Paryskie noce. Nights. Tom 1 - ebook
Ona uważa go za rozpieszczonego bogacza, on postrzega ją jako spiętą wariatkę. Jak w takim razie ułoży się ich współpraca?
Haven Daniels i Jake Harrison muszą stworzyć wspólny projekt. Początkowo żadne z nich nie jest zachwycone, jednak z czasem słowne potyczki przeradzają się w namiętne pocałunki.
Haven ma wiele wątpliwości – Jake nie jest typem mężczyzny, z którym chciałaby się umawiać, co więcej jest jej kolegą z pracy.
Czy mimo wszystko Haven ulegnie urokowi Jake’a? Czy Jake zdoła nakłonić Haven do odrobiny szaleństwa?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: | brak |
| ISBN: | 978-83-272-9409-8 |
| Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Haven
Uwielbiałam to miasto, nie cierpiałam natomiast wszechobecnych korków. _Zawsze_ wszędzie docierałam na czas. Nie mogłam się spóźnić na poniedziałkowe spotkanie zespołu „Rallegry”, czołowego brytyjskiego tygodnika kolorowego dla pań, bo na horyzoncie majaczył awans na zastępczynię redaktora naczelnego. Obecnie zajmowałam stanowisko redaktorki odpowiedzialnej za artykuły z pierwszej strony i bardzo zabiegałam o jego zmianę. Serce podskoczyło na samą myśl o pięciu się po szczeblach kariery.
Co chwilę zerkałam na zegarek – zdejmując płaszcz, sprawdzając w lusterku w puderniczce, czy makijaż się nie rozmazał, i poprawiając fryzurę. Rozejrzałam się po boksach. Dzięki niebiosom wyglądało na to, że jeszcze nikt się nie wybierał do sali konferencyjnej.
Zgarnęłam podkładkę z klipsem, długopis i colę light i głęboko zaczerpnęłam tchu, by rozluźnić mięśnie brzucha.
Kolejny oddech wzięłam po otwarciu drzwi. Zawsze przychodziłam na spotkanie pierwsza, dzięki czemu mogłam zająć to samo miejsce. Tym razem uprzedził mnie jednak jakiś nieznajomy. Równie mocno zaniepokoiło mnie, że u szczytu stołu zasiadł już mój szef Robert, bo zawsze spóźniał się dziesięć minut.
– Oj, przepraszam. Nie chciałam przeszkodzić – powiedziałam, gdy obrócili się ku mnie.
– Nie przeszkodziłaś. Wejdź. Rozmawialiśmy przed spotkaniem. To mój dobry kumpel Harry. Dołączy do naszego zespołu. Harry, to Haven, redaktorka. Jak zwykle punktualna.
Nieznajomy siedzący na moim miejscu rozprostował skrzyżowane nogi, wstał i wyciągnął do mnie rękę.
– Bardzo mi miło cię poznać, Haven.
Pewny siebie czaruś. Spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnął się, aż w kącikach jego oczu pokazały się drobne zmarszczki. Przeszło mi przez myśl, że może uważa, że każdy się cieszy z możliwości zapoznania się z nim. Był aż nadto zadowolony z siebie. Zresztą jak każdy tak zwany przyjaciel Roberta. Mój szef wywodził się z zamożnej rodziny i znał ze szkoły każdego, kogo warto znać. Albo znał jego brata lub spotykał się kiedyś z jego siostrą.
Rodzina szefa miała jakąś gigantyczną ziemię w Szkocji, dlatego podejrzewałam, że nie musiał pracować. Mimo to w przeciwieństwie do większości swoich przyjaciół, których mi przedstawił, wykonywał swoje obowiązki sumiennie i był dobrym redaktorem. Stanowił moje zupełne przeciwieństwo – pochodził z dobrej rodziny, miał świetne znajomości i był bardzo zamożny. Z tego powodu chciałam żywić do niego urazę, lecz zwyczajnie nie mogłam, bo był również cholernie czarujący. Na jakimś etapie na pewno pomogli mu kolesie tatusia. Pomimo tego musiałam mu oddać, że był utalentowanym redaktorem i świetnym przełożonym. Harry niewątpliwie zaliczał się do tych spośród grona przyjaciół Roberta, którzy chwytali się przeróżnych „projektów”, co oznaczało, że po prostu stale spędzali czas na wakacjach i imprezach.
Uścisnęłam jego rękę i wysiliłam się na sztywny uśmiech.
– A mnie ciebie.
Postawiłam swoje rzeczy na blacie naprzeciwko Harry’ego. Do sali zaczęli już wchodzić koledzy z pracy. Każdy kierował spojrzenie na intruza.
Robert kontynuował rozmowę z Harrym, gdy wszyscy zajmowali swoje miejsca. Zwiesiłam głowę i utkwiłam wzrok w liście rzeczy do zrobienia, którą położyłam przed sobą, a zarazem nadstawiłam uszu i podsłuchiwałam ich rozmowę. Próbowałam odgadnąć, kim jest ten drugi i co robi na tym spotkaniu. Nie udało mi się to jednak, bo prowadzili dyskusję bodaj tylko na temat wspólnych znajomych. Później niewątpliwie będą porównywać sumy, na jakie opiewały ich fundusze powiernicze. Mówił z akcentem? Wychwyciłam nutkę mieszaniny angielskiego i amerykańskiego.
– Dzień dobry – odezwał się Robert. – Mam nadzieję, że wszyscy miło spędzili weekend i wyleczyli kaca, a teraz są gotowi do wzmożonej pracy. Za chwilę oddam głos każdemu z was po kolei, najpierw jednak chcę wam przekazać parę dobrych nowin. Po pierwsze, Harry zastąpi Brada na stanowisku fotografa, dopóki nie znajdziemy kogoś na jego miejsce. Ma ogromny talent i jest moim przyjacielem, dlatego na pewno miło go powitacie.
Z drugiej strony stołu dobiegł cichy chichot, toteż Robert zwrócił się do Jenny:
– Ale nie za miło.
– Nic się nie martw – powiedziała Marie. – Pomożemy mu się zaadaptować.
Znów rozległ się śmiech. Gościa traktowano jak świeże mięsko.
Przewróciłam oczami i napotkałam wzrok Harry’ego. O cholera. Nikt nie powinien zauważyć mojej reakcji. Poczułam, jak palą mnie policzki. Harry przechylił głowę, ja zaś przesunęłam ręką po włosach, sprawdzając, czy jakieś pasmo nie wysunęło się czasem z ciasnego koka. Ponownie wbiłam wzrok w listę.
– Druga nowina jest taka, że udało nam się namówić Sandy Fox na wywiad. To poważna sprawa.
Ludzie zaczęli klaskać. Mnie serce zabiło szybciej. Choć nie zajmowałam się kontaktem z celebrytami, chciałam napisać ten artykuł i Robert o tym wiedział. Ten wywiad to jednak nie byle co i osoba, która go przeprowadzi, będzie miała szansę na awans na dowolne stanowisko. Robert nie powiedział mi zawczasu, że udało się dopiąć spotkanie z piosenkarką, dlatego zapewne powierzy to zadanie Emily. Była redaktorką działu celebrytów, a Sandy Fox należała do ścisłej czołówki gwiazd. Nie mogłam spojrzeć na Emily, by cokolwiek wyczytać z jej twarzy, bo nie zniosłabym myśli, że wie, że to jej przypadnie napisanie tego artykułu. Kiedy rozpoczęłam pracę w „Rallegrze”, dała mi jasno do zrozumienia, że możemy być dla siebie tylko rywalkami. Tak też rzeczywiście się stało. Przyłapałam się na przygryzaniu wewnętrznej strony policzka, sięgnęłam więc po dietetyczną colę, aby odwrócić uwagę.
– To będzie ważny artykuł. Sandy załatwiła nam wstęp na plan filmu, w którym wystąpi. Zdjęcia będą wykonywane głównie w Pinewood Studios. Sandy zależy na tym, żebyśmy zobaczyli ją taką, jaka jest naprawdę. Zgodziła się też, by Harry robił jej na planie niepozowane zdjęcia i towarzyszył osobie, która będzie pisać artykuł.
_Że co, do chuja? Harry już pierwszego dnia zostaje przydzielony do pracy nad artykułem roku? Która celebrytka zgadza się na niepozowane zdjęcia? Musi mieć kijową rzeczniczkę_.
– Artykuł będzie wieloczęściowy i zostanie zmieszczony w kilku numerach, więc wymaga sporo pracy.
_Ja chcę, ja chcę, ja chcę_.
Wywiad może utorować mi drogę do awansu, jeśli zdołam go przeprowadzić. Brat będzie dumny z mojego sukcesu, a ja w końcu zyskam poczucie bezpieczeństwa i uznanie.
– Pozostało jeszcze parę kwestii do dopięcia. Mimo to liczymy, że pierwsze spotkanie odbędzie się już w tym tygodniu, jeszcze w trakcie prób. No dobrze, teraz kolej na was. Co powiesz, Haven?
– Artykuł o dziesięciu najciekawszych sekretnych barach bardzo się udał. Dziś kończymy pierwszy na temat wakacyjnego detoksu. Pracuję też nad propozycją artykułu o randkowaniu, który będzie dotyczył paru kwestii.
Po tych słowach usłyszałam jęk kilku osób. Robert nie wyglądał, jakbym zrobiła na nim wrażenie. W czasopismach często pojawiają się artykuły z poradami na temat szukania drugiej połówki.
– Przyglądam się agencjom, które przyjmują klientów według kryterium zasobności portfela. Wymyśliłam, że napiszę o czymś na kształt drugiej połówki dla milionera. Pomyślałam, że to ciekawy temat.
– Dobrze. Spojrzę na konspekt, gdy już będzie gotowy – powiedział Robert.
Będę musiała go przekonać do tematu, mimo że ma potencjał.
Reszta spotkania nie zapisała się wyraźnie w mojej pamięci. Zdołałam się skupić tylko na słowach, jakimi chciałam skłonić Roberta do powierzenia mi wywiadu z Sandy Fox.
Spotkanie wreszcie się skończyło, więc wstałam i wzięłam notatnik.
– Możesz na chwilę zostać, Haven? Chciałbym zamienić z tobą słowo – zwrócił się do mnie Robert.
O cholera, zaraz mi powie, że artykuł o Fox napisze Emily. Pomyślałam tak, bo zawsze starałam się przyszykować na złe wieści. Zmusiłam się do sztywnego uśmiechu i raz jeszcze usiadłam, gdy wszyscy inni wychodzili. Harry nawet nie wstał. Patrzyłam na niego, kiedy się rozsiadał, zakładał ręce na karku i przyglądał się wychodzącym. Obrócił się w moją stronę, jakby wiedział, że go obserwuję, i spojrzał wprost na mnie.
Uniósł brwi i zrobił wielkie oczy, jakby pytał, czy już skończyłam się na niego gapić. Podejrzewałam, że ludzie często na niego patrzyli. Gdybym była jedną z _takich_ dziewczyn, zapewne rozpraszałby mnie silnie zarysowaną szczęką i roziskrzonymi oczami. Sądziłam, że przyglądałam mu się innym wzrokiem niż większość osób. Nie interesowały mnie jego długie palce, którymi co jakiś czas przeczesywał włosy w kolorze brudny blond, ani umięśniona klata skryta pod koszulą. Ja po prostu chciałam go rozgryźć.
Wzięłam głęboki oddech i oprzytomniałam, kiedy drzwi się w końcu zamknęły. Oparłam się każdemu podszeptowi instynktu nakazującemu na ostatnią chwilę błagać szefa, by przydzielił mi artykuł. Nie wiem, czy zdołałabym się opanować, gdyby w sali nie znajdował się Harry. W tamtym momencie duma okazała się silniejsza od ambicji, bo sądziłam, że on nigdy rozpaczliwie niczego nie pragnął.
– Haven, chcę, żebyś pracowała z Harrym nad artykułem o Fox.
_O w mordę_. Tego się nie spodziewałam. Miałam ochotę się poderwać i uściskać Roberta. Stłumiłam ją jednak i przygładziłam włosy.
Kiwnęłam głową.
– Świetnie. Dziękuję. Mam nadzieję, że Emily tylko trochę się zawiodła – wypowiedziałam te słowa szczerze. Nie życzyłam jej źle, mimo że ze sobą rywalizowałyśmy.
– Rozumie moją decyzję i się z nią zgadza. Myślę, że ty najlepiej… jak to ująć, pasujesz do Sandy.
O co mu chodzi? Robert przeniósł wzrok na Harry’ego, żeby nie wyczytać z mojej twarzy niewypowiedzianego pytania. Zerknęłam na Harry’ego, ten jednak patrzył na Roberta i kiwał głową.
– W wywiadach z celebrytami ważna jest też chemia między przeprowadzającym wywiad a go udzielającym. Uważamy, że ty lepiej się dogadasz z Sandy. Wiesz, to ponoć niezłe ziółko – powiedział szef.
Pokiwałam głową, poczułam ucisk w żołądku. Wiele zależy od tego wywiadu.
– Rozumiem. Przejrzałam pobieżnie materiały na jej temat, dziś uważniej się z nimi zapoznam. Pomóc w czymś jeszcze? Może porozmawiam z działem prawnym? – zaproponowałam.
– Nie. Już właściwie wszystko załatwiłem. Cały czwartek i piątek musisz być pod telefonem, nawet w nocy, żebyś mogła pojechać do studia, gdy tylko dostaniemy zielone światło.
Jasne, że wszystko rzucę.
– Chcę, żebyś zdawała mi sprawozdanie po każdym spotkaniu. Nie spierdolimy tego. Nie chcemy powtórki z Beckhama.
Stanowczo pokiwałam głową i wstałam. Wyszłam z sali. Robert martwił się wywiadem z Sandy Fox, skoro przypomniał o tamtej sprawie z Beckhamem. Nikt się nie ważył o niej napomykać. Nie zrobiliśmy żadnego wywiadu we współpracy z celebrytą wielkiego formatu przez mniej więcej rok po tym, jak Emily w artykule powstałym na podstawie rozmów z żonatym piłkarzem zamieściła informacje o jego domniemanych romansach.
Wróciłam do swojego biurka, zastanawiając się nad słowami Roberta. Początkową ekscytację przyćmiło zmieszanie. Co miał na myśli, mówiąc, że lepiej się dogadam z Sandy? Robert wiecznie mi przygadywał, żebym wrzuciła na luz. Wiem, że uważał mnie za nieco sztywną. Może Sandy też taka była?
Jake
– Jak sądzisz, Harry, Haven sobie poradzi? – zapytał Robert.
Zwracał się do mnie „Harry”, jak każdy poza moimi najbliższymi. Zaczęli na mnie tak wołać na studiach, co nie było zbyt pomysłowe, skoro moje nazwisko brzmi Harrison.
Wzruszyłem ramionami.
– Chyba tak. Trudno ocenić. Na naszą korzyść przemawia, że jest blondynką. Pamiętam, jak Sandy mówiła, że uważa jasne włosy za tandetne. Natomiast dziewczyna nie jest aż tak nieatrakcyjna, jak się spodziewałem.
– Ale nie powiesz, że jest pociągająca. Ubiera się jak… sam nie wiem kto. Ale gorszej nie znajdziemy.
To prawda. Haven ubrała się jak na pogrzeb. Miała na sobie czarny golf, szarą spódnicę, grube czarne rajstopy i buty na płaskim obcasie. Jasne włosy upięła w bardzo ciasny kok, a na jej twarzy malował się wyraz osoby gotowej do walki. Niemniej było w niej coś pociągającego dzięki delikatnym rysom i czemuś intrygującemu w oczach, a Sandy nie lubiła być przyćmiewana.
Nie znałem tej piosenkarki zbyt dobrze, widziałem ją tylko kilka razy na imprezach. Mieliśmy też wspólnego znajomego, Gaya Dave’a, z którym studiowałem. Próbowała mnie kiedyś pocałować. Mocno się wtedy spiła i usiłowała wkurzyć chłopaka. Udałem, że nic nie zauważyłem, a ona mi tego nie wypominała. Rzadko ją widywałem, odkąd wydała drugi album, a ten pokrył się podwójną platyną. Odezwała się do mnie po tym, jak napisałem Dave’owi, że będę robił zdjęcia do artykułu w „Rallegrze”, jeśli Sandy się na niego zgodzi. Poinformowała mnie drogą mailową, że bardzo się cieszy na ponowne spotkanie. Była spoko – dopóki znajdowała się w centrum uwagi. Haven wydawała się jej zupełnym przeciwieństwem, dlatego liczyłem, że Sandy nie uzna jej za zagrożenie. Zasugerowałem Robertowi, żeby w miarę możliwości powierzył napisanie tego artykułu mężczyźnie albo kobiecie, która nie przyćmi Sandy. Ciekawe, że padło akurat na Haven. Ja bym się na nią nie zdecydował.
– Wyskoczymy dziś na lunch? – zapytał Robert.
– Mam spotkanie z inwestorem. Może jakiegoś innego dnia w tym tygodniu?
– Jasne. Wiesz, gdzie masz swoje biurko, prawda? Jest przy salce spotkań, więc jeśli będziesz musiał do kogoś zadzwonić…
– Dzięki, stary. Doceniam to.
– Nie dziękuj mi. Wiesz, że wyświadczasz mi gigantyczną przysługę. Kazałbym Bradowi pracować na okresie wypowiedzenia, gdyby nie był takim utrapieniem.
– Kto wie, może zostanę zawodowym fotografem – powiedziałem.
Robert się zaśmiał, a ja ruszyłem ku nowo przydzielonemu mi stanowisku. Nie żebym miał tu często bywać. Przed wyjściem na lunch chciałem tylko przeczytać maile. Zamierzałem pojawiać się w biurze jedynie na spotkaniach dotyczących artykułu. Z chęcią pomogę Robertowi, dopóki nie znajdzie kogoś na miejsce Brada, co potrwa najwyżej miesiąc, a sam w tym czasie domknę kwestie związane z finansowaniem mojego kolejnego pomysłu.
Włączyłem laptopa i zacząłem czytać wiadomości. Miałem wiele do zrobienia, zanim projekt ruszy. To przedsięwzięcie – w przeciwieństwie do poprzedniego – wymagało współpracy naukowców i informatyków i mogło stać się czymś bardzo wyjątkowym. Liczyłem, że wywiady z Sandy nie pochłoną zbyt wiele mojego czasu.
Telefon na blacie zaczął wibrować w tej samej chwili, w której podeszła Haven.
– Przepraszam, Haven. Muszę odebrać. Może później cię złapię?
Pokiwała głową i się oddaliła. Planowałem do niej podejść, mimo że nie wiedziałem, gdzie znajduje się jej biurko.
– Cześć, kochana – przywitałem się z siostrą.
– Hej, Jake. Jak ci mija pierwszy dzień? Znalazłeś coś ode mnie? – zapytała Beth.
– Wsunęłaś mi coś do torby? – Włożyłem rękę pod klapę i grzebałem, aż wyjąłem pojemnik na lunch. – Przyszykowałaś mi lunch?
Beth się zaśmiała.
– Raczej przekąskę. Sok w kartoniku, jabłko i baton energetyczny.
– Pewnego dnia będziesz dla kogoś kochaną żoną.
– Przywaliłabym ci teraz, gdybym była obok.
– Nie powiedziałbym tego, gdybyś była obok – rzuciłem ze śmiechem. – Wszystko w porządku?
– Oczywiście, że w porządku. Przestań się zamartwiać – odrzekła.
– To ty dzwonisz. – Siostra zarzucała mi nadopiekuńczość, mimo że była do mnie w tym podobna. – Wrócę wcześnie i o wszystkim ci opowiem. Chyba że masz jakieś plany?
– Nie, tylko maraton _House of Cards_. Do zobaczenia. Spróbuj dziś nie złamać nikomu serca.
– Niczego nie mogę obiecać.
– Frajer – odparła jak zwykle na pożegnanie.
– I kto to mówi.
Rozłączyłem się i zacząłem rozglądać za Haven. Szybko ją wypatrzyłem. Zajmowała sąsiedni boks.
– Przepraszam. Chciałaś pogadać? – zapytałem.
Nie oderwała wzroku od ekranu.
– Ależ nie chcę ci przeszkadzać, skoro wypadło ci coś pilnego. Odezwij się, kiedy znajdziesz chwilę.
Mimowolnie wyszczerzyłem zęby. Ewidentnie słyszała moją rozmowę i uznała, że przedkładam sprawy osobiste ponad zawodowe, co rzeczywiście zrobiłem. Beth zawsze miała być dla mnie najważniejsza.
– Załatwiłem już tę sprawę. Wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Zacisnęła usta i odwróciła się. Spojrzała na mnie, zwężając oczy, i przez chwilę milczała, jakby zastanawiała się, czy powiedzieć to, co miała na końcu języka.
– Dobrze. Chodźmy do salki.
– Prowadź.
Podobnie jak na wcześniejszym spotkaniu, najpierw położyła na blacie podkładkę z klipsem, długopis i napój oraz przygładziła włosy. Ciekawe, czy kiedykolwiek je rozpuszcza? Są długie? I czy zawsze nosi te golfy?
– Jesteś Amerykaninem?
Nie spodziewałem się, że mnie o to zapyta.
– Tak. Z Chicago. Ale studiowałem tutaj.
Uniosła rękę, jakby chciała mnie powstrzymać od dalszego zdradzania informacji na temat osobisty.
– W takim razie się nie obrazisz, jeśli powiem coś otwarcie?
Jezu, co za dziewczyna. Nie wiedziałem, czy się roześmiać, czy nią potrząsnąć. Mogłaby trochę wyluzować. Pokręciłem głową.
– Nie. Wal śmiało.
– Rozumiem, że przyjaźnisz się z Robertem, jak prawie cały świat. Rozumiem też, że zapewne nie zależy ci na pracy i tylko bawisz się w fotografa, dopóki nie dostaniesz kolejnego przelewu z funduszu powierniczego, ja jednak potrzebuję tej pracy i bardzo chcę, żeby artykuł się udał. Praca jest dla mnie ważna. Bardzo się do niej przykładam i jestem w niej dobra. Nie chcę, żebyś narobił mi problemów.
– Myślisz, że to ja ci narobię problemów? – Z niedowierzaniem wbiłem w nią wzrok.
– Znam twój typ. Zapewne nigdy nie miałeś prawdziwej pracy. Łapałeś tylko fuchy od kumpli tatusia jako tak zwany freelancer? To nic. Powodzenia. Tylko potraktuj, proszę, ten artykuł serio. Stawiaj się w umówionym miejscu. Bądź pod telefonem, żebym mogła z tobą porozmawiać o artykule, i nie gadaj ciągle z jakąś biedaczką, którą dymasz w tym tygodniu.
Nie pierwszy raz ktoś poczynił pewne założenia na temat mojej rodziny i charakteru. Przywykłem już, że ludzie zawsze coś sobie wymyślą, skoro jestem Amerykaninem mieszkającym w Londynie. Przeważnie mam w dupie ich domysły. Haven natomiast z jakiegoś powodu zalazła mi za skórę.
– Wow. Jesteś złośliwa.
Otworzyła usta, wahała się ułamek sekundy, po czym się odcięła:
– Tak słyszałam. Za to ty jesteś rozpieszczonym bogaczem, chłopcem przekonanym, że zasługuje na specjalne traktowanie. Każdy niesie swój krzyż. Robert na pewno znajdzie jakiegoś fotografa, jeśli mu powiesz, że nie chcesz tej roboty.
Byłem niemal pewny, że Sandy nie zgodziłaby się na wywiad w „Rallegrze”, gdybym nie powiedział, że będę nad nim pracował jako fotograf. Nie zamierzałem jednak informować o tym fakcie Haven. Sama miała się niedługo o tym przekonać, a ja wówczas z radością spojrzę na jej minę.
– A może to ty powiedz Robertowi, że nie chcesz pracować nad tym artykułem, skoro to dla ciebie tak wielki problem.
Zarumieniła się, przez chwilę wyglądała na zaskoczoną.
– Robert nie odbierze mi tego artykułu. Jestem zbyt dobra w swoim fachu.
– A wiesz, że ja też, słońce? – Sfrustrowany przeczesałem włosy palcami i wstałem, żeby odejść.
– Nigdy nie mów do mnie _słońce_. Jak śmiesz? I gdzie leziesz? Jeszcze rozmawiamy.
– Ja już skończyłem tę rozmowę. Możemy pogadać, kiedy zdecydujesz się zachowywać profesjonalnie i kulturalnie. Nie jesteś moją szefową ani nigdy nią nie zostaniesz. A gdybyś nią była, tobym rzucił robotę u ciebie. Weź się ogarnij. – Nie potrzebowałem więcej problemów w życiu, zwłaszcza w pracy, której podjąłem się w ramach przysługi dla kumpla. Można byłoby pomyśleć, że Haven niewiele dzieli od wynalezienia leku na raka, a nie że planuje wywiad z Sandy Fox.ROZDZIAŁ DRUGI
Haven
O w mordę. Nie tak miało być. Ale cholernie się wkurzyłam, kiedy mnie zbył, żeby odebrać telefon od dziewczyny. Za kogo on się uważa? To jego pierwszy dzień w „Rallegrze”. Sama bym tak nie postąpiła wobec kolegi z pracy, a pracuję tu od lat. „Rallegra” może i nie jest „Timesem”, jest natomiast najczęściej czytanym tygodnikiem w Wielkiej Brytanii. To zlecenie to świetna okazja dla Harry’ego.
Nie znosiłam ludzi, którzy nie doceniali uroków własnego życia, zwłaszcza jeśli mieli wszystko podane na tacy. O jego posadzie marzył zapewne milion osób, on zaś dostał ją ot tak, po znajomości i dlatego w ogóle jej nie szanował – ani nas, współpracowników zaczynających od niższych posad. Niektórzy mieli w życiu aż za łatwo.
Z drugiej strony nie chciałam się z nim kłócić. Po prostu nie zdołałam trzymać języka za zębami. Powinnam być bardziej cierpliwa. Miałam już dość wrogów w pracy, nie potrzebowałam nowego.
Musiałam się przewietrzyć. Wzięłam płaszcz i torebkę i ruszyłam w stronę schodów. Tylko ja z nich korzystałam. Nigdy nie wsiadałam do windy; zawsze wchodziłam na szóste piętro i z niego schodziłam. Ze sportów uprawiałam tylko te spacery i bieganie.
Rozgoniłam napływające do oczu łzy frustracji. Miałam niesamowity talent do sabotowania dobrych rzeczy, które mnie spotykały. Nie chciałam, żeby nowy poszedł do Roberta i powiedział mu, że jestem suką i nie da rady ze mną pracować. Nie mogłam stracić szansy na ten artykuł. Byłam dobra w swojej robocie, co nie znaczyło, że Robert nie stanie po stronie swojego przyjaciela. Jezu, powinnam ugryźć się w język? Nie umiałam milczeć, kiedy ludzie zajmowali się prywatnymi sprawami w pracy, bo sama starałam się oddzielać życie zawodowe od prywatnego. Nie rozumiałam, dlaczego inni mieszali te sfery.
Na schodach zadzwoniłam do brata – jednej z dwóch osób, na których mogłam polegać. On i przyjaciółka Ash to byli moi ludzie. I tylko im pokazywałam swoją prawdziwą twarz, to, co we mnie dobre i złe. Kochali mnie mimo wszystko. Luke zawsze okazywał mi wsparcie. W tamtej chwili zapragnęłam poczuć się w pełni sobą, a nie być tą skupioną, ambitną Haven, jaką się stawałam w pracy.
– Hej, przeszkadzam? – zapytałam.
– Nie, słodka. Co słychać? – odpowiedział Luke.
– Och, ktoś właśnie nazwał mnie suką.
– Suką? – powtórzył nie dlatego, że nie dosłyszał, ale by zapytać, czy ten ktoś miał ku temu podstawy.
– Tak, suką – odparłam ze skruchą.
– Słusznie?
Wzięłam głęboki oddech, z kącików oczu popłynęły łzy.
– Może troszeczkę.
– Wiesz, że kiedy się tak zachowujesz, ludzie nie dostrzegają twojego pięknego serduszka. Co cię do tego skłoniło? – Luke zawsze znajdował odpowiednie słowa.
– Nie chciałam tego, ale właśnie się dowiedziałam, że przeprowadzę wywiad z Sandy Fox, i chcę dobrze wykonać to zadanie.
– Wspaniale. Brawo, zasłużyłaś na to.
– Nie byłabym tego taka pewna. W każdym razie Robert zapewne przekaże je Emily, bo wkurzyłam jego przyjaciela. Po prostu się zestresowałam, bo jeśli napiszę dobry tekst, to będę miała większe szanse na awans, o którym ci mówiłam. Artykuł musi być perfekcyjny. Chcę, żeby był najlepszy w dziejach. Puściły mi nerwy, bo muszę współpracować z fotografem, który nie traktuje pracy serio.
– Mam go zabić?
Rozbawił mnie, dzięki czemu przestałam się nad sobą użalać.
– Tak, przyjdź i walcz za siostrę.
Luke’owi udzieliła się moja wesołość.
– Przyjadę, jeśli chcesz. W przeciwnym wypadku pozostaje ci go przeprosić.
– Masz rację. Ale to takie trudne. Chcę, by potraktował to zadanie poważnie, tak jak ja.
– Nikt nie przykłada się do pracy tak jak ty. Bardzo wiele od siebie wymagasz. Nie możesz więc mierzyć wszystkich swoją miarą, bo wówczas czeka cię pasmo zawodów. Zrób, co trzeba, i go przeproś.
Pokiwałam głową. Kiedy przypomniałam sobie, że brat mnie nie widzi, powiedziałam cicho:
– Dobrze.
– Wpadniesz w weekend? Emma ma dyżur, więc pewnie jej nie będzie. – Luke zmienił temat. Mieszkał z kobietą, która była lekarką, dlatego spędzała w domu niewiele czasu. Przeważnie spotykaliśmy się, kiedy pracowała. Nie żebym jej nie lubiła. Po prostu uważałam, że żadna nie jest dostatecznie dobra dla mojego brata. Może tylko Ash, z którą zaprzyjaźniłam się, jeszcze zanim zaczęłam mówić. Dorastaliśmy we trójkę, a Emma nie pasowała do naszej paczki.
– Zaprosiłam Ash. Ale możemy obie do ciebie wpaść. Wiem, że chętnie się z tobą spotka, skoro Emmy nie będzie, zapewne żeby z tobą poflirtować.
Brat znów się zaśmiał.
– Jesteś upierdliwa. Ash po prostu lubi żartować. Zna mnie od dawna i jest dla mnie jak irytująca młodsza siostra.
– Jasne, jasne. Kocha się w tobie, odkąd jako pięciolatka zobaczyła cię nagiego w brodziku.
– Przestań, Haven. Rozłączam się.
Zaśmiałam się i pierwsza zakończyłam połączenie.
Luke zawsze poprawiał mi humor. Miło było sobie przypomnieć, że poza miejscem pracy są ludzie, którzy znają i kochają prawdziwą mnie. Zdecydowanym krokiem ruszyłam do kawiarni na rogu i wróciłam do biura z dwoma kubkami latte. Kubek kawy może być dobrym początkiem przeprosin.
Na szczęście nie zastałam go przy biurku, nabazgrałam więc przeprosiny na karteczce samoprzylepnej, po czym przykleiłam ją do kubka, a ten postawiłam na blacie.
Słyszałam, jak Harry wraca. Mimo to nie oderwałam wzroku od ekranu. Wcześniej przesadziłam. Liczyłam, że mi wybaczy. Skoro mieliśmy razem pracować, nie mógł mnie znienawidzić. Czekałam, aż coś powie.
W ogóle nie zareagował, tylko spakował laptopa, włożył płaszcz i wyszedł z kubkiem kawy – bez karteczki – w ręce. Zaczęłam podejrzewać, że może długo chowa urazę. Żołądek mi się ścisnął. Jak miałam mu to zadośćuczynić? Potrzebowałam innej taktyki, na razie jednak musiałam się skupić na pracy.
– Jenny – odezwałam się do kobiety mijającej mój boks. – Omówimy materiały na temat Sandy Fox?
– Jasne – powiedziała.
– Za pięć minut w sali konferencyjnej? – zaproponowałam.
Zdawkowo pokiwała głową. Ewidentnie nie cieszyła jej perspektywa pracy ze mną. Westchnęłam. Nie byłam tyranką.
– Dobrze. Ale super. Na pewno się cieszysz, że twoja praca nie pójdzie na marne? – zapytałam, gdy Jenny usiadła naprzeciw mnie. Próbowałam ją zmotywować. Wiedziałam, że jest staranna i może mi bardzo pomóc w przygotowaniach do wywiadu.
– Jasne – rzuciła.
_No dobrze_.
– Powiesz mi coś ogólnie na temat Sandy i wskażesz, na co twoim zdaniem warto zwrócić uwagę? Dzięki temu zdecydujemy, na czym się skupimy na spotkaniach.
– Cóż, ma dwadzieścia cztery lata. Wydała trzy albumy, które zajęły pierwsze miejsca na listach notowań, sprzedała dwadzieścia milionów egzemplarzy. Swoją pierwszą statuetkę Brit dla najlepszej wokalistki odebrała jako najmłodsza kobieta w historii nagrody.
Już to wszystko wiedziałam. Mimo to jej nie poganiałam, co zazwyczaj bym zrobiła. Zamiast tego zachęcająco potakiwałam. Czasami czułam, że ta praca i ja to ogień i woda. Nie rozumiałam innych współpracowników, a oni nie rozumieli mnie.
– Rola w _Toksycznej miłości_ to jej debiut filmowy, ale nie początek kariery aktorskiej. Ukończyła szkołę teatralną. Podobno ma talent – referowała Jenny. Nieco rozluźniła ramiona i się rozsiadła. Nerwy zaczynały puszczać.
– Co mi powiesz o jej życiu prywatnym? Przez jakiś czas spotykała się z tym gościem, który chciał być następnym Justinem Bieberem, tak?
– Według moich informacji to było zagranie pod publiczkę. Mają tego samego menadżera.
– A tak. Cholernie cyniczne, prawda?
– Taki jest show business – powiedziała z uśmiechem Jenny.
W odpowiedzi wyszczerzyłam zęby.
– No chyba. Dobrze, miała jakiegoś innego chłopaka? Wpadła z narkotykami?
– Chodzą plotki o niej i jej menadżerze. Wygląda na to, że jest ogromną przeciwniczką narkotyków, o czym mówi publicznie. Zdziwię się, jeśli się okaże, że bierze.
Westchnęłam.
– Myślisz, że leci na starszych? – zapytałam.
– Może. Jeśli chcesz, spróbuję się czegoś dowiedzieć. Pogadać z kolegami ze szkoły teatralnej?
– Tak, świetnie. Dobra robota, Jenny. Myślę, że super się dogadamy. – Ulżyło mi, kiedy się dowiedziałam, że mam z nią pracować. Potrzebowałam wsparcia kogoś solidnego.
– Czyli będziemy pracować razem nad artykułem? – zapytała.
– Oczywiście. Chyba że nie chcesz?
Pokiwała głową i wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Chcę! Bardzo chcę nadal pracować nad tym artykułem. Myślałam, że mnie od niego odsuniesz.
Posłałam jej uśmiech. Nie odezwałam się jednak. Bo co miałam powiedzieć?
– Słyszałam, że Harry też będzie zaangażowany w ten artykuł.
Uniosłam brwi.
– Nie bój nic, jest seksowny, ale nie w moim typie. Nie wygląda mi na frajera.
Rozbawiła mnie tym wyznaniem.
– Chociaż słyszałam, że nie jest prawdziwym fotografem – dodała.
Ucieszyłam się, że Jenny zaczęła się otwierać, podzieliła się informacjami, którymi niekoniecznie musiała.
– Jak to? Skąd wiesz?
– Robert coś napomknął Emily. Chyba jest zapalonym amatorem i zabija czas tą fuchą. Raczej nie musi pracować. To nadziany gość.
Wiedziałam. Nie dziwota, że nie zareagował na przeprosiny. Bogaty rozpuszczony dzieciak wydający pieniądze tatusia.
– Odezwę się, gdy Robert da mi zielone światło. Nie obiecuję, że zabiorę cię na spotkania, choć na pewno dam znać, jeśli pojawi się taka możliwość.
– Dobrze. Byłoby super. Cieszę się, że mogę pracować nad tym artykułem. Nie liczyłam na to, że poznam Sandy ani nic takiego.
Jake
– Straciłeś przewagę, jaką ma osoba wykonująca pierwszy ruch, Jake.
– Hal, obaj wiemy, że to wymysł. Apple zawsze pozwala każdemu popełnić błędy, zanim wkroczy do akcji i osiągnie lepsze rezultaty. Dążę do czegoś podobnego. Zróbmy coś lepiej w zakresie odnawialnych źródeł energii. Wstępne wyniki symulacji są niewiarygodnie dobre.
Spotkanie przy lunchu nie przebiegało według moich oczekiwań. Hal zarobił już dzięki mnie mnóstwo pieniędzy. Najwyraźniej nie miało to jednak wielkiego znaczenia. Gdybym wiedział, że rozmowa okaże się taka trudna, tobym się z nim umówił w innej restauracji. W tej stoły ustawiono gęsto i wokół ciągle kręcił się bodaj milion kelnerów, którzy to dolewali wody, to podawali pieczywo, to – później – serwowali drinki, a jeszcze później zamówione potrawy. Podchodzili bez przerwy.
– Odnawialne źródła energii to długofalowa zabawa.
Negatywne nastawienie Hala wywołało u mnie skurcz żołądka i zmusiło mózg do pracy na wyższych obrotach, bo zacząłem się zastawiać, jak wyłożyć mu to zagadnienie, by zrozumiał, że przedsięwzięcie ma spory potencjał.
– Tak, niemniej inwestując w nie, zarówno ryzykujesz majątek, jak i przyczyniasz się do ocalenia Ziemi. Założę się, że rzadko dostajesz takie propozycje. – Siliłem się na spokojny i pewny siebie ton, choć dłonie zaczęły mi się pocić. Źle, że wcześniej się nie rozeznałem, kto jeszcze mógłby sfinansować mój projekt. Tymczasem beztrosko założyłem, że Hal da mi kupę siana.
– Każdy, kto mnie zna, wie, że nie dbam o Ziemię. Nikt nie składa mi podobnych propozycji, bo wszyscy wiedzą, że mnie nie interesują.
Milczałem, kiedy znów podszedł kelner, tym razem by zabrać talerze. Cholera. Mogę się zwrócić do innych inwestorów, ale będzie to wymagało sporo czasu. Myślałem, że przekonam Hala. Myślałem, że mi ufa.
– Możemy wybrać drugą opcję, czyli za jakieś pięć lat sprzedać firmę Shellowi czy BP. Zapoznaj się z biznesplanem. Sądzę, że ci się spodoba – powiedziałem. Dobrze się rozeznałem w temacie tej technologii. Jeśli dalsze testy dadzą takie same rezultaty jak wstępne, to mamy szansę na założenie firmy zajmującej się prawdziwym alternatywnym źródłem energii.
– Twoim zdaniem giganci naftowi jeszcze nie opracowali wewnątrz organizacji tego rozwiązania?
– Ja wiem, że jeszcze tego nie zrobili. Próbują, ale wykładają się już na samym początku biznesu. To dlatego kupują firmy takie jak Elemental Energy, kiedy okaże się, że te mają skuteczne rozwiązania. Znam branżę, widziałem rezultaty testów, dlatego wiem, że to wypali.
– Ile wynosi twój wkład? – zapytał, po czym otarł usta serwetką i odłożył ją na blat.
Czy zamierzał wyjść? Moje serce zabiło szybciej.
– Wyłożę trzydzieści procent funduszy potrzebnych na pokrycie kosztów działalności na pięć lat – odparłem.
– Piętnaście milionów?
Pokiwałem głową. Zrobi to jakąś różnicę?
– Przyznaję, bardzo się zaangażowałeś w ten projekt. Przyjrzę się biznesplanowi, pogadam z kilkoma osobami i zlecę swoim pracownikom analizę. Niczego jednak nie obiecuję.
– Dobrze. Dziękuję. Wiem, że plan ci się spodoba.
Kiedy pomagałem nieco wstawionemu Halowi wsiąść do samochodu i ruszyłem do domu, poczułem się, jakbym stanął na ringu oko w oko z Tysonem. Ten biznesplan opracowywałem od półtora roku, odkąd sprzedałem swoją pierwszą firmę – Energy Trade. W porównaniu do tej, którą chciałem teraz otworzyć, była dość przeciętna i nie wymagała znacznych środków na start. Poprzednio do rozpoczęcia działalności potrzebowaliśmy tylko telefonów, komputerów i przestrzeni biurowej. Natomiast Elemental Energy będzie wymagać przeprowadzenia badań laboratoryjnych, specjalistów z zakresu informatyki i przyniesie zyski dopiero po dłuższym czasie. Nie chciałem, żeby przedsięwzięcie skończyło się już na tym etapie. Dzięki Energy Trade otrzymałem zastrzyk gotówki, z kolei dzięki Elemental Energy może zrobię dobry uczynek. Firma może się stać moją spuścizną.
– Jestem – zawołałem tuż po tym, jak zamknąłem drzwi od mieszkania.
– Hej – odpowiedziała Beth. – Jak poszło?
– Spotkanie mnie wykończyło, ale na koniec chyba dokonał się przełom. Hal zapozna się z biznesplanem.
– Wyglądasz na bardzo zmęczonego. Czemu to sobie robisz? Nie musisz pracować. Czemu nie kupisz sobie jachtu i nie zostaniesz playboyem rozbijającym się po świecie?
– Taa, świetny pomysł. Tylko to nie dla mnie, przecież wiesz. Naprawdę wierzę w odnawialną energię. Wiem, że to będzie sukces – powiedziałem.
– No cóż, przynajmniej znajdź porządne mieszkanie. To zaczyna budzić mój niesmak.
Siostra wprowadziła się do mnie, kiedy wyjechała z Chicago i udała się moim śladem do Anglii. Oboje mieliśmy powody, by opuścić rodzinne miasto.
– Cóż mogę rzec? Mam sentyment do tego mieszkania. – Wynajmowałem je od studiów. W pewnej chwili kupiłem je, a dwaj moi współlokatorzy się wyprowadzili. Mimo to wiecznie nie miałem czasu, by je urządzić, więc z pewnością istniały przyjemniejsze cztery kąty. Sam nie zwracałem uwagi na to, co nie podobało się Beth. Miałem dom i to wygodny. Nie chciałem stać się jednym z tych gości, którzy musieli wszem wobec pokazywać, że zaczęli nieźle zarabiać. Nie pozwalałem, by definiowało mnie bogactwo, i chciałem, by tak zostało. Pomimo obecnych zarobków byłem synem swojego ojca.
– Poszukam ci jakiegoś lokum.
Wyszczerzyłem zęby.
– Chciałaś powiedzieć „sobie”.
– No cóż, dla mnie też. Pomyśl, jakie wrażenie wywrzesz na dziewczynach, z którymi się umawiasz, kiedy przyprowadzisz je do domu w budynku stajni w Mayfair przerobionym na mieszkalny albo do mieszkania w Marylebone.
– Stajnia w Mayfair przerobiona na budynek mieszkalny? Zakładasz, że wyłożyłbym pięć milionów na nowy dom, chociaż obecny mi się podoba?
– Pomyśl o potencjalnych kandydatkach…
– Obrażasz mnie. Sądzisz, że zdołam wyrwać dziewczynę tylko na duży dom?
Beth się zaśmiała.
– Przyznaję, trochę się pomyliłam w tej kwestii. Zawsze bez trudu wyrywałeś kobiety. Ale chyba fajnie byłoby mieć bardziej przestronny dom z porządniejszą kuchnią? Bez szczurów, wilgoci i dywanów z lat siedemdziesiątych?
– Dobrze. Rozejrzyj się. Nie obiecuję jednak, że się przeprowadzę.
– Juhuuu! – Beth mnie objęła.
Radość siostry warta była każdego pensa, który na pewno wydam na nowe lokum. Odnosiłem wrażenie, że od przeprowadzki czuje się coraz lepiej. Chicago nie było dla niej łaskawe, z kolei w minionych latach rozkwitła. Była trzeźwa i niedługo miała skończyć studia – jedno i drugie wydawało mi się niemożliwe, kiedy cztery lata temu wylądowała na Heathrow. Dystans między nami a ojcem i jego nową rodziną bardzo się nam przysłużył.
– Nie mówiłeś mi jeszcze o „Rallegrze”. Jak poszło? Co u Roberta? – zapytała.
– Wszystko w porządku. Pozdrawia cię.
– Miałeś udany pierwszy dzień w pracy?
Wzruszyłem ramionami.
– Chyba się wplątałem w jakieś biurowe niesnaski. Odniosłem wrażenie, że nie polubiła mnie dziewczyna, z którą będę pracować nad artykułem o Sandy.
– Czyli w pięć minut po waszym spotkaniu nie błagała, żebyś się z nią przespał.
– Czyli nazwała mnie rozpieszczonym bogaczem, chłopcem przekonanym, że zasługuje na specjalne traktowanie.
Beth odrzuciła głowę i się roześmiała.
– Cóż, co do tego drugiego się nie pomyliła.
Wzruszyłem ramionami. Niewiele rzeczy mogło mnie urazić. Najwyraźniej jednak Haven zadziałała mi na nerwy, oskarżając mnie o bycie rozpuszczonym bogaczem przekonanym, że zasługuje na specjalne traktowanie. Może to mnie wkurzyło, bo poniekąd miała rację, tylko sam dotąd tego nie widziałem. Ojciec był gliną. Dorastałem w południowym Chicago, pośród przestępców, których tata zatrzymywał. Wcale nie miałem taryfy ulgowej w życiu. Sądziłem, że pieniądze mnie nie zmieniły, dlatego się wkurzałem, kiedy ludzie postrzegali mnie przez ich pryzmat.
– Nie mów tak – powiedziałem wzburzony tą łatką.
– Jak? Że jesteś bogaty? Czemu?
– Nie wiem. Bo nie zachowuję się jak bogacz.
– Jezu, większość ludzi by o tym krzyczała. Powinieneś być z siebie dumny. Ja jestem z ciebie dumna. To, co zrobiłeś z Energy Trade, było niesamowite. Nie bądź taki skromny.
– Miałem farta – wymamrotałem.
Peszyłem się, nawet gdy chwaliła mnie Beth, która najbardziej mi dopingowała. Miałem to po ojcu. Twardo stąpałem po ziemi i nie chciałem się stać odklejony.
– Malutkiego. Sukces odniosłeś jednak przede wszystkim dzięki ciężkiej pracy. Jesteś geniuszem, jakbyś miał wszczepiony jakiś chip, o tutaj – postukała się po głowie – który podsuwa ci te cudowne pomysły i umożliwia ich realizację. Jejku, a mówisz, że to ja sobie umniejszam.
Beth zawsze widziała w ludziach to, co najlepsze. Mógłbym przysiąc, że zauważyłaby dobro w seryjnym zabójcy.
– Co gotujesz?
– Chociaż nie potrafisz subtelnie zmienić tematu. – Posłała mi szeroki uśmiech.
– Dobra, dobra.
W następny poniedziałek znów stawiłem się w „Rallegrze”.
– W weekend widziałem twoje zdjęcia w galerii. Nic mi o tym nie mówiłeś – powiedział Robert.
Cieszyłem się, że trafiła mi się okazja, by z nim porozmawiać. Odkąd rozkręciłem Energy Trade, rzadko widywałem się z przyjaciółmi.
– Tak? Tej w Chelsea?
– Wystawiają je w więcej niż jednej? Ty skromnisiu.
– Tylko w dwóch. Właściciele chętnie je wystawiają, mimo że średnio się sprzedają. – Fotografia pomagała mi się zrelaksować. Nie zajmowałem się nią dla pieniędzy i nie mówiłem przyjaciołom, że moje zdjęcia wystawiano w galeriach. Wielkie mi halo.
– Wyglądało na to, że dobrze się sprzedają. Mdli mnie przez ciebie, wiesz?
Zmarszczyłem brwi.
– Czemu?
– No bo mnie wkurzasz. Wziąłeś sobie aparat, ot tak, dla rozrywki, i nagle galerie sztuki zapragnęły sprzedawać twoje fotki. Założyłeś firmę i po chwili sprzedałeś ją za miliony. I jeszcze kobiety. Nie mogłeś się od nich opędzić, nawet kiedy byłeś bez grosza przy duszy.
– Ziom, cóż mogę rzec? W odpowiednim czasie znalazłem się w odpowiednim miejscu. – Ujął to tak, jakbym miał midasowy dotyk, a mi po prostu dopisało szczęście i lubiłem swoją robotę.
– Nie mam pojęcia, jak udaje ci się utrzymać kontakt z przyjaciółmi, skoro wszyscy bledniemy w porównaniu z tobą. A tak, już wiem, bo żeby było ciekawiej, na dodatek jesteś naprawdę dobrym facetem. Spadaj, mdli mnie od widoku twojej przystojnej twarzyczki.
Zaśmiałem się.
– Dobra, już się zmywam. Chciałem tylko przynieść ci kawę, panie szefie. Widzimy się za pięć minut.
Poszedłem do sali, w której odbyło się spotkanie w zeszłym tygodniu, i zastałem Haven na miejscu, które zająłem poprzednim razem.
– Dzień dobry – powiedziałem, nie wiedząc, jak zareaguje.
– Cześć, Harry. Jak się masz?
Próbowała zachowywać się normalnie. To dobrze. To obiecujący początek.
– W porządku. A ty?
Przyjrzałem się jej, włosy znów upięła w ciasny kok i znów się ubrała, jakby nosiła żałobę, pierwszy raz natomiast zwróciłem uwagę na jej policzki, na których światło załamywało się w ciekawy sposób. Mogłaby nieźle wyjść na zdjęciach. Wargi miała naturalnie wydatne…
– Harry? – Przerwała moje rozmyślenia.
Uzmysłowiłem sobie, że jej nie słucham, tylko się jej przyglądam.
– Przepraszam, możesz powtórzyć? – poprosiłem.
– Mamy zielone światło, w czwartek możemy wejść na plan pierwszych zdjęć z Sandy. Dobrze byłoby zatem, gdybyśmy się spotkali, ty, Jenny i ja, i uzgodnili plan działania.
Pokiwałem głową.
– O, przy okazji, dzięki za kawę.
– Przepraszam, przesadziłam. – Wyglądała na zdenerwowaną i przyglądała mi się uważnie, próbując coś wyczytać z mojej twarzy. – Byłam zestresowana. Ten wywiad jest dla mnie bardzo ważny. Dlatego się na tobie wyżyłam. Słyszałam, że masz talent, więc bardzo się cieszę, że będziemy razem pracować.
Wybuchnąłem niepowstrzymanym śmiechem. Beznadziejnie mi się podlizywała. Mimo to doceniłem starania.
– Zawrzemy rozejm? – zapytałem.
– Świetny pomysł – odrzekła prędko. – Obiecuję, że wezmę w ryzy złośliwość.
– Oj, nie – powiedziałem żartobliwie. – Zniosę nieco złośliwości. – Naprawdę tak uważałem. Podobało mi się, że ewidentnie podchodziła do pracy z zapałem. Tylko źle go ukierunkowała.
Zmrużyła lekko oczy i przechyliła głowę, kiedy sala zaczęła się wypełniać ludźmi.