- promocja
- W empik go
Pep Guardiola. Sztuka zwyciężania - ebook
Pep Guardiola. Sztuka zwyciężania - ebook
„Zapnijcie pasy, spodoba wam się ta przejażdżka”.
Kiedy obejmował FC Barcelonę, był czwartym najgorzej opłacanym trenerem w lidze. Słaby początek wcale nie zapowiadał tego, co miało nadejść: że wkrótce stworzy najlepszą drużynę w historii futbolu.
Guillem Balagué dotarł do najgłębszych zakamarków jego umysłu i pilnie strzeżonych tajemnic szatni Camp Nou. Wszystko po to, by wyjaśnić jego trenerski fenomen. Messi przemieniony w potwora. Kulisy konfliktów z Eto’o, Ibrą i Bojanem. Zapis przedmeczowych odpraw i mów motywacyjnych. Relacje Iniesty, Xaviego, Piqué i wielu, wielu innych…
Wyjątkowa biografia Pepa Guardioli. Człowieka, który po wygraniu Ligi Mistrzów wyznał: „Nigdy sobie tego nie wybaczę. Zawiodłem”. I który do perfekcji opanował najtrudniejszą ze sztuk: sztukę zwyciężania.
Za zawodem trenera stoi wiele emocji, zwycięstw i porażek. Książka ukazuje Guardiolę jako człowieka sukcesu, który jednak musi radzić sobie z wieloma rozterkami. Codziennie podejmuje trudne decyzje, a kibiców interesuje tylko zwycięstwo. Balagué świetnie poradził sobie z ukazaniem ludzkiej strony tej profesji.
Michał Probierz
Bezczelny gość z tego Guillema Ballagué. Nie dość, że sprawia wrażenie, jakby wiedział, co myśli Guardiola, to jeszcze potrafi o tym powiedzieć Aleksowi Fergusonowi, a zaglądając za kulisy odejścia Pepa z Barcelony, przygotowuje jego rozstanie z Bayernem. Ta książka nie spodoba się wszystkim – i dlatego jest tak ciekawa.
Michał Okoński, „Tygodnik Powszechny”, Sport.pl
Pep Guardiola – jeden z ostatnich romantycznych trenerów w komercyjnym świecie piłki nożnej. Ta biografia ujawnia, jak podejmuje wszystkie swoje decyzje. Również te z mistrzowskiej Barcelony. Każdy trener powinien poznać sposób myślenia Pepa.
Rafał Ulatowski
Jeżeli Barcelona jest czymś więcej niż klubem, to Guardiola jest kimś więcej niż po prostu trenerem. Més que un entrenador.
Tomasz Ćwiąkała, Weszło
Człowiekowi się wydaje, że już wszystko umie, a przy takim trenerze zmienia zdanie. Guardiola jest stuprocentowym profesjonalistą. Do bólu zwraca uwagę na wszelkie detale. W jego pracy nie ma miejsca na fuszerkę czy nawet najmniejsze niedopatrzenie.
Robert Lewandowski, w wywiadzie dla „Faktu”
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7924-176-7 |
Rozmiar pliku: | 5,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WSTĘP
Nie udało mi się kupić Pepa Guardioli, kiedy wiele lat temu zrozumiał, że jego kariera piłkarska w Barcelonie dobiega końca.
Nie było, co prawda, żadnego widocznego powodu, dla którego miałby opuścić swój klub, ale mimo to prowadziliśmy rozmowy z Guardiolą i uważałem, że mam spore szanse, żeby go dostać. Może wybrałem zły moment. To był interesujący pomysł, ponieważ Pep był tego rodzaju piłkarzem, w którego przeistoczył się Paul Scholes: był kapitanem, liderem i rozgrywającym w niewiarygodnym Dream Teamie Johana Cruyffa. Wyróżniał się spokojem, umiejętnością operowania piłką i dyktowania tempa gry, dzięki czemu stał się jednym z najwspanialszych piłkarzy swojej generacji. Takich właśnie cech poszukiwałem. Ostatecznie zdecydowałem się na Juana Sebastiána Veróna. Czasami, patrząc w przeszłość na naprawdę topowego zawodnika, pytasz się: „Ciekawe, jak by to było, gdyby przyszedł do United?”. Tak jest w przypadku Pepa Guardioli.
Potrafię zrozumieć sytuację Pepa jako piłkarza. Kiedy jesteś w takim klubie, jak Barcelona, chciałbyś zostać w nim na zawsze. Dlatego kiedy się z nim skontaktowaliśmy, prawdopodobnie wciąż uważał, że ma przed sobą przyszłość w Barsie, mimo że ostatecznie odszedł z klubu jeszcze w tym samym sezonie. To wielka szkoda, ponieważ w futbolu nic nie trwa wiecznie: masz coraz więcej lat i czas ucieka aż do dnia, w którym ty i twój klub musicie się rozejść. Wtedy wydawało mi się, że oferujemy Pepowi rozwiązanie, inną ścieżkę kariery, ale to nie podziałało. Przypomina mi się Gary Neville. Ponieważ był w Manchesterze United, odkąd skończył 12 lat, stał się praktycznie członkiem rodziny. Był jak syn, ktoś, na kogo liczysz i komu ufasz, był częścią zespołu. Ale przychodzi taki dzień, kiedy to wszystko się kończy. W przypadku Pepa uświadomienie sobie, że nadchodzą zmiany, musiało być bardzo trudne. Potrafię zrozumieć jego wątpliwości, odwlekanie decyzji, ale dotarliśmy do punktu, w którym nie mogliśmy już dłużej czekać i musieliśmy poszukać gdzie indziej, a ta okazja minęła.
Tym, co dostrzegłem w Guardioli, co odgrywa kluczową rolę w jego niesamowitych sukcesach w roli trenera, jest pokora. Nigdy nie próbował się puszyć, zawsze był pełen szacunku – a to jest bardzo ważne, dobrze jest mieć te cechy. Patrząc w przeszłość, wyraźnie widać, że był skromny przez całą karierę. Nigdy nie był typem piłkarza, który pcha się na pierwsze strony gazet. Miał własny styl gry w piłkę. Nie był wyjątkowo szybki, ale mimo to był fantastycznym, opanowanym piłkarzem. Jako trener jest bardzo zdyscyplinowany, ma jasną wizję gry swojego zespołu, ale niezależnie od tego, czy wygrywa, czy przegrywa, zawsze jest tym samym, eleganckim i skromnym człowiekiem. Szczerze mówiąc, dobrze jest mieć kogoś takiego w tym zawodzie.
Jednakże wygląda na to, że dotarł do punktu w swojej karierze szkoleniowej, w którym zdawał sobie sprawę z wagi własnej pracy w Barcelonie i doświadczał związanych z tym nacisków. Jestem pewien, że siedział i zastanawiał się: „Jak długo to jeszcze potrwa? Czy będę potrafił stworzyć kolejną mistrzowską drużynę? Czy będę potrafił stworzyć nową drużynę, która wygra Ligę Mistrzów? Czy potrafię udźwignąć tyle sukcesów?”.
Gdybym zdążył doradzić Pepowi, powiedziałbym, żeby się tym nie przejmował, ponieważ niepowodzenie w Lidze Mistrzów nie podważa kompetencji ani jego, ani zespołu. Rozumiem jednak, skąd bierze się presja. Za każdym razem, kiedy grała drużyna Guardioli, oczekiwania były niezwykle wysokie, wszyscy chcieli ją pokonać. Myślę, że pod tym względem znajdował się w dobrym położeniu, ponieważ jedyną rzeczą, o jaką musiał się martwić, by powstrzymać rywala, było rozpracowanie jego obrony.
Myślę, że chodzi o to, by nie patrzeć za siebie, by iść do przodu. Jak? Może trzeba bardziej kontrolować piłkarzy albo wymyślić nową taktykę, bo rywale zaczęli radzić sobie ze stylem gry Barçy. Może to kwestia motywacji zawodników. Z moich doświadczeń wynika, że człowiek zazwyczaj chce robić wszystko w najprostszy sposób. Znam na przykład ludzi, którzy przechodzili na emeryturę w wieku 50 lat – nie pytajcie dlaczego! Tak więc większość ludzi jest napędzanych inaczej niż takie jednostki, jak Scholes, Giggs, Xavi, Messi i Puyol, którzy w moim przekonaniu są wyjątkowi i nie mają problemów z motywacją, ponieważ honor jest dla nich najważniejszy. Jestem pewien, że skład Pepa był pełen piłkarzy stanowiących wzór i będących źródłem motywacji dla pozostałych – nie tych jednak, którzy chcieliby za wcześnie zrezygnować z kariery.
Znam Gerarda Piqué z czasów, kiedy był w United. Znam ten typ człowieka. Poza boiskiem może być swobodnym, wyluzowanym facetem, ale na boisku jest zwycięzcą. Takiego go poznaliśmy i nie chcieliśmy, żeby odchodził. Teraz zwycięża dla Barcelony. Piłkarzy, którymi zarządzał Pep, trzeba było motywować mniej niż zazwyczaj. Może Pep nie doceniał swoich zdolności motywacyjnych? Wszyscy mogliśmy zobaczyć, z jaką konsekwencją osiągał sukcesy w Barcelonie, a żeby utrzymać najwyższy poziom i wygrywać przez tak długi czas, potrzebny jest wyjątkowy talent. Jestem przekonany, że ma możliwości, by dokonać tego znowu. I znowu, i znowu.
Osiągnięcia Guardioli w pierwszym zespole Barcelony podczas czterech lat jego rządów biją na głowę sukcesy wszystkich poprzedników, którzy zawitali na Camp Nou, a byli wśród nich najlepsi, między innymi van Gaal, Rijkaard i Cruyff. Guardiola dopracował pewne elementy gry, na przykład pressing, a dyscyplina i etyka pracy Barcelony stały się znakiem rozpoznawczym prowadzonej przez niego drużyny. Pep stworzył kulturę, w której piłkarze wiedzą, że jeśli nie będą ciężko pracować, nie będzie ich w klubie. Wierzcie mi, to nie takie łatwe.
Niezależnie od tego, jaki będzie następny krok Pepa po przerwie, czy przeniesie się do Premier League, czy nie, jego przyszłość zawsze będzie spowita spekulacjami. Pracował w fantastycznym klubie – Barcelonie – i dokądkolwiek teraz pójdzie, nie doświadczy niczego lepszego. Przejście do innego klubu nie uwolni go od presji ani nie zmniejszy ilości oczekiwań, jakie ludzie z nim wiążą. Tak naprawdę dokądkolwiek pójdzie, wie, czego może się spodziewać: jest menedżerem, musi decydować, co jest najlepsze dla jego drużyny, musi wybierać piłkarzy i taktykę. To proste. Pod tym względem doświadczasz tego samego w każdym klubie, ponieważ jako menedżer musisz zmagać się z presją. Odnoszę sukcesy w Manchesterze United od wielu lat, ale nie obywa się bez problemów – codziennie, w każdej chwili zdarza się coś, czym musisz się zająć. Wszystko sprowadza się do tego, że pracujesz z ludźmi w środowisku piłkarskim. Istnieje cała paleta zmartwień: agenci, rodzina, forma, kontuzje, wiek, sylwetka, ego zawodników i tak dalej. Gdyby Pep przeszedł do innego klubu, trapiłyby go te same wątpliwości, z którymi borykał się wcześniej. Oczekiwania zawsze będą za nim podążały.
A więc dlaczego? Dlaczego miałby chcieć odejść? Kiedy zadałeś mi to pytanie przed tym, jak Pep ogłosił swoją decyzję, powiedziałem, że głupio byłoby nie spojrzeć na tę pracę w szerszej perspektywie. Gdy patrzy się na Real Madryt, który wygrał pięć Pucharów Europy w późnych latach 50. i wczesnych 60., nie widać powodu, dla którego Guardiola nie mógłby osiągnąć tego samego w Barcelonie. To byłoby moją osobistą motywacją, gdybym prowadził tę drużynę. A gdybym był Pepem, decyzja o odejściu byłaby tą najtrudniejszą.
sir Alex Ferguson
wiosna 2012 rokuRzym. 27 maja 2009 roku. Finał Ligi Mistrzów UEFA
Ósma minuta meczu. Barcelona nie znalazła jeszcze swojego rytmu gry. Piłkarze trzymają się pozycji, ale żaden z nich nie jest gotów ugryźć, podejść do przodu i przycisnąć rywala, który ma piłkę. Prowadzą wewnętrzną rozgrywkę, okazując Manchesterowi United zbyt wiele szacunku. Víctor Valdés broni strzał Ronaldo. Za chwilę kolejny. United jest coraz bliżej zdobycia bramki. Cristiano uderza tuż obok słupka. Chybia o centymetry. One stanowią różnicę. To centymetry decydują o golu. Decydują też o zmianie postrzegania przez cały świat Pepa Guardioli i rewolucji, którą przeprowadził na Camp Nou.
Giggs, Carrick i Anderson sprawnie przemieszczają piłkę pomiędzy liniami Barcelony. Trzeba coś zrobić. Pep gestykuluje z ławki i wykrzykuje błyskawicznie instrukcje, przebijając się przez gwar i szum wypełnionego Stadionu Olimpijskiego w Rzymie.
Messi ma zająć pozycję pomiędzy stoperami United jako fałszywy napastnik, a Eto’o zostaje przesunięty na bok, na pozycję prawoskrzydłowego. Ferguson opanowany siedzi na ławce. Jest zachwycony dotychczasowym przebiegiem meczu i czuje, że ma wszystko pod kontrolą.
Role jednak zaczynają się odwracać. Najpierw niepostrzeżenie. Messi znajduje Iniestę, który znajduje Xaviego, który znajduje Messiego. Carrick i Anderson muszą nagle zareagować, zdecydować, kogo kryć, które podanie zablokować, którą przestrzeń ochraniać. Giggs jest przywiązany do Busque-
tsa i nie może pomóc.
Iniesta przejmuje piłkę na środku boiska. Następnie, podczas gdy Evra gubi Eto’o, zauważa, że można przeprowadzić groźną akcję prawym skrzydłem. Zbliża się z piłką pod pole karne przeciwnika i wtedy, w tej jednej, najbardziej odpowiedniej chwili, zagrywa do stojącego na skraju pola karnego Eto’o silne, wyliczone co do centymetra podanie. Piłka dociera do adresata. Vidić próbuje w ostatniej chwili go powstrzymać, ale Eto’o zostawia obrońcę za sobą i w mgnieniu oka, polegając na swoim morderczym instynkcie, uderza w kierunku bliższego słupka.
Ten strzał, ta jedna chwila, punkt kulminacyjny akcji, jest jak tsunami, które doprowadzi do transformacji całego futbolu.Prolog
Pep zostawił Barcelonę i wszystko, co stworzył, ponieważ, sir Aleksie, nie jest taki, jak większość trenerów. Odszedł, ponieważ, mówiąc krótko, nie jest typowym człowiekiem ze środowiska piłkarskiego.
Mogłeś dostrzec to już podczas waszego pierwszego spotkania przy ławkach rezerwowych w finale Ligi Mistrzów w Rzymie w 2009 roku. W tym meczu Guardiola wykorzystał całą swą wiedzę i odwołał się do filozofii wyznawanej w Barcelonie, poczynając od przygotowań, przez opracowanie taktyki i ostatnią rozmowę z piłkarzami, aż do sposobu, w jaki celebrował zwycięstwo. Pep zaprosił cały świat, by wraz z nim i jego piłkarzami przeżywał te radosne chwile – występ w finale najważniejszych europejskich rozgrywek.
Był pewien, że przygotował drużynę na tyle dobrze, by ta zwyciężyła, ale gdyby okazało się to niemożliwe, kibice wróciliby do domów dumni z faktu, że próbowali wygrać sposobem Barçy i jednocześnie zostawili za sobą fatalny okres klubu. Nie tylko zmienił negatywne tendencje panujące w Barcelonie, ale też w zaledwie 20 miesięcy odrzucił niektóre twarde, co prawda niepisane, lecz bardzo popularne przykazania mówiące na przykład, że zwycięstwo liczy się ponad wszystko, a pogodzenie tego z dobrym stylem gry, tworzeniem widowiska jest niemożliwe. Kto wymyślił te reguły, kto zapoczątkował tę modę? Poczynając od swojego pierwszego dnia w Barcelonie, Pep był gotów iść pod prąd, ponieważ miał inne przekonania.
Tak było wtedy.
U schyłku nie był już tym gorliwym, entuzjastycznym młodzieńcem, którego spotkałeś tamtego wieczoru w Rzymie lub rok później w Nyonie, w siedzibie UEFA, podczas jednej z nielicznych okazji towarzyskich.
W dniu, w którym obwieścił światu, że po czterech latach pracy odchodzi z klubu, który go wychował, widać było cenę, jaką musiał zapłacić. Można to było dostrzec w pokrytych siwizną włosach i coraz większych zakolach, ale przede wszystkim w oczach – to było szczególnie wyraźne, kiedy spojrzałeś mu głęboko w oczy. Nie miał w nich już tej śmiałości i ufności, jak tego ranka w Szwajcarii, kiedy podzieliłeś się z nim mądrością i udzieliłeś ojcowskiej rady. Czy wiesz, że do tej pory wspomina tamtą pogawędkę, te 15 minut, które z tobą spędził, jako jeden z najważniejszych momentów w karierze? Był jak oszołomiony nastolatek powtarzający przez następne dni: „Siedziałem z sir Aleksem, rozmawiałem z sir Aleksem Fergusonem!”. Wówczas wszystko było dla niego nowe i ekscytujące. Przeszkody były wyzwaniami, a nie przepaściami, nad którymi nie da się przeskoczyć.
W trakcie słonecznego poranka we wrześniu 2010 roku w nowoczesnym, przypominającym sześcian budynku UEFA położonym na brzegu Jeziora Genewskiego odbywała się coroczna konferencja szkoleniowców, która dała tobie i Pepowi Guardioli pierwszą, odkąd zostaliście trenerami, okazję do towarzyskiej rozmowy. Zanim do tego doszło, nie mieliście, poza wymianą uprzejmości podczas finału w Rzymie, takiej szansy, stąd też Pep z niecierpliwością wypatrywał chwili, kiedy będzie mógł znaleźć się u twego boku bez ciśnienia związanego z zawodami. Konferencja dała trenerom szansę na plotkowanie, dyskutowanie na temat trendów, narzekanie i tworzenie więzi wewnątrz elitarnej grupy zawodowców, którzy spędzą resztę roku w bez-
ustannym osamotnieniu, starając się zapanować nad 20 rozbuchanymi ego oraz ich rodzinami i agentami.
Pośród gości zaproszonych do Nyonu był José Mourinho – nowy, barwny szkoleniowiec Realu Madryt i ówczesny zdobywca Pucharu Europy
z Interem Mediolan, drużyną, która w poprzednim sezonie wyrzuciła z rozgrywek w półfinale Ligi Mistrzów prowadzoną przez Pepa Barcelonę. Rankiem, podczas pierwszego z dwóch dni, przyjechałeś do siedziby UEFA jednym z minibusów. Pierwszy przywiózł portugalskiego trenera wraz z ówczesnym menedżerem Chelsea Carlo Ancelottim i Claudio Ranierim z Romy. Guardiola i Ty jechaliście drugim. Gdy tylko wszedłeś do budynku, Mourinho dołączył do grupy, która się wokół ciebie zebrała. Guardiola wówczas odszedł, by spojrzeć na wszystko z boku – sfotografować ten moment w pamięci, bo jak zawsze zdawał sobie sprawę ze znaczenia tych chwil. Był przecież otoczony przez najtęższe umysły świata futbolu. Będąc wśród nich, słuchał, patrzył i się uczył. Jak zawsze.
Pep spędził chwilę w samotności, z dala od toczących się rozmów. Mou-
rinho zauważył go kątem oka i opuścił grupę. Wylewnie przywitał się z Guardiolą i uścisnął mu dłoń. Uśmiechnęli się. Rozpoczęli ożywiony dialog, a po kilku minutach dołączył do nich trener Werderu Brema Thomas Schaaf, któremu tylko sporadycznie udawało się zwrócić na siebie uwagę kolegów po fachu.
To był ostatni raz, kiedy Pep Guardiola i José Mourinho rozmawiali w tak przyjazny sposób.
Grupki trenerów weszły do głównej auli na pierwsze z dwóch zaplanowanych na tamten dzień posiedzeń, podczas których dyskutowaliście nad trendami taktycznymi dającymi się zauważyć w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów i omawialiście inne tematy związane z mistrzostwami świata w Republice Południowej Afryki, które właśnie wygrała Hiszpania. Po zakończeniu pierwszego spotkania wszyscy ustawili się do wspólnej fotografii. Didier Deschamps siedział pomiędzy Guardiolą a Mourinho na środku przedniego rzędu. Ty zająłeś miejsce po lewej stronie, obok Ancelottiego. Żartowaliście i przekomarzaliście się, a dzień stawał się coraz bardziej interesujący.
Trwała przerwa na kawę, kiedy ty i Guardiola spotkaliście się przy stoliku z zapierającym dech w piersiach widokiem na krystalicznie czystą taflę wody Jeziora Genewskiego i ekskluzywne posiadłości położone na drugim jego brzegu.
Pep był pokorny w twoim towarzystwie. Postrzega cię jako giganta ławki trenerskiej, choć tego ranka byłeś przyjaznym Szkotem, któremu uśmiech przychodził z łatwością – co się zdarza często, o ile nie jesteś w światłach reflektorów. Podziwiałeś młodszego trenera, który mimo faktu, że na tamtą chwilę wygrał już siedem z dziewięciu możliwych tytułów i wzniecił w świecie futbolu dyskusję o tym, czy przeprowadza w FC Barcelonie ewolucję czy rewolucję, pozostał skromny. Konsensus był wówczas taki, że niezależnie od wszystkiego młodość i pozytywna aura, jaką roztaczał wokół siebie Pep, były jak powiew świeżego powietrza.
Pogawędka przy kawie szybko obróciła się w improwizowaną lekcję z udziałem nauczyciela i ucznia. Pep lubi spędzać czas, obserwując i przejmując to, co piłkarskie legendy wniosły do futbolu. Pamięta wszelkie detale stylu Ajaksu van Gaala, osiągnięć Milanu za Sacchiego. Mógłby rozprawiać z tobą o nich bez końca. A zdobycie Pucharu Europy ceni prawie tak bardzo, jak koszulkę, na której podpisał się jego idol, Michel Platini. Ty również jesteś członkiem osobistej galerii sław Pepa.
Gdy uczeń słuchał, chłonąc każde słowo, jego szacunek do ciebie przerodził się w oddanie, nie tylko z powodu symbolicznej treści rozmowy, twojej wizji zawodu trenera, ponieważ nie chodziło wyłącznie o twoje spojrzenie na futbol, ale także o rangę człowieka, którego słuchał.
Podziwia twoją długą karierę w Manchesterze United, twoją wytrzymałość i wewnątrzną siłę, które są niezbędne do utrzymania się na stanowisku tak długo. Pep zawsze uważał, że presja w Barcelonie musi być inna niż w Manchesterze. Pragnie zrozumieć, jak człowiek może zachować głód zwycięstwa i nie stracić apetytu na dalsze sukcesy, co wydaje się naturalną konsekwencją w takich sytuacjach. Twierdzi, że drużyna, która nieustannie wygrywa, potrzebuje porażek, by wyciągać z nich niedostępne w inny sposób wnioski. Pep chce odkryć, jak sobie z tym radzisz, sir Aleksie, jak oczyszczasz swój umysł, jak przyjmujesz klęski. Nie mieliście czasu, by o tym wszystkim porozmawiać, ale te sprawy zostaną podniesione następnym razem, kiedy wasze drogi się przetną. Możesz być tego pewien.
Pep podziwia spokój, z jakim traktujesz zwycięstwa i porażki, oraz sposób, w jaki do ostatniej kropli krwi bronisz swojej wizji futbolu. Ty również doradziłeś mu, by pozostał wierny sobie, swoim przekonaniom i swojemu wnętrzu. „Pepe – powiedziałeś, a on czuł zbyt duży respekt, by poprawić błąd, jaki popełniłeś wypowiadając jego imię. – Nie możesz sobie pozwolić, żeby się w tym wszystkim zagubić. Wielu młodych trenerów się zmienia, są różne powody, różne okoliczności, które są poza ich kontrolą. Czasami nie wszystko od razu się układa, czasami zmieniają cię sukcesy. I nagle okazuje się, że chcą na własną rękę modyfikować taktykę. Nie zdają sobie sprawy, że futbol to potwór, z którym możesz stanąć do walki i wygrać tylko wtedy, jeśli jesteś sobą, niezależnie od okoliczności”.
Dla ciebie było to zapewne czymś więcej niż zwykłą przyjacielską radą, może potrzebą zaspokojenia ojcowskiego instynktu, którego ty również nie szczędziłeś nowym twarzom pojawiającym się w świecie futbolu. Jednak, być może nieumyślnie, zdradziłeś Pepowi sekrety wieloletniej i owocnej pracy zawodowej, ciągłej potrzeby jej kontynuowania i twojego osobliwego związku z tą dyscypliną, która raz sprawia, że czujesz się usidlony, a innym razem wyzwolony.
Nie raz wspominał twoje słowa, kiedy zadręczał się rozmyślaniem nad przyszłością. Rozumie, o czym mówiłeś, ale mimo to nie potrafił zapobiec zmianom, które zaszły podczas czterech lat pracy z pierwszym zespołem Barcelony. Futbol, ten potwór, go zniekształcił.
Ostrzegałeś go przed utratą prawdziwej osobowości, ale on mimo to się zmienił – częściowo z powodu presji, wywoływanej przez wdzięcznych i uwielbiających go kibiców, którzy zapomnieli, iż był tylko trenerem piłkarskim, a częściowo z powodu jego własnego zachowania. Pod koniec nie był w stanie podejmować decyzji, które skrzywdziłyby jego i piłkarzy. Ładunek emocjonalny przekroczył granice jego wytrzymałości, stał się przeszkodą nie do pokonania. Sprawy przybrały taki obrót, że Pep za jedyny sposób na odzyskanie części swojej prawdziwej osobowości uznał zostawienie za sobą wszystkiego, co pomógł stworzyć.
Okazało się, że Pep, mimo ogromnych chęci skorzystania z twojej rady, nie jest taki jak ty, sir Aleksie. Czasami porównujesz futbol do dziwnego rodzaju więzienia, z którego ty (w szczególności) nie chcesz uciekać. Arsène Wenger podziela twój pogląd i również nie potrafi zrozumieć decyzji Guardioli o porzuceniu wspaniałej, złotej drużyny, w której występuje najlepszy na świecie piłkarz, będącej obiektem uwielbienia i zachwytu wszystkich.
Tego samego poranka, kiedy Pep ogłosił swoje odejście z Barcelony, trzy dni po tym, jak Chelsea zszokowała świat piłkarski, pokonując Barçę w półfinale Ligi Mistrzów, Wenger powiedział mediom: „Filozofia Barcelony musi być ważniejsza od wygrania czy przegrania mistrzostwa. Odpadnięcie z Ligi Mistrzów może nie jest najlepszym momentem na podejmowanie takiej decyzji. Chciałbym zobaczyć, jak Guardiola – nawet po rozczarowującym sezonie – zostaje, wraca do gry i trzyma się swojej filozofii. To byłoby interesujące”.
W głowie Guardiola często ma mętlik. By podjąć decyzję, jego mózg musi pracować na najwyższych obrotach. Ale nawet po wyciągnięciu ostatecznych wniosków Guardiola wciąż powraca do sprawy i rozważa słuszność swojego postępowania. Nie potrafi uciec przed przeznaczeniem (trenowaniem, powrotem do Barcelony), ale jest jednocześnie niezdolny do tak intensywnego życia, bo wie, że prędzej czy później poczuje się przytłoczony. Jego świat jest pełen wątpliwości, rozważań i oczekiwań, którym nie potrafi sprostać. Są z nim zawsze i wszędzie: gdy gra w golfa z przyjaciółmi, gdy wyleguje się na kanapie w domu, oglądając film ze swoją partnerką Cris i ich trojgiem dzieci, gdy nie może usnąć. Gdziekolwiek jest, zawsze pracuje, myśli, decyduje, nieustannie wszystkiego docieka. Jedyną metodą na oderwanie się od pracy (i ogromnych oczekiwań) jest całkowite zerwanie więzi, jakie go z nią łączą.
Przybył do Barcelony w 2007 roku jako pełen życia nowicjusz, nowy trener drużyny B. Odszedł wyczerpany jako trener pierwszego zespołu, pięć lat i 14 tytułów później. Nie musisz wierzyć mi na słowo. Podczas konferencji prasowej, na której ogłosił swoje odejście, Pep sam przyznał, jak bardzo jest wycieńczony.
Pamiętasz, kiedy przed galą rozdania Złotej Piłki 2011 zostałeś spytany o Pepa? Obaj siedzieliście na konferencji prasowej, która poprzedzała przyznanie ci nagrody za osiągnięcia życiowe i uznanie Pepa trenerem roku. Twoja odpowiedź była szczera: „Gdzie Guardiola miałby pójść, żeby czuć się lepiej niż u siebie w domu? Nie rozumiem, dlaczego miałby chcieć to wszystko zostawić”.
Tego samego dnia Andoni Zubizarreta, dyrektor sportowy Barcelony i wieloletni przyjaciel Pepa, mając świadomość wpływu, jaki wywarła na niego rozmowa z tobą w Nyonie, i szacunku, jakim cię darzy, odniósł się do twoich słów, mówiąc do Guardioli: „Słuchaj, co ten mądry człowiek, Alex Ferguson, pełen doświadczenia sportowego i życiowego, mówi…”. Na co Pep, który wcześniej wyjawił Zubiemu, że rozważa odejście po zakończeniu sezonu, odparł: „Ty draniu. Zawsze szukasz sposobów, żeby zbić mnie z tropu!”.
Sir Aleksie, wystarczy, że spojrzysz na zdjęcia Pepa wykonane po tym, jak objął pierwszą drużynę Barcelony w 2008 roku. Był młodo wyglądającym 37-latkiem. Gorliwym, ambitnym i energicznym. A teraz spójrz na niego cztery lata później. Nie wygląda na 41 lat, prawda? Tego ranka w Nyonie był trenerem, jednostką biorącą udział w zawrotnym procesie wznoszenia klubu na nowe wyżyny, pomagającą drużynie w tworzeniu historii. Pep odkrył innowacyjne rozwiązania taktyczne jeszcze przed waszą krótką pogawędką nad Jeziorem Genewskim, ale w następnych sezonach miał bronić się i atakować jeszcze bardziej rewolucyjnymi metodami, a jego piłkarze mieli wygrać prawie wszystkie rozgrywki, w których brali udział.
Problem polegał na tym, że każde zwycięstwo było kolejnym krokiem przybliżającym go do upadku (a nie oddalającym od niego).
Naród potrzebował tymczasowych wzorów do naśladowania, które zapobiegłyby kryzysowi i wykreowałyby Pepa na społecznego przywódcę, perfekcyjnego człowieka – ideał. To wiele nawet jak dla Pepa. Jak wiesz, sir Aleksie, nikt nie jest idealny. I możesz się z tym nie zgodzić, ale jest bardzo, bardzo niewielu ludzi, którzy są w stanie unieść tak wielki ciężar spoczywający na ich barkach.
Bycie trenerem w Barcelonie wymaga ogromnej energii, stąd też po czterech latach, kiedy mecze w Lidze Mistrzów nie sprawiały mu już radości, kiedy przez Real Madryt La Liga stała się wycieńczającym wyzwaniem zarówno na boisku, jak i poza nim, Pep uznał, że nadszedł czas na opuszczenie tego nieokiełznanego świata, któremu służył – z zaledwie sześcioletnią przerwą – odkąd skończył 13 lat. A kiedy powróci, a na pewno powróci, czy nie lepiej zrobić to jako ten, który wcześniej odszedł, będąc u szczytu?
Spójrz jeszcze raz na zdjęcia Pepa, sir Aleksie. Czy teraz lepiej widać, że dał Barcelonie wszystko, co miał?