- W empik go
Pamiętnik młodego ekonomisty - ebook
Pamiętnik młodego ekonomisty - ebook
„Pamiętnik młodego ekonomisty” to burzliwe związki.
„Spotkałem Monikę w windzie. Stała z tulipanem w dłoni, a ja przypomniałem sobie, że przecież dzisiaj jest Dzień Kobiet. Postanowiłem zignorować ten socjalistyczny przeżytek, co przyszło mi całkiem łatwo z powodu braku kwiatka oraz funduszy na ewentualny jego zakup.
– Sie masz – rzuciłem i spokojnie zacząłem obgryzać paznokcie.
Chciałem okazać w ten sposób całkowity brak zainteresowania jej osobą. Znowu na mnie spojrzała, jak kiedyś, z litością – a ja miałem olbrzymią satysfakcję. Niech cierpi, skoro wybrała innego.”
Realistyczne opisy ciężkiej pracy.
„Zaczynam wdrażać się coraz bardziej w rytm pracy naszego biura. Karta zegarowa – winda – czajnik – filiżanka kawy – gazeta – WC – pogawędki z paniami – WC – szklanka zimnej wody z powodu pani Eli – druga szklanka zimnej wody – drugie śniadanie – monolog pana Rysia – wizyta kierownika – szklanka herbaty – winda – karta zegarowa. Nie da się ukryć, że sporo się dzieje w ciągu dnia.”
I wreszcie kochająca matka.
„Trwaliśmy w takim bezruchu chyba wieczność, przynajmniej tak mi się zdawało, bo przez cały ten czas zastanawiałem się, w którą stronę pójdzie wybuch mojej mamy. Kogo zaatakuje i jak? Musiał nastąpić atak, bo moja mama nigdy tak długo nie milczała i teraz miliony skumulowanych słów i zdań musiały kłębić się w jej głowie w jakimś szaleńczym tańcu.
– Czy ja mogę… – zaczęła spokojnie, ale głos uwiązł jej w gardle. Odchrząknęła i ponowiła pytanie: – Czy mogę prosić o filiżankę melisy?”
To jedna z najbardziej dowcipnych książek w ostatnich latach. Komentarze głównego bohatera, dzięki swojej naiwności, odkrywają przed czytelnikiem prawdę o nas samych. Dzięki niezliczonym podtekstom i aluzjom to jedna z tych powieści, które można czytać wiele razy. Podobno nigdy się nie nudzi. A przecież to dopiero pierwszą część.
Patronat medialny
TwojaKultura.pl
Paweł Dub
Urodzony wiosną, ekonomista z wykształcenia. Po studiach trafia do korporacji, gdzie uczy się rozwijać najgorsze instynkty. Niestety, okazuje się niezbyt pojętnym uczniem, ale ma jedną ważną zaletę - naiwność. To dzięki niej udaje mu się skutecznie omijać pułapki zastawiane przez przyjaciół oraz wrogów, którzy nierzadko zamieniają się rolami. Jednocześnie, aby zrozumieć otaczający go świat notuje ważniejsze myśli i spostrzeżenia w formie pamiętnika, którego pierwsze fragmenty stają się jego debiutancką książką.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-071-2 |
Rozmiar pliku: | 640 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Trochę to bez sensu, że wstęp piszę na końcu, a w zamian za to umieszczam go na początku. Dlaczego? Przez te kilka miesięcy zmądrzałem i już wiem, że to żaden wstyd przyznać się do błędu. Tak więc naprawiam moją opowieść kończąc ją powyższymi i poniższymi słowami.
Przejdę od razu do rzeczy, aby nie zanudzać czytelników. Niektóre postacie mają swój pierwowzór w rzeczywistości. Mam nadzieję, że żadna z tych osób nie zgłosi się do mnie z roszczeniami finansowymi – bo kto dobrowolnie przyzna się, że jest niezbyt rozgarnięty? Gdyby jednak ktoś próbował oskarżyć mnie o zniesławienie, uprzedzam, że z całym uporem potwierdzę, iż właśnie jego miałem na myśli. Oczywiście, o ile to faktycznie będzie pierwowzór, a nie jakiś megaloman, któremu wydaje się, że zasłużył na poświęcenie mu kart mojego pamiętnika.
TYDZIEŃ I. 4-8 STYCZNIA
Poniedziałek. Pierwszy dzień w pracy
Jest czwartego stycznia i właśnie podjąłem pierwszą pracę – w wieku dwudziestu ośmiu lat, a więc bezpośrednio po ukończeniu studiów ekonomicznych. Punktualnie o ósmej rano podpisałem umowę na trzy miesiące. Ten uroczysty akt odbył się w gabinecie kadrowej. Przepraszam – pani dyrektor personalnej. Mała, chuda kobieta w wieku około pięćdziesięciu pięciu lat i około pięciu miesięcy. Była miła, chociaż trochę dziwnie szczerzyła zęby, kiedy się uśmiechała. Najgorsze zdawało się to, że krzesło, na którym kazała mi usiąść, trochę skrzypiało. Po każdym skrzypnięciu pani dyrektor musiała podnosić na mnie wzrok, a ja czułem, że bardzo jej przeszkadzam w pracy.
– No, doświadczenia zbyt wielkiego to pan nie ma – powiedziała w końcu.
– Bo ja właśnie... Dopiero wczoraj odebrałem dyplom – odpowiedziałem odważnie.
– No widzę, widzę, gruntownie pan studiował. Tyle lat...
– Starałem się, jak mogłem... – wypowiadając te słowa, ściszałem głos, mając nadzieję na zakończenie tematu.
– Zdaje się, że pana największą kwalifikacją jest to, że prezes nieopatrznie podpisał umowę z pana uczelnią i niestety musimy co roku zatrudniać absolwenta z pana szkoły. Nie wiem, dlaczego akurat pana do nas skierowali. – Kadrowa podniosła wzrok.
Nie odważyłem się spojrzeć w jej oczy. Oczywiście, że na studiach nie byłem orłem. Zresztą żaden normalny mężczyzna nie powinien ani dobrze tańczyć, ani dobrze się uczyć. Tak zawsze mówił mój stryj Roman, marynarz żeglugi śródlądowej. Był wysoki, postawny i miał tubalny głos. Moja mama go nie lubiła i pewnie dlatego wszystko leciało jej z rąk, kiedy tata zapraszał brata na obiad.
Idąc do mojego nowego pokoju nagle zdałem sobie sprawę, że pomimo dziewięciu lat nauki na renomowanej uczelni – nic nie umiem. Na miejscu okazało się, że czeka na mnie zestaw biurowy i krzesło. Biurko będzie jutro.
Wtorek. Obowiązkowe szkolenia
Rozglądam się po pokoju. Doceniam fakt nieposiadania biurka. Dzięki temu udało mi się dostrzec na podłodze trzy spinacze i dwie pinezki. Wiem też, gdzie chowają się małe, szare myszki. Pod koniec dnia odbyłem obowiązkowe szkolenie u inspektora BHP i PPOŻ, który zapoznał mnie z zasadami prawidłowego mycia rąk. Postanowiłem wykorzystać okazję i potrzymać gaśnice w rękach, ale pan inspektor powiedział, że ma je zamknięte w szafie, a klucze od niej trzyma w domu, bo tak jest bezpieczniej.
Środa. Wreszcie mam swoje miejsce
Okazuje się, że wcale nie siedzę sam w pokoju. Przyszły trzy panie i jeden pan. Po prostu byli na obiedzie. Są bardzo mili. Zaproponowali, żebym usiadł w kącie za szafą, to nikt nie będzie mnie trącał przy wchodzeniu do pokoju. Biurka jeszcze nie mam. Zresztą w moim kąciku i tak by się nie zmieściło.
Czwartek. Pierwsze samodzielne zadanie
Przyszedł kierownik i dał mi pierwszą samodzielną pracę. Mam zaparzyć pięć kaw i trzy herbaty. Zaraz, zaraz! – a może dwie kawy i sześć herbat? Jako zdolny i logicznie myślący pracownik postanowiłem przygotować wszystkie możliwe kombinacje kaw i herbat. Okazało się, że potrzebuję do tego siedemdziesięciu dwóch szklanek – niestety, dysponowałem tylko ośmioma. Idę z czterema kawami i czterema herbatami z duszą na ramieniu do pokoju kierownika. Drzwi zamknięte. Czekam pod nimi dwie godziny i w końcu o dwudziestej trzeciej wychodzę do domu, zostawiając napoje pod drzwiami. W domu nie mogę usnąć. Martwię się czy nie wystygną te kawy i herbaty do rana.
Piątek. Pierwsza ocena przełożonego
Zajrzał mój kierownik. Spodnie i buty ma poplamione kawą. Jego czerwona twarz wskazuje, że chyba te kawy jednak nie wystygły, a on zbyt szybko je wypił. Popatrzył na mnie i chciał coś powiedzieć, ale machnął tylko ręką. Pewnie ma poparzony język i dlatego nie może mówić. Trochę mnie to zdenerwowało i na wszelki wypadek do końca dnia siedzę nieruchomo na krześle. Może nikt mnie nie zauważy.
TYDZIEŃ II. 11-15 STYCZNIA
Poniedziałek. Pozorne zrozumienie
Wreszcie zrozumiałem do czego służy ta sztywna kartka w kratkę. Okazuje się, że trzeba ją włożyć do zegara na dole, zarówno wchodząc jak i wychodząc z pracy. Zapytałem pana Rysia – już wiem, jak ma na imię ten pan od trzech pań. Stwierdził, żebym się nie przejmował zegarem i wpisał godziny odręcznie. Kiedy zacząłem wpisywać, nagle zaczął krzyczeć, że przeze mnie wszyscy wpadną i że będzie chryja. Nie wiem, o co mu chodzi. Na wszelki wypadek odłożyłem kartę i długopis i cichutko wymknąłem się do toalety.
Wtorek. Oczywiste nadgodziny
Dzisiaj byłem wcześniej w pracy. Pani Jadzia – jedna z pań od pana Rysia – wytłumaczyła mi, że zapomniałem wpisać nadgodziny i dlatego pan Rysio na mnie krzyczał. Długo zastanawiałem się nad tym i nadal nie rozumiem, o co chodzi z tymi nadgodzinami. Chyba pójdę do kadr i tam wszystko wyjaśnię.
Środa. Jak można uszczęśliwić kadrową?
Rano odwiedziłem kadrową, którą zapytałem o sposób posługiwania się kartą. Starałem się popisać moją znajomością regulaminu i powtórzyłem jej wszystko, co usłyszałem od pana Rysia i pani Jadzi. Pani kadrowa, wyraźnie zadowolona, zapytała mnie tylko czy powtórzę to u prezesa, a ja zadowolony z siebie powiedziałem, że tak. No i miałem kolejny temat do przemyśleń – dlaczego prezes nie zna regulaminu?
Czwartek. Ostracyzm
Pan Rysio miał rację – jest chryja. Okazało się, że wszystko pomieszałem i pan Rysio musiał przed prezesem i kadrową wszystko prostować. Wcale nie dopisują sobie nadgodzin i odbijają karty, również wychodząc w ciągu dnia do fryzjera czy po zakupy. Do końca dnia nikt się do mnie nie odzywał. Pewnie się boją, że znowu coś źle zrozumiem.
Piątek. Coś mocniejszego
Podeszła do mnie pani Ala i powiedziała, że jak przyniosę coś mocniejszego do picia i zakąskę, to pan Rysio przestanie się na mnie gniewać. Ucieszyłem się i nie czekając, wyskoczyłem do sklepu. Przy wyjściu miałem drobny dylemat, co zrobić z kartą, ale kiedy okazało się, że zostawiłem ją w pokoju, przestałem się martwić o czas pracy. Kiedy wracałem z zakupami, spotkałem kadrową. Zapytała mnie co niosę w siatce, a ja w tajemnicy wyjaśniłem jej, że muszę przeprosić pana Rysia.
TYDZIEŃ III. 18-22 STYCZNIA
Poniedziałek. Na dobrej drodze
Jest chryja. Pan Rysio podobno dostał naganę i n>awet na mnie nie patrzy, nie mówiąc o odzywaniu się. Burczał coś o jakimś durnym małolacie. Nie martwi mnie to, bo chyba awansowałem w oczach koleżanek, które mówią, że jestem człowiekiem kadrowej. Zdaje się, że powoli zaczynam rozumieć na czym polega praca biurowa. Wystarczy znać odpowiednie osoby w firmie i wtedy na wszystko można sobie pozwolić. Jestem na dobrej drodze.
Wtorek. Nie ma to jak rutyna
Pan Rysio wciąż burczy.
Środa. Smutne konsekwencje
Pani Ela – ta trzecia od pana Rysia – powiedziała, że jak tak dalej pójdzie, to będą musiały trochę popracować. Pozostałe panie smutno potakiwały głowami i prawie ze łzami w oczach patrzyły w moją stronę. Nie pomyliły się – po południu przyszedł kierownik i kazał nam przygotować zestawienia dla GUS-u. Próbowałem rozszyfrować ten skrót, ale sam nie dałem rady. Zapytałem pana Rysia, ale on chyba wciąż jest na mnie zły, bo nie odezwał się ani słowem.
Czwartek. Świński interes
Zestawienia trafiły do kosza, bo pan Rysio powiedział, że nikt się nie będzie nim wysługiwał. Przesiedziałem cały dzień za biurkiem, przysłuchując się rozmowom koleżanek z pokoju. Szkoda, że nie studiowałem medycyny, bo mógłbym skorzystać z ich korepetycji. Pod koniec dnia przyszedł do nas pan Zenek, który pilnuje samochodów na parkingu. Pytał, czy ktoś zamawia mięso, bo dzisiaj po pracy będzie ubijał świnię. Panie szybko spisały zamówienie, ale pan Zenek powiedział, że ubija tylko jedną świnię, więc mają się opamiętać, bo jeszcze kilka pokojów musi obejść.
Piątek. Odwet
Po drodze do pracy znowu kupiłem coś mocniejszego do picia i zakąskę, żeby przeprosić pana Rysia. Niestety, pan Rysio wciąż tylko burczał. Schowałem butelkę do szafki i powoli jadłem zakąskę, kiedy nagle koło południa przyszedł kierownik po zestawienia. Po te, które pan Rysio wyrzucił do kosza. Wreszcie wiem, co znaczy zemsta! Pan Rysio powiedział, że wyrzuciłem zestawienia do kosza, mówiąc, że człowiek kadrowej może wszystko. Kierownik wyszedł, trzaskając drzwiami, a ja na wszelki wypadek nic nie mówiłem, bo bałem się, że znowu coś pokręcę. Zresztą z pełnymi ustami i tak nie dałbym rady nic powiedzieć.
TYDZIEŃ IV. 25-29 STYCZNIA
Poniedziałek. Dobijające olśnienie
W sobotę, w Mega Przebojach Telewizyjnych, siedemnasty raz obejrzałem „Tajemnicę mojego sukcesu”. Wreszcie, zrozumiałem o czym jest ten film i teraz, podobnie jak bohater, postanowiłem zrobić karierę. Na początek, zabrałem się za wkuwanie regulaminu organizacyjnego, żeby poznać wszystkie tajne akta. Zacząłem od stanowisk: prezes, dyrektor, kierownik działu, z-ca kierownika działu, specjalista, rzeczoznawca i stażysta. Żałuję, że zacząłem to czytać, bo okazało się, że jestem na samym dnie hierarchii.
Wtorek. Permanentny impotent
Przyszedł pan Władzio – nasz zaopatrzeniowiec. Podobno uratował pana Rysia przed zwolnieniem, bo prezesowi wyczerpał się wkład w długopisie, a pan Władzio celowo opóźnił dostawę nowego. Potem długo jeszcze opowiadali sobie różne rzeczy o prezesie, ale nie wszystko byłem w stanie zrozumieć. Co> to znaczy permanentny impotent?
Środa. Koszty pracy
Teraz czytam różne zarządzenia i wytyczne. Nie sądziłem, że tak dokładnie są opisane zadania naszego działu. W ogólnie nie sądziłem, że nasz dział ma jakieś zadania. Na wszelki wypadek o nic nie pytałem, żeby nie denerwować pana Rysia. Wydarzyło się coś jeszcze – bardzo ważnego. Odwiedził nas sam pan dyrektor i zapowiedział redukcje. Mówił coś o konieczności zmniejszania kosztów pracy, ale to chyba nie dotyczy naszego działu, bo u nas mało kto pracuje.
Czwartek. Popsuty rynek pracy
Okazuje się, że mówiąc o kosztach pracy, pan dyrektor miał na myśli nasze pensje i chce zwolnić jedną osobę z naszego działu. Pan Rysio wyraził opinię, że tacy jak ja tylko psują rynek pracy, bo przychodzą i od razu włażą za marne pieniądze w du... kadrowej. Czuję się coraz gorzej w moim pokoju. Całe szczęście, że Pani Ela ma duży biust. Jak sobie tak na nią patrzę, to od razu humor mi się poprawia.
Piątek. Rosnące szanse
Mimo wszystko atmosfera jest gęsta. Wszyscy boimy się zwolnienia z pracy. Ja niby mogę się nie bać, bo jak to powiedział pan Rysio, w historii tej firmy nie wyleciał żaden kretyn, tylko porządni ludzie, więc niby mam szansę zostać. Zastanawia mnie tylko, w jaki sposób pan Rysio pracuje tutaj już ponad dwadzieścia lat?