- W empik go
Pamiętnik panicza - ebook
Pamiętnik panicza - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 313 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przez
B… B….
Z francusko-polskiego oryginału, na polsko – francuskie przełożony z niektóremi dodatkami.
we Lwowie,
Nakładem Księgarni Gugrynowicza i Schmidta.
plac św. Ducha I. 10.
1875.
Et haec olim meminisse juvabit!
10. maja 187….
Wyjechałem z Wilczej Góry po śniadaniu. Kochana matka z prawdziwie macierzyńską czułością oblała wyjazd mój łzami – chociaż żadnej o mnie obawy mieć nie mogła – i sama tej podróży sobie życzyła. – Niemiałem czasu skontrolować czy Florek wszystko zapakował com mu polecił; obawiam się iż się później okażą zapomnienia rzeczy koniecznych, chociaż po razy kilka mu przypominałem, co ma zapakować. Postanowiłem sobie w tej mojej wyprawie spisywać wrażenia podróży, chociaż nie myślę rywalizować z Dumasem. Któż wie na co się to przydać może? – Mama życzyła sobie bym wyjechał, a chociaż mi tego nie powiedziała wyraźnie, domyślam się, że chciała, abym na szerszym świecie porobił stosunki i znalazł może jaką posażną jedynaczkę – tylko nie Fredry.
Stosunki nasze sąsiedzkie w istocie nieponętne. Zbiegiem okoliczności dziwnym zostaliśmy w naszej stronie jedynym domem przyzwoitym. Nie było z kim żyć ani do kogo zagadać – okropne pustki. Mama w nich wyżyć może, ale czuła dobrze, że dla mnie to niepodobna.
Ostatni dom majętniejszy, et plus comme il faut hrabiego Atanazego upadł nie dawno. Świeży nabywca, który się rozsiadł w pałacu, pochodzi z ulicy Sykstuskiej i niedawno chodził w czarnym żupanie. Szlachta nieznośna do koła, a w pretensjach to śmieszna, bez żadnego wychowania i prze się a narzuca nam obrzydliwie. Gdybym się nie bronił, straciłbym w towarzystwie cały mój szyk, ton i dobrą manierę. Mama się tego lękała, tem bardziej, że panien było kilka wcale ładnych – ale cóż to za wychowanie! – Zaborzyńskie dwie choć malować, ale istne subretki i ani wyobrażenia o większym świecie!! Młodzież męzka wszystka w taratatkach i konfederatkach, żaden z nich nad Lwów i Kraków a co najwięcej Wiedeń nie wyjechał dalej. Patrjotyzm choć oczadzieć… Słowem, żyć tu było prawdziwą męką; sądzę że i mamę namówię, aby się z czasem do miasta wyniosła.
Człowiek nie jest stworzony do życia na pustyni z dzikiemi istotami. Być może, iż które z dóbr sąsiednich, będących w rękach spekulantów, przejdą do jakiej zamożniejszej rodziny i że się okolica zaludni, naówczas stanie się mieszkalną – ale dziś… – Nie darmo Mama wychowała mnie we Francji i Belgii, starając się o to, ażebym świat lepszy poznał; nabrałem takiego wstrętu do naszego barbarzyństwa, żem się z niem utaić nie mogł. Mało znam naszą kochana Galileję, jak ją złośliwi ludzie zowią, lecz przyznam się, że oprócz tego towarzystwa wyjątkowego, które na całem świecie jest jedne – to com tu widział – obudza podziwienie i oburzenie.
O słodkie Brukselli wspomnienia! Lili nigdy nie zapomnę! Proste to było dziewczę, to prawda, ale jaka wrodzona dystynkcja. U nas damy tak rąk pięknie utrzymać nie umieją. Jej to wina, że nawet nie zdałem egzaminu – ale ściśle wziąwszy, na coby mi się to było przydało! Więcej z pewnością nabyłem przez obcowanie z ludźmi, niż z suchych wykładów. Mając jaką taką encyklopedją pod ręką i trochę rozgarnienia, można się wyśmienicie obejść bez nauki.
12. maja.
Wczoraj przyjechałem do Lwowa. Nie byłem w niem od dzieciństwa, nie pamiętam go prawie. Przyznam się, żem go sobie nawet jako stolicę urzędową
Galilei, wyobrażał nierównie porządniejszym i piękniejszym. Przypomina małe mieściny belgijskie i litość mnie bierze. Cóż to za dziura! Jaki brak smaku i jaki brak życia! Chciałem w początkach przemieszkać tu czas jakiś, ale zaczynam wątpić, czy to podobna. Coś bardziej parafiańskiego, zacofanego… lachons le mot, barbarzyńskiego, trudno sobie wyobrazić.
Z rana przyszedł izraelita, który się mienił hotelu komisionerem czy coś podobnego. Zdaje mi się, że tej instytucji gdzieindziej za granicą nie znają. Napróżnom go się starał zbyć, upewniając, że w razie potrzeby zawołać go każę – stanął uparcie przy… drzwiach, i począł konwersację.
To mnie prawdziwie uśmieszyło… Stał się historiografem miasta, troskliwie wyliczył mi wszystkie zabawy i osobliwości, i chciał snać przepisać mi tryb życia… Zdaje się, że tego rodzaju ludzi rzemiosłem est, znać wszystkich i wiedzieć o wszystkiem i pomagać do wszystkiego. C'est un homme a tout faire. Ledwie się go pozbyć mogłem. Zabytek to dawnych naszych czasów, gdy nigdy dosyć sług nie było.
Hotel godzien miasta… Zdaje mi się, że w dziewiczych lasach Ameryki na równie dogodne, lub wytworniejsze trafić można.. W pierwszej chwili wahałem się, czy rozpakować, tak brudno… Sądziłem, żem źle trafił i zajechał do jakiejś małej gospody ale mnie zapewniono, że to pierwszy w mieście. Dziś odpoczywan i robię wycieczki dla zorjentowania się tylko…
Florek, jak przewidywałem, wielu drobnostek zapomniał, bez których jednak życie trudne. Wódkę kolońską, do której nawykłem, a której tu niewiem czy podobnej dostanę, prawdziwe duńskie rękawiczki na rano – robione na miarę – guziczki z perłami… wszystko w Wilczej Górze zostało. Głupi chłopak zdaje mi się, że stracił głowę za tą garderobianą Mamy latając – która jest kokietką jakich mało…
Przechadzałem się po mieście trochę przed obiadem.. ale mnie prędko ochota odeszła od eksploracyj… Na górze jakiś kopiec sypią, dla którego o mało mnie jacyś ichmoście nie zaprzęgli do taczki… Populacja dziwnie wygląda nędznie, niektóre ulice puste, inne brudne… i osobliwszemi figurami zasiane… Malownicze to może, ale jakże tu śmierdzi!! Widziałem afisze, – w teatrze grają jakąś sztukę narodową; ani baletu, ani opery… Sam teatr wygląda jak spichlerz…
Przejrzałem moje listy rekomendacyjne, od Mamy.. Muszę być naturalnie i u Hrabiego, ale to tylko ceremonja… ten zbyt zajęty swoim światem urzędowym, i – mówiono mi, nie najlepszego tonu. Urzędnik jest cela dit tout.
Jednakże to, co się widzi w ulicy, nie może być wszystkiem… Towarzystwo lepsze istnieć gdzieś musi na wyżynach… i domy na stopie pańskiej. Smutno jest być obywatelem takiego zacofanego kraju.
W ulicy dwóch pięknych zaprzęgów nie widziałem, a trzy spotkałem śmieszne. – Gdzie jest kwartał arystokratyczny i pałace? nie mogę zgadnąć. Hrabiowski pałac – podobny do wielkiej cukierniczki z herbem… nie rozumiem nic…
Wracam z obiadu pod wrażeniem tej kuchni obrzydliwej. Z westchnieniem przychodzi mi wspomnieć mój table d' hote w "Hotel de Suéde". Umyślnie jadłem we wspólnej restauracji, aby się trochę publice przypatrzeć – i a la carte. Niech im Bóg nie pamięta, co mi dali… Taki beefsteak tylko ze starych butów przyrządzić można. A co za towarzystwo!
Nigdym jeszcze tyle wiejskiej naszej szlachty nie widział co tutaj. Wszyscy wyglądają na ekonomów łub leśniczych… Co za wąsy, a jaka wrzawa panowała przy stolikach, a jak się tą lurą lubowali, którą ja ledwie przełknąć mogłem!
Zdumiewałem się co chwila. Brudny kelner obchodził się ze mną jak z przyjacielem. Niezapomnę nigdy serwety, którą miał na ręku – odebrała mi apetyt.
Kawa czarna z czego była gotowaną, nie potrafię powiedzieć. Była czarna wprawdzie – lecz żeby jej nazwisko kawy dać można, wątpię. Smutna jest przyszłość tego kraju… żal mi go. Niepowiem jeszcze co zrobię z wieczorem – i czy się na teatr wybiorę.
Gdzie Florek miał głowę gdy pakował. Znowu widzę, że angielskich ręczników nie zabrał… a hotelowych tknąć się boję.
14. Maja.
Dwa te dni poświęciłem odwiedzinom. Pierwszy krok naturalnie do comtesse Marie, przyjaciółki Mamy która się mnie już spodziewała. Zamówiłem powóz wcześnie. Wychodzę, patrzę, stoi jakiegoś coś dosyć obszarpanego, chabety mizerne, woźnica w liberji zbrukanej. Miał to być więc powóz dla mnie. Zrobiłem awanturę w hotelu – za kogo mnie biorą, żebym się czemś podobnem mógł wybrać! Ludzie zuchwali, gbury, ledwiem się czegoś, nieco mniej niechlujnego doprosił. Patrzyli na mnie ze zdumieniem utrzymując, że tu nawet książęta nie są tak wymagający…
Dom, w którym mieszka hrabina, acz nie odpowiedział wyobrażeniu mojemu – dosyć porządny. Zajmuje całe pierwsze piętro. Znalazłem ją tak, jak mi Mama opisywała, osobą miłą bardzo, bardzo pięknego wychowania i wybornego tonu. Długi czas przeżyła za granicą, i dla niej ten nasz świat dzikim się wydaje, ale interesa zmuszają ją żyć tutaj. Ma kilka procesów i zawikłane lóżne familijne układy. Wzdycha i nudzi się, ale do konieczności zastosować się musi. Mama mnie przestrzegła, że zastanę córkę hrabiny, wdowę… panią Emilję i kazała mi się mieć na ostrożności. Młoda jest jeszcze, piękna i ujmująca w towarzystwie… ale Mama powiada, że pierwszy jej mąż był z nią nieszczęśliwym. Nie chciała mi wytłumaczyć dla czego? Oczy ma bardzo piękne i używać ich umie. Obie z matką nie mogą wyrazów dobrać na odmalowanie stanu tego kraju, wśród którego są żyć zmuszone. – Pani Emilja powtórzyła razy kilka z ironią: Cette ch é re patric…! Zupełniśmy się znaleźli zgodnemi w zapatrywaniach naszych… Hrabina Marja powiada, że jak tylko swoje i córki interesa ureguluje, jednego dnia tu nieposiedzi – c' est un trou abominable! powtórzyła mi raz jeszcze.
Me mogę już spamiętać wybornych anegdot jakie mi opowiadały o tutejszem towarzystwie i żywiołach z jakich się składa. Naturalnie, nazajutrz zostałem na obiad proszony… Bądź co bądź w takim salonie, choć go czuć trochę stęchlizną, – człowiek się widzi w swoim świecie i żywiole – lżej się oddycha… Wyszedłem ztąd nieco orzeźwiony.
Miałem list do prezesa, hrabiego Sylwestra, który zna Mamę od dzieciństwa i zawsze dla niej był z wielkim szacunkiem. Wyobrażałem go sobie na wielkiej stopie, bo niegdyś był to pan możny i imie nosi piękne. Zdumiałem się niezmiernie, gdy mi drugie piętro niepoczesnego domu wskazano. Staruszek chory jest na podogrę a Mama uprzedziła mnie, że bardzo skąpy – to po części go wymawia, iż tak fatalnie zardzewiał.
Jedna mu tylko francuzczyzna została i wspomnienie dworu Ludwika Filipa. Mój Boże! co to taki kraj i otoczenie mogą uczynić z człowieka nawet najprzyzwoitszego. Znalazłem go wśród takiego brudu i pyłu, w takiem opuszczeniu, iż mi się prawie żal zrobiło.
Sarkastyczne usposobienie, z którego dawniej słynął, nie opuściło go jednakże.
– Cher comte! (tytułuje mnie hrabią) rzekł po przywitaniu i kilku wstępnych słowach – powiedz mi otwarcie, jaki jest cel twej podróży do Lwowa? Jako przyjaciel matki twej i rodziny, mogę ci przynajmniej służyć radą. Que venez vous faire sur cette galére? Pojmuję tu życie jak moje z musu i obowiązku, ale z dobrej woli, w młodym wieku? Można tylko nieświadomości przypisać taką intencją!
Odpowiedziałem ogólnikami, ale choć zestarzały, choć ze zbrzękłemi nogami, kochany prezes od półsłówka rozumie i zgaduje. Znać w nim człowieka, co żył wiele i ludzi umie na wylot.
– Twoją szanowną mamę posądzam, rzekł, że chce ci dać świat poznać, o którem masz mętne tylko wyobrażenie, a zapewne nie byłaby od tego, abyś w wyższych kołach zawiązał stosunki, choćby nawet serdeczne… n'est ce pas t Chce cię ożenić? nieprawdaż. Ale, kochany hrabio – nato masz wiele czasu, a tu… mało szansy…. abyś coś znalazł odpowiedniego. Na palcach policzyć się możemy, ile nas tu zostało i jakich… Kraj w ruinach… powiadam ci, ruiny gdzie spojrzysz. Wielkie rodziny trzymają się jak stare mury wrósłszy w ziemię – ale i to runie… Szlachta ledwie żywa, a to, co po jednem i drugiem spadek obejmuje, nie wiele warto… Towarzystwa, jakie niegdyś tu mieliśmy, ani śladu. Mięszanina ludzi, krwi, pochodzenia, przekonań, wiar. Salmigondis prawdziwe!
Koniec świata! Koniec świata! dodał prezes i westchnął.
Bardzo byłem rad jego ochocie do gawędki… zacząłem pytać o szczegóły.
– Co chcesz, cher comte, rzekł; mówią, że na całym świecie po trosze odbywa się jakaś metamorfoza społeczna, ale niewiem czy gdzie ona mocniej jak u nas czuć się daje. Spotkałem niedawno księżnę W… która jest praczką… a na salonie u Hrabiego pokażę ci, jeśli chcesz chłopca, który mi buty czyścił, z tytułem barona dziś miljonowym panem.
– Ale to po trosze zawsze tak bywało! odpowiedziałem.
– Dawniej wkradano się do naszych salonów, dziś je dorobkiewicze biorą szturmem. Mezaljansy codzienne. Straciliśmy majątki i to nas w niewolę zakuło… La fine fleure nie istnieje już, tylko pojedyńczemi egzemplarzami – towarzystwo dobre… nie do znalezienia. Koniec świata! powtórzył prezes.., Mówił bardzo długo i istotnie ciekawe rzeczy, a nieustannie łatki przypinał, nie szczędząc i swoich, co się dali łatwo poźrzeć, a sami winni, iż w tym awalgamie abdykując, powoli zniknęli. O ile mogłem uważać, hrabia Sylwester większą ma antipatję przeciwko panom, specyficznie galicyjskim, wyrosłym tu na austryackich tytułach już po rozbiorze, niż do przybłędów z innych sfer społecznych… Dla czego, tego dobrze zrozumieć nie mogłem.
– Znoszę przyzwoitych łyków, rzekł mi. – Ze się pną do nas, to nic dziwnego, nikt ich przecie z nami nie zmiesza, i za jedno nie weźmie, ale tej owsiuchy w naszym owsie czystym – nie mogę cierpieć.
Choć to małpuje dobre towarzystwo, ale na łokciach' im znać, że przy biurku sobie hrabiostwa atramentem wypracowali… posługując zachciankom wszystkich z kolei systemów i ministrów. i kłaniając się lat dwadzieścia, aby im się choć na starość kłaniano… Łyk, chłop, neofita… niema pretensji do krwi, vollbluthem być mu się nie zachciewa; a ci ichmoście gotowi śmiało obok Potockich j Lanckorońskich i Jabłonowskich z austrjackiemi herbami… stanąć i mają się za równych nam, cośmy przecie z senatorskich rodów rzeczypospolitej!!
Do kogo pił, nie mogłem zrozumieć, bo stosunków miejscowych nie znam, ale szlachetne jego oburzenie pojmuję.
Gdybym był chciał u niego siedzieć, mówił by cały dzień, alem na pierwszy raz nie chciał być natrętnym. Pożegnał mnie bardzo czule i po ojcowsku.
Gdyby u niego nie było tak brudno!
Cher comte! rzekł mi na odchodnem, nie mogę cię prosić na obiad, bo na starość przyszło mi żyć po kawalersku i na dyecie… Lecz ile razy zechcesz pogawędzić godzinę, wstąp do mnie, żyję samotnie, a w wielu rzeczach objaśnienie dać ci mogę lepsze niż inni.
À propos, dodał – matka twoja kochana była w wielkiej przyjaźni z hrabiną Marją – niepodobna byś u niej nie był. Jest tam młoda wdówka, jej córka… proszę być ostrożnym.
Elle est charmante – ale to nie dla was.
Uśmiechnąłem się, przyznając mu się, że podobną przestrogę wywiozłem już był z domu.
Bardzo miły człowiek – ale i to ruina. Mama koniecznie mi być kazała u jenerała barona Z…. który ma wielkie w Wiedniu stosunki, a znała go jeszcze kapitanem… Znakomitej rodziny potomek i na dworze bardzo dobrze położony. Choć nam obcy, ale zawsze do europejskiej arystokracji i najlepszego świata się liczy.
Pojechałem więc do niego.
Człowiek nie młody, bo sądzę, że ma lat około siedmdziesięciu, ale trzyma się po wojskowemu, rzeźwo, prosto i trochę udaje młodzika. Od razu widać, że należy do najlepszego towarzystwa. Pamiętał doskonale matkę moją. – Zdaje mi się, że mnie posądził o ochotę robienia karjery wojskowej, alem mu zaraz wytłumaczył, że nie czuję w sobie powołania. O kraju nic mi powiedzieć nie umiał, gdyż oprócz urzędników nie zna tu nikogo i z nikim nie żyje… Zdaje mi się, że chyba w Wiedniu mógłby mi się przydać na co.
Odwiedziłem jeszcze naszego krewnego, dziewięćdziesiąt letniego pana starostę, który od lat kilku ociemniał i mieszka z wnuczką swą na przedmieściu, daleko, w małym domku. Znać musiał zubożeć bardzo, bo koło niego strasznie biednie, a kuzynka moja, która bawi przy nim, żadnego wychowania nie odebrała. Bardzo źle mówi po francuzku. – W domu gdyby nie resztki dawnej zamożności, byłoby nadzwyczaj nędznie… Staruszek i jego wnuczka o bożym świecie nie wiedzą. On mówi tylko o dawnych czasach, a ona o dziadku i o klęskach krajowych… o których ja nie mam pojęcia. Widzę że wielkie rodziny upadają i to mam za największą klęskę – ale zresztą!
Biedne dziewcze musi być tym naszym nieszczęśliwym patryotyzmem obałamucone.
W pokoikach szczupłych, które zajmują, tak czuć było jakieś lekarstwa, ziółka czy coś podobnego, że ledwie usiedzieć mogłem i wyniosłem się co najprędzej.
Dziś byłem na obiedzie u hrabiny Marji. Pomimo ruiny, na którą się i ona uskarża, zaraz znać dom w którym są pewne tradycje. Służba ubrana jak należy – obiad był wytworny, bo ona sama jeść lubi. Pierwszy raz od dawna znalazłem się jakby za granicą. – Potrawy, podanie, wina, wszystko szło doskonale. – Piękna Emilja… siedziała koło mnie. – Każą mi się jej lękać, ale ja prawdziwie niebezpieczeństwa nie widzę. – Pełna jest prostoty, łatwa w obejściu, nadzwyczaj miła… Hrabina zaprosiła prałata Hyacyntha i barona Tartakowskiego, który tu jakieś stanowisko rządowe zajmuje.
W tych zaproszeniach nawet znać było takt gospodyni domu. – Prałat pomimo swej tuszy i powagi pozornej, jest człowiekiem najweselszym i najmilszym w świecie. Długi czas mieszkał w Rzymie, zna całą arystokrację europejską, wszystkie znakomitości polityczne, il est au fait wszystkich komerażów wiedeńskich i stołecznych po świecie. – Takie to zdolności u nas się marnują. Słuchałem go z prawdziwem poszanowaniem. Dowcipu pełen.
Tartakowski też, choć baronowstwo swe winien sobie samemu, choć o pochodzeniu jego niewiele się pono powiedzieć daje – wydał mi się niepospolitych zdolności człowiekiem, a maniery wyborne.
Z nim, jako bliższym mi wiekiem, poprzyjaźniłem się i wkrótce spoufaliłem.
Przy czarnej kawie pani Emilia wzięła mnie na konfessaty. – Nazywa mnie kuzynem, chociaż nie wiem jaki stopień pokrewieństwa łączyć nas może. – Cher cousin, spytała, przyznaj mi się – tak, między nami, jaki jest cel istotny twojej podróży?
Wytłumaczyłem jej, że na wsi u nas żyć było zupełnem niepodobieństwem z powodu braku towarzystwa, że moja Matka sama mnie wyprawiła na tę pielgrzymkę dla odżywienia, i że innego nie miałem celu, jak nie dać się zardzewieniu. Poczęła mnie potem badać ciekawie o plan podróży, o czas na nią wyznaczony – musiałem przyznać, że to będzie zależeć od okoliczności i żem się wiązać nie chciał niczem… Była nawet tak ciekawą, iż kazała sobie zdać sprawę z wczorajszych moich odwiedzin… i wrażeń –, na ostatek spytała czy nie życzę sobie, aby mi one jakie znajomości ułatwiły..
Powiedziałem więc jej, że gdy raz się wybrałem na taki voyage des decouvertes radbym widzieć jak najwięcej i zbadać, ces mystéres de la Golicie. Zaczęła się śmiać przypomniawszy sobie Mystéres de Paris. – O! u nas tajemnic nie ma teraz, rzekła, niestworzone rzeczy wyciąga na jaw dziennikarstwo.. najmniejszy szmer i plotkę podaje do wiadomości ogółu – ale – są rzeczy ciekawe.. i warte widzenia i poznania..
Hrabina Marja przyrzekła mnie przedstawić księztwu. Potrzeba poznać wszystkie koła.. Tartakowski zaprowadzi mnie do klubu… Dopiero się dowiedziałem, że i tu jest jakiś Jockey-Olub au petit pied. To być musi okrutnie śmieszne..
15. Maja.
Zaczynam przewidywać, że ja tu długo wyżyć nie zdołam… Pomimo iż szukam właściwego mi towarzystwa, nie mogę zasmakować w niem. Ci nieszczęśliwi ludzie rzuceni tu w śród tej dziczy, sami tego nie czując rdzawieją. Nudy okropne. – Dowiaduję się też różnych rzeczy niespodzianych, które mnie nabawiają strachem… U księztwa mówiono, iż społeczność jest cała podminowana, że jej grozi wywrót jakiś i wybuch okropny, że rewolucjonistów jak maku, że Masoni zamierzają zamach na kościoły i wiarę… o spiskach, o propagandach i t… p. Nie mogę cierpieć podobnych rozmów, to mi zupełnie humor popsuło. Poszedłem do hrabiego Sylwestra chcąc się o tem dowiedzieć coś więcej – ale go pytać nie śmiałem.
Szczęściem zapytał mnie hr. Sylwester o wrażenia i wywołał tem wyznanie o rozmowie, która mnie niepokoiła. Ruszył ramionami.
Nie dobrze wiem, co się na spodzie dzieje, rzekł, ale mi się zdaje, iż się teraz wszyscy zbytecznie opiesują społeczeństwem i jego losami. Dawniej było to sprawą rządu i urzędu, utrzymać ład i porządek, a naszą żyć i spać spokojnie. – Teraz wszyscy wyrośli na opiekunów nieproszonych, a że każdy inaczej pojmuje potrzeby – każdy też im różnie radzi. – Ja jedno to wiem, że wszystkie stany, pojęcia i funkcje zmięszane, i że szczęśliwy je – stem, iż mnie podagra trzyma przykutym do domu – bobym w tym świecie nie wyżył… Ja tylko dawny rozumiem porządek… Co się tyczy propagand, spisków, przewrotów i wszelkiego co rodzi nieporządek – w Austrji, u nas możliwem jest nawet najmniej prawdopodobne. – Mais, apres nous Ie deluge!! Wyszedłszy od niego spotkałem w ulicy mecenasa Hawryłowicza, który długo miał w rękach interesa nasze.
Pamiętałem go, gdy do mojej matki przyjeżdżał i był bardzo skromnym i maleńkim człowieczkiem; nie poznał bym go pewnie, gdyby mnie sam nie zaczepił i to w sposób tak poufały, że się zdumiałem… Postawa, twarz, ruchy, mowa, wszystko w nim było zmienione… Wziął mnie pod rękę tak, żem mu się nie mógł wymknąć, choć w pierwszej chwili oburzony byłem takiem za pan-bractwem tego jegomości. – Dowiedziałem się zaraz, iż był radcą miejskim, deputowanym na sejm, że czynnie bardzo chodził około jakichś tam politycznych kombinacyj… i tp"
Słowem, wyrósł na znakomitość jakąś lwowskogalicyjską, Dlatego niemal protektorsko się ze mną obchodził… Burzyło się też we mnie, gdy o naszych wyższego towarzystwa osobach mówiąc, poufale je po imieniu zwal i z przekąsem mówił o nich. Poprowadził mnie tak kawałek ulicą, ażem się bał, żeby nas idących obok siebie pod rękę niezobaczono, – a żegnając dodał – iż się spodziewa, że go odwiedzę i poznam jego rodzinę…
To mi najlepiej dało poznać, jak daleko zaszliśmy i co się tu dzieje! – Pan Hawryłowicz!! wyrorokujący o losach kraju i zasiadający na sejmie… Ale cóż dziwnego! mówią, że chłopi też w nim zasiadają!!
16 maja
Ciekawość mnie piekła – poszedłem do Hawryłowicza, – i bardzo dobrze zrobiłem… Piękny, można powiedzieć, wspaniały dom, w którym mieszka, jest jak się dowiedziałem, jego własnością. – Na pierwszem piątrze wpowadzono mnie do salonu ogromnego, w którym w pierwszej chwili znalazłszy się, sądziłem, żem się omylił chyba… Umeblowany nie z wielki m smakiem, ale z przepychem niezmiernym, lśniący od zwierciadeł, dywanów, aksamitów, adamaszków i bronzów. Ledwiem się miał czas rozpatrzeć, gdy drzwi się otwarły i Hawryłowicz wpadł krzykliwie, mnie poufale witając i prosząc siedzieć. Powiedział mi, że wybrany jedzie do Wiednia wkrótce, i że, je – żeli zechcę, mogę się z nim wybrać razem, to mi w stolicy stosunki porobi. Słuchałem osłupiały… O ministrach mówił tak jak wczoraj o naszych panach, lekceważąc ich i stając jakby na równi z niemi. – Krzyczał na cały głos, tak, że w salonie pustym rozmowa nasza przeraźliwie się rozlegała.. i działała mi na nerwy. Niewiem zkąd ta nasza szlachta i dorobkiewicze nabrali tego brzydkiego nałogu wrzaskliwego gadania, – czy ich tego parlament nauczył czy stajnia?
Chciałem się już wyrwać, ale mnie zmusił pozostać; aby żonie i córce przedstawić, poszedł po nie.. Miałem się czas przypatrzeć niesmacznemu salonowi. Na ścianach wisiały oel-druki tandetne, bronz był cynkowy, a adamaszki pewnie na pół z bawełną, ale zdaleka pańsko to wyglądało.
Wyszły nareszcie panie. – Sama Jejmość, tout ce qui il y a de plus commun, cicha jakaś, spokojna i jakby przestraszona istota, nie pozorna. Córka za to widać z jednej z najpierwszych pensyj, ładna dziewczynina, śmiała, rezolutna, kozakowata… i po francusku mówi ślicznie.
Biedny Hawryłowicz, nie zaręczam, ażeby sobie nie wyobrażał, iż na mnie może uczynić wrażenie… Śmiałem się w duchu. Prosili mnie na herbatę, którego dnia… bo pokazuje się że przyjmują… Wysze – dlem istotnia zdumiony i ubawiony. O tem muszę napisać do Mamy… nie zechce mi wierzyć…
17. Maja.
Niezmiernie jestem wdzięczen Tartakowskiemu za wprowadzenie mnie do klubu – nareszcie po zrobieniu tu kilku znajomości – oddycham. Zaczynałem już wątpić o przyszłości… i powtarzać jak hrabia Sylwester: – koniec świata!
Nie jest jednak tak źle jak na pozór się wydaje. Są i tu ludzie…
Hrabiowie Iwińscy (bracia), z któremi się ta poznałem, prosili mnie na obiad. Ojciec ich był przyjacielem moich rodziców. W czasie tego obiadku, na którym byliśmy sami, wiele mi się rzeczy wytłumaczyło.
Starszy, Robert, szczególniej jest człowiekiem wyższych pojęć, i dobrze świat rozumie. Gdym mu moje wątpliwości i zdumienia przekładać zaczął, uśmiechnął się z mojej nieświadomości i obawy.
– Z ulicy, mój drogi, rzekł mi, wszystko się inaczej wydaje, niż z salonu… – My sobie z tych wszystkich zamachów, z tego wdzierania się średniej klasy i łyków i pseudoarystokracji żartujemy! Władza i powaga, jak były tak są w naszych rękach, posługujemy się tymi ichmościami jak chcemy, troche ich miłość własną oszczędzając, i żartujemy z nich sobie po cichu. Zdaje im się chwilami, że coś mogą i co? robią – w istocie chodzą na pasku, którego nie widza. Niebezpieczniejszych wpuszczamy w nasze kółko, a gdy zaszczyceni zostaną uściskiem ręki i poufałością naszą – są rozbrojeni i łagodni jak baranki..Świat się nigdy nie zmieni…
Zaczęli mi Iwińscy tłumaczyć, co się i jak dzieje.
– Trochę są poruszone żywioły różne, mówił Robert – ale wierz mi, nie ma w tem niebezpieczeństwa… Stan średni jak tylko do zamożności przyjdzie, najszczęśliwszym się czuje, gdy z nami razem iść może… demokracja póty bruździ, póki pozycji sobie nie wyrobi… potem nam służy…
Okazało się też, że więcej domów przyzwoitych i życia europejskiego znaleźć tu można, niż mi się na pierwszy rzut oka zdawało. Młodzieży takiej jak Iwińscy dużo.
Chłopcy oba wychowani zagranicą, koniarze, gentelmany – i zaręczali mi, że się tu żyje nie gorzej jak gdzie indziej… Miałem tego dowód. Wieczorem młodszy zaprowadził nas na kolację, a potem jeszcze poszliśmy do jego belli, która go mniej kosztuje niż bruxelskie i paryskie, a pięknością i dowcipem im nie ustępuje… Szyku tego jednak, co moja Lili, nie ma, i ręce nieładne.. Graliśmy u niej do drugiej po północy… Starszy przegrał parę tysięcy guldenów. Niezmiernie rad jestem ze znajomości z Iwińskiemi, i teraz się tu dopiero czuję więcej swojskim. Z biedy i tu przecie żyć można. Spytałem Roberta o panią Emilię, której mi się wszyscy lękać kazali. Oddaję jej należną sprawiedliwość, w całem życiu postępowała tak, iż nigdy do żadnego skandalu powodu nie dała, zachowywała przyzwoitość jak najtroskiwiej – lecz ma być nadzwyczaj zalotną, chociaż się z tem ukrywa i skromnej gra rolę. Robert mi otwarcie powiedział, że za życia męża sam by się był w niej kochał, ale teraz lęka się przybliżyć, bo gotowa by go spętać na wieki…
Intrygantką ma być niepospolitą i nadzwyczaj zręczną. Radzili mi także ostrożność, ale ja tu nie zabawię pewnie długo i kochać się nie myślę.
Pisałem dziś długi list do Mamy, ale w nim i połowy szczegółów nie pomieściłem, ażeby napróżno jej nie niepokoić.
Jutro będę na herbacie u Hawryłowiczów.
18. Maja.
Wracam zmęczony z mieszczańskiego tego wieczorku, gdzie z towarzystwa naszego oprócz mnie nikogo nie było. Hawryłowicz sprosił swoich i panie, do ich kółka należące. Przyjęcie było sute, mais commun au possible. Wtem wszystkiem najmniejszego smaku; znać nowych ludzi, nie wiedzą, na którą nogę stąpić.
Zdaje się im, że za pieniądze wszystko kupić można. Niestety! niestety!
Panna Julia widocznie chciała być piękną i zajmującą. Zmuszono ją, en lui faisant une douce violence do grania i śpiewania. Głos ma bardzo piękny i niezłą metodę…
Z rozmowy z nią dowiedziałem się, że bardzo wiele czyta i zajmuje się literaturą, szczególniej niemiecką i francuzką… że ma pasję do podróży, że itd. Tysiące rzeczy dla mnie obojętnych i nienadających jej uroku… W innej sferze podobałaby mi się może bardzo – ale na stopniu, który zajmować pragnie rozumny człowiek, musi być bardzo ostrożnym…
Chwaliła mi Wiedeń i mówiła o nim z entuzjazmem. Oprócz niej było kilka panien z tegoż samego mieszczańskiego kółka, wcale nieszpetnych i tak wytresowanych, że to by w najlepszym uszło salonie… jednakże piętno pochodzenia widoczne. Jakaś śmiałość, żywość, otwartość… coś nie naszego. Nie powiem żebym się znudził, a nauczyłem się… wiele…
Hawryłowicz mnie zmięszał niepospolicie, wziąwszy na bok.
– No hrabio – odezwał się – cóż mówisz o naszem towarzystwie – jak ci się ono wydaje?
Musiałem chwalić – nie wynurzając się przed nim bardzo.
– Średni stan u nas się wyrabia – rzekł – emancypuje i dopomina praw swoich. Wy, panowie, arystokracja – zostaniecie na swem stanowisku, ale szlachtę licho weźmie, a my ją chyba zastąpiemy. Straciła inteligencją, instynkt, majątki, ziemia im się z pod stóp wyśliznęła… nie uratuje się…
Zmilczałem.
– Ze szlachtą myśmy w antagonizmie, dodał Hawryłowicz, z wami w przymierzu, myśmy sobie wzajem potrzebni.
– Ja nie jestem politykiem wcale – odpowiedziałem mu – i kwestje tego rodzaju na dojrzalsze lata odkładam… Młodym się czuję i chcę… życia użyć…
Spojrzał mi w oczy niedowierzająco i natem się rozmowa skończyła.
Pani Hawryłowiczowa bardzo mnie gościnnie zapraszała, abym bywał w ich domu.
Hrabina Marja znowu mnie przysłała prosić jutro na obiad. Wymówić się ani chcę, ani mogę.
Na dzisiejszym obiedzie Tartakowskiego nie było, tylko ks. prałat i dwie damy domowe. O przyjęciu nie mówię, prawdziwa rozkosz, obiad tak dystyngowowany. Hrabina Maria ma takiego kucharz? iżby go się dyplomata żaden nie powstydził. Pieczyste jest niezrównane, plats doux, arcydzieła, une finesse et une distinction, w całym planie i budowie objadu, jenjalne. Harmonja przypraw, stosunki ich i następstwa, godne największego mistrza. Dawno tak nie jadłem. Prałat bawił hrabinę, mnie pozostała piękna Emilia. Wiedziały już… iż wiele osób poznałem, są doskonale poinformowane o wszystkiem. Wdówka nadzwyczaj ciekawie dopytywała o wrażenia. J'etais sur mes gardes. Wspomniała o Iwińskich, o Robercie szczególniej, ale jakoś z przekąsem. Chwaliła ich obu z tonu, obejścia się, maniery, ale znajdowała, że się nadto bawią i nie przebierają w zabawach.
Domyśliłem się… że Robert nie był w łaskach, bo się musiał ostrożnie usunąć, gdy na niego rachowano.
Mówiliśmy o wielu i najrozmaitszych rzeczach; nie mogłem się wstrzymać, ażebym nie opisał wieczoru u Hawryłowiczów. Śmiała się tak, że aż hrabina Marja, zajęta rozmową z prałatem, zapytała o przyczynę… Musiałem głośno powtórzyć całą moją awanturę, zdumienie, gdym spotkał dawnego naszego plenipotenta, wyrosłego do takiej potęgi, zaproszenie, bytność w jego domu i ową świetną herbatę z muzyką i śpiewem panny Julji. – Napomknąłem coś o ostatniej rozmowie; hrabina Marja ubawiła się tem, prałat dodał kilka anegdot z czasów swojego pobytu w Rzymie.
Anim się spostrzegł, jak po czarnej kawie i likworze czas zbiegł do wieczora. Obiecałem być a Iwińskich… chciałem towarzystwo pożegnać, gdy nadszedł Tartakowski, a mnie zaczęto gwałtownie na herbatę zatrzymywać. Broniłem się trochę, lecz gdy Emilja prześladować zaczęła Iwińskimi – zostałem.
Oprócz czterech wymienionych osób, nad wszelkie spodziewanie przywlókł się prezes, pan Sylwester. Był to niegdyś, jak tradycja niesie, człowiek i piękny i dbały o to, by się pokazać pięknie… dziś w najwyższym stopniu, po diogenesowsku zaniedbany, suknie sterego kroju, wytarte, bielizna tylko cienka i biała. Wszedł o kuli i o kiju ale ze swym doskonałym humorem, zobaczywszy mnie, bardzo się ucieszył. Hrabina miała to sobie za szczęście, że się mimo podagry wybrał do niej, bo prawie nigdzie nie bywa i od wieków go nie widziała. Emilja posadziła go sama w fotelu, postarano się o podnóżek i hrabia znalazłszy się w kółku swojem, bo i Tarta – kowskiego liczymy do zupełnie nam oddanych – niezmiernie się ożywił – U kochanej Comtesse Marie, niema, rzekł, przynajmniej niebezpieczeństwa, żeby się dysharmonijna nuta wcisnęła i swobodnie językowi cugle puścić można… Gdzieindziej u nas trzeba się oglądać, aby kogo nie potrącić i nie narazić się na nieprzyjemność.
Nawet u księżnej bywają różni… Widziałem bankierów niechrzczonych, których wpuszczają i sadzają, bo mają z nimi interesa – i nasze mieszczaństwo i kochanych braci Rusinów, z wielkiemi zębami wilczemi… i – mój Boże kogoż tam nie było! Tu człowiek jak w domu.
– Tak, odparła gospodyni, ale też się nie ubawisz ze starymi…
– Stary jestem… a oczy pani Emilji staną za wszystko.
Emilja się śmiać poczęła…
– Pedogra nie wygnała ze mnie uwielbienia dla płci pięknej, dodał hrabia.
– To prawda, że ja – mówiła stara hrabina – wolę być samotnie, niż w niedobrem towarzystwie – ale też moje kółko bardzo szczupłe.
Prałat się przysunął do Sylwestra. – Coś tam musiało być w dziennikach, czy przeciwko duchowieństwu czy na arystokrację, bo ksiądz zaczął gorąco narzekać na prassę.
– Ja mam doskonały sposób na nią – rzekł hrabia – nie abonuję nic, nie czytam – niewiem ignorując i gdyby wszyscy tym się systemem rządzili, mielibyśmy pokój, bo by wrzawa ustała. Gdym przed laty dwudziestu był we Włoszech, jeden Anglik w Neapolu nauczył mnie tej teorji, którą do prassy zastosowałem. Napadali mnie Lazzarony, właściciele corricolów, przewodnicy, kłóciłem się z nimi, rady sobie dać niemogłem i padałem ofiarą. – Anglik ten dał mi sposób doskonały, nigdy słowa nie odpowiadać… tylko ręką kiwnąć, dać krzyczeć, zbywać milczeniem i nie uważać… Ja to teraz wszystkim radzę…
– Ale ba! rzekł prałat – ciekawość człowieka skusi.
– Mnie nigdy nie skusiła ona abym powąchał to co śmierdzi, odparł hrabia. W życiu nie widziałem Pastrany, ani żadnej poczwary i nie czytam co głupie..
Przyznaliśmy mu słuszność.
– C'est une théorie sublime! dodała stara hrabina.
– A ja, rzekł prałat, przyznaję się do tej ułomności, że choć mi towarzystwo parwenjuszów śmierdzi, bywam w niem, aby się z niego uśmiać…
Cóż to są innego jak małpy nasze?
– Jabo i małp nielubię – dodał hrabia, ale masz ksiądz prałat słuszność – ta średnia klasa, te dorobkowicze, typu sobie nawet własnego wyrobić nie potrafili – a dobrymi aktorami nie są, przesadzają śmiesznie.
Skarżą się na arystokracji dumę i niedostępność, ale mój Boże – niechże pójdą do świeżo zbogaconych bankierów i popróbują, niech pójdą do republikanów. Znajdą tam dopiero szorstkość, dumę, nieprzystępność jakiej się, nigdy żadna nie dopuściła arystokracja. – Pieniądz daleko jest kolczastszy niż rodowa duma, a przyznam się, że wolę się pokłonić choćby tylko wspomnieniom zasług, niż owocom umiejętnej szachrajki.
– Mogłem się o tych formach gburowatych przekonać w Szwajcarji – dodał prałat, – gdzie jakiś czas musiałem przesiedzieć. Było to w Bernie.Żaden książe udzielny mniej nie zachowuje form i ostrzej sobie nie postępuje z biednymi ludźmi jak ci panowie Rady związkowej. Przybyłem tam wprost z Rzymu, nawykłszy do manier delikatnych, i pierwszych dni o małom w pasją nie wpadł na tych fabrykantów zegarków i rękawiczek, którzy mnie traktowali jak sobie równego…