Pamiątka z Wenecji - ebook
Pamiątka z Wenecji - ebook
Grecki milioner Loukas Sarantos kupuje firmę jubilerską w Londynie. To kolejny krok w jego pełnej sukcesów karierze. Tak naprawdę jednak chodzi mu o Jessicę, modelkę reklamującą tę firmę. Zamierza odegrać się na niej za to, że kiedyś nie przyjęła jego oświadczyn. Chce ją uwieść, rozkochać w sobie i porzucić. Podczas sesji zdjęciowej w Wenecji zaczyna realizować swój plan…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2863-3 |
Rozmiar pliku: | 684 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Coś się zmieniło. Jessica dostrzegła to z chwilą, gdy wchodziła do budynku. Tego nastroju podniecenia i wyczekiwania nie można było z niczym pomylić. Ogarnął ją lekki niepokój. Ludzie nie lubią zmian. Nawet jeśli zmiany są jedyną pewną rzeczą w życiu, nikt tak naprawdę nie wita ich z radością, a Jessica nie stanowiła pod tym względem wyjątku.
Główna siedziba wytwornej sieci sklepów jubilerskich na pozór wyglądała tak jak zawsze. Te same pluszowe sofy, zapachowe świeczki i migotliwe żyrandole. Te same plakaty z migotliwymi klejnotami rozsypanymi niedbale na fałdach ciemnego aksamitu. Połyskliwe fotosy przedstawiające nieprawdopodobnie przystojnych mężczyzn patrzących na swoje narzeczone, które z kolei marzycielsko wpatrywały się w pierścionki zaręczynowe. Był nawet plakat, na którym znajdywała się ona sama, oparta w zamyśleniu o falochron i wpatrująca się w dal, z masywnym platynowym zegarkiem połyskującym na nadgarstku. Wzrok Jessiki przez moment zatrzymał się na tym zdjęciu. Każdy, kto na nie spojrzy, ma prawo pomyśleć, że kobieta w sztywnej koszuli, z włosami związanymi w elegancki kucyk, prowadzi w pełni uporządkowane i wytworne życie. Uśmiechnęła się z przymusem. Ten, kto powiedział, że aparat nie kłamie, bardzo się pomylił.
Podeszła do biurka, przy którym siedziała sekretarka w nowej bluzce odsłaniającej obfity biust. Jessica zamrugała. Nawet bardzo duża kompozycja z róż ustawiona na luksusowym szklanym biurku wyglądała tak, jakby przeszła metamorfozę.
– Cześć, Suzy – powiedziała, pochylając głowę, żeby powąchać jedną z róż, i odkrywając, że jest zupełnie pozbawiona zapachu. – Jestem umówiona na trzecią.
– Zgadza się. Miło cię widzieć, Jessico.
– Miło tu być – powiedziała Jessica, chociaż to nie do końca było prawdą. Jej życie na wsi wymagało pełnego oddania i wracała do Londynu tylko wtedy, kiedy naprawdę musiała. A dzisiaj, jak się wydawało, naprawdę musiała; ściągnął ją tu tajemniczy mejl. Przyniósł więcej pytań niż odpowiedzi i pozostawił z uczuciem lekkiego zdezorientowania. Właśnie dlatego porzuciła swoje dżinsy i sweter i stała w recepcji w swoich miejskich ciuchach, z chłodnym uśmiechem, którego od niej oczekiwano.
Strzepując drobne kropelki wody z płaszcza, zniżyła głos.
– Nie wiesz przypadkiem, o co chodzi? – zapytała. – Dlaczego zostałam wezwana tak nagle, skoro zdjęć do nowego katalogu nie zaczynamy przed latem?
– Właściwie to wiem – zamilkła na chwilę. – Mamy nowego szefa.
– Naprawdę? Pierwsze słyszę.
– Och, nie mogłaś słyszeć. To było wielkie przejęcie firmy, wszystko odbyło się po cichu. Nowy właściciel jest Grekiem. Prawdziwym południowcem. To playboy w każdym calu – powiedziała Suzy lakonicznie, a jej oczy nagle pociemniały. – I bardzo groźny.
Jessica poczuła dreszcz na karku, jakby ktoś właśnie pogłaskał ją lodowatym palcem po skórze. Za każdym razem reagowała w ten sposób, słysząc, jak ktoś wymawia słowo „Grek”. Była jak jeden z tych psów Pawłowa, które zaczynały się ślinić, gdy tylko zadzwonił dzwonek. Jeden z tych głupich psów, które oczekiwały jedzenia, a zamiast tego zostawały jedynie z pustą miską.
Spojrzała na Suzy i przyjęła swobodny ton głosu.
– Naprawdę? – zapytała. – Chcesz powiedzieć, że jest „bardzo surowy”?
Suzy potrząsnęła czupryną rudych loków.
– Chodzi mi o to, że jest groźny, ponieważ promieniuje seksapilem i dobrze o tym wie. Zresztą zaraz sama się przekonasz.
Jessica myślała o słowach Suzy, jadąc windą na ostatnie piętro i żałując, że nie mogą zamienić się miejscami. Ponieważ nowy szef, niezależnie od tego, jak bardzo jest przystojny, zupełnie traci na nią czas. Poznała już mężczyzn, którzy ociekali testosteronem, i zdążyła się sparzyć. Spojrzała na swoją twarz odbijającą się w przyciemnianym lustrze windy. Właściwie taki mężczyzna był tylko jeden, ale sparzyła się gruntownie – wciąż bolały ją serce i dusza, dlatego unikała „groźnych” mężczyzn i wszystkiego, co się z nimi wiązało.
Winda zatrzymała się i Jessica od razu zauważyła, że i tu zaszły zmiany. Stało więcej kwiatów, ale miejsce wydawało się puste i dziwnie ciche, brakowało nawet dość nieprzyjaźnie wyglądającego asystenta, który zwykle strzegł tego sanktuarium. Rozejrzała się. Drzwi do pokoju prezesa były otwarte. Spojrzała na zegarek. Równo trzecia. Czy ma po prostu wejść i się zaanonsować, czy raczej snuć się tu i czekać, aż ktoś po nią wyjdzie? Przez chwilę stała w niepewności, aż usłyszała głos o silnym akcencie, który otarł się o jej skórę jak żwir obtoczony w miodzie.
– Nie stój tak, Jess. Wchodź. Czekałem na ciebie.
Zlękła się i początkowo pomyślała, że umysł płata jej figle. Powiedziała sobie, że głosy wszystkich południowców brzmią podobnie, że to nie mógł być on…
Ale myliła się.
Weszła do gabinetu i zatrzymała się jak wmurowana. Mimo że jej mózg wysyłał gorączkowe i sprzeczne komunikaty do nagle spiętego ciała, nie można było negować tożsamości mężczyzny za biurkiem.
To był on.
Loukas Sarantos – na tle panoramy Londynu, wyglądający jak pan i władca tego wszystkiego. Wielki i niepokojący, i w pełni opanowany. Jego wargi wyginały się w drwiącym półuśmiechu. Siedział przy olbrzymim biurku, wyciągając daleko długie nogi i opierając ręce o znaczną część blatu, jakby podkreślał, że wszystko to należy do niego. Ze zdumieniem zauważyła kosztowny grafitowy garnitur, który opinał jego potężną sylwetkę, i ogarnęło ją jeszcze większe zmieszanie. Ponieważ Loukas był ochroniarzem. Wziętym ochroniarzem noszącym ubrania, dzięki którym wtapiał się w tłum, a nie – z niego wyróżniał. Co on tu robi w takim stroju?
Od samego początku stanowił dla niej zakazany owoc i łatwo dawało się zauważyć dlaczego. Mógł siać postrach jednym spojrzeniem tych palących czarnych oczu. Sprawił, że zapragnęła rzeczy, o których wcześniej nawet nie myślała – a dając je jej, sprawił, że pragnęła ich jeszcze bardziej. Oznaczał kłopoty. Miała tego świadomość.
Odchylał się w czarnym skórzanym fotelu, który lśnił jak gęste włosy kręcące się na jego głowie. Ale jego półuśmiech nie zawierał w sobie ani śladu wesołości – była w nim wyłącznie chłodna ocena i zdawała się uderzać w nią niczym zimny wiatr. Jego oczy przewiercały ją i przez chwilę Jessica miała wrażenie, że zaraz zemdleje, a jakaś jej część zastanawiała się, czy to nie byłoby najlepsze. W końcu gdyby upadła na podłogę, musiałby zadzwonić po pomoc lekarską, dzięki czemu jego moc zostałaby osłabiona przez obecność innych ludzi…
Ale to uczucie szybko minęło, a że przez całe życie przywykła ukrywać swoje emocje, była teraz w stanie rozejrzeć się po pokoju z twarzą niewyrażającą nic poza ciekawością i powiedzieć niemal od niechcenia:
– Co się stało z asystentem?
Błysk irytacji przemknął mu po twarzy, gdy przechylił się w jej stronę.
– Osiem lat – powiedział cicho. – Minęło osiem długich lat, odkąd ostatnio się widzieliśmy, a ty pytasz mnie o jakiegoś asystenta?
Nawet w szytym na miarę garniturze wciąż promieniał cielesną zmysłowością, której nic nie zakryje. Czy to dlatego gdzieś w głębi niej znów odezwał się ten niemal zapomniany ból? Czy to dlatego nagle przyłapała się na rozpamiętywaniu żaru jego warg na swoich ustach i niecierpliwości jego palców, gdy unosiły jej tenisową spódniczkę i… i…
– Co ty tu robisz? – zapytała, ale teraz nie brzmiała już tak spokojnie i zastanawiała się, czy to zauważył.
– Dlaczego nie zdejmiesz płaszcza i nie usiądziesz, Jess? – zasugerował jedwabistym głosem. – Jesteś bardzo blada.
Chciała mu powiedzieć, że postoi, ale wstrząs spowodowany ponownym ujrzeniem go naprawdę wpłynął na jej równowagę. Podeszła do krzesła, które jej wskazał, i osunęła się na nie, pozwalając swojej skórzanej torbie ześlizgnąć się bezszelestnie na ziemię.
– To ci niespodzianka – powiedziała żartobliwie.
– Wyobrażam sobie. Powiedz mi… – jego oczy zabłysły – jak to jest wejść do pokoju i nagle mnie tu zobaczyć?
Wzruszyła ramionami, tak jakby nie było słów pozwalających odpowiedzieć na to konkretne pytanie, a choćby i były, raczej nie chciałaby, żeby je usłyszał.
– Przypuszczam, że… da się to jakoś wyjaśnić?
– Co wyjaśnić, Jess? Może mogłabyś być trochę bardziej precyzyjna.
– To, że tu siedzisz i zachowujesz się, jakbyś…
– Jakbym tu był właścicielem?
– No, tak.
– Bo ja tu jestem właścicielem – powiedział nagle niecierpliwie. – Kupiłem tę firmę, Jess. Zdawało mi się, że to oczywiste. Teraz jestem właścicielem każdego z oddziałów Lulu: w miastach i na lotniskach, i na statkach wycieczkowych na całym świecie.
Zachowała obojętny ton głosu:
– Nie zauważyłam wcześniej…
– Że jestem wystarczająco bogaty?
– Cóż, to też, oczywiście – uśmiechnęła się szeroko. – I że interesujesz się zegarkami i biżuterią.
Loukas złączył czubki palców i spojrzał jej w oczy. Jak zawsze każdy kosmyk jej blond włosów był na swoim miejscu, a on przypomniał sobie, że nawet po najbardziej intensywnym seksie jej włosy zawsze opadały schludną i lśniącą kaskadą. Spojrzał na różowy połysk jej ust i coś ciemnego i nieokreślonego zagrało w jego mięśniach. Jessica Cartwright. Jedyna kobieta, której nigdy nie potrafił zapomnieć. Kobieta, która go rozwikłała, a następnie doprowadziła do rozpaczy.
Jak zwykle jej styl był dyskretny i elegancki. Nieco chłodny. Nigdy nie należała do zwolenniczek wyzywających ubrań czy ciężkiego makijażu, jej wygląd zawsze był schludny i raczej naturalny i to się nie zmieniło. Zauważył, jak jej biała koszula otula zgrabne małe piersi i jak subtelnie błyszczą perły w jej uszach. Ze swoimi jasnymi włosami ściągniętymi do tyłu w koński ogon, który podkreślał wysokie kości policzkowe, wydawała się nieprzystępna. Nietykalna. A to wszystko było kłamstwem. Bo czyż za fałszywą, wykonaną z lodu maską nie kryła się kobieta tak samo płytka i tak samo chciwa jak wszystkie inne? Kobieta, która wykorzystuje mężczyznę, a potem po prostu go zostawia – dyszącego jak ryba wyjęta z wody.
– Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. – Zacisnął usta, a w kroczu poczuł rozkoszny napływ krwi. I wiele jeszcze – pomyślał – się dowiesz.
– Nie rozumiem… – Wzruszyła ramionami, otwierając pytająco oczy. – Kiedy widziałam cię po raz ostatni, byłeś ochroniarzem. Pracowałeś dla rosyjskiego oligarchy, Dmitriego Makarowa. Tak się nazywał, prawda?
– Tak. – Loukas kiwnął głową. – Byłem facetem z pistoletem w wewnętrznej kieszeni marynarki. Facetem, który nie znał strachu. Ale pewnego dnia postanowiłem zacząć pracować głową, zamiast używać wyłącznie mięśni. Zdałem sobie sprawę, że życie spędzane na ochronie innych ma bardzo ograniczone ramy czasowe i że muszę patrzeć w przyszłość. W dodatku niektóre kobiety uważają takich mężczyzn za „dzikusów”, prawda, Jess?
Drgnęła. Z przyjemnością zauważył, jak zbielały jej knykcie dłoni złożonych na kolanach. Bo chciał, by zareagowała. Chciał zobaczyć, jak miota się ze zdenerwowania.
– Wiesz, że nigdy tak nie powiedziałam.
– Nie – zgodził się ponuro. – Za to twój ojciec tak powiedział, a ty po prostu stałaś i zgadzałaś się z każdym jego przeklętym słowem, prawda, Jess? Milcząco się zgadzałaś. Mała księżniczka potakująca tatusiowi. Mam ci przypomnieć, co jeszcze powiedział?
– Nie!
– Nazwał mnie bandytą. Powiedział, że gdybyś została ze mną, ściągnąłbym cię do rynsztoka, z którego pochodzę. Pamiętasz, Jess?
Pokręciła głową.
– D-Dlaczego siedzimy tu, rozmawiając o przeszłości? – zapytała, a jej głos nie brzmiał już tak chłodno. – Chodziłam z tobą jako nastolatka i, owszem, mój ojciec źle zareagował, gdy dowiedział się, że byliśmy…
– Kochankami – wtrącił jedwabiście.
– Kochankami – powtórzyła, jakby bolało ją wypowiedzenie tego. – Ale to wszystko wydarzyło się tak dawno i nie ma już żadnego znaczenia. Ja… cóż, wiele się u mnie zmieniło, u ciebie pewnie też.
Loukas roześmiałby się, gdyby nie zimne ukłucie wściekłości. Upokorzyła go jak żadna inna kobieta. Zdeptała jego szalone marzenia, a teraz myśli, że nie ma to żadnego znaczenia? Cóż, miał zamiar pokazać jej, że jest inaczej. Że jeśli się kogoś zdradzi, to prędzej czy później trzeba tego pożałować.
– Może masz rację – powiedział. – Nie powinniśmy się koncentrować na przeszłości, tylko na teraźniejszości. I, oczywiście, na przyszłości. Czy raczej, co ważniejsze, na twojej przyszłości.
Widział, jak jej ramiona zesztywniały. Zapewne zdała sobie sprawę, że każdy na jego miejscu przystąpiłby do wypowiedzenia jej umowy.
– Pracujesz dla firmy od… Od kiedy, Jess?
– Jestem pewna, że dobrze wiesz od kiedy.
– Masz rację. Wiem. Mam przed sobą twoją umowę. – Spojrzał na dokument, a potem znów na Jess. – Zaczęłaś współpracę z Lulu zaraz po tym, jak przestałaś grać w tenisa, tak?
Nie odpowiedziała od razu, bo bała się, że się zdradzi. Przestała grać w tenisa? W jego ustach zabrzmiało to tak, jakby przestała słodzić herbatę! Jakby rzecz, której poświęciła całe swoje życie – sport, którym żyła i oddychała, odkąd tylko wyszła z pieluch – nie została jej nagle odebrana. To zostawiło w jej życiu ogromną, niezabliźnioną ranę, tym większą, że nastąpiło zaraz po zerwaniu z Loukasem.
– Zgadza się – powiedziała.
– Więc może opowiesz mi, jak zdobyłaś tę pracę, skoro nie miałaś żadnego doświadczenia w modelingu. – Uniósł brwi. – Przespałaś się z szefem?
– Nie bądź głupi – warknęła, zanim zdążyła się powstrzymać. – Był po sześćdziesiątce.
– W przeciwnym razie mogłabyś się skusić? – Rozparł się wygodnie w fotelu i uśmiechnął, jakby zadowolony, że wreszcie wydobył z niej jakąś reakcję. – Wiem z własnego doświadczenia, że sportsmenki mają szczególnie niezaspokojony apetyt na seks. Zwłaszcza ty, Jess, raczej wyróżniałaś się w łóżku. I poza nim. Nigdy nie miałaś mnie dość, co?
Jessica starała się nie reagować na drwiny. Demonstracyjne wyjście z biura było wykluczone, bo nie chodziło tylko o przetrwanie – chodziło o dumę. Być może dostała tę pracę przez przypadek, ale sprostała nieoczekiwanej karierze, którą los zesłał jej jako zadośćuczynienie za zniszczone marzenia. Była dumna z tego, co osiągnęła, i nie zamierzała wszystkiego zaprzepaścić pod wpływem chwili, tylko dlatego że mężczyzna zadający jej pytania był tym, którego nigdy nie udało jej się zapomnieć.
– Czy czekasz na odpowiedź na swoje pytania? – zapytała cicho. – Czy po prostu zamierzasz tu siedzieć i mnie obrażać?
Cień uśmiechu przemknął po jego wargach, ale znikł równie szybko.
– Mów – powiedział.
– Wiesz, że zerwałam więzadło, co definitywnie zakończyło moją karierę? – Wpatrywała się w jego twarz, ale nie dostrzegła w niej ani śladu sympatii.
– Słyszałem, że wycofałaś się w przeddzień wielkiego turnieju.
– Tak. – Skinęła głową. – Oczywiście, bardzo to nagłośniono. Byłam…
– Byłaś gotowa na międzynarodowy sukces – wtrącił łagodnie. – Oczekiwałaś zwycięstwa w przynajmniej jednym Wielkim Szlemie, choć byłaś jeszcze bardzo młoda.
– To prawda – powiedziała i tym razem lata praktyki nie pomogły zatuszować emocji w głosie. Wciąż bolało i nie miało znaczenia, ile razy powtarzała sobie, że ludziom przytrafiają się gorsze rzeczy niż konieczność rezygnacji z kariery, zanim się tak naprawdę rozpocznie. Pomyślała o licznych cierpieniach i długich treningach. O przyjaciołach i związkach utraconych po drodze. O milczącym potępieniu w domu i o ojcu, który wciąż pchał ją i pchał, aż poczuła, że dłużej nie może być popychana. O niekończących się wyrzeczeniach i poczuciu, że nigdy nie jest wystarczająco dobra. Wszystko zakończyło się obrzydliwym trzaskiem w więzadle, gdy biegła przez kort za piłką, której już nigdy nie dosięgnie.
– Gazety zamieściły zdjęcie, na którym opuszczam konferencję prasową po wypisie ze szpitala.
Ta fotografia szybko stała się kultowa i obiegła wszystkie tabloidy. Twarz miała bladą, a rysy wyostrzone z nerwów. Blond warkocz, jej znak firmowy, opadał na wąskie ramiona, na których spoczywały nadzieje narodu.
– No i?
Ten gwałtowny wtręt przypomniał Jessice o teraźniejszości; spojrzała na piękną twarz o oliwkowej cerze. Czyż nie było przejawem słabości, że ogromnie pragnęła dotknąć jej ponownie? Wodzić końcówkami palców po wszystkich tych muskularnych zakamarkach i zagłębieniach, po szorstkim zaroście na jego szczęce. Czy jeden z jego niesamowitych pocałunków nie mógłby wyrwać jej z zakłopotania? Zaniepokoiła się, gdy napotkała w jego spojrzeniu błysk zrozumienia. Jakby odgadł, o czym myślała. Błędem byłoby pozwolić mu na to. Bo czyż nie nauczono go rzucać się na taką słabość i ją wykorzystywać?
– Lulu zauważyło zdjęcie, na którym miałam na ręku plastikowy zegarek – ciągnęła. – A tak się złożyło, że wypuszczali nowy sportowy zegarek przeznaczony dla młodzieży. Pomyśleli więc, że byłoby idealnie wykorzystać mnie w kampanii reklamowej.
– Ale przecież nie jesteś klasyczną pięknością – zauważył.
Spojrzała w jego ciemne, lodowate oczy, zdecydowana nie pokazać, że ją to dotknęło.
– Wiem, że nie. Ale jestem fotogeniczna. Mam wysokie kości policzkowe i szeroko rozstawione oczy, co sprawia, że aparat mnie lubi; tak przynajmniej powiedział mi fotograf. Już dawno zdałam sobie sprawę, że lepiej wyglądam na zdjęciach niż w rzeczywistości. To dlatego mnie wzięli. Myślę, że po prostu odcinali kupony od całego tego rozgłosu, który towarzyszył złamaniu mojej kariery na samym jej początku, ale kampania odniosła niespodziewany sukces. A potem, kiedy mój ojciec i macocha zginęli w lawinie, chyba po prostu zrobiło im się mnie żal i, oczywiście, było jeszcze więcej rozgłosu, a to przysłużyło się marce.
– Przykro mi z powodu twojego ojca i macochy – powiedział, jakby po namyśle. – Ale takie rzeczy się zdarzają.
– Tak, wiem. – Spojrzała w jego twarde oczy i trudno jej było powstrzymać obronny ton. – Tyle że nikt nie trzymałby mnie przez te wszystkie lata, gdyby zegarki się nie sprzedawały. Dlatego wciąż przedłużają mi umowę.
– Ale oni wcale nie sprzedają ich więcej – powiedział powoli – bo nie jesteś już nastolatką. I nie reprezentujesz tej grupy wiekowej.
Ogarnął ją lekki niepokój. Nakazała sobie zapomnieć, że byli kochankami i że tak źle się to skończyło. Musi traktować go tak, jak potraktowałaby każdego innego szefa – mężczyznę lub kobietę. Być dla niego miła. Oczarować go.
– Mam dwadzieścia sześć lat, Loukas. To na pewno nie za dużo – powiedziała, zdobywszy się na uśmiech. Taki, jakiego na widok przejeżdżającego mechanika mogłaby użyć kobieta, której samochód złapał kapcia na źle oświetlonej drodze. – Nawet w tych czasach ogarniętych obsesją młodości.
– Chyba nie rozumiesz, co chcę powiedzieć, Jess.
Nagle przyszło jej do głowy, dlaczego się tu znalazła. Dlaczego dostała ten lakoniczny mejl z prośbą o przybycie. Oczywiście miał na biurku umowę. Był teraz właścicielem firmy i mógł zrobić wszystko, na co tylko miał ochotę. Za chwilę oznajmi jej, że nie przedłużą umowy, którą podpisywała co roku. I co ona wtedy zrobi – wypalona tenisistka bez rzeczywistych kwalifikacji? Pomyślała o Hannah i jej opłatach za studia. O małym domu kupionym po spłacie wszystkich długów ojca. Domu, który stał się ich jedyną opoką. O wszystkich trudnościach i zmartwieniach, i powolnym łamaniu lodów, zanim udało jej się stworzyć dobrze funkcjonującą i pełną miłości relację z przyrodnią siostrą.
– Jak mam rozumieć, skoro nie wyrażasz się jasno? – powiedziała.
– No to wyrażę się jaśniej. – Zabębnił palcami po umowie. – Jeśli chcesz, by twoja umowa została przedłużona, być może powinnaś przemyśleć swoją postawę. Na dobry początek możesz spróbować być milsza dla szefa.
– Mam być dla ciebie miła? A to dobre. Przecież odkąd weszłam do tego biura, to ty zachowywałeś się wrogo. I wciąż jeszcze niczego mi nie wyjaśniłeś – przerwała na chwilę. – Jaki masz plan?
Loukas obrócił się na krześle, usuwając w ten sposób sprzed oczu jej delikatną twarz, która go rozpraszała, i kierując wzrok na świetlistą panoramę Londynu. Był to widok kupiony za zawrotną cenę. Podkreślał, jak daleko Loukas zaszedł. Nowoczesny krąg London Eye kadrował ołowianą wstęgę rzeki. A wśród wielowiekowych zabytków przepychały się o pozycję nowe budynki – pnące się ku gwiazdom wieżowce. Trochę tak jak on. Kto by pomyślał, że chłopak, który kiedyś musiał wygrzebywać jedzenie z kubłów na tyłach restauracji, skończy tutaj, mając pod ręką tak niewiarygodne bogactwo?
Jego największą ambicją było wydostać się z nędzy i rozpaczy, pod których znakiem upłynęło mu dzieciństwo. Uporządkować życie przesiąknięte goryczą i zdradą. I zrobił tak, jak postanowił, spełniając po kolei każde zamierzenie. Uczynił dla swojej matki, co tylko mógł, chociaż… Z bólem zamknął oczy i na powrót zebrał myśli. Zbił fortunę, której pożądał, pracując jako ochroniarz dla oligarchów i miliarderów. Jednak przyjemność, mająca jakoby płynąć z posiadania pieniędzy, okazała się mitem stworzonym przez bogaczy. Nie przynosiły nic prócz problemów i oczekiwań. A pod ich wpływem ludzie zachowywali się obrzydliwie.
Zawsze, nawet kiedy był biedny, miał powodzenie u kobiet, ale często się zastanawiał, czy bogactwo coś zmieni. I zmieniło. Och, jeszcze jak. Poczuł gorzką, staroświecką dezaprobatę, wspominając dodatkowe atrakcje, które kobiety proponowały mu, odkąd został miliarderem. Czy lubił patrzeć? Miał ochotę we troje? We czworo? Z przebieraniem i odgrywaniem ról? Dano mu do zrozumienia, że wszystko, czego zapragnie, jest do wzięcia, wystarczy tylko poprosić. I spróbował wszystkiego. Spróbowałby czegokolwiek, byle wypełnić ciemną pustkę w sobie, ale nic nie skutkowało. Dokazywał z kobietami o plastikowych ciałach i wspaniałych, bezmyślnych twarzach. Modelki i księżniczki miał na zawołanie. Tak wiele rzeczy leżało u jego stóp, ale on był jak dziecko wpuszczone do sklepu ze słodyczami, które po kilku dniach dogadzania sobie jest tym wszystkim jedynie zmęczone.
I właśnie wtedy doszedł do wniosku, że nie ruszy z miejsca, dopóki nie dojdzie do ładu z przeszłością. Dopóki nie uporządkuje tego wszystkiego, o co potyka się od lat. Jego matka umarła. Odnalazł brata. Do uporządkowania pozostała mu jedynie kwestia Jessiki Cartwright.
Z powrotem obrócił się na krześle. Wciąż tam siedziała, próbując ukryć niepokój, a on pozwolił sobie na chwilę czystej, sadystycznej przyjemności. Bo nie byłby człowiekiem, gdyby widząc, że sytuacja odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni, nie docenił doskonałej ironii losu. Oto snobistyczna, genialna tenisistka, która dawniej trzymała go w ukryciu jak wstydliwy sekret, podczas gdy on zaspokajał jej potrzeby fizyczne, teraz czeka na odpowiedź, od której zależy cała jej przyszłość.
Zastanawiał się leniwie, jak daleko się posunie, żeby zachować pracę. Czy posłucha, jeśli każe jej się czołgać pod biurkiem, rozpiąć mu spodnie i wziąć go w usta? Ale nie chciał, by Jess zachowywała się jak dziwka. Tak naprawdę chciał, żeby była zgodna i chętna, i skora do dawania. Chciał jej pod sobą, najlepiej nago. Chciał zobaczyć, jak jej oczy ciemnieją, i usłyszeć, jak niedowierzająco krzyczy z rozkoszy. Chciał, by stała się od niego zależna. By nie była w stanie zaczerpnąć oddechu, nie myśląc o nim.
A potem odejdzie, tak jak ona kiedyś.
Spojrzał w jej jasne oczy.
– Będziesz się musiała zmienić – powiedział.