Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Paranormalne. Egzorcyzmy. Prawdziwe historie opętań - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 czerwca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Paranormalne. Egzorcyzmy. Prawdziwe historie opętań - ebook

Michał Stonawski, badacz zjawisk paranormalnych, który całe życie poświęcił tropieniu prawdy, tym razem zabierze cię do świata opętań i egzorcyzmów. Razem z nim trafisz do nawiedzonych domów, gdzie autor rozmawiał z opętanymi, szeptunkami i satanistami. Ruszysz tropem demonologów, a egzorcyści przybliżą ci tajniki swojej profesji.

Gdzie i jak szkolą się egzorcyści?

Jak wygląda mrożący krew w żyłach rytuał wypędzenia demona?

Kto może zostać egzorcystą i kto zatwierdza wybór takiej osoby?

Dokąd prowadzi najpoważniejsze śledztwo profesjonalnej grupy łowców duchów?

Czy satanista może zostać opętany?

To tylko część pytań, na które znajdziesz odpowiedź w tej książce. Prawdziwe historie opętań rozgrywają się tu i teraz. Uwierzysz czy boisz się uwierzyć?

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-8616-0
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

DROGI CZYTELNIKU,

znów się spotykamy – Ty i ja. To druga książka z _Paranormalnymi_ w tytule. Mam nadzieję, że przed lekturą poświęcisz chwilę na tę parę słów ode mnie. Publikacja, którą trzymasz w dłoniach, traktuje o różnych rodzajach opętań i wszelakich sposobach radzenia sobie z nimi. Różni się też – mam takie wrażenie i taką nadzieję – od większości pozycji poświęconych tej tematyce. Jest również w swoim podejściu inna niż _Paranormalne. Prawdziwe historie nawiedzeń_, które miały swoją premierę latem 2020 roku. Inna idea jej przyświecała, inaczej była pisana i – co także ważne – w innych warunkach nad nią pracowałem. Nie da się zignorować ostatnich lat, kiedy całą naszą rzeczywistością rządziła pandemia COVID-19. Jak pewnie podejrzewasz, pisanie książki, która wymaga odbycia wielu podróży, spotkań i rozmów, w takich okolicznościach nastręcza pewnych trudności – chociaż jest jak najbardziej możliwe.

W kolejnych częściach wstępu postaram się opowiedzieć, jaki zamysł stoi za tą książką, jaką ma ona konstrukcję, czym różni się od pierwszej części _Paranormalnych_, a w jakich założeniach pozostaje z nią tożsama. Pokrótce wyjaśnię, jakie historie postanowiłem tym razem opisać i z kim rozmawiałem (nie zabraknie przy tym starych, dobrze znanych twarzy!), na końcu zaś oddam głos jednemu ze swoich rozmówców – Piotrowi Struczykowi L.F. z Polskiego Towarzystwa Studiów Spirytystycznych. Jeśli już teraz masz ochotę zacząć lekturę książki – nic nie stoi na przeszkodzie. Muszę przyznać, że swego czasu także nie czytałem wstępów i uważałem je za nudne (to się oczywiście zmieniło, kiedy sam zacząłem pisać na poważnie). W każdym razie, jeżeli właśnie zabierasz się do czytania drugiej części _Paranormalnych_, życzę Ci dobrej lektury.

1. Dlaczego badam zjawiska paranormalne?

Zjawiska niewyjaśnione – paranormalne – badam już od jakiegoś czasu (ponieważ niedawno skończyłem trzydzieści lat, czasem trudno mi przyznać, że mam tutaj na myśli dwucyfrową liczbę). Im dłużej się nimi zajmuję, tym bardziej jestem przekonany, że istnieją naprawdę – moje wątpliwości wciąż budzi natomiast ich natura. Podobnie rzecz ma się z UFO – oznacza ono dla mnie po prostu obiekt latający, którego nie jestem w stanie zidentyfikować, nie zaś wizytę kosmitów. Jeśli chodzi o zdarzenia paranormalne, kiedyś wierzyłem, że mogą one występować. Po ponad dziesięciu latach badań wiem, że ta rzeczywistość – niezbadane zjawiska i fenomeny – nie jest czymś nierealnym, straszną historią opowiadaną półgłosem przy ognisku. To się naprawdę wydarza. I nie gdzieś daleko, w innych krajach czy w opuszczonych domach pod lasem – ale tu i teraz, w tej właśnie chwili. Być może w mieszkaniu obok albo u znajomych, albo bliższej lub dalszej rodziny. O tym się zwykle nie mówi – chyba że naprawdę bliskim osobom. Być może przydarzy się to również Tobie, a może już się przydarzyło.

Problem polega na tym, że po pierwsze, w wielu przypadkach (przytłaczającej większości) nie wygląda to tak jak na hollywoodzkich filmach, a po drugie – wcale nie musi oznaczać, że wydarzenia te faktycznie mają związek z zaświatami. Mam nadzieję, że mają. Chcę w to wierzyć. Widzisz, zacząłem pisać horrory po to, żeby przestać się bać. To przewrotne – ale kiedyś słyszałem hipotezę, że sny, a dokładniej rzecz ujmując, irracjonalne koszmary, pojawiają się dlatego, że nasz mózg chce nas przygotować na sytuacje stresowe i kryzysowe. Często też są wynikiem różnych nieprzyjemnych przeżyć, ale chodzi o to samo – o rodzaj szczepionki na stres. To, jak wspomniałem, hipoteza, którą kiedyś gdzieś usłyszałem. Nie dysponuję żadnymi badaniami, które by ją potwierdzały, a i sny same w sobie stanowią dla naukowców trudną do rozwikłania zagadkę i więcej jest chyba w odniesieniu do nich hipotez niż sprawdzonych badań. Ale jeśli tak – pomyślałem – to może towarzyszący nam podczas oglądania horrorów bezpieczny i kontrolowany strach również jest taką „szczepionką”? W moim przypadku się to sprawdziło – ale istnieje prawdopodobieństwo, że jestem po prostu pokręconym skurczybykiem. Badanie zjawisk paranormalnych było u mnie konsekwencją tego myślenia – zacząłem je badać, ponieważ chciałem przestać się bać. Doszedłem do wniosku, że jeśli one istnieją i są w swej istocie związane z innymi rodzajami rzeczywistości, w której funkcjonujemy po śmierci, to jest to najlepsza wieść, jaką tylko mogłem sobie wyobrazić.

Do tego się sprowadza moja motywacja stojąca za wszystkimi działaniami, które podejmuję w przypadku badania zjawisk paranormalnych – zgłębiać to, co niezgłębione, wyjaśniać niewyjaśnialne i dotykać niedotykalnego.

Implikuje to jednak pewien problem – ponieważ moja motywacja opiera się na nadziei, istnieje zagrożenie, że mogę nie być obiektywny – a przynajmniej nie na tyle, na ile staram się być, ponieważ ostatecznie każdemu z nas daleko do obiektywizmu.

Nasze własne zmysły nie są obiektywne, nasze postrzeganie świata również nie. Myślisz, że widzisz kolory – ale dla każdego ich nazwy oznaczają coś trochę innego. Myślisz, że widzisz to, co dzieje się tu i teraz, ale nasz mózg – bombardowany informacjami i pod wpływem reakcji naszego ciała – podaje nam ostatecznie pewną uśrednioną wizję tego, co widzieliśmy w ciągu ostatnich 15 sekund (dlatego obraz tego, co widzimy, jest stabilny). To, że światło ma określoną prędkość, również wpływa na to, co widzimy – każde wydarzenie odbierane przez nas jako teraźniejszość jest w istocie wydarzeniem, które już przeminęło. Im dalej znajduje się obiekt, na który patrzysz, tym większe odnotowujesz opóźnienie. I nie mówię o obserwacji gwiazd z innych galaktyk, ale o czymś tak prozaicznym jak ruch ust w trakcie rozmowy. To, że nie widzimy ich „asynchronicznego” poruszania się w stosunku do dźwięku, to tylko kolejna sztuczka mózgu i efekt naszej własnej niedoskonałości. Nasze i tak ograniczone pojmowanie rzeczywistości można ponadto łatwo zmanipulować, na przykład część z nas po przesłuchaniu parę razy jednego i tego samego zdania zacznie w nim słyszeć melodię (ta iluzja została odkryta w 1995 roku i nosi nazwę speech-to-song illusion – łatwo można ją znaleźć w internecie). Część z nas postrzega dźwięki jako rozmaite kolory albo też umie je poczuć (doświadczanie wrażeń odbieranych jednym zmysłem także innymi zmysłami określa się mianem synestezji), nie tak dawno zespół naukowców z Wielkiej Brytanii udowodnił, że ludzie mogą nauczyć się echolokacji – co jest przydatne dla niewidomych – czyli w taki sposób wytrenować mózg, aby dzięki dźwiękom w pewnym sensie „wyczuwać” otoczenie.

Mogę tak wymieniać dalej, ale chyba rozumiesz, o co mi chodzi: obiektywne postrzeganie świata oraz stwierdzenie z całą pewnością, że jest dokładnie taki, jakim go widzimy i doświadczamy, że nie istnieją w nim zjawiska niewytłumaczalne z naszej perspektywy, to dowód ignorancji. Możemy za to powiedzieć, że świat według naszej obecnej wiedzy jest „jakiś”. To, że w istocie jest inny, jest właściwie pewne – pytanie tylko: jak bardzo?

Tymczasem wracam do swoich obaw: najprawdopodobniej nie jestem obiektywny, a moja nadzieja może zanegować moje odczucia związane ze zjawiskami paranormalnymi, których doświadczyłem. Mimo to staram się być na tyle zdystansowany, na ile potrafię, i zachowywać zdrową dozę sceptycyzmu. O tym jednak opowiem za chwilę, opisując ideę tej książki.

2. Dlaczego ta książka wygląda właśnie tak?

W pierwszych _Paranormalnych_ moja idea była prosta: postanowiłem opisać historie nawiedzonych miejsc, które są bliskie czytelnikowi. Co oznaczało, że na wstępie wykreśliłem z listy tych miejsc na przykład wszelkie zamki, kasztele, nawiedzone wieże i pałace. Skupiłem się na nawiedzonych domach, mieszkaniach, historiach bliższych i dotyczących (poza jednym wyjątkiem) XX oraz XXI wieku.

Tematem książki _Paranormalne. Egzorcyzmy. Prawdziwe historie opętań_ nie są nawiedzone miejsca – chociaż i takie się tutaj znajdą. Gdy zaczynałem pracować nad tą publikacją, moim głównym założeniem było to, żeby przedstawić zjawiska opętań (liczba mnoga użyta specjalnie, ale o tym za chwilę) inaczej, niż mogłem je poznać do tej pory. Kiedy myślałem o opętaniach, w głowie miałem obraz z _Egzorcysty_ Williama Friedkina z 1973 roku. Tę małą dziewczynkę w łóżku z krucyfiksem. Albo tę dziewczynkę na suficie z _Obecności_ Jamesa Wana z 2013 (a przynajmniej mam wrażenie, że to właśnie tam widziałem dziewczynkę na suficie, filmy lubią się zlewać, a wspomnienia są często mgliste i nieadekwatne – nawet im nie można w pełni ufać). Myślałem też o _Egzorcyzmach Emily Rose_ Scotta Derricksona z 2005 roku. W tych filmach – i wielu innych dziełach popkultury oraz książkach poświęconych tematowi opętań – dominującą perspektywą jest ta katolicka. I chociaż nie ma w tym nic złego, bo Kościół walczy z przypadkami opętań właściwie od początków swego istnienia, to pomyślałem sobie, że chcę czegoś więcej. Jak do tego tematu podchodzą żydzi? Jak muzułmanie? Jak z opętaniem radzą sobie osoby świeckie? Jak patrzy na to nauka? Czy coś może opętać… satanistę?

Nie na wszystkie pytania udało mi się odpowiedzieć. W trakcie pisania tej książki musiałem borykać się z dwiema okolicznościami, które mnie spowalniały; pierwszą z nich stanowiła operacja, której musiałem się poddać niedługo po premierze pierwszych _Paranormalnych_, oraz okres rekonwalescencji po niej. Drugą – o wiele poważniejszą – była pandemia COVID-19.

W pracy nad literaturą faktu bardzo ważny jest research – rzekłbym nawet, że jest kluczowy. To raczej oczywiste. Doświadczyłem niezwykłych trudności logistycznych związanych z tym, aby w określonym na napisanie tej książki czasie, gdy ogłaszano kolejne lockdowny i wprowadzano coraz to nowsze obostrzenia, przeprowadzić odpowiednie badania. Chcąc nie chcąc, musiałem uszczuplić swoje ambicje – udało mi się spojrzeć na problem z wielu perspektyw, choć nie tak szeroko, jak bym chciał i jak pierwotnie zakładałem. Gdybym zrobił inaczej, gdybym się uparł, że potrzebuję szerzej zakrojonych badań, ta książka nie ukazałaby się nigdy – i tak bardzo naciągnąłem deadline, co ze wstydem przyznaję.

Czy to oznacza, że ta publikacja jest w jakimś sensie wybrakowana? Wierzę, że nie – znajdziesz tutaj historię grupy PTGH, która trudni się rozwiązywaniem problemów nękania przez złe siły, i współpracującego z nią księdza egzorcysty Pitera Shalkevitza, relacje z moich podróży z medium, Rafałem Hołubowskim – człowiekiem, który nieraz mnie zadziwił rzeczami, których wiedzieć nie powinien, życzliwością i sposobem działania. Zebrałem także historie osób, które z perspektywy kościelnej wytłumaczyły mi, na czym polegają opętania i posługa kapłana egzorcysty, a które doświadczyły egzorcyzmów lub były ich świadkami. Udało mi się również przedstawić perspektywę psychiatry, dra Łukasza Cichockiego, dyrektora Kliniki Psychiatrii Krakowskiej Akademii A.F. Modrzewskiego oraz Ośrodka Edukacji, Badań i Rozwoju Szpitala im. J. Babińskiego w Krakowie, spisać opowieść demonolożki Sandry Brzózki, porozmawiać z szeptunką i scharakteryzować jej działania z punktu widzenia moich przyjaciół, Justyny i Macieja, a także opowieści A. – znanego już z poprzednich _Paranormalnych_.

To dobry moment, by wspomnieć o tym, że wydzieliłem w książce dwa główne, przeplatające się wątki. Pierwszy to relacje, na które składają się mój opis eksplorowania obiektów nękanych przez siły paranormalne oraz związane z tymi miejscami opowieści. Drugi to natomiast historie opętanych osób, do których udało mi się dotrzeć i które zgodziły się podzielić swoimi przeżyciami. Część z nich chciała pozostać anonimowa. Nie dziwię im się, ponieważ przeżyły – a nierzadko wciąż przeżywają – doświadczenia „graniczne”. W pewien sposób intymne. Każda z osób, które mam zaszczyt w tej książce nazywać swoimi gośćmi, ma niezbywalne prawo do zachowania anonimowości – to, że niektórzy z niego nie skorzystali, świadczy o niesamowitej odwadze.

Wreszcie na sam koniec przyjrzałem się tematowi satanizmów – bo tak jak wiele jest różnych spojrzeń na opętania, tak nie istnieje jeden satanizm, ale są satanizmy. Byłem świadkiem satanistycznego rytuału i dowiedziałem się, jak opętania ze swojej perspektywy ocenia satanista.

I to kolejna rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę: chociaż to moja książka, starałem się, żeby „mnie” (mimo że nieraz pozwalałem sobie na bliższą Tobie, drogi Czytelniku, narrację) było w tej książce jak najmniej.

Ma to swoje konsekwencje: po pierwsze, ta książka nie przedstawia moich osobistych przekonań, po drugie zaś, jej część oddałem innym, mądrzejszym od siebie.

Zacznę od ostatniego: wyszedłem z założenia, że moim zadaniem jako badacza, obserwatora i reportera jest opowiedzieć historię; ale nie jest to moja historia, czasami jest to historia, z którą ideologicznie nie mogę się zgodzić, czasami wychodziłem z założenia, że wiem sporo na dany temat, a potem spotykałem kogoś, kto okazywał się prawdziwym specjalistą. Tak było na przykład w kwestii badania podejścia satanistycznego: Michał Knihinicki jest satanistą i badaczem satanizmu, który przez długi czas opowiadał mi o tym, czym tak naprawdę są satanizmy i opętanie z ich perspektywy. Mogłem oczywiście powiedzieć, że jest to moja książka, i zebraną wiedzę przedstawić jako swoją własną opowieść – ale to byłoby nie fair. Spora część rozdziału poświęconego satanizmowi została więc napisana przez Michała. Uznałem, że moją powinnością jako gospodarza jest również oddanie czasem głosu komuś, kto po prostu zna się na temacie lepiej niż ja. Dlatego też koniec tego wstępu również napisał ktoś inny – badacz spirytyzmu, człowiek, który po lekturze mojej pierwszej książki bardzo mocno ją skrytykował za brak perspektywy spirytystycznej (chociaż nie szczędził także dobrych słów, za co jestem mu wdzięczny). Co było robić, przyznałem mu rację i zaprosiłem go jako eksperta, aby wypowiedział się w przypadku kolejnej części _Paranormalnych_. Wreszcie swojej perspektywy użyczyła mi Daria Bączkiewicz, pisarka, która również miała kontakt z Rafałem Hołubowskim i doświadczyła jego umiejętności widzenia.

Jeśli więc dzięki tej publikacji poznasz ciekawych ludzi i poszerzysz nieco swoje horyzonty, to uznam, że podołałem zadaniu. Jednemu z dwóch, bo drugim jest rzecz jasna opowiedzieć ciekawą historię.

Jak wyżej wspomniałem, książka ta nie przedstawia moich osobistych przekonań. I chociaż – co z pewnością zauważysz w trakcie lektury – wcale nie stronię od dzielenia się opinią, to musisz pamiętać o jednym: nawet jeśli dopuszczam to, że pewne rzeczy mogą się wydarzyć, nie jest tak, że bezgranicznie wierzę, że faktycznie się dzieją lub się zdarzyły. Dotyczy to nawet moich własnych doświadczeń. Moim zadaniem jest przedstawienie zjawisk paranormalnych w ciekawy sposób. Nie mogę przy tym odrzucić możliwości, że do nich doszło, nawet jeśli ich niezwykła natura wciąż budzi moje wątpliwości. Innymi słowy: gdybym pisał teraz opowieść o duchu, napisałbym ją tak, jakbym dopuszczał, że duch ten może istnieć naprawdę – mimo że nie jestem tego stuprocentowo pewien i nie potrafię w żaden przekonujący sposób udowodnić, że faktycznie tego ducha spotkałem. Opieram się przecież nie na pomiarach bezbłędnie działających przyrządów i dających się powtórzyć eksperymentach, ale na niedoskonałych zmysłach, researchu i historiach innych (a więc ich niedoskonałych zmysłach i wspomnieniach, czyli zniekształconych zapisach mózgu). Staram się pozostać jak najbardziej bezstronnym obserwatorem wydarzeń i kolekcjonerem opowieści. Tylko tak – jak myślę – jestem w stanie zachować higienę pracy pisarza-reportera.

Ostatnia już rzecz ważna w przypadku tej książki: _Prawdziwe historie nawiedzeń_ ze względu na swoją naturę bazowały na bardzo wnikliwym researchu historycznym. Chciałem w ten sposób opowiedzieć historię tych miejsc i skonfrontować ją z rzeczywistością.

_Egzorcyzmy. Prawdziwe historie opętań_ mają zupełnie inną naturę: nie badałem w nich historii miejsc, które są już w jakiś sposób znane szerszej publice, nie zajmowałem się researchem, żeby pogłębić wiedzę o tych obiektach. W tej książce jestem na „paranormalnym froncie”. Podkreślam różnicę między wydarzeniami, które rozgrywały się bez mojego udziału i o których mogłem opowiedzieć w pierwszej części _Paranormalnych_ – i których doświadczył ktoś inny – a tymi, które w wielu przypadkach (nie we wszystkich, ale w wielu) rozgrywały się na moich oczach i które opisałem w _Egzorcyzmach_… Często do tych incydentów dochodziło w miejscach, o których dotąd nikt nie wspominał – byłem pierwszym badaczem, który do nich dotarł, byłem tą osobą, która obserwowała wypędzanie duchów albo wchodziła do zamieszkałego nawiedzonego domu, a nie do nawiedzonej opuszczonej ruiny.

A kiedy nie mogłem tego robić, znajdowałem osoby (bądź one znajdowały mnie), które zapewniły mi materiał z pierwszej ręki.

3. Spirytyzm a opętania

Jak wspomniałem wyżej, oddam teraz głos człowiekowi, który jest specjalistą od spirytyzmu. Piotr Struczyk L.F., spirytysta z Polskiego Towarzystwa Studiów Spirytystycznych, może tego nie pamiętać, ale pomagał mi także wcześniej, kiedy zajmowałem się _Mapą Cieni_ – to dzięki niemu udało mi się poznać wyniki śledztwa, które przeprowadzone zostało w nawiedzonym domu w Chrzanowie. Prowadzi on także kanał na YouTubie, „Bez tajemnic”, gdzie przybliża spirytystyczne spojrzenie na zjawiska paranormalne.

Piotr Struczyk L.F.

Polskie Towarzystwo Studiów Spirytystycznych

Paranormalne 2 _Michała Stonawskiego są próbą przedstawienia wpływu świata duchów na żyjących. Pierwsza książka tej serii była swego rodzaju przewodnikiem po miejscach nawiedzonych, tym razem Czytelnik znajdzie się w centrum wydarzeń u boku świeckiego egzorcysty, pozna jego punkt widzenia na ataki demoniczne i teorię bazującą na bogatym doświadczeniu. Przeczytamy tu o przeżyciach osób, które doznały opętania, i śledztwach mających wyjaśnić prawdziwą naturę dziwnych zjawisk. Czy ofiary mówią prawdę, czy może cierpią na urojenia? Autor książki nie udziela odpowiedzi na te pytania, po prostu przedstawia obrazy i sytuacje. To w gestii Czytelnika leży wyciągnięcie wniosków. Wszystkie kwestie pozostają otwarte, choć równocześnie narracja i terminologia są bliższe katolicyzmowi niż filozofii spirytystycznej; ta ostatnia w temacie opętań jest klarowna i w przeciwieństwie do różnych doktryn religijnych nie pozostawia miejsca na ludowe wierzenia oraz zabobony._

_Spirytyści uznają, że określając ducha mianem „demona”, nadajemy mu cechy, których nie posiada. Można do nich zaliczyć – w powszechnym mniemaniu – prawie nieograniczoną władzę nad żywymi, wszechwiedzę i przede wszystkim wieczną gotowość służenia szatanowi. Katolicy uważają, że demony są istotami skazanymi na zło, a ezoterycy przedstawiają je jako stworzenia, które nigdy nie egzystowały w formie materialnej._

_Allan Kardec – kodyfikator spirytyzmu i francuski pedagog – w wyniku swoich wieloletnich badań mediumicznych już w XIX stuleciu wykazał, że duchy nazywane „demonami” nie są gorsze od najbardziej złego człowieka, a to, jak bardzo okrutni potrafią być ludzie, wiemy doskonale z lekcji historii i lektury kronik policyjnych. Ten wniosek wynika z przekonania, że Boże miłosierdzie i Boża sprawiedliwość przekreślają możliwość istnienia duchów uprzywilejowanych, podlegających innym prawom niż człowiek. Istnieniu takich istot o odrębnej naturze zaprzeczają również same duchy, które na seansach spirytystycznych z udziałem Kardeca wielokrotnie udzielały informacji w tym temacie. Według nich każdy duch może dążyć do doskonałości, każdy się rozwija i każdy się reinkarnuje. Przebywanie w ciele materialnym przyśpiesza rozwój ducha, natomiast okres pomiędzy wcieleniami jest dla niego prawdziwym życiem, czasem odpoczynku i regeneracji, pracy, ale i tułaczki. Jak wiemy, po śmierci ciała duchy jeszcze przez pewien czas mogą pozostawać blisko żyjących, gdyż zatrzymują je tu różne niedokończone sprawy, troski czy obsesje. Stąd biorą się manifestacje spirytystyczne. W zależności od usposobienia istoty niewidzialnej jej obecność może być dla nas uciążliwa, przyjemna lub – najczęściej – niezauważalna._

_Duchy są wszędzie, ale tylko osoby posiadające szczególne zdolności mogą je czasami zauważyć. Takich ludzi nazywa się mediami – pośrednikami pomiędzy światem widzialnym i niewidzialnym. Bez nich nie może dojść do manifestacji zmarłych, ale równocześnie ich obecność niczego nie gwarantuje. Pomiędzy medium i duchem musi zaistnieć zgodność energetyczna. Na powodzenie kontaktu ma wpływ także kilka innych elementów, m.in. dobra wola ducha. Jeśli ten nie będzie sobie tego życzył, żaden człowiek nie będzie w stanie zmusić go do jakiegokolwiek działania. Innymi słowy, jeśli duch po śmierci ciała materialnego nie opuści Ziemi, tylko osiądzie – przykładowo – w jakichś ruinach zamku lub w miejskiej kamienicy, przed długie lata może pozostać niezauważony nawet przez doświadczone medium._

_Wieloletnie badania spirytystyczne wykazały, że w miejscach nawiedzonych odcieleśnieni potrafią urządzić sobie przytulny, zaciszny kąt, według własnego upodobania, gustu, osobistych aspiracji i niespełnionych marzeń z okresu życia materialnego. W ten sposób spędzają czas potrzebny im do wykonania kolejnego kroku na drodze własnego rozwoju. Później odchodzą. Ich obecność ma miejsce na innej płaszczyźnie, innym poziomie energetycznym niż nasz, więc duchowa rzeczywistość przeplata się z materialną._

_W jednym miejscu mogą egzystować ludzie i ich niewidzialne odpowiedniki. Problemy pojawiają się, gdy wspólna obecność zaczyna być odczuwalna dla obu stron – duch nie chce ustąpić i napiera na cielesnych intruzów, którzy nie wiedzą, co się dzieje, odczuwają udrękę i strach przed nieznanym, podsycany ludowymi legendami przepełnionymi demonicznymi stworami. Duch może czuć się zagrożony, np. kiedy sądzi, że sam również widzi ducha, albo kiedy obawia się o ukryty, fizycznie istniejący lub wyimaginowany skarb. Czasami zmarły może w jakimś miejscu odbywać rodzaj pokuty, jeśli – dajmy na to – za życia kogoś zamordował. Horror nieustannego przeżywania chwili zbrodni ma nakłonić go do zmian w rozumowaniu. Sytuacja tego rodzaju może generować negatywne odczucia u ludzi również znajdujących się w tej konkretnej lokalizacji. Bywa i tak, że obiektem zainteresowań ducha jest człowiek._

_Lubimy opowiadać historie o spektakularnych opętaniach i egzorcystach walczących z demonami, ale rzeczywistość okazuje się bardziej trywialna. Złe duchy uwielbiają teatralność, ponieważ wiedzą, że ludzi można pokonać ich własną wyobraźnią. Lubimy fantastykę i poczucie, że bierzemy udział w czymś ważnym, w czymś wyjątkowym. Jako że duchy myślą dokładnie tak samo, co sprytniejsze wiedzą, jak nami manipulować – to dlatego podczas egzorcyzmów padają imiona diabłów budzące lęk, usłyszeć można przerażające dźwięki i zwierzęcy ryk, powietrze wypełnia nieprzyjemny odór, a ciało opętanego wykręca się w nienaturalny sposób, aczkolwiek zgodny z motoryką ludzkiego ciała. Gdy obserwator nie rozumie teatralności wydarzenia, łatwo pada ofiarą mistyfikacji uciążliwego ducha. Egzorcyści zbyt przywiązani do dewocjonaliów, rutynowych obrzędów i wyuczonych na pamięć formułek zwykle odnoszą mierne rezultaty w walce z opętaniem. Spirytyzm naucza, że istotę duchową można pokonać tylko czystością własnej duszy, szczerą modlitwą przepełnioną miłosierdziem dla ofiary ataku, ale i dla agresora – nawiązując do nowotestamentowych nauk. Człowiek próżny, chciwy, egoistyczny – wewnętrznie zepsuty – nie ma wpływu na istoty niewidzialne._

_Idealnym przykładem doskonałego egzorcysty jest Jezus, którego czystość moralna pozwalała mu przepędzać nawet setki złych duchów równocześnie. Na Ziemi trudno znaleźć drugiego takiego człowieka. Cóż więc robić, skoro większość egzorcystów to zwykli ludzie, mający pospolite wady i słabości? Media spirytystyczne rozmawiają z duchami i próbują je przekonać do zmiany nastawienia. Nie ulegają teatralności, lecz kierują się zdrowym rozsądkiem. Dobra komunikacja pomiędzy duchem a medium jest kluczem do zakończenia opętania. Egzorcyzm spirytystyczny może trwać kilka dni (tyle trwa seria seansów), podczas gdy egzorcyzm katolicki ciągnie się tygodniami, miesiącami, a nawet latami. Media na całym świecie nawiązują kontakt z duchami, nie ruszając się z własnego domu. Tam, gdzie fizyczność nie istnieje, nie ma również przestrzeni do pokonania, dlatego egzorcyzm można przeprowadzić na odległość, o każdej porze dnia i nocy. Ryzykowne wyprawy pod osłoną ciemności na cmentarze czy do nawiedzonych domów zrujnowanych przez upływ czasu są zupełnie niepotrzebne. Duchy nisko rozwinięte opętują z różnych powodów. Jeśli pominąć przypadki czystej złośliwości, może to być – między innymi – zemsta związana ze sprawami z wcześniejszego życia. Nie są rzadkie przypadki ataków powodowane chęcią rozrywki, gdy duch pragnie zabawić się kosztem ludzi naiwnie wierzących we wszystko, co powie._

_Warto zauważyć, że nawet ciężkie opętania nie przynoszą ofiar śmiertelnych. Duchom nie wolno zabić człowieka. Zdarza się, że doprowadzają do uszkodzeń ciała, ale nigdy do fizycznego kalectwa. Niestety, ta zasada nie dotyczy umysłu. Moim zdaniem najgorszą i najczęstszą formą opętania są podszepty – prawie niezauważalne i zdradzieckie. Duchy podsuwają żyjącym różne pomysły, próbując wpłynąć na ich postępowanie. Jeśli człowiek ma słabą psychikę i w dodatku nie sprzyjają mu okoliczności, podszepty złego ducha – nękanie – mogą doprowadzić go do szaleństwa, a nawet samobójstwa._

_Tylko siłą woli, szczerą modlitwą i rozwojem własnej moralności jesteśmy w stanie przeciwstawić się nieodpowiedniemu wpływowi każdego ducha. Nie są do tego potrzebne pełnomocnictwa od biskupa, dyplomy czy relikwie świętych. Rzeczy materialne nie mają wpływu na sprawy duchowe. Innymi słowy, ducha pokonujemy duchem. Ostateczny wniosek, jaki można z tego wszystkiego wyciągnąć, jest taki, że ludzie naprawdę dobrzy nie muszą obawiać się opętania._

4. Na paranormalnym froncie

Czym tak naprawdę są opętania? Popularny jest ich podział na działanie zwyczajne i nadzwyczajne. Zwyczajne to „kuszenie do złego”, czyli podszepty złego ducha. Nadzwyczajne to już zjawiska paranormalne: dręczenie, czyli zadawanie cierpienia człowiekowi, obsesje, czyli zaburzenie równowagi duchowej człowieka, nawiedzenie – czyli to, co zwykle dotyka nie ludzi, ale miejsc lub rzeczy, i wreszcie opętanie, czyli zawładnięcie człowiekiem i jego ciałem.

Z moich obserwacji wynika, że opętania zdarzają się bardzo rzadko. Najbardziej powszechne są różnego rodzaju mistyfikacje i choroby lub zaburzenia psychiczne, kolejne to dręczenia czy nawiedzenia, wpływ z zewnątrz (i takie przypadki również opisuję w swojej książce). Pozwolę sobie powtórzyć, bo to niezwykle istotna kwestia: prawdziwe opętania – momenty, w których człowiek zostaje przejęty przez wrogą obecność – jeśli faktycznie do nich dochodzi, są niesamowicie rzadkie. A jeśli już następują, to po prostu o tym wiesz – atmosfery, wrażenia obecności, udziału czegoś obcego nie da się z niczym porównać. Kino pokazuje opętania jako lewitowanie, chodzenie po suficie, drgawki. Te manifestacje muszą tak wyglądać, bo kino nie jest w stanie przekazać prawdziwej natury tych zjawisk – problem polega na tym, że ludzie często oczekują, że opętania tak właśnie będą wyglądać. Że wtedy i tylko wtedy będzie to straszne, podniesie ciśnienie. Tego typu rzeczy mogę rzecz jasna opisywać, ale nie jako badacz i reporter, lecz autor beletrystyki. Fikcji.

Jako reporter muszę przekazać – a przynajmniej starać się przekazać – jak najbardziej obiektywną prawdę. Jakakolwiek by ona była. A prawda jest taka, że gdy rozmawiasz z osobą naprawdę opętaną, wystarczy, że to coś siądzie za sterami na przykład podczas rozmowy telefonicznej. Z punktu widzenia postronnego obserwatora niewiele się zmienia, ale jako osoba rozmawiająca z takim opętanym człowiekiem wiesz i czujesz, że zmieniło się wszystko. Mogę to porównać jedynie do uczucia, kiedy podczas spaceru przez las spotkasz dzikie zwierzę – dzika, wilka. Najprawdopodobniej nic się nie stanie, ale nagle następuje wyrzut adrenaliny, czujesz w powietrzu obcy zapach, czas płynie wolniej, wszystko staje się wyraźniejsze. Zdajesz sobie sprawę, że „to” rzeczywiście się dzieje. Jesteś ty i obecność przed tobą. Zwierzę nie musi nic robić, ono po prostu jest. To wystarczy, byś poczuł, że grozi ci niebezpieczeństwo.

W przypadku opętań jest podobnie, tylko… bardziej. To jest „paranormalny front”, na którym przebywam jako badacz. Jeżeli chcesz, drogi Czytelniku, poznać opowieści z frontu – będę zaszczycony, jeśli przewrócisz kartkę.

Kraków, 17 lutego 2022OPĘTANIE 1.
ŻYCIE, KTÓRE KAŻDY CHCIAŁBY MIEĆ

Lucyna Świetlicka jest zupełnie zwyczajną kobietą. Pracuje, chodzi na zakupy, wiedzie normalne życie – jako introwertyczka skupia się raczej na tych aktywnościach, które nie wymagają wielu spotkań z ludźmi: grach komputerowych, czytaniu fantastyki, oglądaniu seriali na Netfliksie. To spokojne życie, które doskonale rozumiem, bo z Lucyną dzielimy wiele zainteresowań. Mamy też podobne cechy charakteru. Może dlatego od razu obdarzyłem ją sympatią, która stała się jeszcze silniejsza, kiedy się okazało, że pochodzimy z tego samego miasta, a Lucyna pracuje nad swoją pierwszą książką. Od kiedy pisze, przestały ją dręczyć sny o piekle. To również ciekawe, bo ja zacząłem pisać horrory, a później zainteresowałem się zjawiskami paranormalnymi głównie dlatego, żeby przestać się bać. Pisanie (poza tym, że nic innego nie umiem robić) spełnia dla mnie funkcję narzędzia terapeutycznego – ale czy również Lucyna potrzebuje takiej terapii? Skąd się wzięły jej sny o piekle?

Niepokojące oniryczne obrazy przywlókł za sobą demon, który przez długie siedem lat władał jej ciałem i wolą.

Lucyna nie wygląda na swój wiek – oczywiście koło czterdziestki wiele kobiet wciąż świetnie się prezentuje, ale moja rozmówczyni ma za sobą jeszcze specyficzną historię – takie rzeczy zawsze zostawiają ślady na ciele. Pokazuje mi też swoje zdjęcia – śmiało patrząca w obiektyw ciemnowłosa i szczupła młoda kobieta stoi w magicznym kręgu ubrana tylko w ciemną szatę, którą jedną dłonią unosi na udzie. W drugiej ręce trzyma czarną świecę. Paznokcie obu dłoni ma spiłowane tak, że wyglądają jak szpony. W pierwszym odruchu mam ochotę zapytać, kogo przedstawia fotografia, bo jestem prawie pewien, że to nie Lucyna – blondynka w okularach o trochę zmęczonym, ale łagodnym spojrzeniu. Dopiero po chwili dostrzegam podobieństwa – kształt oczu, nosa i ust.

Ale twarz tej młodszej kobiety na zdjęciu jest zupełnie inna. Wyniosła, zimna. Różni się od tej, na którą patrzę, tak bardzo, jakby nie należała do tej samej osoby, ale jednocześnie zdaje się niepokojąco podobna.

– Nie boisz się ujawniać swoich danych? – pytam Lucyny.

Wiele osób, które zgodziły się opowiedzieć mi o swoich doświadczeniach z opętaniem, miało w tej kwestii wątpliwości. Doskonale to rozumiem – kiedy człowiek przejdzie przez takie piekło, nie zawsze chce, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli. To ciągle temat tabu.

– To nie są moje prawdziwe dane. Ja się w sieci w ogóle nie posługuję prawdziwymi danymi. Ale każdy, kto mnie wtedy znał, będzie doskonale wiedział, że to o mnie chodzi. Dzisiaj z nikim z tamtego okresu się już nie kontaktuję. Spaliłam wszystkie mosty, wtedy, po egzorcyzmie.

Patrzę raz jeszcze na zdjęcie tej „innej” kobiety.

Czy można zmienić się aż tak bardzo w ciągu kilku lat? W kogoś niemal zupełnie innego? Jeśli tak – co musi się stać, żeby do tego doszło? A może po prostu wtedy Lucyna… była kimś innym?

***

_Lucyfer i reszta mają lustro. Przechodzą przez nie na drugą stronę, do świata materialnego, ale niematerialnie. Raz Lucyfer przeszedł przez drugie lustro i stał się człowiekiem, zabić go nie można, bo oznaczałoby to koniec świata._

– fragment z pamiętnika Lucyny, 8.01.2013

Lucyna to zamknięta w sobie czternastolatka. Niewiele mówi, w szkole nie stara się integrować z klasą. Jest odludkiem, a wśród rówieśników osoby takie jak ona mogą liczyć tylko na specjalny rodzaj piekła. Nierzadko oliwy do ognia dolewają również nauczyciele. Tak się też dzieje w przypadku mojej rozmówczyni – na dodatek prześladowana w szkole nastolatka nie znajduje oparcia w domu, rodzice ją ignorują. Często śni rzeczy, których nigdy nie doświadczyła i nie widziała, a na jawie przypomina sobie incydenty, których nigdy nie przeżyła. Wspomnienia z poprzednich żyć. W jednym z nich płonie na stosie, skazana za czary przez Kościół katolicki. Od tego momentu nie przepada za tą instytucją.

Mniej więcej w tym samym czasie czyta również popularną serię książek fantastycznych, _Sagę o Ludziach Lodu_ autorstwa norweskiej pisarki Margit Sandemo. Opowiada ona o dziejach tytułowych Ludzi Lodu, których przodek podpisał pakt z diabłem, aby zdobyć nieśmiertelność – ceną jest to, że przynajmniej jedna osoba w każdym pokoleniu rodzi się dotknięta przez zło, któremu musi służyć.

Jeśli w szkole ją odtrącono, w domu nie znajduje oparcia, Kościół nie wzbudza jej zaufania, to być może właśnie tu powinna szukać pomocy – wiedziona taką logiką Lucyna podpisuje swój własny pakt z Lucyferem, ofiarując mu swoją duszę.

– Dostałam swojego demona, ale z niego nie korzystałam, bo nie umiałam – wspomina.

Chodzi tylko o opiekę.

Odrzucona przez środowisko dziewczyna po prostu nie chce być sama.

Mijają lata, Lucyna przechodzi przez kolejne szczeble edukacji i zdobywa różne życiowe doświadczenia. Czyta dużo książek, rozwija się wewnętrznie. To introwertyczka, klasyczna geeczka. Wiedzie ciche życie, urozmaicone odkrywaniem talentu do… magii.

Jest 2010, Lucyna ma około trzydziestu lat. Należy do nieformalnej warszawskiej grupy, można nawet powiedzieć sekty, zajmującej się magią enochiańską i przepisującej henochiańskie klucze na swoją własną modłę.

Co się kryje pod pojęciem „magia enochiańska”?

Najprościej rzecz ujmując, to system ceremonialnej magii służącej do przyzywania bytów anielskich. Nazwę tę wymyślili i spopularyzowali pod koniec XIX i w początkach XX wieku adepci Zakonu Złotego Brzasku oraz Aleister Crowley, przekształcając materiał źródłowy w logiczny system magii wizyjnej.

Pisarz, okultysta i jeden z najważniejszych badaczy magii enochiańskiej, Lon Milo DuQuette, charakteryzuje ją następująco:

_Magija enochiańska, w postaci, w jakiej jest najczęściej praktykowana w dzisiejszych czasach, to dwuczęściowy system magiczny: jedna jego część koncentruje się na wszechświecie żywiołów, a druga na wszechświecie eterycznym. Pierwsza z nich pozwala magowi przywoływać lub odwiedzać w wizjach duchy, które zamieszkują niezliczone poziomy światów żywiołów ognia, wody, powietrza, ziemi i ducha. Druga natomiast pozwala magowi systematycznie penetrować coraz wyższe niebiosa (czy też Etyry), dając mu w ten sposób dostęp do informacji, które znajdują się na wyższych poziomach świadomości_¹.

O jakim „materiale źródłowym” piszę? Nie chodzi o apokryficzną Księgę Henocha – chociaż zarówno nazwa, jak i cały system magii enochiańskiej wywodzą się właśnie z niej. Na jej kartach opisano podróże, sny i objawienia proroka Henocha (według tradycji starotestamentowej to jedna z dwóch osób, które nigdy nie umarły, a zamiast tego zostały wzięte do nieba), który w trakcie swojego ziemskiego życia odwiedzał niebo i komunikował się z aniołami.

Podobną sztukę opanowali twórcy systemu magii enochiańskiej (zwanej przez nich magią anielską) – John Dee oraz Edward Kelley. Pierwszy z nich był jednym z najznamienitszych magów swoich czasów – świetnym matematykiem oraz nadwornym astrologiem królowej Elżbiety I. Natomiast ten drugi, uważany dziś za szarlatana – alchemikiem, medium oraz krystalomantą. Mężczyźni poznali się w 1582 roku, kiedy Dee próbował skontaktować się z aniołami – dzięki współpracy z Kelleyem mu się to udało i od tego czasu działali w duecie.

Dee i Kelley są interesujący nie tylko z uwagi na swoje dokonania w dziedzinie tworzenia systemu magicznego, ale również powiązania z Krakowem, z którym wraz z Lucyną także jesteśmy związani. Otóż właśnie w Krakowie w 1584 roku magowie dokonali swoich najważniejszych odkryć, ich zaś współpraca zaczęła słabnąć – podobno Kelley kontaktował się w tym czasie nie tylko z aniołami, lecz także z demonami, które chciały go przeciągnąć na swoją stronę.

Do Polski twórców systemu magii enochiańskiej zaprosił Olbracht Łaski, wojewoda sieradzki i entuzjasta alchemii. Żywił on nadzieję, że uda mu się dzięki temu pomnożyć majątek. Liczył także na atencję króla Stefana Batorego, co ucieszyłoby zarówno Kelleya, jak i Dee (ostatecznie władca nie okazał wielkiego zainteresowania, a duet magów się rozpadł).

Ciekawostkę stanowi fakt, że kiedy w marcu 1584 roku Dee i Kelley ze swoimi rodzinami przybyli do Krakowa, prawdopodobnie przez tydzień przebywali na terenach należących do klasztoru leżącego poza murami – chociaż Dee nie zostawił przejrzystych notatek dotyczących miejsca pobytu, pod uwagę bierze się dwa obiekty: nieistniejący dzisiaj kościół św. Piotra Małego oraz siedzibę zakonu karmelitów. Jeśli ta druga opcja jest prawdziwa, piszę te słowa w miejscu, w którym obaj magowie przebywali pod koniec XVI wieku lub też zaledwie paręnaście metrów od niego – co w pewien sposób potęguje moje połączenie z tą historią. Ostatecznie jednak magowie przenieśli się za mury miejskie, do kamienicy przy ulicy Szczepańskiej, oznaczonej dziś numerem 2B (nie zaś numerem 5, jak często się sądzi). Tutaj Dee i Kelley doznali szeregu wizji, dzięki którym powstał alfabet enochiański, jego tablice czy też klucze. Kluczy henochiańskich używają również sataniści, którzy korzystają z tłumaczenia Antona LaVeya (trudno bowiem oczekiwać, żeby klucze związane z aniołami chwaliły upadłego Lucyfera jako władcę Ziemi). Dodatkowo zmienili angielski przekład tak, żeby pasował do satanizmu.

_Lucyfer jest zmartwiony bardziej niż zwykle. Poszłam porozmawiać z jego rodzicami, ojciec miał wszechświat w oczach, całe galaktyki!_

– fragment z pamiętnika Lucyny, data nieznana

Podobnie z kluczami mieli się obchodzić członkowie grupy, do której w 2010 roku należała Lucyna – interpretowali je i modyfikowali według własnych upodobań. Kobieta ten rok zapamiętuje jako jeden z gorszych w swoim życiu: traci bliską koleżankę z grupy, która ginie w wypadku samochodowym, do tego rozpada się jej związek. W dodatku jedno wydaje się następstwem drugiego – nieszczęścia chodzą parami, a w życiu Lucyny nawet, jak się ma wkrótce okazać, trójkami.

– Jestem pewna, że ta śmierć miała coś wspólnego z rytuałami, które oni odprawiali. A ponadto dowódca tej grupy mnie nie lubił.

Pogrzeb koleżanki odbywa się w Warszawie, w maju. W trakcie stypy ludzie z sekty idą do Lasu Kabackiego. Rozpalają ogniska, piją z rytualnego kielicha, przyzywają duszę zmarłej. Kiedy Lucyna wraca do Krakowa, jej ówczesna dziewczyna odsuwa się od niej.

„Przywiozłaś ze sobą coś złego!” – krzyczy.

Trzy miesiące później ucieka i ich związek się kończy. W listopadzie Lucyna dostrzega, że zaszła w niej jakaś zmiana. Zresztą nie tylko w niej – całe jej życie wywróciło się do góry nogami.

– Tak naprawdę to ja w pełni zdałam sobie sprawę z tego, że jestem opętana, dopiero w 2015 roku – mówi.

Jak to możliwe? Czy można nie wiedzieć, że jest się opętanym? Owszem, ale nie w momencie kiedy doświadcza się takich rzeczy, jakich doświadczała Lucyna.

– Ja po prostu myślałam, że to taka faza, że sama sobie to wszystko wkręciłam. Wiesz, psychologicznie. Cała moja walka z tym… bytem to mogło być coś, co było spowodowane takim właśnie wkręceniem sobie fazy. Myślałam, że tak odreagowuję żałobę. Ale problem pojawił się wtedy, kiedy się okazało, że nie mogę z tego wyjść.

– Co pani wtedy czuła?

– Ja… ja byłam uwięziona.

Próbuję sobie wyobrazić, jak to jest – obserwować wszystko z „tylnego fotela”. Kto inny porusza moim ciałem, kto inny przemawia moimi ustami, kto inny je za mnie posiłki. Walczyłbym, szarpał się, krzyczał bezgłośnie. I w takim właśnie stanie była Lucyna przez siedem długich lat. Walczyła po to, by czasem – na krótką chwilę – odzyskać kontrolę nad własnym ciałem.

– Całkowicie zmienił się mój charakter. Ja byłam i jestem introwertykiem, takim małym zastraszonym nerdem. Przez większą część życia lubiłam siedzieć w domu, nienawidziłam spotkań z ludźmi, tłum mnie przerażał.

Przez siedem lat byt, który przejmuje ciało Lucyny, zmienia ją nie do poznania. Moja rozmówczyni jest wszędzie – imprezuje, chleje na umór, pali, zażywa narkotyki. Otacza się coraz większym wianuszkiem adoratorów i osób, które po prostu chcą być jak ona, którym imponuje jej przebojowość i umiejętność zjednywania sobie ludzi.

– Ja właściwie nimi manipulowałam. Cokolwiek chciałam, miałam to – mówi. – W zasadzie to ja nie pracowałam, poza paroma zleceniami.

Kiedy Lucyna potrzebuje kasy, wybiera spośród znajomych – lub też zupełnie obcych – konkretną osobę, podchodzi do niej i wyłudza dowolną kwotę. Żadna z tych osób nie widzi większego problemu w tym, by oddać jej swoje pieniądze. Mało tego, kiedy Lucyna zamarzy o większej sumie, od razu znajduje łatwe i szybkie zlecenie, za które pracodawca proponuje jej dwadzieścia, trzydzieści tysięcy złotych.

– Wiesz, co było najbardziej popieprzone? – pyta. – Potrafiłam, czy też to, co przejęło nade mną kontrolę, potrafiło, podejść do ludzi na imprezie i powiedzieć im, że przychodzę z piekła. Że jestem demonem. Ja bym się złapała za głowę i spytała: „Co ty, dziewczyno, bierzesz?”. Chyba każdy normalny człowiek by tak zareagował. A oni po prostu mi… wierzyli. „Okej, spoko, jesteś z piekła. Chcesz mnie? Chcesz moje pieniądze? Weź, bierz”.

Lucyna rozporządza ludźmi, którzy ją uwielbiają, jak tylko chce. Kiedy ktoś przestaje być użyteczny, odtrąca go. Od miłości i uwielbienia niedaleka jest droga do nienawiści – i to się właśnie dzieje. Przy czym wszyscy ci, którzy podążają za moją rozmówczynią, również się zmieniają – sięgają po narkotyki, zmagają się z chorobami, popadają w alkoholizm. Jakby wokół dziewczyny unosił się krąg deprawujący każdego, kto się jej podda. Nie udaje się jej też stworzyć stabilnego związku – wszystkie relacje są krótkie, przelotne i kończą się dramatem dla osób, które obdarzają Lucynę uczuciem. Pije, ile chce, pali, ile chce. Wydaje pieniądze na wszystko, czego zapragnie. Nie ponosi żadnych konsekwencji.

– To, co powiem, będzie dziwne, ale… to życie, które pani opisuje, zapewne byłoby szczytem marzeń wielu ludzi – zauważam.

– No, a ja tam ciągle byłam w środku. Mały zastraszony, introwertyczny nerd. To był koszmar.

Kiwam głową. Jako introwertyk doskonale ją rozumiem.

W 2015 roku Lucyna ma już pewność, że doświadcza opętania. Jej świat popada w ruinę – z powodu narastających konfliktów personalnych i palonych mostów musi zmienić miasto zamieszkania. Jej psychika nie wytrzymuje terroru, coraz częściej zapomina, kim jest. Ostatkiem sił zaczyna walczyć, szarpać się wewnątrz siebie, usiłuje przejąć kontrolę. Jednocześnie w tym samym roku świadomie angażuje się w satanizm i związane z nim środowisko w nowym mieście; dopuszcza się profanacji, chodzi nocami po cmentarzach, straszy ludzi w lesie. Nowe mieszkanie ma obwieszone sigilami – symbolami mocy – i półświadomie odprawia w nim rytuały, zazwyczaj z jedną zaufaną osobą.

Jak sama wspomina, w tym mieszkaniu światła zapalają się same i cały czas śmierdzi trupem, często też czuje czyjąś obecność. Kiedy pomyśli o kimś źle, ta osoba ulega wypadkowi.

Coś się jednak zmienia; zwykli ludzie zaczynają odtrącać Lucynę. Obrażać ją na ulicy. Jakaś kobieta wysiada z samochodu i zamierza ją pobić, pracodawca, który podwozi ją samochodem, nagle chce ją wyrzucić z pędzącego pojazdu. Elektronika wokół niej szwankuje. Żadnej pracy nie jest w stanie utrzymać dłużej niż miesiąc. Wszystkie znajomości urywają się po kilku miesiącach.

Moja rozmówczyni nie wiąże tego, co się dzieje, ze swoim stanem, uważa, że może to być kwestia miejsca, w którym mieszka.

Nadchodzi koniec roku 2017. Jeden z jej kolegów zaprasza do niej swoich znajomych zajmujących się ezoteryką i odprawiających egzorcyzmy.

– To był przypadek, oni po prostu odprawili rytuał oczyszczający to mieszkanie. Ale przy okazji wywabili ze mnie też to coś. Bo oczywiście winą za wszystko obarczałam lokal.

Czy taki „przypadkowy” egzorcyzm może zadziałać równie skutecznie jak ten odprawiany w konkretnym celu? Najwyraźniej tak. Lucyna opisuje mi, że znajomi najpierw próbowali odczytać coś z tabliczki ouija, ale kiedy jakaś siła zaczęła im przeszkadzać, odmówili chrześcijańską modlitwę o uwolnienie. Egzorcyzm po polsku i po łacinie.

– Nie pamiętam dobrze tego, co działo się potem. Dwa, trzy dni byłam jak w kokonie. Nic do mnie nie docierało, leżałam i nic nie czułam. I potem, tego trzeciego dnia rano, obudziłam się i stwierdziłam, że czegoś mi brakuje. Zrobiło się jakoś tak lepiej. I co najważniejsze, zrobiło mi się lepiej. Po prostu zaczęłam płakać, z ulgi i szoku.

Minęło jeszcze sporo czasu, nim Lucyna na powrót nauczyła się przebywać w swoim własnym ciele. Ponieważ wszystkie osoby, które znała, zerwały z nią kontakt, została całkiem sama. Przeprowadziła się do innego miasta. Regularnie uczęszcza do psychiatry i na terapię, próbując poradzić sobie z tym, co przeżyła.

Zaczęła nowe życie. Spokojne, nudne i normalne życie.

Takie, które tylko ona chciała mieć.

------------------------------------------------------------------------

1 Lon Milo DuQuette, _Magija enochiańska. System magiczny oparty na przekazach od aniołów_, przeł. Maciej Lorenc, Wydawnictwo Illuminatio, Białystok 2013, s. 165. We wszystkich cytatach w książce zachowano pisownię oryginalną.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: