- W empik go
Paleta złudzeń - ebook
Paleta złudzeń - ebook
„Paleta złudzeń. Wiersze inspirowane malarstwem” to próba ożywienia romantycznej idei korespondencji sztuk. „Plastycznych dzieł sztuki nigdy nie należałoby oglądać bez muzyki — natomiast dzieł sztuki muzycznej należałoby słuchać tylko w pięknie dekorowanych salach. Jednakże dziełami sztuki poetyckiej nigdy nie należałoby się rozkoszować, nie rozkoszując się zarazem dziełami obu tamtych sztuk”. NOVALIS Publikacja jest przeznaczona dla osób pełnoletnich.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-064-4 |
Rozmiar pliku: | 986 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Parabola jest obraz, pieśń jest duch obrazu;
Słowo, brzmiąc nieustannie, z przestrzenią i czasem
Znosi się — obraz każdej myśli jest nawiasem;
Dlatego samorodnie nieraz parabole
Ludowe zakwitają jak ugoru pole,
Całe bowiem stworzenie sklepi się obrazem.
Człowiek, myśląc, maluje i śpiewa zarazem.
Wyraz „jako” jest pendzlem lub dłótem tak samo
Jak głoska „O” jest nutą, a spółgłoski gamą.
Słowo więc całość swoją od początku niosło,
Rozwinęło je tylko uczone rzemiosło.
C.K. Norwid, _Rzecz o wolności słowa_Prozaiczny wstęp do poezji
Poetą się nie jest, poetą się bywa — mawiają niedzielni literaci, którzy w chwilach wolnych od poważniejszych zajęć, raz na jakiś czas, od wielkiego święta postanawiają coś tam sobie napisać. Moim zdaniem nie są to w ogóle pisarze. Gdy się Literaturę, tę Wielką Panią, tak bardzo zaniedbuje, nie odwdzięczy się ona pasją, natchnieniem, rozwojem talentu. Twórca — by mógł naprawdę tworzyć wielkie dzieła — musi pisać codziennie. Tylko z codziennego trudu rodzą się wielkie dzieła! Kto kreację traktuje niczym hobby — jak jakiś niedzielny wypad na grzyby czy sobotnie majsterkowanie w garażu — po prostu jest amatorem, a nie profesjonalistą.
Zdarzają się jednak poeci, którzy raz na kilka czy kilkanaście lat machną jakiś esej, lub też prozaicy, którzy kilka dni w roku poświęcają poezji. Wówczas tylko przeskakują na sąsiednie poletko. To tak jakby wybitny szachista próbował dla rozrywki od czasu do czasu pograć sobie w warcaby. W tej pokrewnej dziedzinie jego wytrenowany umysł także potrafi wzbijać się na szczyty.
Nie uważam się za poetę, choć w swojej prozie staram się używać poetyckich środków wyrazu. Może i w wierszach mam coś tam ciekawego do powiedzenia.
W swoim życiu najwięcej czasu poświęciłem pisaniu aforyzmów, opowiadań, powieści, esejów i dzienników. Ale gdy odpoczywam od krakowskiego pośpiesznego życia w ukochanych Gorcach czy Pieninach — staję się poetą. W kontemplacyjno-medytacyjnym kontakcie z naturą postrzegam świat inaczej: czulej, dogłębniej, w sposób bardziej świeży. Wtedy moja dusza domaga się odmiennej ekspresji — właśnie lirycznej, osobistej aż do bólu, prywatnej aż do rozkoszy.
W dzieciństwie fascynowało mnie malarstwo. Przez wiele lat chodziłem na zajęcia plastyczne do nowotarskiego domu kultury, a często i w domu zawzięcie oddawałem się rysowaniu i malowaniu plakatówkami, akwarelami czy farbami olejnymi.
Potem wydawało mi się, że wyrosłem z tej dziecinnej formy spędzania wolnego czasu. A jednak jej czar nade mną trwał. I trwa. Mniej praktycznie, bardziej — teoretycznie. Lubię zanurzyć się w historii sztuki, czytać biografie wielkich malarzy, rzeźbiarzy, architektów, urbanistów. Uwielbiam przeglądać albumy z reprodukcjami arcydzieł, a gdy natrafię na obraz, który w szczególny sposób przykuje moją uwagę — i jakoś rozedrga moje receptory, analizatory i efektory — potrafię całymi kwadransami wpatrywać się w to „okno rzeczywistości alternatywnej”. Duszą i ciałem przenoszę się w świat sztuki, łączę się z autorem dzieła w braterskim uścisku mentalno-emocjonalnym.
Takie jest właśnie źródło tych oto wierszy. To powrót do dzieciństwa, spotkanie z młodością, wyraz dojrzałych przeżyć. Wyruszając w poszukiwaniu straconego czasu, mam niekiedy okazję zerknąć na poważne oblicze Królowej Śniegu, która włada niekończącą się historią Imperium Wieczności.
Wojciech Wiercioch
Kraków, 23.04.2023Powrót
Drapieżne góry wbijają się
w szarozielone niebo, łagodni myśliwi
niosą do domu lisa. Czarny ptak
kołuje nad białym miastem.
Starzy grzeją się przy ogniu,
młodych zagrzewa lód. Hokej
konkuruje z miłością, kościół
śpi pod pierzyną zimy.
Pieter Bruegel stoi obok mnie —
ostrzem pędzla (jak dziobem ptaka)
wskazuje fortecę mistyki — klasztor,
osaczony przez skały, zaspy śniegu,
obojętność ludzi, entuzjazm duchów.
W wieży, pod oknem, nad Biblią
siedzi mnich. Jest młody, zdolny,
zakochany. Zazdrości myśliwym,
malarzom, łyżwiarzom. Chce wrócić
do życia — pisze „Powrót”.Nocna kawiarnia
Szalone gwiazdy, czerwone okna,
stoliki jak księżyc w pełni;
pod daszkiem ukryło się słońce.
Siedzą, piją, spacerują, cieszą się —
a on… patrzy, zapamiętuje.
On jest poza (choć to nie jest poza):
oszalał nie po to, aby żyć —
ma mało czasu — musi
dać świadectwo…
Jest odważny (choć rozum zawodzi):
wie, że jedynie to się liczy.
Jego noc jest bogatsza niż dzień;
jest kolorowana intensywnymi fioletami.
Jego uczucia są trwalsze niż noc;
są podniecane promieniami choroby.
Vincent van Gogh: samotny
wariat, przyjaciel geniuszy —
odchodzi w ciemność — doznaje
psychotycznego olśnienia!Niespokojne muzy
Naprzeciw zamku i fabryki
Wielki Metafizyk ustawił scenę;
grają na niej: figura i figurka.
Figurka jest gruba, wydrążona;
ma maleńki czarny łebek,
który podczas przedstawienia zakrywa
ogromną czerwoną maską — tarczą.
Siedzi spokojnie i majestatycznie.
Figura stoi — z jej szczupłego tułowia
wyrasta wielka czerwona żarówka:
głowa oświecona widokiem zamku.
„Zamek” jest jej widownią: celem
i celą, faktem i fatamorganą.
Ołowiany żołnierzyk wychodzi z cienia;
wymownym milczeniem wskazuje
otwartość czerwonej twierdzy.
Ołowiany mówca trzyma się za serce.
Giorgio de Chirico rozmawia z Kafką.Marność
Gdy ci się dobrze wiedzie, ciesz się z tego,
a wiedzie ci się źle, wtedy to rozważ —
naucza Kohelet, wesoły pesymista.
A ja wyglądam (jak błazen) przez okno…
Pada śnieg, zapada zmrok, wypada
napisać wiersz (zamiast listu).
Drewniany dom sąsiadki
przenosi mnie w góry,
co jednak nie przynosi mi błogości.
Robert Frost — w tłumaczeniu
Barańczaka — niczego nie tłumaczy.
Śnieg w ogrodzie, śnieg w książce,
śnieg wieczny i zeszłowieczny —
to tylko pogoń za wiatrem.
Wolny jak ślimak, wolny jak ptak —
uciekam w obraz Bruegla:
„Zimowy pejzaż z pułapką na ptaki”.
Zostaję schwytany na zimnym uczynku.