-
promocja
Perła czasu - ebook
Perła czasu - ebook
Laura Tyniecka, współwłaścicielka manufaktury zegarków Perła Czasu, zostaje okradziona. Złodzieje włamują się do jej domu i zabierają cenne biżuteryjne czasomierze, które Laura otrzymała w spadku po matce. Kilka tygodni później Tyniecka, rozczarowana działaniami policji, prosi Celinę Stefańską o pomoc w odzyskaniu rodzinnych pamiątek.
Osiemdziesięcioletnia Jadwiga Mostowska, sąsiadka Laury, coś widziała, jednak nikt, poza Celiną, nie traktuje poważnie wypowiedzi staruszki, której, z powodu choroby, teraźniejszość miesza się z przeszłością.
Kto stoi za włamaniem? Czy to był rabunek na zlecenie? I czy Stefańska zdoła rozszyfrować słowa Jadwigi, które mogą być kluczem do rozwiązania zagadki?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Kryminał |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788384300282 |
| Rozmiar pliku: | 941 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PERŁA CZASU. WIZYTA W KOMENDZIE POLICJI. PRZESZŁOŚĆ ZNÓW DAJE O SOBIE ZNAĆ. KAŻDY MA SWOJE SPOSOBY. TERAZ TO JUŻ NAPRAWDĘ KONIEC.
Pierwsze, co rzuciło się w oczy Stefańskiej po wejściu do recepcji firmy Perła Czasu, to olejne obrazy przedstawiające wizerunki założycieli manufaktury. Celina zlustrowała poważną twarz mężczyzny ubranego w wizytowy strój, następnie przeniosła wzrok na oblicze jasnowłosej kobiety, omiotła spojrzeniem jej fryzurę, a potem suknię ozdobioną koronką. Przy lewym mankiecie dostrzegła bransoletę składającą się z kilkunastu drobnych pereł oraz jednej dużej, wiszącej na ogniwie ze złota. Ta ostatnia była podzielona na dwie półkule, z których jedna część pełniła funkcję wieczka, druga zaś kryła w swoim wnętrzu kopertę mikroskopijnego zegarka.
Stefańska przez długą chwilę patrzyła na klejnot, urzeczona jego pięknem, następnie stanęła przed oprawioną w antyramę kartą przedstawiającą historię rodzinnego przedsiębiorstwa. Na ścianach widniały także zdjęcia czasomierzy. Były tam nowoczesne, eleganckie modele, jak również stylizowane na takie z dawnych lat, oraz damskie zegarki biżuteryjne do noszenia na ręce lub na szyi na łańcuszku. Celina, czekając na klientkę, oglądała je z ciekawością, rozważając, ile mogą kosztować, do momentu, gdy za jej plecami rozległ się głos Tynieckiej:
– Podobają się pani?
– Bardzo. – Stefańska odwróciła się do Laury.
– Firma należy do mnie, Alicji i jej męża – kontynuowała kobieta. – Wytwarzamy zegarki tylko mechaniczne, misją naszej manufaktury jest kultywowanie tradycyjnego zegarmistrzostwa.
– Są piękne. Właśnie się zastanawiałam, czy byłoby mnie stać na jeden z nich.
– Cóż, nie są tanie – przyznała Tyniecka. – Korzystamy z napędów automatycznych i manualnych, które sprowadzamy ze Szwajcarii, zatrudniamy mistrzów w swoim fachu. Jednak porządny zegarek, właściwie użytkowany i serwisowany u dobrego rzemieślnika, to świetna inwestycja. Podobnie jest z biżuterią antykwaryczną.
– Oo, tak, akurat o tym co nieco wiem. – Celina podała Laurze pozytywkę.
– Naprawdę jestem pani ogromnie wdzięczna, natychmiast zrobię przelew, jak tylko pani wystawi rachunek. – Tyniecka zajrzała do wnętrza pudełka. – Wciąż nie mogę pojąć, jak to możliwe, że zostawiłam ją w cukierni. Mechanizmem zajmę się w domu, tutaj Bernard mógłby zobaczyć prezent. On również jest zegarmistrzem i pracuje z nami.
– Co do spacerówki… – Stefańska opowiedziała o mężczyźnie spotkanym w altance śmietnikowej i swoistym układzie, który z nim zawarła. – To był jedyny pomysł, który wpadł mi do głowy. Często widuję ludzi przetrząsających kontenery, którzy ładują znaleziska na wózki dziecięce. Człowiek, z którym rozmawiałam, też taki miał.
– Wierzy pani, że to się uda? Że ten facet nie pójdzie do monopolowego i nie kupi kilku flaszek za te sto złotych?
– Czas pokaże. Wiem tylko, że życie potrafi zaskakiwać – odparła Celina. – Przed przyjazdem do pani dostałam wiadomość, na którą już przestałam czekać. Może i w przypadku wózka tak będzie.
– Proszę dopisać te pieniądze do rachunku.
– To moje ryzyko – zaoponowała Stefańska, wyjmując z plecaka długopis i bloczek z blankietami. – Umówmy się tak, że jeśli spacerówka się odnajdzie, odda mi pani te sto złotych, jeśli jednak dałam się nabrać spryciarzowi, wtedy będzie moja strata.
– W porządku. To uczciwa propozycja.
Dwadzieścia minut później, po załatwieniu formalności, Celina dojechała do Stokłosów, zostawiła samochód na piętrowym parkingu i przesiadła się do metra. Im bliżej była Komendy Stołecznej Policji, tym większy czuła ucisk w okolicy splotu słonecznego. Po wyjściu z pociągu na stacji Ratusz prawie biegiem pokonała odcinek dzielący ją od pałacu Mostowskich, a gdy oficer dyżurny zadzwonił po Szpakowskiego, z trudem panowała nad zdenerwowaniem.
– Kawy? – spytał Zygmunt, gdy usiadła po drugiej stronie jego biurka.
– Nie, dziękuję.
– A zatem przejdźmy do meritum. – Podkomisarz zabębnił palcami w teczkę z dokumentacją. – Kojarzysz, że kiedyś ci mówiłem, że jakiś czas po zabójstwie twoich rodziców prokurator, który wtedy nadzorował śledztwo, umorzył je z braku dowodów i świadków.
– Mhm. Nazywał się Arkadiusz Gądor. – Celina zwilżyła czubkiem języka wyschnięte wargi.
– Okazało się, że to on roztaczał parasol ochronny nad ludźmi, którzy robili przekręty na rynku biżuterii, nie za darmo, rzecz jasna, dostawał za to wybrane kosztowności, które później wystawiał na licytację jako klejnoty rodzinne. Korzystało na tym również kilku jego ustosunkowanych znajomych, którzy otrzymywali oferty kupna precjozów po zaniżonej cenie.
– Niewiarygodne. – Stefańska przyłożyła dłonie do skroni i czoła.
– A jednak. Nie pierwsza taka historia i nie ostatnia, gdy ludzie sprawujący władzę wykorzystują swoją pozycję, by się obłowić. – Szpakowski skrzyżował ramiona na piersi.
– Skąd o tym wszystkim wiesz?
– Pamiętasz, że rok temu po wznowieniu śledztwa zaczęliśmy z Xavierem zatrzymywać ludzi uwikłanych w aferę biżuteryjną. Jednak wciąż brakowało nam dwóch informacji: kto fizycznie wysadził w powietrze samochód twoich rodziców i kto pociągał za sznurki w antykwarycznym biznesie. Trwało to i trwało miesiącami…
– Nie mówiłeś mi, że wciąż nad tym pracujecie, myślałam, że po tamtych aresztowaniach śledztwo zostało zamknięte i sprawa trafiła do sądu.
– Nie mówiłem ci, żeby nie robić nadziei. Wierzyłem, że wreszcie ktoś puści farbę, jeśli zobaczy dla siebie korzyść. I miałem rację, jedna z zatrzymanych osób dogadała się z prokuratorem. Za obietnicę zmiany kwalifikacji prawnej czynu opowiedziała nam ciekawą historię o roli, którą odgrywał Gądor w całym procederze, a także podała imię i nazwisko faceta, który podłożył bombę. Okazał się nim student chemii na politechnice, obecnie tuż przed magisterką. Dorwaliśmy go na uczelni. Zaczął śpiewać, gdy go postraszyliśmy, że załatwimy mu celę, gdzie typy spod ciemnej gwiazdy tylko czekają na takich wymoczków jak on. Nie wiedział, jak się nazywa mężczyzna, który mu zlecił skonstruowanie ładunku i zabójstwo, ale rozpoznał Gądora na zdjęciu, gdy mu pokazałem dziesięć fot.
– Czyli teraz już naprawdę koniec?
– Tak. Oczywiście zanim dojdzie do wniesienia aktu oskarżenia i rozprawy, trochę czasu minie, ale winni śmierci twoich rodziców siedzą w areszcie i staną przed sądem. Przepraszam. – Zygmunt sięgnął po słuchawkę telefonu stacjonarnego. – Szpakowski. Co tam? – Słuchał przez długą chwilę rozmówcy, po czym rzucił: – Zaraz będę. – Zakończył połączenie i spojrzał na Celinę. – Przywieźli świadka na przesłuchanie, więc jeśli nie masz więcej pytań…
– Nie. – Stefańska sięgnęła po plecak wiszący na oparciu krzesła. – W razie potrzeby zadzwonię do ciebie. Na razie jestem zbyt oszołomiona wieściami.
– Jasne, rozumiem. – Policjant otworzył drzwi. – Odprowadzę cię na dół.
– Zygmunt… Dziękuję ci, że nie odpuściłeś.
Po wyjściu z komendy Celina wciągnęła w nozdrza gorące powietrze i osłoniła oczy ciemnymi szkłami. Wciąż czuła ucisk w trzewiach i miała galopadę myśli. Z trudem docierało do niej, że ostatni element tragicznej układanki trafił na swoje miejsce.
Idąc powoli w stronę ulicy Andersa, uświadomiła sobie, że minęło już kilka lat od czasu gdy jej matka, dziennikarka śledcza, oraz ojciec, prywatny detektyw, zapłacili najwyższą cenę za próbę ujawnienia nieuczciwych praktyk na rynku biżuterii antykwarycznej1. Najpierw bandzior porwał Celinę, żeby wymusić na nich rezygnację z dochodzenia, a gdy to nie powstrzymało małżonków przed działaniem, wydano na nich wyrok. Stefańska pamiętała rozmowę ze Szpakowskim sprzed ponad roku, gdy policjant poinformował ją, kto i dlaczego umorzył śledztwo. Z braku zgody na to, by sprawca jej uprowadzenia chodził na wolności, a zagadka śmierci matki i ojca pozostała nierozwiązana, Celina zdobyła nowe informacje, który pozwoliły na wznowienie dochodzenia. Czynności podjęte wtedy przez stróżów prawa ujawniły, że w biżuteryjny biznes byli uwikłani ludzie piastujący wysokie stanowiska na różnych szczeblach władzy, ale dopiero teraz policja ujęła głównego winnego, który chroniąc siebie i swoich kolesiów, wcześniej ukręcił łeb sprawie.
– Celina!
Stefańska, wyrwana z zamyślenia, obejrzała się przez ramię i zobaczyła Ksawerego.
Od roku byli parą. Poznali się we Francji, gdy ona szukała zaginionej kopistki obrazów, a on czasowo współpracował z lokalną policją. Po powrocie do Warszawy kontynuowali znajomość, odkrywając z radosnym zdumieniem, że łączą ich nie tylko wspólne zainteresowania, ale również podobna wrażliwość, filozofia życia, wiara w istnienie przeczuć i nieracjonalnych zdarzeń. Lubili razem spędzać czas, spacerować, przygotowywać jedzenie, toczyć rozmowy o sztuce i wertować albumy z malarstwem. Komisarz Perrault, dla ojca Francuza Xavier, dla matki Polki Ksawery, pracował w komendzie stołecznej w dziale zajmującym się odzyskiwaniem skradzionych artefaktów. Celina mogła liczyć na jego pomoc podczas rozwiązywania zagadki dotyczącej drogocennego pierścionka, a także później, gdy dostała zlecenie odnalezienia oryginalnych lamp Tiffany’ego.
– Cześć. – Stefańska umieściła okulary nad czołem i musnęła wargami policzek mężczyzny.
– Zobaczyłem cię przez okno i pomyślałem, że byłaś u Szpaka. Mówił, że masz wpaść. – Objął Celinę i przyciągnął ją na moment do siebie. – Jak nastrój? Chcesz pogadać?
– Przede wszystkim czuję ulgę. Oczywiście rok temu też ją czułam, gdy się udało zidentyfikować i ująć mojego porywacza, no i pozostałych ludzi uwikłanych w przekręty. Ale wciąż mnie uwierało, że nie znam nazwiska osoby, która podłożyła bombę, i tej, która tym wszystkim sterowała i nie miała skrupułów, by zlecić zabicie moich rodziców. – Celina zamrugała, żeby powstrzymać łzy, które zaczęły wzbierać pod powiekami. – Przygnębia mnie, że okazał się nią człowiek, który jednocześnie zawodowo zajmował się wykrywaniem przestępstw i powinien ludzi chronić, a nie ich oszukiwać i pozbawiać życia… Tak, wiem, nie pierwszy on i nie ostatni… – Stefańska zrobiła głęboki wdech. – Niedługo się pozbieram, potrzebuję tylko trochę czasu.
– Jakby co, jestem. – Xavier odgarnął pasmo włosów z jej policzka.
– Wiem, dzięki.
– Co powiesz na wieczorną przebieżkę po bulwarach, a później kolację u mnie?
Biegali razem dwa razy w tygodniu. Celina zgodziła się na tę propozycję bez przekonania, sądząc, że sobotnie zajęcia z Broadway jazzu, na które wróciła jesienią, w zupełności jej wystarczą, by dbać o kondycję. Wraz z upływem miesięcy poczuła, że było warto, i zaczęła również biegać w okolicy swojego miejsca zamieszkania. Truchtanie wietrzyło umysł, wyciszało rozhuśtane emocje i wzmacniało ją fizycznie. Gdy Celina mogła już pokonać dłuższy dystans bez zadyszki, Perrault nauczył ją wspinania się i przeskakiwania przez ogrodzenia, a także kilku chwytów z zakresu samoobrony. Co więcej, służąc jej jako pozorant, pilnował, by Celina regularnie ćwiczyła zachowanie w sytuacji zagrożenia, nawet jeśli ona zapewniała, że gdyby przyszło co do czego, na pewno sparaliżowałby ją strach i nie byłaby w stanie wykorzystać jego nauk.
– Proponujesz przebieżkę i kolację? – powtórzyła, unosząc kąciki ust w uśmiechu. – Brzmi dobrze. Przy okazji opowiem ci… – Przerwała na dźwięk wibrującej komórki. – Zaczekaj moment. Halo?
– Pani detektyw Stefańska? – Głos mężczyzny był nieznany.
– To ja, słucham.
– Mówiła pani, żebym zadzwonił, jakbym zobaczył wózek.
– Oczywiście. – Celina poczuła napięcie w mięśniach.
– No to go mam.
– Ma pan tę spacerówkę?
– Przecież mówię.
– Za pół godziny będę na Ursynowie. Możemy się spotkać?
– Będę czekać przy altance.
– Jak się panu to udało?
– Mam swoje sposoby, podobnie jak pani.
– Okej, rozumiem. Dziękuję i do zobaczenia… Jak pan ma na imię?
– Robert.
– Do zobaczenia, panie Robercie. – Celina schowała telefon i popatrzyła na Xaviera. – Muszę iść, ale później, jak się spotkamy, wszystko ci opowiem. To moje najdziwniejsze zlecenie od czasu założenia agencji i najkrótsze, jeśli chodzi o czas realizacji.
– Okej, w takim razie do wieczora.
– Pa!
Trzy kwadranse później, gdy już wózek leżał w bagażniku samochodu, Stefańska pojechała jeszcze raz na Poleczki i poprosiła Laurę, by wyszła przed budynek. Zleceniodawczyni nie posiadała się ze zdumienia.
– Jest pani niesamowicie skuteczna – zawyrokowała, wyjmując z portfela banknot stuzłotowy.
– Miałam szczęście. – Celina wzięła od niej pieniądze. – Wózek nie ma żadnych uszkodzeń, ale jest trochę brudny, ktoś już nim coś woził.
– Nie szkodzi, najważniejsze, że się znalazł. Oczyszczę go i wieczorem oddam Alicji. Jestem pani ogromnie wdzięczna.
– Polecam się na przyszłość – rzekła z uśmiechem Stefańska i dodała: – Choć oczywiście nie życzę pani kłopotów.
– Mam nadzieję, że wyczerpałam limit pecha. – Laura odwzajemniła uśmiech. – Wybieram się do Wiednia na dwa dni. Dzięki pani wyjadę ze spokojną głową.
– W takim razie udanego pobytu. – Celina spojrzała na zegarek i poprawiła paski plecaka. – Muszę już iść, wszystkiego dobrego. – Skierowała się do samochodu.
W drodze powrotnej wstąpiła do babci Eleonory, jedynej krewnej, która jej została po śmierci rodziców. Zastała starszą kobietę podczas pakowania walizki. Nazajutrz babcia wyjeżdżała do Pragi, by spędzić trochę czasu z Wiktorem Koneckim, miłością odzyskaną w jesieni życia.
– Świetnie, że wpadłaś – ucieszyła się seniorka. – Wypijemy herbatę, pogadamy, a ja odpocznę.
– Przyjechałam, bo chciałam ci coś powiedzieć osobiście – rzekła Celina i gdy usiadły przy stole, streściła rozmowę z podkomisarzem Szpakowskim.
– Teraz to już naprawdę koniec. – Starszej kobiecie stanęły w oczach łzy wzruszenia. – Winni zostaną ukarani.
– Tak, babciu. Wreszcie możemy zamknąć ten rozdział.
– A co porabiasz? – zainteresowała się seniorka. – Jak tam zlecenia?
– Nie narzekam. – Celina zrelacjonowała Eleonorze przebieg jednodniowego dochodzenia.
– Popatrz, popatrz, czasem trudno uwierzyć, jakie historie przydarzają się ludziom.
– Fakt. – Stefańska się roześmiała. – Szyszka by tego nie wymyśliła.
– A co poza tym?
– Wieczorem widzę się z Ksawerym. A później? Zobaczę, co przyniosą następnie dni.
– Uważaj na siebie – przypomniała babcia i objęła spojrzeniem swój bagaż. – Mam nadzieję, że wzięłam wszystko, czego będę potrzebować.
– W razie czego Wiktor ci pożyczy albo sobie kupisz. – Celina położyła rękę na jej dłoni, delikatnie uścisnęła palce. – Najważniejsze, żebyś dobrze się bawiła.