Perski Podmuch - ebook
Perski Podmuch - ebook
Rok 2018. W Nowym Jorku giną irańscy studenci.
W Teheranie dochodzi do ataku odwetowego, którego celem staje się placówka dyplomatyczna. Amerykańska krew znaczy perski bruk...
Stany Zjednoczone reagują z całą mocą. Zatoka Perska i irackie bazy ponownie wypełniają się amerykańskimi wojskami.
Jednocześnie w sercu Europy rośnie ryzyko zamachu z wykorzystaniem broni jądrowej.
Czy stworzona przez Polaków jednostka specjalna okaże się bardziej skuteczna w działaniu niż agenci zachodnich państw? Czy uda się zapobiec tragedii w Europie?
Jakub Jastrzębski i Andriej Bołkoński ponownie wchodzą do gry.
Gdy Iran chyli się ku upadkowi, łeb podnosi Czerwony Smok.
Rozpoczyna się wyścig ku Teheranowi.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64523-19-9 |
Rozmiar pliku: | 895 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Manhattan, Nowy Jork, USA | 7 października 2018, godzina 23:48
Wszystko zaczęło się jak najzwyklejsza knajpiana burda pod dowolną szerokością geograficzną. Barczysty blondyn w kurtce akademickiej drużyny futbolowej Violets przeciskał się w kierunku tańczącej na parkiecie zwiewnej brunetki, łudząco podobnej do najsłynniejszej archeolog wirtualnego świata. Do dziewczyny podszedł właśnie jakiś facet z drinkiem w dłoni. Zanim futbolista dotarł do celu, rozmowa między brunetką a mężczyzną rozkręciła się na dobre. Rozwścieczony i lekko podpity Amerykanin umięśnionym ramieniem odepchnął delikwenta ku wyraźnemu rozczarowaniu dziewczyny. Tamten, oszołomiony, wypuścił drinka i omal nie wylądował twarzą na barze. Po chwili oprzytomniał i odwrócił się do napastnika. Oczom blondyna ukazały się orientalne rysy i ciemna, charakterystyczna dla mieszkańców Bliskiego Wschodu karnacja skóry.
– Spierdalaj! – Krótki rozkaz został wypowiedziany z wyraźnym amerykańskim akcentem.
– To studencki klub, jeśli ci nie pasuje, możesz poszukać innego.
– Już stąd, kurwa, nie wyjdziesz… – Futbolista spurpurowiał i zamachnął się potężnym ramieniem. Irańczyk nie musiał się zbytnio trudzić, żeby uniknąć ciosu. Zanim ten spadł na niego ze straszliwą mocą, zdołał się uchylić. Dziewczyna nie miała już tyle szczęścia. Stojąc za nim, nie słyszała rozmowy i nie widziała szykującego się do ataku Amerykanina. Cios trafił ją prosto w czoło i zwalił z nóg jak szmacianą lalkę. Irańczyk natychmiast wmieszał się w tłum. Tę samą taktykę przyjął kapitan Violetsów.
Po chwili słynny studencki klub na rogu Czwartej i Mercer zapełnił się postaciami ubranymi w kolorowe kurtki. Futboliści przeszli do ataku i rozpętało się prawdziwe piekło. W ruch poszły krzesła, butelki i kufle. Raz po raz ktoś bardziej lub mniej zaangażowany w bitwę zataczał się ugodzony pięścią, kolanem czy aluminiowym siedziskiem. Muzyka utonęła w krzykach i urwała się, a na ulicę okalającą klub wylewały się masy młodych ludzi. Ochrona nie miała szans opanować sytuacji. Do Irańczyka dołączyło kilkunastu jego znajomych. Część już chwytała za telefony i wzywała wsparcie z oddalonego o nieco ponad sto metrów akademika.
Członkowie drużyny Violets zwartą ławą przebili się przez pierzchających we wszystkie strony bywalców klubu. Przechodnie tworzyli coraz większe zbiegowisko, osłaniając batalię szczelnym kordonem, i po chwili na Czwartej Ulicy były już ponad dwie setki ludzi.
Przyjezdni nie mieli szans w starciu z pełną drużyną futbolową, uznali więc, że najlepiej będzie połączyć się z resztą swoich pod akademikiem przy placu Waszyngtona i tam przyjąć walną bitwę. Uciekających poza Violetsami ścigały błyski fleszy z aparatów, tabletów i smartfonów. Część gapiów, wyposażona w nowy gadżet w postaci wirtualnych okularów, oznaczała już skrzyżowanie jako miejsce bitwy i udostępniała statusy na portalach społecznościowych. Policji naturalnie nikt nie zawiadomił.
Nagle z tłumu w kierunku czmychających między samochodami Arabów poleciała podpalona butelka. Płonący alkohol rozprysnął się na masce Forda i w mgnieniu oka samochód pochłonęły płomienie. Skwer zapełnił się walczącymi.
Irańczyk, od którego zaczęło się całe zamieszanie, w ostatniej chwili uniknął kopniaka wymierzonego przez jednego z Amerykanów i wykorzystał odsłonięcie się przeciwnika. Potężny cios trafił w podbródek i strzaskał zęby. Chłopak zawył z bólu i opadł na kolana.
Kapitan Violetsów szukał swojego przeciwnika od wyjścia z klubu. Wreszcie go dostrzegł. Irańczyk stał pod drzewem i masował dłoń, a u jego stóp wił się futbolista w charakterystycznej kurtce. Blondyn podniósł leżącą w trawie butelkę i rozbił o pień drzewa w podręcznikowego tulipana. Irańczyk za późno zorientował się, co mu grozi. Ostre jak brzytwa szkło weszło pod żebra i przebiło skórę.
– Zdychaj, skurwielu! Zdychaj! – Amerykanin dźgał na ślepo osuwające się po drzewie ciało.
– Pojebało cię?! Zabijesz go! Opanuj się! – Do kapitana podbiegł kolega i złapał zakrwawioną rękę szykującą się do kolejnego pchnięcia.
– Zabiję! Niech zdycha, sam się prosił! – W oczach blondyna była czysta nienawiść.
– Zostaw to i chodź stąd, przecież cię, kurwa, wsadzą! Odjebało ci do reszty?!
– Wszystkich ich zapierdolę… Słyszycie mnie?! Zajebię was jednego po drugim! – Amerykanin rzucał się jak szaleniec.
Irańczyk oddychał coraz płycej, desperacko szukając sposobu na oddalenie nieuniknionego. Na próżno, z każdym ruchem z ciała ulatywało życie. Jego oczy zaczęły szarzeć, a źrenice powoli się rozszerzały. Zobaczył oślepiającą jasność, która po chwili zgasła, jakby urwała się taśma filmowa.
***
Bijatyka trwała jeszcze przez kilka minut, jednak syreny zbliżających się radiowozów stawały się coraz głośniejsze. Płonęły już dwa samochody, kilkanaście innych straciło niemal wszystkie szyby. Do studentów dołączali zaniepokojeni mieszkańcy. Podobne ekscesy były tu na porządku dziennym, lecz tym razem nie obeszło się bez ofiar.
Zaledwie półgodzinna burda doprowadziła do całkowitego zdemolowania klubu i śmierci trzech studentów z kraju, który był solą w oku waszyngtońskiej administracji. Dwunastu ciężko pobitych Irańczyków trafiło do szpitala, podobnie jak połowa drużyny Violets. Dowodzący zespołem kapitan nie miał jeszcze pojęcia, że wszczęta przez niego burda zakończyła się nie tylko śmiercią trójki ludzi, ale spowodowała lawinę wydarzeń, których konsekwencje przekroczyły najśmielsze wyobrażenia. ■