- W empik go
Pewien składnik mojej duszy - ebook
Pewien składnik mojej duszy - ebook
Wiem, że myśli wyrażone w odpowiednich - dla nich - chwilach, podtrzymują nas jak ramię przyjaciela z nieba, jak najwyższa miłość istnienia, miłość własna... Nie istotne jest, czy dialog trwa za dnia, o poranku, czy ciemną nocą, gdy wszyscy już śpią... Monolog prowadzimy sami, a właściwie ten dialog - choć nie zawsze. Kontaktujemy się z wyższą częścią nas samych, z tymi, z którymi mamy kontakt i tymi, których już dla nas nie ma. Tymi, którzy są, a ich nie ma, i tymi, których już nie ma, a ciągle są. Opowiadamy sobie i innym - o własnych nie przypuszczeniach, a przez to bardziej rozumiemy samych siebie i jest nam lżej - nam, i może innym. Tęsknimy, bo to nieodłączna część naszego życia, kochamy, i nie ma nic ważniejszego. Jeśli wiemy za czym, to dobrze, bo wtedy obieramy właściwy dla siebie kierunek. Myśl jest czymś więcej niż tylko myślą, jest połączeniem - srebrną nicią z naszą duchową częścią.
Każdy ma własną część siebie, każdy ma siebie, ta część, może być doświadczeniem, może być całym życiem, może być wspomnieniem, może być wnioskiem i napędem, myślą o świcie.
A piosenki - istnieją zawsze z muzyką, czasami zagrane przez stację radiową przez duże "R" w nazwie, czasami przy ognisku, w samotności, czasami tylko na papierze - tak jak teraz i w tym tomiku...
Zapraszam energetycznie z truskawkową tęsknotą.
Małgorzata Staszyńska
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-61184-38-6 |
Rozmiar pliku: | 793 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
"23"
– Dalsza historia tej s amej opowieści -
Wcale nie – po prostu
Mimo wszystko -
Kocham Świat, który blisko
I cały wszechobecny niebieski kosmos -
Może za bardzo, dobrze że wcale i nigdy nareszcie…
Kocham w nim To, mój widzący inaczej kolego
Co dla ciebie niedostrzegalne – bo nieważne -
nieodwołalnie
Lubię zapach powietrza i kolor nieba bez wiatru Po deszczu srebrnym, letnim, zapach i smak
O poranku i nocą, od księżyca złotą Lubię ciszę, niczym nie naruszoną Żadnym dźwiękiem nie zmąconą Jest i wystarczy…
Czasami nocą wychodzę na spacer, ot tak dziwnie Wśród mroku tajemnic i mleczną drogą wśród gwiazd – na powrót
Nie czuję wtedy strachu, dostrzegam go wszędzie
Błąd, ale opłacony nocnym pięknem…
Mam wtedy świadomość ciemności i braku Wszystkich
Mam świadomość światła we mnie – i obecność Siebie Przy
Mnie…
Wszyscy wtedy śpią, zasypiają słodko, bądź z innym smakiem
W środku i na ustach – z różnym odcieniem czerwieni – samoistnej i wilgotnej
Może oprócz mego sąsiada, amatora malarza, bo widzę światło w jego oknie
I pomarańczową roletę, zamkniętą nie do końca szczelnie
Co, nie smak, lecz zapach pomarańczy przypomina i może jeszcze…
Księżyc i słońce do środka wpuszcza, bez specjalnego zaproszenia
Chociaż ja ostatnio tęsknię za wiśnią soczystą, wiśniową dogłębnie i słodką, pyszną
Magiczną od swej słodyczy, gdy nocą z Tobą i nie tylko – Rozkosz…
Myślę wtedy o bliskich mi ludziach Zastanawiam się, jak zwykle… Idąc, medytacji się poddaję, samoistnie… Bezpieczeństwa szukam wokół Cisza i spokój I tak dalej…
Tylko tyle do powiedzenia
Zamykam za sobą ostatnie drzwi Dotykam ostatni raz tej klamki Zostawiam tu jakiś – Ślad
Mój dotyk, na tych drewnianych i łatwopalnych drzwiach Zostawiam tu – coś, a może już nic, z obecnością, bez obecności dat
W końcu – byłam tu tyle lat, bezsprzeczny to fakt W końcu – odeszłam i dalej pragnęłam iść – we własny skrzydlaty świat
Naprzód me serce – już nie jedyne – w mym sercu obecne Dziś Wiem, że:
Następny przylot będzie lżejszy
Następny odlot – z pewnością jaśniejszy
Być może nie spotkamy się więcej, cóż
Przykro mi – i nic więcej…
I jeszcze mała chwila co zaraz przeminie -
A gdzie ty mógłbyś trafić
A gdzie ty możesz – jeszcze – trafić
Bez skrzydeł co napędzane – miłości paliwem
Bo przecież trwanie nadal trwa i nigdy się nie wyczerpie
Czy myślałeś o tym kiedyś, co dla siebie sam wybrałeś
A nie tobie ktoś wybierał, bo to przecież twoje dzieło
Choć Bez dzieła – najważniejszego
Czy są chwile, w których Myślisz ciepłem…
Zadaj sobie pobudzająco to pytanie, kiedy jasnym świtem
rano wstaniesz
Choć nie wiem, czy zdolność do zadawania pytań w tobie
Dlaczego, jak, i czemu akurat…
Ale to już twoja rzecz, zdobycz do zdobycia
Mej przestrzeni – brak już tobie – w biegu moim ozłoconym przez wiatr Prosto w oczy
Ja – może stanę się motylem… Tak, to być faktem moim może Moje Życie proszę pana – to znaczący Akt Urodziłam się jesienią, mam na imię Ja
Niemoc – Twoja
Byłam przy tobie – Każdej mojej nocy – kochanie Grafitowej, kryształowej, od gwiazd moich jasno złotych Szarej w swej mrocznej wymowie, i nie wiem jeszcze jakiego koloru – Byłam przy tobie…
O zmroku po zachodzie słońca, gdy następny etap
niekoniecznie śpiący
W życie z lekkim lękiem wchodził…
Wiem – że o tym nadal Wiesz, wtedy i na zawsze
Czuję – że Czujesz, bo nie o to chodzi co zazwyczaj się widzi
Lecz o to, co w tak zwanej emocji i czuciu, przypływa do
ciała i głowy
Niekoniecznie bezboleśnie i po cichu… Dlaczego nic nie mówisz -
Skoro ty też o tym myślisz, ale nie potrafisz tego z miłością oswoić, tej myśli…
Odczuwałam to przecież, więc świadoma pewność we mnie jest
Przebywanie ciche i tajemnicze -
Jednak niepotajemne, a nawet śmiałe w swym ukryciu i
ucieczce
Kogo się dziś Boisz, a mówisz że Nie
Czułam rano twoje włosy przy mnie, mogłam ich dotykać
A przecież ty – tak daleko…
A przecież ty nadal – przy mnie – blisko…
Wiesz, że to możliwe, uczyłam cię przecież tej możliwości i
tego przeskoku
W ten sposób utracimy siebie – Wzajemnie