- W empik go
Pamiętnik nastolatki 6 - ebook
Pamiętnik nastolatki 6 - ebook
Znów są wakacje. Sądziłam, że nastanie czas błogiego lenistwa w moim życiu, ale gdzie tam! Wewnętrzne rozterki i ciągłe intrygi nie dają mi spokoju. Maksym w szpitalu. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie chodził. Koło mnie znów zaczyna się kręcić Bartosz. Na horyzoncie pojawia się też Jeremi. I te dwie kosmiczne intrygantki - Kamila i Aleksandra. Czy uda im się skutecznie wetknąć kij w mrowisko mojego życia. Czy zdołam wreszcie jakoś sensownie to wszystko poukładać? Czy kiedykolwiek będę na tyle dorosła, żeby wiedzieć czego ja sama chcę?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7569-506-9 |
Rozmiar pliku: | 12 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wypadek na motocyklu. Krew, dużo krwi. Zerwany łańcuszek leży na drodze. Szpital. Maksym. Ja wypowiadająca wciąż te same słowa: „Jesteś największą miłością mojego życia! Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie ani teraz, ani za 20 lat. Słyszysz, wariacie?”.
Ten obrazek prześladował mnie każdego dnia. Zrywałam się w nocy z krzykiem, myśląc że wydarzyło się to zaledwie kilka sekund temu. Potem budziła się we mnie nadzieja, że był to tylko zły sen, że nie wydarzyło się to naprawdę, że Maksym zaraz przyjdzie, przytuli mnie mocno, delikatnie dotknie mojej twarzy i powie: „Kocham cię”, a ja będę się wpatrywała w jego wielkie, niebieskie oczy. On wtedy zapyta: „Aż tak bardzo ci się podobam?”. A potem uśmiechnie się szelmowsko. Rety, jak bardzo brakowało mi jego zadziornego uśmiechu i tej lekkiej zarozumiałości.
– Jeśli myślisz, że kiedykolwiek wsiądę do samolotu i polecę z tobą do Nowego Jorku, to się grubo mylisz – powiedziałam kiedyś.
– A ja myślę, że jeśli naprawdę mnie kochasz, to pójdziesz ze mną na koniec świata – uśmiechnął się łobuzersko. – A ja wiem, że mnie kochasz – puścił do mnie oko, a ja szturchnęłam go łokciem w bok.
Nic już nie będzie takie jak przedtem. Maksym zaraz po wypadku przeszedł operację. Z tego, co tata mówi, to na tej jednej się nie skończy. Nigdy mi tego nie wybaczy! Gdyby nie mój głupi upór, gdybym nie wspomniała wtedy o Bartoszu, być może nic by się nie stało. Aleksandra wyszła z tego wypadku prawie bez szwanku. Potłuczona, ze złamaną nogą. Inni motocykliści podobnie. W ciężkim stanie jest jeszcze tylko jeden chłopak. Gdy zobaczyłam ją dwa dni później w szpitalu z nogą w gipsie, odważyłam się wejść do jej sali.
– Cześć – powiedziałam cicho.
– Po co tu przyszłaś? – rzuciła ostro w moją stronę. – Do Maksyma i tak cię nie wpuszczą. Jest po operacji, na intensywnej terapii. Poza tym nie jesteś rodziną.
– Wiem – szepnęłam. – Miałam jednak nadzieję, że uda mi się go zobaczyć.
– Trzeba było myśleć wcześniej – wycedziła przez zaciśnięte usta. – Maksym jest doświadczonym motocyklistą. Wie, jak radzić sobie w takich sytuacjach. Ja puściłam motor, a on nie. Wpakował się w sam środek karambolu. Nie mogę uwierzyć w to, co zrobił. Mamy solidne kombinezony. Naprawdę są w stanie nas ochronić. A nawet jakby nie, to mamy dzięki nim większą szansę, aby wyjść z wypadku cało. Jak myślisz – była wyraźnie zła – dlaczego on nie puścił motocykla?
– Nie mam pojęcia – szepnęłam.
– To ja ci powiem! – prawie krzyknęła. – Nie puścił, bo zamiast o akcji i o własnym bezpieczeństwie myślał o kłótni z tobą. To przez ciebie on jest w takim stanie! Gdyby nie ta twoja dziecinada, być może miałby połamane żebra, nogę, rękę, ale nie walczyłby teraz o życie!
Słuchałam tych słów i najchętniej uciekłabym stamtąd, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Słowa Aleksandry bolały, tak jakby ktoś rzucał we mnie rozgrzanymi do czerwoności kamieniami. Wiedziałam, że ma rację! Wiedziałam. Przecież w ten sam sposób myślałam. To stało się przeze mnie i przez tę kłótnię na kilka minut przed tym, gdy Maksym odjechał. Jednak nikt do tej pory nie powiedział mi tego prosto w twarz. Zrobiła to dopiero ona. Właściwie wykrzyczała.
– No i co tak stoisz ze spuszczoną głową?! – dobiegł do mnie jej głos. – Jesteś najgorszą rzeczą, jaka go w życiu spotkała! Tyle pięknych i mądrych dziewczyn chodzi po tym świecie, a on musiał się zakochać właśnie w tobie?! To jego życiowy pech!
– Ja też go kocham i to bardzo – wykrztusiłam z siebie.
– Nie wiesz, co to miłość! Nie masz o niej zielonego pojęcia! Wydaje ci się, że go kochasz, a to dwie różne sprawy! Wiesz co?! Najlepiej zniknij z jego życia teraz! Żeby nigdy już cię nie zobaczył! Żeby nigdy przez ciebie już nie cierpiał!
– Zamierzam naprawić swoje błędy i więcej ich nie powtórzyć – wypowiadanie słów przychodziło mi z ogromną trudnością.
– Naprawić swoje błędy?! – zaśmiała się ironicznie. – Wiesz co ci powiem?! – sarkazm nie znikał z jej twarzy. – Ty jesteś gówniarą, a nie dziewczyną poważnie myślącą o przyszłości z Maksymem. Zwykłą smarkulą. On nie takiej dziewczyny potrzebuje. Jest za poważny na zabawę w miłość. Maksym szukał prawdziwego uczucia i, niestety, nie znalazł go przy tobie. Zresztą, wynoś się stąd! Daj nam wszystkim spokój!
– Aleksandro, rozumiem twoje rozgoryczenie, ale uspokój się. To nie pomoże Maksymowi – usłyszałam za plecami głos taty. – A w ogóle, dzień dobry. Jak się czujesz?
– Dzień dobry – odparła. – Ja? – spojrzała na mnie z nienawiścią. – Ja to akurat czuję się dobrze.
– Przyniosłem dla ciebie owoce, soki i czekoladę, żebyś się wzmocniła – powiedział spokojnie i położył na stoliczku obok łóżka.
– Dziękuję, nie trzeba było – odparła surowym, ale już spokojnym tonem. – Wie pan, co z Maksymem?
– Niewiele. Do sali mnie nie wpuścili, ale po operacji wykonali szereg badań i teraz czekają na wyniki.
– A jak on się czuje? Wiadomo, w jakim jest stanie? Nie tylko fizycznym, ale i psychicznym? – Aleksandra zaczęła normalnie rozmawiać z moim tatą, traktując mnie jak powietrze.
– Odkąd obudził się po operacji, nie chce z nikim rozmawiać. Lekarz mówi, że dużo śpi, ale to dobrze, bo potrzebuje odpoczynku. Będzie miał konsultację psychologiczną – wyjaśnił.
– Jutro przylatuje ze Stanów ojciec Maksyma – powiedziała Aleksandra. – Wiem od lekarza.
– To, prawda. Rozmawiam z nim prawie codziennie przez telefon. Dopytuje się o stan zdrowia nie tylko Maksyma, ale i twój, Aleksandro. Prosił, aby cię serdecznie pozdrowić.
– Podziękuję mu jutro osobiście – odpowiedziała.
Jeszcze o czymś chwilę rozmawiali, ale wyszłam na korytarz. Tata, mój tata, któremu bezgranicznie ufałam, rozmawiał z ojcem Maksyma i nie wspomniał mi o tym ani słowem? Zawiodłam się. Poczułam się oszukana. I jeszcze na dodatek jutro przylatuje do Polski. Właściwie nie wiem, dlaczego mnie to zaskoczyło? Normalnie powinnam się dziwić, że jeszcze go tu nie ma. Teraz jednak myślałam zupełnie innymi kategoriami. Ojciec Maksyma jawił się w moim umyśle jako wróg, kolejna osoba, która będzie mnie nienawidziła za to, co się stało. Czy w ogóle pozwolą mi się zobaczyć z Maksymem? Czy jego ojciec i Aleksandra dopuszczą mnie do niego?
2 lipca
Przepłakałam całą noc. Chyba dopiero nad ranem udało mi się zasnąć, ale może tylko na godzinkę albo dwie. Gdy tata wszedł do pokoju, musiałam wyglądać okropnie. Zresztą od płaczu bardzo bolała mnie głowa. Usiadł koło mnie na łóżku i próbował mnie pogłaskać, ale szybko się odsunęłam.
– Co się stało? – zapytał.
– Nic – wzruszyłam ramionami.
– Przecież widzę.
– Byłeś świadkiem tego, co wykrzykiwała Aleksandra i pytasz, co się stało?! – podniosłam głos. – Poza tym ufałam ci, a ty mnie oszukałeś!
– Ja? – prawie zbladł. – Nigdy w życiu cię nie oszukałem.
– Wiedziałeś o przyjeździe taty Maksyma. Szkoda tylko, że nic mi o tym nie powiedziałeś – wycedziłam ironicznie i nagle się rozpłakałam. Zupełnie nie umiałam zapanować nad emocjami. Przechodziłam ze skrajności w skrajność. Straciłam nad nimi kontrolę.
– Natalia – powiedział ciepło. – Wiem, że jest ci bardzo ciężko, ale ta sytuacja z Aleksandrą czy rozmowy telefoniczne nie są teraz istotne. Kluczowe jest to, czy Maksym... – zawahał się – wyzdrowieje, czy będzie sprawny, czy będzie mógł chodzić. I myślałem, że dla ciebie to jest właśnie najważniejsze. Nie chciałem cię dodatkowo obciążać pobocznymi sprawami. Gdybyś zapytała, powiedziałbym ci prawdę.
– Tato! – zawołałam. – Co ty w ogóle wygadujesz?! Kocham go tak bardzo, że jest to dla mnie oczywiste, że wyzdrowieje i będzie chodził!
– Natalia, nie zachowuj się jak dziecko, proszę – pogładził mnie po policzku. – Czy równie mocno będziesz go kochała, gdy się okaże, że nigdy nie wróci do dawnej sprawności?! Przemyśl to sobie, proszę – cmoknął mnie w czoło.
– Nie chcę nawet o tym słyszeć! – krzyknęłam.
Nie kontynuował tematu, tylko patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Milczał dłuższą chwilę, a potem dodał:
– A co do Aleksandry, zrozum ją. W tej chwili jest rozgoryczona. Daj jej po prostu więcej czasu.
– A to, że ja myślę dokładnie tak samo jak ona, też cię nic nie obchodzi? – spytałam, patrząc mu poważnie w oczy.
– Bardzo mnie to obchodzi, córeczko. Teraz jednak musimy się wszyscy wziąć w garść i myśleć o teraźniejszości i przyszłości. Czasu nie cofniesz i niczego już nie zmienisz.
– Ale wszyscy myślicie, że to moja wina! – zawołałam. – Wiem o tym! Mama odzywa się do mnie wyłącznie dyplomatycznie. Zuzka po wypadku mnie zwymyślała, a ty ani razu nie powiedziałeś, że nie ma w tym mojej winy! – byłam rozżalona.
– One też to bardzo przeżywają. Mają się śmiać po tym wszystkim i tryskać radością? Zastanów się. Każdy to przeżywa na swój własny sposób. Ty też, Natalia. Wszyscy potrzebujemy czasu, żeby to sobie poukładać – westchnął głęboko. – A co do winy, to ja myślę, że tu jest winien splot różnych okoliczności. Tak się to wszystko fatalnie ułożyło.
Łzy znów pociekły mi ciurkiem po policzkach i zaczęły spływać do gardła. Bolała każda rozmowa na ten temat, ale w tym bólu ostatnie słowa ojca przyniosły mi ulgę.
– Za niecałe dwie godziny jadę na lotnisko odebrać tatę Maksyma – powiedział ojciec, wychodząc. – Chcesz pojechać ze mną?
– Tato! Oszalałeś? On musi mnie nienawidzić! Pewnie tak jak wszyscy uważa, że to moja wina.
– Powiedziałem ci już, co o tym sądzę. Nie ukrywam jednak, że tata Maksyma stwierdził, że mu bardzo przykro z waszego braku porozumienia w kwestii tych motocykli. Najważniejsze jednak w tej chwili jest dla niego zdrowie Maksyma – dodał i wyszedł.
– Ja cię nie ogarniam! – w drzwiach stanęła Zuzka.
– Jeśli zamierzasz mnie krytykować, wyjdź stąd. Sama nie najlepiej o sobie myślę.
– Nie o to mi chodzi! – była wyraźnie zła. – Po prostu przestań się przejmować tym, co o tobie wszyscy myślą i mówią. Oni za ciebie życia nie przeżyją.
– Wiem – westchnęłam – wszystko to wiem, ale czasem nie potrafię. Nie masz pojęcia, jak się czułam, gdy Aleksandra wywaliła mi wszystko, co o mnie myśli. Ty też tak uważasz?
– Nawrzeszczałam na ciebie wtedy po wypadku, ale to wszystko było w emocjach – powiedziała poważnie. – Tak wtedy czułam. Teraz zaczynam łapać do tego dystans i myślę raczej tak jak tata, że był to tragiczny zbieg okoliczności. Na dobrą sprawę, to nie twoja wina, że zachowałaś się tak, a nie inaczej.
– Co masz na myśli? – przerwałam.
– „To nie magiczna osiemnastka sprawia, że stajemy się dorośli, ale doświadczenia z naszego życia” – odparła popularnym cytatem krążącym po internecie.
– Uważasz tak jak Aleksandra? Że czasem zachowuję się jak gówniara? – spojrzałam jej prosto w oczy.
– Tak – odpowiedziała szczerze – ale masz do tego prawo. Ja też zachowuję się czasem jak idiotka, a nie jak myślący człowiek. Wszyscy popełniamy błędy. Przecież to na nich się uczymy.
– Zuzka, ale mało kto popełnia błędy, które mogą pozbawić kogoś życia. A ja właśnie taki popełniłam.
Nic nie odpowiedziała. Stała tak w drzwiach, patrząc na mnie smutnymi oczami. Potem podeszła, przytuliła mnie mocno i – nic nie mówiąc – opuściła mój pokój. Poczułam, że w tej chwili stała mi się szczególnie bliska. Nie ściemniała, że nie ma w tym w ogóle mojej winy. Po prostu pokazała mi, że jest ze mną w tym trudnym czasie i że mogę na nią liczyć.
3 lipca
Nie spodziewałam się, że tata przywiezie ojca Maksyma do naszego domu. Nie miałam pojęcia! Zatelefonował wczoraj ze szpitala.
– Jesteśmy u Maksyma. Za jakąś godzinę będziemy w domu. Nie chcę, by Piotr po tym wszystkim został sam. Przygotujcie z Zuzą obiad, żeby czymś poczęstować naszego gościa. Mama pewnie zostawiła coś w lodówce.
W tej chwili strach poraził mnie bardziej, niż przepływ prądu elektrycznego. Stałam w kuchni i nie mogłam się ruszyć z miejsca.
– Co się stało? – Zuza pojawiła się na wprost mnie. – Co się stało? – chciała koniecznie wiedzieć.
– Za godzinę będzie tu tata Maksyma – wykrztusiłam po dłuższej chwili milczenia.
– No i co dalej?
– Nie rozumiesz?! On mnie zabije!
– A jak się czuje Maksym? – spytała złośliwie.
– Nie bądź świnią – byłam teraz na nią naprawdę wściekła. – Chciałam na spokojnie wypytać tatę, gdy wróci. Przecież wiesz, że nikogo do tej pory nie chcieli wpuścić. Tylko nasz tata rozmawiał z lekarzami. Myślałam, że zawiezie ojca Maksyma do szpitala, dowie się czegoś i wróci do domu. Nie miałam pojęcia, że przyjadą razem.
– Sorki, siostra! Czasem mnie ponosi – przyznała Zuza. – Po prostu zgadzam się z tatą, że Maksym jest w całej tej sytuacji najważniejszy, nie Aleksandra i jego ojciec. Czasem wydaje mi się, że ja w takiej chwili siedziałabym ciągle pod szpitalnymi drzwiami.
Zrobiło mi się przykro. Bardzo, bardzo smutno. W czasie operacji nie ruszyłam się ze szpitala nawet na krok, ale był tam też Witosz, Zuza, moi rodzice i babcia Maksyma. Lekarze powiedzieli, że operacja się udała, ale więcej będą wiedzieć, gdy wykonają szereg dodatkowych badań i z pewnością na tej jednej się nie skończy. Oświadczyli także, że musi dużo odpoczywać i że nikogo spoza rodziny nie wpuszczą. Na chwilę do sali pooperacyjnej weszła tylko jego babcia. Znajomi i przyjaciele mieli szansę odwiedzić go dopiero wtedy, gdy poczuje się lepiej. Więc kim ja byłam? Przyjaciółką? Znajomą? Koleżanką? Jaki ten świat jest okrutny! W jednej sekundzie uświadomiłam sobie, jak przykre i bolesne jest zetknięcie się z brutalną rzeczywistością. Bo niewątpliwie cała ta szpitalna rzeczywistość była brutalna. Przecież Maksym mówił, że jestem miłością jego życia. Byłam jego dziewczyną. Kochałam go! W sytuacji krytycznej okazywało się jednak, że jestem wyłącznie „kimś spoza rodziny”.
– Co znów rozkminiasz?! – Zuza pomachała mi przed twarzą. – Heloł! Jestem tutaj.
Powiedziałam jej, o czym myślałam.
– Maksym potrzebuje dużo odpoczynku, więc chcą ograniczyć wizyty do minimum. Przecież jego babcię wpuścili tylko na chwilkę, a jest z rodziny – Zuzka próbowała mnie pocieszać.
Jej słowa sprawiły, że nagle coś sobie przypomniałam i po raz kolejny, świat stanął w miejscu.
– Zuza, Zuza – dukałam. – Tata powiedział Aleksandrze, że Maksym jest w dołku psychicznym i nie chce z nikim rozmawiać. To znaczy, że ze mną też nie chce, w przeciwnym wypadku lekarze pewnie by mnie wpuścili.
– Natka, nie myśl o tym, proszę. Musimy wszyscy poczekać, aż on poczuje się lepiej. Dopiero wtedy wszystko się wyjaśni. Ogarnij się i idź do sklepu, bo mama przygotowała zupę i pieczeń, ale nie ma ani jednego ziemniaka. Trzeba też kupić coś na surówkę.
– Dzięki, że mnie sprowadzasz na ziemię. Mama zostawiła kasę na zakupy?
– Tak, leży na stole – pokazała palcem. – Obudź się, dziewczyno!
Wzięłam pieniądze i wyszłam z domu. Pomyślałam, że Zuzie łatwo mówić, żebym się wzięła w garść. Z każdej strony atakowały mnie myśli, że jestem kimś spoza rodziny, że Maksym nie chce ze mną rozmawiać, że Aleksandra mnie nienawidzi, że Piotr Górski lada moment mi wszystko wygarnie, a najgorszą z nich była ta, że wszystko to stało się przeze mnie. Raz mój świat stawał, innym razem wirował, ale bez względu na to, co robił, czynił to w smutnych barwach.
Uporałam się z zakupami i wróciłam szybko do domu. Zuza zdążyła już nakryć do stołu, więc zaczęłam obierać ziemniaki. Spojrzałam na zegarek. Niedługo powinni być! Jak ja mu spojrzę w oczy? Co mam powiedzieć? Jak on zareaguje na mój widok? Dawno nie miałam tak ściśniętego żołądka ze strachu. Serce, gdyby mogło, wyskoczyłoby mi z klatki piersiowej! Biło głośno i szybko.
– Zuza! – w całej tej panice wpadł mi do głowy pomysł. – Ja się stąd zmywam. Powiedz tacie, że... – przerwałam, szukając dobrego usprawiedliwienia. – Powiedz, że babcia się gorzej poczuła i musiałam do niej iść albo wymyśl coś lepszego. Nie mogę się teraz spotkać z ojcem Maksyma. Rozumiesz? Nie dam rady!
– Nigdzie nie pójdziesz! – zawołała. – Dociera to do ciebie?! Stawisz temu czoła!
– Boję się! Nie dam rady! Nie teraz! – powtarzałam jak w amoku. – Nie dam rady! – szybko zaczęłam zakładać trampki na nogi i skierowałam się w stronę drzwi.
– Jesteś tchórzem! – zawołała. – Stój! – próbowała mnie zatrzymać, ale wyszarpnęłam się jej i zaczęłam zbiegać po schodach. Znalazłam się na podwórku i szybkim krokiem zaczęłam iść w stronę Odry. Myślałam tylko o tym, się by znaleźć jak najdalej od domu, by nikogo po drodze nie spotkać. Chciałam być sama! Nie wiedziałam, co będzie później, ale w tej chwili nie mogłam się widzieć z ojcem Maksyma. Jeśli spotkał się z Aleksandrą w szpitalu, to na pewno przedstawiła mu swoją wersję wydarzeń!