Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pięć par rękawiczek - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 czerwca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pięć par rękawiczek - ebook

Gdy serce nie chce bić w rytmie konwenansów…

Madeline, Augusta, Janny, Mary oraz Katherine to przyjaciółki, które wspólnie wkraczają w dorosłość i świat konwenansów londyńskiej socjety. Problem w tym, że serca dziewcząt niekoniecznie chcą podążać ścieżką aranżowanych małżeństw, które już zaplanowały dla nich rodziny. Każda z panien ma własny pomysł na siebie, nic jednak nie zapowiada zmian… Do czasu.

Pewnego dnia zrozpaczona Janny Parcy oświadcza towarzyszkom, że musi opuścić Londyn i przeprowadzić się na francuską prowincję. Po kilku tygodniach przyjaciółki otrzymują od niej zagadkowy list i wiedzione kobiecą intuicją postanawiają wyruszyć do Francji, by ustalić, co dzieje się u panny Parcy. Ich wyprawa staje się ogromną sensacją wśród skostniałych londyńskich elit, ale też… szansą dla dziewcząt na podjęcie decyzji dotyczących przyszłości.

Jakich wyborów ostatecznie dokonają?

„Pięć par rękawiczek” to wzruszająca opowieść o przyjaźni, odwadze i walce o swoje miejsce w świecie, który na pierwszym miejscu stawia tradycję.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8373-162-9
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I.

Pory roku

Słońce przedzierało się przez zachmurzone niebo, ogrzewało delikatnie wiatr, który poruszał zieleniącymi się nieśmiało liśćmi na pobliskich drzewach. Zatłoczony wiosenny Londyn, spacerowicze czerpali radość z przyjemnej aury. Końskie kopyta rytmicznie uderzały o bruk, ciągnąc za sobą powozy przejeżdżające przez Eaton Square.

Pośrodku ulicy stała rezydencja należąca do rodziny Maclayów. Pod jej drzwi wiodła szeroka, żwirowa aleja, po bokach strzeżona przez dwie kwitnące magnolie. Za progiem witał gości reprezentacyjny hol z wypolerowaną kamienną posadzką zdobioną mozaikową bordiurą z roślinnym ornamentem, a w jego sercu bordowy, ręcznie tkany dywan. Od podłogi do połowy beżowej, wytapetowanej ściany sięgała dębowa, kasetonowa boazeria. Portrety przedstawiające dumnych członków szczęśliwej familii oświetlały strojne kinkiety, wydobywając ze złotych ram przyjemny blask. W centrum usytuowane były drewniane schody, rozchodzące się na dwie strony i prowadzące do części sypialnianej. Na parterze mieścił się też przestronny salon, o tej porze wypełniony zapachem świeżych ciastek i dopiero co zaparzonej herbaty. Na wygodnym dziennym wypoczynku zasiadło pięć młodych, żywo rozprawiających panien.

– Ach, spotkania w tym gronie są mi niezmiernie miłe. – Madeline zamknęła powoli swoje orzechowe oczy i pociągnąwszy niewielki łyk herbaty z gustownie zdobionej porcelanowej filiżanki, leniwie opadła na wysokie oparcie fotela. W tym towarzystwie czuła się wyjątkowo swobodnie, nie zwracała uwagi na dobre maniery, których uczono ją od najmłodszych lat. Z jej kasztanowych, wysoko upiętych włosów wysunął się kręcony pukiel i opadł niedbale na czoło.

– Panno Maclay, twe włosy są dzisiaj wyjątkowo niesforne. – Janny zachichotała, wyciągnęła rękę w stronę przyjaciółki i założyła lok za jej ucho.

Panna Janny Parcy, jedna z towarzyszek Madeline, była infantylna, zawsze uśmiechnięta i ponad miarę ruchliwa. Z powodu swojej nazbyt szczupłej figury często podupadała na zdrowiu.

– Postanowiłam upiąć włosy sama, dałam Posy kilka godzin wolnego. – Madeline uśmiechnęła się krzywo. – Widać zrobiłam to dość nieudolnie.

Janny bacznie przyglądała się fryzurze dziewczyny, nic przy tym nie mówiąc. Jej piwne oczy otworzyły się szerzej. Dobrze znała przyjaciółkę, nie chciała jej prowokować. Panna Madeline Maclay we wszystkim dążyła do perfekcji, a gdy coś nie szło po jej myśli, często nerwy wymykały jej się spod kontroli. Janny natomiast nie dbała nadmiernie o wygląd – jej kręcone, kruczoczarne włosy na ogół bywały rozburzone przez pośpiech, w jakim żyła, co nie odbierało jej ani trochę uroku.

Milczenie przerwała młoda kobieta siedząca na dwuosobowej kanapie w kwiaty z tego samego kompletu co fotel Madeline.

– Moim zdaniem wyglądasz wytwornie, niczym najmodniejsze panie z francuskich salonów – odezwała się niebieskooka Augusta, osoba niewysoka, jasnowłosa, o ponętnych kobiecych kształtach, przyciągająca uwagę niemal każdego mężczyzny.

– Doprawdy? – Madeline wyciągnęła dumnie szyję.

– Usłyszałaś w moim głosie fałsz? Czy ja cię kiedykolwiek okłamałam? – Augusta westchnęła teatralnie. – Nazwałabym tę fryzurę… – przymrużyła oczy, po czym przyłożyła palec do twarzy i zaczęła poklepywać policzek – …„Dama po niespokojnej drzemce”._ –_ Spojrzała z rozbawieniem na przyjaciółkę i spostrzegła, jak z delikatnego liczka znika duma i pojawia się przelotny grymas gniewu, po czym ustępuje miejsca wesołości.

Madeline zmarszczyła szpiczasty nos pasujący do jej ogromnych, brązowych oczu. Uroda dziewczyny odbiegała od panujących kanonów piękna, jednak panna Maclay nie uchodziła za kobietę nieatrakcyjną. Nietuzinkowy wygląd panienki bardziej przyciągał, aniżeli odpychał dżentelmenów.

Madeline wystawiła język do Augusty. Ten dziecinny gest rozbawił obie. Panny Maclay ze względu na rodzinną zażyłość oraz bliskie stosunki towarzyskie nie czuły się w obowiązku powściągania swojego zachowania. Były siostrami stryjecznymi, a przy tym najlepszymi przyjaciółkami niemal od kołyski. Ojciec Augusty, hrabia John Maclay, jako najstarszy z braci odziedziczył dużą sumę i rezydencję rodową Maclayów. Uchodził za nieco porywczego człowieka, za to utalentowanego muzycznie. Niestety zaniechał swój talent, po śmierci ojca musiał zająć się matką oraz trójką rodzeństwa. W wieku zaledwie dwudziestu paru lat zmężniał i postawił rodzinę na piedestale swojego dotychczasowego życia. Obecnie ojciec czwórki dorosłych dzieci z ukochaną najmłodszą Augustą, która została wprowadzona do towarzystwa dwa sezony temu. Dość wybredna panna na wydaniu zdążyła odmówić kilku kandydatom starającym się o jej względy.

– Włosy jak włosy, codziennie trzeba je układać, kolejny z przykrych obowiązków dziewcząt. Potraficie wskazać damę, której miłe jest to zajęcie? – Oczy wszystkich panienek zwróciły się na Mary, która dotychczas siedziała cicho, wyłącznie przysłuchując się rozmowie. – Mężczyźni nie mają tak przykrych obowiązków. Praktycznie nic ich nie ogranicza. Gdybym była jednym z nich, przez myśl by mi nie przeszło poszukiwanie żony – kontynuowała rozemocjonowana. Zamilkła na moment, by wziąć oddech. – Podróże są takie interesujące. Wyobrażacie sobie udać się w nieznane, tak poza granice Anglii? – Rozmarzyła się, a na jej wydatnych ustach pojawił się lekki uśmiech. – Oczywiście to przywilej w głównej mierze panów – zaczęła tłumaczyć, czując się niezrozumiana. Dla Mary posiadanie męża i dzieci było równoznaczne z poczuciem zamknięcia w klatce. – Podróżowanie jest wielce czasochłonne, mając na względzie obowiązki rodzinne. Tak jak wy marzę o znalezieniu odpowiedniego dżentelmena – skłamała, widząc zdziwione spojrzenia dziewcząt.

Wiedziała, że nie każda panna popijająca z nią tę popołudniową herbatę podzielała jej poglądy. Mary Miler uchodziła za salonową piękność – oczy koloru oceanu i ciemne włosy były rzadko spotykane u osób z londyńskiej socjety, toteż tak pożądane przez męską część towarzystwa. Dlatego gdyby tylko zapragnęła, mogłaby przebierać w ofertach matrymonialnych. Ona jednak skupiona była zupełnie na czymś innym, za nic miała szalejący za nią tłum dżentelmenów. Chciała podróżować w nieznane, choć dla panienki z dobrego towarzystwa, której rodzina myślała wyłącznie o jej zamążpójściu, było to zwyczajnie niemożliwe. Mary nie była marzycielką, zdawała sobie sprawę ze swojego położenia, ale iskra nadziei wciąż się w niej tliła, napawając ją niezaspokojonym pragnieniem poznawania świata.

– Niezrozumiałe jest dla mnie, jak panna w twoim wieku może myśleć o takich głupstwach. – Oburzyła się Katherine, skupiając wyłącznie na pierwszej części wypowiedzi panny Miler. – Pff – parsknęła. – Twój świat, Mary, to Londyn, zrozum to w końcu! – strofowała przyjaciółkę niczym matka. – Gdybym miała choć jedną sensowną ofertę małżeńską, przyjęłabym ją bez wahania. – Pokręciła głową z dezaprobatą, aż zatrzepotały jej idealnie zaplecione po bokach ciemne, koliste warkocze. Panna Katherine Palmer od zawsze marzyła o założeniu rodziny. Znalezienie męża było jej celem w życiu. Delikatna, lekko blada cera oraz pełne usta zasługiwały na wielbiciela, którego tak żądna była Katherine.

– Panno Palmer, wyczekuję rychłego powrotu twego humoru po zjedzeniu tego smakowitego eklerka. – Janny zaśmiała się dziecinnie i podała przyjaciółce talerz z ciastkiem.

W dalszym ciągu wzburzona dziewczyna ściągnęła brwi, zmrużyła powieki, pod którymi skryły się czekoladowe oczy. Przyjęła smakołyk od Janny, po czym wstała i gdy panna Parcy zdążyła już wrócić na swoje miejsce, położyła go przed nią.

– Myślę, że tobie bardziej przyda się ten eklerek! – rzekła z przekąsem. – Znowu tak wyszczuplałaś. Janny, martwię się! Jadłaś dziś jakiś posiłek? – dopytywała nader troskliwie Katherine.

– Och, Katherine, wypij trochę herbaty i odpocznij – wtrąciła Augusta. – Widać, że jesteś przemęczona. – Słowa panny Maclay były przepełnione ciepłem. – Jak zwykle bierzesz znacznie więcej na swoje barki, aniżeli potrafisz udźwignąć.

Madeline zamilkła na moment i przyglądając się pogrążonym w rozmowie dziewczętom, zaczęła rozmyślać nad istotą relacji, która łączyła ją z nimi. Czuła, że więź ta jest wyjątkowa. Nie znajdywała w londyńskim środowisku tak oddanych sobie przyjaciółek. Uczucia i zaufanie, jakimi się darzyły, dawały im siłę w zmaganiu się z codziennymi problemami. Niesparzone jeszcze życiem kobiety emanowały optymizmem. Madeline porównywała przyjaciółki z przemijającymi rytmicznie porami roku. Brak jednej z nich spowodowałby zakłócenie naturalnego biegu zdarzeń w jej życiu.

Jako wiosna jawi się moja Janny – zatraciła się w rozmyślaniach Madeline. – Taka naiwna i bezbronna. Wzrasta na świeżo stopniałym śniegu, przez co jest delikatniejsza od pozostałych pań. Żyje w obawie, czy nadchodzące dni przyniosą ocieplenie, czy może powróci śmiertelny mróz. Wrażliwa na sercu i ciele, nierzadko potrzebuje pomocy. Lato, ta pora roku niewątpliwie opisuje Augustę. Wydaje się idealna, cudownie ciepła, osłabia czujność. Jej upały mogą dać się jednak we znaki. Częściej słoneczna, ale niosąca burze, niekiedy bardzo dotkliwe. Jesień to Mary, stabilna w swojej słocie, dająca ukojenie ciepłym dniem, uśmiechem. Zachwyca w jesiennych kolorach, które podkreślają jej nieskazitelną urodę. Racjonalnie podchodzi do życia, nie przeszkadza jej to jednak dążyć do upragnionego celu. Katherine bywa sroga jak zima. Podziwiam jej siłę i upór. Zdarza się jednak, że jest chłodna dla najbliższych, miewa przy tym ciche dni. Oczekuje wtedy, że będziemy cieszyć się każdym promieniem słońca, który zaoferuje w swoim monotonnym cyklu chłodu. Niestety, nie wszystkie przykrości da się szybko naprawić. Dziewczęta darzę szczególnym uczuciem, potrzebuję ich, są mi jak rodzina. Razem tworzymy spójną, niepowtarzalną całość.

Czuła, że jest szczęśliwa, mając przy sobie tak wyjątkowe kobiety. Patrzyła, jak cztery bliskie jej sercu osoby cieszą się swoim towarzystwem. Obserwowała rozpromienioną, drobną twarz Augusty w aureoli złotych pukli wypuszczonych z ciasno upiętych włosów, jej wesołe niebieskie oczy, szczery uśmiech prezentujący nienaganne uzębienie w oprawie różowych warg posłany do naburmuszonej panny Palmer. Ta z kolei ściągnęła usta w wąską kreskę, zmarszczyła gniewnie szeroki nos i ciskała pioruny spod długich rzęs. Przekomarzała się z Janny, osobą tak uroczą, że nie sposób się na nią złościć. Madeline z lubością przypatrywała się kędzierzawym loczkom panny Parcy podskakującym jak sprężynki, gdy ta chichotała w odpowiedzi na nadmierną troskę Katherine. Dziewczęta znały dobrze pannę Palmer, wiedziały, że nie miała złych intencji, martwiła się o nie, poniekąd im matkując. Młode damy nauczyły się traktować rodzicielską postawę Katherine z lekkim przymrużeniem oka. Panna Maclay przeniosła uwagę na pochłoniętą niewinną sprzeczką dziewcząt Mary. Przyjaciółka, wciągając głośno powietrze przez mały, zadarty nos, z ukrytą fascynacją w akwamarynowych oczach zaczęła dzielić się najciekawszymi plotkami, wiedząc, że to ostatecznie odwróci uwagę dam od chęci udowodnienia swoich racji.

Przyjaciółki Madeline pochodziły z londyńskiej socjety, a ich zażyła znajomość pogłębiła się, gdy zaczęły bywać wspólnie na spotkaniach towarzyskich. Rodzice Madeline byli majętni i szanowani przez londyńskie środowisko, postrzegano ich jako niezmiernie serdeczną parę. Dla panienki zawsze byli dobrymi i kochającymi opiekunami, ale nie rzucali słów na wiatr, dlatego koniec jej bajki zbliżał się nieubłaganie. Państwo Maclay dawno zaplanowali przyszłość dziewczyny. Była ich pierwszym dzieckiem, do tego kobietą, czuli się zatem w obowiązku, by zapewnić jej wszystko, co według nich jest najlepsze. Niestety mimo wrodzonej odwagi panna Maclay nie zdobyła się przez przeszło dekadę na wyznanie komukolwiek swojego sekretu. Wiedziała również, że nie nastąpi to dzisiaj. Nie opowie przyjaciółkom, popijając popołudniową herbatę i przegryzając ciastka, jakie wielkie zmiany ją czekają.

Madeline zadrżała, wróciła myślami do jasnożółtego salonu w swojej rezydencji ze zdobionym kominkiem na środku, nad którym wisiało ogromne, kwadratowe lustro. Wyprostowała się, rozsiadając wygodniej w kwiecistym fotelu, ostatecznie odzyskując kontakt z rzeczywistością. Spotkania w gronie ukochanych dam dawały jej chwilowe ukojenie, usuwając z głowy trapiący temat.II.

Obietnica sprzed lat

Madeline obudziła się zdezorientowana, poczuła, jak oddech jej się spłyca, a ona zaczyna panikować. Leżąc w łóżku, zdała sobie sprawę z tego, co ją dzisiaj czeka. Przez tyle lat nie dopuszczała, by w jej głowie pojawiła się choć jedna wizja dnia, który miał zmienić jej całe dotychczasowe życie. Próżno było podejmować dalsze dyskusje z ojcem. Ze wszystkich prób wychodziła przegrana. Matka była bardziej przychylna jej błaganiom, jednak to Michael Maclay jako głowa rodziny miał ostatnie słowo.

Interesy prosperowały obiecująco i cała rodzina Maclayów nie obawiała się życia poniżej swojego dotychczasowego poziomu. Pan Maclay poprzysiągł sobie, że nigdy nie dopuści, by jego ukochana córka była skazana na mezalians, toteż chciał jak najlepszego kandydata na jej męża. O przyszłość drugiego dziecka, panicza George’a, nie musiał się teraz trapić. Pomijając jego młodociany wiek, urodził się on jako mężczyzna i już z tego powodu zyskiwał niewątpliwie więcej przywilejów niż córka. Ojciec uważał, że każdy kawaler powinien zasmakować beztroskiego życia, nim się ustatkuje, a miejsce kobiety jest przy dobrze traktującym ją mężu. Madeline doskonale znała swoje obowiązki i nikłe przywileje. Kochała brata, przecież to nie była jego wina, że siostrę czeka rychłe zamążpójście. Madeline według ojca była gotowa do ożenku, cała jego uwaga skupiona była na niej. I tak przychylił się do prośby panienki i odroczył o dwa lata jej przeznaczenie, ale panna Maclay, osiągnąwszy wiek dwudziestu jeden lat, nie mogła już dłużej zwlekać. Zwłaszcza że pan Maclay odmówił kilku starającym się o jej rękę kawalerom. Ludzie zaczęliby szeptać, że coś jest z nią nie tak. Zbliżający się urodzinowy bal jej matki był odpowiednią okazją, by zapoznać Madeline z szanowaną rodziną Greenwoodów.

Panna Maclay leżała w ogromnym łóżku, patrząc w biel sufitu. Czuła, jak serce dudni jej w piersi. Poznawanie ludzi nie sprawiało jej trudności, jednak nigdy do tej pory żadna nowa osoba w jej życiu nie niosła takiego ogromu zmian, toteż Madeline nie wiedziała, jak uspokoić szalejące emocje.

Zapewne będzie to wspaniała rodzina z równie czarującym synem – uspokajała się, ilekroć zaczynała panikować, a jej myśli galopowały w stronę nieprzyjemnych wizji reszty jej życia. – Większość małżeństw to sensowne inwestycje w przyszłość, może polubię, a nawet pokocham wicehrabiego Greenwooda.

Słowa krążyły jej po głowie z taką prędkością, że chwytała się każdego, które choć błysnęło iskrą nadziei na dobre zakończenie tej historii. Nie rozumiała, dlaczego ojciec nie pozwolił jej na kontakt z panem Greenwoodem, choćby listowny. Obietnica, którą zawarł pan Maclay z hrabim Greenwoodem, swoim przyjacielem z lat młodości, była tak odległa. Panna Maclay miała wtedy zaledwie dziesięć lat. Rodzina Greenwoodów, choć tak szanowana oraz rozpoznawana przez londyńskie towarzystwo, nigdy nie zjawiła się w ich rezydencji.

Do sypialni Madeline zaczęły leniwie wlewać się pierwsze promienie słońca. Musiało być już około godziny szóstej. Dzień jej sądu ostatecznego – bo tak czuła się Madeline – zdawał się wyjątkowo słoneczny. Dziewczyna biła się z myślami, czy aby na pewno chce wstać i rozpocząć przygotowania do chwili, której unikała w myślach niemal przez całe życie.

A może zostanę w łóżku na wieki? Podciągnęła puszystą pierzynę nad głowę. Czuła się jak mała dziewczynka chowająca się przed matką, w tym przypadku przed rzeczywistością, która przyszła ucałować ją na dzień dobry.

Zdecydowała się na opuszczenie pościeli w chwili, gdy usłyszała pierwsze głosy dobiegające zza drzwi. Maclay Residence powoli budziła się do życia, a więc i ona powinna uczynić to samo. Domownicy zwykle na śniadaniu pojawiali się już wyszykowani oraz odziani w stroje dzienne. Panna Maclay wyłamywała się z tego zwyczaju i zasiadała z rana do stołu z dość niechlujnym wyglądem, co bardzo irytowało jej ojca. Pan Maclay uważał bowiem, że kobieta, a zwłaszcza panna, powinna się prezentować nienagannie nawet w środku nocy. Madeline jednak wybierała wygodę. Czynności takie jak czesanie wymyślnych fryzur, zakładanie strojnych sukni oraz upiększanie twarzy wszelkimi mazidłami odwlekała do popołudnia, kiedy to miała wyjść pospacerować bądź spodziewała się gości. Garderobiana jakiś czas temu zaniechała prób przygotowania panienki zaraz po jej przebudzeniu, uznawszy to za zupełnie bezcelowe. Jedyne, do czego ograniczała się Madeline przed zejściem na śniadanie, to obmycie twarzy i przepłukanie ust wodą. Dla kogo ma się szykować? Znoszona luźna suknia założona w pośpiechu wystarczy, by zasiąść z najbliższą rodziną do stołu.

Schodząc długimi, krętymi schodami, panna Maclay słyszała poruszenie wśród reszty domowników spożywających posiłek bez niej. Domyślała się, że o niej rozprawiano. Miała nadzieję, że przemknie niepostrzeżenie i zajmie swoje miejsce, ale kiedy tylko stanęła w wejściu do jadalni, rozmowy umilkły i wszystkie oczy zwróciły się na nią.

– Witaj, moja droga – przywitała ciepło córkę pani Maclay. W jej głosie dało się słyszeć nutę zdenerwowania.

Była niską, korpulentną osobą. Z dumą prezentowała swoje krągłości, podkreślając je idealnie dobranymi gorsetami. Jasnobrązowe włosy nosiła ciasno zaplecione w grube warkocze spięte dookoła głowy.

– Dzień dobry. – Ukłoniła się zdawkowo Madeline i zajęła miejsce przy prostokątnym drewnianym stole mieszczącym dwanaście osób, wspartym na czterech masywnych nogach rzeźbionych na kształt siedzących dumnie lwów.

Ogromny mebel nakryty był śnieżnobiałym obrusem, na którym przygotowano zastawę dla czterech osób. Równo poukładane sztućce leżały przy ostatnim, wolnym miejscu przeznaczonym dla panienki Maclay.

– Taki wyjątkowy dzień, a ty, Madeline, nawet w nim nie możesz zadbać o estetykę swojego wyglądu – zbeształ ją od wejścia ojciec. On sam, jak przystało na głowę szanowanej rodziny, wyglądał zawsze nienagannie. Starannie przystrzyżony wąs pod nosem, siwiejące włosy perfekcyjnie zaczesane w tył, a do tego uszyte z najlepszych jakościowo materiałów eleganckie ubrania, które codziennie nosił, świadczyły o wysokiej pozycji społecznej mężczyzny.

– Dziękuję. Ciebie, ojcze, również dobrze widzieć – powiedziała oschle.

Michael zmarszczył gniewnie czoło i przeciągnął palcami po równych wąsach.

– Denerwujesz się dzisiejszym dniem? – zapytał, puszczając mimo uszu niegrzeczną odpowiedź córki.

Dziewczyna siedziała cicho, wpatrując się w swój talerz z jajkiem sadzonym i trójkątnym tostem.

Nic nie przełknę – pomyślała – jeszcze jedno słowo ojca, a nie będę w stanie utrzymać nerwów na wodzy.

– Powinnaś potraktować to spotkanie w zupełności naturalnie, spędzisz czas z wicehrabim Greenwoodem w naszej obecności. Nie masz czym się niepokoić – mówił nieprzerwanie pan Maclay, prowokując panienkę do jakiejkolwiek kontrreakcji.

– Doprawdy? – wycedziła przez zęby panna Maclay. – To nie ojciec może być nieszczęśliwy przez resztę swojego życia! – Wezbrała w niej fala gniewu, której nie mogła już opanować. – Kochałeś matkę, kiedy wychodziła za ciebie.

– Ach, Madeline… – zaczęła pani Maclay.

– Anastasio, pozwól, że ja przemówię naszej córce do rozsądku. – Pan Maclay przerwał żonie wypowiedź. – Ślub z panem Greenwoodem to najlepsze, co może spotkać pannę w twoim wieku. Narzekanie w tym przypadku to zwykła nieuprzejmość.

– Ojcze, ta decyzja zaważy na całej mojej przyszłości, dlaczego nie mogę zdecydować, kogo poślubię? – Madeline mówiła szeptem, wiedziała, że przeciwstawiając się ojcu, pogorszy tylko swoją sytuację, a to i tak nie przyniesie wybawienia z opresji, w jakiej się znalazła.

– Madeline! – wykrzyknął pan Maclay. Wziął głęboki wdech, po czym zaczął mówić dalej spokojniejszym tonem: – Pan Greenwood to dobrze wychowany, majętny mężczyzna. Zapewniono mnie, że będziesz przez niego dobrze traktowana. Wiedz, że robię to wyłącznie dla twojego dobra.

– To z jakiej racji nie mogłam nawet do niego napisać? Ani on nie uczynił tego wobec mnie? – dopytywała desperacko.

– Uznaliśmy z hrabim Greenwoodem, że to najlepsze rozwiązanie. Teraz jesteście już dorośli i mniemam, że do całej sprawy podejdziecie dojrzale.

Panna Maclay nie podejmowała dalszej dyskusji z ojcem. Postanowiła skupić się na próbie zjedzenia śniadania i potakiwać na kolejne uwagi obojga rodziców. Z nerwów wszystko stawało jej w gardle. Po wmuszeniu kilku kęsów pożegnała się grzecznie i opuściła jadalnię, tłumacząc, że musi zacząć przygotowania, by zdążyć przed przyjazdem gości.

– Michaelu, jesteś pewien słuszności swojej decyzji? – W pytaniu Anastasi wybrzmiało lekkie wahanie.

– Kochanie, złożone przeze mnie obietnice są nienegocjowalne. – Wstał z krzesła i obszedł stół.

– To było tak dawno. Uważasz, że nadal jesteś w stanie nazwać hrabiego Greenwooda po tylu latach najlepszym przyjacielem? Od dłuższego czasu kontaktujecie się wyłącznie listownie.

– Anastasio, wiem, denerwujesz się, ale na potwierdzenie tego, iż Johan jest dobrym człowiekiem, mogę dać obciąć sobie dłoń – stwierdził stanowczo.

– A jego syn? – powiedziała ściszonym głosem. – To wicehrabia ma być mężem naszej córki.

– Przykro mi, że nie mogłaś poznać rodziny Greenwoodów, ale życie tak zdecydowało. Kłopoty ze zdrowiem, kiedy byłaś przy nadziei, ciągłe niedomagania małej Madeline, narodziny George’a i twoje złe samopoczucie. Zawsze coś stawało na drodze. Pamiętasz ten dzień, gdy powitaliśmy na świecie Madeline?

– Jakże bym mogła zapomnieć? – oburzyła się Anastasia.

– Byłem wdzięczny Bogu za córkę – tłumaczył pan Maclay. – Charles Greenwood miał wówczas pięć lat. Wtedy pierwszy raz pomyślałem o ich ślubie.

– Michaelu, to było ponad dwadzieścia lat temu. – Wywróciła oczami.

– Chcę Madeline zapewnić jak najlepszą przyszłość! – Pan Maclay stracił cierpliwość.

– Tak jak i ja.

– Ten temat omawialiśmy setki razy. Doskonale znam Johana, Charles jest do niego podobny.

– Pan Greenwood może znacznie różnić się od swojego syna. Wicehrabiego widziałeś ostatni raz, jak był młodzieńcem – nie ustępowała pani Maclay.

– Nie zarzucaj mi pochopności mojej decyzji. Przyglądałem się Madeline, jak dorasta. Zaczęło mnie przerażać, z jaką prędkością to się dzieje. Jak szybko z dziewczynki stawała się kobietą. Tak, masz rację, widziałem wicehrabiego ostatnio jako piętnastoletniego młodego człowieka. Wtedy Johan Greenwood zaproponował, aby skojarzyć nasze dzieci. Uznałem to za znak od Boga.

– Obyś miał rację – westchnęła Anastasia. – Nie wybaczę ci, jeśli nasza córka będzie nieszczęśliwa.

– Nie będzie, zaufaj mi – zapewniał Michael. – Oboje dojrzeli do małżeństwa.

– Mogliśmy przedstawić ich sobie znacznie wcześniej.

– Panicz Greenwood był niedojrzałym żółtodziobem. Zdążył poużywać życia jak to kawaler, a teraz zapragnie się ustatkować. Tacy są mężczyźni, moja droga.

– Jeśli jakakolwiek cecha wicehrabiego będzie wskazywać na to, że Madeline może być przez niego źle traktowana, nie dopuszczę do ślubu!

– Będziemy mieć chwilę czasu na przyjrzenie się panu Greenwoodowi.

– Co będę robić bardzo skrupulatnie – zakończyła temat pani Maclay.

Resztę śniadania małżonkowie spędzili w milczeniu. Pan Maclay był podekscytowany spotkaniem dawno niewidzianego przyjaciela i zapoznaniem córki z jego synem, natomiast pani Maclay wolałaby, aby państwo Greenwood w ogóle nie pojawili się w ich posiadłości. Cała ta obietnica ślubu jej córki z obcym mężczyzną przyprawiała ją o mdłości ze zdenerwowania. Dobro swoich dzieci kładła zawsze na pierwszym miejscu. Dlatego jeśli Charles Greenwood jej się nie spodoba, będzie ufała wyłącznie swojej kobiecej intuicji i za nic w świecie nie odda Madeline w jego ręce, nie będzie zważać na układy i męski honor.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: