- W empik go
Partia rosyjska - ebook
Partia rosyjska - ebook
W swojej książce Witkowski tworzy mapę planktonu, ale jest to mapa arcyciekawa i arcyważna: z losów marginalnych i groteskowych polityków i politykierów, kanapowych partyjek, ekscentrycznych działaczy rekonstruuje sieć powiązań i interesów, której nitki biegną do Rosji. A w Polsce sięgają od prawa do lewa, nieraz i do ważnych figur, decydujących o losach nas wszystkich.
Jacek Dehnel
Witkowski przejeżdża się po wszystkim, co w Polsce ciągnie Kremlem. Wykopuje, wyłuskuje, otwiera, wącha, analizuje. Obserwuje mechanizmy i opowiada o motywacjach. I jest bardzo daleki od spiskowego myślenia: nie wrzuca do jednego worka, patrzy na intencje, odróżnia pożytecznych idiotów od przekonanych ideologów czy złamanych albo skuszonych kolaborantów. Z tego zbioru wyłania się całkiem ciekawy pejzaż. Warto”.
Ziemowit Szczerek
Co widzimy, gdy czytamy Partię Rosyjską? Widzimy uskok geopolityczny między Wschodem a Zachodem. Uskok, który właśnie zaczyna przeobrażać się w przepaść. Widzimy nasz kraj, który leży na tym uskoku. Nie wiemy, co się stanie z Polską: czy pozostanie po zachodniej stronie, czy znajdzie się na Wschodzie? A może spadnie do wielkiego, coraz bardziej przepastnego rowu granicznego i połamie się na kawałki? Po to, by przez następne lata trwać w anarchii, chaosie i bezprawiu?
Z posłowia Tomasza Piątka
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66095-50-2 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Machina Kremla dla początkujących
i średnio zaawansowanych
.
Kiedy byłem dzieckiem, moja wychowawczyni i wybitna wrocławska polonistka, Anna Pasikowska, postanowiła wystawić z nami przedstawienie oparte na mitach greckich. Otóż, pewnego razu boginie Hera, Afrodyta i Artemida znalazły złote jabłko z napisem: „dla najpiękniejszej”. Boginie, każda uważając, że to dla niej, zaczęły się kłócić, aż wreszcie znalazły arbitra. Był nim Parys. Bogini miłości, Afrodyta, by go przekupić, podarowała mu uczucie najpiękniejszej śmiertelniczki – Heleny. Parys przyznał więc jabłko Afrodycie i uciekł do swojego ojca Priama, króla Troi.
Dalszy ciąg pewnie znacie: wybuch trwającej dekadę wojny, stosy zabitych Greków i Trojan, zniszczenie miasta i lata niezgody. A wszystko przez jeden gest bogini niezgody, chaosu i nieporządku Eris, która jabłko podrzuciła. Czasem bowiem nie trzeba wielkich wysiłków, żeby mieć wpływ na wszystko, co się dzieje. Wystarczy na przykład dobrze znać profil psychologiczny ofiary i tylko delikatnie popchnąć kostki domina.
Tak właśnie działa w Polsce Federacja Rosyjska. Zobaczyłem ten mechanizm z bliska, czytając książkę Grzegorza Waligóry o Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Ruch ten, zwany ROPCiO, był prawicową wersją Komitetu Obrony Robotników, odpowiedzią polskich konserwatystów na inicjatywę peerelowskiej „katolewicy”. Liderami byli Leszek Moczulski i Andrzej Czuma. Nie wiem, czy funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa (SB) czytywali mity greckie, ale zastosowali dokładnie tę samą technikę co bogini Eris. Struktury ROPCiO zostały nafaszerowane tajnymi współpracownikami. Niekoniecznie w samym kierownictwie. Ludzie, na których SB miała wpływ, obsiedli z jednej strony Moczulskiego, z drugiej Czumę. A potem, zgodnie z wytycznymi oficerów prowadzących, zaczęli sączyć każdemu z liderów do ucha, jaki jest wielki i wspaniały, podczas gdy ten drugi to zwykły złodziej, wariat, oszust, agent i zdrajca. Słowa te padały na żyzny, narcystyczny grunt, bo który polityk nie kocha przede wszystkim siebie?
W rezultacie doszło do rozłamu. Po roku istniały już dwie organizacje i każda nazywała się Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Jednej liderował Czuma, drugiej Moczulski. Ich działalność budziła już tylko śmiech, a o to właśnie chodziło SB. Kto poważnie będzie traktował dwóch Napoleonów?
Kolejna historia: skąd wzięli się w Polsce ultrakonserwatywni, antysoborowi lefebryści? Na przykład „tradycjonalistyczna” antysoborowa grupa Samoobrona Wiary, skupiona wokół pisma „Głos Wiary”? Właśnie ta grupa masowo szerzyła w Polsce tezy lefebrystów – mimo że w rzeczywistości nie istniała! Akta Instytutu Pamięci Narodowej dowodzą, iż „Głos Wiary” redagował etatowy funkcjonariusz SB Waldemar Pełka. W planie pracy komórki w Departamencie IV MSW jako cele pisma wymieniano: „Działania zmierzające do wywoływania w Kościele polskim konfliktów na tle jego modelu, form i treści działalności duszpasterskiej” przez m.in. kontynuowanie „akcji «Samoobrona Wiary» z pozycji zachowawczych ośrodków Kościoła polskiego, atakującej poprzez krytykę zjawisk poszczególne, odpowiedzialne osoby”. Owszem, polscy lefebryści zaistnieli, ale dopiero wtedy, gdy, powołując się na pismo stworzone przez Departament IV SB, kolejne grupki Samoobrony Wiary zaczęły powstawać oddolnie, bez kontaktu z nieznanymi im liderami. Nasi lefebryści uznali, że w PRL jako państwie policyjnym kierownictwo ich grupy musi trwać w głębokiej konspiracji. I znów: wystarczyło, znając konserwatyzm części polskich katolików oraz ich niechęć do soborowych reform, antysemityzm i masońskie obsesje, żeby dostarczyć im produkt, który na lata podzielił kościelną społeczność wewnętrznie.
Polskie SB nie wymyśliły tych sposobów same. Szpiegostwo, sabotaż i działania kontrwywiadowcze istnieją od zawsze. By jednak umieć tak działać, służby potrzebują znajomości technik operacyjnych, wiedzy o psychologii człowieka, czy o mechanizmach, które rządzą społeczeństwem. SB nabyła tę wiedzę nie tylko poprzez lata praktyki, ale i poprzez ścisłą współpracę z jedną z najbardziej skutecznych służb specjalnych w dziejach, czyli radzieckim Komitetem Bezpieczeństwa Państwowego, osławionym KGB. W przeciwieństwie do polskich służb, których funkcjonariusze po roku 1989 przechodzili wielokrotnie weryfikację, a same struktury dzielono, łączono, czyszczono i reformowano, doprowadzając do znacznego osłabienia kontrwywiadowczych zdolności naszego państwa, w Rosji nic takiego nie zaszło. Po osłabieniu państwa w kryzysowych latach 90., autorytarny zwrot Putina znacznie wzmocnił rosyjskie tajne służby – do tego stopnia, że wywodzący się z nich ludzie zastąpili wielu dawnych rosyjskich oligarchów. W wyniku tych procesów nastąpiło pełne scalenie struktur przestępczych, bezpieczniackich i politycznych w jeden system, którego ucieleśnieniem jest sam Władimir Putin – były oficer KGB, prezydent kraju i najbogatszy człowiek w Rosji.
Czy się to nam podoba, czy nie, Rosja uważa Polskę za swoją „bliską zagranicę”. Nie chcę popadać w spiskową teorię dziejów i nie zakładam, że wszystkie nasze problemy polityczne to sprawka demonicznego Putina, który pociąga z Kremla za polskie sznurki. Czasem jednak wystarczy w odpowiednim miejscu odpowiednim ludziom podrzucić jabłko z napisem „dla najpiękniejszej” i w efekcie sami zaczną się brać za łby. Wystarczy dobrze wybrać temat, który wzbudzi w Polakach skrajne emocje. Najlepiej taki, który nie dotyczy faktów, toteż trudno przy nim o rozstrzygnięcia i wnioski. I nie jeden temat, przeciwnie. Najlepiej będzie stworzyć mnóstwo takich punktów zapalnych, by tym bardziej utrudnić gaszenie pożaru. Idzie o to, aby zapanowały w Polsce chaos, swary, pęknięcia. Kraj targany wewnętrznymi sporami, skłócony, podzielony na nienawidzące się „plemiona”, w efekcie stanie się słabszy. Podsycać należy wzajemne oskarżenia, nawet te najbardziej absurdalne, bo z czasem unieważni się tą metodą jakiekolwiek zarzuty o faktyczną współpracę z Rosją. Należy robić dym, w którym skryją się realni agenci wpływu i podpalacze polskich wspólnot.
Historia sprawiła, iż w Polsce, mimo starań niektórych niszowych polityków, nie ma szans na prorosyjskie, marionetkowe rządy. Dlatego Kreml stawia u nas na powszechny chaos. Pożary społeczne mogą być prawie tak samo skuteczne jak działania wojskowe. Wystarczy zatruć studnię publicznej debaty. Wystarczy dać przestrzeń i słyszalność grupom, które chcą kolaborować z Rosją z powodów ideologicznych czy przyziemnych. Wreszcie należy liczyć na to, że któraś z tych grup w sprzyjających okolicznościach – w warunkach kryzysu ekonomicznego, pandemii, kataklizmu naturalnego, a nawet wojny – urośnie tak, że zyska wpływ na politykę państwa. Tak przecież było już w Polsce z integrystami religijnymi, „sektą smoleńską”, „kresowiakami” czy antyszczepionkowcami. Było i zapewne będzie.
Federacja Rosyjska to bowiem rozsądne państwo. Nie lokuje swojej agentury wpływu w jednej politycznej formacji. Przyczyny są oczywiste, bo wówczas jedna akcja kontrwywiadu zmuszałaby do budowy siatki od zera. Finansiści nazywają to dywersyfikacją portfela. Zasadą jest więc wzmacnianie sympatyzujących z Moskwą polityków w różnych ugrupowaniach, reprezentujących różne ideologie. Tym bardziej w Polsce, gdzie z racji trudnej historii postawy otwarcie prorosyjskie to bardzo ciężki kawałek chleba. Dlatego głosy wspierające narrację Kremla słychać a to ze skrajnej prawicy, to znów ze skrajnej lewicy, od konserwatystów, od liberałów, ba – nawet od ogólnie pojętego centrum. Jak powiada bowiem Tadeusz Rydzyk, „należy siać, siać, siać! Trzeba siać, aby urosło”.
Rosyjskie władze doskonale rozumieją to hasło toruńskiego zakonnika, bo inwestują we wszystkich tych, którzy mogą być użyteczni. Chętnych niestety nie brakuje. Jednych w orbitę Moskwy wciąga endecki „realizm polityczny”, innych nienawiść do „amerykańskiego imperializmu”, jeszcze innych lęk przed dekadenckim Zachodem czy przed niemieckim kapitałem. Część trafia na rosyjską orbitę z tęsknoty za młodością spędzoną w peerelowskich służbach mundurowych czy młodzieżowych organizacjach, innych znów przyciągają hasła o „geopolityce” i jej „żelaznych prawach”. Często też ci, którzy w Polsce są na bocznym torze, pompują swoje ego w rosyjskich mediach i zyskują sławę dotąd im niedostępną. Wielu przyciągają pieniądze, chociaż nie przeceniałbym ich znaczenia. Realnie niewielkie środki, które Federacja przeznacza na swoją agenturę wpływu w Polsce, to bardziej osłoda trudów życia w promoskiewskiej niszy niż źródło większych majątków. Dla większości z ludzi, których losy przedstawia moja książka, środki materialne nie miały większego znaczenia. Bardziej liczyły się dla nich fantazje o władzy, narcystyczna pokusa sławy czy ideologiczne ramki, które wybrali u początków swoich politycznych dróg.
Skąd taka podatność na rosyjskie działania wśród ugrupowań skrajnych, radykalnych? Środowiska skrajne są głodne uwagi i znaczenia politycznego, ale dla Federacji Rosyjskiej mają dodatkową zaletę. Są ideologicznymi laboratoriami, w których można wytwarzać nowe, sprzyjające Moskwie idee. A ponieważ w wolnej Polsce nie istnieje żaden kordon sanitarny między ekstremistami a głównym nurtem, skrajne koncepcje mogą swobodnie krążyć, zatruwając dyskurs polityczny resentymentami, irracjonalizmem i przemocą. Mogą śmiało rozniecać konflikty i tworzyć podziały społeczne. Wystarczy zadbać o skrajną ideę, pozwolić jej okrzepnąć i odrobinę urosnąć, żeby po pewnym czasie zauważyli ją publicyści, akademicy oraz politycy i okrzyknęli ją „odświeżającym impulsem”, „powrotem do korzeni” czy zestawem „prawdziwych wartości”. Powierzchowna, słabo wykształcona, ideologicznie zacietrzewiona polska publiczność połyka wówczas haczyk, który rzuciła w nasze wody Rosja.
Sam zresztą wiele razy się nabrałem. Wyznawane poglądy sprawiały, że dawałem się nakręcać różnym ludziom do hucpiarskich działań, byleby pod hasłami takimi jak „lewica”, „postęp”, „antyfaszyzm” czy „prawda historyczna”. Publikowałem więc swoje teksty w dziwnych miejscach, których dzisiaj bym unikał. To samo dotyczy przecież także prawicowców. Tym z kolei wystarczy pomachać przed oczami Bogiem, Historią i Ojczyzną, by i oni stracili rozum.
Mam nadzieję, że ta książką pomoże i Wam, i mnie samemu uodpornić się na takie pokusy. Rzetelna wiedza o ludziach, ich działaniach i kierujących nimi mechanizmach to skuteczny lek. Mnie samemu pomogły bardzo relacje ludzi, którzy dłubiąc w archiwach i mediach społecznościowych, krok po kroku łączyli w swoich książkach i artykułach ze sobą kolejne kropki. Ogólny wniosek, jaki mogłem wysnuć, mimo wszystko brzmi pocieszająco: Nie ma w Polsce jednej „partii rosyjskiej”, kremlowskiej piątej kolumny. Jest za to niestety rój osób, środowisk i organizacji, cała gęsta siatka partii politycznych, stowarzyszeń czy wręcz instytucji, które rozpowszechniają kremlowską narrację (czy raczej: narracje) nad Wisłą i Odrą.
W książce tej z konieczności skrótowo pokazuję, jak formowała się w Polsce XXI wieku rosyjska sieć wpływów, jakie ma główne węzły, gdzie są jej korzenie, a gdzie nowe, świeże gałązki. Opisuję na podstawie konkretnych źródeł mechanizmy prokremlowskich działań w Polsce i głównych aktorów: partie, grupy nieformalne, fundacje, stowarzyszenia, słowem – wszystkich tych, którzy grają w drużynie Kremla. Początki tych działań sięgają do roku 1986, bo właśnie wtedy, w okresie schyłku poprzedniej moskiewskiej ekipy w Polsce, tkwią korzenie jej nowej, sieciowej postaci. Żeby wyjaśnić ówczesne przemiany, potrzebna byłaby w zasadzie osobna książka. Dzisiaj muszę poprzestać na stwierdzeniu, że schyłek komunizmu sprawił, iż Rosja musiała w Polsce szukać nowych pomocników. Jak się przekonamy w kolejnych rozdziałach, roli tej podjęły się przede wszystkim ugrupowania i środowiska skrajnej prawicy. To one właśnie okazały się dla Moskwy ową „najpiękniejszą”, która przyjęła zatrute jabłko.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------