- W empik go
Pegaz - ebook
Pegaz - ebook
Wojna, która zmieniła życie.
Historia miłosna, która odbije się echem na przestrzeni pokoleń.
U progu drugiej wojny światowej w Europie Nicolas i Alex, dwaj owdowiali mężczyźni, wiodą szczęśliwe, spokojne życie w swoich bawarskich posiadłościach, samotnie wychowując dzieci. Jednak na jaw wychodzi skrywana tajemnica pochodzenia Nicolasa, zagrażając bezpieczeństwu jego rodziny. Razem z synami musi opuścić Niemcy i szukać schronienia w Ameryce. Zabierają ze sobą osiem koni czystej krwi, prezenty od Alexa, w tym dwa olśniewające lipicanery. Okażą się one przepustką do nowego życia, zapewniając Nicolasowi pracę w słynnym cyrku braci Ringling. Biały ogier Pegaz i jego pan staną się największą atrakcją pokazu, a piękna, młoda akrobatka wkrótce skradnie serce mężczyzny. Podczas gdy Nicolas z trudem przystosowuje się do nowego życia, Alex i jego córka mierzą się z wyzwaniami wojny w Europie. Jak potoczą się losy obu rodzin?
Danielle Steel
To jedna z najbardziej znanych i najchętniej czytanych autorek na świecie, a jej powieści sprzedano w blisko miliardzie egzemplarzy. Do licznych międzynarodowych bestsellerów Steel należą: Romans, Sąsiedzi, To, co bezcenne, Pegaz i inne wysoko oceniane powieści. Jest również autorką książek: Światło moich oczu: historia życia Nicka Trainy, opowiadającej o losach jej syna; Życie na ulicy, wspomnień z pracy z bezdomnymi; Expect a Miracle, zbioru jej ulubionych cytatów niosących inspirację i pocieszenie.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67262-36-1 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zapadł już zmrok, kiedy stajenni usłyszeli zbliżające się konie. Tętent kopyt grzmiał jak odległe werble, na długo zanim ktoś niewtajemniczony mógłby się zorientować, co to takiego. Jeźdźcy wracali z polowania i parę minut później stajenni usłyszeli nawoływania, śmiech i rżenie koni. Kiedy wjechali na dziedziniec zamku Altenberg i dotarli do stajni, od razu było widać, że są w świetnych nastrojach, a polowanie się udało. Jeden z tych, którzy przyjechali pierwsi, powiedział, że psy dopadły lisa, czego wszyscy się spodziewali. Konie tańczyły, wciąż podniecone porywającym dniem. Zarówno jeźdźców, jak i wierzchowce cieszyła chłodna październikowa pogoda, a mężczyźni w szkarłatnych kurtkach, białych bryczesach i wysokich czarnych butach do konnej jazdy wyglądali jak z portretu, kiedy zsiadali z siodeł i oddawali wodze stajennym. Chłopcy ze stajni pomogli też zsiąść kilku kobietom. Niektóre siedziały w damskich siodłach i chociaż wyglądało to bardzo elegancko, nie ułatwiało polowania. Towarzystwo, które dzisiaj wybrało się na łowy, od lat jeździło wspólnie konno. Tak było, odkąd się poznali, odkąd wyrośli z dziecinnych lat i mogli brać udział w polowaniach. Konie były ich pasją, a jeździectwo ulubionym sportem.
Alex von Hemmerle szczycił się sławą jednego z najlepszych jeźdźców w powiecie i trzymał wspaniałe konie, od chwili gdy osiągnął wiek męski. Całe jego życie, podobnie jak życie jego towarzyszy, podporządkowane było tradycji. Nie było tu nowych twarzy, nie było niespodzianek. Te same rodziny zamieszkiwały okolicę od stuleci, składały sobie wizyty, żyły według odwiecznych rytuałów i tradycji, zawierały między sobą małżeństwa, gospodarowały w swoich majątkach i kochały swój kraj. Alex dorastał w zamku Altenberg, tak jak pokolenia jego przodków od XIV wieku. W Boże Narodzenie wyprawiał bal, tak jak jego dziadowie. Było to najbardziej olśniewające wydarzenie, którego każdego roku wszyscy wyczekiwali. Rok wcześniej Marianne, córka Alexa, skończyła szesnaście lat i wystąpiła na balu w roli gospodyni.
Teraz miała lat siedemnaście. Wyrosła na taką samą jak niegdyś jej matka uderzająco piękną, eteryczną kobietę o doskonałych rysach. Wysoka jak Alex, miała niemal przezroczystą porcelanową cerę, niezwykle jasne włosy matki i elektryzujące niebieskie oczy ojca. Była jedną z najpiękniejszych młodych kobiet w okolicy i równie wyśmienitą amazonką. Ojciec sadzał ją na końskim grzbiecie, zanim nauczyła się chodzić, jeździła na wszystkie polowania, tego więc dnia była wściekła, że nie mogła z nim pojechać, ale paskudne przeziębienie i gorączka sprawiły, że ojciec kazał jej zostać w domu. Mimo subtelnej urody była odporniejsza, niż na to wyglądała. Inaczej niż jej matka, znacznie bardziej delikatna. Umarła dzień po urodzeniu Marianne z powodu krwotoku i ostrej infekcji. Niejedna kobieta umierała przy porodzie, ale ta strata bardzo dotknęła Alexa. Od tamtego czasu nie znalazł żadnej, która by tyle dla niego znaczyła. I chociaż miewał dyskretne flirty, córka stała się jedyną kobietą, którą naprawdę kochał. Nie pragnął ponownie się ożenić po śmierci Annaliese. Wiedział, że nigdy tego nie zrobi.
Pojawiały się jakieś dalekie kuzynki, dziewczęta z dzieciństwa, chociaż był parę lat od nich starszy. Nigdy nie myślał, że owdowieje w trzydziestym roku życia, ale przez siedemnaście lat, odkąd stracił żonę, życie z córką i przyjaciółmi było wszystkim, czego pragnął, i zawsze ostrzegał kobiety, z którymi spotykał się w tajemnicy, żeby nie oczekiwały od niego stałego związku.
Czas poświęcał gospodarowaniu w ogromnym majątku ziemskim, a jego duma – hodowla koni lipicańskich – wypełniała mu życie prawie tak jak córka, która podzielała pasję ojca do tych zwierząt. Uwielbiała oglądać nowe źrebaki i patrzeć, jak ojciec je trenuje. Mówiono, że jego śnieżnobiałe lipicany są najwspanialsze, najłatwiej się je układa i mają najczystszą krew. Starannie dobierał ogiery rozpłodowe i klacze reprodukcyjne. Uczył też Marianne wszystkiego na ten temat, kiedy była jeszcze małą dziewczynką.
Często wybierała się z ojcem do Wiednia, do Hiszpańskiej Szkoły Jazdy Konnej. W jej oczach rygorystycznie dokładne ćwiczenia wyglądały jak balet. Patrzyła, jak piękne białe konie tańczą, wykonując niewiarygodnie skomplikowane kroki. Wstrzymywała oddech, przyglądając się, jak stają dęba, robią kapriolę albo kurbetę, albo krupady z wyrzutem tylnych nóg do góry. Za każdym razem, kiedy to widziała, przeszywał ją dreszcz emocji. Podobnie przeżywał to Alex. I on wyćwiczył w ten sposób niektóre ze swoich koni. Marianne chciała się uczyć w takiej szkole, miała ku temu wszelkie predyspozycje, ale Hiszpańska Szkoła Jazdy Konnej nie przyjmowała kobiet i ojciec powiedział, że nic z tego nie będzie. Musiało jej wystarczyć, gdy widziała, jak konie ojca spisują się w domu albo w Wiedniu. Pomagała mu je trenować, zanim je odesłano. Raz na jakiś czas, bardzo rzadko, pozwalał, żeby ich dosiadała. Nie zabraniał jej jednak jeździć na arabach, które także hodował w swoich stajniach. Jej umiejętności jeździeckie były instynktowne, dorastała w jednej z najlepszych niemieckich stadnin i uczyła się wszystkiego, w co wdrażał ją ojciec. Tak jak i on konie miała we krwi.
– Udane polowanie – podsumował Alex. Wyglądał na szczęśliwego i odprężonego. Szedł ze swoim przyjacielem Nicolasem von Bingenem wśród jeźdźców rozmawiających z ożywieniem na dziedzińcu. Nie śpieszyli się, nawet po długiej jeździe. Po zapadnięciu nocy zapanował przeszywający chłód, ziemia była twarda, ale to im nie przeszkadzało, bo wszyscy mieli dobre wierzchowce, chociaż może nie tak wspaniałe jak koń ich gospodarza. Nicolas dosiadał nowego arabskiego ogiera, którego pożyczył mu Alex, przekonał się, że to doskonały rumak.
– Chyba go od ciebie odkupię – powiedział.
Alex się roześmiał.
– Nie jest na sprzedaż. Zresztą obiecałem go Marianne, jak tylko go ułożę. Nadal jest trochę dziki.
– Taki mi się podoba. – Nicolas uśmiechnął się do przyjaciela z dzieciństwa. – Zresztą ten koń jest dla niej zbyt narowisty. – Uwielbiał swoje konie i wyzwania, które trzeba było okiełznać.
– Nie mów jej tego! – odparł Alex z uśmiechem. Marianne nie zniosłaby takiej obelgi, a jej ojciec nie był pewien, czy tak jest w istocie. Była lepszym jeźdźcem niż Nick, chociaż Alex nie śmiałby mu tego powiedzieć. Nick bywał trochę zbyt ostry wobec koni, a Marianne miała łagodniejszą rękę. Alex sam ją uczył, z niespodziewanie dobrym skutkiem.
– Przy okazji, gdzie się dzisiaj podziewała? Chyba nigdy dotąd nie darowała sobie polowania – zauważył Nick, zaskoczony jej nieobecnością. Na polowaniach nigdy jej nie zabrakło, a przyjaciele jej ojca zawsze chętnie ją tam widzieli.
– Jest chora. Musiałem prawie przywiązać ją do łóżka, żeby zatrzymać ją w domu. Masz rację, ona nie daruje sobie polowania – powiedział Alex, robiąc zatroskaną minę.
– Mam nadzieję, że to nic poważnego. – Nick spoważniał.
– Jest przeziębiona i ma gorączkę. Wczoraj wieczorem przyszedł lekarz. Bałem się, że choroba przerzuci się na płuca. Kazał jej zostać w domu. Wiedziałem, że moje słowo nie wystarczy, że się nim nie przejmie, ale myślę, że czuła się gorzej, niż się przyznawała. Kiedy rano wychodziłem, jeszcze spała, a to się jej nie zdarza.
– Nie powinieneś wezwać lekarza dziś wieczór? – Nick miał złe doświadczenia z grypą. Przed pięciu laty, po epidemii, która ogarnęła kraj, i wyjątkowo mroźnej zimie, umarły jego żona i pięcioletnia córeczka. Utrata ich obu zdruzgotała go. Podobnie jak Alex był teraz wdowcem, tyle że z dwoma synami, Tobiasem i Lucasem. Tobias miał dziesięć lat, kiedy odeszły jego matka i siostra, nadal obie pamiętał. Lucas miał teraz tylko sześć lat i w chwili ich śmierci ledwie wyrósł z niemowlęctwa. Cichy i spokojny Tobias uwielbiał Marianne, dwa lata od niego starszą. Lucas był żywym, psotnym, przepełnionym radością dzieckiem, zawsze szczęśliwym, szczególnie kiedy siedział na końskim grzbiecie. Tobias znacznie bardziej przypominał swoją łagodną matkę, w Lucasie zamieszkały cała energia i zapał ojca. Nick, kiedy był młodszy, wplątywał się we wszelkiego rodzaju kłopoty, w okolicy do tej pory bywał obgadywany, gdy zaczynał romans z jakąś kobietą, czasem nawet z mężatką, albo zakładał się i pędził w siodle na złamanie karku. Był świetnym jeźdźcem, chociaż brakowało mu doskonałości Alexa i cierpliwości, żeby wyćwiczyć konia tak, jak robił to Alex, chociaż fascynowały go lipicany przyjaciela i to, co potrafił z nich wydobyć. Zanim jeszcze obaj wybrali się do Hiszpańskiej Szkoły Jazdy Konnej, Alex zaczął już wyuczać swoje wierzchowce skomplikowanych figur, z których słynęły te piękne białe konie.
– Masz chwilę? – zapytał go Alex, kiedy przechodzili obok stajni. Pozostali zaczęli powoli się rozchodzić i życzyć sobie dobrej nocy, wsiadając do samochodów.
– Nie spieszy mi się za bardzo do domu – stwierdził Nicolas, uśmiechając się zdawkowo. Poszli w stronę stodoły. Przyjaźnili się od dzieciństwa i chociaż Alex był starszy o cztery lata, w młodości razem wyjechali do szkoły z internatem w Anglii. Alex był lepszym uczniem, ale Nick znacznie lepiej się bawił. Tak było do tej pory. Nicolas von Bingen cieszył się życiem. Był dobrym przyjacielem, dobrym ojcem i człowiekiem życzliwym, chociaż Alex wiedział, że trochę za bardzo lubił szaleć i czasami bywał nieodpowiedzialny. Gdy owdowiał, trochę przygasł, ale jeszcze nie wziął sobie na barki zarządzania majątkiem. Jego ojciec nadal żył i bardzo dobrze sobie radził. Dzięki temu Nick miał sporo czasu na zabawę, inaczej niż Alex, który zajmował się posiadłością i majątkiem, bo jego ojciec zmarł niedługo po tym, jak Alex ukończył dwadzieścia lat. Nick często postępował i zachowywał się jak chłopiec, Alex od ponad dwudziestu lat prowadził bardzo ustabilizowane życie. Ale pasowali do siebie, raczej jak bracia niż przyjaciele.
Nick poszedł za Alexem do zabudowań, Alex wprowadził go do nieskazitelnie utrzymanej stajni, gdzie jedna z jego lipicańskich klaczy karmiła źrebię, które urodziła zaledwie kilka dni wcześniej. Czarny jak węgiel źrebak stał chwiejnie na nogach, klacz spojrzała na nich obu wielkimi ciemnymi oczami. Nick wiedział, że źrebięta lipicanów rodzą się ciemnobrązowe albo czarne, tak więc maść źrebaka, tak odcinająca się od śnieżnej bieli klaczy, nie zaskoczyła go. Wiedział, że musi minąć pięć, sześć lat, żeby sierść zbielała, wiedział też, że dopiero za dziesięć lat koń będzie w pełni wyćwiczony. Źrebię spędzi cztery lata u Alexa, a sześć w szkole, w Wiedniu. Tresura lipicanów trwa długo, jest staranna, wymaga lat pedantycznej pracy.
– Piękna, co? – zapytał z dumą Alex. – Jedna z najlepszych, jakie widziałem. Rozpłodnikiem był Pluto Petra – Nick wiedział, że to najlepszy ogier Alexa, używany do hodowli – a ta mała kobyłka świetnie sobie poradziła. Będę miał dużo radości, kiedy go będę trenował. – Był tak dumny z nowo narodzonego konia, jakby był jego ojcem.
Nick się uśmiechnął.
– Jesteś wspaniały – powiedział serdecznie, kiedy razem wychodzili ze stajni. Alex zaprosiłby Nicka na kolację, ale chciał ją zjeść razem z Marianne w jej pokoju.
– Pojechałbyś jutro ze mną do północnego skraju? – zapytał Alex. – Zastanawiam się nad wycinkami w lesie. Chciałbym rzucić na to okiem. Ruszam wcześnie, żeby wrócić w południe. Po przejażdżce zjedlibyśmy lunch.
– Chętnie bym to zrobił, ale nie mogę – powiedział z żalem Nick. Zatrzymał się przy duesenbergu, którego postawił pod drzewem. Znacznie bardziej wolał swoje bugatti, ale chciał wzbudzić większy szacunek, jadąc na polowanie do Alexa. – Muszę się spotkać z ojcem. Chce ze mną o czymś porozmawiać. Nie mogę ciągle się domyślać, o co mu chodzi. Od tygodni nie zrobiłem niczego, co mogłoby go zdenerwować. – Obaj się roześmieli. Nick pozostawał w bliskich stosunkach ze swoim ojcem, chociaż ten często go beształ, gdy docierały do niego plotki, że syn ugania się za spódniczkami, rozbija konno albo jeździ samochodem jak wariat. Przede wszystkim jednak Paul von Bingen ciągle próbował przyuczyć Nicka do zarządzania majątkiem. Nick domyślał się, że jutro ojciec będzie chciał z nim mówić właśnie o tym. Był to powracający temat. – Chyba chce, żebym przejął zarząd nad gospodarstwami, a to dla mnie okropna robota.
– Przyjdzie dzień, że będziesz musiał to zrobić. Przecież możesz zacząć już teraz – powiedział rozsądnie Alex.
Na swoich ziemiach nadal mieli chłopów, którzy niegdyś byli kontraktowymi pracownikami, a teraz dzierżawili gospodarstwa za grosze. Stanowili niezbędną część systemu i tradycji rządzącej nimi od lat. Nie pasowali do nowoczesnego świata, ale wieś pozwalała im na prowadzenie spokojnego życia z dala od miast. Niemcy od lat borykały się z trudnościami, najpierw chaos i kiepska sytuacja gospodarcza po wielkiej wojnie, potem wielki kryzys. Gospodarka pod rządami Hitlera poprawiła się, ale problemy kraju jeszcze się nie skończyły. Hitler próbował przywrócić Niemcom poczucie dumy, choć jego gorączkowe mowy i rozhisteryzowane wiece nie przemawiały ani do Alexa, ani do Nicka. Alex uważał Hitlera za wichrzyciela, mierziła go większość jego idei politycznych. Przy tym anektowanie Austrii w marcu było niepokojącym sygnałem ambicji wodza. Ale to, co robił Hitler, wydawało się bardzo odległe od ich spokojnej bawarskiej wsi. Nic nie mogło ich tutaj dosięgnąć, nic się nie zmieniało. Ich rody zamieszkiwały tę okolicę od stuleci i nadal będą ją zamieszkiwać i żyć tak samo przez kolejne dwieście, trzysta lat. Byli odizolowani od świata. I obu pocieszała myśl, że ich dzieci i wnuki kiedyś nadal tutaj będą.
Alexa i Nicka wychowano na panów i to wystarczało. Przypadły im w udziale ogromne fortuny, o których nigdy nie mówili, a i myśleli z rzadka. Mieli chłopów dzierżawców i służbę, rozległe latyfundia, które przejdą na ich dzieci w całkowicie bezpiecznym życiu i świecie.
– Nie rozumiem, dlaczego miałbym teraz zajmować się farmami – powiedział Nick. Popatrzył na przyjaciela i wcisnął długie nogi do samochodu. – Ojciec będzie żyć jeszcze trzydzieści lat, a robi to znacznie lepiej niż ja – dodał z kwaśnym uśmiechem. – Dlaczego miałbym to teraz popsuć? Wolałbym robić coś innego. Na przykład wybrać się z tobą jutro na konną przejażdżkę, ale ojciec byłby zły, gdybym chociaż nie udawał, że go słucham. – Nick znał na pamięć, co do słowa, tyrady ojca.
– Wstydu nie masz – skarcił go Alex, chociaż wiedział, że Nick jest sumienniejszy, niż wynikałoby to z jego zachowania. Doskonale sobie radził ze swoimi synami i bardzo poprawił los dzierżawców, wykorzystując własne fundusze na naprawy ich domów. Dbał o nich jako o ludzi, tyle że nie chciał brać na siebie odpowiedzialności za ich ziemię i gospodarstwa. Uważał to za coś niewiarygodnie nudnego, ale myślał, że ojciec to lubi. Nicka bardziej obchodziły dobrobyt ludzi, którym mniej się poszczęściło niż jemu, i wychowywanie chłopców, z którymi spędzał mnóstwo czasu, tak jak Alex z Marianne. Obaj byli oddanymi ojcami, ludźmi, którzy stawiali rodzinę na pierwszym miejscu w tradycyjnym swojskim świecie.
– Wybacz, nie mogę jutro wybrać się z tobą na przejażdżkę – powtórzył z żalem Nick, włączając silnik. – Zajrzę po śniadaniu i popatrzę, jak trenujesz tego swojego ogiera. – Nick od miesięcy przyglądał się, jak Alex pracuje nad swoim lipicanem, i nie opuszczał go podziw dla zdolności przyjaciela.
– Nadal mam z nim dużo pracy. Obiecałem oddać go w styczniu do szkoły jazdy. Osiągnął już właściwy wiek, ale chyba nie jest jeszcze gotowy. – Ogier czterolatek miał mnóstwo animuszu i Nick nigdy się nie nudził, obserwując, jak Alex uczy go kroków. Lipican zachwyciłby każdego nawet teraz, ale nie Alexa, który był perfekcjonistą i rzadko bywał zadowolony ze swoich osiągnięć. – Wpadaj, kiedy chcesz – powiedział Alex.
Parę minut później Nick odjechał, beztrosko machając ręką, i skierował się do swoich dóbr odległych o kilka kilometrów. Alex wrócił do zamku, żeby spotkać się z córką i zobaczyć, co u niej.
Marianne leżała w łóżku z książką, wyglądała na znudzoną. Nadal miała gorączkę, ale było lepiej niż poprzedniego wieczoru. Lekko dotknął dłonią jej czoła, ulżyło mu, bo było już chłodniejsze, chociaż oczy miała nadal zamglone, a nos zaczerwieniony.
– Jak się czujesz? – zapytał i usiadł obok niej przy łóżku.
– Głupio mi, że tu leżę. Dobrze się bawiliście na polowaniu? Dopadli lisa? – Oczy jej się zaświeciły, kiedy to mówiła. Cały dzień myślała o każdym z myśliwych.
– Oczywiście. Bez ciebie nie było takiej zabawy, ale cieszę się, że zostałaś w łóżku. Mroźno było. Idzie ostra zima, skoro tak wcześnie jest już mróz.
– To dobrze. Lubię, kiedy pada śnieg. – Cieszyła się, że ojciec do niej przyszedł. – Dzisiaj odwiedził mnie Toby. – Rozpromieniła się lekko, mówiąc o synu Nicka. Stale ją odwiedzał. Od lat miał do niej słabość, a ona traktowała go jak małego braciszka. Toby ledwie mógł się doczekać dnia, kiedy będzie już się do niej zalecać, a ona potraktuje go poważnie. Marianne wiedziała jednak, że taki dzień nigdy nie nadejdzie. – Nie mów jego ojcu, że tutaj był. Wiesz, jaki jest Nick, kiedy ktoś zachoruje. – Choroba wytrącała go z równowagi, odkąd jego żona i córka zmarły na grypę, a o swoich synów troszczył się szczególnie. – Graliśmy w szachy. Pobiłam go – powiedziała radośnie. Ojciec uśmiechnął się do niej.
– Bądź dla niego lepsza. On myśli, że słońce wschodzi i zachodzi dla ciebie.
– Tylko dlatego, że nie zna innych dziewczyn.
W ogóle nie zdawała sobie sprawy ze swej urody i wpływu, jaki wywiera na mężczyzn. Kilku młodych ludzi, a nawet ich ojców, zerkało na nią tęsknie od kilku ostatnich lat. Alex cieszył się, że nie zawróciło jej to w głowie. Znacznie bardziej niż mężczyznami interesowała się końmi i wolała spędzać czas z ojcem. Chwytała go za serce ta jej dziecięca niewinność. Nie mógł znieść myśli, że przyjdzie dzień, kiedy Marianne wyjdzie za mąż i się wyprowadzi. Ale wiedział, że nawet wtedy daleko nie odejdzie.
Marianne chodziła do miejscowej szkoły razem z dziećmi innych arystokratycznych rodzin i nie była zainteresowana wyjazdem na uniwersytet, szczególnie teraz, kiedy w miastach i miasteczkach tyle było niepokojów i zamętu. Ojciec Alexa nalegał, by syn wstąpił na uniwersytet w Heidelbergu, ale on był szczęśliwy, kiedy znów wrócił do domu, który uważał za najpiękniejsze miejsce na świecie. Ulżyło mu, że Marianne zgadza się z nim w tej sprawie. Czasem czuł się winny, że pozbawia ją okazji towarzyskich, ale przy tym zamieszaniu w kraju lepiej jej było w domu. Lubił ją mieć blisko siebie, wiedział, że z nim jest bezpieczna.
– Tato, mogę zjeść kolację z tobą, na dole? – zapytała, gotowa wstać z łóżka, chociaż nadal była blada. Alex pokręcił głową z surowym wyrazem twarzy.
– Nie, jeszcze nie wydobrzałaś. A na dole są przeciągi. Powiedziałem, żeby tutaj przynieśli tace. Marta przyjdzie z nimi za chwilę. Chcę, żebyś wyzdrowiała i przyszła zobaczyć nowe źrebię. Jest piękne, wygląda nawet lepiej od swojego ojca. Po polowaniu zabrałem z sobą Nicka, żeby je obejrzał. Jeśli chcesz, jutro możesz przyjść popatrzeć, jak pracuję z Plutem. Dobrze sobie radzi. – Ojciec opowiedział jej, co się wydarzyło, i Marianne z westchnieniem znów opadła na poduszki. Alex stwierdził, że nie jest z nią tak dobrze, jak mu powiedziała. Był bardzo zadowolony, że nie wychodziła dziś z domu. To szaleństwo, ale była taka uparta, że mogła spróbować.
Kilka minut później przyszli Marta i jeden ze służących. Na tacach nieśli kolację. Ojciec pozwolił owiniętej w koc Marianne wstać i usiąść przy kominku. Opowiadał jej o polowaniu. Kiedy wróciła do łóżka wyglądała na zmęczoną, ale nie wyczuł gorączki, kiedy dotknął jej policzka i pocałował ją.
– Dobranoc, mój aniele – powiedział z uśmiechem, a ona spojrzała na niego łagodnym wzrokiem.
– Jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, że mam takiego ojca jak ty – powiedziała. Rozczulił się na te słowa. On też tak myślał o niej. A potem przypomniała sobie coś, o czym zapomniała powiedzieć mu przy kolacji. – Słuchałam dzisiaj radia, w Berlinie był jakiś wiec. Słychać było, jak równym krokiem maszerują żołnierze i śpiewają piosenki, jakby toczyła się wojna. Führer wygłosił mowę i żądał, żeby wszyscy przysięgli mu lojalność. To mnie przeraziło... Tato, myślisz, że będzie wojna?
Wyglądała tak młodo i niewinnie. Hitler przekonał wszystkich, że zajęcie Austrii pozwoli uniknąć wojny i że po Anschlussie będzie dość Lebensraumu.
– Nie, nie sądzę – odparł pocieszająco, chociaż przed dwoma miesiącami Hitler ogłosił mobilizację. – Nie sądzę, żeby to było tak niebezpieczne, jak się wydaje. A nam nic się tutaj nie stanie. Śpij dobrze, kochanie... słodkich snów. Mam nadzieję, że rano będziesz się lepiej czuła. Ale i tak chcę, żebyś przez parę dni została w domu i nie chodziła do szkoły. Możesz mi dotrzymać towarzystwa w stajni.
Uśmiechnęła się, kiedy wychodził z pokoju, poczuła się lepiej po tym, co powiedział. Kiedy po południu słuchała mowy Führera, zrobiło się jej zimno ze strachu, jakby cały świat miał się zmienić. Hitler powiedział przez radio, że świat się zmieni. Ale była pewna, że ojciec ma rację. Wódz mówił tylko do mas, żeby je podekscytować i omamić. Nie miało to nic wspólnego z nimi. Zasnęła, myśląc o balu bożonarodzeniowym. Jakże będzie wesoło! Zaczęła już przygotowania, zostały tylko dwa miesiące. A Nick powiedział, że w tym roku po raz pierwszy na bal przyjdzie Toby, dostanie swój pierwszy frak i cylinder, a ona śmiała się z tego. Toby to przystojny chłopiec, ale dla niej nadal był dzieckiem. Sama się czuła dziecinnie, gdy zasypiała. Nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy czarnego jak atrament lipicana. Przypomniała sobie, jak to było, kiedy zobaczyła pierwszego. Była wstrząśnięta tym, że nie jest biały. A potem źrebak wyrósł i stał się pięknym śnieżnobiałym koniem, takim jak inne, które zdawały się tańczyć w powietrzu. Zasypiając, marzyła o lipicanach ojca, jakby to były magiczne istoty z doskonałego świata. Ze świata, w którym nie mogło się jej stać nic złego. Wiedziała o tym, bo było tak, jak powiedział ojciec, że zawsze będzie bezpieczna.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------