- W empik go
Pamiętam Cię - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
7 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Pamiętam Cię - ebook
Ponowne spotkanie Emanuela i Aarona uruchamia lawinę, która zrujnuje z trudem osiągniętą stabilizację. Przestają obowiązywać dotychczasowe, niepewne zachowania i wątpliwości, a przyzwoitość ustępuje miejsca prawdziwym pragnieniom. Czy Emanuel i Aaron w końcu zaznają szczęścia? Książka jest przeznaczona dla osób pełnoletnich.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-079-8 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1
Emanuel
Podszedłem do niego, kiedy został sam. Otaczał nas jedynie wianuszek ludzi zajętych rozmową na temat przygotowań do ślubu Gracjana z Sarą.
— Czy kiedykolwiek myślałeś o mnie? — spytałem Aarona.
— Nie. — Westchnął.
— Czy kiedykolwiek za mną tęskniłeś?
— Nie. — Popatrzył na mnie, przybliżył się.
— To dobrze — powiedziałem.
Nagle rozległy się oklaski. Aaron spojrzał w stronę wejścia. Właśnie podążała w kierunku gości rudowłosa piękność z moim mało przystojnym przyjacielem. Wykorzystałem ten moment. Bacznie go obserwowałem. W końcu postanowiłem odejść, ale on złapał mnie za nadgarstek. Spojrzałem na to bezpretensjonalne zachowanie z uśmiechem.
— Tak?
— Z resztą to nieważne, Emanuel — stwierdził.Rozdział 2
Emanuel
Spostrzegłem, jak złapał za poręcz krzesełka. Przysiadł się do stolika. Przez dłuższą chwilę przyglądał się mojej twarzy, aż w końcu opuścił głowę. Wstałem.
— Zostań, proszę.
— Aaron nie czuję takiej potrzeby, aby zostać. — Spojrzałem na przygarbioną postać.
— Nie? — Podniósł głowę, zobaczyłem zaszklone spojrzenie. — Nie widzieliśmy się długi czas.
— Uważam, że to za krótki czas na ponowne spotkanie po tym, jak mnie potraktowałeś — stwierdziłem w pełni świadom swoich słów.
— Wiesz, zastanawiałem się, co mnie ominęło w twoim życiu? Czy kiedykolwiek tęskniłeś za domem? — spytał.
— Nienawidzę cię — wyznałem, a on zamarł.
— Może tak miało być.
— Być może — rzekłem. Aaron znajdował się na wyciągnięcie ręki. — To zrozumiałe, nasza podróż musiała dobiec końca, gdy miliony gwiazd spadło z nieba w moją najciemniejszą głębię ludzkiego serca i umysłu, który jest tak popsuty. To, co tam dostrzegłeś, wcale nie było ładne. Jest niepokojące, zachmurzone, grzeszne i samotne. Jest tam tak zimno i ponuro, że nie chce się tam zostać. — Patrzył na mnie, a ja kontynuowałem: — Z resztą nie wiem, jak nazwać to, co mi zrobiłeś? Odtrąciłeś, odszedłeś czy porzuciłeś? A może zdeptałeś moją miłość. Na początku czułem żal, a potem złość i wstręt, aż pozostała nienawiść.
— Nienawiść?
— Mogę cię o coś prosić, Aaron? — spytałem. Skinął głową. — Rozmawiajmy, tylko tu i teraz. Potraktujmy się z szacunkiem. Poświęćmy sobie tyle czasu ile to konieczne.
Zamierzałem odejść. Złapał mnie za nadgarstek. Trzymał mocno. To było do niego niepodobne. Ta siła.
— Zostań, proszę.
Wyszarpnąłem się. Odszedłem.
Kiedy przechodziłem przez salę bawiących się ludzi, poczułem dotyk dłoni układanych na moich ramionach. Był ciepły i pewny. Czułem, jak palce zaciskają się, wzmacniając uścisk. Odwróciłem się. To był Michael.
— Nie wychodź, zostań. — Uśmiechnął się.
— Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza — oznajmiłem.
— Aż tak trudne było to spotkanie? — Przysunął się do mnie. Nie wiem dlaczego, ale się roześmiałem. — Przyznaj, że nadal nie pogodziłeś się z porażką.
— Porażką? — spytałem.
— Tak. Nie wychodź. — Złapał mnie za dłoń. — Nie zastanawiaj się nad tamtym miejscem, nad niczym i nad nikim. Nikomu w tej chwili nie poświęcaj czasu, w swoim umyśle ani tym bardziej sercu.
Zostałem. Nawet dołączyłem z nim do tańczących ludzi. To było takie głupie i śmieszne zachowywać się w ten sam sposób. Miło było przez ułamek sekundy nie myśleć o tamtym miejscu, o tamtym człowieku. Spojrzałem na Michaela. Tańczył jak szalony, rzucał nogami i machał rękoma nie w tak muzyki. Wyglądał na szczęśliwego. Coś tak banalnego, jak dźwięki i otaczający go ludzie sprawili, że czuł się dobrze. Uśmiechnąłem się, patrząc na tego młodego mężczyznę, a kiedy pokręciłem głową, zobaczyłem przypadkowo rozmawiającego Aarona w towarzystwie Amira oraz Gracjana.
Kiedy znalazłem się na zewnątrz, zobaczyłem, jak w spokojnym jeziorze odbijał się księżyc. Podszedłem zobaczyć z bliska ten piękny widok. Jezioro otaczały stare, szumiące drzewa. Wyglądały ponuro, majestatycznie. Zbliżyłem się do jednego z nich, oparłem dłoń, zamknąłem oczy. Westchnąłem.
— Duszno się zrobiło tam w środku — oznajmił Aaron, kiedy odwróciłem się, aby spojrzeć za siebie. — Wyszedłem, bo zakręciło mi się w głowie.
— Przepraszam. — Podszedł do nas Amir. — Muszę wam przerwać. Aaron, wołają cię z powrotem. Chcą, abyś zrobił zdjęcia.
— My po prostu rozmawialiśmy, tylko tu i teraz — powiedział, odchodząc.
Zostałem sam na sam z jego przyjacielem.
— Nie przejmuj się, nie zamierzam zbliżać się do Aarona.
— On udaje, że nie tęskni, a jednak cholernie mu cię brakuje. Nie wiem, dlaczego wmówił sobie, że bez niego będzie ci lepiej. Powtarza, że jest twoim przekleństwem oraz grzechem. — Amir popatrzył na księżyc. — Nawet w wirze pracy, znalezieniu nowego hobby, czytaniu setki książek, spotykaniu się w weekendy z przyjaciółmi. — Zamilkł. — Wy zawsze jakoś tak lubiliście trochę soli i pieprzu, mleka i miodu. Zawsze dodawaliście czegoś do tych waszych ran. I tak z czasem zastanawiałem się, kiedy to wszystko się zabliźni. — Uśmiechnął się. — Pójdę już.
— Jakie ma hobby?
— Skończył kurs fotografii. — Popatrzył na mnie. — Pierwsze, co postanowił sfotografować to twoje opuszczone mieszkanie.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
Wróciłem na przyjęcie. W pomieszczeniu panowała spokojniejsza atmosfera. Było mniej ludzi. Ci, którzy zostali, odpoczywali na kanapach lub zajadali się przekąskami. Omiotłem spojrzeniem salę. Bardzo szybko dostrzegłem Aarona, który kopał rozproszone na podłodze balony. Nawet ruszyłem w jego stronę. Po chwili zawróciłem. Oparłem się o ścianę.
— Ach ten chłopak nic się nie zmienił — szepnąłem, pocierając dłonią kark.
_Wiesz, zastanawiałem się, co mnie ominęło w twoim życiu? Czy kiedykolwiek tęskniłeś za domem? —_ pomyślałem o jego słowach_._
_— _Tym razem inaczej cierpiałem. — Wpatrywałem się w Aarona.
— Nie mów sam do siebie, bo pomyśle, że oszalałeś — powiedział Gracjan, poklepując mnie po plecach.
— Myślę, że kiedyś i tak zwariuje.
— Przez niego? — spytał.
— Płakałem i krzyczałem. — Uśmiechnąłem się żałośnie. — Myślałem, że tym całym bólem się uduszę. Byłem taki zmęczony. Wiesz, jak cholernie bolało uświadomić sobie, że trzeba będzie się z nim pożegnać.
— Mówiłem ci przecież, że nie możesz dać się zamknąć w przeszłości, jeśli chcesz żyć i czuć. Niech to ma wreszcie sens, a nie tylko jest ciągłymi niewykorzystanymi szansami. Może sama miłość nie wystarczyła. Było potrzebne coś więcej.
— Czym jest to coś więcej? — Spojrzałem na przyjaciela. — Mam tyle pęknięć. Pęknięcie za pęknięciem, aż została nienawiść, gniew i ta miłość. W miłości nie mogę już mieszkać. Gniew i nienawiść, nie daje rady jej opanować. Pojawia się ta głupia nadzieja, że coś się zmieni, ale to nigdy nie następuje.
— To wszystko przerodziło się w pieprzony masochizm — wyznał Gracjan.
— Tak, zgadzam się, że to pewien rodzaj masochizmu. Wiem, że nigdy nic się nie zmieni. Niestety, uwielbiam wspominać — oświadczyłem, a on szturchnął mnie.
— Pierdolnięty jesteś, wiesz?
— Tak, wiem — odpowiedziałem.
Obaj głośno się roześmialiśmy.
Zamknąłem za sobą drzwi pokoju. Wyciągnąłem z kieszeni telefon. Popatrzyłem na ekran. Kilka nieodebranych połączeń od detektywa Louisa i Greya.
_Jutro się z nimi skontaktuję_ — pomyślałem.
Ściągnąłem koszulkę. Zamierzałem wziąć prysznic. Chciałem, aby ta woda obmyła moje ciało po tym dzisiejszym trudnym dniu. Wspomniałem tamto miejsce i tamtego człowieka:
_— Dzisiaj był trudny dzień — powiedział, patrząc w morze._
_— Chcesz o tym porozmawiać? — spytałem._
_— Nie — odpowiedział. — Nie wydaje mi się, bym chciało tym rozmawiać._
Wyszedłem z łazienki.
_To nie będzie wcale takie łatwe przechodzić obok ciebie obojętnie, kiedy w tej popsutej głowie jest tyle wspomnień o tobie_ — pomyślałem.
Pukanie do drzwi przerwało moje głośne myślenie. Podszedłem, kiedy je uchyliłem, zobaczyłem pijanego Michaela.
— Chce ci się spać? — spytał. Pokręciłem z uśmiechem głową. — To dobrze. — Wyciągnął zza pleców butelkę alkoholu.
— Masz nadal ochotę na…
— Dziś tak często się uśmiechasz — wtrącił. — Wygląda to na szczery oraz niewymuszony gest. Wydaje mi się, czy coś się w tobie zmieniło? — Nie pozwolił mi odpowiedzieć. — Częściej się uśmiechasz niż tamten Emanuel, którego znałem jakiś czas temu.
Nie pociągnęliśmy dalej rozmowy, bo się zakołysał. Zareagowałem. Przytrzymałem jego ciało. Spostrzegłem kątem oka, jak całą sytuację obserwuje Aaron. Zatrzymał się chwilę wcześniej, widząc nas razem.
— Wejdź — rzekłem.
Zamknąłem za nim drzwi. Michael wtedy szybko i dość krótko mnie pocałował.
— Zawsze chciałem to zrobić — szepnął.
— W ten sposób? — spytałem. Położył dłoń na moim nagim torsie. — Nawet nie poczułem smaku twoich ust.
— Czy to była zachęta, Emanuelu?
— Odbierz to, jak chcesz — odpowiedziałem.
— Chciałbym zostać z tobą… na noc.
Cały czas patrząc mi w oczy, przesuwał dłoń w dół. Kiedy złapał za pasek spodni, zaczął się nim bawić. Leniwie go odpiął. Potem jego ręka wylądowała na moim podbrzuszu. Po chwili zjechał niżej. Subtelnie wsunął ją pod tkaninę. Poczułem ciepły dotyk. Delikatnie sunął się to w dół, to w górę przy tym nie odrywał ode mnie wzroku. Wpatrywałem się w niebieskie spojrzenie. Michael sięgnął do moich ust. Rozchyliłem wargi. To zaproszenie pozwoliło mu na większą pewność. Pocałunek był przyjemny, a jednak postanowiłem się odsunąć. Przytrzymał mnie ustami. Chciał przedłużyć tę chwilę. Pozwoliłem mu jeszcze na pieszczotę. Kiedy w końcu się odsunąłem, spojrzałem na niego, wyglądał na rozczarowanego.
— Nie było przyjemnie? — Ponownie chciał mnie pocałować, dlatego zasłoniłem dłonią usta. — Daj się pocałować jeszcze raz. — Pokręciłem głową. — Co mam zrobić, żebyś się zgodził?
Wzruszyłem ramionami. Przyznaję, podobało mi się to przekomarzanie.
— Dobrze. Nie to nie. — Zabrał dłoń z mojego krocza. — Tak, bardzo mi się podobasz. Chciałbym się z tobą kochać. Wiem, że byłoby niesamowicie w objęciach kogoś takiego jak ty.
Odsunąłem minimalnie dłoń.
— Takiego jak ja? — spytałem.
— Chcę cię pocałować, ale nie muszę w usta. — Uśmiechnął się do mnie.
Przybliżył się. Przysunął twarz do twarzy. Dotknął skóry palcami. Najbardziej skupił się na pieszczocie szyi. Mimowolnie wygiąłem ciało w łuk, ułatwiając mu dostęp. Jego dotyk przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze. Zatrzymał dłoń przy obojczyku.
— Lubię cię — szepnął, patrząc mi w oczy.
Potem polizał przeciągle każde miejsce, które wcześniej dotknął. Uchwyciłem go za ramiona. Przywarłem jego ciało do ściany.
— Jesteś pijany.
— W czym to przeszkadza? Wiem, co robię — oznajmił. — Nie zachowuj się, jakbyś nie miał ochoty na bliskość drugiego człowieka.
Tym razem to ja go pocałowałem. Pocałunek był namiętny, ale bardziej z jego strony. W końcu przestałem myśleć. Poddałem się pieszczocie. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę łóżka.
Wyszedłem na taras. Powietrze tutaj tak wcześnie było przyjemnie chłodne. Zaciągnąłem się nim.
— Musisz z nią zostać. — Usłyszałem głos dochodzący obok. Spojrzałem w tamtą stronę, zobaczyłem Aarona. Stał do mnie tyłem. Przyglądałem się niezmiennie tej samej postaci. — Musisz powiedzieć jej, że ta historia nie kończy się słowami: ”Żyli długo i szczęśliwie”. Tak bywa. Nie jest im dane iść tą samą drogą, bo niestety życie zechciało napisać im inny scenariusz. I kiedy zaczyna się dziać inaczej, niż byśmy chcieli, wówczas próbujemy przypomnieć sobie, kiedy to wszystko się zaczęło. A zaczęło się wcześniej, niż nam się wydaje, dużo wcześniej. Opóźnianie końca tej miłości nie przyniesie nic dobrego. Niech zakończy ten związek, póki ma dobre serce i czysty umysł. Niech ratuje siebie, bo on od początku był stracony.
Po tych słowach się odwrócił. Popatrzył na mnie. Nie odwróciłem się, mój wzrok nie przestał wpatrywać się w jego brązowe oczy. Dopiero jak upiłem łyk kawy, postanowiłem opuścić miejsce, w którym się znajdowałem. Miejsce, w którym nagle poczułem się niekomfortowo. Brakowało mi powietrza, choć było go tu pod dostatkiem. Moje serce też bezmyślnie szalało pod skórą, waliło może tak samo głośno, jak powoli zaczęły hałasować ptaki na gałęziach drzew.
Rozłączył się.
— Nie powinienem.
— Co nie powinieneś? — spytał Aaron. Napiłem się kawy. — Emanuel, co nie powinieneś?
Dostrzegłem, jak jaśnieją mu oczy. Zarumienił się, a kąciki ust wykrzywiają się w uśmiech.
— Nie powinien tak szybko wychodzić z łóżka — oświadczył Michael, podchodząc do mnie okryty prześcieradłem.
Po chwili zrobił to, sięgnął moich ust. Pocałował mnie. Następnie złapał za rękę i pociągnął do pokoju.Rozdział 3
Aaron
Stałem na podeście z pochyloną głową. Wpatrywałem się w głębie jeziora. Nie dostrzegałem dna. Może przez tę pochmurną pogodę i unoszącą się mgłę. Zresztą to, co chciałem dostrzec było zaciemnione i tak bardzo brudne.
— Aaron!
Zobaczyłem przyjaciela. Niedaleko niego spacerowali Gracjan w towarzystwie Emanuela. Ruszyłem się z miejsca. Zauważyłem ze strony podążającego za nimi Michaela gest. Sięgnął za skrawek twojego materiału. Trzymał go mocno. Spojrzałem na twoją twarz i wtedy nie wiem, jak do tego doszło. Po prostu zrobiłem dość niefortunny krok. Chwila nieuwagi. Zahaczyłem o wystający kołek, który służył do cumowania łódek. To spowodowało, że straciłem równowagę.
— Aaron! — Usłyszałem krzyk Amira.
Popatrzyłem w jego stronę, gdy zacząłem spadać. Emanuel spojrzał na mnie. Następnie już bezwiednie opadłem w głębiny jeziora. Poczułem wodę w ustach i niesamowity ciężar na klatce piersiowej. Przestałem chaotycznie machać dłońmi. Poddałem się temu, co mogło się za chwilę wydarzyć.
_Nie mogę znieść świadomości, że cierpiałeś, nadal cierpisz, a ja nic nie mogę z tym zrobić. Nie mogę zabrać części tego ciężaru, chociaż bardzo bym chciał —_ pomyślałem, zamykając oczy.
Ocknąłem się w pokoju. Podciągnąłem się. Oparłem o zagłówek łóżka. Kiedy syknąłem z bólu, zbliżyli się do mnie przyjaciele.
— Powinieneś bardziej uważać — powiedział Gracjan. — Doktorek, który tu był mówił, że wszystko jest dobrze. Jednak gdyby coś cię zabolało, dajesz znać i zabieramy cię do szpitala.
— Może damy mu odpocząć, co nie? — spytał Amir.
— Dobrze. Wychodzimy — rzekł Gracjan.
Przyjaciele opuścili pomieszczenie. Kiedy zostałem sam, ułożyłem się wygodnie na łóżku. Niespodziewanie zacząłem szlochać. Cicho pochlipywałem, wtedy niespodziewanie objęły mnie czyjeś duże ramiona. Czując ten uścisk, mój cichy szloch zaczął się nasilać, aż w końcu się rozpłakałem.
— Czemu płaczesz?
— Pewnie to dla ciebie kłopotliwa sytuacja. Czujesz się zmieszany. Możesz odejść. — Rozluźnił uścisk. Poczułem ogromny strach. — Zapomnij. Zostań ze mną — wydusiłem, podnosząc głowę do góry.
Emanuel popatrzył na mnie miodowobrązowym spojrzeniem. Nic nie powiedział, tylko ponownie mocno mnie objął. Wtuliłem się w niego. Przypomniałem sobie te wieczory, kiedy byliśmy razem. Potem chciałem zapomnieć o mnie i o tobie. Postanowiłem widzieć tylko ćmy i larwy, aromat mocnej kawy unoszącej się w czterech ścianach, dym tytoniowy, zmatowioną koszulę mającą ten zapach. Zostawiłeś to wszystko mnie.
— Myślę, że chciałbym cię nienawidzić.
— Ucisz się, Aaron.
— Chciałbym cię nienawidzić tak jak ty mnie.
— Powodzenia — burknął.
Nie ciągnąłem tej rozmowy. Przyłożyłem głowę do jego klatki piersiowej, zamknąłem oczy. Potem uchwyciłem w dłonie materiał jego koszulki.
Obudziłem się czując ciepło znajomego ciała. Otworzyłem niespiesznie oczy, wtedy zobaczyłem kątem oka, że mój policzek jest bezpiecznie schowany w jego dłoni. Powoli się przesunąłem. Miałem idealny widok na piękną twarz. Czas domalował mu kilka zmarszczek, a poza tym, nic się w nim nie zmieniło. Nadal był przystojny. Ciekawiło mnie jedno, czy nadal w jego spojrzeniu mogę dostrzec miłość. Odrobinę tamtego, uczucia czy może naprawdę mnie znienawidził, że odebrałem mu człowieczeństwo, kiedy zabił dla mnie.
— Napatrzyłeś się już? — spytał.
— Nie — odpowiedziałem, zasłaniając mu dłonią oczy.
— Co ty robisz?
— Moje wspomnienia o tobie są skamieniałe — wyznałem. — Kiedyś powiedziałem, że ty masz kawałek mojej duszy, a ja twojej i że osobno zawsze będziemy niekompletni. Bez względu na wszystko, ile czasu upłynie lub jak daleko od siebie będziemy, nasze dusze… niezmiennie będą smutne. — Westchnąłem.
— Przestań — rzekł.
— Cholera, nawet tęskniłem za bielą twoich zębów. — Uśmiechnąłem się.
— Przestań, bo wyjdę.
— Nie.
— To przestań — burknął.
— Nie bądź dla mnie opryskliwy, proszę.
Poczułem, że chciałbym go pocałować. Zasłonił usta, więc pocałowałem dłoń, która przysłoniła tę część. Chyba postanowiłem skorzystać z tej chwili. Najpierw przesunąłem usta od palców, aż do nadgarstka. Następnie mój policzek wrócił do początku. Moja twarz gładziła jego dłoń. Pojawiło się przyjemne, znajome ciepło. To była niezwykła intymność.
— Przestań — szepnął, odsuwając się ode mnie.
— Tak, twój głos to tylko echo.
— Przestań.
— Tak, twój uśmiech to tylko zatrzymana klatka w głowie.
— Przestań, do cholery.
— Już zawsze płyniesz w moich żyłach… Zdarzyła mi się raz miłość. Ty przytrafiłeś mi się raz i to na zawsze — powiedziałem patrząc, jak siada na łóżku. Sięgnął po buty. — Emanuel, spałeś z nim?
— Daruj sobie! — podniósł głos. Spojrzał na mnie ze złością. Nie dostrzegłem w jego oczach miłości. — Co chciałbyś usłyszeć?
— Prawdę.
— Najpierw twój zapach zaczął powoli znikać z mojej pościeli, ze skóry, aż w końcu zniknął całkowicie. Z każdym tygodniem coraz mozolniej było mi przywołać w pamięci to, jak wymawiałeś moje imię. — Patrzyłem na niego, a on starał się nie odwracać wzroku. — Zaraz potem zaczął się rozmazywać sposób w jaki mnie dotykałeś, nie wiem czy częściej wywoływał przyjemność, a może…
— Masz rację — wtrąciłem. — Za długo byłeś popsuty i… za często jesteś w kawałkach. — Uśmiechnąłem się. Starałem się też, aby drżenie głosu nie było tak słyszalne. Potem wydusiłem z siebie: — Tak, musisz w końcu poskładać swoje życie.
— Właśnie. Muszę je poskładać… bez ciebie.Rozdział 4
Emanuel
Skończyłem palić papierosa. Wyrzucając peta dostrzegłem, jak przez chwilę tlił się w nim żar.
— Aaron wyjechał — oznajmił Gracjan.
— I dobrze.
— To nie moja sprawa, ale widziałem ostatnio jak Michael nad ranem wychodził z twojego pokoju.
— Nie spałem z nim.
Popatrzyłem w stronę ścieżki. Teraz spaceruje tu kilka osób. Chociaż patrzę na nich, to widzę cię idącego z walizką w stronę czekającej taksówki. Zanim do niej wsiadłeś, zatrzymałeś się na moment. Nie odwróciłeś się, a jedynie popatrzyłeś w stronę jeziora. Z uśmiechem na twarzy przypomniałeś sobie naszą krótką rozmowę.
— Zostawię cię samego — rzekł przyjaciel, skinąłem głową.
_Wiesz, że wtedy chciałem. Wiesz, że teraz też chcę, wtedy czasu nie miałem, żeby się przełamać i powiedzieć ci: Kocham cię. Zabiłem człowieka. Chciałem przeżyć z tobą całe swoje życie. A potem cię straciłem. Nie wiedziałem, co począć, jak wrócić. Zresztą, gdzie miałem wrócić. Poza tym skończyliśmy ze sobą. Ty skończyłeś ze mną. Mimo wszystko czekam na twoje słowo_ — pomyślałem.
Udałem się na spacer. Szedłem i szedłem, aż spostrzegłem, że jestem w lesie. Odwróciłem się i zauważyłem piętrzące się drzewa, które zakrywały dość dobrze powrotną drogę do domu. Choć byłem tu pierwszy raz, nie wystraszyłem się, ale poczułem pewien dyskomfort. Popatrzyłem w górę. Drzewa nie wydawały się tak ogromne, jak wtedy gdy byłem przerażonym dzieckiem. No właśnie, wtedy.
_— Spłoszona zwierzyna zawsze biegnie w twoją stronę, w kierunku myśliwego. — Uśmiechnął się do mnie, położył dłoń na ramieniu. — Wówczas nadchodzi moment, w którym polowanie dobiega końca. Patrzysz w oczy przestraszonemu i bezbronnemu zwierzątku. Uderzasz w najważniejsze miejsce w serce, bo w umysł nie ma sensu, on szaleje, nie działa poprawnie. Serce. Ono trzeba zaatakować. To ten narząd każe nam trwać w tym, co dla nas najważniejsze w życiu. Każe nam przetrwać za wszelką cenę, a najgorsze jest, gdy zwierzę ma kogoś, kto na niego czeka. Pragnie wtedy wrócić do tych bezpiecznych ramion, ciepłych dłoni i ust składających na policzku pocałunek. Takie zwierzę trzeba zabić od razu, bo jest słabe. Rozumiesz?! — krzyknął, a ja wystraszyłem się, dlatego zrobiłem kilka kroków w tył. — Upolowaną zwierzynę układamy na gałęziach. Wleczemy w miejsce, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał. Oglądamy się za siebie i widzimy, jak próbuje wstać, ale jest za bardzo oszołomiona._
Pokręciłem głową.
— Grosik za twoje myśli. — Zobaczyłem stojącego na leśnej drodze Michaela. — O czym myślisz? — spytał.
— W tej chwili myślałem o ojcu.
— A w tamtej?
— O Aaronie.
— Mówisz prawdę. — Uśmiechnął się. — To sprawia, że czuję maleńkie ukłucie w sercu.
— Ucieczka od człowieka, którego się kochało, jest łatwa. To opuszczenie go jest cholernie trudne — wyznałem. — Nawet będąc w najgorszym stanie, upewniałem się, że jest tam, gdzieś obok mnie.
— Dlaczego się rozstaliście?
— Nie ponieśliśmy życiowego bagażu.
— To on się poddał nie ty, prawda? — Westchnąłem. — To musiało zaboleć, że ktoś, kogo kochasz, ucieka od ciebie, prawda? — Popatrzyłem w górę. Niebo było przysłonięte gałęziami. — Chciałbym, abyś powiedział mi o wszystkim, abym mógł ci pomóc. Nie odejdę tak jak Aaron — skwitował.
Spojrzałem na niego. Miał niebieski kolor oczu, który przypominał morze. Był miły i uprzejmy. Trochę sentymentalnym, wrażliwym młodym człowiekiem. Miał w sobie za mało powściągliwości. Szukał zbyt prędko i na siłę miłości w ludziach, którzy okazywali mu za dużo uwagi lub wykonali w jego kierunku cieplejszy gest. Przyznaję, lubiłem na niego patrzeć w tej kawiarni. Z przyjemnością z nim rozmawiałem, kiedy miałem gorsy czas, a i wydawało mi się, że dobrze czujemy się trochę ze sobą flirtując.
Wyciągnąłem paczkę papierosów z kieszeni spodni.
— Zanim powstanie papieros, do tytoniu dodaje się wiele aromatów. Na przykład sole powodują, że papieros stale się tli, a te inne konserwanty, jak cukier, poprawiają smak, a chyba gliceryna zachowuje świeżość tytoniu. — Patrzyłem na niego. On natomiast uważnie mnie słuchał. — Wchłanianie dymu zachodzi nie tylko w układzie oddechowym, ale także w przewodzie pokarmowym. Potem wszystko, co zawiera dym tytoniowy, przenika do krwiobiegu i rozprowadza się po całym organizmie. Jest wszędzie, we wszystkim.
— To jak trucizna — rzekł, podchodząc do mnie.
— Kiedyś mówiono, że to grzech, a to po prostu miłość — stwierdziłem.
— Chcesz już tak żyć?
— Naprawdę zadajesz za dużo pytań. — Uśmiechnąłem się do niego.
Zarzuciłem rękę. Przysunąłem go do swojej klatki piersiowej. Moje serce biło naturalnie, spokojnie, bez większych emocji. Kiedy tak szliśmy dłuższą chwilę, wpatrywałem się w coraz bardziej widoczne niebo. W końcu ujrzałem wyłaniający się zza drzew dom, przed którym stała gromadka ludzi. Spojrzałem w inną stronę, gdzie stał Amir i Gracjan w towarzystwie nieznajomego mężczyzny.
— Pójdę do nich — oznajmiłem kuzynowi Sary.
— Zanim odejdziesz, muszę cię o coś spytać. — Popatrzył na mnie zakłopotany. Nagle jego pewność siebie zniknęła. — Czy mógłbyś… Nie, czy chciałbyś się we mnie zakochać?
— Czasem zastanawiam się, czy mógłbym na siłę, na przekór i na krótką chwilę udawać silne uczucie do drugiego człowieka. — Zamyśliłem się. — Nie wydaje mi się, żebym był już do tego zdolny.
Podszedłem do przyjaciół. Stał przy nich nieznajomy, elegancki mężczyzna. Spojrzałem na Amira, który pospiesznie odwrócił wzrok.
— Jestem Brandon Evans. — Wyciągnął rękę w moją stronę.
— Emanuel Sierra. — Uścisnąłem jego dłoń. — Miło poznać.
— Wzajemnie.
Chwilę staliśmy w niezręcznej ciszy, którą przerwało pojawienie się Julie. Wzięła gościa pod rękę. Uśmiechnęła się do niego, a potem do pozostałych.
— Przepraszam za śmiałość. To twój chłopak, Julie? — spytałem.
— Nie. To chłopak Aarona.
— A, rozumiem.
Przypatrzyłem się wysokiemu szatynowi o zielonych oczach. Spostrzegłem kątem oka jak Gracjan i Amir przyglądają się mojej osobie. Jakie to miłe, że chcieli zadbać o mój komfort emocjonalny, zatajając tożsamość mężczyzny.
— Chodźmy do środka — powiedział Gracjan. — Odpoczniesz. Potem skontaktujesz się z Aaronem.
Przyjaciel odszedł w towarzystwie Julie oraz Brandona. Ich rozmowa była coraz mniej słyszalna. O dziwo został przy mnie Amir.
— Powinienem wam podziękować za tę chwilę niewiedzy. — Włożyłem ręce do kieszeni. Spojrzałem w górę i się uśmiechnąłem. — Jego pewnie bardziej lubisz — powiedziałem żartobliwie.
— Nie. — Poklepał mnie po plecach. Byłem zdziwiony jego przyjaznym nastawieniem. — Chodźmy do domu, Emanuel.
Mojej uwadze nie uszło, że spoglądał w kierunku partnera przyjaciela, a następnie lustrował wzrokiem Michaela. Amir pokręcił głową i odszedł bez słowa.Rozdział 5
Aaron
Wszedłem, choć nie chciałem. W pomieszczeniu znajdowali się wszyscy, a jednak dostrzegłem tylko Emanuela. Wpatrywał się w deszczową pogodę za oknem. Powinienem odwrócić od niego wzrok. Nie potrafiłem i chyba wcale nie chciałem. Jeszcze wczoraj błagałem go, aby wyznał mi swoje uczucia. Patrząc na niego, dotarło do mnie, że nadal jestem tym zakochanym dzieciakiem, a nie mężczyzną, który chce wziąć go za dłoń i stąd wyjść.
— Dobrze, że zawróciłeś — powiedział Brandon. Rzucił mi się na szyję. — Chciałem zrobić ci niespodziankę, dlatego przyjechałem bez uprzedzenia. Cieszysz się, kochanie?
— Tak — odpowiedziałem.
_To było kłamstwo_ — pomyślałem.
— Przynajmniej spędzimy kilka dni w cudownym miejscu. Wybaczcie nam, jeśli czasem się wymkniemy na krótki spacer. Prawda, Aaron?
— Tak. — Uśmiechnąłem się.
_Kolejne kłamstwo. Nie mam ochoty na spacer w twoim towarzystwie, gdy on tu jest_ — pomyślałem.
— Chciałbym go namówić na kupno takiego domku. Rozmawialiśmy o tym, prawda?
— Tak.
_Zapomniałem o wszystkim, o czym rozmawialiśmy, gdy zobaczyłem go pierwszego dnia po przyjeździe tutaj_ — pomyślałem.
Ukradkiem spojrzałem na Emanuela, wchodził właśnie po schodach. Chciałem odwrócić wzrok, ale przypadkiem zobaczyłem, jak podąża za nim Michael. Mój umysł i serce opanowała zazdrość.
— Może idźcie się rozpakować. Odpocznijcie, to był długi oraz męczący dzień — oznajmił Gracjan.
— A, właśnie, czemu wyjechałeś?
— Miałem mały wypadek nad jeziorem, dlatego postanowiłem wrócić do miasta. Spanikowałem — powiedziałem, a on pocałował mnie w policzek. — Stwierdziłem jednak, że powinienem wrócić.
— To może faktycznie pojedziemy do miasta. Niech zobaczy cię lekarz. Potem wrócimy — stwierdził Brandon.
— Dobry pomysł — rzekła Julie.
— To może jutro. Dziś się rozpadało — oznajmił Amir, wskazując na widok za oknem
— Zgadzam się z twoim przyjacielem. Pada, a na dodatek ten straszny wiatr. Przełóżcie to na jutro — powiedziała Sara, chwytając Gracjana pod ramię.
— Macie rację. Pójdziemy do pokoju, rozpakujemy się i zejdziemy — oświadczył Brandon.
— Jak się odświeżycie, to zejdźcie na kolację — zaproponowała kobieta.
Ruszyliśmy w stronę schodów.
Kiedy zamknąłem za sobą drzwi pokoju pospiesznie spytałem:
— Czemu przyjechałeś?
— Moja siostra stwierdziła, że o jeden raz za dużo poświęcam się dla niej — odpowiedział, rozpakowując walizkę. — Poza tym chciałem tu być z tobą. — Odwrócił się. — Wiesz, od kilku dni zachowujesz się dziwnie.
— Dziwnie? — spytałem.
— Tak, dziwnie. Nie rozmawiamy już ze sobą tyle, co kiedyś. Nie całujesz mnie na dzień dobry i do widzenia. Nie spacerujemy tyle, co przedtem. — Złapał mnie za rękę. — Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, Wydaje mi się, a raczej jestem pewien, że twoja zmiana dotyczy tego właśnie wyjazdu.
— Wymyślasz. — Puściłem jego dłoń. Usiadłem na łóżku. — Moje zachowanie dotyczy kiepskiego stanu…
— Nie wymyślaj — wtrącił. — Od początku nie chciałeś, abym tu z tobą przyjechał. Problemy sercowe mojej siostry są ci na rękę. To miejsce, a może osoba przebywająca tutaj tak na ciebie działa.
— Doszedłem do wniosku, że poszlibyśmy tylko na ślub. — Spojrzał na mnie. — Zwyczajnie… Czuję się źle po tym wypadku nad jeziorem. — Brandon usiadł obok. — Rodzice panny młodej i pana młodego oraz reszta gości w średnim wieku pojechali do hotelu, gdzie ma odbyć się ślub. Zostali młodzi, którzy chcą się bawić, a nie opiekować niezdarą.
— Tylko o to chodzi? — Ponownie złapał mnie za dłoń. Skinąłem głową. — Jesteś pewny, że chciałeś wyjechać ze względu na kiepskie samopoczucie?
— Tak, a o co mogło mi chodzić? — spytałem, rozdrażniony.
— Czuję pod skórą, że chodzi o coś innego, ale skoro nie chcesz, nie mów.
— Dajmy już spokój. — Wstałem. — Pójdę po herbatę. Przynieść ci?
— Tak.
— Z cytryną? — spytałem.
— Przecież wiesz, jaką pije, więc po co pytasz. — Uśmiechnął się.
_Chyba już nic o tobie nie wiem. Wydaje mi się, że to zbędne, aby w obliczu niego pamiętać o tobie_ — pomyślałem patrząc, jak rozpakowuje walizkę.
Przygotowywałem herbatę w kuchni. Czekając, spojrzałem na stół, na którym leżały talerze. Z zardzewiałego kranu leciała woda, a na drzwiach lodówki znajdowały się fotografie szczęśliwych ludzi. Na ten widok ogarnął mnie smutek. Wyciągnąłem rękę. Dotknąłem zdjęcia. Przymknąłem powieki, wtedy poczułem bliskość. Pospiesznie otworzyłem oczy, zobaczyłem przechodzącego Emanuela. Czajnik zaczął głośno gwizdać. Wyłączyłem go. Popatrzyłem w jego stronę. Stanął przy oknie. Był blady. Cholernie przystojny. Poza tym wydawał mi się taki odległy i nieosiągalny w tej chwili. Bez zahamowania poszedłem do niego.
— Co robisz? — spytałem. Nie odpowiedział. — Nie chcesz tu być, a może nie masz ochoty na mnie patrzeć?
— Może masz rację — burknął. — Przepraszam. Nie chciałem, aby to tak nieprzyjemnie zabrzmiało.
— Chyba chciałeś.
— Kiedyś pragnąłem każdego spotkania z tobą, teraz nie jestem tego pewny — wyznał, a bicie mojego serca osłabło. — Na początku tak bardzo tęskniłem za tobą, że na zegarku było jeszcze wczoraj. Nie chciałem zabierać głowy z poduszki, bo czułem na niej ciebie. Nawet nie wiesz, jak często budziłem się zlany potem, w gardle miałem sucho i szczypały oczy. — Westchnął. — Miewałem koszmary, w których mój anioł stróż spadł z nieba na ziemię. Połamał skrzydła, ciało popękało, a z tych szczelin popłynęła czarna maź, która po chwili zapłonęła. — Zerknął na mnie. Miał smutne spojrzenie. — Potem nastał czas, w którym widziałem twoją postać w każdym kącie mojego mieszkania. Spacerowałeś z kubkiem kawy, myłeś zęby w łazience, podlewałeś kwiaty na tarasie. To wszystko docierało do mnie tak cholernie powoli oraz bezlitośnie, że zaczynałem płakać…
— Emanuel.
— Znienawidziłem siebie za swoje uczucia i… postępowania. Wszystko się zmieniło, kiedy dotarło do mnie, że zrezygnowałeś… ze mnie. — Opuścił głowę, a ja wyciągnąłem rękę. — Poznałeś kogoś. To dobrze.
— Aaron! — Usłyszałem dobiegające z kuchni wołanie Brandona.
— Tak łatwo mnie zapomniałeś, a upierałeś się, że będziesz pamiętał — szepnął Emanuel.
Z moich oczu popłynęły łzy. Chciałem je otrzeć, a jednak on to zrobił. Dotknął mojej twarzy.
— Niech ci nie będzie mnie żal. Też któregoś dnia zapomnę o twojej miłości — powiedział, a ja mogłem spojrzeć w chłodne miodowobrązowe oczy.
Chciałem dotknąć jego dłoni, ale pojawił się Gracjan w towarzystwie Amira.
— Wiem, co chcieliście zrobić, ale z nas już nic nie będzie. — Emanuel uśmiechnął się do przyjaciół. — Tutaj jesteśmy! — krzyknął, a następnie odszedł.
— Nie mogłem doczekać się herbaty. — Spojrzałem na Brandona. — Zszedłem ci pomóc…
— Zaraz wracam — wtrąciłem.
— Dokąd idziesz? — spytał.
— Poczekajcie tu na mnie — powiedziałem i przyspieszyłem kroku.
— Aaron?!
— Poczekamy tu na ciebie przy gorącej herbacie — oznajmił Amir.
Powinienem był zapukać, ale postanowiłem wejść bez uprzedzenia. Kiedy to zrobiłem, zobaczyłem dwóch całujących się mężczyzn. Na własne oczy widziałem… To był najboleśniejszy widok, jaki doświadczyły moje oczy.
— Przepraszam. — Naprędce się odwróciłem.
— Nic się nie stało — rzekł Michael.
Opuściłem pokój. Zamknąłem za sobą drzwi. Mocno zacisnąłem szczęki. Bezgłośnie się roześmiałem. Potem ogarnął mnie przeraźliwy chłód.
Schodziłem na dół. Będąc na ostatnim schodku, usiadłem. Oparłem głowę o poręcz. Spojrzałem na roześmiane towarzystwo. Wziąłem głęboki wdech, a kiedy zrobiłem wydech, zacisnąłem mocno powieki, ocierając przy tym pospiesznie twarz ze smutku.
Rano obudził mnie widok pospiesznie ubierającego się Brandona. Przekręciłem się na drugą stronę. Nie chciałem dziś zwlec się za szybko z łóżka.
— Co się stało? — Przetarłem oczy.
— Poważnie się pytasz? Nie słyszałeś, że przez całą noc wiał silny wiatr? — Pokręciłem głową. — Pojadę z Gracjanem nawieś po najpotrzebniejsze rzeczy, bo wiatr wyrządził poważne szkody. To stary dom — rzekł. — Słuchasz mnie w ogóle? — Brandon usiadł na łóżku. — Sąsiad, który tu przyszedł, doradził nam powrót do miasta. Zapowiadają gorszą pogodę. Wiatr, deszcz oraz burze. Może być niebezpiecznie.
— Rozumiem.
— Idę — rzekł.
Poszedłem na balkon. Zobaczyłem jak obaj mężczyźni odjeżdżają. Pojechali. Poczułem ulgę, że nie musiałem znosić jego obecności ani minuty dłużej.
— Zejdź na śniadanie. — Usłyszałem głos, który wywołał szybsze bicie serca. Postanowiłem, że się nie odwrócę, choć chciałem. — Kazano mi po ciebie przyjść.
— Nie musiałeś. Poza tym nie jestem głodny. Ubiorę się i pójdę na spacer.
— W taką pogodę lepiej nie wychodzić z domu — zaczął mówić. — Z resztą niektórzy już wyjechali. Inni pakują się, bo nadciąga kolejne oberwanie pogody. Tylko tym razem o wiele silniejsze.
— Taka mnie myśl naszła z rana. — Odwróciłem się. Spojrzałem na piękną twarz. — Ile się już znamy?
— Zawsze wydawało mi się, że znam cię całe swoje życie, ale to taka popieprzona romantyczna regułka, którą mówią sobie zakochani ludzie. A szczerze nigdy mnie to nie zastanawiało.
— Byliśmy tam, tak? — spytałem. — Byliśmy razem w tej przeszłości. Ty i ja, prawda? — spytałem.
— Oczywiście, że tak.
— Jestem już dorosłym mężczyzną, a nadal mam wiarę tego zakochanego dzieciaka. — Uśmiechnąłem się. — Nadal mam tę nadzieję. — Zbliżyłem się do Emanuela. — Wiem, że cię zostawiłem. — Położyłem dłonie na jego ramionach. — Nie znasz powodu, dla którego odszedłem. Przyznaję… to był błąd. Gdy tylko cię, zobaczyłem po tej kilkumiesięcznej rozłące, zrozumiałem…
— Wiesz, tak dużo po nas w nas zostało. To tylko refleksja, smutek, strzępy miłości, ból i prawdziwe łzy. — Zsunął moje ręce ze swoich ramion. Zrobił to tak niedbale. Nie włożył w to żadnego wysiłku ani tym bardziej emocji. — Weź głęboki wdech i wydech. — Poklepał mnie po ramieniu. — Nas już nie ma. Ty tak zdecydowałeś. — Odsunął się. — Pójdę już. Może trzeba im pomóc. Ten wiatr, deszcz i…
— Przepraszam, że cię zostawiłem. Chcę, abyś wrócił… do mnie.
— Aaron… — Pokręcił głową.
— Dobrze, idź tak wolno, jak potrzebujesz, ale nie przestawaj, bo przecież kierunek jest ważniejszy niż prędkość.Rozdział 7
Aaron
— Nasze drogi krzyżowały się, wtedy lądowaliśmy w tanich pokojach hotelowych. Sprzątaczki były bardziej zajęte malowaniem paznokci niż sprzątaniem, dlatego unosił się w nich dym tytoniowy. Na podłodze leżały butelki po alkoholu, z których unosił się intensywny, drażniący zapach. — Uśmiechnąłem się. Amir pokręcił głową. — Pamiętam usta błądzące po skórze, oddech i uwielbiałem układać się wygodnie między jego nogami…
— Wychodzę.
Roześmiałem się.
— Zostań — rzekłem.
— A co tu tak wesoło? — spytała Julie, wchodząc do sali szpitalnej.
— Aaron opowiadał mi o… intymnych sprawach. Jeszcze chwila, zacząłby mówić o anatomicznej budowie Emanuela.
— Zawsze pamięta się swój pierwszy raz. — Julie mrugnęła. — Sex z Emanuelem na wycieczce to był twój pierwszy raz, prawda? — Skinąłem głową.
— Wychodzę — powiedział żartobliwie Amir.
— Nie udawaj takiego cnotliwego — burknęła przyjaciółka. — Poza tym to ty jesteś niezdecydowany w dobrze…
— Zamilcz — rzekł Amir.
— Nie wnikam, co się dzieje — skwitowałem.
— Pójdę po kawę — powiedział przyjaciel.
Kiedy opuścił pokój, Julie usiadła na łóżku. Zaczęła mi się przyglądać.
— Miałeś kogoś innego niż Emanuel? — spytała.
— Tak. Był cholernie przystojny rehabilitant. Często spotykałem go w szpitalu, gdy chodziłem na kontrole. — Zamyśliłem się. — Wysoki o czarnym spojrzeniu. Gęstych, ciemnych włosach, które zawsze były nonszalancko ułożone. Miał lekki zarost, a w języku kolczyk.
— Brzmi nieźle.
— Rozczaruje cię, Julie. — Uśmiechnąłem się pod nosem. — Zwróciłem na niego uwagę, bo miał podobny głos do Emanuela — wyznałem. — Potem poznałem Ivo. Pracował w warsztacie, do którego rodzice zaprowadzali samochód. Kiedyś w upał odstawił auto, więc mama z grzeczności zaproponowała mu lemoniadę. — Popatrzyłem w stronę drzwi. — Mama pomyślała, że ten blondyn o niebieskim spojrzeniu może naprawić moje serce. — Spojrzałem na przyjaciółkę. — Było kilka randek, a jednak skończyło się na przyjaźni, kilku siniakach na tyłku i takiemu wrażeniu, że w jego spojrzeniu było coś znajomego.
— A Brandon?
— W ogóle nie jest podobny do Emanuela — oznajmiłem, spoglądając w okno.
— Co ci się w nim podoba? — spytała.
— W kim? A, w Brandonie. — Zacząłem się zastanawiać. Trwało to dłuższą chwilę. — Jest poukładany oraz zabawny. Sympatyczny i miły. Świetnie gotuje. Ma ładny kolor oczu.
— Poważnie? — Złapała mnie za dłoń. — Co ci się spodobało w Emanuelu?
— Moja miłość… Ta bliskość i to ciepło. To uczucie było dla mnie czymś więcej niż czystym uczuciem, brudnymi myślami, niewinną miłością czy dziką namiętnością. — Posmutniałem. — Nigdy wcześniej i nigdy później nie doświadczyłem takiego uczucia, a nawet nie chciałem. Zresztą wiedziałem, że on zawsze będzie dla mnie wyjątkowy bez względu na poniesione straty.
Obudził mnie odgłos zamykane okna. To było takie ostre i stanowcze, że wzdrygnąłem się na ten dźwięk. Otworzyłem oczy. Zobaczyłem siadającego na krześle Brandona.
— Dzień dobry. — Uśmiechnął się. — Pielęgniarka poinformowała lekarza, że mało jesz, więc ten zalecił kilka wlewów wzmacniających. — Patrzyłem na niego. — Musisz jeść. Nie chce, aby twoja mama pomyślała, że przez te kilka dni nie opiekowałem się tobą. — Zamilkł. — Powiesz, że zgrywałeś bohatera przed dawną miłością.
— Nigdy nie pytałem cię o mężczyznę, który zostawił po sobie tak głęboki ślad w sercu. — Położył dłoń na moim ramieniu. Ścisnął. — Emanuel spotka się z moim kuzynem, Connorem. To on ciągnie go na dno. — Odwróciłem od niego wzrok. — Skorzystam z toalety. Zaraz wracam.
Leżałem i wpatrywałem się w sufit do momentu, gdy poczułem pikantną świeżość imbiru mieszaną ze słodkimi owocami i głębią oceanu. Kiedy usłyszałem zbliżające się kroki, otarłem pospiesznie twarz, po której spłynęła łza.
— Jak się czujesz? — spytał. Spojrzałem na niego. Oparł się o ścianę, skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — Aaron jak się czujesz? — Popatrzył na mnie miodowobrązowym spojrzeniem.
— Dziękuję, lepiej. — Miał poważny wyraz twarzy. — Emanuel, myślałeś o tym, co ostatnio się wydarzyło?
— Nie.
— A o tym, co przytrafiło się kilka lat temu? — Pokręcił głową. — Ja dużo myślę o tym, co się wydarzyło…
— Zapomnij — wtrącił. Usiadł na łóżku. Położył dłoń niedaleko mojej ręki. — Myślę, że gdybym tylko wspominał, trzymał się kurczowo wydarzeń, w których… Znienawidziłbym siebie i ciebie za to, że się nam przytrafiła miłość.
Emanuel
Podszedłem do niego, kiedy został sam. Otaczał nas jedynie wianuszek ludzi zajętych rozmową na temat przygotowań do ślubu Gracjana z Sarą.
— Czy kiedykolwiek myślałeś o mnie? — spytałem Aarona.
— Nie. — Westchnął.
— Czy kiedykolwiek za mną tęskniłeś?
— Nie. — Popatrzył na mnie, przybliżył się.
— To dobrze — powiedziałem.
Nagle rozległy się oklaski. Aaron spojrzał w stronę wejścia. Właśnie podążała w kierunku gości rudowłosa piękność z moim mało przystojnym przyjacielem. Wykorzystałem ten moment. Bacznie go obserwowałem. W końcu postanowiłem odejść, ale on złapał mnie za nadgarstek. Spojrzałem na to bezpretensjonalne zachowanie z uśmiechem.
— Tak?
— Z resztą to nieważne, Emanuel — stwierdził.Rozdział 2
Emanuel
Spostrzegłem, jak złapał za poręcz krzesełka. Przysiadł się do stolika. Przez dłuższą chwilę przyglądał się mojej twarzy, aż w końcu opuścił głowę. Wstałem.
— Zostań, proszę.
— Aaron nie czuję takiej potrzeby, aby zostać. — Spojrzałem na przygarbioną postać.
— Nie? — Podniósł głowę, zobaczyłem zaszklone spojrzenie. — Nie widzieliśmy się długi czas.
— Uważam, że to za krótki czas na ponowne spotkanie po tym, jak mnie potraktowałeś — stwierdziłem w pełni świadom swoich słów.
— Wiesz, zastanawiałem się, co mnie ominęło w twoim życiu? Czy kiedykolwiek tęskniłeś za domem? — spytał.
— Nienawidzę cię — wyznałem, a on zamarł.
— Może tak miało być.
— Być może — rzekłem. Aaron znajdował się na wyciągnięcie ręki. — To zrozumiałe, nasza podróż musiała dobiec końca, gdy miliony gwiazd spadło z nieba w moją najciemniejszą głębię ludzkiego serca i umysłu, który jest tak popsuty. To, co tam dostrzegłeś, wcale nie było ładne. Jest niepokojące, zachmurzone, grzeszne i samotne. Jest tam tak zimno i ponuro, że nie chce się tam zostać. — Patrzył na mnie, a ja kontynuowałem: — Z resztą nie wiem, jak nazwać to, co mi zrobiłeś? Odtrąciłeś, odszedłeś czy porzuciłeś? A może zdeptałeś moją miłość. Na początku czułem żal, a potem złość i wstręt, aż pozostała nienawiść.
— Nienawiść?
— Mogę cię o coś prosić, Aaron? — spytałem. Skinął głową. — Rozmawiajmy, tylko tu i teraz. Potraktujmy się z szacunkiem. Poświęćmy sobie tyle czasu ile to konieczne.
Zamierzałem odejść. Złapał mnie za nadgarstek. Trzymał mocno. To było do niego niepodobne. Ta siła.
— Zostań, proszę.
Wyszarpnąłem się. Odszedłem.
Kiedy przechodziłem przez salę bawiących się ludzi, poczułem dotyk dłoni układanych na moich ramionach. Był ciepły i pewny. Czułem, jak palce zaciskają się, wzmacniając uścisk. Odwróciłem się. To był Michael.
— Nie wychodź, zostań. — Uśmiechnął się.
— Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza — oznajmiłem.
— Aż tak trudne było to spotkanie? — Przysunął się do mnie. Nie wiem dlaczego, ale się roześmiałem. — Przyznaj, że nadal nie pogodziłeś się z porażką.
— Porażką? — spytałem.
— Tak. Nie wychodź. — Złapał mnie za dłoń. — Nie zastanawiaj się nad tamtym miejscem, nad niczym i nad nikim. Nikomu w tej chwili nie poświęcaj czasu, w swoim umyśle ani tym bardziej sercu.
Zostałem. Nawet dołączyłem z nim do tańczących ludzi. To było takie głupie i śmieszne zachowywać się w ten sam sposób. Miło było przez ułamek sekundy nie myśleć o tamtym miejscu, o tamtym człowieku. Spojrzałem na Michaela. Tańczył jak szalony, rzucał nogami i machał rękoma nie w tak muzyki. Wyglądał na szczęśliwego. Coś tak banalnego, jak dźwięki i otaczający go ludzie sprawili, że czuł się dobrze. Uśmiechnąłem się, patrząc na tego młodego mężczyznę, a kiedy pokręciłem głową, zobaczyłem przypadkowo rozmawiającego Aarona w towarzystwie Amira oraz Gracjana.
Kiedy znalazłem się na zewnątrz, zobaczyłem, jak w spokojnym jeziorze odbijał się księżyc. Podszedłem zobaczyć z bliska ten piękny widok. Jezioro otaczały stare, szumiące drzewa. Wyglądały ponuro, majestatycznie. Zbliżyłem się do jednego z nich, oparłem dłoń, zamknąłem oczy. Westchnąłem.
— Duszno się zrobiło tam w środku — oznajmił Aaron, kiedy odwróciłem się, aby spojrzeć za siebie. — Wyszedłem, bo zakręciło mi się w głowie.
— Przepraszam. — Podszedł do nas Amir. — Muszę wam przerwać. Aaron, wołają cię z powrotem. Chcą, abyś zrobił zdjęcia.
— My po prostu rozmawialiśmy, tylko tu i teraz — powiedział, odchodząc.
Zostałem sam na sam z jego przyjacielem.
— Nie przejmuj się, nie zamierzam zbliżać się do Aarona.
— On udaje, że nie tęskni, a jednak cholernie mu cię brakuje. Nie wiem, dlaczego wmówił sobie, że bez niego będzie ci lepiej. Powtarza, że jest twoim przekleństwem oraz grzechem. — Amir popatrzył na księżyc. — Nawet w wirze pracy, znalezieniu nowego hobby, czytaniu setki książek, spotykaniu się w weekendy z przyjaciółmi. — Zamilkł. — Wy zawsze jakoś tak lubiliście trochę soli i pieprzu, mleka i miodu. Zawsze dodawaliście czegoś do tych waszych ran. I tak z czasem zastanawiałem się, kiedy to wszystko się zabliźni. — Uśmiechnął się. — Pójdę już.
— Jakie ma hobby?
— Skończył kurs fotografii. — Popatrzył na mnie. — Pierwsze, co postanowił sfotografować to twoje opuszczone mieszkanie.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
Wróciłem na przyjęcie. W pomieszczeniu panowała spokojniejsza atmosfera. Było mniej ludzi. Ci, którzy zostali, odpoczywali na kanapach lub zajadali się przekąskami. Omiotłem spojrzeniem salę. Bardzo szybko dostrzegłem Aarona, który kopał rozproszone na podłodze balony. Nawet ruszyłem w jego stronę. Po chwili zawróciłem. Oparłem się o ścianę.
— Ach ten chłopak nic się nie zmienił — szepnąłem, pocierając dłonią kark.
_Wiesz, zastanawiałem się, co mnie ominęło w twoim życiu? Czy kiedykolwiek tęskniłeś za domem? —_ pomyślałem o jego słowach_._
_— _Tym razem inaczej cierpiałem. — Wpatrywałem się w Aarona.
— Nie mów sam do siebie, bo pomyśle, że oszalałeś — powiedział Gracjan, poklepując mnie po plecach.
— Myślę, że kiedyś i tak zwariuje.
— Przez niego? — spytał.
— Płakałem i krzyczałem. — Uśmiechnąłem się żałośnie. — Myślałem, że tym całym bólem się uduszę. Byłem taki zmęczony. Wiesz, jak cholernie bolało uświadomić sobie, że trzeba będzie się z nim pożegnać.
— Mówiłem ci przecież, że nie możesz dać się zamknąć w przeszłości, jeśli chcesz żyć i czuć. Niech to ma wreszcie sens, a nie tylko jest ciągłymi niewykorzystanymi szansami. Może sama miłość nie wystarczyła. Było potrzebne coś więcej.
— Czym jest to coś więcej? — Spojrzałem na przyjaciela. — Mam tyle pęknięć. Pęknięcie za pęknięciem, aż została nienawiść, gniew i ta miłość. W miłości nie mogę już mieszkać. Gniew i nienawiść, nie daje rady jej opanować. Pojawia się ta głupia nadzieja, że coś się zmieni, ale to nigdy nie następuje.
— To wszystko przerodziło się w pieprzony masochizm — wyznał Gracjan.
— Tak, zgadzam się, że to pewien rodzaj masochizmu. Wiem, że nigdy nic się nie zmieni. Niestety, uwielbiam wspominać — oświadczyłem, a on szturchnął mnie.
— Pierdolnięty jesteś, wiesz?
— Tak, wiem — odpowiedziałem.
Obaj głośno się roześmialiśmy.
Zamknąłem za sobą drzwi pokoju. Wyciągnąłem z kieszeni telefon. Popatrzyłem na ekran. Kilka nieodebranych połączeń od detektywa Louisa i Greya.
_Jutro się z nimi skontaktuję_ — pomyślałem.
Ściągnąłem koszulkę. Zamierzałem wziąć prysznic. Chciałem, aby ta woda obmyła moje ciało po tym dzisiejszym trudnym dniu. Wspomniałem tamto miejsce i tamtego człowieka:
_— Dzisiaj był trudny dzień — powiedział, patrząc w morze._
_— Chcesz o tym porozmawiać? — spytałem._
_— Nie — odpowiedział. — Nie wydaje mi się, bym chciało tym rozmawiać._
Wyszedłem z łazienki.
_To nie będzie wcale takie łatwe przechodzić obok ciebie obojętnie, kiedy w tej popsutej głowie jest tyle wspomnień o tobie_ — pomyślałem.
Pukanie do drzwi przerwało moje głośne myślenie. Podszedłem, kiedy je uchyliłem, zobaczyłem pijanego Michaela.
— Chce ci się spać? — spytał. Pokręciłem z uśmiechem głową. — To dobrze. — Wyciągnął zza pleców butelkę alkoholu.
— Masz nadal ochotę na…
— Dziś tak często się uśmiechasz — wtrącił. — Wygląda to na szczery oraz niewymuszony gest. Wydaje mi się, czy coś się w tobie zmieniło? — Nie pozwolił mi odpowiedzieć. — Częściej się uśmiechasz niż tamten Emanuel, którego znałem jakiś czas temu.
Nie pociągnęliśmy dalej rozmowy, bo się zakołysał. Zareagowałem. Przytrzymałem jego ciało. Spostrzegłem kątem oka, jak całą sytuację obserwuje Aaron. Zatrzymał się chwilę wcześniej, widząc nas razem.
— Wejdź — rzekłem.
Zamknąłem za nim drzwi. Michael wtedy szybko i dość krótko mnie pocałował.
— Zawsze chciałem to zrobić — szepnął.
— W ten sposób? — spytałem. Położył dłoń na moim nagim torsie. — Nawet nie poczułem smaku twoich ust.
— Czy to była zachęta, Emanuelu?
— Odbierz to, jak chcesz — odpowiedziałem.
— Chciałbym zostać z tobą… na noc.
Cały czas patrząc mi w oczy, przesuwał dłoń w dół. Kiedy złapał za pasek spodni, zaczął się nim bawić. Leniwie go odpiął. Potem jego ręka wylądowała na moim podbrzuszu. Po chwili zjechał niżej. Subtelnie wsunął ją pod tkaninę. Poczułem ciepły dotyk. Delikatnie sunął się to w dół, to w górę przy tym nie odrywał ode mnie wzroku. Wpatrywałem się w niebieskie spojrzenie. Michael sięgnął do moich ust. Rozchyliłem wargi. To zaproszenie pozwoliło mu na większą pewność. Pocałunek był przyjemny, a jednak postanowiłem się odsunąć. Przytrzymał mnie ustami. Chciał przedłużyć tę chwilę. Pozwoliłem mu jeszcze na pieszczotę. Kiedy w końcu się odsunąłem, spojrzałem na niego, wyglądał na rozczarowanego.
— Nie było przyjemnie? — Ponownie chciał mnie pocałować, dlatego zasłoniłem dłonią usta. — Daj się pocałować jeszcze raz. — Pokręciłem głową. — Co mam zrobić, żebyś się zgodził?
Wzruszyłem ramionami. Przyznaję, podobało mi się to przekomarzanie.
— Dobrze. Nie to nie. — Zabrał dłoń z mojego krocza. — Tak, bardzo mi się podobasz. Chciałbym się z tobą kochać. Wiem, że byłoby niesamowicie w objęciach kogoś takiego jak ty.
Odsunąłem minimalnie dłoń.
— Takiego jak ja? — spytałem.
— Chcę cię pocałować, ale nie muszę w usta. — Uśmiechnął się do mnie.
Przybliżył się. Przysunął twarz do twarzy. Dotknął skóry palcami. Najbardziej skupił się na pieszczocie szyi. Mimowolnie wygiąłem ciało w łuk, ułatwiając mu dostęp. Jego dotyk przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze. Zatrzymał dłoń przy obojczyku.
— Lubię cię — szepnął, patrząc mi w oczy.
Potem polizał przeciągle każde miejsce, które wcześniej dotknął. Uchwyciłem go za ramiona. Przywarłem jego ciało do ściany.
— Jesteś pijany.
— W czym to przeszkadza? Wiem, co robię — oznajmił. — Nie zachowuj się, jakbyś nie miał ochoty na bliskość drugiego człowieka.
Tym razem to ja go pocałowałem. Pocałunek był namiętny, ale bardziej z jego strony. W końcu przestałem myśleć. Poddałem się pieszczocie. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę łóżka.
Wyszedłem na taras. Powietrze tutaj tak wcześnie było przyjemnie chłodne. Zaciągnąłem się nim.
— Musisz z nią zostać. — Usłyszałem głos dochodzący obok. Spojrzałem w tamtą stronę, zobaczyłem Aarona. Stał do mnie tyłem. Przyglądałem się niezmiennie tej samej postaci. — Musisz powiedzieć jej, że ta historia nie kończy się słowami: ”Żyli długo i szczęśliwie”. Tak bywa. Nie jest im dane iść tą samą drogą, bo niestety życie zechciało napisać im inny scenariusz. I kiedy zaczyna się dziać inaczej, niż byśmy chcieli, wówczas próbujemy przypomnieć sobie, kiedy to wszystko się zaczęło. A zaczęło się wcześniej, niż nam się wydaje, dużo wcześniej. Opóźnianie końca tej miłości nie przyniesie nic dobrego. Niech zakończy ten związek, póki ma dobre serce i czysty umysł. Niech ratuje siebie, bo on od początku był stracony.
Po tych słowach się odwrócił. Popatrzył na mnie. Nie odwróciłem się, mój wzrok nie przestał wpatrywać się w jego brązowe oczy. Dopiero jak upiłem łyk kawy, postanowiłem opuścić miejsce, w którym się znajdowałem. Miejsce, w którym nagle poczułem się niekomfortowo. Brakowało mi powietrza, choć było go tu pod dostatkiem. Moje serce też bezmyślnie szalało pod skórą, waliło może tak samo głośno, jak powoli zaczęły hałasować ptaki na gałęziach drzew.
Rozłączył się.
— Nie powinienem.
— Co nie powinieneś? — spytał Aaron. Napiłem się kawy. — Emanuel, co nie powinieneś?
Dostrzegłem, jak jaśnieją mu oczy. Zarumienił się, a kąciki ust wykrzywiają się w uśmiech.
— Nie powinien tak szybko wychodzić z łóżka — oświadczył Michael, podchodząc do mnie okryty prześcieradłem.
Po chwili zrobił to, sięgnął moich ust. Pocałował mnie. Następnie złapał za rękę i pociągnął do pokoju.Rozdział 3
Aaron
Stałem na podeście z pochyloną głową. Wpatrywałem się w głębie jeziora. Nie dostrzegałem dna. Może przez tę pochmurną pogodę i unoszącą się mgłę. Zresztą to, co chciałem dostrzec było zaciemnione i tak bardzo brudne.
— Aaron!
Zobaczyłem przyjaciela. Niedaleko niego spacerowali Gracjan w towarzystwie Emanuela. Ruszyłem się z miejsca. Zauważyłem ze strony podążającego za nimi Michaela gest. Sięgnął za skrawek twojego materiału. Trzymał go mocno. Spojrzałem na twoją twarz i wtedy nie wiem, jak do tego doszło. Po prostu zrobiłem dość niefortunny krok. Chwila nieuwagi. Zahaczyłem o wystający kołek, który służył do cumowania łódek. To spowodowało, że straciłem równowagę.
— Aaron! — Usłyszałem krzyk Amira.
Popatrzyłem w jego stronę, gdy zacząłem spadać. Emanuel spojrzał na mnie. Następnie już bezwiednie opadłem w głębiny jeziora. Poczułem wodę w ustach i niesamowity ciężar na klatce piersiowej. Przestałem chaotycznie machać dłońmi. Poddałem się temu, co mogło się za chwilę wydarzyć.
_Nie mogę znieść świadomości, że cierpiałeś, nadal cierpisz, a ja nic nie mogę z tym zrobić. Nie mogę zabrać części tego ciężaru, chociaż bardzo bym chciał —_ pomyślałem, zamykając oczy.
Ocknąłem się w pokoju. Podciągnąłem się. Oparłem o zagłówek łóżka. Kiedy syknąłem z bólu, zbliżyli się do mnie przyjaciele.
— Powinieneś bardziej uważać — powiedział Gracjan. — Doktorek, który tu był mówił, że wszystko jest dobrze. Jednak gdyby coś cię zabolało, dajesz znać i zabieramy cię do szpitala.
— Może damy mu odpocząć, co nie? — spytał Amir.
— Dobrze. Wychodzimy — rzekł Gracjan.
Przyjaciele opuścili pomieszczenie. Kiedy zostałem sam, ułożyłem się wygodnie na łóżku. Niespodziewanie zacząłem szlochać. Cicho pochlipywałem, wtedy niespodziewanie objęły mnie czyjeś duże ramiona. Czując ten uścisk, mój cichy szloch zaczął się nasilać, aż w końcu się rozpłakałem.
— Czemu płaczesz?
— Pewnie to dla ciebie kłopotliwa sytuacja. Czujesz się zmieszany. Możesz odejść. — Rozluźnił uścisk. Poczułem ogromny strach. — Zapomnij. Zostań ze mną — wydusiłem, podnosząc głowę do góry.
Emanuel popatrzył na mnie miodowobrązowym spojrzeniem. Nic nie powiedział, tylko ponownie mocno mnie objął. Wtuliłem się w niego. Przypomniałem sobie te wieczory, kiedy byliśmy razem. Potem chciałem zapomnieć o mnie i o tobie. Postanowiłem widzieć tylko ćmy i larwy, aromat mocnej kawy unoszącej się w czterech ścianach, dym tytoniowy, zmatowioną koszulę mającą ten zapach. Zostawiłeś to wszystko mnie.
— Myślę, że chciałbym cię nienawidzić.
— Ucisz się, Aaron.
— Chciałbym cię nienawidzić tak jak ty mnie.
— Powodzenia — burknął.
Nie ciągnąłem tej rozmowy. Przyłożyłem głowę do jego klatki piersiowej, zamknąłem oczy. Potem uchwyciłem w dłonie materiał jego koszulki.
Obudziłem się czując ciepło znajomego ciała. Otworzyłem niespiesznie oczy, wtedy zobaczyłem kątem oka, że mój policzek jest bezpiecznie schowany w jego dłoni. Powoli się przesunąłem. Miałem idealny widok na piękną twarz. Czas domalował mu kilka zmarszczek, a poza tym, nic się w nim nie zmieniło. Nadal był przystojny. Ciekawiło mnie jedno, czy nadal w jego spojrzeniu mogę dostrzec miłość. Odrobinę tamtego, uczucia czy może naprawdę mnie znienawidził, że odebrałem mu człowieczeństwo, kiedy zabił dla mnie.
— Napatrzyłeś się już? — spytał.
— Nie — odpowiedziałem, zasłaniając mu dłonią oczy.
— Co ty robisz?
— Moje wspomnienia o tobie są skamieniałe — wyznałem. — Kiedyś powiedziałem, że ty masz kawałek mojej duszy, a ja twojej i że osobno zawsze będziemy niekompletni. Bez względu na wszystko, ile czasu upłynie lub jak daleko od siebie będziemy, nasze dusze… niezmiennie będą smutne. — Westchnąłem.
— Przestań — rzekł.
— Cholera, nawet tęskniłem za bielą twoich zębów. — Uśmiechnąłem się.
— Przestań, bo wyjdę.
— Nie.
— To przestań — burknął.
— Nie bądź dla mnie opryskliwy, proszę.
Poczułem, że chciałbym go pocałować. Zasłonił usta, więc pocałowałem dłoń, która przysłoniła tę część. Chyba postanowiłem skorzystać z tej chwili. Najpierw przesunąłem usta od palców, aż do nadgarstka. Następnie mój policzek wrócił do początku. Moja twarz gładziła jego dłoń. Pojawiło się przyjemne, znajome ciepło. To była niezwykła intymność.
— Przestań — szepnął, odsuwając się ode mnie.
— Tak, twój głos to tylko echo.
— Przestań.
— Tak, twój uśmiech to tylko zatrzymana klatka w głowie.
— Przestań, do cholery.
— Już zawsze płyniesz w moich żyłach… Zdarzyła mi się raz miłość. Ty przytrafiłeś mi się raz i to na zawsze — powiedziałem patrząc, jak siada na łóżku. Sięgnął po buty. — Emanuel, spałeś z nim?
— Daruj sobie! — podniósł głos. Spojrzał na mnie ze złością. Nie dostrzegłem w jego oczach miłości. — Co chciałbyś usłyszeć?
— Prawdę.
— Najpierw twój zapach zaczął powoli znikać z mojej pościeli, ze skóry, aż w końcu zniknął całkowicie. Z każdym tygodniem coraz mozolniej było mi przywołać w pamięci to, jak wymawiałeś moje imię. — Patrzyłem na niego, a on starał się nie odwracać wzroku. — Zaraz potem zaczął się rozmazywać sposób w jaki mnie dotykałeś, nie wiem czy częściej wywoływał przyjemność, a może…
— Masz rację — wtrąciłem. — Za długo byłeś popsuty i… za często jesteś w kawałkach. — Uśmiechnąłem się. Starałem się też, aby drżenie głosu nie było tak słyszalne. Potem wydusiłem z siebie: — Tak, musisz w końcu poskładać swoje życie.
— Właśnie. Muszę je poskładać… bez ciebie.Rozdział 4
Emanuel
Skończyłem palić papierosa. Wyrzucając peta dostrzegłem, jak przez chwilę tlił się w nim żar.
— Aaron wyjechał — oznajmił Gracjan.
— I dobrze.
— To nie moja sprawa, ale widziałem ostatnio jak Michael nad ranem wychodził z twojego pokoju.
— Nie spałem z nim.
Popatrzyłem w stronę ścieżki. Teraz spaceruje tu kilka osób. Chociaż patrzę na nich, to widzę cię idącego z walizką w stronę czekającej taksówki. Zanim do niej wsiadłeś, zatrzymałeś się na moment. Nie odwróciłeś się, a jedynie popatrzyłeś w stronę jeziora. Z uśmiechem na twarzy przypomniałeś sobie naszą krótką rozmowę.
— Zostawię cię samego — rzekł przyjaciel, skinąłem głową.
_Wiesz, że wtedy chciałem. Wiesz, że teraz też chcę, wtedy czasu nie miałem, żeby się przełamać i powiedzieć ci: Kocham cię. Zabiłem człowieka. Chciałem przeżyć z tobą całe swoje życie. A potem cię straciłem. Nie wiedziałem, co począć, jak wrócić. Zresztą, gdzie miałem wrócić. Poza tym skończyliśmy ze sobą. Ty skończyłeś ze mną. Mimo wszystko czekam na twoje słowo_ — pomyślałem.
Udałem się na spacer. Szedłem i szedłem, aż spostrzegłem, że jestem w lesie. Odwróciłem się i zauważyłem piętrzące się drzewa, które zakrywały dość dobrze powrotną drogę do domu. Choć byłem tu pierwszy raz, nie wystraszyłem się, ale poczułem pewien dyskomfort. Popatrzyłem w górę. Drzewa nie wydawały się tak ogromne, jak wtedy gdy byłem przerażonym dzieckiem. No właśnie, wtedy.
_— Spłoszona zwierzyna zawsze biegnie w twoją stronę, w kierunku myśliwego. — Uśmiechnął się do mnie, położył dłoń na ramieniu. — Wówczas nadchodzi moment, w którym polowanie dobiega końca. Patrzysz w oczy przestraszonemu i bezbronnemu zwierzątku. Uderzasz w najważniejsze miejsce w serce, bo w umysł nie ma sensu, on szaleje, nie działa poprawnie. Serce. Ono trzeba zaatakować. To ten narząd każe nam trwać w tym, co dla nas najważniejsze w życiu. Każe nam przetrwać za wszelką cenę, a najgorsze jest, gdy zwierzę ma kogoś, kto na niego czeka. Pragnie wtedy wrócić do tych bezpiecznych ramion, ciepłych dłoni i ust składających na policzku pocałunek. Takie zwierzę trzeba zabić od razu, bo jest słabe. Rozumiesz?! — krzyknął, a ja wystraszyłem się, dlatego zrobiłem kilka kroków w tył. — Upolowaną zwierzynę układamy na gałęziach. Wleczemy w miejsce, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał. Oglądamy się za siebie i widzimy, jak próbuje wstać, ale jest za bardzo oszołomiona._
Pokręciłem głową.
— Grosik za twoje myśli. — Zobaczyłem stojącego na leśnej drodze Michaela. — O czym myślisz? — spytał.
— W tej chwili myślałem o ojcu.
— A w tamtej?
— O Aaronie.
— Mówisz prawdę. — Uśmiechnął się. — To sprawia, że czuję maleńkie ukłucie w sercu.
— Ucieczka od człowieka, którego się kochało, jest łatwa. To opuszczenie go jest cholernie trudne — wyznałem. — Nawet będąc w najgorszym stanie, upewniałem się, że jest tam, gdzieś obok mnie.
— Dlaczego się rozstaliście?
— Nie ponieśliśmy życiowego bagażu.
— To on się poddał nie ty, prawda? — Westchnąłem. — To musiało zaboleć, że ktoś, kogo kochasz, ucieka od ciebie, prawda? — Popatrzyłem w górę. Niebo było przysłonięte gałęziami. — Chciałbym, abyś powiedział mi o wszystkim, abym mógł ci pomóc. Nie odejdę tak jak Aaron — skwitował.
Spojrzałem na niego. Miał niebieski kolor oczu, który przypominał morze. Był miły i uprzejmy. Trochę sentymentalnym, wrażliwym młodym człowiekiem. Miał w sobie za mało powściągliwości. Szukał zbyt prędko i na siłę miłości w ludziach, którzy okazywali mu za dużo uwagi lub wykonali w jego kierunku cieplejszy gest. Przyznaję, lubiłem na niego patrzeć w tej kawiarni. Z przyjemnością z nim rozmawiałem, kiedy miałem gorsy czas, a i wydawało mi się, że dobrze czujemy się trochę ze sobą flirtując.
Wyciągnąłem paczkę papierosów z kieszeni spodni.
— Zanim powstanie papieros, do tytoniu dodaje się wiele aromatów. Na przykład sole powodują, że papieros stale się tli, a te inne konserwanty, jak cukier, poprawiają smak, a chyba gliceryna zachowuje świeżość tytoniu. — Patrzyłem na niego. On natomiast uważnie mnie słuchał. — Wchłanianie dymu zachodzi nie tylko w układzie oddechowym, ale także w przewodzie pokarmowym. Potem wszystko, co zawiera dym tytoniowy, przenika do krwiobiegu i rozprowadza się po całym organizmie. Jest wszędzie, we wszystkim.
— To jak trucizna — rzekł, podchodząc do mnie.
— Kiedyś mówiono, że to grzech, a to po prostu miłość — stwierdziłem.
— Chcesz już tak żyć?
— Naprawdę zadajesz za dużo pytań. — Uśmiechnąłem się do niego.
Zarzuciłem rękę. Przysunąłem go do swojej klatki piersiowej. Moje serce biło naturalnie, spokojnie, bez większych emocji. Kiedy tak szliśmy dłuższą chwilę, wpatrywałem się w coraz bardziej widoczne niebo. W końcu ujrzałem wyłaniający się zza drzew dom, przed którym stała gromadka ludzi. Spojrzałem w inną stronę, gdzie stał Amir i Gracjan w towarzystwie nieznajomego mężczyzny.
— Pójdę do nich — oznajmiłem kuzynowi Sary.
— Zanim odejdziesz, muszę cię o coś spytać. — Popatrzył na mnie zakłopotany. Nagle jego pewność siebie zniknęła. — Czy mógłbyś… Nie, czy chciałbyś się we mnie zakochać?
— Czasem zastanawiam się, czy mógłbym na siłę, na przekór i na krótką chwilę udawać silne uczucie do drugiego człowieka. — Zamyśliłem się. — Nie wydaje mi się, żebym był już do tego zdolny.
Podszedłem do przyjaciół. Stał przy nich nieznajomy, elegancki mężczyzna. Spojrzałem na Amira, który pospiesznie odwrócił wzrok.
— Jestem Brandon Evans. — Wyciągnął rękę w moją stronę.
— Emanuel Sierra. — Uścisnąłem jego dłoń. — Miło poznać.
— Wzajemnie.
Chwilę staliśmy w niezręcznej ciszy, którą przerwało pojawienie się Julie. Wzięła gościa pod rękę. Uśmiechnęła się do niego, a potem do pozostałych.
— Przepraszam za śmiałość. To twój chłopak, Julie? — spytałem.
— Nie. To chłopak Aarona.
— A, rozumiem.
Przypatrzyłem się wysokiemu szatynowi o zielonych oczach. Spostrzegłem kątem oka jak Gracjan i Amir przyglądają się mojej osobie. Jakie to miłe, że chcieli zadbać o mój komfort emocjonalny, zatajając tożsamość mężczyzny.
— Chodźmy do środka — powiedział Gracjan. — Odpoczniesz. Potem skontaktujesz się z Aaronem.
Przyjaciel odszedł w towarzystwie Julie oraz Brandona. Ich rozmowa była coraz mniej słyszalna. O dziwo został przy mnie Amir.
— Powinienem wam podziękować za tę chwilę niewiedzy. — Włożyłem ręce do kieszeni. Spojrzałem w górę i się uśmiechnąłem. — Jego pewnie bardziej lubisz — powiedziałem żartobliwie.
— Nie. — Poklepał mnie po plecach. Byłem zdziwiony jego przyjaznym nastawieniem. — Chodźmy do domu, Emanuel.
Mojej uwadze nie uszło, że spoglądał w kierunku partnera przyjaciela, a następnie lustrował wzrokiem Michaela. Amir pokręcił głową i odszedł bez słowa.Rozdział 5
Aaron
Wszedłem, choć nie chciałem. W pomieszczeniu znajdowali się wszyscy, a jednak dostrzegłem tylko Emanuela. Wpatrywał się w deszczową pogodę za oknem. Powinienem odwrócić od niego wzrok. Nie potrafiłem i chyba wcale nie chciałem. Jeszcze wczoraj błagałem go, aby wyznał mi swoje uczucia. Patrząc na niego, dotarło do mnie, że nadal jestem tym zakochanym dzieciakiem, a nie mężczyzną, który chce wziąć go za dłoń i stąd wyjść.
— Dobrze, że zawróciłeś — powiedział Brandon. Rzucił mi się na szyję. — Chciałem zrobić ci niespodziankę, dlatego przyjechałem bez uprzedzenia. Cieszysz się, kochanie?
— Tak — odpowiedziałem.
_To było kłamstwo_ — pomyślałem.
— Przynajmniej spędzimy kilka dni w cudownym miejscu. Wybaczcie nam, jeśli czasem się wymkniemy na krótki spacer. Prawda, Aaron?
— Tak. — Uśmiechnąłem się.
_Kolejne kłamstwo. Nie mam ochoty na spacer w twoim towarzystwie, gdy on tu jest_ — pomyślałem.
— Chciałbym go namówić na kupno takiego domku. Rozmawialiśmy o tym, prawda?
— Tak.
_Zapomniałem o wszystkim, o czym rozmawialiśmy, gdy zobaczyłem go pierwszego dnia po przyjeździe tutaj_ — pomyślałem.
Ukradkiem spojrzałem na Emanuela, wchodził właśnie po schodach. Chciałem odwrócić wzrok, ale przypadkiem zobaczyłem, jak podąża za nim Michael. Mój umysł i serce opanowała zazdrość.
— Może idźcie się rozpakować. Odpocznijcie, to był długi oraz męczący dzień — oznajmił Gracjan.
— A, właśnie, czemu wyjechałeś?
— Miałem mały wypadek nad jeziorem, dlatego postanowiłem wrócić do miasta. Spanikowałem — powiedziałem, a on pocałował mnie w policzek. — Stwierdziłem jednak, że powinienem wrócić.
— To może faktycznie pojedziemy do miasta. Niech zobaczy cię lekarz. Potem wrócimy — stwierdził Brandon.
— Dobry pomysł — rzekła Julie.
— To może jutro. Dziś się rozpadało — oznajmił Amir, wskazując na widok za oknem
— Zgadzam się z twoim przyjacielem. Pada, a na dodatek ten straszny wiatr. Przełóżcie to na jutro — powiedziała Sara, chwytając Gracjana pod ramię.
— Macie rację. Pójdziemy do pokoju, rozpakujemy się i zejdziemy — oświadczył Brandon.
— Jak się odświeżycie, to zejdźcie na kolację — zaproponowała kobieta.
Ruszyliśmy w stronę schodów.
Kiedy zamknąłem za sobą drzwi pokoju pospiesznie spytałem:
— Czemu przyjechałeś?
— Moja siostra stwierdziła, że o jeden raz za dużo poświęcam się dla niej — odpowiedział, rozpakowując walizkę. — Poza tym chciałem tu być z tobą. — Odwrócił się. — Wiesz, od kilku dni zachowujesz się dziwnie.
— Dziwnie? — spytałem.
— Tak, dziwnie. Nie rozmawiamy już ze sobą tyle, co kiedyś. Nie całujesz mnie na dzień dobry i do widzenia. Nie spacerujemy tyle, co przedtem. — Złapał mnie za rękę. — Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, Wydaje mi się, a raczej jestem pewien, że twoja zmiana dotyczy tego właśnie wyjazdu.
— Wymyślasz. — Puściłem jego dłoń. Usiadłem na łóżku. — Moje zachowanie dotyczy kiepskiego stanu…
— Nie wymyślaj — wtrącił. — Od początku nie chciałeś, abym tu z tobą przyjechał. Problemy sercowe mojej siostry są ci na rękę. To miejsce, a może osoba przebywająca tutaj tak na ciebie działa.
— Doszedłem do wniosku, że poszlibyśmy tylko na ślub. — Spojrzał na mnie. — Zwyczajnie… Czuję się źle po tym wypadku nad jeziorem. — Brandon usiadł obok. — Rodzice panny młodej i pana młodego oraz reszta gości w średnim wieku pojechali do hotelu, gdzie ma odbyć się ślub. Zostali młodzi, którzy chcą się bawić, a nie opiekować niezdarą.
— Tylko o to chodzi? — Ponownie złapał mnie za dłoń. Skinąłem głową. — Jesteś pewny, że chciałeś wyjechać ze względu na kiepskie samopoczucie?
— Tak, a o co mogło mi chodzić? — spytałem, rozdrażniony.
— Czuję pod skórą, że chodzi o coś innego, ale skoro nie chcesz, nie mów.
— Dajmy już spokój. — Wstałem. — Pójdę po herbatę. Przynieść ci?
— Tak.
— Z cytryną? — spytałem.
— Przecież wiesz, jaką pije, więc po co pytasz. — Uśmiechnął się.
_Chyba już nic o tobie nie wiem. Wydaje mi się, że to zbędne, aby w obliczu niego pamiętać o tobie_ — pomyślałem patrząc, jak rozpakowuje walizkę.
Przygotowywałem herbatę w kuchni. Czekając, spojrzałem na stół, na którym leżały talerze. Z zardzewiałego kranu leciała woda, a na drzwiach lodówki znajdowały się fotografie szczęśliwych ludzi. Na ten widok ogarnął mnie smutek. Wyciągnąłem rękę. Dotknąłem zdjęcia. Przymknąłem powieki, wtedy poczułem bliskość. Pospiesznie otworzyłem oczy, zobaczyłem przechodzącego Emanuela. Czajnik zaczął głośno gwizdać. Wyłączyłem go. Popatrzyłem w jego stronę. Stanął przy oknie. Był blady. Cholernie przystojny. Poza tym wydawał mi się taki odległy i nieosiągalny w tej chwili. Bez zahamowania poszedłem do niego.
— Co robisz? — spytałem. Nie odpowiedział. — Nie chcesz tu być, a może nie masz ochoty na mnie patrzeć?
— Może masz rację — burknął. — Przepraszam. Nie chciałem, aby to tak nieprzyjemnie zabrzmiało.
— Chyba chciałeś.
— Kiedyś pragnąłem każdego spotkania z tobą, teraz nie jestem tego pewny — wyznał, a bicie mojego serca osłabło. — Na początku tak bardzo tęskniłem za tobą, że na zegarku było jeszcze wczoraj. Nie chciałem zabierać głowy z poduszki, bo czułem na niej ciebie. Nawet nie wiesz, jak często budziłem się zlany potem, w gardle miałem sucho i szczypały oczy. — Westchnął. — Miewałem koszmary, w których mój anioł stróż spadł z nieba na ziemię. Połamał skrzydła, ciało popękało, a z tych szczelin popłynęła czarna maź, która po chwili zapłonęła. — Zerknął na mnie. Miał smutne spojrzenie. — Potem nastał czas, w którym widziałem twoją postać w każdym kącie mojego mieszkania. Spacerowałeś z kubkiem kawy, myłeś zęby w łazience, podlewałeś kwiaty na tarasie. To wszystko docierało do mnie tak cholernie powoli oraz bezlitośnie, że zaczynałem płakać…
— Emanuel.
— Znienawidziłem siebie za swoje uczucia i… postępowania. Wszystko się zmieniło, kiedy dotarło do mnie, że zrezygnowałeś… ze mnie. — Opuścił głowę, a ja wyciągnąłem rękę. — Poznałeś kogoś. To dobrze.
— Aaron! — Usłyszałem dobiegające z kuchni wołanie Brandona.
— Tak łatwo mnie zapomniałeś, a upierałeś się, że będziesz pamiętał — szepnął Emanuel.
Z moich oczu popłynęły łzy. Chciałem je otrzeć, a jednak on to zrobił. Dotknął mojej twarzy.
— Niech ci nie będzie mnie żal. Też któregoś dnia zapomnę o twojej miłości — powiedział, a ja mogłem spojrzeć w chłodne miodowobrązowe oczy.
Chciałem dotknąć jego dłoni, ale pojawił się Gracjan w towarzystwie Amira.
— Wiem, co chcieliście zrobić, ale z nas już nic nie będzie. — Emanuel uśmiechnął się do przyjaciół. — Tutaj jesteśmy! — krzyknął, a następnie odszedł.
— Nie mogłem doczekać się herbaty. — Spojrzałem na Brandona. — Zszedłem ci pomóc…
— Zaraz wracam — wtrąciłem.
— Dokąd idziesz? — spytał.
— Poczekajcie tu na mnie — powiedziałem i przyspieszyłem kroku.
— Aaron?!
— Poczekamy tu na ciebie przy gorącej herbacie — oznajmił Amir.
Powinienem był zapukać, ale postanowiłem wejść bez uprzedzenia. Kiedy to zrobiłem, zobaczyłem dwóch całujących się mężczyzn. Na własne oczy widziałem… To był najboleśniejszy widok, jaki doświadczyły moje oczy.
— Przepraszam. — Naprędce się odwróciłem.
— Nic się nie stało — rzekł Michael.
Opuściłem pokój. Zamknąłem za sobą drzwi. Mocno zacisnąłem szczęki. Bezgłośnie się roześmiałem. Potem ogarnął mnie przeraźliwy chłód.
Schodziłem na dół. Będąc na ostatnim schodku, usiadłem. Oparłem głowę o poręcz. Spojrzałem na roześmiane towarzystwo. Wziąłem głęboki wdech, a kiedy zrobiłem wydech, zacisnąłem mocno powieki, ocierając przy tym pospiesznie twarz ze smutku.
Rano obudził mnie widok pospiesznie ubierającego się Brandona. Przekręciłem się na drugą stronę. Nie chciałem dziś zwlec się za szybko z łóżka.
— Co się stało? — Przetarłem oczy.
— Poważnie się pytasz? Nie słyszałeś, że przez całą noc wiał silny wiatr? — Pokręciłem głową. — Pojadę z Gracjanem nawieś po najpotrzebniejsze rzeczy, bo wiatr wyrządził poważne szkody. To stary dom — rzekł. — Słuchasz mnie w ogóle? — Brandon usiadł na łóżku. — Sąsiad, który tu przyszedł, doradził nam powrót do miasta. Zapowiadają gorszą pogodę. Wiatr, deszcz oraz burze. Może być niebezpiecznie.
— Rozumiem.
— Idę — rzekł.
Poszedłem na balkon. Zobaczyłem jak obaj mężczyźni odjeżdżają. Pojechali. Poczułem ulgę, że nie musiałem znosić jego obecności ani minuty dłużej.
— Zejdź na śniadanie. — Usłyszałem głos, który wywołał szybsze bicie serca. Postanowiłem, że się nie odwrócę, choć chciałem. — Kazano mi po ciebie przyjść.
— Nie musiałeś. Poza tym nie jestem głodny. Ubiorę się i pójdę na spacer.
— W taką pogodę lepiej nie wychodzić z domu — zaczął mówić. — Z resztą niektórzy już wyjechali. Inni pakują się, bo nadciąga kolejne oberwanie pogody. Tylko tym razem o wiele silniejsze.
— Taka mnie myśl naszła z rana. — Odwróciłem się. Spojrzałem na piękną twarz. — Ile się już znamy?
— Zawsze wydawało mi się, że znam cię całe swoje życie, ale to taka popieprzona romantyczna regułka, którą mówią sobie zakochani ludzie. A szczerze nigdy mnie to nie zastanawiało.
— Byliśmy tam, tak? — spytałem. — Byliśmy razem w tej przeszłości. Ty i ja, prawda? — spytałem.
— Oczywiście, że tak.
— Jestem już dorosłym mężczyzną, a nadal mam wiarę tego zakochanego dzieciaka. — Uśmiechnąłem się. — Nadal mam tę nadzieję. — Zbliżyłem się do Emanuela. — Wiem, że cię zostawiłem. — Położyłem dłonie na jego ramionach. — Nie znasz powodu, dla którego odszedłem. Przyznaję… to był błąd. Gdy tylko cię, zobaczyłem po tej kilkumiesięcznej rozłące, zrozumiałem…
— Wiesz, tak dużo po nas w nas zostało. To tylko refleksja, smutek, strzępy miłości, ból i prawdziwe łzy. — Zsunął moje ręce ze swoich ramion. Zrobił to tak niedbale. Nie włożył w to żadnego wysiłku ani tym bardziej emocji. — Weź głęboki wdech i wydech. — Poklepał mnie po ramieniu. — Nas już nie ma. Ty tak zdecydowałeś. — Odsunął się. — Pójdę już. Może trzeba im pomóc. Ten wiatr, deszcz i…
— Przepraszam, że cię zostawiłem. Chcę, abyś wrócił… do mnie.
— Aaron… — Pokręcił głową.
— Dobrze, idź tak wolno, jak potrzebujesz, ale nie przestawaj, bo przecież kierunek jest ważniejszy niż prędkość.Rozdział 7
Aaron
— Nasze drogi krzyżowały się, wtedy lądowaliśmy w tanich pokojach hotelowych. Sprzątaczki były bardziej zajęte malowaniem paznokci niż sprzątaniem, dlatego unosił się w nich dym tytoniowy. Na podłodze leżały butelki po alkoholu, z których unosił się intensywny, drażniący zapach. — Uśmiechnąłem się. Amir pokręcił głową. — Pamiętam usta błądzące po skórze, oddech i uwielbiałem układać się wygodnie między jego nogami…
— Wychodzę.
Roześmiałem się.
— Zostań — rzekłem.
— A co tu tak wesoło? — spytała Julie, wchodząc do sali szpitalnej.
— Aaron opowiadał mi o… intymnych sprawach. Jeszcze chwila, zacząłby mówić o anatomicznej budowie Emanuela.
— Zawsze pamięta się swój pierwszy raz. — Julie mrugnęła. — Sex z Emanuelem na wycieczce to był twój pierwszy raz, prawda? — Skinąłem głową.
— Wychodzę — powiedział żartobliwie Amir.
— Nie udawaj takiego cnotliwego — burknęła przyjaciółka. — Poza tym to ty jesteś niezdecydowany w dobrze…
— Zamilcz — rzekł Amir.
— Nie wnikam, co się dzieje — skwitowałem.
— Pójdę po kawę — powiedział przyjaciel.
Kiedy opuścił pokój, Julie usiadła na łóżku. Zaczęła mi się przyglądać.
— Miałeś kogoś innego niż Emanuel? — spytała.
— Tak. Był cholernie przystojny rehabilitant. Często spotykałem go w szpitalu, gdy chodziłem na kontrole. — Zamyśliłem się. — Wysoki o czarnym spojrzeniu. Gęstych, ciemnych włosach, które zawsze były nonszalancko ułożone. Miał lekki zarost, a w języku kolczyk.
— Brzmi nieźle.
— Rozczaruje cię, Julie. — Uśmiechnąłem się pod nosem. — Zwróciłem na niego uwagę, bo miał podobny głos do Emanuela — wyznałem. — Potem poznałem Ivo. Pracował w warsztacie, do którego rodzice zaprowadzali samochód. Kiedyś w upał odstawił auto, więc mama z grzeczności zaproponowała mu lemoniadę. — Popatrzyłem w stronę drzwi. — Mama pomyślała, że ten blondyn o niebieskim spojrzeniu może naprawić moje serce. — Spojrzałem na przyjaciółkę. — Było kilka randek, a jednak skończyło się na przyjaźni, kilku siniakach na tyłku i takiemu wrażeniu, że w jego spojrzeniu było coś znajomego.
— A Brandon?
— W ogóle nie jest podobny do Emanuela — oznajmiłem, spoglądając w okno.
— Co ci się w nim podoba? — spytała.
— W kim? A, w Brandonie. — Zacząłem się zastanawiać. Trwało to dłuższą chwilę. — Jest poukładany oraz zabawny. Sympatyczny i miły. Świetnie gotuje. Ma ładny kolor oczu.
— Poważnie? — Złapała mnie za dłoń. — Co ci się spodobało w Emanuelu?
— Moja miłość… Ta bliskość i to ciepło. To uczucie było dla mnie czymś więcej niż czystym uczuciem, brudnymi myślami, niewinną miłością czy dziką namiętnością. — Posmutniałem. — Nigdy wcześniej i nigdy później nie doświadczyłem takiego uczucia, a nawet nie chciałem. Zresztą wiedziałem, że on zawsze będzie dla mnie wyjątkowy bez względu na poniesione straty.
Obudził mnie odgłos zamykane okna. To było takie ostre i stanowcze, że wzdrygnąłem się na ten dźwięk. Otworzyłem oczy. Zobaczyłem siadającego na krześle Brandona.
— Dzień dobry. — Uśmiechnął się. — Pielęgniarka poinformowała lekarza, że mało jesz, więc ten zalecił kilka wlewów wzmacniających. — Patrzyłem na niego. — Musisz jeść. Nie chce, aby twoja mama pomyślała, że przez te kilka dni nie opiekowałem się tobą. — Zamilkł. — Powiesz, że zgrywałeś bohatera przed dawną miłością.
— Nigdy nie pytałem cię o mężczyznę, który zostawił po sobie tak głęboki ślad w sercu. — Położył dłoń na moim ramieniu. Ścisnął. — Emanuel spotka się z moim kuzynem, Connorem. To on ciągnie go na dno. — Odwróciłem od niego wzrok. — Skorzystam z toalety. Zaraz wracam.
Leżałem i wpatrywałem się w sufit do momentu, gdy poczułem pikantną świeżość imbiru mieszaną ze słodkimi owocami i głębią oceanu. Kiedy usłyszałem zbliżające się kroki, otarłem pospiesznie twarz, po której spłynęła łza.
— Jak się czujesz? — spytał. Spojrzałem na niego. Oparł się o ścianę, skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — Aaron jak się czujesz? — Popatrzył na mnie miodowobrązowym spojrzeniem.
— Dziękuję, lepiej. — Miał poważny wyraz twarzy. — Emanuel, myślałeś o tym, co ostatnio się wydarzyło?
— Nie.
— A o tym, co przytrafiło się kilka lat temu? — Pokręcił głową. — Ja dużo myślę o tym, co się wydarzyło…
— Zapomnij — wtrącił. Usiadł na łóżku. Położył dłoń niedaleko mojej ręki. — Myślę, że gdybym tylko wspominał, trzymał się kurczowo wydarzeń, w których… Znienawidziłbym siebie i ciebie za to, że się nam przytrafiła miłość.
więcej..