Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Paradis City - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 sierpnia 2024
Ebook
43,90 zł
Audiobook
54,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Paradis City - ebook

Walka z czasem w ogarniętym zamieszkami mieście.

Szwecja w niedalekiej przyszłości. Polaryzacja społeczeństwa osiągnęła nowy, bezprecedensowy poziom i aby chronić uprzywilejowanych, zbudowano mury ograniczające przemieszczanie się osób żyjących w tak zwanych strefach specjalnych. Pomimo niebezpieczeństwa, jakie wiąże się z wkroczeniem w te strefy, minister spraw wewnętrznych decyduje się na zorganizowanie wiecu politycznego w największej z nich, Järvie. Chociaż zastosowano wszelkie możliwe środki bezpieczeństwa, wybucha strzelanina, a minister zostaje porwana.

Bezradna policja obmyśla niekonwencjonalny plan: na poszukiwanie kobiety wyśle Emira, przebywającego w areszcie więźnia, którego może zmusić do współpracy. Niegdyś legendarny zawodnik MMA, dziś cierpi na niewydolność nerek i bez dializy umrze w ciągu pięciu dni. Nie mając nic do stracenia, a do zyskania wszystko, Emir udaje się za mury ogarniętej chaosem Järvy.

Z lepszej strony muru własne śledztwo prowadzi Fredrika, ambitna policjantka, obarczona winą za uprowadzenie minister. Czas ucieka. Czy bohaterom uda się odbić kobietę, zanim wydarzy się tragedia? Kto tak naprawdę jest spiskowcem?

Jens Lapidus, jeden z najchętniej czytanych i najbardziej lubianych autorów w Szwecji, powraca zpełnym zwrotów akcji thrillerem, a jednocześnie bezlitosnym i przejmująco prawdopodobnym portretem podzielonego społeczeństwa.

 

„To książka, której nie da się odłożyć na półkę. Jens Lapdius tworzy surowy obraz tego, czym stało się dzisiejsze społeczeństwo. Jedna z moich absolutnie ulubionych lektur tego roku”.

Yrsa Sigurðardóttir, autorka powieści kryminalnych

„Paradis City to świetny i brutalny thriller z ciekawymi bohaterami i ekscytującą fabułą. Lapidus nie ma sobie równych w portretowaniu społeczeństwa oraz przedstawianiu niesamowitych wyobrażeń przyszłości. Pokazuje w ten sposób, że jest nie tylko czołowym, ale też przekraczającym gatunki autorem, który nie boi się wyjść ze swojej strefy komfortu. Obowiązkowa pozycja dla wszystkich fanów thrillerów!”

ThrillZone.nl

„Zręcznie napisana dystopia”.

„Aftonbladet”

„W tym ponurym obrazie przyszłości Lapidus pokazuje, do czego mogą doprowadzić polaryzacja, nierówność i dyskryminacja. Paradis City to wspaniały thriller pełen zwrotów akcji”.

„Nederlands Dagblad”

„Przerażająco realistyczny thriller na chłodny wieczór”.

„Flair”

„Poruszający portret ludzi w przyszłości. Paradis City to jedyny w swoim rodzaju thriller, który trzyma czytelnika w napięciu.”

BTJ

„W społeczeństwie, które wymknęło się spod kontroli, główną troską ludzi jest przetrwanie, a nie życie”.

„Het Nieuwsblad”

„W Paradis City Lapidus odchodzi o krok od realizmu – w końcu w dystopii istnieje naturalny element spekulacji – ale jego zaangażowanie i intencje są tak samo szczere jak zawsze”.

„Sydsvenskan”

 

„Nowy thriller Jensa Lapidusa jest jego najmroczniejszą książką. Akcja posuwa się do przodu w błyskawicznym tempie już od pierwszego zdania. To podróż w przyszłość, w której Lapidus pociągnięciami czarnego pędzla stworzył dystopię. Jednocześnie jego fantazje zakotwiczone są w elementach ze znanego nam świata, dzięki czemu historia jest pod wieloma względami wiarygodna. Paradis City to przerażająca powieść, od której nie sposób się oderwać”.

„Göteborgs-Posten”

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68226-09-6
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Drzwi windy otwo­rzyły się z chro­bo­tem. We­szli do ka­biny.

Ewi­dent­nie paru go­ści grało w po­kera w miesz­ka­niu na dru­gim pię­trze. Gra­cze za­wsze mieli apki z do­stę­pem do cięż­kiego hajsu. On i Isak mu­sieli tylko wejść i wyjść. Pro­sta ro­bota. In­szal­lah – szybki job.

Emir zo­ba­czył swoją twarz w pęk­nię­tym szkle lu­stra: nos bok­sera, sze­roka szczęka, kil­ku­dniowy za­rost. Wcze­śniej, w co­kol­wiek się ubrał, jego by­czy, umię­śniony kark i po­ważne oczy za­wsze wy­sy­łały ja­sny prze­kaz. Bez względu na to, jak się czuł, nie był fa­ce­tem, któ­remu można wci­skać kit. A te­raz – skóra ob­wi­sła wzdłuż dwóch li­nii na szyi jak u ja­kie­goś scho­ro­wa­nego czło­wieka albo u dzie­ciaka ucie­ki­nie­rów z Pa­ki­stanu czy Bia­ło­rusi. Wzrok roz­bie­gany. Jak u ko­goś, kto się boi.

Miał dwa­dzie­ścia sześć lat, czuł się na dwa­dzie­ścia, ale za­cho­wy­wał się jak sie­dem­na­sto­la­tek. Cza­sem się wy­da­wało, jakby od dłuż­szego czasu stał w miej­scu. Z dru­giej strony – wła­śnie za­raz za­in­ka­suje spory cash. Po­wi­nien być happy.

Cho­ciaż szcze­rze mó­wiąc, ga­nia­nie po Järvie, gro­że­nie lu­dziom i wy­mu­sza­nie od nich szmalcu to żadna chlubna rzecz dla shunne w jego wieku. Ale nie god­ność była tu praw­dzi­wym pro­ble­mem – cho­dziło o coś in­nego. Iden­tycz­nie czuł się jako dziecko, kiedy mama od­kryła, że znów wy­my­ślił coś par­szy­wego. Zbie­rało mu się na mdło­ści od tego, co ro­bił. Chciał tylko uciec od tego gówna.

Ni­gdy by nie po­wie­dział, że ma dwa­dzie­ścia sześć lat i le­dwo daje radę za­ju­mać ko­muś tro­chę pie­nię­dzy – był na­wet ozna­czony jako JSSZ, pań­stwo na­pięt­no­wało go jako jed­nostkę po­wią­zaną z gan­gami i sta­no­wiącą szcze­gólne za­gro­że­nie.

Fak­tycz­nie po­wi­nien spró­bo­wać cze­goś in­nego. Ale to je­dyne, co na­prawdę po­tra­fił. Prze­waż­nie nie mu­siał się na­wet wy­si­lać, miał swoją re­pu­ta­cję. Książę: nie­bez­pieczny shunne, mistrz prze­mocy, spe­cja­li­sta od ogra­bia­nia.

Poza tym ko­niec nie wcho­dził w ra­chubę. Emir po­trze­bo­wał kasy. To nie kwe­stia ape­tytu, ale głodu.

Za­wsze uga­niał się za szmal­cem dla szmalcu, ale od kilku lat było ina­czej. Miał nie­wy­dol­ność ne­rek. Jego krew mu­siała być oczysz­czana co naj­mniej dwa razy w ty­go­dniu – każdy taki za­bieg kosz­to­wał tyle, że wo­lał na­wet o tym nie my­śleć. Pań­stwo nie da­wało ani gro­sza.

Drzwi windy znowu za­zgrzy­tały, roz­su­nęły się po­woli. Do­je­chali na górę.

Li­czyły się tylko trzy rze­czy. Ska­so­wać cash. Ska­so­wać cash. I prze­żyć.

Cho­ciaż nie­zu­peł­nie – cho­dziło o coś jesz­cze. O to, na czym na­prawdę mu za­le­żało, o jego mały klej­not, o jego pe­rełkę, dzięki któ­rej w ogóle warto żyć.

Cała reszta to samo gówno. Te­raz miał tylko za­ła­twić pie­nią­dze.

Nie­któ­rzy na­zy­wali tę oko­licę Pa­ra­dis City.

A to prze­cież kom­pletne prze­ci­wień­stwo Dżanny. Szcze­rze mó­wiąc, spe­cjalny ob­szar Järva to Ge­hin­nom – pie­kło na ziemi.

Musi już wy­łą­czyć to joj­cze­nie. Trzeba wziąć kilka głę­bo­kich od­de­chów: wejść, zro­bić swoje. Że­tony i konta pełne forsy z po­kera, już nie­długo cash bę­dzie jego.

On i Isak mają tylko wejść i wyjść, jak w okta­go­nie.

Na ga­le­rii bie­gną­cej wzdłuż ca­łego bu­dynku za­jeż­dżało szczy­nami i ha­szem. Upał ude­rzył w nich jak w taj­skim bur­delu.

Isak żuł gumę jak krowa.

– Może le­piej chrza­nić to. Mam złe prze­czu­cie.

Kum­pel był blady, miał na so­bie sfa­ty­go­wany ti­szert i spodnie wy­strzę­pione przy kie­sze­niach. Jego czapka z dasz­kiem od Guc­ciego już dawno stra­ciła fa­son, mimo to Isak wciąż ją no­sił, jakby to było kufi albo coś w tym stylu. Wła­ści­wie wy­glą­dał jak sta­rzec. Stres i tra­ma­dol przy­spie­szyły sta­rze­nie się dzie­się­cio­krot­nie: sę­pia szyja wy­gięta w S, a plecy w li­terę Z.

– Wy­lu­zuj, bra­chu – po­wie­dział Emir. – Trzeba ich tylko zmu­sić, żeby zro­bili prze­lewy. Wy­star­czy wejść i wyjść.

Przy drzwiach nie było dzwonka. Emir za­pu­kał.

Nikt nie otwo­rzył.

Za­pu­kał moc­niej. Ktoś krzyk­nął ze środka.

Wy­jął pi­sto­let z kie­szeni, trzy­mał go wzdłuż nogi.

– Nie wejdę tam – po­wie­dział na­gle Isak.

To nie okej, żeby się te­raz pie­trać. Ale nie było czasu na bi­cie piany, kum­pel mógł zo­stać na ze­wnątrz na straży. Emir wie­dział: Isak nie cierpi psiarni, cho­ciaż po­trze­bo­wał kasy tak samo jak cała reszta.

– Otwie­rać – rzu­cił Emir pod­nie­sio­nym gło­sem.

Zza drzwi do­biegł od­głos kro­ków. Za­chro­bo­tało, klapka wi­zjera prze­su­nęła się w bok.

Drzwi otwo­rzyły się gwał­tow­nie: w wej­ściu stał ko­leś z czer­wo­nymi od zioła oczami i ogo­loną cza­chą.

– Czego chcesz?

– Mogę wejść za­grać?

– Fuck off.

Na­ganna po­stawa. Złe wi­bra­cje. Co-to-ma-być-do-kurwy-nę­dzy.

Emir nie miał siły się pruć – pod­niósł gnata i przy­ci­snął go do klaty ły­sola.

Pod­łoga w przed­po­koju była brudna. Pchnął go­ścia przed sobą. Za­jeż­dżało ja­kimś żar­ciem i jesz­cze moc­niej gan­dzią. Z lufą przy ple­cach łysa pała zro­biła się nad­spo­dzie­wa­nie grzeczna.

We­szli do du­żego po­koju. Trzy twa­rze pod­nio­sły wzrok – scena za­trzy­mana w ka­drze: trzej fa­ceci sie­dzieli przy zie­lo­nym stole po­kry­tym kar­tami i że­to­nami. Wy­ba­łu­szali gały na broń w jego ręce.

Je­den z nich wy­glą­dał na ko­goś, kogo Emir ni­gdy by się tu nie spo­dzie­wał.

Mah­moud Gha­rib.

Czy to moż­liwe?

Wiel­kie ta­tu­aże na ra­mio­nach i nie­sa­mo­wi­cie pre­cy­zyj­nie przy­strzy­żona broda, li­nia na po­licz­kach tak ostra, jakby po­cią­gnięta la­se­rem. Emir prze­czy­tał tekst na bi­cep­sie:

Tak. Kurwa, to on.

Mah­moud Gha­rib: szef ochrony Brac­twa Mu­zuł­mań­skiego. Wcze­śniej wódz Laz­ca­nos. Je­den z naj­ostrzej­szych zio­mów w ca­łym ob­sza­rze spe­cjal­nym Järva. Le­genda prze­mocy, ikona dziel­nicy, pie­prz­nięty shurda, o któ­rym krą­żyły opo­wie­ści, kiedy Emir był jesz­cze mały. Miej­scowi dy­go­tali jak wi­bra­tory na sam dźwięk jego na­zwi­ska. Po­dobno na­wet psy ro­biły w ga­cie, kiedy była o nim mowa. Tu­taj bar­dziej znany jako Abu Gha­rib.

A Emir te­raz stał przed nim i ce­lo­wał z gnata pro­sto w niego i w jego kum­pla.

Fu­uuck.

Oczy Abu Gha­riba: czarne jak bez­k­się­ży­cowa noc.

Gdyby to wie­dział, nie od­wa­żyłby się za­pu­kać na­wet z bu­kie­tem kwia­tów.

Na sto­liku sto­ją­cym tro­chę da­lej zo­ba­czył pi­sto­lety – gra­cze za­wsze grali nago – a o ścianę stały oparte ka­mi­zelki ochronne. Wy­star­czyło, że hold’em czy omaha wy­wo­ły­wały siódme poty.

Musi wy­my­ślić coś sen­sow­nego, ja­koś wy­brnąć z sy­tu­acji.

– A ty to kto? – Głos Abu Gha­riba był prze­sad­nie spo­kojny, prze­sad­nie po­wolny – prze­sad­nie zło­wrogi.

Trzeba by się ewa­ku­ować.

Wejść i wyjść – po­mału się wy­co­fać i spie­przać.

Wtedy za jego ple­cami roz­legł się huk.

Obej­rzał się.

Było za późno: drzwi na ga­le­rię wy­le­ciały z fu­tryny.

Trzej mun­du­rowi z wy­cią­gnię­tymi gi­we­rami wpa­dli do środka.

– PO­LI­CJA! – krzy­czeli.

Abu Gha­rib i reszta ze­rwali się z miej­sca; stół się prze­wró­cił, karty fru­wały.

Emir oce­niał sy­tu­ację.

– Na zie­mię! Od­dać broń! – wo­łały psy.

Fa­ceci od sto­lika rzu­cili się w kie­runku sy­pialni.

– Stać! – wrza­snęły gliny.

Wy­glą­dało na to, że Isak chyba chli­pie przy wej­ściu.

Emir nie mógł tra­fić do pier­dla, miałby prze­je­bane. Po­wi­nien roz­wa­lić te po­li­cyjne łajzy, po­dziu­ra­wić ich jed­nego za dru­gim.

O ile się orien­to­wał, nikt nie wie­dział, że oni tu są, po dro­dze nie mi­nęli z Isa­kiem żad­nej pie­przo­nej ka­mery mo­ni­to­ringu, która by dzia­łała.

Uniesz­ko­dli­wił nie­jed­nego ćwoka – to byłby tylko ko­lejny krok. Mimo to wo­lał czuć skórę go­ścia, któ­remu spusz­czał ło­mot, był dawną gwiazdą MMA. Nie zdo­był się na to, żeby strze­lić.

Krzyk­nął do Isaka:

– Spier­da­laj!

Po­tem pu­ścił się pę­dem za tam­tymi ko­le­siami, okno w sy­pialni było otwarte, do­my­ślił się, co pla­no­wali: wła­śnie zni­kał w nim ty­łek Abu Gha­riba. Po­zo­stali już czmych­nęli. Cią­gnąca się na ca­łej sze­ro­ko­ści bu­dynku ga­le­ria na ze­wnątrz była jak je­den długi bal­kon z od­dziel­nym wyj­ściem – tor wy­ści­gowy dla ucie­ki­nie­rów.

Gli­nia­rze darli się na całe gar­dło.

Łóżko było nie­za­słane, prze­ście­ra­dło – szare od brudu. Emir rzu­cił się za Gha­ri­bem i wy­lą­do­wał mię­dzy ro­we­rami a de­sko­rol­kami. Na ga­le­rii le­żeli dwaj gli­nia­rze, ję­czeli i stę­kali – lu­dzie Abu Gha­riba za­jęli się nimi po swo­jemu.

I stał tam Isak: miał oczy jak u je­ba­nego osła.

Emir ru­szył bie­giem. Isak kilka me­trów przed nim. Jego kum­pel nie chciał być gang­ste­rem. A te­raz mu­siał grzać, jakby nim był.

Tamci do­bie­gali już do scho­dów.

Nike air maxy na gi­gan­cie.

Gnali na górę, nie na dół – bo tam pew­nie cze­kało wię­cej psów.

Gha­rib wrza­snął do swo­ich lu­dzi:

– Ma­cie gnaty?

– La, la – krzyk­nęli po arab­sku, ża­den z nich nie zdą­żył chwy­cić broni. Je­dyną uzbro­joną osobą był Emir.

Gha­rib od­wró­cił się do niego.

– Co z cie­bie za pier­do­lony kre­tyn?

Za nimi, w dol­nej czę­ści scho­dów, sły­chać było tu­pot po­li­cji.

– Mu­sia­łeś mieć ogon – wy­sa­pał boss.

Emir brał po pięć stopni na raz. Le­d­wie dy­szał.

Gha­rib się my­lił: on nie przy­wlókł za sobą ainy.

Dach był pła­ski. Z góry Järva wy­glą­dała jak be­to­nowa pu­sty­nia.

Lu­dzie Gha­riba stali na kra­wę­dzi: ślepa uliczka. Dla­czego boss ich tu ścią­gnął?

Za­czął się ból głowy. Emir nie mógł jej na­wet ob­ró­cić, bo tak mocno na­pie­przała. To naj­gor­szy mo­ment w hi­sto­rii świata, żeby jego mózg prze­stał kon­tak­to­wać. Le­ka­rze na­zy­wali to ceną po­znaw­czą.

W tym mo­men­cie zro­zu­miał plan Abu Gha­riba.

– Skacz­cie! – krzyk­nął boss.

Ge­niusz.

Pierw­szy shunne od­bił się od kra­wę­dzi, rzu­cił się do przodu i prze­bie­ra­jąc no­gami w po­wie­trzu, wy­lą­do­wał na da­chu są­sied­niego domu. Shit, co naj­mniej cztery me­try da­lej.

Gość już poza za­się­giem psów.

Bły­ska­wice strze­lały w gło­wie bez ustanku.

Isak dy­szał.

Na­stępny shunne zro­bił to samo – sko­czył i do­padł da­chu po prze­ciw­nej stro­nie. Ko­lej na ły­sola. Wziął roz­bieg – pot błysz­czał w słońcu.

Ra­miona do przodu, ręce wy­cią­gnięte. Po­le­ciał, nogi nie zna­la­zły opar­cia, jed­nak dło­niom udało się chwy­cić kra­wędź da­chu. Cen­ty­metr od śmierci. Ale te­raz łysa pała wolna jak ptak.

Emir, Abu Gha­rib i Isak – zo­stali sami. Emir czuł, co w tym mo­men­cie my­śli jego kum­pel: on wie­dział, że jest za słaby na taki skok; „siłka i tre­ningi to nie dla mnie” – mó­wił za­wsze.

Sły­chać było tu­pot glin – pew­nie będą tu za parę se­kund.

Ja też nie dam rady, stwier­dził Emir przez ból głowy.

Isak jakby czy­tał w jego my­ślach.

– Ogar­niesz, bra­chu – po­wie­dział. – Je­steś spor­tow­cem. Mo­żesz się ura­to­wać.

By­łem spor­tow­cem, po­my­ślał Emir.

Gha­rib zmru­żył oczy.

– Psy będą tu za pięć se­kund – rzu­cił. – Zro­bisz, co trzeba, jak się zja­wią?

Emir wa­żył pi­sto­let w dłoni. Ból roz­sa­dzał mu czaszkę. Nie po­tra­fił od­po­wie­dzieć na py­ta­nie bossa.

Na­gle spoj­rze­nie Gha­riba się zmie­niło. Wpa­trzył się w ta­tuaż Emira: 9 KO – dzie­więć no­kau­tów. Boss wy­glą­dał na za­in­te­re­so­wa­nego – za­cie­ka­wio­nego.

– Te­raz cię po­znaję. Ty by­łeś Księ­ciem. Za­wsze na cie­bie sta­wia­łem.

Ból głowy roz­dzie­rał Emira od środka.

– Daj mi gnata – zwró­cił się do niego Abu Gha­rib, wy­cią­ga­jąc rękę. – Ja się nimi zajmę.

Za ich ple­cami otwo­rzył się właz. Na da­chu za­ro­iło się od po­li­cjan­tów, któ­rzy wy­ma­chi­wali pi­sto­le­tami. Darli się. Pró­bo­wali za­blo­ko­wać drogę ucieczki. Któ­ryś chwy­cił Isaka.

Abu Gha­rib wciąż trzy­mał wy­cią­gniętą rękę. „Daj mi gnata” – mó­wił jego wzrok.

– Od­daj broń! – ryk­nął glina.

Isak się szarp­nął.

Emir pod­niósł ma­ka­rova, ale nie od­dał go bos­sowi. Od­cią­gnął spust.

BAM. Od­rzut był silny. BAM.

Gli­nia­rze pa­dli na zie­mię, a Gha­rib sko­rzy­stał z szansy – naj­po­tęż­niej­szy czło­wiek Västry wziął roz­pęd i sko­czył. Szy­bo­wał w po­wie­trzu nie­re­al­nie długo i wy­lą­do­wał po dru­giej stro­nie jak wielki wo­rek cia­sno upa­ko­wa­nej ko­ka­iny.

Emir po­wi­nien zro­bić to samo.

Mu­siał sko­czyć.

Mimo to – za da­leko. Ni­gdy by mu się nie udało.

Są­dził, że już się wy­zwo­lił od ta­kich my­śli, ale był idiotą.

Był kimś, kto na­wet przez se­kundę nie po­tra­fił spró­bo­wać.

Był lu­ze­rem, który zu­peł­nie prze­stał wie­rzyć.

Broń szczęk­nęła, gdy ją upu­ścił. Pod­niósł ręce.

Wtedy zo­ba­czył Isaka.

Le­żał na ziemi z drżą­cymi war­gami. Ze skroni le­ciała krew.

Gli­nia­rze darli się w tle: za­mglone, nie­re­alne, wy­my­ślone po­sta­cie.

Emir rzu­cił się do przodu.

– Bra­chu – wy­char­czał Isak. – Dał­byś radę. Dał­byś radę sko­czyć.

Jego guma do żu­cia le­żała obok niego jak białe pta­sie gówno.

Po­li­cja nie od­dała ani jed­nego strzału. Tylko jedna osoba użyła broni. Emir za­strze­lił swo­jego naj­lep­szego przy­ja­ciela.

Miało być „wejść i wyjść”.

A skoń­czyło się tylko na je­ba­nym „wyjść”. Isak był w dro­dze do praw­dzi­wego raju.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: