- W empik go
Pan i władca - ebook
Pan i władca - ebook
Na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone
Aleksandro, nowojorski szef włoskiej mafii, bezwzględny, zdeterminowany, władczy i niebezpieczny. Okazuje się jednak, że nawet taki boss ma swojego szefa, nad którym nie może zapanować. Opieka nad noworodkiem nie jest przecież taka prosta, zwłaszcza gdy zostało się z nim samemu. Aleksandro potrzebuje żony i matki dla swojego syna. I to natychmiast. Urocza Bianca wydaje się dobrą kandydatką – ma łagodne usposobienie i doświadczenie w opiece nad dziećmi. Ale czy naprawdę jest taka niewinna? Jak zareaguje na zaproponowane jej, dość konkretne, usługi?
Szybko okazuje się, że w tej relacji nic nie jest takie, jakim wydawało się na początku. Dominujący Aleksandro czuje potrzebę oddania kontroli, a słodka Bianca wcale nie ucieka od jego brutalnych zagrywek. Zanim jednak między bohaterami zdąży rozwinąć się namiętność, wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej – wrogowie Aleksandro nie zamierzają odpuścić i tylko czekają na jego chwilę słabości. Kto wyjdzie zwycięsko z wojny mafijnych rodów? Czy w tym chaosie znajdzie się miejsce na prawdziwe uczucia?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67137-86-7 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ALEKSANDRO
Spojrzałem na płaczące dziecko w moich ramionach. Głośno westchnąłem. Syn był już cały purpurowy, a ja nie mogłem go uspokoić. Ja – Aleksandro Ferro – boss jednej z najpotężniejszych włoskich mafii w Stanach Zjednoczonych, nie umiałem poradzić sobie z noworodkiem.
Byłem pewien, że gdyby jego matka żyła, maleństwo by nie płakało. Ale niestety, ta głupia kurwa się powiesiła. Dlaczego? Nie byłem pewien. Może przerosło ją macierzyństwo, może to, z jakim musi sypiać człowiekiem, a może po prostu znudziło się jej życie. Tak czy inaczej mój syn Maksymilian nie miał matki, a ja byłem na tyle głupi, żeby dać mojej gosposi wolny wieczór – miała jakąś ważną rodzinną uroczystość.
Stłumiłem w sobie chęć splunięcia na podłogę. Byłem wściekły – moja wściekłość rosła w miarę nasilania się płaczu dziecka. Choć miałem na swoich dłoniach tyle krwi, że niejeden seryjny morderca bał się przeze mnie spać w nocy, nie potrafiłem uspokoić swojego syna.
Oszukiwałem się, że jakoś sobie radzę jako ojciec, ale tak naprawdę wyłącznie dzięki pomocy mojej gosposi Chiary. Tyle że ona nie mogła być u mnie przez cały czas, a ja potrzebowałem kogoś, kto będzie się zajmował tym małym bachorem bez przerwy. Doszedłem więc do prostego wniosku: muszę ponownie się ożenić. Niekoniecznie z miłości – w końcu w moim świecie większość małżeństw miało charakter biznesowy. Stanowiłem świetną partię, byłem więc pewny, że każdy ojciec zechce oddać mi rękę swojej córki. Tyle że nie planowałem z nową wybranką szczęśliwego pożycia małżeńskiego. Już raz tego próbowałem, a później musiałem obserwować, jak żona zamykała oczy, kiedy uprawiałem z nią seks, i jak wielką pogardę żywiła wobec mnie, gdy otwierała powieki.
Eva, moja zmarła żona, nie akceptowała bestii, którą byłem, mimo że wychowała się w brutalnym świecie. Jej ojciec także był mafiosem – zresztą jednym z moich najlojalniejszych ludzi. Mimo to Eva nie tolerowała takiego życia. Pragnęła czegoś innego. Czara goryczy przelała się, kiedy odkryła, że nie jestem w stanie zadowolić się zwykłym rżnięciem – musiałem mieć kontrolę, dominację… a czasem pragnąłem także zadawać ból, nawet jej. Nienawidziła tego i ostatecznie wolała umrzeć.
Musiałem znaleźć sobie nową partnerkę. Najlepiej młodą, słodką dziewczynę, która potrafiłaby zająć się moim dzieckiem – moim potomkiem i przyszłym następcą. Nie zamierzałem nawet tykać jej palcem, nie licząc nocy poślubnej, kiedy to udowodniłbym, że jest moja. Zmusiłbym się, żeby kochać się z nią powoli i delikatnie… Tak jak nigdy nie kochałem się z Evą. Nie umiałem traktować jej inaczej niż swoją własność.
Byłem dupkiem. Ewidentnie byłem dupkiem. I zdawałem sobie z tego sprawę. Prawda jest jednak taka, że zostałem w taki sposób wychowany, tak ukształtował mnie świat. Nie mogłem być nikim innym, bo wtedy straciłbym władzę i pozycję. Gdybym tylko okazał słabość, ktoś wbiłby mi nóż między żebra, żeby przejąć moje terytorium.
Na dodatek teraz miałem dziecko.
Wciąż próbowałem ukołysać je w swoich ramionach. Synek odrobinę się uspokoił, już nie łkał tak rozpaczliwie. Otworzył oczy i wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi tęczówkami, tak podobnymi do moich.
– Znajdę ci mamę – obiecałem. Postanowiłem, że zajmę się tym z samego rana i zrobię wszystko, żeby mój syn był szczęśliwy. I żeby zajmował się nim ktoś, kto umiałby sprawić, że Maksymilian się uspokoi. Miałam tylko nadzieję, że mój doradca i najlepszy przyjaciel Alberto będzie miał na oku jakąś odpowiednią kandydatkę, bo nie uśmiechały mi się długie poszukiwania. Potrzebowałem nowej żony od zaraz. Albo raczej – potrzebowałem kogoś, kto w końcu zająłby się dzieckiem tak, jak powinien.
Kiedy tak wpatrywałem się w syna, czułem głównie nienawiść do Evy spowodowaną jej egoistycznym czynem. Była samolubną suką. Odebrała sobie życie kilka dni po porodzie, zostawiając Maksymiliana, który tak bardzo jej potrzebował i który powinien być dla niej oczkiem w głowie. Nie był – ani on, ani tym bardziej ja.
– Nie płacz… – powiedziałem do chłopca, choć w tej chwili był spokojny. – Musisz być silny. Kiedyś przejmiesz moje obowiązki. Ale na razie… śpij, maluchu. Daj nam obu odpocząć. Na razie sami musimy dawać sobie radę.
• • •
Z samego rana – bo Maksymilian nie dał mi zbyt długo pospać – zadzwoniłem do Alberta. Miałem w dupie, czy może jeszcze spać. Potrzebowałem go w tym momencie, a moje potrzeby były na pierwszym miejscu.
Tym bardziej że w nocy musiałem chyba ze trzy razy wstawać do płaczącego noworodka. Byłem totalnie wykończony, wyprany z emocji… i bezradny. Nigdy więcej nie chciałem już się tak czuć, więc jak najszybciej musiałem zorganizować sobie kobietę, która przejmie rolę matki Maksymiliana. Gdyby to było możliwe, wziąłbym ten cholerny ślub nawet dzisiaj wieczorem – naprawdę nie miałem zamiaru udawać, że chcę zawrzeć małżeństwo z miłości. Moje motywy były jasne. I ja także dostałem już nauczkę od życia i wiedziałem, że jeśli pokażę swoje prawdziwe oblicze, to nawet w oczach kobiety, która powinna mi być posłuszna, będę uznawany za największe monstrum. BDSM zniszczyło jedyną relację, na której w życiu mniej więcej mi zależało – a raczej zależało mi na Evie na tyle, że de facto ją kiedyś postanowiłem poślubić.
To, co we mnie drzemało – ten demon, który chciał kontrolować i dominować – musiał znaleźć ujście gdzieś indziej. Nie tylko w zabijaniu, ale także w ruchaniu się z dziwkami, które doceniały to, jaki jestem, bo same pragnęły poczuć wstyd, upokorzenie, ból… i całkowitą uległość. Już nie pozwolę sobie na to, żeby odkryć karty przed moją nową żoną. Wystarczyło, że odkryłem je przed Evą – i skończyło się to tak, jak się skończyło…
– Aleksandro? – Alberto odebrał telefon. Słychać było, że dopiero co wstał. – Czegoś potrzebujesz o tak wczesnej porze?
– Tak – odparłem krótko. – Żony.
– Żony? – spytał mój rozmówca i roześmiał się.
– Żony – potwierdziłem.
– Kurwa, ty nie żartujesz, co?
– A brzmię, jakbym żartował? – odpowiedziałem.
Usłyszałem westchnięcie.
– Kogo konkretnie potrzebujesz? – Alberto przeszedł do konkretów.
– Dziewczyny, która będzie umiała zająć się Maksymilianem – stwierdziłem.
– Nie szukasz żadnej seksownej, uległej kochanki? – dopytywał.
– Nie – uciąłem krótko. – Do tego mam kobiety w burdelach, które mi podlegają. Potrzebuję teraz kogoś, kto zajmie się moim synem. On jest dla mnie najważniejszy.
– Cholerna Eva… – wymamrotał Alberto, wystarczająco głośno, żebym usłyszał.
Nie skomentowałem tego jednak, mimo że całkowicie się z nim zgadzałem.
– W sumie mam chyba jedną kandydatkę, która wydaje się odpowiednia… – rzucił Alberto.
Wymownie milczałem.
– Russo. Ta najstarsza od Russa. Bianca, jeśli się nie mylę. Piękna, chociaż z tego, co wiem, bywa zadziorna i nie daje sobie w kaszę dmuchać. To nie jest delikatna Eva, chociaż z pewnością umie się opiekować dziećmi. Przynajmniej to pewne.
– Ona ma czwórkę rodzeństwa, prawda? – spytałem, choć miałem niemal stuprocentową pewność, że tak było.
– Tak, jest najstarsza. Jej brat, Roberto, ma już tyle lat, że jest aktywnym żołnierzem. Reszta rodzeństwa to małe dzieci. Z tego, co wiem, żona Russo jest tak leniwą krową, że większość rodzinnych obowiązków spadła na Biancę czy jak jej tam…
– Okej, umów mi spotkanie z jej ojcem – zarządziłem.
– Nie chcesz nawet zobaczyć jej zdjęcia? – Alberto ewidentnie był zszokowany.
– Po co mi ono? Kojarzę tę dziewczynę. Zresztą, szukam niańki do dziecka, która sprawi, że mój syn będzie szczęśliwy. Nie kochanki ani partnerki.
– Kiedy ją ostatnio widziałeś? Kilka lat temu? Była wtedy dzieckiem. Od tego czasu na pewno wypiękniała. Niedawno spotkałem jej rodzinę w jednej z naszych restauracji. Teraz ta dziewczyna jest zachwycająca, właśnie dlatego pierwsza przyszła mi na myśl.
– Czy ty próbujesz się przeciwstawić temu, co mówię? Nie szukam miłości życia, Alberto. Szukam kogoś, kto będzie przy moim synu, gdy ja nie będę mógł przy nim być. Nic więcej.
– Tak, tak – mruknął mój rozmówca. – Przecież wiem. Ale jakbyś kiedyś zmienił zdanie, szefie, to może lepiej, żeby ta kobieta była zachwycająco piękna i bardzo seksowna, co?
– Nie zmienię – powiedziałem, szybko ucinając temat.
Odnosiłem jednak wrażenie, że mimo wszystko mój najbardziej zaufany doradca, mój brat z innej matki, ciągle patrzy na tę kwestię inaczej niż ja.
Dureń. Ale przecież nie odstrzelę mu głowy za to, że mimo wszystko chce znaleźć mi atrakcyjną kobietę, która przy okazji będzie odpowiednią macochą dla mojego syna, dla mojego dziedzica. Chyba. Przynajmniej na razie tego nie zrobię.
Za bardzo go ceniłem, chociaż wprost nigdy bym mu tego nie powiedział. Wyszedłbym wtedy na mięczaka, a musiałem pokazywać, że jestem bezwzględnym, zimnym mordercą. I chyba w większości taką osobą właśnie byłem, chociaż czasami wiele mnie to kosztowało. Na pewno kosztowało mnie to życie mojej żony – Evy, która nie potrafiła tego znieść. Nie chciała być matką przyszłego dona, przyszłego potwora.
– Szefie? – zapytał jeszcze Alberto.
– Tak? – wymamrotałem.
– Zadzwonię do Russa. Powiem mu o twoich zamiarach i umówię kolację, podczas której cały ten układ zostanie potwierdzony. Czy życzyłbyś sobie, aby to spotkanie odbyło się w jakimś konkretnym terminie?
– Tak, jutro. Nie ma po co tego odkładać. To naprawdę pilna sprawa. Chcę jak najszybciej mieć kolejną żonę.
– Gdybym cię nie znał, powiedziałbym, że jesteś zdesperowany – zażartował mężczyzna.
Zacisnąłem mocniej szczęki.
Nie mogłem przyznać, że w pewnym sensie tak właśnie było. Wykańczała mnie opieka nad Maksymilianem. Nie nadawałem się do tego. W przyszłości nauczę go, jak być odpowiednim szefem całej lokalnej mafii, ale teraz… Teraz potrzebowałem kogoś, kto pokaże mu jeszcze, że mimo wszystko jest także człowiekiem, chociaż jego przeznaczeniem jest zostać zabójcą – jednym z najbardziej skutecznych na świecie.2
BIANCA
Wiedziałam, że coś się święci. Mój ojciec podczas kolacji był bardzo milczący. Nie żeby kiedykolwiek mówił zbyt wiele, ale milczący był także mój o rok młodszy brat, Roberto. Zwykle zagadywał mnie przy posiłkach. Byliśmy sobie bardzo bliscy, ale przez to, że mafia w pewien sposób zdążyła już pochłonąć mojego braciszka, nie mówiliśmy sobie wszystkiego, a tym bardziej nie mieliśmy czasu, żeby pogadać od serca. Starał się jednak wciąż pokazywać, że dalej wiele dla niego znaczę, i przynajmniej pytał, jak mi minął dzień. Ale nie dziś, a ja naprawdę chciałam mu opowiedzieć o tym, że w końcu udało mi się zagrać cały utwór na fortepianie – bo chociaż melodia była łatwa, to ja byłam tragiczną uczennicą.
– Co jest? – spytałam w końcu, przerywając ciszę, która w mojej głowie zaczęła przybierać postać gęstej mgły.
– Zjedz kolację, Bianco. Później porozmawiamy – zarządził ojciec swoim najbardziej surowym tonem.
Oho, czyli jednak coś jest na rzeczy. Czyżby zginął nam ktoś bliski? Czyżby mafia miała jakieś kłopoty? Nie przychodziło mi do głowy nic, przez co mój tata miałby równie gówniany nastrój.
Zaczęłam grzebać widelcem w talerzu. Jedzenie oczywiście było pyszne, moi rodzice nie pozwoliliby sobie na zatrudnienie gosposi, która by nie umiała gotować i sprawiać, że krwawe ślady znikają nawet z najbardziej białych koszul.
Brat chyba przyglądał mi się, bo w pewnym momencie westchnął i głośno odłożył sztućce na stół.
– Bianco, ojciec w końcu znalazł ci męża – powiedział, czym naraził się na spojrzenie ojca, które znaczyło „jeszcze się z tobą policzę”. Najwidoczniej chłopak nie mógł już dłużej tego trzymać w sobie. Wcale mnie to nie dziwiło…
– Męża? – powtórzyłam, szukając potwierdzenia u moich rodziców.
Ojciec sięgnął po serwetkę i wytarł nią usta. Matka natomiast upiła łyk wina. Czyli jednak to prawda – a oni po prostu bali się powiedzieć mi o tym wprost, bo wiedzieli, że nigdy nie byłam zbyt wielką fanką małżeństwa. Miałam dwadzieścia cztery lata i w związku z tym, że moi najbliżsi byli jedną z najważniejszych włoskich rodzin w służbie Aleksandra Ferra, nie musiałam zadowalać się byle kim. Rodzice do tej pory odmawiali prośbom o moją rękę, bo czekali, aż znajdzie się ktoś, kto będzie mnie godny.
– Więc znalazł się odpowiedni kandydat? – wycedziłam przez zęby.
– Tak – odpowiedział krótko ojciec.
– Nie powiesz mi nic więcej?! – obruszyłam się.
– Powiedziałem ci, że chciałbym skończyć kolację – wycedził.
Głośno nabrałam powietrza do płuc. Jakim mój ojciec potrafił być gnojem! Drażniło mnie to, ale nie mogłam nic z tym zrobić, nie mogłam zareagować. To była mafia. Musiałam dostosować się do jej reguł. Gdyby nie ona… Może mój ojciec byłby miłym, spokojnym, rodzinnym człowiekiem? Teraz jednak, po latach zabójstw i tortur, był twardym skurwysynem.
– Czy ten facet w ogóle wie, jak wyglądam? – zapytałam.
– Tak. On raczej wie wszystko – potwierdził mój brat, znowu narażając się na gniew ojca.
– Więc kim on jest? Kogo mam poślubić? – dopytywałam dalej.
– W życiu byś, siostrzyczko, nie zgadła! – odpowiedział mi po raz kolejny Roberto.
– Więc mnie oświeć – poprosiłam.
– Wyjdziesz za szefa naszej mafii. O twoją rękę poprosił sam Aleksandro!
Poczułam ucisk w żołądku i poczułam, że zaraz zwymiotuję.
To była szokująca informacja. W życiu bym się tego nie spodziewała. Aleksandro stracił żonę – i to zaledwie kilkanaście dni temu – a już szukał dla niej zastępstwa? I dlaczego padło na mnie? Odnosiłam wrażenie, jakby los sobie właśnie ze mnie kpił. To musiał być żart. Nie nadawałam się na żonę dla nikogo, tym bardziej dla Aleksandra. Nawet nie wiedziałam, jak być dobrą żoną, bo moja matka na pewno nie dawała mi zbyt dobrego przykładu w tej kwestii.
_Kurwa_ – po raz kolejny przeklęłam w myślach.
– Jeśli to żart, to mówię wam, że nie jest zbyt śmieszny – rzuciłam.
Moja matka klasnęła w dłonie.
– To nie jest żart, Bianco. Niebawem będziesz królową całego imperium! Nie cieszysz się?
Tak, wręcz w duchu robiłam fikołki ze szczęścia! I Raczej modliłam się, żeby Aleksandro zmienił zdanie. Widziałam go zaledwie kilka razy w życiu, w sumie nie mieliśmy za bardzo okazji porozmawiać, bo był zainteresowany dyskusją tylko z męskimi członkami mojej rodziny. Wydawał się zimny, bezwzględny i skoncentrowany na celu.
Nagle dotarło do mnie, dlaczego wybrał mnie.
– On potrzebuje niańki dla swojego dzieciaka, prawda? – zapytałam bez owijania w bawełnę.
– Bianco! – syknął ojciec, karcąc mnie.
To mi wystarczyło. To było potwierdzenie, którego szukałam.
Miałam czwórkę rodzeństwa, z czego dwójką zajmowałam się od malucha, więc umiałam nakarmić noworodka, zmieniać mu ubranka, pieluchy i utulić do snu. Moja matka nie była zbyt dobrą żoną, wyznawała zasadę, że skoro ktoś może coś za nią zrobić – w tym wypadku ja – to nie musi się tym przejmować. W tym momencie młodsze rodzeństwo przebywało pod ścisłą ochroną na jakimś ważnym recitalu, w którym występowała moja najmłodsza siostra. Nie dziwiłam się więc, że ojciec oddelegował tam tylko najmłodszych, a całej reszcie zabronił iść. Miał swój plan – poinformować mnie, jaki to mnie niby kopnął zaszczyt. Nie wyszło mu to zbyt dobrze. Wolałabym raczej teraz być teraz na występie muzycznym z resztą rodzeństwa.
– Na kiedy zaplanowane jest spotkanie w celu dogadania szczegółów? – Mój głos zabrzmiał chyba niezwykle bezbarwnie, bo starałam się, jak mogłam, żeby nie okazywać strachu, a przede wszystkim, jak bardzo nie chcę tracić tego, co mam. Bo bez wątpienia po ślubie zamiast spędzać czas tak, jak lubię, i z ludźmi, których kocham, będę musiała zajmować się jakimś noworodkiem. Na dodatek nie wiedziałam, czy Aleksandro będzie chciał ze mną w ogóle rozmawiać, czy będzie mnie dobrze traktował, czy wymagał, żebym co jakiś czas grzała jego łóżko.
W końcu jego żona, którą sam wybrał kilka lat temu, dopiero co popełniła samobójstwo. Na pewno w jakiś sposób to na niego wpłynęło. Nawet on nie może być zupełnie pozbawiony serca, bo choć jest donem, nie jest tylko bestią. Ktoś kiedyś musiał pokazać mu, że człowiek ma też serce, emocje i uczucia.
Patrzyłam na Roberta, który przeszedł już na „ciemną stronę mocy”, ale wciąż nie zatracił siebie. Patrzyłam na mojego ojca, któremu daleko było do rodzicielskiego ideału, jednak czasem potrafił okazać, jak bardzo mnie kocha.
Co poczułabym, gdybym popatrzyła na Aleksandra?
Nie miałam pojęcia. Jego zdjęcia były co prawda w internecie. Aleksandro był przystojnym mężczyzną. Opisywano go jako hojnego miliardera, który bywa na bankietach i wpłaca grube pieniądze na cele charytatywne, a nie jako typa spod ciemnej gwiazdy. Z mediów nie dało się wywnioskować, kim naprawdę był, i tego, że za jego każdym legalnym interesem kryły się te mniej lub bardziej nielegalne.
Nigdy nie poznałam go osobiście, więc nie miałam zielonego pojęcia, jak między nami się ułoży. Czy będzie dla mnie dobry, czy może będę dla niego tylko kolejną podwładną bez prawa głosu, która ma dbać o to, żeby jego syn był nakarmiony i przewinięty?
– Na jutro – odparł ojciec, tym razem brzmiąc dużo łagodniej niż jeszcze minutę temu.
– Kiedy miałby odbyć się ślub?
– Jak najszybciej – wyznał.
– Czy mogę już odejść od stołu? – zapytałam jeszcze.
Tata skinął głową.
Z głośnym szuraniem wstałam od stołu, po czym praktycznie biegiem udałam się do mojej sypialni. Zamknęłam drzwi i upewniłam się, że przekręciłam klucz – nie chciałam, żeby ktoś mi przeszkodził w przeżywaniu mojej rozpaczy – po czym padłam na łóżko i zrobiłam to, co zrobiłaby każda osoba na moim miejscu: zaczęłam łkać.
Nazwisko Bianca Ferro nie brzmiało najgorzej, ale to, co miało się za nim kryć, mogło mnie całkowicie zniszczyć. Wydawało mi się, że jestem osobą, która zwykle stawia czoła wyzwaniom. To, co mnie czekało, było jednak czymś więcej niż wyzwaniem – to mogło być najlepsze, co mnie spotka w życiu, lub coś, co sprawi, że będę chciała przestać żyć. Niczym Eva, o której krążyły plotki, że zabiła się z powodu tego, jak brutalnie traktował ją Aleksandro. Czy jestem od niej silniejsza?
Nie sądziłam, aby don zmienił zdanie. Zależało mu na wolnej dziewczynie, bez zobowiązań, która umie radzić sobie z dziećmi. Nadawałam się do tego idealnie, a do tego jeszcze moja rodzina miała odpowiednią renomę i status.
Płakałam nad swoim losem tylko przez chwilę. Później stwierdziłam, że nie ma to większego sensu, bo skoro mój los był przesądzony, musiałam jakoś wyznaczyć sobie strategię przetrwania.
Odpaliłam laptopa i wpisałam w wyszukiwarkę: Aleksandro Ferro. Internet pokazał mi setki tysięcy wyników. W tym mnóstwo zdjęć. Kliknęłam, włączając jeszcze więcej grafik. Facet na fotografiach wydawał się pozbawiony uczuć – nawet się nie uśmiechał – ale mocno zarysowana szczęka, jednodniowy zarost i te piękne, hipnotyzujące oczy na pewno robiły wrażenie nie tylko na mnie, ale także na wszystkich, którzy mieli okazje oglądać to zdjęcie.
Don był muskularny, wysoki i wyglądał na dużo młodszego niż trzydzieści parę lat. Nie dało się o nim zbyt wiele wywnioskować na podstawie samego wyglądu. Liczyłam na to, że mój brat wie o nim coś więcej i uda mi się z niego coś wycisnąć. W końcu musiałam być przygotowana na wojnę – a każdą dobrą walkę zaczyna się od zdobycia informacji.
Nie mogłam się mazać i rozpaczać. Bo oznaczałoby to, że poddałam się już teraz. A ja naprawdę zamierzałam walczyć: przede wszystkim o siebie i o to, żeby moja przyszłość rysowała się jednak w kolorowych barwach.