Pawilon małych ssaków - ebook
Pawilon małych ssaków - ebook
Klusek był jedną z najważniejszych osób w moim życiu, chociaż ważył niespełna kilogram i miał cztery łapy. Był też chyba jedyną fretką w historii świata, która odwiedziła prawie wszystkie oddziały Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce.
W krakowskim zoo Patryk dogląda kopytnych. Rano gotuje owsiankę dla tapirów i hipopotamów karłowatych, kumpluje się ze słonicą i próbuje wychować małego flaminga. Ma w tym wprawę – wcześniej opiekował się roczną córką swoich przyjaciół. We Wrocławiu zakochuje się w kotiku i rozwiązuje problemy sąsiedzkie skłóconych pingwinów. Po pracy chodzi na spacery z Zośką, gotuje ze swoim chłopakiem, przegaduje sprawy z babcią giganciarą. Wkurza się na homofobicznych polityków, świętuje Chanukę, Boże Narodzenie i urodziny znajomych fok. Na choince wiesza nowe bombki – stegozaura i łabędzia w korkach i kaszkiecie. Próbuje zrozumieć, dlaczego jego najlepsza przyjaciółka zachorowała na alzheimera. Wszystko notuje w swoim dzienniku.
„Pawilon małych ssaków” nadesłany przez Patryka Pufelskiego na konkurs pamiętników osób LGBTQ+ okazał się tekstem na tyle odrębnym – a równocześnie pięknym, bezpretensjonalnym i świeżym – że zrodziła się myśl, by zamiast włączać w zbiór „Cała siła, jaką czerpię na życie”, opublikować go jako osobną książkę.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67016-40-7 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W ramach brania odpowiedzialności za swoje życie, z czysto finansowych powodów i przy niewielkiej (ale jednak!) motywacji profesor Walas („Tereska Walas z miasta Kraków / postrachem była dla pismaków”, pisała Szymborska. Ale nie tylko dla nich!), powoli dochodzę do wniosku, że uniwersytet to nie miejsce dla mnie. Szukam pracy. Jakiejś. Najlepiej ciekawej, choć i nudna mogłaby być przydatna jako doświadczenie hartujące i pouczające. Z moich dotychczasowych osiągnięć zawodowych mogę wymienić: nieudaną próbę organizacji opasłego archiwum rodzinnego zaprzyjaźnionej pisarki, odkurzanie i pastowanie w mieszkaniach emerytów w Dolnym Sopocie, wyprowadzanie na spacery psów i młodych alpak, a ostatnio czynne uczestnictwo w wychowaniu człowieka, sztuk: jeden.
Okropne jest to uczucie w brzuchu, kiedy nie wiadomo, co będzie.
8 marca 2015
Od dwóch godzin siedzę nad tekstem na temat moich ulubionych dzielnych dziewczyn, na warsztaty reporterskie do Hanny Krall. Pierwsza z nich to ciotka Winka, która w zeszłym tygodniu skończyła dziewięćdziesiąt lat. Druga to moja babcia Wusia, która wszystko wie i wszystko potrafi. Myślałem tak, mając cztery lata, i tak mi zostało, chociaż dociera do mnie, że dzielne dziewczyny mają też różne wady i słabości. Często nie jest im łatwo, ale nigdy się nie skarżą. A ponieważ ja jestem na świeżo z Najgorszym człowiekiem na świecie, mogę uczciwie się trochę poskarżyć: ten mój tekst jest, póki co, całkiem do dupy. I zastanawiam się, czy jeśli mając dwadzieścia pięć lat, ciągle marzę o tym, żeby zostać moją babcią, jak dorosnę, to jestem obciachowy?
7 kwietnia 2015
Pesach.
Załóżmy, że ktoś chciałby przyoszczędzić na mące macowej. Miałby ochotę na kule macowe w rosole, ale po prostu nie miałby odpowiedniej mąki, albo akurat nie dość pieniędzy, by móc ją sobie kupić w koszernym sklepiku przy synagodze Izaaka. Ktoś, nikt konkretny. Dalej, pamiętając o tym, że jest to sytuacja czysto hipotetyczna, wyobraźmy sobie, że ten niemądry, całkowicie fikcyjny ktoś postanowiłby zastąpić mąkę macową bułką tartą. Nie byłby przywiązany do religijnych zwyczajów, ale, powiedzmy, do formy i smaku. Pomyślałby sobie: Ej, wielkie halo, mąka macowa, bułka tarta – jeden pies! Zachowałby te same proporcje, wrzucił kule do rosołu, by za kwadrans wgryźć w nie swoje nieistniejące zęby.
To teraz załóżmy, że ten wymyślony ktoś zdecydował się jednak na makaron.
20 maja 2015
Przyjęli mnie do pracy w krakowskim zoo. Przecieram oczy już trzydziesty raz i szczypię się w ramię, ale to ciągle prawda!
(Jak szedłem na rozmowę do pani dyrektor do spraw hodowlanych, widziałem hipopotamy karłowate, które akurat kładły się spać. A potem skłamałem, że nie mam lęku wysokości).
25 maja 2015
Pierwszego dnia w mojej nowej pracy okazało się, że:
– pracuję w sekcji kopytnych, która dzieli się na mniejsze organy, w żargonie ogrodowym nazywane działkami. Ja muszę przejść przez wszystkie działki, żeby poznać charakter pracy, wszystkich pracowników i zwierzęta. Zacząłem w tak zwanej górnej działce, sprzątając u: koni Przewalskiego, owiec arui, jeleni milu, mundżaków, osłów i w Mini Zoo;
– konie Przewalskiego to niezłe cholery;
– dzielę szatnię z panem Maćkiem, który pali cienkie papierosy i potrafi na jednym oddechu powiedzieć bardzo dużo o samochodach, i dwoma innymi panami, których, póki co, zupełnie nie rozróżniam;
– tapiry mają bardzo miękkie nosy.
Pierwszy dzień w nowej pracy sponsoruje literka k, jak koń Przewalskiego.
27 maja 2015
Poranna odprawa w kuchni. Przegadujemy, co jest dziś do zrobienia. Krysia, brygadzistka sekcji, rozdziela zadania. Jest też, naturalnie, pani Jasia.
Pani Jasia ma prawie siedemdziesiąt lat, brwi pociągnięte czarną kredką, delikatność radzieckiego kierowcy frontowego i wielką ufność w Panu Bogu. Jest niewysoka, ale robi za trzech. Cesarzowa środkowej działki. Pracuje z najgroźniejszymi chyba zwierzętami w naszej sekcji, takinami, które chodzą za nią sznurkiem jak jamniczki.
Maniek: Przed przerwą hipki wypusce.
Pani Jasia: Chyba nie, zimno! Dziesięć stopni, śnieg w góroch, a ten hipki bedzie wypuscoł!
Maniek: Wczoraj też w środku siedziały, niechże se pochodzą! Wypusce!
Pani Jasia: Wypuścis, wypuścis, kurwa, chyba jak im sweterki podziergos!
15 czerwca 2015
Józek jest kierowcą ciągnika. Najważniejszą szprychą w kole. Bez niego nic nie ruszy. Przywozi gałęzie z lasu, piasek ze żwirowni i zielonkę z pola. Znany jest z tego, że „krew go, kurwo, nagła zaleje!”, i krótkich, trafnych spostrzeżeń.
Jedziemy ciągnikiem. Józek opowiada: „Kurwa, chłopie, jakie chłop u mnie we wsi siano mioł! Eleganckie, zieloniutkie! No, kurwo, uroda! Mi to takie nigdy nie wyndzie! Jeden godo tak: no to się udało głupiemu Zbysiowi siano roz! Takie pikne, zbalowane. Pasowało ino zebrać. A ten, miernoto, nie zebroł! No i popadało, zdupcone, urodo kaput!”.
19 czerwca 2015
Lubię takie deszczowe dni, kiedy do zoo nie przychodzą żadni, najdzielniejsi nawet zwiedzający, pachnie mokrym lasem i jest chwila na wylegiwanki ze świniami wietnamskimi. A z daleka słychać tylko, jak krzyczą lemury.
20 czerwca 2015
Jakie pytanie możesz usłyszeć ostatniego dnia wiosny, parę minut po siódmej rano, w środku Lasku Wolskiego, między tygrysami a jeleniami milu, od pana Waldka, brygadzisty sekcji drapieżnych, trzymającego w ręce tackę z tuzinem martwych białych myszek?
„E, mos kalesony, cy nogi ci spuchły?!”
Waldek, mistrz suspensu.
28 czerwca 2015
Mgr Andrzej Wojtusiak, herpetolog, który w naszym zoo pracuje od 1969 roku, a teraz jest kierownikiem egzotarium, w którym eksponowane są gady, płazy, ryby i bezkręgowce, obiecał mi dziś wycieczkę po zapleczu hodowlanym. Z dumą (i chyba nieco wzruszony) pokazywał maleńkie kijanki kumaków i drzewołazów. Potem oglądaliśmy szczelinowce (takie rybki z jeziora Tanganika), bazyliszki (jaszczurki z Ameryki Południowej) i metrową płaszczkę słodkowodną.
Mgr Wojtusiak: „Ten skurczybyk, jak przyjechał z Płocka, to w salaterce się mieścił, a teraz patrz! Sześć karasi dzisiaj zjadł i jeszcze mu mało. A dupa rośnie!”. Magister, zwany w zoo również Maestrem, jest wielkim specjalistą. W maluteńkim egzotarium, z bardzo ubogim zapleczem, udało mu się rozmnożyć kajmany żakare (trzeci lęg w niewoli na świecie), agamy żaglowe (czwarty lęg w Europie), pytony siatkowane i anakondy. W latach osiemdziesiątych, dzięki jego pracy, w krakowskim zoo wykluło się prawie sto żółwi błotnych, wszystkie zostały później wypuszczone na wolność.
Rychło się zakocham, to pewne.
8 lipca 2015
Po porannej nawałnicy w zoo spore zniszczenia: drzewa zawaliły się na woliery sów i żurawi mandżurskich, wybiegi takinów, kangurów, jeleni, koni Przewalskiego i wilków. W stajniach antylop grad powybijał szyby w oknach. Zwierzaki ze zniszczonych wolier, oprócz samicy orła, złapane i umieszczone w bezpiecznych pomieszczeniach. Wilki same wróciły na wybieg przez dziurę w ogrodzeniu, jak tylko zobaczyły Waldka idącego w ich kierunku. Tam czują się najbezpieczniej. Wszyscy dzielni, łącznie z najmłodszymi, dwudniowymi: królikami i pisklęciem kondorów wielkich. Zoo zamknięte do odwołania, a my pracujemy w kaskach.
10 sierpnia 2015
W Mini Zoo byli dziś dwaj uroczy bracia: Wojtek i Adaś. Adaś w wielkich zielonych okularach, na oko siedmioletni. Wojtek, czterolatek jąkający się w sposób tak ujmujący jak tylko można, z dumą prezentujący mnie i wszystkim spotkanym zwierzętom swojego pluszowego zająca. I tak, od słowa do słowa, wdaliśmy się w półgodzinną rozmowę o królikach, zającach, ich krewnych i przyjaciołach. Wojtek mówi:
– I my, my mamy kłółika! Ma na imię, na imię, na imię, zaraz. Nie pamiętam. A-a-a-a-adaś, jak ma na imię nasz kłółiczek? A-a-a-a, no Ki-icuś. I jeszcze, i jeszcze miałem długiego kłółicka. Małego, bia-ałego. Ale wyszedł, wyszedł na dużą zimność. I-i-i musiał pojechać do doktoła. Ale nie udało się, umałł mój mały kłółicek.
Myślałem, że ryknę płaczem. I Wojtek też to chyba wyczuł, więc poklepał mnie po kolanie i dodał:
– To zawsze jest tłudne.
18 sierpnia 2015
Z życia niani w Krakowie.
Primo: życie z flamingiem ma jeden smak: formuły dla piskląt. Już po pierwszym dniu wszystko smakuje jak formuła dla piskląt, od porannej kawy, po jarzynową zupę. WSZYSTKO.
Secundo: pies Zośka postanowiła, że zostanie technikiem weterynaryjnym, i odnalazła swój zagubiony od dawna konik, czyli – uwaga! – asysta przy odchowywaniu piskląt. Przy karmieniu, przy sprzątaniu, przy kąpaniu (scenka przednia: Zosiura – amstaff, „pies morderca” – boi się wody, więc siedzi na progu i wyciąga szyję nad wanną). Nieważne, czy jest ósma rano, osiemnasta czy druga w nocy – Zosiura jest zawsze gotowa do pełnej skupienia asysty. Lassie, myślałby kto.
20 sierpnia 2015
Ktoś musi oddać albo pożyczyć mi lusterko. Najlepiej prostokątne i nieduże, żeby zmieściło się w inkubatorze. Sprawa jest naprawdę nagląca, bo jeszcze parę dni i Zosiura przekona flaminga, że jest amstaffem.