Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Paradoks wyboru - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
59,00

Paradoks wyboru - ebook

Kiedy ludzie nie mają wyboru, życie jest wręcz nie do zniesienia. Ponieważ ilość dostępnych wyborów wzrasta – tak, jak w naszej kulturze konsumpcjonizmu – autonomia, kontrola oraz wyzwolenie wniesione przez tę różnorodność są potężne i pozytywne. Ale, ponieważ ilość wyborów ciągle rośnie, zaczynają pojawiać się negatywne aspekty posiadania wielości wyborów. Kiedy ilość możliwości dalej wzrasta, te negatywy eskalują, aż w końcu jesteśmy nim przeciążeni. W tym miejscu, wybór wcale już nie uwalnia, ale osłabia. Można nawet rzec, że tyranizuje.

(Fragment książki)

Każdy z nas, każdego dnia konfrontuje się z trudną do oszacowania liczbą mniej lub bardziej istotnych dylematów. Stojąc na rozdrożu, analizujemy alternatywy i wcześniej czy później decydujemy się na wybór jednej opcji, odrzucając pozostałe. Czy jest to wybór najlepszy z możliwych? Czy wzięliśmy pod uwagę dostateczną liczbę alternatyw? Czy czegoś nie przeoczyliśmy? Te i inne pytania drążą umysł przeciętnego decydenta nie tylko przed dokonaniem wyboru, ale także po podjętej decyzji. Nierzadko towarzyszy temu obniżenie nastroju, uczucie rozczarowania i żalu. Czasem wewnętrzne głosy wyrażające wątpliwości nie milkną nawet po wielu latach. Dlaczego tak jest i jak możemy sobie z tym poradzić? Właśnie na tych kwestiach skupił się w Barry Schwartz w swojej książce "Paradoks wyboru". Autor w przystępny sposób wprowadza Czytelnika w meandry psychologicznych mechanizmów podejmowania decyzji, dowodząc, że głównym źródłem trosk i napięć jest nadmiar możliwości wyboru. Z żelazną konsekwencją wykazuje, że aby zwiększyć osobistą satysfakcję związaną z procesem decyzyjnym, należy ograniczać zbiór rozważanych opcji. Książka jest godna polecenia zarówno osobom pasjonującym się psychologią, jak i specjalistom z dziedzin pokrewnych, a więc ekonomistom, socjologom czy badaczom rynku.

(Z recenzji dr Pawła Fortuny)

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-01-21201-8
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Pomysł na tę książkę zaczął kiełkować w mojej głowie, kiedy zostałem zaproszony przez Marty’ego Seligmana do napisania artykułu na temat samostanowienia do specjalnego wydania czasopisma American Psychologist. Wydawało się oczywiste i niezaprzeczalne, że ludzie cenią możliwość samostanowienia. Tymczasem wszystko w rzeczywistości okazało się być na bakier z wolnością, autonomią i samostanowieniem, które nie zdawały się już niezmąconymi błogosławieństwami. Książka ta jest moim wkładem w zbadanie i wyjaśnienie tej ciemnej strony wolności.

Moje myślenie o tej kwestii rozjaśniło się i znacznie pogłębiło dzięki projektowi badań empirycznych (częściowo wspartym finansowo przez Positive Psychology Network i Swarthmore College), który zrealizowałem we współpracy z Andrew Wardem, Johnem Monterosso, Darrin Lehman, Sonją Lyubomirsky i Katherine White. Jestem bardzo wdzięczny moim współpracownikom (szczególnie Andrew Wardowi, którego gabinet sąsiaduje z moim biurem i który przez to niemal codziennie musi znosić nasze dyskusje) za rolę, jaką odegrali w badaniu, oraz za wiele pouczających konwersacji, które odbyliśmy w trakcie finalizowania projektu. Ich spostrzeżenia znajdują swoje odzwierciedlenie w tej książce. Dużo nauczyłem się także od moich współpracowników przy innych podobnych projektach badań empirycznych, które wciąż są w toku. Ci współpracownicy to: Dov Cohen, Jane Gillham, Jamin Halberstadt, Tim Kasser, Mary Frances Luce i Ken Sheldon.

Prezentując niektóre z moich pomysłów na spotkaniach i konferencjach, równie dużo wyniosłem z rozmów z wieloma ich uczestnikami, a zwłaszcza z Jonem Haidtem, Dacherem Keltnerem, Jonathanem Schoolerem i Susan Sugarman.

Jeśli zaś chodzi o samą książkę, to Judy Dogin oraz Beth Gross przeczytały pierwsze wersje, które były znacznie dłuższe i mniej zabawne niż ta, którą trzymacie Państwo w rękach. Dzięki nim cały ten ciężar świata stał się łatwiejszy do zniesienia. Rebecca Schwartz, Allison Dworkin i Ted Dworkin zmusili mnie do tego, abym pogodził się z faktem, że wiele z kwestii, o których piszę, wygląda inaczej w oczach pokolenia moich dzieci niż w moich. Mimo że nie muszą się oni zgadzać z całością ostatecznej wersji, Becca, Allie i Ted pomogli ukształtować ją przez zmianę mojego myślenia i sposobu pisania o kilku sprawach. Redaktor w wydawnictwie Ecco Press, Julia Serebrinsky, pokazała mi, jak ujarzmić manuskrypt. Wskazała także te części pracy, które nie były tak klarowne, jak myślałem. Bill Patrick wykonał nadzwyczajną pracę, pomagając mi ulepszyć zarówno strukturę pracy, jak i sam styl.

Bez pomocy mojej agentki – Tiny Bennett, nie byłoby żadnej książki. Oprócz perfekcyjnej organizacji kwestii biznesowych, za które odpowiadają agenci, Tina pracowała ze mną nad kilkoma wersjami propozycji, w wyniku czego pomogła mi nadać książce jej ostateczny kształt. Jestem niezwykłym szczęściarzem, że mam agentkę, która jest także mądrym, rozsądnym i życzliwym redaktorem. Tylko Tina widziała najgorsze z moich pomysłów.

Na końcu chciałbym w szczególny sposób podziękować mojemu najlepszemu redaktorowi i najlepszej przyjaciółce – Myrnie Schwartz. To ona konsekwentnie przekonywała mnie o wartości i znaczeniu idei, które przedstawiam w tej książce. Będąc jednocześnie moim najżyczliwszym i najbardziej wymagającym czytelnikiem, Myrna wnikliwie przeczytała kilka wersji tej książki, pokazując mi za każdym razem poważne problemy, które wymagały rozwiązania. Robiła to jednak z taką miłością i entuzjazmem, że ostatecznie z ociąganiem wracałem do komputera, aby dalej rzeźbić ten tekst. W każdym moim ważnym projekcie Myrna odgrywa taką rolę i w ciągu ponad trzydziestu lat nauczyłem się, że prawie zawsze ma rację. Czasami do takich jak ja – akceptujących rozwiązania „wystarczająco dobre”, czyli satysfakcjonalistów – los się uśmiecha.Prolog. Paradoks wyboru: mapa drogowa

Jakieś sześć lat temu poszedłem do sklepu „Gap”, żeby kupić sobie dżinsy. Mam taki zwyczaj, że noszę je tak długo, aż rozlecą się na mojej pupie. Minęło już zatem trochę czasu od moich ostatnich zakupów. Sympatyczna, młoda sprzedawczyni podeszła do mnie i zapytała, czy mogłaby pomóc.

„Chciałbym dżinsy w rozmiarze 32–28”, powiedziałem.

Na to odpowiedziała: „Chciałby Pan dżinsy slim fit, easy fit, relaxed fit, baggy czy extra baggy? Chce Pan dżinsy marmurkowe, jasne czy takie postarzane? Zapinane na guziki czy z zamkiem? Sprane czy normalne?”

Oniemiałem. Chwilę później wybełkotałem coś w stylu: „Chcę normalne dżinsy. No wie Pani, takie, które kiedyś były tylko w jednym rodzaju”. Okazało się, że ekspedientka nie wiedziała, o co mi chodzi, ale po krótkiej konsultacji z jedną ze starszych koleżanek zrozumiała, czym były „normalne” dżinsy, i skierowała mnie we właściwe miejsce.

Problem z tymi wszystkimi dostępnymi dla mnie możliwościami sprawił, że nie byłem już pewny, czy chcę mieć „normalne” dżinsy. A może dżinsy typu easy fit albo relaxed fit byłyby wygodniejsze? Po tym, jak się wydało, że jestem nie na czasie ze współczesnymi trendami w modzie, nie ustąpiłem. Wróciłem do sprzedawczyni i zapytałem ją, jaka jest różnica między dżinsami normalnymi a easy fit i relaxed fit. Odesłała mnie do rysunku, na którym były pokazane różnice między poszczególnymi fasonami. Nie pomogło to jednak w zawężeniu wyboru, więc postanowiłem przymierzyć wszystkie. Pod pachą miałem parę dżinsów każdego rodzaju i tak wszedłem do przymierzalni. Włożyłem wszystkie spodnie i przyjrzałem się sobie w lustrze. I jeszcze raz poprosiłem o dalsze wyjaśnienia. Bardzo niewiele zależało od mojej decyzji, ale byłem przekonany, że jedna z tych opcji musi być dobra dla mnie i byłem w pełni zdeterminowany, by odkryć tę właściwą. Ale nie potrafiłem. W końcu zdecydowałem się na easy fit, ponieważ relaxed fit oznaczało, że wiotczałem w centralnym punkcie poniżej pasa, co wolałem raczej ukryć.

Dżinsy, które wybrałem, okazały się po prostu dobre, jednak przyszło mi wtedy do głowy, że kupno pary portek nie powinno być całodniowym zadaniem. Stwarzając wszystkie te możliwości wyboru, sklep bez wątpienia zrobił przysługę klientom z różnymi gustami i figurą. Ale przez tak wielkie rozszerzenie możliwości wyboru stworzył także nowy problem, który należało rozwiązać. Przedtem, gdy niedostępny był taki szeroki asortyment, klient taki jak ja musiał się zadowolić tym, że spodnie nie do końca mu pasowały, ale przynajmniej zakup dżinsów trwał pięć minut. Teraz to złożona decyzja, a ja byłem zmuszony do poświęcenia czasu, energii i wcale niemałego braku wiary w siebie, niepokoju i lęku.

Kupienie dżinsów jest sprawą trywialną, ale przywodzi na myśl o wiele poważniejszy temat, który będziemy rozpatrywać w tej książce.

Kiedy ludzie nie mają wyboru, życie jest wręcz nie do zniesienia. Ponieważ liczba dostępnych wyborów wzrasta – tak jak się to dzieje w naszej kulturze konsumpcyjnej – autonomia, kontrola oraz wyzwolenie wniesione przez tę różnorodność są potężne i pozytywne. Ponieważ jednak liczba wyborów ciągle rośnie, zaczynają się pojawiać negatywne aspekty posiadania wielości wyborów. Liczba możliwości dalej wzrasta, te negatywy eskalują, aż w końcu jesteśmy nim przeciążeni. W tym miejscu wybór wcale już nie uwalnia, lecz osłabia. Można nawet rzec, że tyranizuje.

Ale jak to tyranizuje?

Jest to zasadnicze stwierdzenie, szczególnie po przykładzie z kupowaniem dżinsów. Temat książki jednak nie ogranicza się oczywiście do tego, jak podchodzimy do wyboru dóbr konsumpcyjnych.

Książka jest o wyborach, z którymi mierzą się Amerykanie w niemal wszystkich dziedzinach życia: w szkole, karierze, przyjaźni, seksie, romansach, rodzicielstwie czy obrządkach religijnych. Nie da się ukryć, że wybór podnosi jakość życia. Pozwala na kontrolowanie naszego przeznaczenia oraz na zbliżenie się do tego, aby brać z każdej sytuacji to, co naprawdę chcemy. Wybór jest istotny dla autonomii, która ma zasadnicze znaczenie dla naszego dobrego samopoczucia. Zdrowi ludzie chcą i mają potrzebę kierowania swoim życiem.

Jednocześnie fakt, że jakiś wybór jest dobry, niekoniecznie oznacza, że większy wybór jest lepszy. Jak zademonstruję w tej książce, nadmierny wybór kosztuje. Jako kultura uwielbiamy wolność, samostanowienie oraz różnorodność i niechętnie zrzekamy się którejś z nich. Ale nieustępliwe trzymanie się tych wszystkich dostępnych nam możliwości przyczynia się do złych decyzji, do lęku, stresu i niezadowolenia – a nawet do ciężkiej depresji.

Wiele lat temu wybitny filozof polityki Isaiah Berlin dokonał ważnego rozróżnienia między „wolnością negatywną” a „wolnością pozytywną”. Wolność negatywna to „wolność od” – wolność od przymusu, wolność od tego, że inni mówią nam, co mamy robić. Wolność pozytywna to „wolność do” – dostępność możliwości, które możemy wykorzystać, by być autorami naszego życia tak, aby miało ono sens i znaczenie. Często oba te typy wolności idą w parze. Jeśli ograniczenia, które ludzie chcą od „wolności od”, są wystarczająco sztywne, to nie będą oni w stanie uzyskać „wolności do”. Oczywiście te dwa typy wolności nie zawsze muszą iść ze sobą w parze.

Ekonomista i filozof Amartya Sen zbadał także charakter i wagę wolności i autonomii oraz warunki, które im sprzyjają. W książce pod tytułem Rozwój i wolność odróżnia on wagę wyboru jako takiego od roli funkcjonalnej, jaką on pełni w naszym życiu. Sugeruje, że zamiast być fetyszystami wolności wyboru, powinniśmy zadać sobie pytanie, czy on nas rozwija czy upośledza, czy sprawia, że jesteśmy mobilni albo czy osacza nas, czy podnosi nasz szacunek do samego siebie, czy obniża go, oraz czy pozwala nam na uczestnictwo w życiu naszych społeczności, czy może je uniemożliwia. Wolność jest ważna dla szacunku względem samego siebie, względem uczestnictwa w życiu publicznym, mobilności czy rozwoju, ale nie wszystkie wybory zwiększają wolność. Mam na myśli przede wszystkim zwiększony wybór towarów i usług, który może przyczynić się w bardzo niewielkim stopniu do tego ważnego typu wolności lub nic do niego nie wnosić. W istocie może on osłabić wolność przez zabranie nam czasu i energii, których mielibyśmy więcej, gdybyśmy poświęcili się innym sprawom.

Przypuszczam, że wielu współczesnych Amerykanów czuje się coraz mniej zadowolonych, nawet gdy rozszerza się ich wolność wyboru. Książka ma na celu wyjaśnienie, dlaczego tak jest, i pokazanie, co można zrobić w tej materii.

Nie jest to wcale błaha sprawa. Stany Zjednoczone powstały na podstawie zobowiązania do wolności i autonomii jednostki, a wolność wyboru jest podstawową wartością. Dlatego twierdzę, że my sami nie wyświadczamy sobie przysługi, kiedy zbyt wprost stawiamy znak równości między wolnością a wyborem, tak jakbyśmy z konieczności zwiększali wolność przez zwiększenie liczby dostępnych opcji.

Zamiast tego uważam, że najwięcej wyciągniemy z naszej wolności dzięki nauczeniu się dokonywania dobrych wyborów, związanych z wartościami, które są istotne, i tym samym uwolnieniu się od zamartwiania się o rzeczy, które nie są ważne.

Idąc dalej, w części I omawiam, jak zwiększył się w ostatnich latach zakres wyborów, których ludzie codziennie dokonują. W części II pokazuję, jak decydujemy o wyborze i przedstawiam, jak skomplikowany i wymagający jest proces mądrego wyboru. Dobry wybór jest szczególnie trudny dla osób, które są zdeterminowane do dokonywania tylko najlepszego wyboru – osób, które nazwałem „maksymalistami”. Część III dotyczy tego, jak i dlaczego wybór może przyprawić nas o cierpienie. Znajduje się tam pytanie o to, czy zwiększone możliwości wyboru rzeczywiście sprawiają, że ludzie są szczęśliwsi, i kończy się stwierdzeniem, że często te możliwości nie działają w ten sposób. W tej części przedstawiam także kilka procesów psychologicznych, które wyjaśniają, dlaczego zwiększone możliwości nie polepszają sytuacji ludzi: adaptacja, żal, stracone możliwości, zwiększone oczekiwania oraz poczucie niedowartościowania w porównaniu z innymi osobami. Część ta kończy się sugestią, że zwiększony wybór może naprawdę przyczyniać się do plagi ciężkiej depresji, na którą cierpi wielu ludzi na Zachodzie. Wreszcie, w części IV udzielam kilku porad dotyczących wykorzystania tego, co jest pozytywne i unikania tego, co jest negatywne w naszej współczesnej wolności wyboru.

Czytając tę książkę, dowiecie się o wynikach szeroko zakrojonych badań, prowadzonych przez psychologów, ekonomistów, badaczy rynku oraz naukowców zajmujących się decyzjami – wszystkie dotyczą dokonywania wyboru i podejmowania decyzji. Z badań tych można wyciągnąć kilka ważnych lekcji. Niektóre z nich nie są takie oczywiste, a inne są nawet sprzeczne z intuicją. Będę na przykład dowodził, że:

1. Bylibyśmy w lepszej sytuacji, gdybyśmy skorzystali z niektórych świadomych ograniczeń naszej wolności wyboru, zamiast buntować się przeciwko nim.
2. Bylibyśmy w lepszej sytuacji, szukając tego, co jest dość dobre zamiast tego, co najlepsze (czy słyszeliście kiedyś, jak rodzic mówi: „Chcę dla moich dzieciaków tylko tego, co „dość dobre”?).
3. Bylibyśmy w lepszej sytuacji, gdybyśmy zmniejszyli oczekiwania związane z wynikami naszych decyzji.
4. Bylibyśmy w lepszej sytuacji, gdyby decyzje, które podejmujemy, były nieodwracalne.
5. Bylibyśmy w lepszej sytuacji, gdybyśmy zwracali mniej uwagi na to, co robią inni w naszym otoczeniu.

Wnioski te stoją w sprzeczności z tradycyjną wiedzą, która mówi, że ludziom jest lepiej, jeśli mają więcej możliwości wyboru, że najlepszy sposób, by osiągać dobre wyniki, to przestrzegać bardzo wysokich standardów oraz że zawsze jest lepiej mieć możliwość wycofania się z decyzji, niż jej nie mieć.

Mam nadzieję, że pokażę, iż tradycyjna wiedza jest niewłaściwa, przynajmniej jeśli chodzi o to, co satysfakcjonuje nas w decyzjach, które podejmujemy.

Tak jak wspomniałem, rozpatrzymy nadmiar możliwości wyboru, ponieważ ma on wpływ na wiele wcale nietrywialnych dziedzin ludzkiej egzystencji. Ale, by zbudować obudowę tego, co nazywam „nadmiarem”, rozpoczniemy od samego dołu hierarchii potrzeb i będziemy szli w górę. Idziemy więc najpierw na dalsze zakupy.ROZDZIAŁ 1 Idziemy na zakupy

Dzień w supermarkecie

Przeglądając ostatnio półki w moim osiedlowym supermarkecie, znalazłem 85 różnych rodzajów krakersów. Czytając opisy na opakowaniach, odkryłem, że niektóre z nich zawierają sód, a inne nie. Niektóre były beztłuszczowe, a inne wręcz przeciwnie. Były w dużych i w małych opakowaniach, w normalnym rozmiarze oraz w takim na jeden gryz. Były tam takie zwykłe krakersy i egzotyczne, drogie – z importu.

Mój osiedlowy supermarket nie jest jakimś szczególnie wielkim sklepem, ale i tak obok krakersów było 285 rodzajów ciastek. Samych piegusków w 21 wersjach. A ciasteczek w kształcie złotej rybki (nie wiem, czy liczyć je jako ciastka, czy jako krakersy) można było wybrać spośród 20 różnych odmian.

W przejściach stały soki – 13 napojów dla sportowców, 65 soków w kartonie dla dzieci, 85 soków w różnych wersjach oraz 75 mrożonych herbat i napojów dla dorosłych. Mogłem kupić sobie słodkie napoje herbaciane (słodzone cukrem albo słodzikiem), cytrynowe lub o innych smakach.

Potem, w alei z przekąskami było w sumie 95 opcji – chipsy (taco i ziemniaczane, karbowane i płaskie, smakowe oraz naturalne, solone i bez soli, z dużą zawartością tłuszczu, z małą zawartością tłuszczu lub w ogóle beztłuszczowe), precle i inne rzeczy tego typu, włączając kilkanaście rodzajów chipsów „Pringles”. W pobliżu stała woda sodowa – bez wątpienia do popicia tych przekąsek – w przynajmniej 15 smakach.

Na półkach z farmaceutykami znalazłem 61 wersji olejku do opalania i kremu z filtrem przeciwsłonecznym oraz 80 różnych środków uśmierzających ból – aspirynę, paracetamol, ibuprofen w dawkach po 350 albo 500 miligramów, w kapsułkach, w tabletkach, powlekanych albo i nie. Było też 40 różnych past do zębów, 150 szminek, 75 kredek do oczu oraz 90 kolorów lakieru do paznokci tylko jednej firmy. Oprócz tego, odkryłem 116 rodzajów kremu do pielęgnacji skóry, 360 typów szamponu, odżywki, żelu czy pianki do włosów. Obok nich stało 90 rozmaitych środków na przeziębienie i udrażniających drogi oddechowe. W końcu, były także nici dentystyczne: woskowane i bez wosku, smakowe i bez smaku, o różnej grubości.

Gdy wróciłem do półek z jedzeniem, mogłem sobie wybrać spośród 230 zupek, wśród których było 29 różnych zup z kurczaka. Znalazłem też 16 rodzajów błyskawicznego purée ziemniaczanego, 75 błyskawicznych sosów pieczeniowych, 120 sosów do makaronu. Spośród 175 odmian dresingu do sałatek 16 było „włoskich”, a jeśli żaden z nich mi nie odpowiadał, mogłem sobie wybrać wśród 15 gatunków oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia oraz 42 rodzaje octu i zrobić własny sos. Na półkach stało też 275 wariantów płatków zbożowych: 24 z nich to owsianki, a 7 to płatki śniadaniowe „Cheerio”. W alejkach odkryłem także 64 rodzaje sosu grillowego oraz 175 gatunków herbaty w torebkach.

Będąc na ostatniej prostej przed kasą, natrafiłem na 22 rodzaje mrożonych gofrów. A tuż przed samą kasą (torba papierowa czy plastikowa; płatność gotówką, kartą kredytową czy debetową) na bar sałatkowy, gdzie można było kupić 55 różnych dań.

Ta króciutka podróż po jednym skromnym sklepie jedynie sygnalizuje tę obfitość, jaka czeka na współczesnego konsumenta należącego do klasy średniej. Pominąłem świeże owoce i warzywa (ekologiczne, półekologiczne oraz te standardowe, stare, uprawiane z nawozami i pestycydami), świeże mięso, ryby oraz drób (kurczaki z wolnego wybiegu, kurczaki ekologiczne lub kurczaki zagrodowe, ze skórą lub bez, w całości lub w kawałkach, przyprawione albo i nie, nadziewane albo bez nadzienia), żywność mrożoną, wyroby papierowe, produkty do czyszczenia i tak dalej i tak dalej.

W typowym supermarkecie znajdziemy ponad 30 000 produktów. To cała masa! A ponad 20 000 nowych produktów wchodzi corocznie na rynek i prawie wszystkie z nich są skazane na niepowodzenie.

Takie zakupy, będące próbą znalezienia produktów w najlepszych cenach, dodają jeszcze jeden wymiar do całej palety wyborów, więc gdybyśmy byli naprawdę oszczędnymi klientami, spędzalibyśmy większą część dnia na zastanawianiu się nad kupnem paczki krakersów, ponieważ zależy nam na cenie, smaku, świeżości, zawartości tłuszczu, soli czy kalorii. Ale któż ma na to czas? Być może to dobry powód, dlaczego kupujący wracają do produktów, które zwykle kupują, nie zauważając nawet 75% towarów, które walczą o ich uwagę i pieniądze. Kto więc – oprócz profesora prowadzącego badania naukowe – zatrzymałby się, aby zastanowić nad tym, że możemy wybierać spośród ponad 300 różnych rodzajów ciastek?

Supermarkety są niezwykłe jako skarbnica „towarów nietrwałych” – produktów, które szybko się zużywa i następnie uzupełnia. A zatem kupno niesmacznych ciastek nie ma jakichś znacznych konsekwencji emocjonalnych czy finansowych. Ale w większości innych sytuacji ludzie chcą kupować towary, które są droższe, ale przez to trwalsze. I tutaj – wraz ze wzrostem możliwości – rośnie zaangażowanie psychologiczne.

Kupowanie gadżetów

Kontynuując moją misję badawczą, dotyczącą możliwości wyboru, wyszedłem z supermarketu i zajrzałem do osiedlowego sklepu z elektroniką. Tutaj odkryłem:

- 45 różnych odtwarzaczy stereo do samochodu oraz 50 zestawów głośników, które pasują do tych odtwarzaczy.
- 42 modele komputerów, z których większość może być dostosowana na różne sposoby do potrzeb klienta.
- 27 drukarek komputerowych.
- 110 wersji telewizorów: tych tzw. high definition, z płaskim ekranem, z różnymi rozmiarami ekranu, poziomami jakości dźwięku oraz innymi elementami.
- 30 różnych magnetowidów i 50 odtwarzaczy DVD.
- 20 kamer.
- 85 typów aparatów telefonicznych, nie licząc komórek.
- 74 rozmaite tunery stereo oraz 55 odtwarzaczy CD, 32 magnetofony oraz 50 zestawów głośników. Biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie te elementy można połączyć na wszystkie możliwe sposoby, daje nam to możliwość stworzenia 6 512 000 różnych zestawów stereo. A jeśli nie mamy albo pieniędzy, albo ochoty na konfigurację własnego zestawu stereo, to do wyboru mamy 63 małe, zintegrowane zestawy.

Inaczej niż w przypadku produktów z supermarketu, te ze sklepu z elektroniką nie zużywają się tak szybko. Jeżeli popełnimy błąd, to musimy albo żyć z tym sprzętem, albo zwrócić go do sklepu i ponownie przejść przez trudny proces wybierania. Co więcej, tak naprawdę nie możemy polegać na naszym nawyku upraszczania decyzji, ponieważ, po pierwsze, nie kupujemy zestawów stereofonicznych co kilka tygodni, a po drugie, technologia zmienia się tak szybko, że prawdopodobnie nasz najnowszy model nie będzie już w sprzedaży, gdy zechcemy go wymienić. Przy tych cenach wybory zaczynają rodzić poważne konsekwencje.

Kupowanie za pośrednictwem poczty

W mojej i mojej żony skrzynce pocztowej ląduje w ciągu tygodnia około 20 katalogów. Dostajemy katalogi z ubraniami, artykułami gospodarstwa domowego, meblami, urządzeniami kuchennymi, jedzeniem dla smakoszy, sprzętem sportowym, sprzętem komputerowym, pościelą, wyposażeniem łazienki i dziwnymi prezentami, a dodatkowo jest kilka takich, które trudno zaklasyfikować. Katalogi te rozprzestrzeniają się jak wirus – kiedy raz jesteśmy już na liście wysyłkowej jednego, przychodzą dziesiątki następnych. Kup jeden produkt z jakiegoś katalogu, a twoje nazwisko zacznie się rozprzestrzeniać z jednej listy wysyłkowej na drugą. Na biurku mam – tylko z jednego miesiąca – 25 katalogów z ubraniami. Jeśli otworzymy tylko jeden z nich – na przykład katalog z odzieżą letnią dla kobiet – znajdziemy w nim:

- 19 rodzajów koszulek, i każdy z nich jest dostępny w 8 kolorach.
- 10 modeli szortów, każdy w 8 kolorach.
- 8 fasonów spodni typu khaki, każdy w 6–8 kolorach.
- 7 rodzajów dżinsów, każdy z nich w 5 kolorach.
- Dziesiątki różnych bluzek i spodenek, wszystkie w rozmaitych kolorach.
- 9 różnych wersji klapek – każda w 5 lub 6 kolorach.

Wśród kostiumów kąpielowych – 15 jednoczęściowych, a w dwuczęściowych znaleźć można:

- 7 rodzajów biustonoszy, każdy dostępny w około 5 kolorach, a w kombinacji z
- 5 modelami fig, każdy z nich w około 5 kolorach, co daje paniom w sumie 875 różnych możliwości stworzenia własnego, dwuczęściowego kostiumu kąpielowego.

Kupowanie wiedzy

W dzisiejszych czasach typowy informator uczelniany ma więcej wspólnego z katalogiem z ubraniami i innymi produktami, niż nam się może wydawać. Obecnie większość uczelni humanistycznych i uniwersytetów reprezentuje pogląd, który ponad wszystko inne sławi wolność wyboru, a współczesny uniwersytet jest swego rodzaju intelektualnym centrum handlowym.

Sto lat temu program nauczania w szkole wyższej obejmował zazwyczaj sztywno ustalone zajęcia uniwersyteckie, a głównym celem było szkolenie studentów w zakresie tradycji etycznych i społecznych. Edukacja polegała nie tylko na nauczeniu się dyscypliny – był to sposób na wychowywanie obywateli o wspólnych wartościach i aspiracjach. Często uwieńczeniem edukacji w szkole wyższej były wykłady prowadzone przez jej rektora; zajęcia, które łączyły różne obszary wiedzy, w których arkana studenci byli wcześniej wprowadzani. Ale co ważniejsze, takie wykłady miały nauczyć studentów – zarówno jako osoby indywidualne, jak i członków społeczeństwa – jak wykorzystać edukację w dobrym i etycznym życiu.

Dzisiaj już tak nie jest. Dzisiaj nie ma ustalonego programu zajęć oraz przedmiotów, które byłyby obowiązkowe dla wszystkich studentów. Nie próbuje się uczyć ludzi, jak powinni żyć, ponieważ kto ma im mówić, czym jest dobre życie? Kiedy sam chodziłem do szkoły, 35 lat temu, wymagano od wszystkich studentów prawie dwóch lat edukacji ogólnokształcącej. Mieliśmy jakiś wybór kursów, które spełniały te wymagania, choć był on raczej zawężony. Prawie każda katedra miała jeden kurs wprowadzający dla studentów pierwszego roku, który przygotowywał ich do bardziej zaawansowanych studiów. Było całkiem pewne, że spotkamy studenta, którego nie znaliśmy, ale z którym będziemy mieć przynajmniej przez rok wspólne zajęcia, o których będzie można pogadać.

Obecnie współczesne szkoły wyższe oferują szeroki zakres różnych „towarów” i pozwalają, a nawet zachęcają studentów – „klientów” – do rozejrzenia się, aż w końcu znajdą coś, co się im spodoba. Indywidualni klienci mogą swobodnie „kupić” ten fragment wiedzy, który chcą, a uniwersytet daje to, czego wymagają klienci. Niektóre bardziej prestiżowe uczelnie posunęły się z tym poglądem na szkołę wyższą jako na centrum handlowe do skrajności. W ciągu kilku pierwszych tygodni studiów studenci próbują towary. Przychodzą na zajęcia, zostają po 10 minut, aby zobaczyć, jaki jest profesor, potem wychodzą, często gdy wykładowca jest w pół zdania, i idą wypróbować następne wykłady. Studenci przychodzą na zajęcia i wychodzą z nich w taki sam sposób, jak osoby rozglądające się po sklepach w galerii handlowej. Wydają się mówić do profesora: „Masz dziesięć minut, żeby pokazać mi, co umiesz, więc pokaż się z jak najlepszej strony”.

Jakieś 20 lat temu jeden z profesorów Harvardu, nieco zaniepokojony tym, że studenci nie mają za dużo wspólnych doświadczeń intelektualnych, skorygował wymagania edukacji ogólnokształcącej na Harvardzie i stworzył „podstawę programową”. Dzisiaj studenci chodzą na przynajmniej jedne zajęcia z każdej z 7 różnych, szeroko pojętych dziedzin badawczych. Mają do wyboru w sumie 218 kursów z tych dziedzin. Są 32 kursy z zakresu „kultur obcych”, 44 z „badań historycznych”, 58 z „literatury i sztuki”, 15 z „moralnego rozumowania” oraz z „analizy społecznej”. „Rozumowanie ilościowe” ma 25 kursów, a „przedmioty ścisłe” – 44. Jakie są więc szanse, że dwóch przypadkowych studentów, którzy wpadną na siebie, będzie miało wspólne zajęcia?

W zaawansowanej części programu nauczania Harvard oferuje 40 kierunków. Dla studentów z zainteresowaniami interdyscyplinarnymi mogą być one połączone w niemal nieskończony szereg łączonych kierunków studiów. A jeśli i to nie załatwia sprawy, to studenci mogą sami stworzyć swój własny program prowadzący do uzyskania stopnia naukowego.

Uniwersytet Harvarda nie jest tu wyjątkiem. Uniwersytet Princeton oferuje swoim studentom wybór spośród 350 kursów, które spełniają wymagania edukacji ogólnokształcącej. Uniwersytet Stanforda, który ma dużo studentów, proponuje jeszcze więcej. Nawet w mojej małej szkole – Swarthmore College – gdzie studiuje tylko 1350 studentów, oferujemy około 120 kursów dopasowanych do wymagań naszej wizji edukacji ogólnokształcącej, spośród których studenci muszą wybrać sobie 9. I chociaż wspomniałem tylko bardzo elitarne prywatne szkoły, nie oznacza to, że szeroka oferta kursów jest właściwa tylko nim. Na przykład na Uniwersytecie Penn State studenci kierunków humanistycznych mogą wybierać z ponad 40 głównych specjalizacji oraz z setek zajęć, które spełniają wymagania dotyczące edukacji ogólnokształcącej.

Z tych rozbudowanych możliwości edukacyjnych wynika wiele korzyści. Tradycyjne wartości i elementy wiedzy przekazywane przez nauczycieli studentom były w przeszłości ograniczające i często krótkowzroczne. Do niedawna ważne idee odzwierciedlające wartości, spostrzeżenia oraz wyzwania ludzi wywodzących się z różnych tradycji i kultur były systematycznie eliminowane z programu nauczania. Gusta i zainteresowania studentów były dławione i niezaspokajane. Na nowoczesnym uniwersytecie każdy student może realizować właściwie wszystkie swoje zainteresowania bez przymusu bycia przywiązanym do tego, co jego intelektualni przodkowie uznawali za warte poznania. Wolność ta jednak może przyjść za pewną cenę. Dzisiaj od studentów wymaga się dokonywania wyborów dotyczących kształcenia, które mogą wpływać na resztę ich życia. I są oni zmuszeni do podejmowania tych decyzji w takim momencie ich rozwoju intelektualnego, kiedy mają niewielkie możliwości zrobienia tego w inteligentny sposób.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: