I nie chciał, aby jego żona spędzała tak wiele miesięcy na Sycylii, zgodził się na jej wyjazd, obiecując, że złoży jej krótką wizytę. Można by pomyśleć, że wyrażana przez niego niechęć do długiej rozłąki była przejawem romantyzmu męża, który obawia się zbytniej tęsknoty za żoną, ale nic z tych rzeczy. Car nie mógł po prostu znieść myśli, że mógłby udać się w wielomiesięczną podróż na Sycylię bez zabrania ze sobą swojej kochanki.

Aleksandra zatrzymała się w Villa Butera w Bagherii, miejscowości oddalonej obecnie o dwadzieścia minut jazdy samochodem od Palermo. W dziewiętnastym wieku Bagheria była głównym celem podróży w czasie corocznej, znanej pod nazwą _villeggiatura_, ucieczki arystokratycznych rodzin z miasta przed upałem. Wielu arystokratów wybudowało pośród tamtejszych gajów pomarańczowych i cytrynowych wspaniałe wille. Liczne spośród tych nobliwych domów wakacyjnych przetrwały, lecz obecnie nikną pośród chaotycznej betonowej zabudowy miejskiej, ruchu ulicznego i podupadających obiektów przemysłowych. Najbardziej znaną ze wszystkich willi w Bagherii jest ta należąca swego czasu do księcia Palagonii, którego siostra była pierwszą żoną księcia Santa Rosalii, byłego męża wybranki Benjamina Inghama – Alessandry.

Palagonia otoczył swoją posesję wysokim murem, który ozdobił setkami posągów przedstawiających różnorakie monstra, przez co miejscowi zaczęli nazywać rezydencję Willą Potworów. Garbate gnomy podążają w korowodzie za końmi o ludzkich głowach, których dosiadają cherubini, gdy tymczasem wygięte ciało zniewieściałego muzyka kieruje swój wzrok ku wijącemu się, powykręcanemu gargulcowi. Z pewnością musiały one narodzić się w nieco zwichniętym umyśle, chociaż hrabia Borch w swoich _Listach o Sycylii i Malcie_ uznawał księcia za „słusznie i celnie rozumującego we wszelkich kwestiach”. Innego zdania było dwoje hamburskich psychiatrów, Helen Fisher i Wilhelm Weygandt, którzy – jak donosi Giovanni Macchia w książce _Il principe di Palagonia_ (Książę Palagonii) – wysunęli tezę, że arystokrata kazał zbudować szkaradne posągi, bo chciał się w ten sposób uwolnić od własnej szpetoty.

_Dalsza część w wersji pełnej_

1.

* Tłumaczenia cytatów (o ile nie zaznaczono inaczej) Krzysztof Kowalczyk (przyp. red.).

2.

** Zobacz w _Bibliografii_ (przyp. tłum.).
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij