Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Pan Pies i lisek Urwisek - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
7 lutego 2023
15,99
1599 pkt
punktów Virtualo

Pan Pies i lisek Urwisek - ebook

Seria humorystycznych książeczek o sympatycznym psim włóczędze, który ma mnóstwo przygód. Z prostym, wyraźnym tekstem do samodzielnego czytania przez dzieci.  

Pan Pies to niezwykły pies! Zawsze uprzejmy, zawsze dzielny, zawsze gotowy do pomocy!

Z powodu zranionej łapy Pan Pies musi na jakiś czas zatrzymać się w pewnym miasteczku. Spotyka tam sympatycznego lisa, który potrzebuje wsparcia. W wyniku różnorakich okoliczności znalazł się bowiem w nie lada tarapatach, a w dodatku daleko od domu. Pan Pies bez zastanowienia spieszy mu z pomocą.

Książka porusza ważny temat kontaktów między mieszkańcami miast a dziką przyrodą, która kiedyś zajmowała te tereny.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8318-420-3
Rozmiar pliku: 4,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY. NOCNY ZEW

Miasto zapadło w sen. Ulice opustoszały, a w oknach domów pogasły światła. Ale to, że ludzie poszli spać, nie znaczy, że zrobiły tak wszystkie zwierzęta! Po ulicach i ogrodach wędrowały nadal nocne stworzenia…

Pod czarnym, rozgwieżdżonym wiosennym niebem poniósł się niesamowity dźwięk: ni to krzyk, ni to wycie.

Pan Pies wyrwał się ze snu i otworzył szeroko oczy skryte pod kosmatymi brwiami. Był kudłatym kundlem o ciemnej, zmierzwionej sierści i imponującym czarnym nochalu, pysk i przednie łapy miał zaś białe.

– Cóż za osobliwy odgłos – skwitował, przeciągnął się i ziewnął. – Ciekawe, co to takiego.

Urywane, żałosne zawodzenie rozbrzmiało ponownie. Pan Pies poczłapał przez kuchnię, wytknął łeb przez koci właz i nadstawił uszu, próbując namierzyć samotny odgłos.

Noc zdążyła jednak na powrót ucichnąć i usłyszał tylko warkot samochodu przejeżdżającego pobliską drogą. Wrócił więc do środka.

Pan Pies nieczęsto przebywał w mieście. Jako urodzony łazik wolał czyste powietrze, pola i lasy. Jeśli postanawiał chwilowo oddać się pod ludzką opiekę, to wybierał senne miasteczka albo mniejsze wioski. Jakiś czas temu nadepnął jednak na kolec i rozbolała go łapa. Utykając dotkliwie, udał się do miasta w poszukiwaniu pomocy.

Na szczęście odnalazła go i przygarnęła niejaka Minna, poczciwa miłośniczka zwierząt. Wyjęła pęsetą kolec, wykąpała nowego przyjaciela i nawet wyprała nakrapianą, czerwono-białą chusteczkę, która zastępowała mu obrożę! Zaprzyjaźniona lekarka weterynarii obejrzała łapę i na szczęście okazało się, że wystarczy dwa razy dziennie przez dziesięć minut moczyć ją w specjalnym płynie.

– Już z nią coraz lepiej – mruknął Pan Pies i poruszył łapą. – A jak ślicznie pachnę czystością! Kto wie, czy nie będę musiał się przemianować na Pana Lorda… – Stanął na tylnych łapach i próbował przybrać jak najwytworniejszą pozę. – A może nawet na Sir Psa? – zachichotał.

– Ser! Śmieje się jak głupi do sera! – zawtórował mu ktoś ukryty w transporterze ustawionym na kuchennej podłodze.

– Do sera? Chyba do kiełbasy!vPan Pies wyszczerzył życzliwie zęby do siedzącego w kontenerku żółwia. – Poza tym ja mówię całkiem SERio. Co u ciebie, Człapko?

Człapka wystawiła łuskowatą głowę.

– Cieszę się, że mam takiego szlachetnie urodzonego druha! – oznajmiła.

Człapka była piętnastoletnią żółwicą o bogato zdobionym pancerzu i niespotykanym poczuciu humoru jak na przedstawicielkę tego gatunku. Pomieszkiwała chwilowo u Minny pod nieobecność swoich właścicieli.

– Mam tylko nadzieję, że ktoś niedługo odnajdzie tego starego biedaczynę, Pełzika – powiedziała.

– Ja też – przytaknął ze smutkiem Pan Pies.

Pełzik był żółwiem, wieloletnim towarzyszem Człapki. Dwa dni temu wyszedł do ogrodu i przepadł bez śladu. Nic nie wskazywało na kradzież.

– Siedział sobie pod żywopłotem… – opowiadała Człapka, nie pierwszy już raz – …a potem ani się obejrzałam, a już go nie było. – Łebek żółwicy zapadł się z powrotem pod skorupę. – To się stało tak szybko…

– Nie traćmy nadziei. – Pan Pies przytknął nochal do ścianki transportera i obwąchał Człapce pancerz. – No wiesz, Pełzik może jeszcze wrócić…

Nagle skrzypnęła podłoga, rozbłysło światło i do kuchni weszła Minna.

– Cześć, piesku. – Ziewnęła i poklepała go po łebku. Pan Pies szczeknął cicho i zamerdał kudłatym ogonem.

– Ciebie też obudził ten rozkrzyczany lis, co? – spytała Minna, nalewając wody do czajnika. – Co za raban, no żeby aż tak się drzeć po nocy…

– Lis! – Człapka zadrżała pod pancerzem, choć Minna, rzecz jasna, nie dosłyszała jej pisku. – Nie miałam pojęcia, że lisy mogą wydawać takie dźwięki.

– Ja też nie – przyznał Pan Pies. – Trzeba przyznać, że Minna czasem mądrze gada.

W ciemnych oczach Człapki zamigotały ogniki.

– Gada nawet do gada!

Pan Pies przetoczył się na grzbiet i zaczął skręcać ze śmiechu, a Człapka aż się rozpromieniła.

Minna zaparzyła sobie herbaty i dała kundlowi psi przysmak, a potem zgasiła światło i poszła z powrotem do łóżka.

Pan Pies ledwie zdążył się umościć w swoim koszu, gdy znów rozległ się niesamowity lisi krzyk.

– Nie podoba mi się to, że lis jest tak blisko – powiedziała Człapka. – Moja pani powiedziała, że to właśnie lis mógł porwać Pełzika z ogrodu.

– Oby nie – odrzekł Pan Pies, który był życzliwy wobec wszystkich zwierzaków i nieskory do krytykowania ich obyczajów. – Psy i lisy raczej stronią od siebie nawzajem, więc jeszcze żadnego nie poznałem…

Po chwili Człapka zasnęła, ale Pan Pies zastrzygł uszami, bo z zewnątrz ponownie dobiegło dziwne wycie.

„Ciekawe, dlaczego ten lis tak nawołuje”, pomyślał. „Może jest w tarapatach. Wypadałoby mu pomóc”. Kulejąc lekko, podreptał do kociego włazu i przecisnął się na zewnątrz. „Może przynajmniej go poproszę, żeby nie wył na cały regulator, bo przeszkadza sąsiadom…”.

Otwór w drzwiach wychodził na wąski zaułek, który z jednej strony przylegał do drogi, a z drugiej do spokojnej uliczki i rzędu garaży. Noc była chłodna; Pan Pies wędrował i wietrzył rozmaite miejskie zapachy. W domach panowała ciemność, ale latarnie rzucały na bruk jasnopomarańczowe świetlne plamy. Gdzieś w oddali dało się słyszeć swarliwe krzyki mew, a zegar wybił trzecią. Pan Pies poczuł radość. Jak dobrze być znów na powietrzu!

Nozdrza zadrgały mu od silnej piżmowej woni bijącej od rzędu jodeł porastających czyjś ogród. „Lis oznaczył terytorium”, pomyślał. „Czyli to chłopak, o ile się nie mylę. Musi być gdzieś blisko…”.

I wtedy wywęszył inny zapach.

Zapach żółwia!

Czym prędzej wetknął łeb między jodły i… nie mógł uwierzyć własnym oczom.

W ogrodzie jakby nigdy nic siedział sobie lis o zwichrzonej sierści… i trzymał w pysku żółwia!
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij