-
nowość
-
promocja
Pić się chce. Opowiadania - ebook
Pić się chce. Opowiadania - ebook
Pić się chce to wehikuł wynoszący czytelnika w przestrzeń, która zdaje się gubić swoje kontury. Opowiadania Wolfganga Hilbiga spowija aura niesamowitości, niczym u E.T.A. Hoffmanna, Edgara Allana Poe czy Franza Kafki, a jednak ten oniryczny świat, zaludniony postaciami o nieokreślonej tożsamości, jest wyrazem konkretnych realiów politycznych – wschodnioniemieckiego socjalizmu oraz okresu pozjednoczeniowych napięć.
Niniejszy tom zawiera piętnaście krótkich próz wybranych przez Ryszarda Wojnakowskiego z całokształtu twórczości Hilbiga. Te precyzyjnie skonstruowane utwory są popisem narracyjnego eksperymentatorstwa, co sprawia, że ich autora zalicza się do grona klasyków niemieckiej literatury drugiej połowy XX wieku. Jak wskazywał László Krasznahorkai: „Wolfgang Hilbig jest artystą najwyższej rangi. Odkrył zadziwiający język, aby opisać przerażający świat”.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Opowiadania |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-66257-68-9 |
| Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wieczorem, o letnim zmierzchu, przy lekkim wietrze południowo-zachodnim, ulice i place tego miasta wypełnia słodkawy, trudny do zniesienia trupi zapach.
Wszędzie zamykane są okna, pojedynczy spacerowicze wycofują się do przepełnionych, zaryglowanych na cztery spusty restauracji. Wszyscy wiedzą, że chodzi o wyziewy ze znajdującej się na skraju miasta fabryki wytwarzającej jakieś komponenty do produkcji środków piorących, że wygotowuje się tam w tym celu duże ilości trupów, trupów zwierząt, i zaczyna pracę po zapadnięciu ciemności.
Ale żaden z pijących w tych lokalach nie wie, kiedy na ulicach przestanie śmierdzieć, bo okna i drzwi zamyka się także w knajpach, zaciąga zasłony i goście rozsiadają się na dobre, jakby zamierzali pić do świtu, unikają ulic, jakby bali się jakiejś epidemii, siedzą i piją ze świadomością smrodu na zewnątrz, który matowo fosforyzuje w nocy, przybierając postać niebieskiego gazu, wydaje się, że słychać go jako wżeranie się w elewacje budynków, jako wysychanie drewna w ościeżnicach, coraz głębiej, i tę świadomość trzeba w sobie utopić. Trzeba pić, dopóki wspomnienie tego wstrętnego gazu nie ustąpi miejsca upojnemu, chwiejnemu strumieniowi myśli, które już tylko będą krążyć wokół coraz trudniejszego do ogarnięcia tumultu wewnątrz lokalu. Żółte i zielone jest wszystko, co może dać odpór zarazie. Przy żółtym, pokrytym rosą kontuarze, który nieomal ginie w kłębach dymu papierosowego i dusznego powietrza, napełniane są niezliczone kolejki piwa; to stąd kufle, jeden goniąc drugi, wędrują na stoliki, obrusy zostały już zrzucone na podłogę, dlatego kufle suną szybciej po mokrych blatach prosto w otwarte ręce, wiele, bardzo wiele żółtych kufli zwieńczonych puszystą koroną, które chwilę później wydają się nawzajem przenikać, tak że nagle jawią się jako jedna wielka, tocząca się ku człowiekowi fala chłodno-gorzkiej, bladożółtej piany, ale dostatecznie jeszcze płaskiej, że nie trafia do okrągłych, otwartych ust, przelatuje nad biodrami i ze wszystkich otworów, pojawiających się ze ssącym odgłosem wlotów, wejść, końcówek wypływają z powrotem nieprzyjęte resztki i w szybkim tempie rozlewają się koliście na podłodze; głosy w pomieszczeniu mają siłę i gwałtowność burzy, rozbrzmiewają w piersiach obecnych, a z ich szeroko rozwartych ust jakby nie wydobywał się żaden dźwięk. Tymczasem pić się chce coraz bardziej, pragnienie wydaje się nie do ugaszenia i, już zmaterializowane, niemo dowodząc swojej obecności, kapie i ścieka z wszystkich ciał; wnętrze otwartych ust przypomina zieloną gąbkę, która panicznie wskazuje groźbę wyschnięcia; podczas gdy wszystkie klarowności w głowach zrobiły już miejsce spienionym, pryskającym i płynnym odmętom, podczas gdy oczy zamieniają się już w grzyby, żółta bryła kontuaru spoczywa niczym skała we mgle i stamtąd przybywa druga fala, rozbijająca się o szyje, i zwilża włosy po raz pierwszy, a ty znów oberwałeś za mało, podnosisz się więc, prawie padając na ręce, które wyciągnąłeś przed siebie, chcesz zataszczyć swoje gnijące ciało w kierunku żółtego światła kontuaru, gdyż twoje pragnienie jest niepohamowane, ogromne, infernalne, ale trzecia fala cię odrzuca, przewraca, idziesz na dno, jak przez miękki, elastyczny kanał, przed którym rozstąpiły się przegrody wszelkich śluz, a przez ciebie nieprzerwanie przepływa płyn; odchylając się do tyłu, czujesz, jak twoje pragnienie staje się śmieszne i groteskowe, podczas gdy pierwsze z twoich kończyn pędzą przed siebie, czujesz idiotyczne zielone pragnienie jakiejś istoty żyjącej w tym płynie, pragnienie, które istnieje nadal niezależnie od takiego czy innego zaspokojenia. Usta wszystkich obecnych zrobiły się szerokie jak toczące pianę fale, napęczniały i zmieniły się w kudłate pyski, przedłużone w dzioby jak u ziemnowodnych zwierząt, wszystkie ciała są błyszcząco zielone i pokryte srebrnymi łuskami, wszystkie kończyny silne i sprężyste, zaopatrzone w błony pławne, poruszające się wahadłowo płetwy, rybie ogony i rytmicznie wibrujące skrzela, wszystkie są istotami nurkującymi, pływającymi i ślizgającymi się, które wyrzucają z siebie strumienie pęcherzyków powietrza i dotykają się otwartymi pyskami, to przerażające, jak w obscenicznym błogostanie na wysokości rzucających mętne światło lamp obracają się na plecy i na chwilę znieruchomiałe – że jeszcze żyją, dowodzi tylko nosowanie – zbliżają się do siebie bladożółtymi lśniącymi brzuchami. Patrzysz na to ze zgrozą, oniemiały i już odległy od wszelkiego człowieczeństwa, obwieszony ociekającym ciężkim futerkiem, walcząc o oddech wśród bulgoczących odgłosów, otoczony pochrząkiwaniem trytonów, chichotem nereid, atakowany i oglądany przez wielkie wchłaniające pianę muszle w stanie rui. I czując, jak wyciągają się rakowe, parzące jak pokrzywa, drgające macki, które oplatają lędźwie i uda, niemal instynktownie znajdujesz ojczyznę w świecie wilgoci i mgielnych oparów, prawie już utonąwszy w gardzielach prawdziwych potworów, ale w dalszym ciągu niedorzecznie spragniony; wreszcie jednak, dawno po godzinie policyjnej, nagle uświadamiając sobie strach, oszołomiony zrywasz się na nogi, wyrzucasz ręce w górę, żeby krzyknąć, żeby przez krzyk ulżyć ludzkiej piersi, ale czujesz, jak ktoś łapie cię od dołu, chwyta i ściąga z powrotem w senne kołysanie, i już jesteś włączony w miarowo wzbierający i opadający śpiew, który przepływa z ust do ust niczym leniwe nurty ciężkiej wody.
Jeśli o tej porze – powietrze jest znowu czyste, południowo-zachodni wiatr dawno wypędził z miasta zapach rozkładu – jakiś podróżny podąża śpiesznie pustymi jak wymiótł ulicami, zauważy światło w oknie gospody i kilka razy zapuka natarczywie, lecz daremnie, prosząc o wstęp, z początku zdziwiony, ale potem ze złością miotając przekleństwo: Do cholery z tym miastem... do jego ucha, zbliżającego się ze strachem do szyby w oknie, dotrze w odpowiedzi złożona z hałasów, przyciężka pieśń, która wyda mu się jednocześnie wyjaśnieniem i groźbą, lecz zbyt niewyraźna, żeby był w stanie nie tyle się domyślić, ile zrozumieć jedno i drugie:
To oczywiste, to oczywiste,
że dziś i jutro w Ziemi Ognistej
skóra i kości spalą się wszystkie.
Z forsą nie zginiesz,
psa sprzedaj, świnię,
sprzedaj też kozę,
jeżeli możesz,
pieniądz ugasi piekielny żar.
Podróżny czuje strach we wszystkich członkach, o pragnieniu zapomniał. I ktoś taki jak on, kto pochodzi z zawsze pachnącej okolicy, z czasów po potopie, kiedy wszystkie istoty zostały już przyporządkowane do swoich gatunków, a lądy i morza oddzielone od siebie, ma nieodparte wrażenie, że tym miastem zawładnęły dzikie zwierzęta, które krzyżują się ze sobą w rytualnym świetle zmieszanym z żółtych i niebieskich ogni ofiarnych, żeby wytworzyć najgorsze potwory, ach, jakże byłby szczęśliwy, gdyby mógł spędzić resztę nocy w polach, uciec, zanim ze wszystkich drzwi wyskoczą poganiacze z pałkami, patrzy na ciche domy, czające się w pierwszym świetle poranka, i wolałby od nich smród stajni na skraju pól.
1972
------------------------------------------------------------------------
ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI KSIĄŻKI
------------------------------------------------------------------------