Pięć razy jeden - ebook
Pięć razy jeden - ebook
Chyba każdy zastanawiał się, jak by wyglądało jego życie, gdyby ożenił się z Baśką, najładniejszą dziewczyną z placu. Chyba każda zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby wyszła za mąż za Witka, najbogatszego chłopaka w szkole. Chyba każdy zastanawiał się nad tym, co by zrobił, gdyby wygrał milion złotych. Czy nasze życie zależałoby od warunków, jakie stworzyliby nam nasi partnerzy? Jak byśmy się zmienili, mając miliony? Czy życie zmieniłoby nas, czy my życie? Każdy nosi w sobie potencjał osobowościowy zwany genami. Czy to jest ważne, gdy w życiu pojawiają się konkretne wybory? Ta książka na pewno do tego zainspiruje każdego czytelnika. Co można powiedzieć o autorze książki, czyli o pisarzu? Przecież to nie jest zawód. Hemingway był dziennikarzem, Kundera uczuł się muzyki, London wykonywał tyle zajęć, że trudno je wymienić, Korczak był pedagogiem... Pisarz to osoba, która czerpie z własnych doświadczeń, albo z wyobraźni. Jak aktor. Tylko jeden robi to za pomocą klawiszy (czytaj pióra), a drugi za pomocą osobowości. W wypadku Grzegorza Norasa doszło do połączenia tych umiejętności.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-946855-1-5 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I
AUTOBUS
Mateusz jechał autobusem pierwszy raz od 5 lat, chyba. Ze zdziwieniem oglądał nowości komunikacyjne – elektroniczną tablicę. Są na niej: przystanki z ich umiejscowieniem, reklama stacji diagnostycznej, przypomnienie, że coca-cola to naprawdę to, a nawet uświadamianie, co dwie minuty, dokładnej sekundy, minuty, godziny i dnia, w których masz możliwość żyć.
Jedziesz i żyjesz bardziej świadomie. Mateusz był zachwycony, a raczej byłby zachwycony, gdyby wysiadł po 10 minutach, czyli w stanie zachwycenia. Niestety zapowiadało się na godzinną jazdę. Przypomniał sobie młodość, gdy jeździł pociągami i autobusami do szkoły. To były wspomnienia! Właściwie to głównie chodziło o oglądanie dziewczyn jeżdżących razem z nim tymi samymi trasami. Większość młodzieży w ogóle się nie znała, a jednak wszyscy czuli się jak rodzina. Że też ta cholerna nieśmiałość musiała tyle złego wyrządzić w jego życiu. Ile potencjalnych dziewczyn było do wyrwania… Na całe 8 lat jeżdżenia poderwał tylko dwie, bez konsekwencji oczywiście.
Jedną zaprosił na zabawę szkolną. Prezentowała się świetnie. Pierwszy raz poznał tak ładnie opakowaną głupotę. Aua. Najważniejsze tematy: na jakiej imprezie się było i ile się wypiło. Aua. Po dwóch chyba pytaniach i odpowiedziach niezwiązanych z tymi pytaniami zrozumiał, że to nie są żarty z Monty Pythona, ale to jest rzeczywistość. Monty Python żyje.
– Lubisz zwierzęta? (W młodości trochę inna była ważność problemów życiowych).
– No. A byłeś w Firmowej? Świetne tam dają lody. Jesteśmy tam zawsze z koleżankami umówione w piątki i…
– A masz jakiegoś? (Dociekliwość wydawała mu się wtedy cnotą).
– Świnkę morską. A oprócz tego w środy jest rabat na obiady po 17.00. Co prawda nie najlepsze pierogi dają…
– Bo ja mam psa, boksera (To w zamiarze miało wprowadzić dziewczę w zachwyt).
– Psów nie lubię. Ale w końcu to nie jest moja ulubiona knajpka. W Rynkowej podają dobre lody...
– To może jakieś piwko?
– Idę na papierosa – rzuciła potem panienka.
Okazało się, że w jej mniemaniu palenie papierosów „w towarzystwie” to jest prawdziwe życie. I właściwie 80% czasu spędzała na paleniu. Co za lotna idea! Mateusz też nie był jakimś orłem, bo był przekonany, że prawdziwe życie toczy się przy napełnianiu swego organizmu procentami. Dlatego zawsze miał schowaną butelkę wina.
Ich drogi się rozeszły. Pewnie dlatego, na wszelki wypadek, większość jego kumpli i paliła, i piła. I mieli lepsze osiągnięcia.
Tak jakoś przebiegała rozmowa. Teraz Mateusz w takiej sytuacji poddałby się słowotokowi dziewczyny, licząc na jakiś seks, nawet w Firmowej, a już na pewno po wyjściu z niej. Bez wątpienia cała ta rozmowa nie pogrążyła go w żałobie związanej z tak okrutnym rozwarstwieniem inteligencji i piękna, ale raczej wywołała zadziwienie.
Nieznajomość życia powodowała ciągłe zadziwienia. Z drugiej strony dowartościowywało go to jako chłopaka. Po prostu oglądając otoczenie, sam się dziwił, że inni są od niego o wiele głupsi i mniej interesujący.
Do dziś nie znał odpowiedzi na pytanie: Czy lepiej dowartościować ludzi autorytatywnie (wmawiając im jakąś wartość), czy pozwolić im przechodzić drogę dowartościowania przez rozwój? Byle było co dowartościować. Rozważania te nie dotyczyły dowartościowanych idiotów, których jest mnóstwo. Oni znają takie sposoby na imponowanie innym, że trudno podejmować rzucane przez nich rękawice: trzymanie w ustach żywej żaby przez 3 sekundy, gaszenie świecy poprzez siadanie na niej czy włożenie do torebki nauczycielki surowego jajka.
Druga rozmowa zakończyła się sukcesem. Podszedł do przystojnej, wysokiej brunetki, dwa lata młodszej od siebie (wcześniej przeprowadził już pewne śledztwo, czyli rozpoznanie wstępne obiektu zainteresowania), gdy wracała z dworca do domu, i zagadał. Rozmowa przebiegała w miłej atmosferze. Niestety droga do jej mieszkania zabierała tylko dwie, trzy minuty. Ledwo rozpoczęli dialog, już skończyli (taka rozmowa jak szczenięcy seks). Rozstali się w miłej atmosferze. On zgłosił chęć ponownego spotkania się w kinie, ona miała powiedzieć kiedy, bo teraz nie miała czasu. I tak się zakończyła ich znajomość. On czekał na jej czas, a ona czekała na czas... kiedy nie będzie tak nieśmiała. Czekali tak i czekali, aż Mateusz doszedł do wniosku, że o nim zapomniała, gdy ona zapomniała, że miała się z nim zapomnieć. Klasyczna porażka młodzieży wierzącej słowu, a nie rodzącemu się uczuciu.
***
Po 20 minutach jazdy uświadomił sobie, że informacje podawane na pasku wyświetlacza w autobusie nie do końca przybliżają go do lepszego zrozumienia świata.
Przystanki Kościuszki 243 i Kościuszki 165 i tak nic mu nie mówiły, bo równie dobrze mogłyby to być liczby 44 czy 2010. Tęczowa Cmentarz był przy Nowej Bibliotece, a Rondo Powstańca jest Rondem Ruskich, bo tak je nazywano, mimo że władza chciała inaczej. Coca-cola to już nie jest to co w młodości, a stacja diagnostyczna naciągała klientów tak, że nikt o zdrowych zmysłach tam nie jeździł drugi raz. Świadomość dnia i godziny nie była mu akurat potrzebna, bo miał wielofunkcyjny zegarek, wielofunkcyjną komórkę i trzyfunkcyjny wisiorek od dzieci z datą, godziną i minutą.
I tak po pół godziny jazdy wiedział, że niewiele więcej wie. Zaczął, jak 30 lat temu, oglądać ludzi. Teraz było ciekawiej. Zauważył młodą dziewczynę w luźnej bluzie, gadającą wciąż do telefonu. Jak pięknie umiała się wyłączyć z życia autobusu. Nie widziała pijaczka szukającego drobnych (a może biletu) po kieszeniach, nie reagowała na
przesadzone przytulanie się pary młodych, ponabijanych pinezkami i innymi gwoździami, grających rolę gwiazd na scenie autobusowej. Cóż, nie wypada się śmiać z nich, ale ciekawość, jak przebiega pocałunek z garścią gwoździ w ustach, to prawie jak odkrycie nowego kierunku w malarstwie. Mateusz zastanawiał się, w odniesieniu do dziewczyny z telefonem, czy rozmawia z koleżanką, czy z kolegą. Do końca podróży nie rozwiązał tego problemu. Widać telefonicznie ludzie są biseksualni.
Z ciekawych twarzy należało zauważyć jeszcze dwudziestokilkuletniego mężczyznę ubranego tak, że powinien jechać jakimś bmw. To było prawdziwe wyzwanie: wymyślenie, dlaczego trafił właśnie do autobusu numer 135 jadącego w kierunku dzielnicy Boruta, najbiedniejszej w mieście. Z całą pewnością utworzyła się jedność – ubranie i człowiek. Nie był to pożyczony garnitur z modnym ostatnio szalem. Twarz chłopaka nie była banalna. Mateusz miał dwie opcje: mężczyzna jedzie do swojej nowej dziewczyny i chce się pokazać jako człowiek, który nie gardzi autobusami, i druga ‒ lubi innych wkur…
Dalsze rozważania przerwał, bo do autobusu wsiadła kobieta może czterdziestoletnia. Mateusz zawsze był słaby w określaniu wieku kobiet. Te botoksy, pillingi, silikony pozbawiły go umiejętności realnej oceny. Zresztą po co ona? Kobieta była piękna. Po co określanie wieku? Z całą pewnością był starszy od niej.
Przypomniał sobie czasy, kiedy potrafił ukradkiem, godzinami, obserwować dziewczyny w autobusach. Sprawiało mu to wielką przyjemność. Teraz pozostało mu tylko 15 minut jazdy i, jak to kiedyś bywało, znów poczuł to charakterystyczne podekscytowanie podczas oglądania kobiecych twarzy.
A może by tak spróbować zagadać do dziewczyny? Będzie trzecią poderwaną w środkach masowej komunikacji. A do trzech razy sztuka. Lata na karku bynajmniej nie pozbawiły go nieśmiałości w takich przygodnych kontaktach. Nauczył się co prawda oceniać inteligencję osób po ubiorze i sposobie zachowania, niemniej jego wrodzony szacunek do płci przeciwnej nie pozwalał ot tak podejść do kobiety i zagadać:
– Jesteś piękna.
To takie banalne.
– Może pani ma bilet do sprzedania?
To takie prymitywne.
– Chyba panią skądś znam.
To naciągane.
– Zakochałem się w pani od pierwszego wejrzenia.
Aua!
– Przepraszam. Nie wie pani, gdzie jest ulica Tulipanowa?
Przecież się wyświetla.
– To moje ostatnie 24 godziny życia. Czy mogę spędzić je z panią?
Pomysły wydawały się coraz głupsze. Pomyślał, nie wiadomo dlaczego, o Malwinie oglądającej swój ulubiony serial „Miłość jest najważniejsza”. Stwierdził, że tytuł jest tak idiotyczny, jak poderwanie kobiety słowami: „Kocham panią, oglądam panią już całe 5 minut i z każdą chwilą jest gorzej”.
Cóż, jego żona nie gra w jego serialu, a raczej on nie gra w jej serialu. Malwina zapewne zaraz po zakończeniu odcinka przygotuje dla nich kolację będącą też obiadem. Wspomina wymyślone przez scenarzystę romanse swoich bohaterów i pewnie nie zdaje sobie sprawy, że po głowie Mateusza chodzi prawdziwy romans. Cóż, „Miłość jest najważniejsza” może być różnie rozumiana, czasem rozbija małżeństwa.
Te myśli zabrały oczywiście chwilę, dlatego zostało 12 minut na działanie. W filmach na ogół coś się wydarza, gdy bohater sam nie potrafi pociągnąć akcji.
– Chyba pana skądś znam?
Fajnie by było.
– Jest pan przystojny.
Niezły bajer, ale można lecieć tym torem.
– Ma pan bilet do sprzedania?
Nie mam. Trzeba nosić zawsze dwa, na taką okazję.
– Zakochałam się w panu od pierwszego wejrzenia.
Z tą od razu można lecieć na chatę.
– Przepraszam. Nie wie pan, gdzie jest ulica Tulipanowa?
Byle nie zauważyła, że się wyświetla.
– To moje ostatnie 24 godziny życia, chcę je spędzić z panem.
A ma pani pieniądze?
Ciekawe, jak banalność może mieć różny wymiar w zależności od tego, z której strony się stoi, jak pozorny brak szacunku można obrócić w żart, nie raniąc nikogo.
W każdym razie zostało jeszcze 10 minut, by stał się hollywoodzki cud. Chyba że Mateusz zacznie działać. Tymczasem następne 5 minut poświęcił on na rozglądanie się wokół, licząc na „rękę Boga”, szczęśliwy zbieg okoliczności i udowadnianie sobie, że „jak kocha, to podejdzie”, czyli uświadomił sobie, że wciąż jest jeszcze szczeniakiem.
Oczywiście nic się nie wydarzyło, choć liczył jeszcze, że na wyświetlaczu pojawi się napis: „Pani z zielonym szalikiem niech zagada do pana w sportowej kurtce”.
– Czyj to bilet? – odezwał się pijaczek, ale Mateusz zajęty myśleniem o kobiecie nie zwrócił na to uwagi. Znalazca nie doczekał się odpowiedzi, dlatego schował go do kieszeni, mamrocząc coś.
Mateusz po raz kolejny uświadomił sobie, że jego życie jest w jego rękach, a w tej konkretnej chwili w jego inteligencji. Podszedł więc do owej nieznajomej i walnął prosto z mostu:
– Przepraszam, ale zaraz wysiadam. Mam głębokie przeświadczenie, że gdybym do pani nie podszedł, to coś bym w życiu stracił.
– A co dokładnie? – zapytała kobieta bez specjalnego zdziwienia. Bliższa była rozbawienia, ciekawości i otwartości na rozmowę.
– Nie wymaga pani za wiele? To ja tu od 10 minut staram się zagadać do pani, w końcu to robię, a pani każe mi wymyślać drugie zdanie.
– Poderwanie kobiety nie jest sprawą łatwą.
– To wiem, ale stawia pani skrajnie trudne zadanie.
– Lubię tylko mężczyzn podejmujących takie wyzwania. – Już nie kryła swego rozbawienia.
– Może być banalnie?
– Byle nie po chamsku.
– A banalnie i zadziornie może być?
– Musi pan to określić bliżej. – Teraz była wyraźnie podniecona tą rozmową, tym bardziej że nawet dziewczyna z telefonem oderwała się od rozmowy w oczekiwaniu na jego słowa.
– Niech pan jej powie, że jest piękna – podpowiedział starszy pan w kapelusiku.
– Spytaj się pan o jej tatuaże – dopowiedział ubrany w skórę chłopak, wyciągając swoje gwoździe z ust dziewczyny.
– Tu jest fajna knajpka, przy Tulipanowej 243, proszę zaproponować coś w tym rodzaju – doradziła dziewczyna z telefonem, a raczej bez telefonu, bo go włożyła do torebki.
– Życie jest do dupy – stwierdził pijaczek, który nie znalazł biletu, ale znalazł 2 zł.
– Stop! – krzyknął Mateusz. – Dzięki wszystkim za radę. W każdym razie chciałem publicznie stwierdzić, że jak dostanę w twarz od tej pani, to wina będzie wszystkich.
– Kończ pan. Zaraz przystanek, chcemy wiedzieć, co się zdarzy – warknął młodzian od bmw.
Autobus się zatrzymał. Gdy chciał ruszyć, wszyscy krzyknęli:
– Stop!
– Panie kierowco, poczekaj pan chwilę – poprosiła kobieta ubrana na różowo, widać zwolenniczka portalu Kundelek czy Pudelek.
– A to czemu?
– Ten pan próbuje poderwać tę kobietę.
– I jak?
– Musi sklecić drugie zdanie. Słabo mu idzie.
– Bo mi wciąż przeszkadzacie.
Mateusz zaczynał się denerwować, w przeciwieństwie do kobiety, maksymalnie już dowartościowanej, czującej się jak gwiazda komedii romantycznej.
– Stawiam piątaka – powiedział kierowca, zdejmując czapkę i wrzucając tam monetę – że się zgodzi. Pasują urodą do siebie.
– Ja daję wszystko, co mam, że mu odmówi – pijaczek wrzucił do swego berecika 2 zł, tworząc bank na nie. – Zbyt jest dupiaty – dorzucił.
Każdy teraz wrzucał do kapelusza pieniądze: na tak i na nie. Gdy się już wszyscy określili, a dwie osoby, które nie chciały brać udziału w grze, zostały z autobusu usunięte na czas próby, nadszedł czas Mateusza.
Kobieta, z miną gwiazdy, której jeszcze nie zepsuła sława, czekała. Mateusz zrobił głęboki wdech i zaatakował:
– Niezależnie od tego, czy jesteś piękna, czy nie…
Głuchy pomruk w autobusie oznaczał, że czapka pijaczka będzie zwycięską.
– … chcę ci to powiedzieć nie słowem, lecz sercem…
Teraz pojawił się pewien zachwyt, ale pijaczek wciąż triumfował.
– … że wydajesz mi się wszystkim…
Znów pojawił się pomruk, choć pani z Kundelka czy Pudelka omal nie zemdlała ze szczęścia, mimo że mina kobiety gwiazdy oznaczała wygraną berecika.
– … tym, co w życiu straciłem.
Pomruk niepewności.
– Mam wrażenie…
Ludzie zaczynali spoglądać na zegarek.
– … że przy pani…
Pojawiły się słowa SZYBCIEJ, NO...
– … nie będę już musiał w życiu udawać.
Tu była kropka. Wszyscy w ciszy czekali na to, co dalej. Co udawać? Kogo udawać? Jak udawać? Przed kim udawać? Przecież słowo „udawać” nie może kończyć wywodu miłosnego.
Kiedy pasażerowie zorientowali się, że to już koniec, na ich twarzach pojawiło się rozczarowanie. Pani z Kundelka czy Pudelka zupełnie nie zrozumiała, o co chodzi, i po chwili znów słychać było chrzęst gwoździ w ustach. Pijaczek i kierowca oddali pieniądze właścicielom.
– Ci pieprzeni inteligenci zepsują każdą zabawę – stwierdził młodzian z bmw.
Nikt nie patrzył, jak kobieta wychodzi z autobusu, a za nią wysiada Mateusz. On, choć nie usłyszał żadnej odpowiedzi, wiedział, że wreszcie trafił na kobietę, o której marzył.
Ona zaś zasiała w sobie las wątpliwości i nadziei, który, to już wiedziała, będzie musiała albo karczować, albo pielęgnować. Czuła, że taka szansa się już nie pojawi. Jak nie spróbuje, całe życie będzie myśleć, że jest głupią idiotką. Dlatego chciała spróbować, ryzykując ból następnego rozczarowania.
Zatrzymała się.
– Tulipanowa 243. Jutro. Godzina 17.00.
– A gdzie to?
– Proszę poszukać.
– Jutro nie mogę, mam…
– Ja będę, ale tylko jutro.
Odepchnęła go lekko, sugerując, by nie szedł za nią. Zobaczył ją z tyłu. Spodnie opinały jej zgrabną pupę. Chód kobiecy był dla Mateusza czymś wyjątkowym. Seksualność chodzenia przewyższała w jego mniemaniu nawet nagość. Pierwszy raz spojrzał na nią seksualnie. W autobusie zwrócił uwagę na urodę – piękny obrazek kobiety − teraz doszło do tego pewne podniecenie.
Zorientował się, że w tej kobiecie z każdą godziną, z każdym dniem dalszej znajomości odkrywać będzie tysiące różnych wspaniałości, które utworzą uczucie tak banalnie nazywane miłością.
W tym zamyśleniu nie zauważył nawet, że jakaś młoda dziewczyna chciała od niego pieniądze. Tymczasem jego nieznajoma zniknęła w drzwiach jakiejś knajpki. Popatrzał na zegarek i przyspieszył, bo wysiadł trochę za wcześnie. Obiecał, że auto odbierze przed 17.II
MECHANIK
Mateusz odebrał samochód od mechanika zaraz po rozmowie z kobietą, która tak zawładnęła jego umysłem. Co prawda musiał przejść kilometr, bo miał wysiąść na następnym przystanku, ale przecież przygoda, jaka go spotkała, mogła być warta każdej odległości. Mechanik czekał już na swego ostatniego klienta. Krótko opisał mu, co zrobił. Mateusz nie do końca słuchał o konieczności wymiany paska rozrządu i zużytych tarczach hamulcowych. Odebrał auto, a właściciel zamknął warsztat i odjechał. Mateusz za bramą otworzył maskę silnika, sprawdził, jak to wygląda, bo ostatnio znalazł tam damskie majtki. Podobno, tak mówił mechanik, dobrze wchłaniają olej. Ten argument nie przekonał Malwiny. Podczas dolewania płynu do spryskiwacza zobaczyła je na samej górze. Nie odzywali się do siebie tydzień. Dopiero gdy rozlała się w łazience woda i chciała ją wytrzeć skarpetką męża, bez rezultatu, a skończyło się na majtkach Mateusza, które wchłonęły ją szybko i skutecznie, dała się przekonać. A swoją drogą ta ładna dziewczyna, która pilnowała faktur, przestała akurat pracować w warsztacie.
Mateusz wsiadał do auta, kiedy pod bramę podjechał mały citroën. W jego silniku coś rzęziło. Wysiadła z niego kobieta, dość korpulentna, ale pełna energii. Próbowała otworzyć bramę, ale bez efektu. Zadzwoniła do domofonu. Nic. Zaklęła. Jedynym skutkiem były słowa Mateusza:
– Już pojechał!
Te słowa widać nie wystarczyły, bo dzwoniła dalej.
– I nie wróci.
– O kurwa!
– Najlepiej zostawić samochód tu, pod bramą, przyjechać jutro i opowiedzieć, co się stało.
– Tylko zadzwonię.
Wykręciła numer i szepnęła do Mateusza:
– Proszę chwilę poczekać... Janek? Znów mi napierdolił silnik. Przecież miałam go u ciebie 3 dni… No przestań, piętnastoletni samochód nie musi się zaraz nadawać na złom. Zostawię go. Kluczyk włożę tam, gdzie zawsze. Zadzwonię około czternastej. Cześć. Dobra… Wiem, że ci wiszę 200. Pa! Pozdrów Kaśkę.
Odłożyła słuchawkę.
– Mam prośbę. Mógłby mnie pan podrzucić do centrum? Muszę zostawić tu autko.
– W porządku.
Kobieta zaparkowała citroëna bokiem do płotu, coś wrzuciła do skrzynki na listy i wsiadła do audi Mateusza.
– Sorry, jeśli robię kłopot.
– Nic nie szkodzi.
Mateusz spojrzał w jej duże, mocno pomalowane oczy, z których biły energia i kobieca władza. Trochę się jej bał. Zawsze zastanawiał się, co by zrobił, gdyby mu taka baba położyła rękę na udzie, choć powinien się bardziej bać, gdyby na nim usiadła okrakiem.
– A gdzie podrzucić?
– Do mnie. Będę pana prowadzić. Gdzie tu ten pieprzony pas? – Rozglądała się wokoło.
– Tu.
Mateusz sięgnął w stronę okna pasażera. Od pół roku pas mu się nie zwijał dobrze, dlatego często leżał na podłodze auta, a nie wisiał na słupku między oknami.
– Zaraz podam.
Pochylił się w stronę fotelu pasażera, by sięgnąć po niego, i… nadział się na biodra kobiety.
– Przepraszam.
Gdy obok siedziała Malwina, szczupła i wiotka, nie było problemu z sięgnięciem pasa. Teraz spotkał się z obfitymi biodrami, a raczej obłymi udami doczepionymi do nich. Zdziwienie wywołane ich apetycznością, ciepłem i zapachem spowodowało, że został chwilę w tej pozycji.
– Czy pan jedzie, czy chce tu uprawiać miłość francuską?
Poczuł jej rękę na swoim biodrze.
_O cholera!_ – pomyślał.
– To niechcący – powiedział.
Ruszył.
– Jeden facet to mi wmawiał, że niechcący się ze mną przespał.
– Niech pani sobie sama wyciągnie.
Zrobiła wyzywającą minę.
– To już jest trochę perwersyjne.
– Mówię o pasie bezpieczeństwa.
Mateusz miał w głowie kobietę w autobusie i tę wyluzowaną grubaskę. Zaczął się zastanawiać, jak różne istoty można sklecić z mózgu, serca, wątroby i pozostałych organów owiniętych skórą.
Nie zdążył rozwinąć tej myśli, bo na maskę chciała mu wskoczyć jakaś młoda dziewczyna. Próbowała zatrzymać auto, ale robiła to, stojąc na jezdni. Ominął ją i zahamował mocno, potem otwarł okno i krzyknął:
– Co ty, idiotko, robisz?! Jeszcze cię przejadą!
– Spadaj! – odkrzyknęła.
Mateusz chciał odjechać.
– A może ją zabiją, jak jej nie weźmiemy? To marna dzielnica – wtrąciła grubaska.
– Niech pani nie gada.
Niemniej zasiała ziarno niepewności, dlatego już uspokojony zapytał dziewczyny na drodze:
– Coś się stało?
– Jakiś nawiedzony kierowca by mnie przejechał – odszczeknęła dziewczyna.
– To wsiadaj. Odwiozę cię do domu.
Odwróciła się w kierunku następnych samochodów, a jemu, zza pleców, pokazała środkowy palec. Stała już jednak na chodniku.
– Niech ją pan weźmie. Wygląda na zagubioną – poprosiła pasażerka.
– Już jej proponowałem. Nie chciała.
Ruszył z kopyta.
– Pan ma już swoje lata. Czy pan wierzy jeszcze w to, co się mówi?
– Wierzę.
– Czy pan, gdyby chciał mi wsadzić twarz w uda, mówiłby o pasie bezpieczeństwa, czy o chęci przelecenia mnie?
– Ta dyskusja mnie trochę przerasta. Mogę iść tą drogą, ale to może być ślepa uliczka.
– Osobiście myślę, że pan ma specjalnie zepsuty pas, by robić takie świństwa z pasażerkami.
– Przecież to pani prosiła o podwiezienie.
– Prosiłam o podwiezienie, a nie o przelecenie.
Znowu poczuł jej dłoń, tym razem na udzie.
– Aby nadać sobie wiarygodności, wysadzę panią na tym przystanku albo weźmie pani tę rękę i podwiozę panią do domu.
– Jak długo w związku?
– 23 lata.
– To już najwyższy czas. Gdyby coś, to spytaj pan Janka, mechanika, o mój adres. Omówimy problem bezpieczeństwa i zabezpieczania się.
Teraz już milcząco jechali z dwa kilometry.
– To wysiadam.
Wysiadła. Za chwilę jednak włożyła głowę do auta, pytając:
– A może jednak wejdziesz na kawę?
Na jego przeczący ruch położyła mu rękę na kroczu i szepnęła:
– Szkoda.
Mateusz odjechał bez pisku opon. Takiej jeszcze nie spotkał. Ciekawe. Nie było w niej prymitywnego wyuzdania ani wulgarnej seksualności. Taka gra: kobieta – mężczyzna, na poziomie: samca – samicy, z odrobiną: perwersji – humoru, z zachowaniem: nieprzekraczalności granic.
Tymczasem jego myśli zajmowała kobieta z autobusu. Rozważania nad rozpasaną seksualnością niektórych kobiet nie miały z nią szans. Inny typ. Nie miał w małżeństwie jeszcze takiej sytuacji, by jednego dnia zobaczyć kobietę, która go zauroczyła, i drugą, która
go ciągnie do łóżka. Zdarzały się takie sytuacje, ale osobno i nie za często.
Szczerze mówiąc, podboje miłosne miał słabe. Sam nie miał pewności, czy jego wierność to był efekt uczciwości, czy nieśmiałości.
Choć czasem i jemu się zdarzało. To się pamięta. Jeden z jego podbojów był poniżej godności człowieka. Poranny widok tego stworzenia przestraszył Mateusza tak, że odczuwał wyraźny strach przed oglądaniem jakiejkolwiek samicy nad ranem. Dlatego w wierności pomogło mu poczucie dumy. Inny z jego podbojów, jeszcze przedmałżeńskich, miał tak bolące sutki, że do dzisiaj odczuwa traumę związaną z pieszczotą kobiecych piersi. A jego ostatnia przygoda, nieskonsumowana na szczęście, wiązała się z takimi plotkami, że nie wie, dlaczego Malwina się o niczym nie dowiedziała.
Chyba nie potrzebował zdrady, radził sobie z żoną, a bał się tanich romansów. Tak to jest, że gdy partner jest w porządku, nie zasługuje na karę porzucenia. Jakość partnera nie jest wtedy taka ważna.