-
nowość
-
promocja
Pan trzyma nas za rękę - ebook
Pan trzyma nas za rękę - ebook
Głos Benedykta XVI rozbrzmiewa na nowo
Po raz pierwszy opublikowano nieznane dotąd homilie Benedykta XVI – wygłaszane podczas kameralnych celebracji eucharystycznych zarówno w czasie pontyfikatu (2005–2013), jak i później, gdy żył jako papież emeryt w klasztorze Mater Ecclesiae.
W tomie znalazły się homilie z najważniejszych okresów liturgicznych i uroczystości kościelnych. Zredagowane przez bliskich współpracowników, m.in. abp. Gänsweina i siostry z Memores Domini, zachowują autentyczny ton modlitwy i skupienia.
Słowa Benedykta XVI – pełne nadziei, światła i teologicznej głębi – stają się dziś przewodnikiem, pomagając odkrywać wiarę w Chrystusa jako źródło pocieszenia i siły wobec wyzwań współczesności.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Wiara i religia |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68536-48-5 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KS. ROBERT SKRZYPCZAK
Homile są kluczowym elementem przepowiadania Josepha Ratzingera – Benedykta XVI. Tych dotąd znanych jest około tysiąca i zajmują trzy opasłe tomy serii _„Opera Omnia”_. Jak się okazuje, wygłaszał je również po swej rezygnacji, w niedziele i święta, najpierw w Castel Gandolfo, następnie zaś w swojej odosobnionej rezydencji w Ogrodach Watykańskich, w obecności bardzo niewielu domowników i gości. Według włoskiego watykanisty Sandro Magistera „papież Benedykt, podobnie jak Leon Wielki, przejdzie do historii ze względu na swoje homilie”. Kazania pochodzące z lat jego „odosobnienia na górze” w pełni potwierdzają tę opinię.
Nawet jeśli dziś w różnych miejscach dumnego świata z jego „oświeconą” kulturą wydajemy się jak owce zagonione do narożnika naszych świątyń, które prędzej lub później powinny wyginąć, jesteśmy pewni, że prawdziwa moc przetrwania i przemiany całego naszego życia to moc prawdy, a nie kłamstwa, moc miłości, a nie nienawiści. Taką moc zawiera w sobie Słowo Boga z wytrwałością głoszone przez Jego emisariuszy i słuchane przez Jego wyznawców. Na zewnątrz siła nienawiści i kłamstwa wydaje się o wiele większa, a jednak ostatecznie to owce, a nie wilki, zwyciężają.
Święty Jan Chryzostom, wielki kaznodzieja z V wieku, powiedział kiedyś z pozycji małej chrześcijańskiej trzódki żyjącej w ramach potężnego Cesarstwa Bizantyjskiego, że my, uczniowie Ukrzyżowanego, często jesteśmy kuszeni do tego, by zamienić się w wilki i w ten sposób być pewni swego zwycięstwa. Tak się dzieje zazwyczaj wtedy, gdy przepowiadanie Chrystusa zamieniamy w ofensywę działania w oparciu o bogate środki finansowe i polityczne, rozpychając się łokciami w celu rozszerzania własnych wpływów i zapewnienia sobie łatwego sukcesu. Lecz w momencie, gdy zachowujemy się jak wilki, już przegraliśmy, bo nie nosimy w sobie niezwyciężonej miłości do Prawdy, która nie potrzebuje siły oddziaływania ani przewagi opinii publicznej. Jeśli dziś nadal przyznajemy pierwszeństwo głoszonemu Słowu Bożemu i świadectwu tych, którzy nad nim się pochylają i nim żyją, to dlatego, że wciąż chcemy być pewni, że koniec końców to nie wilki wygrywają, ale owce, i że ostatecznie zwycięża Ukrzyżowany ukryty w kerygmacie prostej homilii i katechezy, a nie ktoś, kto deklaruje: „To wszystko jest moje”.
Przypominają się słowa, jakie prorok Nehemiasz skierował do Izraelitów, którzy byli smutni po powrocie z wygnania do swojej biednej ziemi, bez środków do życia i bez pomocy: „Radość w Panu jest waszą ostoją!” (Ne 8, 10). Tę radość zyskuje ten, kto wytęża słuch, by wyłowić owo Boże „kocham cię” płynące z przepowiadanych z wiarą Jego słów.
Mam nadzieję, że niejednemu czytelnikowi uda się z kazań papieża Benedykta XVI wyłowić ową życiodajną radość zawartą w jego przesłaniu, radość Dobrej Nowiny, która przerasta jej głosicieli.PRZEDMOWA
ABP GEORG GÄNSWEIN
„Chrystus nie triumfuje nad nikim, kto tego nie chce. On wygrywa jedynie przekonywaniem: to Słowo Boże”. W tych słowach Orygenesa, które kard. Joseph Ratzinger przywołał w swoim przemówieniu z okazji przyjęcia go do Akademii Francuskiej, leży klucz do wyjątkowej wagi działalności kaznodziejskiej. Głoszenie Słowa Bożego oznacza dla Josepha Ratzingera dawanie świadectwa blaskowi prawdy, która ucieleśniła się w Jednorodzonym Synu Boga. Co więcej, głoszenie prawdy stało się dla niego misją i pasją.
Na przestrzeni życia wygłosił on niezliczoną ilość homilii, które w znacznej części są dostępne w _serii „Opera Omnia”_ w wersji oryginalnej, na stronach watykańskich i w innych wydanych już książkach. Obecne wydanie niepublikowanych homilii Benedykta XVI jest wyjątkowe ze względu na niepowtarzalną cechę: wszystkie zawarte w nim homilie zostały wygłoszone nie przed wielkim zgromadzeniem, publicznie, ale w formie „prywatnej”, wobec nielicznych osób, zarówno w trakcie pontyfikatu, jak i po rezygnacji.
Trzeba podkreślić, że ani członkinie Memores Domini, ani niżej podpisany nie prosili Benedykta XVI o wygłaszanie homilii w czasie sprawowania Eucharystii. Była to jego własna inicjatywa, która stała się darem dla nas, nielicznych, tak nieoczekiwanym, jak cennym. Często się zastanawialiśmy, zwłaszcza po rezygnacji, dlaczego papież emeryt wysila się, by wygłaszać homilie czterem osobom na krzyż, skoro stopniowo opadał z sił. Znaleźliśmy tego powód, czyli inaczej doszliśmy do przekonania, że Benedykt XVI chciał okazać dyskretną wdzięczność małej rodzinie papieskiej za towarzyszenie jego „ostatniemu etapowi ziemskiego życia”, jak to sam powiedział wieczorem 28 lutego 2013 roku na balkonie willi papieskiej w Castel Gandolfo.
Joseph Ratzinger – Benedykt XVI postrzegał głoszenie Ewangelii jako niezbywalne zadanie kapłana, biskupa, kardynała, papieża, jak również papieża emeryta. Dał temu jednoznaczny wyraz w ostatnich latach swej ziemskiej drogi. Jak całe jego życie, tak i każda z opublikowanych tu homilii opiera się na Piśmie Świętym w jedności Starego i Nowego Testamentu, uwzględnia tradycję ojców i nauczania Kościoła, a kończy się prostą modlitwą skierowaną do Pana, aby Jego łaska przemieniała nasze życie i przyniosła nam zbawienie.
Uważne i pogłębione odczytywanie przez Benedykta XVI tekstów biblijnych, nie oczyma zimnego egzegety, ale naznaczone żywym zaangażowaniem, mocno wciąga słuchacza i czytelnika. Widać, że rozważanie Pisma Świętego, któremu pozwalał przemawiać do siebie i któremu sam zadawał pytania, towarzyszyło mu przez całe jego długie życie. W pewnym sensie jest to jego życie nie tylko jako teologa, ale też jako człowieka wierzącego i kapłana we wspólnocie Kościoła. Zawsze tak było, ale wraz z upływem czasu stało się jeszcze bardziej dominującym zwyczajem, zwłaszcza gdy ustały inne obowiązki i zajęcia. Wyczuwało się, że żyje przed Bogiem, w komunii z tajemnicą Boga, starając się coraz lepiej poznawać oblicze Jezusa, czując ciężar, a niekiedy i trudność Słowa Bożego.
Przyjmuję za swoje następujące słowa o. Federico Lombardiego z jego obszernego i ważnego _Wprowadzenia_ do zebranych tu homilii: „Konsekwentna i harmonijna synteza pogłębionego nasłuchiwania Pisma Świętego, refleksji nad wiarą i jej «treścią» przekazaną przez Kościół oraz jej tradycją w chrześcijańskim życiu to cecha, która robi wrażenie i zachwyca w przepowiadaniu Josepha Ratzingera – Benedykta XVI. Przeplatają się w nim i łączą egzegeza, teologia, katecheza i duchowość, doprowadzając słuchacza do głębokiego wejścia w serce tajemnicy Chrystusa. Wychodzi się daleko poza ćwiczenie intelektualne i pojęciowe, aby zaangażować się w relację osobistą z Bogiem, w całym jej bogactwie i intensywności”.
Ostatnie lata życia Benedykta XVI były przykładem długiego umniejszania się – ludzkiego, przeżywanego przed Bogiem w komunii z Kościołem i w coraz pełniejszym powierzeniu się Panu. Można to wywnioskować z tego, że jego homilie zawsze kończyły się krótką modlitwą, która doskonale pokazuje autentyzm i pokorę jego życia jako człowieka wierzącego w Jezusa Chrystusa. Modlitwa i wiara nigdy nie są czymś oczywistym, nawet dla kogoś, kto był papieżem. W lekturze tych homilii uderzają ciągłość ducha i metody, jakie od samego początku cechowały całe przepowiadanie Josepha Ratzingera – Benedykta XVI. Wreszcie, opublikowane homilie są cennym świadectwem duchowego nauczania nie tylko wybitnego teologa, ale i nie mniej wielkiego kaznodziei.WPROWADZENIE
FEDERICO LOMBARDI SJ
Codzienne sprawowanie Mszy Świętej, a zwłaszcza niedzielnej i świątecznej, zawsze było fundamentalnym wydarzeniem w kapłańskim życiu Josepha Ratzingera. Nie wyobrażał on sobie swojej posługi kapłańskiej w dniu Pańskim bez dania należytego miejsca słuchaniu i głoszeniu Słowa Bożego, również wtedy, gdy – ze względu na okoliczności – liturgia była sprawowana w bardzo ograniczonym zgromadzeniu, nie w kościele czy innym miejscu publicznym, ale w „prywatnej” kaplicy. W jego przypadku zawsze tak było.
Dlatego również w czasie pontyfikatu, kiedy Benedykt XVI nie sprawował Mszy Świętej publicznie, czy to w Rzymie (u św. Piotra lub w parafiach), czy to w innych miejscach w trakcie podróży apostolskich, w niedzielę zwykł sprawować ją w swej prywatnej kaplicy, wygłaszając homilię starannie przygotowaną w odniesieniu do czytań liturgicznych nawet wtedy, gdy w liturgii uczestniczyli nieliczni.
Do tego nielicznego zgromadzenia należeli jego sekretarze, mons. Georg Gänswein i mons. Alfred Xuereb (w latach 2007–2013), wierna sekretarka s. Birgit Wansing oraz cztery członkinie wspólnoty Memores Domini: Carmela, Cristina, Loredana i Manuela, a po śmierci tej ostatniej Rosella, oraz ewentualni koncelebransi i goście.
Zwyczaj ten został zachowany również po rezygnacji z papiestwa, a nawet stał się częstszy i bardziej regularny ze względu na brak wszelkich celebracji publicznych. Trwał zaś dopóki siły, a zwłaszcza głos, pozwoliły papieżowi emerytowi wygłaszać niedzielne homilie. Później koncelebrował, ale prosił jednego z obecnych kapłanów, by skierował słowo do obecnych.
Nigdy nie pojawił się pisany ręką Benedykta XVI tekst tych homilii. Jak wielokrotnie tłumaczył jego sekretarz, mons. Georg Gänswein, a czasami sam zainteresowany, Benedykt XVI przygotowywał niedzielną homilię przez cały tydzień, czytając i zgłębiając teksty liturgiczne z wielką uwagą, czyniąc je przedmiotem refleksji i modlitwy, zapisując też uwagi w stosownym zeszycie. Ale jeżeli podczas pontyfikatu na wszystkie celebracje publiczne przygotowywał kompletny tekst pisany (który za każdym razem był publikowany), to na te „prywatne” już nie, gdyż miał dobrą pamięć i niezwykłą swobodę jasnego przedstawiania tematu. Jednak sposób i dbałość o przygotowanie były zasadniczo takie same.
Memores Domini, będące wiernymi i uważnymi świadka-mi tej cennej posługi duchowej Benedykta XVI, zdając sobie sprawę z jego wielkiej wartości i pragnąc zachować to bogactwo dla siebie i ewentualnie dla innych, podjęły się dyskretnego nagrywania tych homilii oraz wstępnego spisania większości z nich.
Po śmierci Benedykta XVI wykonawca jego testamentu, mons. Georg Gänswein, wspomniał kilkakrotnie o tych homiliach i o istnieniu odnośnego materiału nagraniowego. Ostatecznie oddał je do dyspozycji Fondazione Vaticana Joseph Ratzinger – Benedetto XVI i Libreria Editrice Vaticana na potrzeby przyszłej publikacji. W taki sposób powstał ten zbiór, zamierzony na dwa tomy, którego teksty zostały zredagowane przez niżej podpisanego, przy cennej współpracy mons. Riccardo Bollatiego i dr. Luki Caruso.
Po uważnym przesłuchaniu i przejrzeniu transkrypcji homilii, i spisaniu tych, które istniały jedynie w nagraniach, przygotowano do publikacji łącznie około stu trzydziestu pięciu homilii wygłoszonych od 2005 roku, czyli od początku pontyfikatu, aż po rok 2017.
Benedykt XVI wygłosił je wszystkie po włosku. Opanował on doskonale ten język, choć oczywiście czasami pojawiały się jakieś germanizmy, gdyż włoski nie był jego językiem ojczystym.
We wszystkich przypadkach mamy zasadniczo trzy miejsca sprawowania liturgii. Do końca pontyfikatu jest to przede wszystkim kaplica prywatna w apartamencie papieskim Pałacu Apostolskiego. Następnie, w czasie pierwszych miesięcy po rezygnacji z papiestwa, jest to kaplica prywatna w pałacu w Castel Gandolfo. Na koniec zaś kaplica klasztoru Mater Ecclesiae w Ogrodach Watykańskich, będącego ostatnią rezydencją Benedykta XVI.
Przygotowując publikację, odwoływaliśmy się możliwie jak najwierniej do tekstu rzeczywiście wygłoszonego, zachowując jego charakter mówiony i słownictwo zwyczajowo używane przez kaznodzieję. Chodziło głównie o poprawienie interpunkcji, tak aby ułatwić zrozumienie, lekturę uczynić płynną, wyeliminować powtórzenia i uporządkować strukturę zdania zgodnie z zasadami języka włoskiego tam, gdzie mocno wyczuwało się niemieckie pochodzenie kaznodziei.
W odróżnieniu od tekstu oryginalnego każda homilia została zatytułowana, zatem tytułów nie przypisujemy Benedyktowi XVI, lecz redaktorom tej publikacji. Dodano też odniesienia do tekstów biblijnych cytowanych przez Benedykta XVI w trakcie homilii, o ile nie pochodziły one z komentowanych czytań zawartych w lekcjonarzu. Jest bardzo dużo tych odnośników. Trzeba zauważyć, że Benedykta XVI cechowała znajomość Pisma Świętego i głęboka z nim zażyłość, tak że często cytował „z głowy”, nie odnosząc się do żadnego konkretnego włoskiego tłumaczenia Biblii. Co więcej, jeżeli chodzi o Nowy Testament, to przygotowywał się na podstawie tekstu greckiego, który znał doskonale i na bazie którego czynił czasami uwagi krytyczne do włoskiego tłumaczenia zawartego w lekcjonarzu. Dlatego w żadnym wypadku nie staraliśmy się włączać do homilii cytatów zgodnych z oficjalnymi tłumaczeniami włoskimi, szanując raczej osobisty i oryginalny sposób przedstawiania przez kaznodzieję tekstów biblijnych. Jak wiadomo, Benedykt XVI był też dogłębnym znawcą ojców Kościoła, zwłaszcza św. Augustyna, choć nie tylko, dlatego w homiliach są też częste cytaty z ich pism, również przytaczane „z głowy”. W miarę możliwości w tym przypadku zostały podane odnośniki do tekstów oryginalnych.
Jak już wspomnieliśmy, tych „prywatnych”, dotąd niewydanych homilii jest około stu trzydziestu pięciu i zostaną one opublikowane w dwóch tomach. Podobnie jak w XIV tomie _serii „Opera Omnia”_ w wersji niemieckojęzycznej, w niniejszej publikacji przyjęto porządek nie chronologiczny, ale kalendarza liturgicznego. Zatem w pierwszym tomie zostały zebrane homilie „okresów mocnych” roku liturgicznego (Adwentu, Bożego Narodzenia, Wielkiego Postu, Wielkanocy) i kilku innych świąt, zaś w drugim tomie – homilie z okresu zwykłego. Oczywiście zbiór w żaden sposób nie stanowi kompletnego komentarza do trzyletniego cyklu lekcjonarza niedzielnego, choć mimo to jest bardzo bogaty.
Oprócz indeksu zgodnego z kalendarzem liturgicznym, który wiernie odzwierciedla strukturę obu tomów, podajemy też indeks chronologiczny homilii, jak również indeks biblijny. Ten ostatni nie został zredagowany według kryterium analitycznej całości wszystkich cytatów, ale zgodnie z kryterium zaznaczenia wszystkich cytatów z Pisma Świętego, do których papież Benedykt w swym przepowiadaniu podaje rzeczywiście komentarz czy przynajmniej niewielkie jego pogłębienie.
Przedstawiając nowy zbiór homilii Benedykta XVI, nie można oczywiście nie wspomnieć o tym, że jest to względnie niewielka część olbrzymiej działalności kaznodziejskiej, prowadzonej przez kilkadziesiąt lat regularnie i z pasją, w odpowiedzi na kapłańskie powołanie do posługiwania w głoszeniu Ewangelii ludowi Bożemu. Joseph Ratzinger – Benedykt XVI jako kapłan, jako biskup i jako papież wygłosił kilka tysięcy homilii, spośród których większość została opublikowana w różnych językach i jest dostępna w wielu zbiorach przez niego samego przejrzanych i wyraźnie zatwierdzonych. Mamy na myśli trzy potężne księgi tomu XIV _serii „Opera Omnia”_ w wydaniu niemieckim, z setkami homilii poprzedzających lata pontyfikatu. Mamy na myśli portal vatican.va, na którym są dostępne wszystkie homilie wygłoszone publicznie w czasie pontyfikatu, również podczas wszystkich wielkich uroczystości, dla których nie znajdujemy odpowiedników w tym naszym zbiorze. W homiliach tego wielkiego pasterza zostały ukazane i zilustrowane teologicznie i duchowo: cały rok liturgiczny, święta maryjne i wspomnienia świętych, sprawowanie sakramentów, niezliczone okoliczności wspólnotowego i osobistego życia chrześcijańskiego.
Zazwyczaj Benedykta XVI słusznie uważa się za jednego z największych współczesnych teologów katolickich. Nie można jednak zapominać, że równie słusznie można go uznać za jednego z największych kaznodziejów naszych czasów, zwłaszcza na polu liturgicznym i sakramentalnym. A te dwa wymiary są równoczesne: nauczanie i głoszenie wiary było bowiem misją całego jego życia.
Gdy czytamy i rozważamy homilie ostatniego etapu jego długiego życia, uderzają nas ciągłość ducha i metody, jakie cechowały całe nauczanie Benedykta XVI od samego początku.
W jednym ze swoich kazań w pierwszych latach po święceniach kapłańskich, w 1954 roku, młody Ratzinger mówił: „Jeśli mogę opowiedzieć coś z własnych wspomnień… Jakże często jako student cieszyłem się na myśl, że kiedyś będę mógł głosić kazania, że będę mógł głosić Słowo Boże ludziom, którzy w bezsilności swojej szarej codzienności, która wydaje się przez Boga zapomniana, muszą jednak czekać na to Słowo. Cieszyłem się szczególnie wtedy, kiedy jedno słowo Pisma rozświetlało mi na nowo kontekst naszej nauki o wierze i czyniło mnie radosnym”¹.
A w 1973 roku ks. prof. Ratzinger pisał: „Wewnętrzne napięcie kazania jest połączone z obiektywną krzywą napięcia dogmat–Pismo–Kościół – i dziś żaden jego filar nie może być zniszczony, by w końcu nie runęła całość”².
Benedykt XVI, jak w całym swoim życiu, tak i w każdej publikowanej tu homilii wychodzi od Pisma Świętego w jego jedności Starego i Nowego Testamentu, przemierza i przypomina tradycję ojców i nauczanie Kościoła, którego jesteśmy członkami, i dochodzi do dzisiejszych pytań i trudności wiary i chrześcijańskiego życia, wyraźnie i szczerze nakreślonych. Wszystko kończy modlitwą, pokorną, bezpośrednią i serdeczną rozmową z Panem, ażeby Jego łaska przemieniała nasze życie i dała nam zbawienie. Zawsze tak samo. Od uważnego słuchania Słowa Bożego do wiary w Chrystusa, która kształtuje i przemienia życie; do komunii w miłości z Jego Ciałem, którym jest Kościół; do pokornej końcowej prośby, pełnej nadziei i miłości, skierowanej bezpośrednio do Ojca, Dawcy wszelkiego dobra.
Konsekwentna i harmonijna synteza pogłębionego nasłuchiwania Pisma Świętego, refleksji nad wiarą i jej „treścią” przekazaną przez Kościół oraz jej tradycją w chrześcijańskim życiu to cecha, która robi wrażenie i zachwyca w przepowiadaniu Josepha Ratzingera – Benedykta XVI. Przeplatają się w nim i łączą egzegeza, teologia, katecheza i duchowość, doprowadzając słuchacza do głębokiego wejścia w serce tajemnicy Chrystusa. Wychodzi się daleko poza ćwiczenie intelektualne i pojęciowe, aby zaangażować się w relację osobistą z Bogiem, w całym jej bogactwie i intensywności. Również wtedy, gdy obrazy biblijne osiągają szczyt głębi i piękna, kiedy krzyż Jezusa zostaje zestawiony z płonącym rydwanem, na którym prorok Eliasz zostaje uniesiony do nieba, wyraźnie widać, że kaznodzieją nie kieruje upodobanie estetyczne, ale prowadzi on nas do uchwycenia blasku prawdy.
Pomimo zasadniczej ciągłości struktury i ducha homilii Ratzingera na przestrzeni czasu słusznie pojawia się pytanie, czy obecnie publikowane homilie przedstawiają specyficzne cechy w odniesieniu do już znanych kazań. To kwestia, która zasługuje na dalsze pogłębienie. Prawdopodobnie stosowna odpowiedź powinna wpisać się w obraz kompleksowego odczytania olbrzymiej twórczości homiletycznej, o której wcześniej wspomnieliśmy, z analizą jej rozwoju w świetle różnych etapów długiego życia Ratzingera kaznodziei. Jednakże już tu można zaznaczyć kilka aspektów.
Przede wszystkim tym, co łączy te homilie, wygłoszone zarówno w czasie pontyfikatu, jak i po rezygnacji, jest ich wygłaszanie do niewielkiego, a nawet maleńkiego zgromadzenia, bez szczególnych okoliczności spowodowanych sytuacją sprawowania Mszy Świętej. W innych i publicznych okolicznościach kaznodzieja musiał przecież uwzględniać odpowiednio obecną publiczność czy zagadnienia o konkretnej wadze lub potrzebie, których nie można było pomijać. Z pewnością również i w tych homiliach nie brakuje odniesień do wydarzeń czy okoliczności, ale czymś zasadniczym jest tu jasna droga od słuchania tekstów biblijnych w świetle tajemnicy Chrystusa aż po fundamentalne aspekty osobistego i wspólnotowego życia chrześcijańskiego. Odstępstwa od tej prostej nici przewodniej są rzadkie i powściągliwe. Dlatego wydaje się, że lektura tych tekstów przekaże nam w sposób niejako naturalny charakterystyczny rys osobowości Ratzingera jako człowieka wierzącego i formatora w wierze, z jego szczerą i głęboką inteligencją i refleksją; jego miłość do Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła; jego wyważenie i rzadkie poczucie harmonii duchowej.
Ten, kto dobrze zna wielką trylogię papieża Benedykta o Jezusie z Nazaretu, jak też wiele innych jego pism i homilii, często będzie odkrywał charakterystyczne dla niego myśli, a nawet sformułowania, a mimo to nie będzie miał wrażenia, że czyta coś zwyczajnie powtórzonego. Zresztą Ratzinger kaznodzieja nigdy nawet w najmniejszym stopniu nie pragnął powiedzieć czegoś „swojego”, „nowego” czy „oryginalnego”, ale zawsze starał się włączyć posługę swoim głosem w to, co on sam nazywał „hukiem wielkich wód”, czyli w strumienie Pisma Świętego, które mówią o Chrystusie i są Jego głosem (por. Ap 1, 15). Faktycznie, słuchając nawet ostatnich homilii Ratzingera, wyczuwa się wyraźnie tę samą radość, o jakiej mówił młody, dopiero co wyświęcony kaznodzieja; wyczuwa się, że doświadcza jej w odkrywaniu nowego, małego i zarazem wielkiego światła w każdym słowie Pisma Świętego. Za każdym razem, kiedy się go słucha, odczuwa się smak wody zaczerpniętej u źródła. A źródło to jest niewyczerpane. Doświadcza się tego również w homiliach z obecnego zbioru. Ze względu na to, że niedzielny lekcjonarz zawiera trzyletni cykl czytań, kaznodzieja co trzy lata komentuje identyczne teksty biblijne. Ale Benedykt, choć czasami nie może nie powracać do tych samym tematów, za każdym razem pokonuje drogę przygotowania do homilii na modlitwie i za każdym razem ma coś nowego do powiedzenia, nowe odniesienia, które przypomina, nowe światła, które zapala.
Choć w książce tej homilie zostały uporządkowane według kalendarza liturgicznego, to nie można o nich myśleć jak o wygłoszonych w tym samym czasie czy w tej samej sytuacji. Tutaj wielkie znaczenie ma indeks chronologiczny, który mówi nam, że homilie te zostały wygłoszone na przestrzeni około dwunastu lat. Większość z nich pochodzi z pierwszych lat po rezygnacji, z lat 2013 i 2014. W następnych latach jest ich mniej, gdyż głos Ratzingera zaczyna słabnąć, aż po ostatnią homilię z 2 kwietnia 2017 roku, niewiele dni przed dziewięćdziesiątą rocznicą urodzin, przypadającą 16 kwietnia… Zatem prawie wszystkie homilie wygłoszone zostały między osiemdziesiątym a dziewięćdziesiątym rokiem życia kaznodziei, który od marca 2013 roku „wycofał się na górę”, aby na modlitwie i refleksji spędzić ostatni etap swojego życia. Odnosi się niejako wrażenie, że wraz z upływem czasu analiza egzegetyczna tekstów skraca się i upraszcza, a uwaga stopniowo przenosi się na duchowe uczestniczenie w sercu tajemnicy Jezusa, która prowadzi do Ojca. Może to nie przypadek, że ostatnia homilia dotycząca Ewangelii o wskrzeszeniu Łazarza jest właśnie medytacją nad rozmową Jezusa z Martą o życiu wiecznym, a kończy się wspaniałą modlitwą, by Pan zawsze trzymał nas za rękę i w swojej ręce, by nie pozwolił nam upaść.
W skupieniu niewielkiej „rodziny”, która otacza Ratzingera i towarzyszy mu w jego modlitwie, wyczuwa się również dobieganie kresu drogi i słabnięcie głosu. W ten sposób homilie te stają się cennym i w pewnym sensie wyjątkowym świadectwem doświadczenia i nauczania duchowego wielkiego papieża, teologa, kaznodziei, ale przede wszystkim człowieka wierzącego w Jezusa Chrystusa: „Mojego Boga i mojego Pana!”.Adwent: „wejście” Chrystusa w dzieje nasze i świata
1 grudnia 2013, kaplica prywatna klasztoru Mater Ecclesiae
I niedziela Adwentu (rok A)
Czytania: Iz 2, 1–5; Ps 122; Rz 13, 11–14; Mt 24, 37–44
Drodzy bracia,
słowo „adwent” zostało zaczerpnięte z łaciny w czasach Jezusa, z ówczesnego języka politycznego i religijnego. Określało pierwszą wizytę wielkiej osobistości w danym miejscu. Na przykład mamy monety korynckie z I wieku, które mówią o „adwencie Augusta” (był to Neron), albo wiadomości z kalendarza z IV wieku, które mówią o adwencie: _adventus ibi_ Konstantyna. Ale też wizytę postaci bóstwa w świątyni można określić „adwentem”, czyli przybyciem tego bóstwa na jakiś czas do owej świątyni.
Chrześcijanie wiedzieli, że prawdziwy Władca świata, prawdziwe Bóstwo, Syn Boży, nawiedził ten świat. Tym jest Adwent – nawiedzeniem Władcy świata, naszego Brata, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Teologia mówi o dwóch przyjściach Pana. Pierwsze dokonało się w ciele, w Jego ziemskim życiu w Palestynie, od początku tego pierwszego tysiąclecia do roku 33; drugim adwentem jest Jego przyjście jako sędziego na końcu czasów.
Ale tu powstaje problem: skoro tak jest, to chrześcijaństwo należy do przeszłości, ponieważ pierwsze przyjście dokonało się w odległej przeszłości; drugie przyjście jest równie odległe, ponieważ nikt nie oczekuje go w najbliższym czasie, zatem jest czymś utopijnym i nierealnym. W ten sposób chrześcijaństwo nie miałoby teraźniejszości, a tylko przeszłość i niepewną przyszłość. Ale to nie tak.
Na początku XII wieku Święty Bernard z Clairvaux mówił nie o dwóch, ale o trzech przyjściach Jezusa Chrystusa: pierwszym, pośrednim i trzecim³. To pośrednie dokonuje się w Kościele nieustannie. Tak naprawdę zrozumieli to już ojcowie Kościoła, zatem Adwent nie jest czystym zdarzeniem z przeszłości. Na przykład Święty Augustyn w takim znaczeniu interpretuje Pismo Święte, mówiąc, że obłoki, na których przychodzi sędzia, a o jakich mówi prorok Daniel (por. Dn 7, 13–14), to Słowo Boże, i mówi, że głoszenie Słowa dokonuje się w takim obłoku, który jest zarazem tajemnicą i obecnością⁴. Obłok miałby dwojakie znaczenie: z jednej strony wskazuje na obecność Boga w świątyni i w kulcie (por. 1 Krl 8, 10–12), a z drugiej strony na ten nieustanny ruch Boga w mówieniu do nas.
W gruncie rzeczy wydaje mi się, że można mówić co najmniej o trzech sposobach stałego przychodzenia Chrystusa: pierwszy w Słowie, drugi w sakramentach, trzeci w dziejach. Trzeba zauważyć na początku, że to przychodzenie Pana nie jest ruchem jednostronnym, gdyż zakłada, że my też wychodzimy na spotkanie Pana. Dzisiejsza liturgia podaje nam kluczowe wyrażenia: pierwszym jest „wznoszę moją duszę” – „wznoszę”, _sursum corda_, „wychodzę na spotkanie Pana”; czytanie ze Świętego Pawła mówi nam o przyobleczeniu się w Chrystusa, a w końcu Ewangelia mówi, abyśmy byli „godni”, to znaczy gotowi na Jego przyjście. Przyjrzyjmy się więc z bliska owym trzem przyjściom, zawsze w tym ujęciu ruchów Boga i naszych ruchów.
Przede wszystkim Chrystus przychodzi w swoim Słowie, które nie jest słowem przeszłości. On do nas mówi, a to Słowo jest głoszone w Kościele i pokazuje w ten sposób, gdzie jest obecność Pana. Każde pokolenie otrzymuje na nowo to Słowo Pana, który do nas mówi. Od zawsze Pan nie jest martwą księgą, ale żyje w przepowiadaniu Kościoła, w którym widzimy, że również i dziś Pan mówi, mówi do mnie, mówi do nas.
Trzeba dodać, że to Słowo nie jest teorią, która dotyczy jedynie naszego rozumu, naszego myślenia, ale jest rzeczywistością, jest drogą. Dzisiejsze pierwsze czytanie mówi nam: „Chodźcie, postępujmy w światłości Pańskiej!”, i w tym kontekście pokazuje świat przeniknięty Słowem Bożym, który naprawdę chodzi w tym świetle. Taki jest świat, który żyje w pokoju, świat, w którym miecze przekuwa się na lemiesze, a włócznie na sierpy.
Rozdział jedenasty księgi proroka Izajasza podejmuje tę wizję i jeszcze bardziej ją radykalizuje (por. Iz 11, 1–9): mówi o sytuacji, gdy baranek żyje razem z wilkiem, a cielę z lwem. Wydaje się to zupełnie nierealne, ale nie jest nierealne w takiej mierze, w jakiej Słowo Boże naprawdę wkracza w ten świat. Kluczem jest właśnie ten jedenasty rozdział Izajasza, w którym na zakończenie owej wizji pojednanego świata prorok mówi, że „kraj się napełni znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze”.
Gdzie jest poznanie Boga, gdzie rzeczywiście poznanie Boga jest pełną rzeczywistością w życiu człowieka, tam Bóg jest obecny, a pojednany świat wzrasta. Wielkim problemem naszych czasów jest właśnie religijny analfabetyzm, nieznajomość Boga, nieobecność Boga. Dla odnowy świata, przed wszystkimi jeszcze innymi reformami, które mogą być konieczne, zasadnicza jest reforma następująca: ponowna znajomość Boga, słuchanie, które staje się aktywnością i działaniem. Znajomość Boga nie jest znajomością taką, jak na przykład znajomość jakiegoś numeru telefonu, ale jest znajomością taką, jaką znam kogoś, kogo kocham i kogo znam tak naprawdę jedynie w miłości. Taka znajomość Boga przemienia świat: tam, gdzie jest taka znajomość, rodzi się świat pojednany. Możemy to oglądać w takich niewielkich rajach, które wzrastają tam, gdzie są wspólnoty religijne, które naprawdę żyją w światłości Pana.
Prośmy Pana, aby nas oświecił, aby pomagał nam naprawdę słuchać, dać się przeniknąć Słowu Bożemu, kształtować wewnętrznie, zacząć naprawdę poznawać Boga i żyć z Bogiem; a w ten sposób otrzymać światło, które staje się światłem również dla innych, staje się siłą pokoju i odnowy.
Drugim sposobem przychodzenia Jezusa, Boga, w tym czasie, w teraźniejszości każdego pokolenia, są sakramenty. Pomyślmy chociażby tylko o Eucharystii. Tutaj Jezus naprawdę przychodzi między nas; chleb nie jest już chlebem: jest Panem; przychodzi zmartwychwstały Pan, nawiedza nas, jest z nami, a nawet pozostaje w naszych sercach. A Eucharystia nie kończy się wraz z końcem sprawowania Mszy Świętej: Pan pozostaje obecny, zamieszkuje wśród nas, odwiedza nas, a my możemy Go odwiedzać, rozmawiać z Nim; On wchodzi w tę przyjaźń ze światem. Inny przykład: w rozgrzeszeniu, w spowiedzi Pan naprawdę mówi do mnie: „Zaczynam z tobą od początku, twoja przeszłość już nie ma znaczenia, to jest nowa teraźniejszość oparta na moim przebaczeniu, na mojej łasce”. I tak samo ze wszystkimi sakramentami.
Również liturgia Kościoła jako taka jest sposobem, w jaki Bóg wkracza w nasz czas i daje się usłyszeć. Dziś chcemy dać się dogłębnie przeniknąć tym, że Bóg, Chrystus, naprawdę nas nawiedza i zwyciężył teraz, w tej Mszy Świętej: jest z nami, powierza się naszym dłoniom. Módlmy się, aby naprawdę prowadził nasze istnienie.
W drugim czytaniu mamy wyrażenie: „przyoblec się w Chrystusa”. W Drugim Liście do Koryntian Święty Paweł określa ciało jako szatę człowieka, a zmartwychwstanie jako przyobleczenie się (por. 2 Kor 5, 1–5). Zmartwychwstały Pan wchodzi w nasze śmiertelne życie i w ten sposób zaczyna owo „przyobleczenie” naszego istnienia; ze Zmartwychwstałym zaczyna się zmartwychwstanie; w chwili gdy Zmartwychwstały nas dotyka, zaczyna się życie na zawsze, życie z Bogiem. Pozwólmy prawdziwie nas przyoblec Chrystusowi, z Jego zmartwychwstałym ciałem, z Jego życiem wiecznym, z radością Jego miłości, z mocą Jego obecności. Celebrujmy w Eucharystii prawdziwie przyjście Syna Bożego, który stał się naszym bratem, który przyobleka nas sobą, tak że już na tym świecie jesteśmy ciałem Chrystusa, Chrystusa Zmartwychwstałego.
W końcu Jezus Chrystus przychodzi również w dziejach, w wielkiej historii i w małej historii. Pomyślmy na przykład o dziele Świętego Benedykta, który stworzył nowy sposób życia w połączeniu pracy i adoracji, zakładał nowe wspólnoty i w ten sposób stworzył nowy kontynent, kontynent europejski. Nadejście tego sposobu życia było „przyjściem” Chrystusa: z tą Regułą, z tym człowiekiem, z tą jego działalnością sam Bóg na nowo wszedł w historię, nadał historii nowy kształt.
Pomyślmy o XIII wieku ze Świętym Dominikiem i Świętym Franciszkiem. Pan powraca również z nimi, jest to „przyjście” Pana, prawdziwe przyjście. Świętego Franciszka jego współcześni słusznie uważali za obraz Chrystusa z Jego stygmatami: sam Chrystus ukazał się utożsamiony z nim, a on z Chrystusem. Wraz z nim Słowo Boże przychodziło z przeżywaną na nową świeżością, jego słowem było życie Słowem Bożym – zawsze, bez uwag, bez dodatkowych komentarzy; Słowem, które przemienia nasze sytuacje; życie Słowem, tak by ono było obecne pośród nas z całą swoją mocą. Wraz z ruchem franciszkańskim i dominikańskim do bogatego ówczesnego Kościoła, aż nazbyt stabilnego, wchodzi w ten sposób dynamika nowej radości, głoszenia ubogim, głoszenia również poza europejskim światem chrześcijańskim. W ten sposób Chrystus wkracza w historię: jest to Jego prawdziwe „wejście” w historię.
Pomyślmy o XVI wieku. Z jednej strony mamy Świętego Ignacego z jego nową radością walki za Chrystusa, niesienia mocy Pana temu wszystkiego, co się jej opiera. Z drugiej strony mamy Świętą Teresę z Ávili i Świętego Jana od Krzyża oraz ową bliskość z Jezusem, która rzeczywiście wchodzi w człowieka, w istotę, przemienia go i pokazuje mu obecność Jezusa.
I pomyślmy również o XIX wieku, o wielkich wspólnotach zakonnych, które zrodziły się w owym czasie: są one „przyjściem” Chrystusa. Był to ruch społeczny o olbrzymich rozmiarach: mężczyźni i kobiety gromadzili się, aby służyć Chrystusowi w ubogich, chorych, aby zaoferować edukację najuboższym, aby uobecnić Słowo Chrystusa, życie Chrystusa. Teraz wszyscy żyjemy owocami tego wielkiego apostolstwa, nowego „przyjścia” Pana w tym wieku oświeceniowym, przeciwnym Chrystusowi; wieku, który głosił, że Chrystus jest przeżytkiem, że Jego czas przeminął. Właśnie w takim czasie dokonało się ponowne narodzenie Kościoła, odrodzenie jego orędzia, jego życia.
A jeśli jesteśmy uważni, możemy dostrzec, że również w naszym pokoleniu, również dziś Chrystus przychodzi i mamy Adwent. Ileż postaci – Matka Teresa, Jan Paweł II i inni – jest przybyciem Chrystusa w tych czasach, przybyciem, które daje nam siłę do przeżywania na nowo obecności Pana, tak jak w przeszłości, również dziś i na wieczność.
W wielkiej historii są zatem przyjścia, Adwenty Chrystusa. Ale są również w naszej małej historii osobistej. Jeśli jesteśmy uważni, możemy odczuć, jak w różnych sytuacjach Pan dotyka mnie, puka do drzwi mojego życia, daje mi odczuć swoją łagodność, swoją dobroć. Powinniśmy być bardziej wrażliwi, mieć większą umiejętność dostrzegania tej tajemniczej i rzeczywistej obecności.
Prośmy Pana, aby pomagał nam, by nasze serce, nasza wrażliwość były otwarte na zrozumienie, że Pan teraz nas dotyka: ten gest jest dla mnie, teraz On mnie wzywa, kształtuje mnie, mówi do mnie, prowadzi mnie. Pan jest obecny w wielu gestach również w moim życiu. W życie każdego z nas wkracza nowy Adwent, Adwent Chrystusa, dzisiaj. Chrystus nie jest jedynie przeszłością: jest teraźniejszością, jest przyszłością! Podnosić duszę, wychodzić na spotkanie Chrystusa, przyoblekać się Chrystusem, być prawdziwym, wrażliwym na Jego obecność: taki jest rytm wewnętrzny Adwentu.
Prośmy Pana, abyśmy w tych tygodniach mogli rzeczywiście celebrować Jego przyjście. Amen!Wejdź w nasze życie, Panie!
30 listopada 2014, kaplica prywatna klasztoru Mater Ecclesiae
I niedziela Adwentu (rok B)
Czytania: Iz 63, 16b–17.19b; 64, 2b–7; Ps 80; 1 Kor 1, 3–9; Mk 13, 33–37
Drodzy przyjaciele,
„Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił, powróć, Panie!”. Te słowa z pierwszego czytania są prośbą Izraela – modlitwą Adwentu – po powrocie z wygnania babilońskiego.
Przypomnijmy: przez siedemdziesiąt lat Izrael niejako nie istniał, był rozproszony na wygnaniu. Wydawało się, że Bóg o nim zapomniał, wydawało się, że już nie istnieje. I oto coś nieoczekiwanego: władca perski, Cyrus, pokonuje Babilonię, burzy babilońskie imperium i zezwala, by Izrael powrócił do domu. To dar Boży. Izraelici widzą, że ten wielki władca Persów tak naprawdę jest sługą Boga, który otwiera ludowi bramy. Znamy te wspaniałe słowa: „Przygotujcie drogi…” (por. Iz 40, 3): to wyobrażenie drogi Bożej na pustyni, aby powrócić do ojczyzny.
I w ten sposób następuje drugie wyjście, ponowny powrót z domu niewoli do Ziemi Obiecanej; jest to wielka chwila, w której przyjście Boga jest dostrzegalne. Ale po powrocie do ojczyzny Izrael zastaje w niej straszliwą nędzę: jest opuszczony przez wszystkich, ziemia jest zaniedbana, trzeba zaczynać od zera, nikt mu nie pomaga, ziemia nie wydaje owoców, nie ma świątyni; Bóg ponownie jest nieobecny i milczy.
W tej sytuacji, po wielkiej radości z interwencji Boga, w wielkiej tajemnicy Jego milczenia, rodzi się modlitwa: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił!”.
Możemy dostrzec pewną analogię do naszej sytuacji, do sytuacji Kościoła. Bóg przyszedł! Przyszedł do nas, narodził się w betlejemskiej stajence, jest dzieckiem, Bóg dał się dotknąć, żył pośród nas, znamy Jego głos, znamy Jego oblicze, znamy Jego dobroć, Jego pokorę, Jego władzę. Przyszedł! Oto radość chrześcijanina.
A mimo to prawdą jest również dla nas, że możemy wołać: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił!”. Gdyż widzimy, również w krajach już chrześcijańskich, ile problemów, ile przemocy, ile niedowiarstwa, ile zniszczenia wiary, samego człowieka; na świecie widzimy: ilu uchodźców, ile wojen; i tak możemy wołać: „Boże, nie widzisz tego? Przyjdź! Zstąp!”. Taki jest nasz Adwent. Adwent: co to oznacza? Bóg przyszedł i my o tym wiemy, my nigdy nie jesteśmy po Chrystusie, jesteśmy z Chrystusem, nie przed Chrystusem, ponieważ Bóg przyszedł. A my nie jesteśmy od Niego daleko.
Zazwyczaj mówi się o dwóch przyjściach Chrystusa: pierwszym w Betlejem, drugim na końcu świata. Ale takie postawienie sprawy absolutnie nie wystarcza. Gdyby tak było, mielibyśmy z jednej strony coraz bardziej odległą przeszłość: Betlejem, życie Jezusa; a z drugiej strony nieupragnioną przyszłość, bo nikt z nas nie pragnie końca świata, ze wszystkimi jego straszliwymi okolicznościami, o jakich mówi Ewangelia. Tak więc czasem chrześcijaństwa byłoby to: odległa przeszłość, nieupragniona przyszłość, a teraźniejszość byłaby pusta. Ale tak nie jest!
Święty Bernard z Clairvaux powiedział, że powinniśmy mówić o trzech przyjściach Boga: o pierwszym w Betlejem, drugim – pośrednim – i tym ostatecznym⁵. I to właśnie to pośrednie nas dotyczy. Bóg nie przyszedł, aby powrócić do nieba po krótkich odwiedzinach, a nas zostawić znowu osamotnionych. On zawsze przychodzi! Pozostał z nami, jest z nami w świętej Eucharystii, zamieszkuje z nami, jest naszym współobywatelem, oddaje się w nasze ręce, przychodzi w stałości swego słowa, we wszystkich swoich łaskach, przychodzi wraz ze świętymi, w których rozpoznajemy na nowo Jego obecność, Jego oblicze, Jego pokorę i Jego moc. Bóg zawsze przychodzi! To pośrednie przyjście jest trwaniem pierwszego i antycypowaną obecnością drugiego. Obydwa nie są czystą przeszłością czy przyszłością, ale spotykają się w pokornej i mimo wszystko prawdziwej teraźniejszości.
Adwent wskazuje zatem na oczekiwanie w dwojakim znaczeniu uwagi i wyczekiwania. Oczekiwanie, uwaga na rzeczywistą obecność Pana. Jest z nami! Tylko że my Go nie dostrzegamy, ponieważ jesteśmy głusi i ślepi na Niego. A wtedy Adwent mówi nam: otwórz swe serce, otwórz swoje oczy, otwórz swoje zmysły, otwórz swoje uszy i zobacz pokorną i rzeczywistą obecność Pana w każdym dniu, w sakramencie. Adwent oznacza też wyczekiwanie, wołanie, aby Bóg pokazywał się coraz bardziej, jak w wielkich chwilach dziejów.
Dlatego i my prośmy dziś Pana, aby ponownie wkroczył w nasze dzieje: „Pokaż swoją obecność, jak to uczyniłeś w upadku muru berlińskiego, w tylu zdarzeniach historii, które w ostatnich czasach pochodziły od Ciebie; wejdź w nasze dzieje i otwórz nasze serca!”. Trwać w oczekiwaniu, z uwagą na obecność Pana, czekając, modląc się, aby coraz bardziej pokazywał się również w twoim i moim życiu – oto Adwent!
Liturgia przedstawia Adwent nie tylko w myślach, ideach, ale też w pewnej obecności. Dla Kościoła Maryja jest uosobieniem Adwentu. W Maryi widzimy to wszystko, tę wrażliwość Boga, tę umiejętność dostrzegania Jego obecności, tę powściągliwość, tę odwagę wypowiedzenia: „Co chcesz, abym uczyniła?”. To jest gotowość do posłuszeństwa, a przede wszystkim również owa cicha, milcząca radość pomimo tylu problemów i trudności, które były, jak trudne zrodzenie Dzieciątka Jezus w stajni – owa wspaniała radość: Dzieciątko się narodziło, Bóg jest z nami! To właśnie powinno ponownie narodzić się w naszych sercach: ta radość z obecności, ta radość, że On jest z nami, jest pokorny i dobry wobec nas, i – tak właśnie – możny!
Dlatego prośmy Pana, aby pomagał nam, byśmy byli uważni i otwarci, i aby obdarzył nas pokorą i wspaniałą radością tego czasu, kiedy wyczuwa się, że On jest z nami: „Ja jestem z tobą”, mówi Bóg. A my odpowiedzmy: „Dziękuję, Panie; spraw, by wzrastała w nas radość z Twojej obecności”. Amen!