- W empik go
Pamiętnik nastolatki 8. Julia - ebook
Pamiętnik nastolatki 8. Julia - ebook
Witajcie!
Mam na imię Julia i chodzę do pierwszej klasy gimnazjum. Poznałam tutaj cudownego chłopaka – Filipa. Mówię wam, to miłość od pierwszego wejrzenia! Nie wszystko jednak jest takie piękne. Okazało się bowiem, że jestem bardzo poważnie chora…
- Czy nasza miłość wytrzyma tę próbę?
- Czy uda mi się wygrać z chorobą?
- Dlaczego to wszystko przytrafiło się właśnie MNIE!?
Aha…Zapomniałam wam jeszcze powiedzieć, że wielkim wsparciem dla mnie jest znana wam już moja kuzynka Natka i jej narzeczony Maksym.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7569-526-7 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ma na imię Filip. Tak przynajmniej powiedziała mi Gabi. Chodzi do klasy koszykarskiej i jest niesamowicie przystojny – blondyn o niebieskich oczach i starannie wystylizowanej fryzurce. Wciąż o nim myślę, tylko nie wiem, jak go poznać. Ostatnio uzmysłowiłam sobie, że najważniejszy powód mojego chodzenia do szkoły to spotkać Filipa na przerwie, bo poza tym jest tak sobie.
Całe szczęście, że będę w jednej klasie z Gabi i Pauliną. Już pierwszego dnia umówiłyśmy się, że pójdziemy razem. To jednak nie zmieniło faktu, że ze strachu trzęsły mi się nogi. Z jednej strony byłam bardzo ciekawa, jak to będzie w nowej szkole, jacy będą ludzie z mojej klasy i na jakich nauczycieli trafię. Z drugiej – stres ściskał mi żołądek tak mocno, że przed wyjściem nie potrafiłam przełknąć śniadania. Wciąż myślałam o tym, jak się zachować, by nie zrobić z siebie głupka przed nowymi znajomymi, by się nie skompromitować. No i żeby na początku tylko nie podpaść nauczycielom, bo wiadomo, że potem to się ma do końca szkoły przechlapane mimo usilnych starań naprawienia wpadki.
Ostatecznie nie jest dobrze. Nauczyciele różni. Dziewczyny dość fajne, choć pierwszego dnia było dziwnie, bo nie rozmawiałyśmy ze sobą. No, chyba że ktoś się znał, tak jak ja z Gabi czy z Pauliną. Gorzej jednak z chłopakami. Czepiają się nas, dziewczyn, od samego początku. Właściwie cokolwiek się do nich powie, to od razu wyśmiewają. Pod tym względem atmosfera jest okropna. Najlepiej z ich zaczepkami radzi sobie Gabi. Nic nie mówi, ale ma coś takiego kpiącego w spojrzeniu, że gdy wbije w nich swój wzrok i spojrzy z góry, to milkną. Najgorzej ma Kaśka. Nie dość, że nazywa się Głąb, to jeszcze ma jedno oko skośne. Mówiła coś o operacji. Zresztą w okolicach powieki ma sporą bliznę. Chłopcy przyczepili się do niej natychmiast.
– Mamy downa w klasie! – ryknął już drugiego dnia wysoki rudzielec imieniem Maciek. Reszta chłopaków mu wtórowała.
– Nie dość, że down, to jeszcze Głąb! – śmiali się głośno.
– A to nie to samo?
– Nie, to oznacza podwójnego głąba! – rechotali ze swoich własnych żartów.
Kasia poczerwieniała. Było widać, że nie bardzo wie, jak ma się zachować. Próbowała nawet się z tego śmiać i obrócić wszystko w żart. Z dnia na dzień było jednak coraz gorzej. Zaczęła więc ignorować ich zaczepki, ale to nic nie dawało. Im usilniej starała się pokazać, że ma to gdzieś, tym bardziej nasilały się kpiny i wyzwiska. Wczoraj Kasia nie wytrzymała. Całą długą przerwę przepłakała w toalecie.
Na szczęście 1 października mamy wycieczkę szkolną, taką integracyjną. Jadą osoby z całej szkoły, te, które chcą; z naszej klasy: ja, Gabi, Paulina, Kaśka i tylko dwóch chłopaków. Może w mniejszości dadzą nam spokój i nie zepsują wycieczki.1 października
Wstałam dziś bardzo podekscytowana. W końcu dwa dni luzu i wyjazd do Pragi na integracyjną wycieczkę. Mama zdecydowała, że podrzuci mnie pod szkołę. Ma już piękne stałe koronki i uśmiecha się szeroko. Trochę się jednak namęczyła, bo te tymczasowe wciąż jej spadały. Pani Ania zabezpieczyła mamy jedynki czymś, co wyglądało jak guma do żucia, żeby nie spadały i żeby mama do czasu zrobienia tych stałych miała komfort, choć wiadomo było, że wychodzić z czymś takim na zębach z domu to była ryzykowna sprawa. Mama chowała się więc przed całym światem. Przyszedł jednak listonosz. Chyba był na zastępstwie, bo wcześniej go nie widziałam. Przyniósł jakieś przesyłki i wpatrywał się w mamę jak zauroczony. W sumie nic dziwnego, jest atrakcyjną kobietą. Mama podpisała jakieś świstki, no i się zapomniała. Chciała odwzajemnić jego uśmiech i wyszczerzyła zęby. Listonosz, widząc coś w rodzaju gumy do żucia zamiast zębów, doznał szoku. Najpierw zaniemówił, potem wydobył z siebie dziwne dźwięki, które zapewne miały oznaczać „do widzenia”, a potem tak szybko uciekał, że bałyśmy się, że zaraz przywali w słup. Myślałam, że umrę ze śmiechu. Mama też w końcu się roześmiała.
– Wszystko masz? – dobiegł mnie jej głos.
– Tak, mamo. Jadę tylko na dwa dni. Spakowałam się już wczoraj.
– A kurtka przeciwdeszczowa?
– Przecież nie pada.
– Ale w każdej chwili może zacząć padać. Mamy jesień.
– Mam w torbie, spakowaną – wyjaśniłam.
– Weź do podręcznej, bo jak zacznie padać w czasie drogi, to ci kierowca z bagażnika torby wyciągać nie będzie.
– OK. – W duchu przyznałam jej rację i przełożyłam kurtkę.
Pod szkołę dojechałyśmy szybko. Autokar czekał z boku budynku na parkingu graniczącym z parkiem. Było już trochę osób, a wśród nich nauczycielka od geografii, trochę kulejąca. No tak, to wszystko skutek wczorajszego dnia. Pani siedziała na krześle i długą wskazówką pokazywała coś na mapie. Była na maksa wkurzona, bo chłopaki oczywiście cały czas się wygłupiali. Nagle usłyszeliśmy trzask. Jednemu z nich potłukła się butelka. Wszystkie oczy powędrowały, więc w tamtym kierunku. Paweł szybko zebrał szkło i odwróciliśmy się ponownie w stronę tablicy.
– Pani zniknęła – szepnęła Gabi.
– Widzę – odparłam.
– Gdzie ona jest? – po klasie przeszedł szept zdziwienia.
Wtem ku naszemu zaskoczeniu zza biurka wyłoniła się dłoń.
– Nic mi nie jest – usłyszeliśmy jej głos.
Chłopaki chociaż raz zachowali się jak należy, bo podbiegli i pomogli wstać nauczycielce. Okazało się, że pani huśtała się na swoim krześle, pokazując nam te wszystkie rzeczy na mapie, no i się z tym krzesełkiem przewróciła.
Opowiedziałam o tym mamie i razem się śmiałyśmy, siedząc w samochodzie. Pożegnałam się z nią dopiero, gdy zobaczyłam Gabi. Szybkim krokiem ruszyłam w jej kierunku i omal nie wpadłam na... Filipa! O, rety! On też jechał na wycieczkę! Ale się ucieszyłam. Z drugiej strony drżałam ze strachu. Sama nie wiem, czego się bałam. A może to nie był strach tylko emocje?
– Widziałaś, kto jedzie? – szturchnęłam Gabi.
– Widziałam, widziałam – roześmiała się.
– Cicho! – syknęłam. – Jeszcze się zorientuje, że o nim mówimy.
– Niby jak? Śmiać mi się nie wolno? – zapytała, ale już nic nie dodała, bo do autokaru zbliżała się Kaśka i Paulina.
Kierowca otworzył bagażnik, byśmy mogli poukładać tam swoje torby. Potem zaczęliśmy zajmować miejsca w autokarze. Ja usiadłam z Gabi, a Kaśka z Pauliną. Filip ze swoją paczką zajęli oczywiście tył autokaru. Pani od geografii zwana Skałą odczytała listę obecności i ruszyliśmy. Z nauczycieli pojechał jeszcze pan od historii, na którego wszyscy mówili Mieszko. Początkowo myślałam, że to ksywa, ale on autentycznie tak miał na imię.
Paczka Filipa strasznie hałasowała. Śmiali się głośno i rzucali głupimi tekstami. Poczułam się jak na lekcji w klasie. Niczym szczególnym nie odróżniali się od naszych chłopaków. No, może tym, że nam nie dokuczali. Ich idiotyczne teksty były raczej ogólnikowe. Skała kilka razy próbowała ich uciszyć. Bezskutecznie. W końcu Mieszko tak się wkurzył, że aż zrobił się czerwony na twarzy.
– Dość tego, panowie! – wrzasnął. – Proszę, ty – wskazał palcem na niskiego blondyna – siadasz koło Weroniki. Ty – wskazał na drugiego chłopaka – tutaj. Ty – teraz przyszła kolei na Filipa – usiądziesz z Julką.
Serce mi stanęło. Nie byłam w stanie nawet przyswoić na tę chwilę, gdzie przesadził Gabi. Filip rozsiadł się obok mnie. Był wściekły. Miałam jednak nadzieję, że mu minie. Nadarzyła się w końcu okazja, by go poznać. Wprawdzie paraliżował mnie strach, ale równocześnie tak bardzo się cieszyłam.
– I żadnych sprzeciwów! – kontynuował Mieszko. – Bo zawrócimy i żadnej wycieczki nie będzie!
Obserwowałam Filipa ukradkiem. Gdy już wydawało mi się, że złość mu trochę opadła, odważyłam się go zagadnąć.
– Mam nadzieję, że dadzą nam trochę wolnego czasu w Pradze, takiego dla siebie.
– Pewnie dadzą – burknął.
– Byłeś już w Pradze? – próbowałam go wciągnąć w rozmowę.
– Byłem – powiedział chłodno.
– Ja jadę po raz pierwszy. Podobało ci się?
– Miasto jak miasto – odpowiedział lodowatym tonem.
Zerknęłam na niego i natychmiast tego pożałowałam. Nasze spojrzenia spotkały się. Ale w jego oczach zobaczyłam wyraźną niechęć. Nie miałam pojęcia, o co chodzi. Nic złego przecież nie zrobiłam. Chciałam tylko z nim porozmawiać, byśmy oboje miło mogli spędzić czas w autokarze. Przecież on w ogóle mnie nie znał. Skąd wzięła się ta irytacja?
Odwrócił twarz w drugą stronę, tak jakby nie chciał mnie widzieć. Smutek ścisnął mi serce. Poczułam się zwyczajnie upokorzona. Czyżbym była taka straszna? Uważałam się za przeciętną dziewczynę, choć koleżanki zawsze mi mówiły, że jestem bardzo ładna. Jestem dość wysoka, bo mam aż metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Byłam też szczupła. Zdrową dietę do naszego domu wprowadziła moja siostra Michalina, jeszcze zanim wyjechała do Australii, gdzie mieszka jej chłopak. Miśka zdała maturę i wyjechała na studia, a my z mamą przyzwyczaiłyśmy się do potraw, które przyrządzała. Włosy miałam ciemne i długie. Lubiłam długie włosy, dlatego tylko podcinałam końcówki. Wszyscy też mówili, że mam śliczne zielone oczy. Nawet mnie podobała się ta zieleń. Była taka intensywna. Fakt, nie byłam taka piękna jak Gabi – niższa ode mnie, ale równie szczupła, jasna blondynka o niebieskich oczach. Gabi nigdy nie wychodziła z domu bez makijażu i zawsze miała starannie dobrane dodatki. Do tego makijażu to nawet nasza wychowawczyni się przyczepiła, że niby w pierwszej klasie gimnazjalnej to dziewczyny powinny błyszczeć naturalną urodą, ale Gabi puściła tę uwagę mimo uszu i dalej przychodziła do szkoły umalowana. Pomyślałam, że może Filip jest taki wściekły, bo skoro już ich porozsadzali, to wolałby siedzieć koło Gabi, a nie mnie. Bez względu na przyczynę, czułam się okropnie. Tak bardzo było mi przykro. Starałam się zapanować nad swoimi emocjami, bałam się bowiem, że zaraz pociekną mi z oczu łzy.
Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu. Założyłam na uszy słuchawki i wcisnęłam przycisk odtwarzający muzykę na smartfonie, a potem gapiłam się w okno, trzęsąc się cały czas w środku ze zdenerwowania. Filip zamknął oczy i spał albo udawał, że śpi. Głowę miał odwróconą w drugą stronę.
15 października
Nie ogarniam tego, co się wokół mnie dzieje, a już najmniej rozumiem Filipa. Po raz pierwszy w szkole spotkaliśmy się dwa dni po wycieczce. Zobaczyłam go z daleka. Ucieszyłam się bardzo na jego widok. Serce natychmiast przyspieszyło swoje bicie. Jakie było moje zdziwienie, gdy Filip przeszedł obok mnie, jakby nigdy nic. Wprawdzie rzucił krótkie: „cześć”, ale się nawet nie uśmiechnął.
– Gabi, czy ty mi możesz wytłumaczyć, o co mu chodzi? Najpierw sprawia, że czuję się jakaś gorsza, potem prawi mi komplementy i jest przemiły, a teraz, gdyby nie fakt, że powiedział mi „cześć”, to śmiało mogłabym stwierdzić, że traktuje mnie jak powietrze.
– Wiesz co? – Gabi przyglądała mi się dłuższą chwilę.
– No, mów – zniecierpliwiłam się.
– Nie wiem, czy powinnam – zawahała się. – Boję się, że się obrazisz.
– Nie obrażę się. Obiecuję. Mów, co ci chodzi po głowie.
– Bo tak pomyślałam – zaczęła ostrożnie – że w tym autokarze to może on...
– Co?! No, mów!
– Może mu się nudziło i sobie jaja robił – wyrzuciła z siebie szybko.
Zatkało mnie, słowo daję. Jasne, obiecałam, że się nie obrażę. W końcu sama nalegałam, żeby powiedziała, co myśli na ten temat. Ale nic nie mogłam poradzić, że byłam wściekła na Gabi i zrobiło mi się bardzo smutno. Jakby nie było, zwierzyłam się dziewczynom ze swoich uczuć do Filipa. Gabi doskonale wiedziała, że wciąż o nim myślę. Mogła więc choćby ze względu na ten fakt oszczędzić mi swoich uwag. Myślałam, że się zaraz rozpłaczę. Dotknęło mnie to bardzo. Gabi spojrzała na mnie podejrzliwie.
– A jednak się obraziłaś – stwierdziła.
– Nie, nie obraziłam się – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Po prostu to nie było przyjemne.
– Sama chciałaś wiedzieć, co myślę – wzruszyła ramionami.
– Wiem i dlatego nie mam do ciebie pretensji – powiedziałam zła.
Na szczęście zadźwięczał dzwonek i weszłyśmy do sali biologicznej. Nawet humor trochę mi się poprawił pod wpływem wydarzeń. Pani rozpoczęła lekcję. Olek z naszej klasy wciąż zgłaszał się do odpowiedzi, trzymając rękę w górze. Pani przyglądała mu się badawczo, zdziwiona, bo przecież nie zadała jeszcze ani jednego pytania. W końcu nie wytrzymała i zapytała:
– Olek, dlaczego wciąż się zgłaszasz, skoro o nic nie pytam?
Olek wlepił w nią wzrok i jak gdyby nigdy nic odparł:
– Właściwie sam nie wiem.
Cała klasa ryknęła śmiechem.
Gdy wychodziliśmy z sali, dostrzegłam Filipa. Szedł w naszym kierunku. Pomyślałam, że tak, jak kilka dni po wycieczce, znów rzuci mi krótkie „cześć” i pójdzie dalej, ale, nie! Wręcz biegł w moją stronę z uśmiechem na twarzy. Nawet obejrzałam się za siebie, sądząc że być może zmierza do kogoś, kto stoi za mną.
– Cześć – przytulił mnie i cmoknął w policzek. – No, mów, co u ciebie słychać?
Gabi, przyglądająca się temu z boku, była równie zaskoczona, jak ja. Stała z rozdziawionymi ustami. We mnie zakiełkowało uczucie triumfu. Ciekawe, czy teraz też mi będzie wciskać, że Filip w autobusie wyłącznie się nudził i robił sobie ze mnie jaja? Zebrałam się szybko w sobie i odpowiedziałam:
– Wszystko OK, tylko zadają dużo. A co u ciebie?
– Też zadają, ale wiesz, w klasie sportowej mamy większe luzy. Jak ktoś dostanie jedynkę ze sprawdzianu, to praktycznie może ją poprawiać aż do skutku. Terminy też mamy dłuższe, a sprawdziany często przekładane.
– Zazdroszczę – westchnęłam.
– Ale my mamy codziennie treningi, a do tego dochodzą zawody, więc czasu trochę mniej, a zabawić się też trzeba. – Wyglądał na rozbawionego. – Może się kiedyś razem zabawimy?
– Może – wydusiłam z siebie, nie mając pojęcia, w jaki sposób zabawia się Filip.
– No, to siemka. Muszę spadać.
– Siemka – odparłam.
Poczekałyśmy na Paulinę i Kaśkę i ruszyłyśmy w stronę domu.4 listopada
I już po Wszystkich Świętych. Zawsze jest to smutny dla mnie dzień, bo uświadamiam sobie, że na tym świecie zostałam praktycznie tylko z mamą. Dziadkowie nie żyją. Tatuś odszedł kilka lat temu, nagle, na zawał. Wprawdzie jest Miśka, no, ale daleko. Nawet na święta Bożego Narodzenia się nie spotkamy, bo bilety z Australii są bardzo drogie. Obiecała, że przylecą z Patrykiem na Wielkanoc. Mama ma kuzynkę Anię na Karłowicach, ale też się raczej nie widują. Regularnie za to rozmawiają przez telefon.
Czas leci nieubłaganie. Niedawno przestąpiłam próg nowej szkoły, a tu już listopad! Druga połowa października była nieźle zwariowana, zwłaszcza jeśli chodzi o Filipa. Totalna huśtawka. Raz podchodził i zagadywał, innym razem rzucał zdawkowe „siema”. Zupełnie się w tym wszystkim pogubiłam i nie wiedziałam, co o tym myśleć. Wczoraj zaczepił mnie na korytarzu, teraz wiem chyba jeszcze mniej.
– Julka! – zawołał za mną.
– Tak? – przystanęłam i odwróciłam się w jego stronę. – O co chodzi?
– Chciałbym się z tobą spotkać jutro, w parku Południowym. Pasuje ci?
– No, chyba tak. – Słowa z trudem przeszły mi przez gardło. Filip zaskakiwał mnie na każdym kroku
– O siedemnastej?
– Dobrze.
– To pod pomnikiem Chopina. Będę czekał – powiedział i odszedł.
Rety! Jaka ja byłam szczęśliwa! Tylko wciąż nie miałam pewności, czy to randka, czy nie randka. Ale w końcu, jakie to miało znaczenie? Poprosił mnie o spotkanie, więc chce ze mną spędzić czas. Tylko to się liczy!
Po szkole wpadłam do domu jak burza. Zjadłam szybko obiad i pobiegłam do łazienki. Wzięłam mamy podkład i delikatnie wklepałam go w twarz, potem złapałam za tusz do rzęs i lekko je przyciemniłam. Nie malowałam się do tej pory, ale dziś zależało mi, aby zrobić wrażenie. Zatelefonowałam do mamy, mówiąc że mnie nie będzie w domu. Mama zamykała warzywniak około osiemnastej i gdy wracała, raczej zawsze byłam.
– Idziesz gdzieś z dziewczynami? – spytała.
– Wszystko ci powiem, jak wrócę.
– A to bezpieczne? – Wyczułam niepokój w jej głosie.
– Mamo, bezpieczne. Wszystko ci potem opowiem, bo teraz się spieszę.
Zerknęłam na zegarek. Miałam dwadzieścia minut, ale zarówno szkołę, jak i park niezbyt daleko od domu. Pomyślałam, że jeśli będę miała szczęście, to może podjadę jakimś autobusem. No i udało się! Gdy dotarłam do parku, Filip już czekał. Mimo że to listopad, dzień był dość ciepły, a co najważniejsze, słoneczny.
– Siema – rzucił w moją stronę.
– Hej – odpowiedziałam.
– Przejdziemy się? – zaproponował.
– Chodźmy.
Ruszyliśmy w głąb parku. Rozmowa początkowo się nie kleiła. Gadałyśmy trochę o gimnazjum, o wspólnych nauczycielach i koszykówce. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie, stanął na wprost mnie, tak że nie mogłam zrobić do przodu nawet kroku. Objął mnie w pasie. Zajrzał mi głęboko w oczy, tak że aż przeszły mnie dreszcze.
– Zauważyłem cię już pierwszego dnia w szkole – powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Na drugi dzień wiedziałem, jak masz na imię. Tylko widzisz – wziął głęboki oddech – ja nie mam czasu na dziewczyny. Trenuję, spotykam się z ziomkami i to mi odpowiada. Nie szukam dziewczyny i nie chcę jej mieć.
Wsłuchiwałam się w jego słowa i zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam zszokowana jego wyznaniem. Nie miałam pojęcia, po co w ogóle mi to wszystko mówi, skoro nie szuka dziewczyny i nie chce jej mieć.
– No, rozumiem – wydukałam – a właściwie nie rozumiem.
– Nie planowałem tego – uśmiechnął się. – To mnie dopadło. Próbuję oglądać film albo grać w kosza i nagle łapię się na tym, że myślę o tobie – wyznał, a ja z trudem przełknęłam ślinę. – Jestem z ziomkami i spostrzegam, że nie wiem, o czym mówią, bo znów jesteś w moich myślach. Doszedłem więc do wniosku, że skoro tak się sprawy mają, to wolę mieć cię prawdziwą, niż tylko w swojej wyobraźni. Nie wiem tylko, co ty na to? Czy chciałabyś się ze mną spotykać?
Nie musiał długo czekać na odpowiedź. To ja raczej czekałam na to pytanie i bałam się, że nigdy go nie usłyszę.
– Tak, Filipie – odparłam, a on przytulił mnie mocno. Potem wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. Atmosfera zupełnie się rozluźniła. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Na koniec odprowadził mnie do domu. Mama czekała zniecierpliwiona, ale gdy tylko zobaczyła moją rozpromienioną twarz, odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się.
– Chyba spotkałaś się z kimś dla ciebie ważnym?
– Tak, mamo. Jestem taka szczęśliwa.
– Widzę. No to cieszę się z twojego szczęścia. Mam nadzieję, że poznam go wkrótce?
– Oczywiście, mamo. Tylko go nie przepytuj, błagam cię. Nie pytaj, jak się uczy, kim są jego rodzice i jakie ma plany na przyszłość. Obiecujesz?
– Ale to przecież ważne – wzruszyła ramionami.
– To, go nie przyprowadzę. Nie mam ochoty się wstydzić za ciebie. Tyle, ile wiem, mogę ci sama jutro powiedzieć. Poza tym, mamo, to była dopiero pierwsza randka.
– Wiem, Julka. Tak w ogóle to się zastanawiam, czy to nie za wcześnie na randki.
– Mamo, nie ma nic w tym złego, jeśli pójdę do kina czy na spacer z Filipem zamiast z Gabi – próbowałam jej wytłumaczyć. – Przed chwilą mówiłaś, że cieszysz się z mojego szczęścia.
– Bo się cieszę, gdy widzę, jaka jesteś rozpromieniona, a z drugiej strony, zaraz włącza mi się rozsądek. Jesteś jeszcze taka młoda.
– Mamo, idę do siebie – powiedziałam i ruszyłam schodami w górę.
– Julka! – zawołała za mną.
– Tak? – zatrzymałam się.
– Obiecuję, że nie będę go o nic wypytywała, ale ty też coś mi obiecaj.
– Co takiego?
– Że nie zawalisz przez tego chłopca szkoły.
– Oczywiście, mamo, że nie zawalę. Obiecuję.
Wzięłam szybki prysznic, ale nie położyłam się do łóżka, tylko wyjęłam z plecaka książki. Rozłożyłam je na biurku. Zanim zaczęłam przeglądać zeszyty, pomyślałam, że dorośli są dziwni. Myślą, że pierwsze uczucie będzie czekać do jakiegoś odpowiedniego wieku. A przecież to nie jest tak. Ono pojawia się nagle, zupełnie niezależnie od tego, czy ma się trzynaście, czy osiemnaście lat. I nic nie można z tym zrobić. Ja już o tym wiedziałam, bo byłam całkowicie pewna, że oto zakochałam się naprawdę mocno po raz pierwszy w swoim życiu. Czułam to już wcześniej, ale dziś się w tym przekonaniu utwierdziłam.