Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pangalactic. Początek CXXVI wieku - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pangalactic. Początek CXXVI wieku - ebook

Pangalactic

Początek CXXVI wieku

W odległej przyszłości, na skraju galaktyki, odkryty zostaje tunel czasoprzestrzenny. Wysłana przez niego nowoczesna sonda ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Aby wyjaśnić sprawę, ludzkość organizuje ekspedycję sześciu specjalistów z różnych dziedzin. Jednak nikt nie spodziewał się, co odkryją oni po drugiej stronie.

 

O autorze

Adrian Rosik

Od lat jest miłośnikiem fantastyki, zarówno klasycznej, jak i naukowej. Interesuje się technologią, badaniem kosmosu, naukami przyrodniczymi, ale także historią, filozofią i religioznawstwem. Nabytą wiedzę wykorzystuje w światotwórstwie oraz jako główne źródło inspiracji.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67539-15-9
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Jest rok 12 501. Drogą Mleczną niepodzielnie rządzi Zjednoczona Galaktyka – konfederacja siedmiu cywilizacji z siedmiu różnych planet: świeccy przemysłowcy z Garganty, uduchowiony rój z Aspirusu, drapieżne plemię z Botiary, myślące maszyny z Tegei, artystyczne cyborgi z Sekiris, podwodne klany Kelparu i ludzkość, znana pozostałym jako Terranie. Rasy te kontrolują łącznie niemal wszystkie gwiazdy i planety wewnątrz jej spiralnych ramion oraz współpracują ze sobą na każdej płaszczyźnie od ponad dwóch mileniów.

Aby zyskać dostęp do zdolności, technologii i doświadczenia pozostałych cywilizacji, władający ludźmi Rząd Prymarchów powołał do życia sześć instytucji, znanych jako korpusy, które zapewniały wysokiej klasy sprzęt i szkolenia każdemu, kto był gotów podjąć się pracy jako medyk, inżynier czy naukowiec lub podjąć służbę we flocie kosmicznej, armii lub siłach porządkowych.

Ten stan zapewnił złotą erę w każdej dziedzinie. Galaktyka pełna jest megastruktur otaczających całe gwiazdy, ogólnoplanetarnych operacji górniczych i kompleksów fabryk o powierzchni kontynentów. Flota zabezpiecza przestrzeń kos­miczną i łączy tysiące kolonii gęstą siecią logistyczną, a armia i ochrona zwalczają zagrożenia na skalę lokalną i międzynarodową. Absurdalnie wydolna ekonomia umożliwia zapewnienie obywatelom darmowej żywności, ubrań, edukacji i niezbędnej opieki medycznej. Dobra luksusowe można nabyć za wspólną elektroniczną walutę, znaną jako Solidy Zjednoczonej Galaktyki, a specjalistyczny sprzęt korpusu dostępny jest tylko dla odpowiednio przeszkolonego personelu.

Jednocześnie każda cywilizacja ma własny rząd, kulturę, podejście do życia i strefę wpływów. Opracowane przez nie technologie wykorzystywane są w celu naprawy wad ewolucyjnych, przystosowania się do bytowania w ekstremalnych warunkach bądź usprawnienia swojej pracy zawodowej. Mogą odwracać proces starzenia i wydłużać życie, a cybernetyka podnosi maksymalne możliwości ich biologicznych ciał.

Planety macierzyste pokryte są widocznymi z orbity megaaglomeracjami, zamieszkiwanymi przez dziesiątki miliardów istnień, a ich systemy obronne rozciągają się na całe układy gwiezdne. Stanowią one nie tylko stolicę i siedzibę władzy, ale są też centrum kultury, ekonomii i polityki. Kolonie rozciągają strefy ich wpływów na tysiące parseków oraz zaopatrują je w surowce i personel.

Najwyższą władzę i prawodawstwo konfederacji stanowi Senat Pangalaktyczny. W sytuacjach szczególnie kryzysowych przywódcy cywilizacji bądź inne wyznaczone osoby spotykają się na planecie Mistran, aby wspólnie podjąć decyzje, od których zależy wewnętrzna stabilność, realizacja projektów na niemożliwą inaczej skalę, a także życie i bezpieczeństwo miliardów obywateli.

Niebawem jednak pakty podpisane przed wiekami zostaną wystawione na ciężką próbę, gdy sześciu starannie wybranych śmiałków wyruszy zbadać nie do końca rutynowy incydent.Rozdział I
Stacja

Znudzony Grzesiek siedział w holu pasażerskiego promu i nie mógł się doczekać końca swej jakże nużącej podróży. Z braku lepszego zajęcia rozejrzał się po przedziale. Było to obszerne pomieszczenie z trzema rzędami obitych skórą foteli w większości zajętych.

Grzesiek ubrał się w bawełnianą bluzę z kapturem, jeansy z lycrą i buty sportowe. Codzienne stroje mieli na sobie także pozostali pasażerowie. Oni również zostali przeniesieni na stację, do której zmierzał prom. W przyciemnianym oknie, na tle odległych ciał niebieskich mężczyzna widział swoje odbicie – owalną twarz o jasnobrązowej cerze bez najmniejszego zarostu, krótkie, stawiane na żel blond włosy z ciemnymi odrostami. Niżej były bystro patrzące niebieskie oczy, przedzielone prostym, lekko zadartym nosem. Obok były uszy – przyległe i trochę spiczaste na górze. Poniżej były wąskie usta, a pod nimi ostry podbródek z dołeczkiem. Wyglądał na około dwadzieścia siedem lat. Mimo braku grawitacji poczuł się ociężale.

– Długo jeszcze? – zastanawiał się. Wszak stacja była na obrzeżach galaktyki, a prom ten mógł przemierzyć rok świetlny w niecałe półtorej minuty dzięki napędowi zaginającemu przestrzeń wokół niego. Nagle coś wyrwało z zadumy zarówno jego, jak i resztę pasażerów. Prom zwolnił do podświetlnej.

– Dokowanie za piętnaście minut! – zaskrzeczał interkom.

Nareszcie, kurwa! Ileż można?! – pomyślał chłopak i wyjrzał przez część okna z widokiem na przód pojazdu. W oddali ujrzał obracający się krążek otoczony świetlistymi punktami, które wylatywały z jego krawędzi albo znikały w jego wnętrzu.

Więc to tutaj będę pracował. Po co stacja kosmiczna na takim wypizdowie? – zastanawiał się.

W miarę zbliżania obraz obiektu był coraz lepiej widoczny – stacja składała się z siedmiu pierścieni szerokich na prawie trzysta osiemdziesiąt metrów, każdy z nich obracał się wokół wspólnej osi z określoną prędkością, celem wytworzenia sztucznej grawitacji. Najdalszy, biegnąc tysiąc dwieście metrów od osi rotacji, był modułem dokowym i jednocześnie obronnym. Na nim wypisana była nazwa stacji – Independence of the Galaxy.

W środku umieszczono potężny reaktor termofuzyjny – główne źródło zasilania, otoczone dwoma dodatkowymi obronnymi dyskami. Jego wnętrze płonęło niczym jądro gwiazdy, zapewniając energię dla całej struktury. W trakcie zbliżania widoczne stało się też uzbrojenie stacji: pierścień obronny miał na obu krawędziach podwójne działa cząsteczkowe, zainstalowane w równych odstępach co 45 stopni.

Trafienie pakietem rozpędzonych niemal do prędkości światła protonów to moc niewielkiej bomby atomowej, skupiona w cieniutki błysk, zakończony stopieniem lub odparowaniem sporego fragmentu wrogiej jednostki. Tak samo miały dyski obronne, dodatkowo wyposażone wyrzutnie samonaprowadzających się rakiet fuzyjnych, zdolnych razić cele na niewielkim obszarze i skutecznie przełamywać tarcze energetyczne.

Przepastne doki stacji mogłyby pomieścić liczną flotę wraz z trzema zewnętrznymi portami dla największych i najpotężniejszych okrętów Zjednoczonej Galaktyki: dronowych superpancerników klasy Decadence. Przepych i nowoczesność zrobiły na Grzegorzu bardzo duże wrażenie.

– Dokowanie za dwie minuty! – Interkom przypomniał o swym istnieniu.

Masywne wrota hangaru rozwarły się szeroko. W środku przygotowano sześć miejsc dla promów pasażerskich. Trzy były obecnie zajęte, a jedno czekało właśnie na przyjezdnych i nowy personel.

Prom zadokował, a drzwi za nim otworzyły się, odsłaniając śluzę, która łączyła hol z właściwą stacją. Pasażerowie przeszli przezeń do pokoju przylotów. Tam stała grupa mieszkańców oczekujących na rodziny i przyjaciół. Jedna osoba zwróciła uwagę Grzegorza – mężczyzna z wyglądu około trzydziestoletni, ze znajomą kwadratową szczęką pokrytą ciemnym meszkiem, lekko haczykowatym nosem i dużymi brązowymi oczami. Znajome wydały się też czarne włosy średniej długości i atletyczna sylwetka. Obcy wydał mu się tylko mundur nowego, nieznanego wzoru.

– Grzechu! – krzyknął z radością mężczyzna. – Stary! Sto lat cię nie widziałem. Dosłownie!

– Wojtek! Nie spodziewałem się… – odpowiedział Grzesiek.

– Jak dobrze widzieć cię żywego! Gadaj, ile razy otarłeś się o śmierć?

– Prasy lotniczej nie czytasz? Z tego są kompilacje na kilkadziesiąt stron.

– Wystarczy, że pomagam obsłudze głównego superkomputera łatać tysiąc sto siedemdziesiąt stron jego oprogramowania. Opowiedz w skrócie.

– Otóż brałem udział w pięciu oblężeniach, dwóch rajdach na stacje kosmiczne, co najmniej pięćdziesięciu lotach eskortowych, głównie dla bombowców nurkujących, szesnastu polowaniach na floty militarne i logistyczne, a także dwóch samowolnych wypadach i czterech tak zwanych misjach na gębę. W pewnym momencie byłem jak jebany celebryta.

– Serio? – W głosie Wojtka dało się wyczuć sarkazm. – Jak do tego doszło?

– Odstawiłem dość srogą akcję na Dolomarze. Były wywiady, bankiety z VIP-ami, sesja zdjęciowa w samych bokserkach…

– Żeee co kurwa?!

– Spokojnie, stary. Tego tabloida i tak nikt nie czyta. A już na pewno nikt poważny. Niech zgadnę… robisz tu w inżynieryjnym?

– Jak widać. – Wojtek wskazał na nadrukowane na naramiennik munduru dwa skrzyżowane klucze francuskie. Przy pasie znajdowało się wielonarzędzie.

– Co to za łachy? – dociął Grzesiek.

– W twojej kwaterze czeka podobny, więc się nie ciesz. – Wojtek odbił piłeczkę. – A co ty będziesz tu robił?

– Będę szkolił pilotów.

– Nawet ciepła posadka. Dobra, muszę iść. Wieczorem opowiem ci więcej o życiu tutaj. Przy okazji poznasz mojego zioma. Tymczasem może się u nas rozgościsz?

– Może tak – stwierdził Grzesiek. – Głodny trochę jestem.

– Spoko. O dziewiętnastej się spotkamy.

Wojtek odszedł, a Grzesiek zbliżył się do ekranu z planem stacji na ścianie obok. Kantyna mieściła się w Pierścieniu Szóstym, który pełnił funkcje rozrywkowe i rekreacyjne. Droga do niego wiodła przez korytarze o jasnobłękitnych ścianach, oświetlane białym światłem. Między poszczególnymi korytarzami można było podróżować za pomocą wind magnetycznych, ale zmianę pierścienia umożliwiała jedynie specjalna winda teleportacyjna. Ograniczenia technologiczne sprawiły, że każdy z nich wymagał osobnego szybu. Grzesiek stanął w tym, który prowadził na Pierścień Szósty. Wtem czasoprzestrzeń wokół niego wygięła się w kształt sfery, po czym unormowała się w miejscu docelowym, przenosząc ze sobą jej zawartość.

Poprawili prędkość przesyłu – pomyślał, wychodząc z windy. Przeszedł jeszcze dwieście metrów i po swojej lewej stronie ujrzał drzwi do kantyny, które automatycznie się przed nim rozsunęły.

Kantyna była przestronna i stylizowana na średniowieczną tawernę. Na dłuższej ścianie naprzeciwko drzwi umieszczono sześć fabrykatorów – urządzeń, które mogły zamieniać energię w masę – w tym przypadku rozmaite potrawy i napoje. Po wejściu Grzesiek od razu poczuł swojski klimat i znajomą mieszankę zapachu ziół i mocnego alkoholu.

Aspiriański absynt? – pomyślał. Po prawej stronie zobaczył czterech załogantów stacji grających w brydża. Pomiędzy nimi dostrzegł kulistą butelkę o długiej szyjce, wypełnioną do połowy przejrzystą cieczą w kolorze głębokiej zieleni.

Zgadza się…

Wtem mieszające się odgłosy wielu rozmów zostały przerwane przez donośne, dudniące beknięcie. Cała sala momentalnie ucichła. Grzesiek po swojej lewej ujrzał źródło hałasu – ogromną, humanoidalną istotę o szerokich ramionach i potężnej muskulaturze. Miała grubą, chropowatą skórę o szarobrązowym zabarwieniu. Nie miała włosów, a jedynie zrogowaciałe wypustki na brodzie i wokół głowy. Ciężki zwał skóry na miejscu brwi osłaniał małe, pomarańczowe oczy. Jednak twarz humanoida wyglądała zupełnie ludzko, przez niemal jednakowe rozmieszczenie i kształt oczu, nosa i ust. Uszy natomiast były jedynie małymi otworkami po bokach głowy. Olbrzym miał na sobie podkoszulek, stalowe bransolety na rękach, długie do połowy przedramienia, a także długie, kolczaste spodnie z czteroczęściową baskiną i płytowe buty sięgające kolan. Ważył grubo ponad dwieście kilogramów.

Wszystko jasne – pomyślał Grzesiek. – Gargantuanin.

Monstrum siedziało przy stole samotnie, trzymając w masywnych łapskach trzy puste butelki po wódce, na których skupiony był jego wzrok. Nagle wielkolud krzyknął w kierunku przechodzącej obok dziewczyny.

– Fajna dupcia! – zarechotał doniośle.

Panna przemilczała swoje oburzenie pijackim chamstwem. Gargantuanin z szyderczym uśmiechem rozejrzał się za innym obiektem żartu. Dojrzał ludzkiego mężczyznę o aparycji zawodowego atlety.

– Eee, drobnica! Siłujemy się na rękę? Dam ci fory i użyję tylko palca!

– Stul się, rycerzyku! – odrzucił przechodzień, zasiadając przy stole.

– Co, kurwa?! – Olbrzym rozejrzał się wolnymi ruchami po pomieszczeniu. – Kto to powiedział? Halo?! Pokaż się!

Nic dziwnego – pomyślał Grzesiek. Najsilniejszy z obecnych nie miał z nim szans.

Wtem do kantyny spokojnym krokiem wszedł android. Był wzrostu Grześka, ale szczuplejszy. Miał bladą, podłużną twarz ze szpiczastym podbródkiem, jego głowę pokrywały śnieżnobiałe, lekko kędzierzawe włosy. Znak tarczy na ramieniu munduru sugerował, iż służy w ochronie stacji. Podszedł do Gargantuanina bez żadnego strachu.

– Dagnal! – powiedział z niezachwianą pewnością siebie.

Samobójca… – pomyślał Grzesiek. – Albo debil.

Gruboskórny wielkolud spojrzał na ochroniarza groźnym wzrokiem, którego nie spuszczał, wstając. Po wyprostowaniu się był o dwie głowy wyższy od siwego chłopaka. Ale ten pozostawał niewzruszony.

– Proszę się uspokoić – ciągnął dalej. – Mogę cię odprowadzić do kwatery.

– Fajrant jest! Weź wykurwiaj, bo cię odłączę.

– Dagnal, chodź ze mną, a obejdzie się bez konsekwencji…

– Haha – zaśmiało się monstrum. – A lepę na ryj chce? – zapytał i wymierzył cios prosty w twarz, a jednak android z nadludzkim refleksem chwycił go lewą ręką za nadgarstek, zatrzymując pięść tuż przed swoim obliczem, przy okazji miażdżąc mu karwasz. Nim awanturnik zrozumiał, o co chodzi, ochroniarz uderzył go wolną ręką w brzuch. Dagnal ugiął się pod ciosem, po czym dostał sierpowym w podbródek. Następnie chwycił go za głowę i uderzył nią o swoje kolano. Gargantuanin osunął się nieprzytomny na ziemię.

Grzesiek podszedł do miejsca akcji i próbował zobaczyć coś więcej.

– A chciałem po dobroci – rzucił siwy ochroniarz, po czym wziął giganta na ramiona, jakby ten nic nie ważył i wyniósł go z kantyny. Ręce i nogi ogłuszonego wlokły się po ziemi.

Grzesiek widział w życiu wiele androidów, ale pierwszy raz był świadkiem tego, jak sprawnie pokonano Gargantuanina. Mają bowiem grubą i twardą skórę, która chroni przed ciosami, cięciami i promieniowaniem. Ponadto są znacznie silniejsi od ludzi i słyną z ogromnej dyscypliny.

Muszę się napić, na trzeźwo jest to nie do przyjęcia – pomyślał.

Podszedł do pierwszego z brzegu fabrykatora i lekko drżącym głosem powiedział do mikrofonu.

– Szklanka whisky… – Po tych słowach z góry kwadratowej niszy spłynął strumień energii, rozpraszając się u podstawy i tworząc bladoniebieską siatkę przestrzenną na wzór kwadratowej szklanki, stopniowo wypełniając ją szkłem, a gdy „urosła” wystarczająco, urządzenie napełniło ją szlachetnym trunkiem do trzech czwartych wysokości.

Grzesiek wypił napój duszkiem, po czym wstawił szklanicę z powrotem do niszy fabrykatora, który rozłożył ją na czystą energię.

Jakby lepiej – pomyślał. – Pora ogarnąć mieszkanie.

Opuścił kantynę i zbliżył się do korytarzowego terminalu. Musiał wprowadzić określone dane:

Imię: Grzegorz,

Nazwisko: Koryski,

Data urodzenia: 16 kwietnia 12 284 roku,

Funkcja: instruktor floty,

Specjalizacja: pilot myśliwca.

Po wypełnieniu formularza rozpoczęło się wyszukiwanie wolnej kwatery. Pierścień Piąty, piętro ósme, kwatera 384. Jego nowe lokum miało powierzchnię trzydzieści metrów. Powadziły do niego rozsuwane drzwi z zamkiem magnetycznym. Mieszkanie miało klasyczny wystrój charakterystyczny dla tego typu obiektów – jasnoniebieskie ściany identyczne jak te na korytarzu i takie samo białe oświetlenie. Pośrodku salonu stał niski stół ze szklanym blatem, otoczony sofą umiejscowioną naprzeciwko drzwi i dwoma fotelami po bokach. Meble obito skórą o kremowej barwie.

Na dłuższej ścianie naprzeciwko wejścia znajdowało się zaciemnione od środka okno, zajmujące większość powierzchni ściany, z widokiem na pobliską, trójramienną protogwiazdę – pomarańczową na obrzeżach, przechodzącą w jaskrawą żółć w centrum. Widać też było skrawek pasa asteroid, który biegł daleko za orbitą stacji.

Piękny widok – pomyślał Grzegorz zdumiony swoim szczęściem.

Na drugiej ścianie umieszczono szafę fabrykacyjną oraz łóżko, a na kolejnej – półściankę z fabrykatorem kuchennym i rozsuwane drzwi w kącie. Za nimi znajdowała się toaleta, umywalka wbudowana w szafkę i wanna z prysznicem na drugim końcu, wszystko w kolorze granatowym z błękitnym połyskiem.

Wreszcie poczuł się jak w domu, prędko zrzucił z siebie ubranie i położył się w wannie. Na umieszczonym na kancie wodoodpornym panelu dotykowym ustawił ilość wody, tak by nad taflę wystawała jedynie głowa. Wyregulował też temperaturę.

Umieszczony po wewnętrznej krawędzi fabrykator wody spełnił postawione wymagania, a system ogrzewania indukcyjnego pilnował, by kąpiel przebiegała w stałej temperaturze cieczy. Grzesiek czuł, jak poza brudem i potem opuszczają go też wszelkie wątpliwości odnośnie służby na stacji. Następne trzy godziny stanowiła relaksacyjna drzemka.

Po wszystkim ubrał się i skierował do salonu. Czuł się jak nowo narodzony, ale trochę głodny. W fabrykatorze zamówił zupę pomidorową z makaronem. Maszyna wykonała sztuczkę z siatką przestrzenną i na podstawie pojawiła się tacka, a na niej głęboki talerz z parującą potrawą, natomiast obok leżała łyżka owinięta w serwetkę. Mężczyzna przeniósł ją na stół, rozsiadł się na kanapie i łyżką nabrał bladoczerwonej zupy ze świderkowatym makaronem – smakowała tak samo, jak ta wykonana w sposób tradycyjny. Obiad był smaczny i sycący. Po zjedzeniu odstawił brudne naczynia na podstawę kuchni. Gdy zostały one rozłożone, w pomieszczeniu rozległ się dzwonek do drzwi.

– Zapraszam! – krzyknął.

Po rozsunięciu się drzwi w holu ukazał się Wojtek.

– Siema, stary! Nie przeszkadzam?

– Nie, nie, w żadnym razie. Miałeś podobno kogoś mi przedstawić? – spytał Grzesiek.

– Jak najbardziej. – Wojtek skinął palcem, po czym w drzwiach ukazała się znajoma postać. – Siwowłosy pogromca Goliata z kantyny.

– Detektyw Charles Falker, Korpus Ochrony – powiedział, wystawiając rękę.

– Grzegorz – odparł gospodarz, ściskając ową dłoń.

Skóra androida w dotyku przypominała sylikon, a pod nią wyczuwalne były kanciaste „kości” z węglika wolframu. Oczy nowego znajomego były w kolorze matowej żółci, natomiast źrenice przypominały raczej obiektywy kamer niż ludzkie.

– Długo się znacie? – dociekał Grzegorz.

– Dziesięć lat, cztery miesiące, tydzień, dwa… – odpowiedział Chuck.

– Wystarczy! – przerwał Wojtek. – Może siądziemy?

– Spoko, chodźcie. Drzwi zasunęły się cicho, a cała trójka rozsiadła się na sofie i fotelach.

Wojtek dojrzał widok z okna.

– Ty to zawsze miałeś farta.

– Tym razem sam jestem zdumiony – rzucił Grzesiek. – Ty zasugerowałeś Chuckowi pracę w tutejszej ochronie?

– Tak – odpowiedział Wojtek. – Chuck radzi sobie z największymi pojebami.

– Potwierdzam – dodał android. – Gargantuanie po dużej dawce alkoholu to bardzo trudne przypadki. Dlatego mnie zatrudnili.

– Nic dziwnego – odrzucił Grzesiek. – Przeciętny Gargantuanin to ponaddwumetrowa cytadela, przy której ludzki kulturysta wygląda jak anemik.

– Doszedł nawet na szczebel zastępcy szefa ochrony – rzekł Wojtek.

– Ponadto jestem honorowym członkiem lokalnego klubu szachowego, klubu brydżystów, zespołu ludowego pieśni i tańca…

– Dobra, dobra, nie szpanuj tak – przerwał Wojtek, po czym zwrócił się do Grześka. – Jak ci się u nas podoba?

– Nigdy nie widziałem tak nowoczesnej stacji! To jest coś pięknego.

– Solidna robota – dodał inżynier, nie kryjąc dumy. – W pełnej gotowości bojowej zatrzyma pełnoskalową inwazję dwójki w skali Kardaszewa.

– Rzeczywiście – skomentował Koryski. – Ale co ta stacja tu robi?

– Nie słyszałeś? – zapytał Wojtek, nie kryjąc zdziwienia. – Niedaleko centrum tej protogwiazdy odkryto tunel czasoprzestrzenny, prowadzący prawdopodobnie do innej galaktyki. Nie wiemy, co może stamtąd wyjść…

– Wojtku! – wtrącił Falker. – On nie jest upoważniony.

– Nie wygada się, co nie?

Nagle rozmowę przerwał niski, mruczący głos z komunikatora androida.

– Detektywie Falker! Potrzebuję pana w biurze! Szybko!

– Przyjąłem – odpowiedział android, po czym zwrócił się do ludzkich przyjaciół. – Przepraszam najmocniej, obowiązki wzywają. – Chuck pospiesznie opuścił pomieszczenie, zostawiając bohaterów samych sobie.

– To… co z tym tunelem?

– Jak wspominałem, prawdopodobnie prowadzi do innej galaktyki. W zeszłym miesiącu wysłaliśmy tam sondę von Neumanna. Przez tydzień badała układ gwiezdny po drugiej stronie, ale sygnał się urwał, a żadna informacja nie nadeszła. Planują więc wysłać ekspedycję. Wiele osób dostało przydział na naszą stację, by wziąć w niej udział. Ogólnie sprowadzają tu ludzi z wysokiej półki.

– Jak bardzo?

– Na przykład mój szef, pan Tungran, kiedyś dowodził Gargantuańską Manipułą Inżynieryjną… oraz wygląda trochę jak pustelnik.

Roześmiali się.

– Ponadto… – kontynuował Wojtek. – Większość ludzi z ochrony pochodzi z piechoty liniowej.

– I to pewnie tacy, co niejedną bitwę widzieli?

– Zgadza się. A wśród takich gości poszukuje się pilota, inżyniera, medyka, ksenobiologa, dyplomaty i androida. Zgłosiliśmy się z Chuckiem. Lekarzem będzie chirurg, co robi w głównej klinice, ksenobiologiem laska z lokalnego terrarium.

– Ładna? – dopytał Grzesiek, kilkukrotnie unosząc brwi.

– Najlepsza na stacji. – Wojtek uśmiechnął się szeroko. – Chyba że wolisz samice Botiaran, wtedy trzydzieści parseków w tę stronę. – Wskazał palcem w podłogę.

– Pojebało cię? Botiara jest nudna, zimna i zajebana żwirem. Prawie jak moja była.

Obaj roześmiali się. Ich przerwana znajomość wróciła na właściwe tory.

– A dyplomatę wybrali?

– Taaa… jakiś goguś importowany z Terry. Na pewno będzie się rządził…

– A ty będziesz po nim jeździł?

– Dokładnie! Brakuje nam tylko mocnego kandydata na pilota, więc…

– Myślisz, że mnie wezmą? – spytał Grzesiek.

– Pewnie, stary! – odpowiedział Wojtek. – Reszta pretendentów na to miejsce to jakaś czeladź bita w ciemię. Ty masz talent, doświadczenie, styl. Dokonujesz rzeczy, które według symulacji i zdrowego rozsądku są niemożliwe.

– Ale ja nie polecę z załogą.

– Czemu?

– Zbyt wiele razy byłem jedynym ocalałym. To chyba jakieś fatum.

– Od kiedy ty taki przesądny jesteś? – zapytał Wojtek trochę żartem, trochę z troską. – Zawsze byłeś naturalistą…

– Nie chcę ryzykować niczyim życiem, zwłaszcza moich przyjaciół.

– Stary, jesteś jedynym gościem w galaktyce, któremu ufam na tyle, by z nim lecieć tam, gdzie nie dotarł…

– Oni też mi ufali.

– Co jest, Grzechu? – Wojtek był już wyraźnie zmartwiony. – Ty? Gość, który poszedł na wojnę tylko po to, by „się sprawdzić”? Gość, który zawsze szukał mocnych wrażeń, a bez wolantu to jak bez ręki? Czyżbyś utracił „cojones”?

– Dobra! – Grzesiek odpowiedział stanowczym tonem, po czym umilkł na moment. – Dobra, zgłoszę się. Przekonałeś mnie. Kiedy startujemy?

– Za jakiś miesiąc. To jak? Wymienisz te cywilne łachy na coś męskiego?

– No przecież.

Podeszli więc do szafy. Składała się ona ze skanera i obręczy fabrykacyjnej o zmiennym obwodzie, poruszającej się po dwóch cienkich szynach, umieszczonych po bokach wysokiego lustra. Grzesiek stanął w wyznaczonym miejscu.

– Mundur Korpusu Floty, wersja podstawowa! – krzyknął, a skaner zmapował jego sylwetkę ze wszystkich stron i zapisał w pamięci. Następnie obręcz rozłożyła się do odpowiedniej średnicy, po czym zjechała na dół i wróciła na swoje miejsce, fabrykując kombinezon bezpośrednio na ciele Grześka i zastępując jego cywilne ubranie. Zaraz po operacji przejrzał się w lustrze.

Jednoczęściowy mundur zakrywał całe ciało oprócz głowy i ciasno do niego przylegał, co symulowało ciśnienie atmosferyczne. To, w połączeniu z hełmem, umożliwiało przetrwanie w rzadkiej atmosferze i pozwalało opierać się próżni kosmosu przez dwie godziny. Pod ciśnieniem zbliżonym do ziemskiego wierzchni materiał niebieskiej barwy stawał się oddychający i lekko luzował uścisk. Biodra i wnętrza ud pokryte były szarą tkaniną termiczną, która może ogrzać wnętrze kombinezonu do stu pięćdziesięciu stopni Celsjusza lub schłodzić je o dwieście dwadzieścia. Miał też warstwę termoaktywną w bezpośrednim kontakcie ze skórą, chroniącą przed wahaniami temperatury.

Mundur pełnił również funkcję pancerza. Tułów po obu stronach, ramiona, rękawy, nogawki, buty oraz kołnierz zasłaniający całą szyję wzmocnione były arkuszami grafenowego aerożelu. Lewy naramiennik opatrzono białym uproszczonym obrazkiem samolotu. Kombinezon był lekki i nie krępował ruchów.

– Dobre, nie? – zapytał Wojtek, obserwujący kolegę.

– Zajebisty! – odparł Grzesiek. – Ledwo czuję, że mam go na sobie.

– Jak w samych bokserkach?

– Zazdrościsz?

– Może splątasz komputer?

Na lewym nadgarstku Grzesiek dostrzegł szynę z małym czytnikiem po stronie dłoni. Gdy położył na nim palec, holograficzny ekran pojawił się nad ręką, informując o udanym splątaniu kwantowym z jednostką centralną. Teraz miał swobodny dostęp zarówno do sieci, jak i informacji wojskowych krążących po stacji.

– Coś jeszcze mnie w tym zaskoczy?

– Pokażę ci, odwróć się.

Wtedy Wojtek wyciągnął zza pasa wielonarzędzie i szybkim ruchem przejechał świecącym na niebiesko ostrzem po aerożelowym napierśniku. Towarzyszył temu oślepiający błysk. Grzesiek gwałtownie odskoczył.

– Co jest, kurwa?! Pojebało cię?! – krzyknął zdezorientowany, po czym spojrzał w dół. Czarna, wytopiona rysa biegła przez całą szerokość jego klatki piersiowej. Czuł, że skóra pod nią zaczyna się powoli nagrzewać.

– Piła plazmowa. Poprzedni wzór by cię nie ochronił. Jak jest?

– Czuję ciepło… Już w porządku. – Grzesiek zorientował się, że nic mu nie jest.

– Na klacie masz ekwiwalent dwunastu centymetrów tytanu, o połowę więcej niż kompozyt użyty w starym. Ma też większą pojemność cieplną. Chcesz sprawdzić pełną wersję?

– Tak! – odparł wesoło Grzesiek.

Na komendę szafa sfabrykowała dodatkowe elementy, regenerując przy tym rysę. Hełm wykonano z aerożelu i grubego, samoregenerującego się szkła pancernego, wyposażono w opaskę uszczelniającą na szyi, noktowizor, termowizor, powiększenie obrazu oraz system zintegrowanego celowania, który informował jedynie, że nie wykrył w ręku broni. Ów HUD minimalnie zasłaniał pole widzenia w kącikach oczu oraz był niewidoczny z zewnątrz. Miał także dwie kapsułki z tlenem umieszczone w osłoniętych zasobnikach na policzkach oraz system filtrów zdolny zatrzymać zarówno toksyczne gazy, jak i powietrzne mikroorganizmy. Wnętrze hełmu wyłożono sprężystą pianką amortyzującą uderzenia. Był tam również mikrofon i mikrowęzeł komunikacyjny.

Drugim dodatkowym elementem szpeju był podpięty do hełmu plecak, w którym umieszczono dodatkowy zapas tlenu oraz baterię z nanorurek węglowych do zasilania kombinezonu i ładowania broni. Ostatnią cechą plecaka były wygodnie rozłożone z tyłu porty do ładowania fuzyjnych baterii zasilających broń. Na prawym ramieniu ładować można małą baterię do lekkiej broni piechoty, na lewym zaś był port na większe, przeznaczone do cięższego oręża.

Grzesiek był pod wielkim wrażeniem. Kunszt, z jakim kombinezon wykonano, górował nad każdym innym pancerzem piechoty kiedykolwiek stworzonym przez ludzkość.

– Na wojnę się szykujemy? – zapytał Grzesiek pół żartem.

– Lepiej być gotowym na wszystko. Jeśli z tunelu wyleci jakiś szajs, ta stacja musi go powstrzymać, przynajmniej do przylotu wsparcia z okolicy. Pamiętaj, jedyną inną opcją jest Botiara…

– A to będzie dla przeciwnika darmowa baza wypadowa. Przynajmniej dopóki nie napotka tamtejszej fauny.

Roześmiali się.

– Dobra, będę leciał. – Wojtek skierował się w stronę drzwi. – Wpadnę jeszcze rano. Znaczy ja albo Chuck.

– Spoko, stary… – Grzesiek ziewnął w trakcie wypowiedzi. – Ale najpierw się prześpię.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: