Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Pan i jego niewolnice - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 lutego 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pan i jego niewolnice - ebook

Do czego zdolny jest mężczyzna oszalały z pożądania i zazdrości.

Mało która kobieta zdaje sobie sprawę z tego, że nie powinna igrać z uczuciami swojego mężczyzny. A co dopiero zrywać zaręczyn niedługo przed ślubem. Tak właśnie postąpiła Alice, a Jack… cóż. Jack postanowił znieść to z godnością. I zemścić się, oczywiście w odpowiednim czasie. Wynajęte mieszkanie z całkowicie wygłuszonym pokojem okazuje się idealne do zrealizowania planu Jacka. Jakiego planu? Upokorzenia Alice i odebrania tego, co należne jej mężowi.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7881-300-2
Rozmiar pliku: 4,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy

Ja, rze­czo­ny mąż¹, nie będę za­bie­rał cza­su czy­tel­ni­kom, wda­jąc się w szcze­gó­ły do­ty­czą­ce oko­licz­no­ści, w ja­kich Ali­ce, rze­czo­na pan­na, wzbu­dzi­ła we mnie pra­gnie­nie ze­msty, co do­pro­wa­dzi­ło do tego, że pod­ją­łem taką, nie zaś inną dro­gę, o któ­rej te­raz za­mie­rzam opo­wie­dzieć. Dość rzec, iż Ali­ce okrut­nie i bez­pod­staw­nie mnie po­rzu­ci­ła. Ja zaś, pod wpły­wem do­zna­nej ura­zy, przy­sią­głem so­bie, że gdy­by kie­dy­kol­wiek na­sze dro­gi się spo­tka­ły, jej zmy­sło­we cia­ło udzie­li mi re­kom­pen­sa­ty za roz­cza­ro­wa­nia, ja­kich do­zna­łem. Po­nad­to – ucie­ka­jąc się do prze­mo­cy – wy­eg­ze­kwu­ję od niej na­leż­ne panu mło­de­mu przy­wi­le­je, któ­rych tak na­mięt­nie po­żą­da­łem. Mu­sia­łem wszak­że ukryć swo­je uczu­cia i pra­gnie­nia. Mie­li­śmy z Ali­ce wie­lu wspól­nych przy­ja­ciół, któ­rzy nic nie wie­dzie­li o na­szym po­róż­nie­niu. Po­nad­to czę­sto się wi­dy­wa­li­śmy, to­też gdy­bym zdra­dził się przed nią w naj­mniej­szym bo­daj stop­niu ze swo­ich za­mia­rów, zni­we­czy­ło­by to wą­tłe wi­do­ki na ich suk­ces. Z ta­kim po­wo­dze­niem ukry­wa­łem swe rze­czy­wi­ste pla­ny pod płasz­czy­kiem wiel­ko­dusz­ne­go przy­zwo­le­nia, iż Ali­ce nie była w naj­mniej­szym stop­niu świa­do­ma (jak mi póź­niej wy­ja­wi­ła), że moje po­stę­po­wa­nie było wte­dy tyl­ko grą.

Jed­nak­że, jak mówi przy­sło­wie, cier­pli­we cze­ka­nie za­wsze zo­sta­je na­gro­dzo­ne. Przez dość dłu­gi czas skłon­ny by­łem mnie­mać, że po­stą­pię naj­roz­trop­niej, po­rzu­ca­jąc pra­gnie­nie ze­msty, po­nie­waż oko­licz­no­ści ab­so­lut­nie i bez­wa­run­ko­wo wy­klu­cza­ły, że­bym po­siadł Ali­ce w miej­scu czy też w cza­sie naj­do­god­niej­szym do speł­nie­nia mych za­my­słów. Lecz trzy­ma­łem ner­wy na wo­dzy, li­cząc na po­myśl­ne do­pro­wa­dze­nie spra­wy do koń­ca, jed­no­cze­śnie cier­piąc dziel­nie i wy­trwa­le ka­tu­sze nie­speł­nio­nych pra­gnień i wzma­ga­ją­cych we mnie chu­ci.

Po­tem nada­rzy­ła się spo­sob­ność zmia­ny miesz­ka­nia, a po­szu­ku­jąc no­wej kwa­te­ry, tra­fi­łem na skrom­ny apar­ta­ment zło­żo­ny z sa­lo­nu i dwóch sy­pial­ni, któ­re już same w so­bie świet­nie by mnie za­do­wo­li­ły. Go­spo­darz pra­gnął jed­nak wy­na­jąć tak­że po­miesz­cze­nie, któ­re na­zy­wał skła­dzi­kiem czy też ru­pie­ciar­nią. Po­cząt­ko­wo od­mó­wi­łem, ale po­nie­waż się upie­rał, po­sta­no­wi­łem obej­rzeć tę izbę. Oka­za­ła się po­miesz­cze­niem bar­dzo oso­bli­wym, za­rów­no je­śli cho­dzi o do­stęp do niej, jak też sam jej wy­gląd. Otóż szło się tam krót­kim ko­ry­ta­rzy­kiem wio­dą­cym z po­de­stu scho­dów i za­opa­trzo­nym z obu stron w dwo­je do­sko­na­le do­pa­so­wa­nych drzwi. Samo po­miesz­cze­nie przy­po­mi­na­ło kształ­tem kwa­drat, było prze­stron­ne i wy­so­kie, jed­nak­że je­dy­nym otwo­rem w ścia­nach były wła­śnie owe drzwi. Świa­tło i po­wie­trze za­pew­niał duży świe­tlik, czy też, z uwa­gi na swo­je roz­mia­ry, la­tar­nia², zaj­mu­ją­ca więk­szą część po­wierzch­ni da­chu, wspar­ta na czte­rech pę­ka­tych i tę­gich drew­nia­nych ko­lu­mien­kach.

Po­nad­to ścia­ny były gru­bo wy­ście­ła­ne. Za­uwa­ży­łem, że wpusz­czo­no w nie, osa­dzo­ne w re­gu­lar­nych od­stę­pach dwa rzę­dy me­ta­lo­wych pier­ście­ni: pierw­szy znaj­do­wał się tuż nad pod­ło­gą, dru­gi – na wy­so­ko­ści mniej wię­cej ośmiu stóp. Ze ścią­gów da­cho­wych zwi­sa­ły krąż­ki do prze­wle­cze­nia liny – w pa­rach po­mię­dzy pod­po­ra­mi. Dwie ni­sze, wi­docz­ne w ścia­nie z drzwia­mi, two­rzy­ły w na­tu­ral­ny spo­sób wklę­śnię­cia i wy­brzu­sze­nia ko­ry­ta­rzy­ka pro­wa­dzą­ce­go do owe­go po­miesz­cze­nia. Spra­wia­ły wra­że­nie, jak­by nie­gdyś od­dzie­lo­no je od po­zo­sta­łej czę­ści izby kra­ta­mi, dla­te­go przy­po­mi­na­ły wię­zien­ne cele.

Wszyst­ko to wy­glą­da­ło tak oso­bli­wie, że za­py­ta­łem go­spo­da­rza, co się tu daw­niej znaj­do­wa­ło. Od­parł, że gmach wznie­sio­no z prze­zna­cze­niem na pry­wat­ny za­kład dla obłą­ka­nych, a było to w cza­sie, gdy obec­nie ta nie­mod­na dziel­ni­ca cie­szy­ła się wiel­kim wzię­ciem. Je­śli zaś cho­dzi o samo po­miesz­cze­nie, słu­ży­ło ono nie­gdyś za „po­kój sza­leń­ców”, w któ­rym izo­lo­wa­no agre­syw­nych pa­cjen­tów. Ry­gle, za­su­wy, pier­ście­nie i krąż­ki two­rzy­ły in­stru­men­ta­rium uży­wa­ne do po­skra­mia­nia tych nie­szczę­śni­ków, ile­kroć do­sta­wa­li gwał­tow­nych ata­ków fu­rii, a izo­la­cja ścian oraz szczel­ne po­dwój­ne drzwi spra­wia­ły, że ich sza­leństw nie sły­sze­li są­sie­dzi. Go­spo­darz do­dał, że po­kój jest na­praw­dę dźwię­kosz­czel­ny, o czym nie­jed­no­krot­nie mo­gli się prze­ko­nać go­ście, któ­rzy oglą­da­li te apar­ta­men­ty.

Wów­czas, ni­czym bły­ska­wi­ca, prze­le­cia­ła mi przez gło­wę pew­na myśl. Prze­cież po­kój ów ide­al­nie na­da­je się na miej­sce do re­ali­za­cji mo­ich pla­nów ze­msty! Gdy­bym tyl­ko zdo­łał zwa­bić doń Ali­ce, zna­la­zła­by się cał­ko­wi­cie na mo­jej ła­sce, nikt bo­wiem nie usły­szy jej krzy­ków o po­moc, co tyl­ko wzmoc­ni moją roz­kosz. Wszyst­kie zaś ry­gle, pier­ście­nie, krąż­ki – i tak da­lej – któ­ry to ze­staw mógł­bym prze­cież uzu­peł­nić kil­ko­ma od­po­wied­nio przy­go­to­wa­ny­mi me­bel­ka­mi, po­zwo­lą mi umie­ścić Ali­ce w do­wol­nej po­zy­cji i unie­ru­cho­mić ją, pod­czas gdy będę za­ba­wiał się jej cia­łem.

Uszczę­śli­wio­ny zgo­dzi­łem się więc wy­na­jąć rów­nież i to po­miesz­cze­nie, po czym nie­śpiesz­nie, z głę­bo­kim na­my­słem, za­pla­no­wa­łem wszyst­ko w naj­drob­niej­szych de­ta­lach. Ob­sta­lo­wa­łem owo do­dat­ko­we ume­blo­wa­nie, któ­re, choć na po­zór nie­win­ne i nad­zwy­czaj kom­for­to­we, zo­sta­ło wy­po­sa­żo­ne w licz­ne ukry­te me­cha­ni­zmy zdol­ne wpra­wić w szcze­gól­ną kon­fu­zję każ­dą ko­bie­tę, któ­rej cia­łem za­mie­rzał­bym za­wład­nąć i do­pro­wa­dzić do fi­zycz­ne­go znie­wo­le­nia. Na­ka­za­łem też po­kryć pod­ło­gę gru­by­mi per­ski­mi dy­wa­na­mi oraz ki­li­ma­mi, w dwóch ni­szach urzą­dzić zaś niby to ciem­nie fo­to­gra­ficz­ne, lecz w taki spo­sób, by mo­gły słu­żyć jako to­a­le­ty i gar­de­ro­by. Gdy wszel­kie pra­ce zo­sta­ły ukoń­czo­ne, moje Gniaz­decz­ko (tak bo­wiem na­zwa­łem ów przy­by­tek) przy­bra­ło wy­gląd wy­jąt­ko­wo pięk­ne­go i wy­god­ne­go po­ko­ju, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści sta­ło się, ni mniej, ni wię­cej, za­ma­sko­wa­ną izbą tor­tur.

Te­raz nad­szedł czas na re­ali­za­cję naj­trud­niej­szej czę­ści mego pla­nu.

Jak­że jed­nak mia­łem usi­dlić Ali­ce? Na nie­szczę­ście nie miesz­ka­ła w Lon­dy­nie, lecz opo­dal, pod jed­nym da­chem z za­męż­ną sio­strą, i do mia­sta przy­jeż­dża­ła wy­łącz­nie w jej to­wa­rzy­stwie. A za­tem mój pro­blem za­sa­dzał się na tym, w jaki spo­sób miał­bym do­pro­wa­dzić do tego, by zna­leźć się sam na sam z Ali­ce na tyle dłu­go, żeby móc urze­czy­wist­nić swo­je za­mia­ry. Za­cho­dzi­łem w gło­wę, jak ów cel osią­gnąć.

Sio­stry czę­sto od­wie­dza­ły Lon­dyn w nie­re­gu­lar­nych od­stę­pach cza­su, co wy­ni­ka­ło już to z roz­ma­itych obo­wiąz­ków to­wa­rzy­skich, już to z ko­niecz­no­ści zro­bie­nia za­ku­pów. Po­stę­pu­jąc w myśl za­sa­dy po­li­ty­ki l’en­ten­te cor­dia­le, za­pra­sza­łem je do sie­bie, aby wy­po­czę­ły i się po­krze­pi­ły. Pa­nie chęt­nie ko­rzy­sta­ły z mo­je­go lo­kum, czę­ścio­wo z po­wo­du bli­sko­ści Re­gent Stre­et, ale też z po­wo­du nad­zwy­czaj sma­ko­wi­te­go ja­dła, któ­rym nie­zmien­nie je ra­czy­łem. Głów­nie z po­wo­du ła­god­ne­go uko­je­nia, ja­kie za­pew­nia­ła ab­so­lut­na ci­sza i spo­kój pa­nu­ją­ce w Gniaz­decz­ku po zgieł­ku i ha­ła­sie lon­dyń­skich ulic, obie sio­stry po­czę­ły za­szczy­cać mnie re­gu­lar­nie swo­im to­wa­rzy­stwem pod­czas lun­chu, czy też po­po­łu­dnio­wej her­bat­ki, ile­kroć przy­by­ły do mia­sta i aku­rat nie mia­ły żad­nych in­nych zo­bo­wią­zań.

Nie mu­szę chy­ba do­da­wać, iż ży­wi­łem se­kret­ne na­dzie­je, że pod­czas któ­rejś z tych wi­zyt zy­skam spo­sob­ność urze­czy­wist­nie­nia swo­ich pla­nów ze­msty. Jed­nak­że przez kil­ka mie­się­cy ży­łem w prze­świad­cze­niu, że nie­uchron­nie spo­tka mnie za­wód. Cier­pia­łem ist­ne męki Tan­ta­la, gdy nie­prze­czu­wa­ją­ca ni­cze­go Ali­ce prze­by­wa­ła wraz ze mną w po­miesz­cze­niu, któ­re przy­go­to­wa­łem w celu za­da­nia jej gwał­tu. Była w za­się­gu za­rów­no mo­ich rąk, jak i ukry­tej ma­szy­ne­rii, z któ­rej po­mo­cą uzy­skał­bym nad nią ab­so­lut­ną wła­dzę i dys­po­no­wał­bym swo­bod­nie jej cia­łem. Da­li­bóg, nie­chyb­nie uru­cho­mił­bym to in­stru­men­ta­rium, gdy­by nie obec­ność jej sio­stry. Sy­tu­acja ta wy­zwa­la­ła we mnie tak prze­moż­ne pra­gnie­nia, że za­czą­łem na­wet pla­no­wać pod­da­nie tak­że Ma­rion ka­rze prze­zna­czo­nej dla Ali­ce. Myśl taka ry­so­wa­ła się na­der obie­cu­ją­co, po­nie­waż Ma­rion była prze­cu­dow­nym oka­zem nie­wia­sty; wyż­sza i tęż­sza niż jej sio­stra, mia­ła też bar­dziej po­są­go­we kształ­ty (Ali­ce była pe­ti­te). Per­spek­ty­wa po­sia­da­nia jej przez kil­ka go­dzin, ob­ła­pia­nia i chę­do­że­nia, była więc ze wszech miar przy­jem­na i obie­cu­ją­ca.

Za­czą­łem tak po­waż­nie roz­wa­żać tę moż­li­wość, że po­le­ci­łem prze­ro­bie­nie fo­te­la w taki spo­sób, by na­ci­śnię­cie ukry­tej dźwi­gien­ki wy­zwa­la­ło od­po­wied­nie me­cha­ni­zmy: w jed­nej chwi­li na­cisk cia­ła sie­dzą­cej w nim oso­by po­wo­do­wał, iż po­rę­cze me­bla po­chy­la­ły się do we­wnątrz, unie­ru­cha­mia­jąc nie­szczę­śni­ka. Fo­tel ów, luk­su­so­wo wy­ście­ła­ny i wy­po­sa­żo­ny, jak wspo­mnia­łem, w dys­kret­ną dźwi­gnię, wprost za­pra­szał, by w nim spo­cząć. Ali­ce na­tych­miast nań opa­da­ła w bło­giej nie­świa­do­mo­ści, że me­bel ten może unie­ru­cho­mić jej cia­ło, pod­czas gdy ja przy­stą­pię do rze­czy i pod­dam po­dob­nej pro­ce­du­rze Ma­rion.

Nim jed­nak zde­cy­do­wa­łem się sko­rzy­stać z tego osta­tecz­ne­go środ­ka, ma cier­pli­wość zo­sta­ła wy­na­gro­dzo­na. Oto jak się to sta­ło.

Pew­ne­go wie­czo­ra do­rę­czo­no mi li­ścik o tre­ści ta­kiej, jak wie­le razy już otrzy­my­wa­łem: sio­stry przy­bę­dą do Lon­dy­nu na­za­jutrz i pra­gną zjeść ze mną lunch. Ale, ku mo­je­mu za­sko­cze­niu, na krót­ko przed wy­zna­czo­ną go­dzi­ną Ali­ce po­ja­wi­ła się sama. Wy­ja­śni­ła, że gdy już wy­sła­ła rze­czo­ny li­ścik, bied­na Ma­rion za­cho­ro­wa­ła i przez całą noc bar­dzo źle się czu­ła, to­też, choć po­tem nie­co jej się po­lep­szy­ło, nie mo­gła przy­być wraz z nią. Ali­ce bar­dzo za­le­ża­ło na zro­bie­niu za­ku­pów, dla­te­go zde­cy­do­wa­ła się przy­je­chać sama i od­wie­dzi­ła mnie, by wy­ja­śnić, co za­szło. Oświad­czy­ła jed­nak, że nie zo­sta­nie na lun­chu, lecz wy­pi­je her­ba­tę i zje bu­łecz­kę z ro­dzyn­ka­mi na mie­ście.

Za­pro­te­sto­wa­łem ener­gicz­nie prze­ciw za­mia­ro­wi po­zba­wie­nia mnie jej to­wa­rzy­stwa, wąt­pię jed­nak, że zdo­ła­ło­by to skło­nić Ali­ce do zmia­ny za­mia­rów, gdy­by, szczę­śli­wym tra­fem, aku­rat nie lu­nął deszcz. Ali­ce za­wa­ha­ła się: suk­nia, w któ­rą była ubra­na, nie­chyb­nie moc­no by ucier­pia­ła; po­sta­no­wi­ła więc zo­stać u mnie na lun­chu i gdy deszcz mi­nie, udać się po za­ku­py.

Gdy od­da­li­ła się na chwi­lę do sy­pial­ni, z któ­rej ko­rzy­sta­ła wraz z sio­strą pod­czas od­wie­dzin, owład­nę­ło mnie sza­lo­ne pod­nie­ce­nie. Ali­ce jest u mnie – i to sama! Wy­da­wa­ło mi się to zbyt pięk­ne, żeby mo­gło być praw­dzi­we. Wie­dzia­łem jed­nak­że, że musi jesz­cze zna­leźć się w Gniaz­decz­ku, po­nie­waż w każ­dym z po­zo­sta­łych po­miesz­czeń jest cał­ko­wi­cie bez­piecz­na. Kwe­stią naj­wyż­szej wagi było, żeby ani przez chwi­lę nie czu­ła się za­nie­po­ko­jo­na, dla­te­go też wiel­kim wy­sił­kiem woli ze­bra­łem się w so­bie i nim Ali­ce we­szła do ja­dal­ni, przy­bra­łem zwy­kły wy­raz twa­rzy.

Szyb­ko po­da­no do sto­łu. Po­cząt­ko­wo Ali­ce wy­da­wa­ła się lek­ko po­de­ner­wo­wa­na i skrę­po­wa­na, jed­nak­że pro­wa­dząc z nią uprzej­mą i tak­tow­ną kon­wer­sa­cję, spo­wo­do­wa­łem, że od­zy­ska­ła rów­no­wa­gę du­cha i roz­ma­wia­ła we­so­ło i w spo­sób na­tu­ral­ny. Chy­trze usa­do­wi­łem ją ty­łem do okna, nie chcąc, by za­uwa­ży­ła ozna­ki zbli­ża­ją­cej się bu­rzy; nie­ba­wem też ku swo­je­mu za­sko­cze­niu skon­sta­to­wa­łem, że aura robi się co­raz gor­sza. Ale bra­łem też pod uwa­gę, że lada mo­ment może za­cząć się prze­ja­śniać, dla­te­go uzna­łem, że im szyb­ciej Ali­ce znaj­dzie się w Gniaz­decz­ku, tym le­piej dla mnie – i tym go­rzej dla niej. To­też wszel­ki­mi si­ła­mi dą­ży­łem do przy­śpie­sze­nia lun­chu.

Tym­cza­sem gdy Ali­ce są­czy­ła po­wo­li kawę, na­gle deszcz za­czął ude­rzać o szy­by, po czym roz­legł się zło­wiesz­czy po­mruk grzmo­tu. Od­gło­sy te spo­wo­do­wa­ły, że po­de­rwa­ła się z fo­te­la i zbli­ży­ła do okna.

– Och! Spójrz tyl­ko! – wy­krzyk­nę­ła prze­ra­żo­na. – Ależ nie w porę!

Sta­ną­łem obok niej przy oknie.

– Na Jo­wi­sza, rze­czy­wi­ście fa­tal­nie – za­uwa­ży­łem, do­da­jąc: – Naj­wy­raź­niej za­cią­gnę­ło się na do­bre. Mam na­dzie­ję, że nie masz w to po­po­łu­dnie żad­nych umó­wio­nych spo­tkań i nie bę­dziesz mu­sia­ła prze­by­wać zbyt dłu­go na dwo­rze.

Gdy wy­po­wia­da­łem te sło­wa, nie­bo prze­cię­ła po­tęż­na bły­ska­wi­ca i na­tych­miast huk­nę­ło. Na twa­rzy Ali­ce po­ja­wi­ło się prze­ra­że­nie i cof­nę­ła się nie­pew­nie.

– Och! – wy­krzyk­nę­ła prze­stra­szo­na. – Je­stem ma­łym głu­piut­kim tchó­rzem – szep­nę­ła – i boję się bu­rzy, bu­dzi we mnie trwo­gę!

– W ta­kim ra­zie może dasz się za­pro­sić do Gniaz­decz­ka? – za­pro­po­no­wa­łem, gra­jąc rolę tro­skli­we­go go­spo­da­rza. – Stam­tąd nie bę­dzie wi­dać bły­ska­wic i na pew­no nie usły­szysz huku pio­ru­nów, po­nie­waż po­kój ów jest dźwię­kosz­czel­ny. Przej­dzie­my tam? – za­py­ta­łem, otwie­ra­jąc za­chę­ca­ją­co drzwi.

Lek­ko się za­wa­ha­ła. Czyż­by anioł stróż pod­po­wia­dał Ali­ce, jaki los ją cze­ka, gdy przyj­mie moje po­zor­nie nie­win­ne za­pro­sze­nie? Jed­nak w tej sa­mej chwi­li nie­bo prze­ora­ła ko­lej­na bły­ska­wi­ca, wiel­ka i ośle­pia­ją­ca, któ­rej to­wa­rzy­szył nie­mal jed­no­cze­sny grzmot.

– O tak, o tak! – nie­mal krzyk­nę­ła, po czym wy­bie­gła. Śle­dzi­łem ją wzro­kiem, a ser­ce wa­li­ło mi jak sza­lo­ne. Ali­ce prze­bie­gła przez obo­je drzwi i zna­la­zła się w Gniaz­decz­ku, czy­li w po­trza­sku, jaki na nią mo­zol­nie z roz­my­słem za­sta­wi­łem. Za­ry­glo­wa­łem bez­sze­lest­nie drzwi ze­wnętrz­ne, po czym za­mkną­łem we­wnętrz­ne. Ali­ce na­le­ża­ła do mnie! Do mnie! Wresz­cie ją mia­łem! Te­raz nad­szedł czas na do­ko­na­nie ze­msty! Te­raz jej nie­ska­la­na dzie­wi­czość zo­sta­nie od­da­na na pa­stwę mo­ich chu­ci, zmu­szę ją do za­spo­ko­je­nia mych lu­bież­nych żądz! Ali­ce była cał­ko­wi­cie zda­na na mą ła­skę i nie­ła­skę, to­też nie­zwłocz­nie przy­stą­pi­łem do re­ali­za­cji swych okrut­nych pra­gnień.Rozdział drugi

Po bły­ska­wi­cach i grzmo­tach ko­ją­ca ci­sza pa­nu­ją­ca w Gniaz­decz­ku przy­wró­ci­ła Ali­ce spo­kój i rów­no­wa­gę du­cha. Ode­tchnę­ła głę­bo­ko.

– Ależ to prze­ślicz­ny po­kój, Jack! – wy­krzyk­nę­ła ocza­ro­wa­na. – Spójrz tyl­ko: deszcz bije w świe­tlik, a tu nic, a nic nie sły­chać!

– O tak, na pew­no nic nie sły­chać – po­twier­dzi­łem – bo po­kój ten jest do­sko­na­le dźwię­kosz­czel­ny. W ca­łym Lon­dy­nie nie ma chy­ba po­miesz­cze­nia bar­dziej na­da­ją­ce­go się do re­ali­za­cji mo­je­go szcze­gól­ne­go celu.

– Ja­kie­go celu? – za­py­ta­ła.

– Po­hań­bie­nia cię – rze­kłem ci­cho, pa­trząc jej pro­sto w oczy. – Po­zba­wie­nia cię dzie­wic­twa.

Wzdry­gnę­ła się w osłu­pie­niu. Moc­no po­czer­wie­nia­ła. Pa­trzy­ła na mnie, jak­by nie wie­rząc wła­snym uszom. Ja zaś sta­łem nie­ru­cho­mo i spo­koj­nie ją ob­ser­wo­wa­łem. Wi­dzia­łem, jak ogar­nia ją jed­no­cze­śnie obu­rze­nie i gniew i jak moc­no cier­pi jej ura­żo­na skrom­ność.

– Je­steś chy­ba sza­lo­ny – wy­ce­dzi­ła gło­sem, w któ­rym na­brzmie­wa­ła wście­kłość. – Za­po­mi­nasz się. W ta­kim ra­zie ze­chciej uwa­żać na­szą przy­jaźń za za­wie­szo­ną do cza­su, aż wró­ci ci roz­są­dek i na­le­ży­cie prze­pro­sisz mnie za tę nie­wy­ba­czal­ną znie­wa­gę. Tym­cza­sem pro­szę cię tyl­ko o przy­wo­ła­nie do­roż­ki, bym mo­gła nie prze­by­wać dłu­żej w obec­no­ści oso­by o ta­kim po­kro­ju jak ty. – Jej oczy za­pło­nę­ły gnie­wem.

Ro­ze­śmia­łem się ci­cho.

– Czy na­praw­dę są­dzisz, Ali­ce, że po­stą­pi­łem tak, nie prze­my­ślaw­szy kon­se­kwen­cji? – spy­ta­łem chłod­no. – Czyż­byś na­praw­dę są­dzi­ła, że po­stra­da­łem zmy­sły? Czy nie jest tak, że masz do spła­ce­nia nie­wiel­ki ra­chu­nek za to, co uczy­ni­łaś mi daw­no temu? Oto i nad­szedł dzień za­pła­ty, moja dro­ga, do­brze się za­ba­wi­łaś moim kosz­tem, dla­te­go ja za­ba­wię się te­raz two­im. Igra­łaś z moim ser­cem, po­zwól więc, że ja po­igram z two­im cia­łem.

Wpa­try­wa­ła się we mnie za­sko­czo­na i śmier­tel­nie prze­ra­żo­na. Oszo­ło­mi­ły ją mój spo­kój i zde­ter­mi­no­wa­nie. Zbla­dła na twa­rzy, sły­sząc wzmian­kę o prze­szło­ści, po czym jesz­cze bar­dziej się spło­ni­ła pod wpły­wem mo­ich słów do­ty­czą­cych naj­bliż­szej przy­szło­ści. Po krót­kiej chwi­li kon­ty­nu­owa­łem.

– Za­pla­no­wa­łem z roz­my­słem tę ze­mstę. Wy­na­ją­łem ów apar­ta­ment tyl­ko dla­te­go, że ar­cyw­spa­nia­le nada­wał się do mo­ich ce­lów. Przy­go­to­wa­łem go na każ­dą oko­licz­ność, uwzględ­nia­jąc na­wet to, że we­zmę cię prze­mo­cą. Spójrz tyl­ko.

W tej sa­mej chwi­li za­de­mon­stro­wa­łem jej wy­peł­nio­nym gro­zą i prze­stra­chem oczom me­cha­nizm ukry­ty w fo­te­lu, i tak da­lej.

– No cóż, za­pew­niam cię, że nie wyj­dziesz z tego po­ko­ju, do­pó­ki ci na to nie po­zwo­lę. Te­raz wiesz, że two­ich krzy­ków o po­moc i pła­czu nikt nie usły­szy. Mu­sisz więc sama za­de­cy­do­wać, jak po­stą­pisz. Daję ci do wy­bo­ru dwie, i tyl­ko dwie, moż­li­wo­ści, a ty mu­sisz wy­brać jed­ną z nich. Czy ule­gniesz mi spo­koj­nie i do­bro­wol­nie, czy też wo­lisz, bym wziął cię siłą?

Tup­nę­ła wście­kle ma­leń­ką stóp­ką.

– Jak śmiesz tak do mnie mó­wić?! – wy­krzyk­nę­ła gniew­nie. – Czy uwa­żasz, że je­stem dziec­kiem? Wy­puść mnie w tej chwi­li!

I ru­szy­ła z wiel­ką god­no­ścią ku drzwiom.

– Nie je­steś dziec­kiem – od­par­łem z okrut­nym uśmie­chem. – Je­steś po­nęt­ną i prze­ślicz­ną dziew­czy­ną, ma­ją­cą wszyst­kie przy­mio­ty zdol­ne za­spo­ko­ić moje żą­dze. Jed­nak nie po­zwo­lę ci trwo­nić cza­su. Do­praw­dy, nie wy­star­czy jed­ne­go po­po­łu­dnia na urze­czy­wist­nie­nie wszel­kich mo­ich za­chcia­nek i ka­pry­sów oraz za­spo­ko­je­nie na­mięt­no­ści. Py­tam za­tem raz jesz­cze: czy ule­gniesz mi z wła­snej woli, czy też mam cię zmu­sić do tego siłą? Uprze­dzam, że gdy ze­gar wy­bi­je po­ło­wę go­dzi­ny, a ty nie ule­gniesz mi do­bro­wol­nie, na­tych­miast we­zmę prze­mo­cą to, cze­go pra­gnę. Te­raz zrób wła­ści­wy uży­tek z tych trzech mi­nut, któ­re ci po­zo­sta­ły.

Od­wró­ci­łem się i od­da­li­łem, by przy­go­to­wać po­kój, jak­by prze­wi­dziaw­szy z góry, iż będę zmu­szo­ny użyć prze­mo­cy.

Zdję­ta zgro­zą i za­szo­ko­wa­na Ali­ce za­pa­dła w fo­tel, skry­wa­jąc twarz w drżą­cych dło­niach. Wi­dać po­ję­ła, w jak roz­pacz­li­wym po­ło­że­niu się znaj­du­je. Jak­że mo­gła­by, ot tak, z wła­snej i nie­przy­mu­szo­nej woli, ulec mym chu­ciom? A prze­cież, je­śli tego nie uczy­ni, zo­sta­nie zmu­szo­na siłą! Na do­bit­kę zaś bę­dzie mu­sia­ła cier­pieć strasz­li­we po­ni­że­nie! Zo­sta­wi­łem ją w sa­mot­no­ści, a po za­koń­cze­niu przy­go­to­wań usia­dłem spo­koj­nie na­prze­ciw, pa­trząc na nią.

Tym­cza­sem roz­le­gło się mia­ro­we ude­rze­nie ze­ga­ra. Na­tych­miast wsta­łem z miej­sca. Ali­ce rów­nież po­de­rwa­ła się na nogi i wy­co­fa­ła ku wez­gło­wiu ob­szer­ne­go łoża, na któ­rym jesz­cze nie­daw­no ocza­mi wy­obraź­ni wi­dzia­łem ją roz­cią­gnię­tą nago. Było oczy­wi­ste, że za­mie­rza sta­wić opór i wal­czyć ze mną, co było mi nad­zwy­czaj na rękę, po­nie­waż swo­im po­stę­po­wa­niem z na­wiąz­ką do­star­cza­ła mi uspra­wie­dli­wie­nia, abym bez skru­pu­łów dał upust swym lu­bież­nym pra­gnie­niom.

– No i cóż, Ali­ce? Czy ule­gniesz mi spo­koj­nie i po do­bro­ci?

Wy­da­wa­ło się, że opa­no­wa­ła ją fu­ria. Po raz pierw­szy roz­sier­dzo­na spoj­rza­ła mi har­do w oczy wzro­kiem pło­ną­cym wście­kło­ścią.

– Nig­dy! Nig­dy! – wy­krzyk­nę­ła po­ryw­czo. – Je­steś wstręt­ny! Czyń za­tem pod­łość, któ­rą so­bie za­pla­no­wa­łeś. Czyż­byś są­dził, że wy­mu­sisz na mnie stra­chem za­spo­ko­je­nie swo­ich nie­cnych i lu­bież­nych żądz? Oto więc i moja od­po­wiedź, raz na za­wsze: nie! Nie! Nie! Och, je­steś tchórz­li­wym by­dlę­ciem i be­stią!

Od­wró­ci­ła gło­wę, śmie­jąc się wzgar­dli­wie.

– Jak so­bie ży­czysz – od­par­łem ci­cho i spo­koj­nie. – Ten się śmie­je, kto się śmie­je ostat­ni. Śmiem twier­dzić, iż nie upły­nie pół go­dzi­ny, a ule­gniesz mi bez­względ­nie i bez­wa­run­ko­wo; nie ko­niec na tym – bę­dziesz się jesz­cze do­pra­szać, bym ra­czył przy­jąć two­ją ka­pi­tu­la­cję. Rę­czę ci, że tak się sta­nie. Prze­ko­na­my się o tym obo­je.

Od­po­wie­dzia­ła mi wy­zy­wa­ją­cym śmie­chem, w któ­rym za­brzmia­ło nie­do­wie­rza­nie.

– Owszem, zo­ba­czy­my. Zo­ba­czy­my – rzu­ci­ła z po­gar­dą.

W jed­nej chwi­li sko­czy­łem, by ją ob­ła­pić, lecz ona, chy­żo jak myśl, umknę­ła. Przez krót­ki czas wy­my­ka­ła się moim ob­ję­ciom, klu­cząc wśród me­bli ni­czym ści­ga­ny mo­tyl, szyb­ko jed­nak za­pę­dzi­łem ją do na­roż­ni­ka. Spa­dłem na nią ni­czym sęp na swą ofia­rę i chwy­ci­łem moc­no w ob­ję­cia. Na­stęp­nie na wpół po­wlo­kłem, na wpół prze­nio­słem tam, gdzie po­mię­dzy dwo­ma fi­la­ra­mi wi­sia­ła para po­ru­sza­nych elek­trycz­nie li­no­wych krąż­ków.

Ali­ce przez cały czas roz­pacz­li­wie wal­czy­ła i wzy­wa­ła po­mo­cy. Prze­ła­mu­jąc jed­nak ów de­spe­rac­ki opór, szyb­ko za­plo­tłem koń­ców­ki sznu­rów na jej prze­gu­bach i na­ci­sną­łem gu­zik: sznu­ry na­prę­ży­ły się, po czym po­wo­li, lecz nie­ubła­ga­nie ra­mio­na Ali­ce wy­pro­sto­wa­ły się nie­mal na całą dłu­gość, tak że mu­sia­ła przy­jąć po­sta­wę pio­no­wą. Była te­raz bez­bron­na i nie­zdol­na unik­nąć dło­ni, któ­re mia­ły wiel­ką ocho­tę zgłę­bić słod­kie se­kre­ty za­ka­mar­ków jej odzie­ży. Skut­kiem jed­nak kon­tor­sji cia­ła oraz gwał­tow­nych emo­cji, ja­kich do­zna­wa­ła, wpa­dła w stan tak ogrom­ne­go wzbu­rze­nia i nie­po­ko­ju, iż uzna­łem, że po­stą­pię naj­roz­sąd­niej, je­śli po­zo­sta­wię ją na krót­ko samą, aż zdo­ła jako tako za­pa­no­wać nad sobą. Wszyst­ko zaś po to, żeby bo­le­śniej i w spo­sób bar­dziej świa­do­my do­świad­cza­ła po­ni­żeń, któ­re będą jej udzia­łem.

W tym miej­scu po­wi­nie­nem chy­ba wy­ja­śnić czy­tel­ni­kom dzia­ła­nie ma­szy­ne­rii, któ­rą dys­po­no­wa­łem i któ­ra mia­ła słu­żyć po­ko­na­niu i ujarz­mie­niu Ali­ce.

Po­mię­dzy każ­dą parą fi­lar­ków pod­trzy­mu­ją­cych da­cho­wy świe­tlik-la­tar­nię wi­sia­ły dwa so­lid­nej bu­do­wy krąż­ki li­no­we wpra­wia­ne w ruch me­cha­ni­zmem elek­trycz­nym ukry­tym w bel­kach da­chu. Gdy­bym chciał usta­wić Ali­ce w po­zy­cji pio­no­wej, mu­siał­bym po pro­stu przy­wią­zać ją za prze­gu­by dło­ni do koń­có­wek lin i pod­cią­gnąć liny do góry, co zmu­si­ło­by dziew­czy­nę do przy­ję­cia po­sta­wy wy­pro­sto­wa­nej; jed­no­cze­śnie cia­ło jej sta­ło­by się bez­wol­ne i cał­ko­wi­cie zda­ne na moją ła­skę. Fi­lar­ki mogę zaś wy­ko­rzy­stać, gdy­by przy­szła mi ocho­ta ją wy­chło­stać, po­nie­waż przy­twier­dzo­no do nich me­ta­lo­we pier­ście­nie, do któ­rych mógł­bym przy­wią­zać Ali­ce tak moc­no, że nie zdo­ła­ła­by wy­ko­nać żad­ne­go ru­chu.

Opo­dal fi­la­rów sta­ło wiel­kich roz­mia­rów łoże wy­ście­ła­ne ciem­no­zie­lo­nym atła­sem; ko­lor ma­te­rii sta­no­wił­by wy­ra­zi­ste tło dla per­ło­we­go po­wa­bu roz­ło­żo­nej na niej na­giej dziew­czy­ny. Rze­czo­ny me­bel wy­po­sa­żo­ny był w osiem ma­syw­nych nó­żek (po czte­ry na­prze­ciw sie­bie); za każ­dą z nich le­żał na dy­wa­nie zro­lo­wa­ny so­lid­ny pa­sek rze­mien­ny prze­su­wa­ny za po­mo­cą me­cha­ni­zmu ukry­te­go w ta­pi­cer­ce i na­pę­dza­ne­go elek­trycz­no­ścią. Na łożu le­ża­ło wie­le po­du­szek i pu­fów roz­ma­ite­go kształ­tu, ro­dza­ju i twar­do­ści, z któ­rych Ali­ce i Ma­rion mo­ści­ły so­bie gniazd­ka, ile­kroć za­ży­wa­ły na nim wy­po­czyn­ku; bie­dac­twa, na­wet im przez myśl nie prze­szło, że owo „łoże tu­rec­kie” (bo tak je na­zwa­ły) mia­ło stać się oł­ta­rzem, na któ­rym dzie­wic­two pierw­szej z sióstr zo­sta­nie zło­żo­ne w ofie­rze Bo­gi­ni Mi­ło­ści. Rolą zaś wspo­mnia­nych rze­mie­ni było przy­trzy­my­wa­nie dziew­czy­ny w od­po­wied­niej po­zy­cji pod­czas aktu po­hań­bie­nia – gdy­by nie ze­chcia­ła pod­dać się po­słusz­nie swo­je­mu lo­so­wi.

Obok kon­cer­to­we­go pia­ni­na stał zaś ob­cią­gnię­ty skó­rą ta­bo­ret-bliź­niak za­opa­trzo­ny w zwy­kły me­cha­nizm słu­żą­cy od­po­wied­nie­mu do­bra­niu wy­so­ko­ści sie­dzi­ska; tyle tyl­ko, że moż­na je było pod­nieść znacz­nie wy­żej niż za­zwy­czaj. Oso­bli­wą ce­chą tego ta­bo­re­tu była jego nie­spo­ty­ka­na dłu­gość wy­no­szą­ca peł­ne sześć stóp. Pew­ne­go dnia za­spo­ko­iłem cie­ka­wość Ali­ce i wy­ja­śni­łem, że nad­zwy­czaj­na dłu­gość me­bla słu­ży temu, by mo­gła na nim usiąść wy­god­nie oso­ba prze­wra­ca­ją­ca nuty pia­ni­ście. Rze­czy­wi­stym zaś po­wo­dem było to, iż ta­bo­ret ów sta­no­wił ro­dzaj pu­łap­ki dzia­ła­ją­cej za po­mo­cą ukry­tych w nim me­cha­ni­zmów i za­opa­trzo­nej w prze­myśl­ny ze­staw rze­mie­ni, któ­rych sku­tecz­ność dzia­ła­nia za­mie­rza­łem wy­pró­bo­wać na de­li­kat­nym ciał­ku Ali­ce.

Wy­ja­śni­łem już po­przed­nio dzia­ła­nie zdra­dziec­kie­go fo­te­la. Czy­tel­ni­cy za­pew­ne zro­zu­mie­ją, że czy­niąc zeń uży­tek, mo­głem unie­ru­cho­mić Ali­ce prak­tycz­nie w do­wol­nej po­zy­cji i utrzy­mać ją w niej tak dłu­go, jak dłu­go ze­chcę re­ali­zo­wać swo­je pra­gnie­nia i za­chcian­ki na jej bez­bron­nym cie­le.

Wszyst­kie liny i rze­mie­nie wy­po­sa­żo­ne były w krąż­ki za­trza­sko­we osa­dzo­ne w ob­ro­to­wych gniaz­dach. W celu przy­mo­co­wa­nia ich bez­po­śred­nio do koń­czyn Ali­ce uży­wa­łem dłu­gie­go moc­ne­go zwo­ju i jed­no­cze­śnie bar­dzo de­li­kat­ne­go je­dwab­ne­go sznu­ra – naj­lep­sze­go, jaki zdo­ła­łem do­stać. Bar­dzo ła­two było je za­pę­tlić, sto­su­jąc po­dwój­ny splot wo­kół jej nad­garst­ka bądź kost­ki, prze­pleść ze sobą ich koń­ce i moc­no za­cią­gnąć, po czym wsu­nąć każ­dą koń­ców­kę w za­trzask. Taki spo­sób unie­ru­cho­mie­nia oprze się wszel­kim pró­bom po­lu­zo­wa­nia czy też szar­pa­nia, a mięk­kość je­dwa­biu spo­wo­du­je, że de­li­kat­ne cia­ło Ali­ce nie bę­dzie na­ra­żo­ne na otar­cia czy na­wet zra­nie­nia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: