- W empik go
Perfidny manipulant - ebook
Perfidny manipulant - ebook
Piąty i ostatni tom serii „Rodzina Santo”.
Kansaski boss i zaginiona księżniczka Bratwy – to nie może skończyć się dobrze…
Kiedy Cristiano Vitto przypadkiem trafia na Angelicę Mitchell, od razu rozpoznaje w niej zaginioną przed laty córkę wroga. Postanawia wykorzystać kobietę do własnych celów, aby dopaść jej ojca, a tym samym zapewnić bezpieczeństwo sobie i siostrze. Zaślepiony żądzą zemsty nie przewiduje tego, jak łatwo jego plan może obrócić się przeciwko niemu.
Angelica pamięta z dzieciństwa jedynie tyle, że jej ojciec był tyranem, który chciał ją skrzywdzić, dlatego pod osłoną nocy uciekła z matką z domu. Gdy po latach wraca na stałe do Kansas City, nie ma pojęcia, że znalazła się na celowniku gangsterów, a jeden z nich zechce ją wykorzystać.
Najgorsze, że drań rozkocha ją w sobie, a ona mu zaufa. Szybko się jednak przekona, że wcale nie powinna.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-659-8 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gdy w moim życiu pojawiła się Melody, oszalałem z radości. Choć kuzynka urodziła się, kiedy ja miałem już pięć lat, to z miejsca ją pokochałem. Od dnia jej narodzin ojciec ze stryjem wpajali mi, że moim obowiązkiem będzie jej strzec, i pomimo tego, że ich wtedy nie rozumiałem, uznałem to zadanie za życiową misję.
Kiedy do naszego duetu dołączył Adamo, byliśmy już z Mel praktycznie nierozłączni. To ja dopingowałem ją, gdy stawiała pierwsze kroki. To ja uczyłem ją pierwszych zabaw, a potem razem przekazywaliśmy tę wiedzę jej bratu.
Miałem niespełna dziesięć lat, gdy moje życie zaczęło się rewolucjonizować. Ojciec przestał być dla mnie taki łaskawy. Poznałem, czym jest uderzenie pasem, dostałem swój pierwszy nóż, a także rozpocząłem nauki walki. Znienawidziłem dorosłych za to, że nie mogę już całego czasu spędzać z kuzynostwem i że tyle się ode mnie wymaga.
A jednak moje nastawienie uległo zmianie, gdy w domu pojawiła się Gemma – mała, śpiąca spokojnie w białej kołysce. Wystarczyło jedno spojrzenie na jej owłosioną główkę, by mój świat stanął w miejscu.
To dopiero braterska miłość.
Zrozumiałem, że muszę stać się silny i dzielny, by móc jej strzec niczym oka w głowie. Że nigdy nie pozwolę jej skrzywdzić. Że będę ją chronić tak, jak Melody i Adamo, a nawet mocniej, bo to moja siostra i jeśli papy zabraknie, to ode mnie będzie zależeć jej bezpieczeństwo.
Przez lata wpajano mi, że zawsze i za wszelką cenę mam bronić swoich najbliższych. I to właśnie to wychowanie doprowadziło do tego, że zabiłem bossa kansaskiej mafii. Że zastrzeliłem własnego ojca. A dlaczego? By ochronić Melody przed niekonsekwencją i hipokryzją jej stryja.
A co w tym wszystkim jest najzabawniejsze? A to, że wszyscy myślą, że zostałem zmanipulowany. Że nie znałem faktów. Że Antonio zginął niepotrzebnie, a ja mam z tego powodu wyrzuty sumienia.
Mylą się.
Może w innym czasie, innym sposobem, ale i tak bym go zabił.
Dla bezpieczeństwa najbliższych.ROZDZIAŁ 1
Cristiano
Dwadzieścia trzy lata temu…
Korzystając z tego, że z samego rana mama wróciła z sanatorium, biegnę korytarzem rezydencji wprost do sypialni rodziców, ocierając po drodze ściekającą z kącika moich ust krew.
– Mamo, nie chcę więcej uczyć się bić! – zawodzę, wchodząc do sypialni. – Te lekcje bolą!
Podnoszę zapłakane oczy, szukając wzrokiem rodzicielki, a następnie zamieram w pół kroku. Mama stoi przed białą kołyską, trzymając w ramionach charakterystyczne zawiniątko.
– C-co to? – pytam, wskazując na jej ręce.
Kobieta odkłada kocyk do kołyski i kiwa na mnie głową, bym podszedł bliżej. Spełniam jej polecenie, ciekaw tego, co zaraz usłyszę.
– To twoja siostrzyczka, Cristiano – oznajmia cicho, głaszcząc mnie po głowie.
– Siostrzyczka? – powtarzam zaskoczony.
Nie wiedziałem, że zostanę starszym bratem. Mama przez ostatnie trzy miesiące była w zagranicznym kurorcie i jak dotąd ani ona, ani papà nie wspominali, że spodziewamy się nowego członka rodziny.
Staję na palcach, a następnie zaglądam do środka ruchomego koszyka. Moim oczom ukazuje się mała główka z masą jasnych włosków.
– Melody i Adamo też byli tacy mali… – zauważam zachwycony.
– Tak. I ty również – szepce z lekkim uśmiechem. – A od teraz jesteś starszym bratem.
– Jak ma na imię? – pytam cicho, głaszcząc siostrzyczkę przez kocyk.
– Gemma.
– Gemma – powtarzam. – Podoba mi się – przyznaję, uśmiechając się do mamy.
W tym momencie niemowlę w kołysce przeciąga się, a także zaczyna płakać. Odruchowo przesuwam dłoń na jej małą piąstkę.
– Ciii… Nie płacz. – Próbuję ją pocieszyć.
Siostrzyczka chwyta mnie mocno małymi paluszkami za palec wskazujący i po sekundzie milknie, znowu zasypiając.
– Widzisz? – zaczyna mama. – Ona czuje, że ma starszego brata, który zawsze zdoła ją obronić.
– Tak jak Mel i Adamo? – upewniam się.
– Dokładnie – potwierdza, całując mnie w czubek głowy.
– A więc muszę nauczyć się bić, żeby wszyscy zawsze byli bezpieczni – odpowiadam stanowczym głosem.
Mama wybucha cichym, ale ciepłym śmiechem.
– Czyli już nie będziesz się kłócił o swoje treningi? – docieka, mierzwiąc mi włosy.
– Nie – oznajmiam, patrząc na śpiącą dziewczynkę. – Będę silny dla niej.
Pięć lat później…
Wchodzę do pokoju siostry, a następnie znajduję ją na wielkim łóżku. Leży zwinięta w kłębek i trzęsie się od płaczu.
Przełykam gulę w gardle.
Muszę być dla niej silny.
– Gem… – szepczę cicho, wdrapując się na materac.
– M-mama! O-ona umm-alła! – szlocha w poduszkę.
Przyciągam jej małe ciało do swojego.
– Wiem, mała…
– Boję się – szlocha.
– Czego? – pytam natychmiast.
– Ze ty i papà tez umzecie i zostanę sama!
Przytulam siostrzyczkę mocniej, próbując dodać jej otuchy.
– Gemma, zawsze będę przy tobie – zapewniam z mocą. – Nigdy nie umrę. Zamierzam pilnować, żebyś zawsze pozostała bezpieczna i szczęśliwa.
– O-obiecujes, ze mnie n-nie zostawis? – pyta, spoglądając na mnie zapłakanym wzrokiem.
– Przysięgam.
– Och, kochani! – Do pokoju zagląda ciocia Monica, nie widzę z nią jednak ani Mel, ani Adamo. – Jak się trzymacie?
Nie odpowiadam jej, tylko nadal tulę do siebie drżące ciało mojej małej siostrzyczki.
– Daj mi ją – nakazuje kobieta, pochylając się nad łóżkiem.
– Nie.
Ciotka w zdumieniu rozszerza oczy, ale po chwili kiwa głową i ponownie sięga do Gemmy.
– Nie! – Dziewczynka krzyczy do niej, na co ta ponownie zamiera.
– Damy sobie radę sami – odpowiadam chłodno, mierząc kobietę stanowczym spojrzeniem przyszłego bossa.
Po krótkiej chwili wahania odpuszcza i wychodzi z pokoju, a ja przytulam siostrę mocniej do swojego ciała, nucąc jej jedną z kołysanek, którą zawsze śpiewała nam mama. Już po kilku minutach dziewczynka zasypia, więc otulam ją kocem, po czym cicho opuszczam jej sypialnię.
Przemierzam korytarze rezydencji, lecz przechodząc obok gabinetu ojca, przystaję, ponieważ z wewnątrz dochodzą krzyki. Nie zważając na konsekwencje, uchylam minimalnie drzwi i nasłuchuję.
– Przysięgam, Smirnov, że mi za to zapłacisz! Nie podaruję ci śmierci mojej żony!
Mimowolnie cały się napinam. Przecież wszyscy powiedzieli, że mama umarła na skutek pęknięcia wyrostka robaczkowego.
– Czego on chciał? – dochodzi mnie głos stryja.
– Przyznał się, że to on kazał ją otruć! – wrzeszczy w odpowiedzi. – Moją ukochaną żonę! Moją słodką Gabriellę… – Zanosi się szlochem.
Pierwszy raz słyszę, by ojciec płakał. Ten mężczyzna nigdy nie okazuje słabości. Nigdy.
– Musimy zaplanować odwet! – oponuje jego brat. – Musimy przypuścić atak!
– Nie mam pewności, czy w naszych szeregach nie ma więcej zdrajców. Nie narażę życia moich dzieci nieprzemyślanym ruchem!
W gabinecie rozbrzmiewa huk roztrzaskiwanego szkła, więc pospiesznie zamykam drzwi, a następnie wracam do swojego pokoju.
Nie wiem, kiedy i jak, ale jeśli ojciec nie pomści matki, to ja na pewno to zrobię.
Teraz jednak muszę się skupić na bezpieczeństwie Gemmy.ROZDZIAŁ 2
Cristiano
Obecnie…
– Musimy przestać to robić. – W gabinecie rozlega się cichy, a także wyraźnie zdyszany głos.
– Ale o czym mówisz? – pytam niewinnie, zapinając rozporek.
– Przyszłam tu do twojej siostry, a znowu wylądowałam na tym biurku – stwierdza z rozbawieniem kobieta, poprawiając spódniczkę.
– Zacznij więc przychodzić tu też do mnie – mruczę wprost w jej długą szyję.
– Przestań. Ustaliliśmy, że nikt się o nas nie dowie. Poza tym Gemma może wrócić w każdej chwili – napomina mnie.
– Nie wróci jeszcze przez przynajmniej piętnaście minut – odpowiadam, spoglądając na zegarek. – Odkąd Elliot zabiera ją codziennie na lunch, młoda wykorzystuje przerwę w całości, co do minuty – podkreślam. – Gdyby nie fakt, że musi odpracować każde spóźnienie, pewnie przeciągaliby te schadzki w nieskończoność.
Na moje słowa Angie wybucha cichym chichotem.
– To nie zmienia faktu, że nie możemy przy każdej mojej wizycie kończyć w ten sposób – stwierdza, kręcąc głową.
– Jeśli znudziło ci się biurko, to mam tu jeszcze stół, dwa fotele i wygodną sofę – zauważam, ugniatając jej jędrny pośladek.
– Wiesz, o czym mówię! – beszta mnie, klepiąc w pierś.
– Wiem. I wiem również, że próbujesz teraz oszukać samą siebie. A chcesz wiedzieć, skąd to wiem? – zagaduję konspiracyjnym szeptem.
Brunetka jak zahipnotyzowana kiwa głową.
– Bo przychodzisz tu zawsze w przerwie na lunch, choć Gemmy nigdy nie ma wtedy w biurze. No i zawsze masz na sobie spódniczkę lub sukienkę, bym mógł szybciej się do ciebie dobrać – szepczę wprost do jej ucha.
Oddech kobiety staje się płytszy.
– Och, no dobra. Masz mnie – oznajmia z frustracją. – Rozum podpowiada mi, że nie możemy, ale moje ciało… – Zawiesza głos, więc kończę za nią.
– Twoje ciało jest spragnione mojego dotyku.
– Tak – przyznaje z trudem.
– No to przestańmy się ukrywać – proponuję.
– C-co? – duka zaskoczona.
– Przestańmy się ukrywać – powtarzam. – Zacznijmy oficjalnie randkować.
– T-to nie jest właściwe. Wszyscy pomyślą, że poleciałam na twoje pieniądze… – bąka nieśmiało.
– Nie obchodzi mnie, co pomyślą inni – zapewniam z mocą. – Obchodzisz mnie ty.
Angelica odsuwa się ode mnie na kilka kroków.
– Muszę nad tym pomyśleć. Muszę…
– Angie! – Od drzwi dobiega nas radosny głos mojej siostry.
Też jędza ma wyczucie.
Moja partnerka natychmiast wykorzystuje okazję i rusza w stronę Gemmy.
– Cześć, kochana, jak lunch? – pyta, ściskając się z przyjaciółką.
– Elliot ma jakieś spotkanie i musieliśmy go skrócić, ale na dole powiedzieli mi, że na mnie czekasz – odpiera z uśmiechem, jednak jej spojrzenie zdradza czujność.
– Tak, chciałam przedyskutować z tobą temat koloru sukien dla druhen – informuje Angelica, po czym chwyta Gem pod ramię i ciągnie ją ku wyjściu z gabinetu.
– Nie, zostają niebieskie! – zapiera się moja siostra.
– Pa, Cristiano! – woła Angie, ignorując słowa przyjaciółki. – Dziękuję, że mogłam u ciebie poczekać!
– Zawsze do usług! – wołam za nimi z szerokim uśmiechem.
Gdy tylko zostaję w pomieszczeniu sam, siadam w fotelu i zaczynam myśleć nad kolejnymi etapami mojego planu.
Odkąd ponad pół roku temu wyznałem Dimitrijowi, że mam w zasięgu ręki jego zaginioną córkę, sprawy z Bratwą się uspokoiły. Oczywiście nie obyło się bez dowodów na jej istnienie, więc wysłałem mu kilka jej włosów i chusteczkę poplamioną krwią kobiety. To ostudziło zapędy tego sukinsyna, a w efekcie od tamtej pory drań trzyma się swoich granic.
Nie wiem tylko, na jak długo.
O tym, że temu staremu bydlakowi zaginęła córka, wiem od samego początku. Mój ojciec nawet osobiście włączył się w poszukiwania, mając nadzieję, że w ten sposób coś na tym ugra. Niestety, zarówno żona Smirnova, jak i ta mała po prostu rozpłynęły się w powietrzu, a ślad po nich zaginął.
Do czasu.
Kiedy po raz pierwszy ujrzałem Angelicę w swoim biurze, na dodatek w towarzystwie Gemmy, nie byłem do końca pewny, czy wzrok nie płata mi figla. Jej łudzące podobieństwo do ojca nie dla wszystkich jest tak oczywiste, jak dla mnie. No ale jeśli ktoś ma obsesję na czyimś punkcie, to dostrzeże każdy, nawet najmniejszy szczegół.
Na szczęście moje przypuszczenia potwierdziła mała blizna na jej nadgarstku. Znak rozpoznawczy, niepodany do wiadomości publicznej, o którym dowiedziałem się dzięki swoim szpiegom.
Nie wiem, czemu Dimitrij do tej pory nie poddał się w swoich poszukiwaniach zaginionej córki. Nie znam również okoliczności jej porwania, ale mało mnie to interesuje. Najważniejsze, że dziewczyna jest teraz w moich rękach. Słodka, chętna i naiwna.
Wykorzystam ją w każdy możliwy sposób, byleby Smirnov trzymał się od nas z daleka.
– Panie Vitto, pana gość przybył. – W interkomie rozbrzmiewa głos mojej sekretarki.
– Wpuść go.
Wstaję z miejsca i obchodzę biurko, by już po chwili ściskać dłoń Williama Rocka.
– Panie Rock, witam. Co pana do mnie sprowadza? – zagajam uprzejmie.
– Panie Vitto. – Mężczyzna mierzy mnie surowym spojrzeniem. – Złożył pan ofertę kupna mojej firmy, choć wcale nie ogłaszałem, iż myślę o jej sprzedaży – informuje sucho.
Przytakuję w zrozumieniu. Spodziewałem się, że właśnie ta propozycja jest powodem jego wizyty.
– Nie ogłaszał pan tego – przyznaję, proponując mu miejsce na kanapie – ale wiem, że chodzi to panu po głowie. Napije się pan czegoś? – pytam z lekkim uśmiechem.
– Nie – ucina stanowczo. – Skąd ma pan takie informacje? – drąży wściekle.
Poprawiam poły marynarki, gdyż zaczyna mnie denerwować ton wypowiedzi mojego gościa.
– Cóż, pana żona wspomniała o tym podczas rozmowy z Rebecką Black, a ona z kolei poruszyła ten temat podczas jednej z rodzinnych kolacji… – przyznaję, wzruszając lekko ramionami.
– Rodzinnych kolacji… – powtarza mężczyzna z niesmakiem. – Widzę, że już pan sobie urobił rodzinę Blacków.
Unoszę brew, a następnie zakładam ramiona na piersi, przyjmując pewniejszą postawę.
Okej, pora uciąć te niewygodne insynuacje.
– Nie rozumiem, do czego pan zmierza – odpieram sucho.
– Pan myśli, że ja jestem taki głupi? – sapie. – Pana siostra zniszczyła przyjaźń mojego syna z Elliotem i młodym Sannerem! A teraz, gdy Jonathan został uznany za zaginionego, wy planujecie ślub łączący obie rodziny! Coś mi tu śmierdzi – kwituje, celując we mnie palcem. – Prawdziwi przyjaciele nie zrywają ze sobą tak łatwo kontaktów. Nawet gdy w grę wchodzi kobieta, to po jakimś czasie dochodzą do porozumienia – zauważa. – A tu jednak nie widzę, by młody Black był zaniepokojony zniknięciem Jonathana.
– Co pan sugeruje?! – pytam oburzony.
Skurwiel zaczyna za bardzo węszyć.
– A to, że dowiem się, co stało się z moim synem. I nie oszczędzę przy tym nikogo – informuje z wyraźną groźbą w głosie.
Następnie Rock rusza do drzwi, lecz zatrzymuje się z ręką na klamce.
– I jeszcze jedno. Na pewno nie dostanie pan mojej firmy – zaznacza. – Po moim trupie!
W końcu mężczyzna opuszcza gabinet, a ja sięgam do kieszeni po telefon.
– William Rock – mówię na wstępie, gdy tylko mój zastępca odbiera połączenie. – Niech to wygląda na samobójstwo z żalu po zaginionym synu.
– Tylko on czy jego żona również? – pada spokojne pytanie.
– Tylko on – decyduję bez namysłu. – Mniej problemów ze sprawą spadkową i spadkobiercą.
Kończę połączenie, a następnie jak gdyby nigdy nic wracam do biurka.
No cóż, Rock sam zaznaczył, że zdobędę tę firmę dopiero po jego trupie.
Odkąd przejąłem stery nad całym biznesem, sukcesywnie wykupuję większe przedsiębiorstwa na terenie Missouri. Może i stan Kansas znajduje się w obrębie moich wpływów, ale Kansas City muszę się dzielić z pierdoloną Bratwą. Choć początkowo moim planem było pozbycie się tych ruskich gnojków tylko z granic miasta, tak z czasem postanowiłem przejąć cały ich stan. Kupując w tajemnicy firmy spedycyjne, tworzę swoją sekretną trasę przemytową, a skurwiele nawet nie podejrzewają, że transportuję własny towar tuż pod ich obsmarkanym nosem.
Smirnov nie ma o tym pojęcia, ale w tym momencie jestem już cichym właścicielem pięćdziesięciu prężnie działających firm przewozowych w stanie Missouri. Sukcesywnie wprowadzam do nich moich ludzi, by w odpowiednim momencie uderzyć z pełną mocą.
Otoczę ich, zabiję i powiększę swoje wpływy.
A przy okazji się zemszczę.
***
– Dobra, Gem, przejdź na stanowisko poćwiczyć rzuty nożem, a ja w tym czasie skopię dupsko twojemu narzeczonemu – nakazuję siostrze, pomagając jej podnieść się z maty.
– Nie bądź dla niego zbyt brutalny – napomina mnie z uśmiechem. – Potem nie chce mnie nawet przytulić, bo wszystko go boli – ironizuje.
Przewracam oczami, po czym spoglądam na przyszłego szwagra, który już maszeruje w moją stronę.
– Nie moja wina, że z niego taki mięczak – kwituję na tyle głośno, by mnie słyszał.
– Nie mów tak o mnie! Ja nie trenuję od dziesiątego roku życia! – oburza się, jednak na jego ustach gości znajomy uśmiech.
– Od dziewiątego – poprawiam go. – A teraz chodź i pokaż, czy zapamiętałeś coś z zeszłego tygodnia – podjudzam go, a chłopak natychmiast na mnie napiera, udowadniając przy tym, że moje nauki nie poszły w las.
Moje sparingi z Elliotem zaczęły się zupełnie przypadkowo. Przyjechał pewnego dnia z Gemmą na jej cotygodniowy trening i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zaczął jej krytykować i głośno wytykać, gdzie dziewczyna robi błędy. Mnie to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – oto w końcu znalazł się ktoś, kto potwierdzał moje słowa, które nieustannie próbuję wbić siostrze do głowy. Jednak Gemma… Nie, ona nie pozostawiła tych uwag bez echa. W jednym momencie rzuciła rękawice ochronne na podłogę i powiedziała, że mam skopać Blackowi dupsko.
Jakże mógłbym jej odmówić?
Oczywiście Elliot mnie zaskoczył, bo sam chętnie wszedł wtedy na matę. Nie powiem, od rozmowy w magazynie nasze stosunki uległy poprawie, a on przestał się mnie bać. A przynajmniej już nie w takim stopniu, jak na początku. Byłem nawet mile zaskoczony jego umiejętnościami w walce, ponieważ okazał się w niej dość dobry.
Ale nie tak dobry, by nie móc stać się lepszym.
Z tego powodu chłopak zaczął regularnie przyjeżdżać na treningi z Gemmą. On czerpie z tego frajdę, ponieważ uczy się czegoś, co lubi, a ja z kolei jestem spokojniejszy, gdyż znam jego umiejętności.
W końcu dupek w przyszłości ma chronić moją siostrę.
Uśmiecham się, gdy stopa Blacka prawie trafia w mój nos.
– Co tak słabo? – ironizuję, trafiając jednocześnie w jego udo. – Gem uderzyła mnie więcej razy niż ty, choć jest tu najmłodsza! – zauważam z drwiną.
– Daj mi chwilę, dopiero się rozgrzewam – warczy zły.
Chłopak po chwili ponawia atak, a ja w ciszy puchnę z dumy.
W ciszy, bo przecież nie pochwalę go na głos.
Dobrą zabawę niespodziewanie przerywa nam Gemma, która zapłakana podbiega do maty.
– Co się stało? – pytam przejęty, wciągając siostrę w objęcia.
– Dzwoniła Mel – szlocha. – Clara nie żyje.
Robię krok w tył, totalnie zszokowany.
– Żona Alessandro? – upewniam się, na co ona przytakuje. – Ale co się stało?! Ktoś ją zaatakował?!
– Nie… Podobno jakiś tętniak… – tłumaczy, ścierając łzy. – Nie przeżyła operacji.
– Kurwa! – wrzeszczę na całe gardło, targając się za włosy.
Nie, nie, nie… To się nie dzieje naprawdę.
– Pogrzeb w czwartek. Kameralna uroczystość, tylko najbliżsi – dodaje Gem zza moich pleców.
Pospiesznym krokiem ruszam w stronę wiszącego nieopodal worka treningowego. Zaczynam go okładać co sił w rękach i nogach, próbując wyrzucić z siebie wszelkie emocje i paraliżującą mnie od wewnątrz bezsilność.
Poznałem Clarę w sierpniu, podczas wesela, i choć Adamo opowiedział mi o sytuacji dziewczyny, a także o powodzie tak nagłego ślubu, to bez większego trudu dało się zauważyć, że między Alessandro i jego wybranką zdążyła zrodzić się pewna nić sympatii i porozumienia. Moje przypuszczenia potwierdziły się kilka miesięcy później, gdy zawitałem na jeden dzień do Nowego Jorku. Od Santo biło takie szczęście, że w pewnym stopniu zazdrościłem przyjacielowi takiego związku.
Przebiegam w myślach przez plany na czwartek. Do miasta przyjedzie transport broni, ale odbiorem zajmie się któryś z moich zaufanych ludzi. Kilka spotkań w firmie, a te mogę odwołać lub wysłać na nie moją asystentkę. Dodatkowo obiad z gubernatorem, jednak bez problemu da się przełożyć go na wczesną kolację. Akurat ten drań dostosuje się do moich warunków bez zająknięcia.
– Wiadomo, o której pogrzeb? – pytam, odwracając się do siostry.
– O dwunastej.
– Wylatujemy o siódmej – oświadczam. – Lecisz z nami? – rzucam w stronę Elliota.
– Jeśli mogę.
– No to uzgodnione. A teraz wracaj na matę, chcę skończyć trening i zająć się interesami.
– Jesteś w morderczym nastroju – zauważa niepewnie Black, podchodząc bliżej.
– Tym bardziej powinieneś się postarać – oznajmiam, czekając na jego atak. – Nie chcemy, żebyś stał na pogrzebie z obitą mordą.
– Kurwa, w takich chwilach na nowo zaczynam się ciebie bać – mamrocze, przybierając właściwą pozycję.
Nie odpowiadam. Po prostu na niego napieram.ROZDZIAŁ 3
Angelica
Czytam uważnie umowę na kolejną sesję reklamową. Normalnie zająłby się tym mój agent, ale wydarzenia sprzed kilkunastu miesięcy sprawiły, że przestałam ufać obcym nawet w takich kwestiach.
– Kontrakt wymaga poprawek – zwracam się do osoby po drugiej stronie stołu. – Nie pokażę swojej twarzy. Sesja albo będzie obejmować mnie od szyi w dół, albo mam mieć jakąś maskę – żądam.
– Nie rozumiem, czemu chce pani ukrywać tak piękną twarz – stwierdza przymilnie mężczyzna. – Jest pani piękną kobietą.
Nie komentuję jego słów. Tylko raz w życiu dałam się na to namówić i potem gorzko tego żałowałam.
– Nie zmienię zdania – oznajmiam sucho.
– Panie Roben, maski to dobry pomysł – wtrąca się dziewczyna siedząca obok swojego przełożonego. – Dzięki nim postać modelki wyda się bardziej tajemnicza, a prezentowana przez nią bielizna jeszcze seksowniejsza – zauważa, posyłając mi konspiracyjny uśmiech.
– Dobrze – kapituluje jej towarzysz. – Wprowadź zatem zmiany do kontraktu. Czy należy zmienić coś jeszcze? – zwraca się już bezpośrednio do mnie.
Jeszcze raz przeglądam umowę. Termin pasuje, stawka również. Miejsce sesji jest mi znane, a współpracująca pani fotograf jest niezawodna w swoim fachu.
– Nie, reszta się zgadza. Gdy tylko dacie mi poprawioną umowę, od razu ją podpiszę.
– Corrine, zajmij się tym natychmiast – rozkazuje Roben podwładnej, a kobieta pospiesznie wstaje z miejsca i wychodzi z gabinetu, zostawiając nas samych. – Może dla uczczenia nadchodzącej współpracy dałaby się pani zaprosić na obiad lub kolację? – zagaja mężczyzna, spoglądając na mnie znacząco.
– Nie mieszam spraw zawodowych z życiem prywatnym – ucinam stanowczo jego próby.
– No cóż, jeszcze nie rozpoczęliśmy współpracy na tle zawodowym, gdyż sesja zacznie się dopiero za dwa tygodnie – kontrargumentuje z aroganckim uśmiechem.
– W momencie, w którym mój podpis zagości na wydrukowanych przez pana pracownicę kartkach umowy, stanie się pan moim szefem. Co prawda na czas określony, ale jednak. – Posyłam mu chłodne spojrzenie. – Nie spoufalam się z przełożonymi i współpracownikami. Nigdy – akcentuję. – To źle rzutuje na moją karierę.
– Ale ja nikomu nie zdradziłbym ani słówka – zapewnia pospiesznie, kładąc swoją dłoń na mojej.
Przewracam w duchu oczami. Siedzący naprzeciwko mnie facet jest po czterdziestce. Okej, może i trzyma się dobrze jak na ten wiek, ale skąd u niego założenie, że każda kobieta chce się znaleźć z nim w łóżku?
Nadęty buc.
– Widzę, że muszę powiedzieć to jaśniej – odzywam się w końcu, zmuszając swoje usta do rozciągnięcia się w uśmiechu. – Nie jestem zainteresowana żadnymi romansikami, a jeśli jeszcze raz pana ręce dotkną mojego ciała, gorzko pan tego pożałuje. To samo tyczy się całej męskiej części załogi studia. Czy wyraziłam się wystarczająco dobitnie?
Roben robi wielkie oczy, a także pospiesznie zabiera swoją dłoń z mojej.
– Zgadzam się na sesję zdjęciową reklamującą waszą bieliznę, ale na nic więcej. Jeśli ktoś przekroczy granice wytyczone w kontrakcie, pana firma słono za to zapłaci.
– Doprawdy? – pada z jego ust, a w głosie da się wyczuć ironię.
W tym momencie koleś już nie bawi się w czarującego playboya. Teraz to czysty drapieżnik polujący na swoją ofiarę.
– A co niby może pani zrobić? Jest pani tylko zwykłą modelką, jak wiele innych. Nikt nie da wiary pani słowom, jeśli powiem, że to pani mnie uwiodła. Mogę cię zerżnąć, słoneczko, tu i teraz, nawet wbrew twojej woli, a i tak nikt by ci nie uwierzył, gdybyś poszła się komuś poskarżyć. To zrujnowałoby twoją karierę.
Nadęty buc do kwadratu.
Uśmiecham się słodko, co wyraźnie zbija mężczyznę z tropu, a następnie wyciągam z torebki mały dyktafon. Nie odrywając wzroku od twarzy mojego towarzysza, puszczam mu ostatnie fragmenty naszej rozmowy, a ten, przerażony, wciąga głośno powietrze.
– Zapomina pan, że jestem doświadczoną modelką – odpowiadam zimno. – To, że nie współpracuję już z żadnym agentem, nie czyni ze mnie bezbronnej i naiwnej dziewczynki. Pracuję w tym zawodzie od wielu lat i wiem, jak się bronić przed takimi szumowinami jak pan, dlatego radzę trzymać łapy przy sobie. I nad językiem również radzę popracować – dodaję, uśmiechając się z triumfem.
Mężczyzna chce coś wtrącić, lecz do pokoju wraca Corrine.
– Poprawiłam umowę. Proszę zerknąć, czy wszystko się zgadza.
Spoglądam ponownie na kartki. Po upewnieniu się, że wszystko jest w porządku, chwytam długopis, jednak przed złożeniem stosownego podpisu podnoszę wzrok na mężczyznę po drugiej stronie stołu.
– Czy dla pana warunki naszej współpracy również są zrozumiałe? – pytam z lekkim uśmiechem.
– Tak – ucina sucho.
Zadowolona ze swojego zwycięstwa składam podpis na pierwszej kopii kontraktu, pokazując kutasowi, kto tak naprawdę ma władzę.
Nigdy więcej nie dam się wciągnąć w jakieś bagno.
***
Wracam do mieszkania w dobrym humorze. Nalewam sobie kieliszek ulubionego wina i rozsiadam się na balkonowej huśtawce. Uwielbiam obserwować z tego miejsca tętniące życiem miasto. Choć przeprowadziłam się tu dopiero po tym, jak Blackowie przejęli nade mną opiekę, uważam je za swój dom, do którego zawsze chętnie wracam.
Większość mojego dotychczasowego życia spędziłam na walizkach. Z matką nigdy nie mieszkałyśmy w jednym mieście dłużej niż rok, a jestem pewna, że przeprowadzałybyśmy się jeszcze częściej, gdyby nie moja szkoła.
Gdy przy jednej przeprowadzce zbuntowałam się i zapytałam ją, dlaczego non stop zmieniamy dom, wyznała, że nie chce nigdy więcej spotkać mojego ojca. Że to zły człowiek i ona nie pozwoli, by ponownie zrobił mnie lub jej samej krzywdę. Była przy tym tak przerażona, że skapitulowałam. Nigdy więcej nie kłóciłam się z nią w tym temacie. To pozostawało jej obsesją, którą po prostu musiałam zaakceptować.
Jednak ta stała ucieczka miała również swoje plusy. Poznałam bardzo dużą część Stanów Zjednoczonych. Mama starała się wynagrodzić mi ciągłe przeprowadzki, pokazując wszelkie atrakcje nowych miast. Dzięki niej pokochałam podróże i to do tego stopnia, że gdy w sieci pojawiło się ogłoszenie o castingu dla początkujących modelek, od razu się zgłosiłam.
Bo przecież modelki stale podróżują.
Od zawsze byłam świadoma swojej urody. Odziedziczyłam ją zresztą po matce. Długie, ciemne i lekko falowane włosy, gęste rzęsy, pełne usta i typowo kobieca figura. Jej znajomi zawsze powtarzali, że wyrosnę na prawdziwą piękność.
I nieskromnie przyznam, że mieli rację.
Kiedy pewnego dnia wróciłam do domu z castingu i pochwaliłam się mamie, że firma modelingowa chce podpisać ze mną umowę, ta mało nie padła na zawał. Nie rozumiałam wtedy jej reakcji, bo była skrajnie odmienna od mojej. Gdy ja skakałam z podekscytowania, matka zaczęła krzyczeć, że oszalałam, że ona się nie zgadza, że wtedy on nas znajdzie.
– Ale kto nas znajdzie? – zapytałam wówczas.
– Twój ojciec! – krzyczała w szale.
A tak, w całej tej euforii zdążyłam zapomnieć o obsesji własnej rodzicielki. I choć cały czas szanowałam jej starania, by nas od niego odciąć, tak nie chciałam do końca życia uciekać przed niewyraźną plamą z dziecięcych wspomnień, tym bardziej kosztem spełniania marzeń.
Po długich rozmowach znalazłyśmy rozwiązanie – mogłam zostać modelką, mogłam brać udział w kampaniach reklamowych, ale nigdy nie wolno mi pokazywać twarzy. Miałam przysiąc, że żaden bilbord czy reklama w TV nie ujawnią mojego pełnego wizerunku.
Na taki warunek mogłam się zgodzić.
Tym sposobem znalazłyśmy kogoś, kto prowadził moją modelingową karierę. W wieku szesnastu lat reklamowałam już ubrania dla młodzieży, kosmetyki, buty. Agent pilnował, by reklamy zawsze kręcono w maskach lub przy wymalowanych twarzach. Od tego zależało jego wynagrodzenie, co matka dobitnie mu oznajmiła już przy podpisywaniu umowy.
A Katherine Mitchell, pomimo swej obsesji na punkcie ucieczki przed mężem, była silną kobietą i nigdy nie dała sobie w kaszę dmuchać.
Wzdycham głośno, po czym upijam kolejny łyk wina. Choć od jej śmierci minęło już ponad dziesięć lat, wciąż brakuje mi jej obecności. Gdyby nie umarła tak niespodziewanie, moje życie nie potoczyłoby się w ten sposób. Nie popełniłabym tylu błędów, bo ona stale miałaby mnie na oku.
To prawdziwe zrządzenie losu, że spotkałam Lucy na jednym z castingów w Dallas. Ta nastolatka wydała mi się inna od pozostałych dziewczyn. Na zgłoszenia zawsze przychodziły puste lale, które na wszystkich patrzyły z góry. Ale nie ona.
Jak się później okazało, to nie był pierwszy casting Lu, a jej zachowanie i skromność to nie efekt strachu. Taką po prostu miała naturę. Cichą, spokojną, przyjacielską. Wystarczyło pół godziny, byśmy się zaprzyjaźniły.
Szczęściem dla nas, obie dostałyśmy wtedy kontrakt na reklamę młodzieżowych ubrań. Sesja miała się odbyć w Nowym Orleanie, a agencja pokrywała wszelkie koszty podróży i tygodniowego noclegu.
W tym czasie nasza przyjaźń zacieśniła się jeszcze bardziej, tak samo zresztą jak naszych matek. One również szybko nawiązały nić porozumienia. Z tego też powodu, gdy ostatniego dnia tamtej podróży moja matka zginęła w wypadku, to właśnie pani Black zarządziła, że wezmą mnie do siebie. Że nie zostanę sierotą. Że wraz z mężem zaczną mnie traktować jak rodzoną córkę, bo dla Lucy już stałam się siostrą.
Tym sposobem od siedemnastego roku życia to Kansas City stało się moim stałym domem. Tu skończyłam szkołę. Stąd razem z Lucy zgłaszałyśmy się do nowych castingów, choć nie zawsze tych samych. Bo gdy ja cały czas pilnowałam, by ukrywano mój wizerunek, ona nie musiała przejmować się takimi ograniczeniami. I to właśnie przez konieczność ukrywania twarzy z czasem zaczęłam przyjmować jedynie oferty na reklamę bielizny, a znaleziony przez Rowana agent pilnował, by moje kontrakty zawsze pozostawały właściwie sporządzone i zapewniały mi bezpieczeństwo.
Błogą ciszę niespodziewanie przerywa dźwięk mojej komórki. Spoglądam na ekran, a ujrzawszy zdjęcie Lucy, uśmiecham się pod nosem. Chyba wywołałam ją myślami. Czym prędzej odbieram połączenie, ciekawa, z czym dzwoni ta mała jędza.
– Hej, paskudo! – witam przyjaciółkę.
– Hej, wiedźmo! Rozmawiałaś z Gem? – rzuca już na wstępie.
– Taaak – odpowiadam enigmatycznie.
– I co? – naciska. – Zapytałabym ją osobiście, ale dopiero dzisiaj wróciłam do domu, a mama poinformowała mnie od razu, że Gem i Elliota nie ma w mieście i mam jej teraz nie zawracać głowy sprawami wesela – zawodzi.
– Tak, polecieli na pogrzeb – przyznaję. – Wrócą w niedzielne popołudnie.
– Pogrzeb? – szepcze przerażona. – Akurat tego nie mówiła… Co się stało?
– Sama niewiele wiem. Tylko tyle, że to ktoś z krewnych Gemmy i Cristiano.
– Co w takim wypadku z weselem? – docieka niepewnie.
– Szczerze? Nie wiem… – Spoglądam ze zrezygnowaniem w sufit. – Może dowiem się czegoś wieczorem, gdy Cristiano wróci do miasta.
– Cristiano? – W głosie przyjaciółki czai się zaskoczenie. – A od kiedy jesteś z nim w tak bliskich stosunkach?
Przygryzam wargę, śmiejąc się do siebie w myślach.
Gdybyś tylko wiedziała, jak bliskich.
– Dzisiaj do rezydencji mają przyjechać próbki materiałów na suknie dla druhen. Mam się po nie zjawić – tłumaczę.
– Czyli udało ci się namówić Gem na zmiany? – Lu piszczy radośnie, a ja muszę odsunąć telefon od ucha, by nie ogłuchnąć.
Tak, niebieski nie jest ani moim, ani jej ulubionym kolorem.
– To się okaże, gdy zobaczę próbki materiałów zatwierdzonych przez Gemmę. Zadzwonię do ciebie jutro rano z większą dozą informacji – proponuję.
– A czemu nie możemy się spotkać jeszcze dzisiaj wieczorem? – pyta podejrzliwie.
– Bo już mam inne plany – odpowiadam ze śmiechem. – A teraz zajmij się swoimi obowiązkami, na przykład planowaniem wieczoru panieńskiego – podsuwam.
– Jeśli wesele zostanie przełożone, to nie ma sensu niczego planować – zauważa dyplomatycznie.
– Właśnie. Jeśli – podkreślam. – Poza tym, „przełożone” nie oznacza „odwołane”, a jedynie przesunięte w czasie.
– Nie bądź taka mądra – fuka. – Dobra, zgadamy się jutro. Czekam na informacje!
Kończę połączenie i dopijam resztę wina. Spoglądam na zegarek, który wskazuje kwadrans po czwartej.
Pora przygotować się do wieczornego wyjścia.ROZDZIAŁ 4
Cristiano
– Panie Vitto, rozumiem, że nasze spotkanie przy tej kolacji ma jakiś większy cel? – zagaja Harry Owens, gdy tylko kelner odbiera nasze zamówienia.
– Oczywiście. Inaczej bym tu pana nie ściągał – przytakuję z uśmiechem.
Mężczyzna również się uśmiecha.
– Co tym razem mogę dla pana zrobić?
– Potrzebne mi tereny przy Wilson Lake.
– Mam nadzieję, że nie te przylegające do parków? – Patrzy na mnie wyczekująco.
Zaczynam się śmiać na jego słowa.
– Panie gubernatorze, obaj dobrze wiemy, że potrzebne mi zaciszne miejsce.
Owens zastanawia się chwilę nad moimi słowami, spoglądając przy tym na mapkę w telefonie.
– Te od strony Saline River będą się nadawać? – rzuca po chwili.
– Tak. Ważne, żebym miał dostęp do wody.
– No to się chyba dogadamy – stwierdza, a na jego ustach pojawia się drapieżny uśmiech. – Musimy teraz tylko ustalić cenę.
Odchylam się w krześle, krzyżując ramiona na piersi.
– Wiadomo, że nie kupię ich po cenie rynkowej. Da mi pan na nie dobry upust – informuję z takim samym uśmiechem.
– A co ja z tego będę mieć? – drąży niestrudzenie.
– Milion na to konto, co zwykle – odpowiadam bez większego zastanowienia.
To nie pierwszy nasz interes. Dobrze wiem, jakie kwoty wchodzą w grę, żeby nie pojawiły się żadne problemy czy zbędna biurokracja.
Nie mijają trzy sekundy, a mężczyzna już wyciąga w moją stronę dłoń, aby przypieczętować umowę.
– Interesy z panem to sama przyjemność – oświadcza z błyskiem w oku. – Rozumiem, że ta inwestycja nie będzie się wiązać z żadnymi nowymi miejscami pracy?
– Nie tym razem – potwierdzam, ściskając jego dłoń. – Te tereny kupuję jako osoba prywatna. Jednak z początkiem przyszłego roku planuję otworzyć nową filię na zachodzie stanu, więc wszystko przed nami.
– W takim razie wolałbym, by zakup tych ziem pozostał naszą małą tajemnicą. Nie chcę mieć na głowie jakichś świrów-ekologów albo, co gorsza, prasy. Sam pan rozumie – dodaje pospiesznie. – Gdy buduje pan nowe stanowiska pracy, mam wymówkę, by robić panu wielkie „upusty”, jak pan to nazwał.
– Nie. Tym razem ta transakcja musi przebiec w ścisłej tajemnicy. Teren zostanie odgrodzony i będzie dobrze strzeżony – informuję cicho, widząc zmierzającego w naszą stronę kelnera z przystawkami.
– Chcę wiedzieć, co pan planuje? – pyta równie cicho Owens.
– Nie.
***
Pamiętając, że wieczorem w rezydencji ma pojawić się Angelica, wracam z kolacji biznesowej wcześniej. Sam zasugerowałem, by Gemma z Elliotem zostali kilka dni w Nowym Jorku, bym w tym czasie mógł swobodnie popracować nad ich przyjaciółeczką.
– Kiedy tylko panna Mitchell pojawi się w rezydencji, przyślijcie ją do mojego gabinetu – rozkazuję ochronie przy drzwiach. – Nie przeszkadzać mi, jeśli to nie okaże się naprawdę konieczne.
– Tak jest, szefie.
Siadam za biurkiem i spoglądam na próbki materiałów, które mam przekazać druhnie Gemmy, uśmiechając się przy tym pod nosem. Nie podejrzewałem, że organizacja wesela sprawi mojej siostrze tyle frajdy. Ale to dobrze. Młoda ma tak napięty grafik, że nie znajduje w nim czasu na niepotrzebne węszenie. Tym samym nie domyśla się moich planów względem Angie i nie dostrzega napięcia wśród ochrony. Co więcej, nie zauważyła nawet, że od jakiegoś czasu pilnuje jej więcej ludzi.
Wszystko dla jej bezpieczeństwa. No i jej nowej rodziny przy okazji.
– Szefie, pana gość przybył – słyszę komunikat zza drzwi.
Bezzwłocznie wstaję z miejsca i wychodzę z gabinetu. Spotykam Angelicę w połowie korytarza.
– Cześć – wita mnie cicho, wyraźnie spłoszona obecnością w tym miejscu.
A tak, to pierwszy raz, gdy zaprosiłem tę kobietę do rezydencji. Może i Angie bywała tu już wcześniej, jednak wtedy zawsze przychodziła do Gem. Dziś natomiast wszyscy wiedzą, że mojej siostry tu nie ma, a modelka przyszła tylko do mnie.
– Cześć – mruczę czule, całując ją w policzek. – Chodź – nakazuję, prowadząc ją od razu do gabinetu, a więc z dala od osób krępujących moją ślicznotkę.
Gdy tylko drzwi się za nami zamykają, przyciskam ciało brunetki do ściany i całuję namiętnie. To najlepsza część całego planu. Jej boskie, gorące i chętne do pieszczot ciało.
– Można by pomyśleć, że tęskniłeś – stwierdza cicho między pocałunkami.
– Bo tęskniłem – zapewniam. – A ty?
– Ja też – przyznaje po chwili na wydechu.
Chwytam kobietę za pośladki i podnoszę, a ta natychmiast owija swoje cudowne nogi wokół moich bioder. Całując ją przez cały czas, przechodzę przez gabinet i siadam z nią na kanapie, poprawiając jej pozycję tak, by czuła moje podniecenie.
– Czemu masz dzisiaj spodnie? – pytam sfrustrowany.
– Żeby nie być taką łatwą – odpowiada, cicho się śmiejąc.
Spoglądam na nią z czystym rozbawieniem.
– Oczekujesz, że się bardziej postaram? – upewniam się.
– A nie zasługuję na to? – pada figlarna odpowiedź, a ja podejmuję decyzję.
– Och, słonko. Uwierz, że zasługujesz na wszystko.
Poprawiam chwyt, a następnie trzymając Angie w ramionach, wstaję z kanapy. Nie mówiąc ani słowa, wychodzimy z gabinetu, a kobieta od razu zaczyna się rozglądać dookoła w niejakiej obawie. Sam nie muszę wodzić wzrokiem, by wiedzieć, że nie spotkamy nikogo po drodze. Ochrona jest nauczona, by nie rzucać się w oczy, dlatego bez żadnych przeszkód w końcu docieram do swojej sypialni.
– Co ty robisz? – pyta brunetka z niedowierzaniem, gdy tylko przekraczam próg pomieszczenia.
– Powiedziałaś, że mam się postarać – przypominam z szelmowskim uśmiechem.
Zamykam za sobą drzwi mocnym kopniakiem, a następnie ostrożnie stawiam kobietę na podłodze i przyglądam się jej uważnie.
– Uwielbiam twoje sukienki i spódniczki, ale obecny strój też ma swoje zalety – stwierdzam z uznaniem.
A tak, te czarne, skórzane spodnie w bardzo seksowny sposób podkreślają długie nogi i jędrny tyłeczek, a czerwone i zabójczo wysokie szpilki również działają na moją wyobraźnię. Podnoszę wzrok i wyżej, pod stylową, czerwoną marynarką, dostrzegam czarny gorset, który cudownie uwydatnia pełny biust, akcentując przy tym wąską kobiecą talię.
Krew jeszcze szybciej zaczyna krążyć w moich żyłach.
– Będziesz się tak gapił cały wieczór? – rozlega się zaczepne pytanie, które od razu wyrywa mnie z rozmyślań.
– Nie gapię się. Po prostu podziwiam widoki – oponuję niskim głosem, pełnym pożądania.
Bo akurat pożądania nigdy nie muszę przy niej udawać.
Chwytam za poły jej marynarki, po czym delikatnie zsuwam materiał z ramion, wywołując na ciele kobiety gęsią skórkę. Podnoszę wzrok na twarz mojej kusicielki akurat w momencie, gdy ta przygryza dolną wargę. W jej czekoladowych oczach zaś da się znaleźć ten sam płomień, który trawi moje ciało.
Przesuwam opuszką palca po nagim obojczyku, kierując się ku dolinie między piersiami, a z ust Angeliki ucieka ciche westchnienie. Odgarniam drugą dłonią jej długie włosy, a następnie pochylam się nad nią i szepczę wprost do ucha:
– Jesteś piękna, gorąca i cholernie seksowna… A przede wszystkim cała moja – dopowiadam ochryple.
Czuję, jak przez ciało modelki przechodzi mocny dreszcz, co wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Bez ostrzeżenia klękam przed nią, a następnie rozpinam zamek jej spodni i zaczynam je zsuwać. Z zaskoczeniem zauważam, że gorset to tak naprawdę body, co tylko bardziej mnie nakręca.
Pomagam kobiecie wyjść ze zwojów materiału, a następnie podstawiam jej szpilki.
– Chcę, żebyś je na razie miała – informuję, gdy ta posyła mi zaciekawione spojrzenie.
Na szczęście spełnia moją prośbę i już po chwili z pozycji klęczącej mogę podziwiać walory stojącej przede mną brunetki. Kładę obie dłonie na jej kostkach, po czym zaczynam sunąć nimi w górę, przez łydki, uda, wywołując kolejny dreszcz na jej ciele.
Piękna, słowiańska uroda.
– Mam tyle pomysłów, co z tobą zrobić… – mruczę, składając delikatne pocałunki na skórze jej ud.
– To przestań myśleć, a po prostu to zrób – jęczy, przyciągając moją głowę bliżej.
Uśmiecham się pod nosem, ale spełniam jej żądanie. Muskam nosem wciąż okrytą kobiecość, wyrywając z ust Angeliki głośny jęk.
Chwytam materiał jedną dłonią, zmuszając klipsy do rozpięcia, i już po sekundzie moim oczom ukazuje się słodka, różowa skóra, lśniąca od jej podniecenia. Bez żadnego ostrzeżenia przyciskam swoje usta do jej warg, by spić ten słodki nektar.
– O Boże! – słyszę jej głośne westchnienie.
– Czyżbyś zapomniała, jak mam na imię? – pytam rozbawiony, między kolejnymi liźnięciami.
Nie daję jej jednak czasu na odpowiedź, bo w tym momencie wsuwam w nią delikatnie dwa palce.
– Cristiano!
– Mam przestać? – dociekam z uśmiechem, spoglądając na jej twarz.
– Ani się waż! – syczy, dociskając moją głowę do swojego ciała.
Angie zaczyna poruszać biodrami, ujeżdżając moją twarz niczym najlepsza kowbojka, a ja pozwalam jej gnać za spełnieniem. Gdy nogi kobiety zaczynają znajomo drżeć, przesuwam drugą dłonią po jej kobiecości, zbierając trochę jej soków, po czym rozsmarowuję zebraną wilgoć na jej tylnym wejściu, na co modelka natychmiast się spina.
– Cristiano? – dyszy niepewnie.
– Zaufaj mi – nakazuję, dociskając język mocniej do jej łechtaczki, co skutecznie odwraca jej uwagę.
Już po chwili ponownie daje się ponieść przyjemności, dlatego małym palcem zaczynam krążyć wokół jej ciaśniejszej dziurki, napierając delikatnie na wejście.
– To jest takie… – dyszy. – Takie…
Czując, że Angelika jest naprawdę blisko, przyspieszam ruchy obu dłoni, a także języka. Gdy tylko z ust kobiety ucieka głośny jęk, a plecy wyginają się w łuk, wsuwam w jej tyłeczek palec, przedłużając tym samym jej orgazm.
– Cholera, trafił mi się czarodziej – wzdycha rozbawiona, gdy ostrożnie wysuwam z niej palce i staję na nogach.
– Poczekaj z tymi pochwałami, bo to dopiero początek – informuję, rozpinając guziki własnej koszuli.
Moja towarzyszka spogląda na mnie z charakterystycznym błyskiem w oku.
– Wiem – odpowiada, oblizując delikatnie usta. – Czas na rewanż.
Już po sekundzie przeciąga paznokciem po mojej klatce i brzuchu, aż zatrzymuje się przy pasku od spodni, po czym z figlarnym uśmiechem pada przede mną na kolana, sięga do rozporka, pod którym odznacza się wyraźna erekcja.
Diablica.
Biorę gwałtowny wdech, gdy tylko gorący język oplata moją główkę. Zamykam oczy i odchylam głowę do tyłu, wypinając przy tym biodra.
I to jest, kurwa, najlepszy punkt całego planu.