Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pięć razy rak czyli kolekcjoner mimo woli - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pięć razy rak czyli kolekcjoner mimo woli - ebook

"Jest pan chory na raka" - taką diagnozę usłyszał Antoni Włodzimierz Piotrowski, kiedy okazało się, że przyczyną wykrytej u niego anemii jest guz jelita grubego. Co zrobił chory? Załamał się, zrezygnował z walki o zdrowie, a może odnalazł w sobie siłę do życia? Odpowiedź znajdziemy w książce "Pięć razy rak, czyli kolekcjoner mimo woli". Jej tytuł mówi wszystko. Antoni Włodzimierz Piotrowski pięciokrotnie słyszał słowa, które dla wielu byłyby wyrokiem: rak jelita grubego z przerzutem na wątrobę, rak prostaty, rak płuc oraz rak skóry w okolicach nosa i pleców. Ta książka jest historią zwycięstwa nad chorobą, opowieścią o tym, jak nie poddać się, kiedy spotyka nas najgorsze. Ale autor dał nam coś jeszcze: "Pięć razy rak" uczy radości życia, którą powinniśmy pielęgnować bez względu na to, czy jesteśmy chorzy, czy zdrowi.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62993-54-3
Rozmiar pliku: 146 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pod koniec 2017 roku minęło dziesięć lat od chwili, gdy usłyszałem po raz pierwszy diagnozę – rak jelita grubego z przerzutem na wątrobę. Wówczas informację tę potraktowałem jak wyrok śmierci. Nie przypuszczałem, że jest to początek osobliwej kolekcji, do której dołączy rak prostaty, rak płuca oraz dwukrotnie rak skóry. Jednym z celów napisania tej książki jest chęć podzielenia się moimi doświadczeniami w walce o życie. Siłą rzeczy są one bardzo subiektywne, jak w każdym indywidualnym przypadku choroby. Zarówno moje poglądy, jak i zebrane opinie na temat walki z rakiem mogą być dla niektórych kontrowersyjne. Podczas rozmów z lekarzami onkologami okazało się, iż nie jestem wyjątkiem, gdyż podobnych „kolekcjonerów” jest więcej. Fakt ten daje nadzieję chorym na raka i pokazuje, iż mimo śmiertelnego zagrożenia można żyć – i to w zupełnie niezłej kondycji.

Guzy nowotworowe towarzyszyły człowiekowi od zarania dziejów. Ponad 400 lat p.n.e. Hipokrates skojarzył, iż promieniście rozchodzące się od narośli nowotworowej naczynia krwionośne są bardzo podobne do odnóży kraba śródziemnomorskiego, a cała zmiana przypomina tego skorupiaka. Mniej więcej od tego czasu zaczęto używać słowa „rak” na określenie schorzenia tego rodzaju. W czasach współczesnych termin ten został przypisany jedynie nowotworom złośliwym zdolnym do przerzutów w całym organizmie. Do tej kategorii zaliczono również nowotwory niedające przerzutów do innych organów, a sklasyfikowane jako „złośliwość miejscowa”. Dotyczy to głównie pewnej grupy nowotworów skóry, które niszczą coraz większy obszar przyległy oraz położone głębiej struktury ciała. Miały one również udział między innymi w historii moich chorób.

Niewłaściwym jest przyznawanie patronatu nad tymi ciężkimi schorzeniami skorupiakowi rzecznemu. Pogląd taki pokutuje głównie w opinii ludowej jako alegoria choroby, która wielkimi szczypcami wygryza organizm człowieka od środka. Do niedawna, a w niektórych wypadkach i obecnie, diagnoza z rakiem w treści orzeczenia lekarskiego traktowana jest jako bezwzględny wyrok śmierci. Jest to opinia z gruntu nieprawdziwa. Nie uwzględnia ona aktualnych wyników walki z tą chorobą – dzięki kolosalnemu postępowi medycyny przeżywalność pacjentów jest bez porównania większa niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Nawet najgroźniejsze nowotwory złośliwe są obecnie pomyślnie leczone. Istotny jest również fakt, iż w wielu przypadkach kondycja pacjentów po wyjściu z choroby niewiele odbiega od kondycji ludzi zdrowych.

Każdego roku w Polsce ponad 160 tysięcy osób dowiaduje się o zachorowaniu na nowotwór złośliwy. Każda diagnoza wywołuje strach. Jest to doznanie niezależne od człowieka. Dobrze, jeśli pozwala myśleć pozytywnie o walce z chorobą – niestety, pojawia się również strach taki, który paraliżuje i odbiera człowiekowi chęć do życia. Aby zacząć myśleć o przyszłości pozytywnie, wystarczy nieraz niewielki bodziec dający nadzieję. Być może będzie nim mój przykład, a zebrane w ciągu ponad dziesięciu lat doświadczenia przydadzą się komuś, kto znajdzie się w podobnej sytuacji. Zastanówmy się, na czym ma polegać walka z rakiem. Nasz bezpośredni wpływ ogranicza się głównie do psychicznego nastawienia na chęć pokonania choroby, wypełniania zaleceń lekarskich oraz unikania wszystkiego, co miałoby wpływ na jej rozwój.

Pozostaje jeszcze wpływ pośredni. Zwrócenie się o pomoc do „góry” w nadziei na pozytywny skutek prośby.

Podczas moich licznych pobytów w szpitalach na oddziałach onkologicznych zauważyłem, iż wielu pacjentów liczy na Bożą interwencję i pomoc w procesie leczenia. W przypadkach beznadziejnych (czego niejednokrotnie byłem świadkiem) pozostaje wyłącznie prośba o cud. Często zastanawiam się, czemu zawdzięczam obecny dobry stan zdrowia mimo pięciokrotnego zachorowania na raka, pięciu operacji chirurgicznych oraz wielomiesięcznej chemioterapii. Nie ulega żadnej wątpliwości, iż miałem ogromne szczęście do lekarzy specjalistów i ich profesjonalizmu. Muszę zaznaczyć, iż od początku choroby do chwili obecnej korzystam wyłącznie z opieki publicznej służby zdrowia. Nigdy nie zabiegałem o wizytę u konkretnego lekarza, mając pełne zaufanie do tych, których wyznaczył mi los. Systematyczna, wnikliwa kontrola stanu zdrowia pozwalała na ujawnienie kolejnych przypadków raka w stosunkowo wczesnych stadiach, co miało znaczący wpływ na leczenie. Natomiast inaczej miała się sprawa z pierwszym zachorowaniem na raka jelita grubego i wątroby. Ze względu na bardzo podstępny rozwój choroby diagnozę postawiono w stadium mocno zaawansowanym, o czym świadczy fakt, że guz wątroby był wyczuwalny podczas badania dotykowego przed operacją chirurgiczną.

Rokowanie po ciężkiej operacji nie było dla mnie zbyt pomyślne. Pozostawało mi liczyć tylko na zadowalające efekty długotrwałej, uciążliwej chemioterapii oraz wstawiennictwo Siły Wyższej. Aby wyjaśnić, na czym polegały moje zabiegi o Bożą opiekę, muszę poczynić pewną dygresję i cofnąć się w czasie o trzydzieści kilka lat. Po ponad czterdziestu latach zamieszkiwania od urodzenia w Warszawie, w połowie lat 80. ubiegłego wieku postanowiłem wraz z rodziną przeprowadzić się na wieś mazowiecką. Podczas jednej z sąsiedzkich rozmów usłyszałem o dziwnym, niedającym się racjonalnie wyjaśnić przypadku. Jedna z dróg prowadzących do gminnej wsi Pokrzywnica w znacznym odcinku przebiega przez las. Prawdopodobnie w styczniu 1945 roku podczas forsowania rzeki Narew przez wojska radzieckie las ten znalazł się pod intensywnym ostrzałem artyleryjskim, wskutek czego bujne zadrzewienie uległo całkowitej zagładzie – z wyjątkiem jednego drzewa, na którym wysoko nad ziemią zawieszona była przydrożna kapliczka z wizerunkiem Madonny. Od czasu, gdy ją pierwszy raz zobaczyłem, ta maleńka, przydrożna, wiejska kapliczka stała się moim prywatnym sanktuarium maryjnym. Z reguły prawie wszystkie znane sanktuaria przyjmują nazwę pochodzącą od miejscowości, w której są zlokalizowane. Dlatego obiekt mego kultu nazwałem Matką Boską Pokrzywnicką. Pamiętajmy, że prosząc Matkę Bożą o pomoc, liczymy na skuteczne pośrednictwo między nami a Jej Synem, który łaskawiej potraktuje prośby płynące od Matki. Błagania o wstawiennictwo Maryi docierają znacznie szybciej i z większym skutkiem przez sanktuaria, które tworzą coś w rodzaju korytarzy łączących bezpośrednio z Najświętszą Panienką. I tak od trzydziestu kilku lat każdorazowo przejeżdżając obok Matki Boskiej Pokrzywnickiej, mam okazję, aby się Jej pokłonić i prosić o Bożą opiekę.

Wszyscy, którzy po raz pierwszy usłyszą diagnozę z nowotworem złośliwym w treści, doznają głębokiego szoku. Wiadomość przyjmowana jest z niedowierzaniem i przekonaniem, że to musi być pomyłka. Gdy powtórne badania diagnostyczne wykluczają błąd, następuje trudna akceptacja orzeczenia. Oswojenie się z myślą o chorobie wymaga czasu. Zupełnie podświadomie prawie u każdego następuje przewartościowanie priorytetów w życiu. Opinię tę opieram na podstawie wielu rozmów z pacjentami, szczególnie podczas wielomiesięcznej chemioterapii, co umożliwiało spotkania niejednokrotnie z tymi samymi ludźmi. Dotychczasowe życie zwolniło swoje tempo, a sprawy dotąd najistotniejsze przeszły na plan dalszy. Przede wszystkim zabieganie o status materialny straciło poczesne miejsce. Większość wysiłków skupia się na szukaniu dróg wyjścia z zagrożenia życia. W tym miejscu niezbędny jest optymizm i wiara w powodzenie ich znalezienia – bez względu na to, czy wierzymy w pomoc Siły Wyższej. Nasze postępowanie musi być na tyle racjonalne, aby wykluczyć jakiekolwiek czynniki mogące mieć wpływ na rozwój choroby. Może nimi być wszystko, z czym nasz organizm musiałby walczyć i energię niezbędną na walkę z nowotworem kierować na likwidację innych zagrożeń. Będą to wszelkie dostarczane organizmowi szkodliwe substancje, które muszą być jak najszybciej usunięte, takie jak alkohol, nikotyna, narkotyki i tak dalej.

Podobne obciążenie układu energetycznego ciała stwarza ciężkostrawne jedzenie. Zasadnicze znaczenie w walce z chorobą ma dieta oraz codzienny tryb życia. Nie dotyczy to oczywiście pobytu w szpitalu, gdyż wówczas musimy podporządkować się rygorom placówki leczniczej. Jak wcześniej wspomniałem, od trzydziestu kilku lat mieszkam na wsi, co powoduje odmienność trybu życia w porównaniu z miastem. Są jednak kwestie uniwersalne dotyczące żywności oraz aktywności fizycznej. Główną zasadą odżywiania jest prostota oraz – w miarę możliwości – unikanie produktów wysokoprzetworzonych.

W ramach szukania różnych dróg walki z rakiem zainteresował mnie fakt, iż w społeczeństwach żyjących w tak zwanej „koziej” kulturze żywieniowej problem chorób nowotworowych występuje w znacznie mniejszym stopniu. Korzystając z moich możliwości terenowych, zostałem hodowcą kilku mlecznych kóz z przeznaczeniem na własne potrzeby. Po opanowaniu chałupniczej metody produkcji sera stał się on niemal codziennym składnikiem diety, której uzupełnieniem są spożywane kilka razy w tygodniu owsiane otręby na kozim mleku. Według informacji przekazanych przez długoletnich hodowców kóz kontakt z tymi sympatycznymi zwierzętami wpływa bardzo korzystnie na stan zdrowia ich opiekunów. Sam fakt zamieszkiwania na wsi, gdzie tempo życia jest znacznie wolniejsze, oraz codzienny kontakt z przyrodą bardzo pozytywnie wpływają na kondycję psychiczną.

Szczególną wagę przywiązuję zarówno do jakości, jak i ilości spożywanych pokarmów. Ogólną zasadą, której bezwzględnie staram się przestrzegać, jest niedopuszczanie do uczucia przejedzenia. Jest to szczególnie ważne zarówno dla profilaktyki, jak i rehabilitacji. Każdy ludzki organizm w ramach samoobrony przygotowany jest do zwalczania wszelkich zagrożeń chorobowych. Walka organizmu z chorobą toczy się także poza naszą świadomością. Proces ten wymaga energii. W przypadku spożywania nadmiernej ilości pokarmów energia, zamiast na walkę z chorobą, ukierunkowana jest na nieustanne trawienie. Dlatego ilość jedzenia, jego jakość oraz pory jego spożywania mają przemożny wpływ na kondycję organizmu i dają nam szansę na możliwość samoleczenia. Konieczne jest dostarczanie organizmowi wszystkich składników niezbędnych do egzystencji zawartych w warzywach i owocach przy równoczesnym ograniczaniu potraw mięsnych, szczególnie wysokoprzetworzonych.

Mając na względzie te podstawowe zasady żywieniowe, od kilku lat podstawą mojego wyżywienia są dwa posiłki dziennie – śniadanie i obiadokolacja. Drugi posiłek staram się zjeść nie później niż o osiemnastej. W międzyczasie, pomiędzy głównymi posiłkami, w zależności od rodzaju aktywności fizycznej dopuszczalne są drobne przekąski. Obok sposobu żywienia ruch jest zasadniczym czynnikiem mającym wpływ na naszą kondycję. U osób mieszkających na wsi aktywność fizyczną wymusza samo życie, które wymaga codziennego wysiłku. Prace związane z pielęgnacją zwierząt prowadzone są codziennie, bez względu na porę roku. Zimą dodatkowo wysiłek fizyczny zapewnia konieczność zadbania o ogrzewanie, czyli palenie w piecu, przygotowanie opału, polegające głównie na rąbaniu drewna, oraz odśnieżanie obejścia. Natomiast w przypadku, kiedy życie codzienne nie zmusza nas do specjalnej aktywności, musimy ją sobie sami organizować, aby nie poprzestać jedynie na obsłudze pilota do telewizora. Niestety, ludzka wynalazczość nieustannie dąży do ograniczenia aktywności fizycznej człowieka. Coraz powszechniejsza automatyzacja i robotyka, wyręczająca ludzi w czynnościach wymagających nawet niewielkiego wysiłku, nie wpływa korzystnie na kondycję zdrowotną. Dlatego dla zadbania o nią konieczna jest znaczna samodyscyplina w zapewnieniu sobie ruchu niezbędnego dla dobrego samopoczucia. Jeśli mieszkamy w mieście, a do tego w bloku z windą, mamy doskonałą okazję do wykorzystania schodów jako namiastki jazdy na rowerze. Rezygnujmy z windy na tyle, na ile pozwoli nam stan zdrowia. Tempo wchodzenia winno być dostosowane do możliwości i nawet mimo częstych odpoczynków dostawanie się coraz wyżej jest niezwykle cennym osiągnięciem. Warto również stosować codziennie prostą gimnastykę, polegającą na skłonach, przysiadach, wznoszeniu i rozkładaniu ramion. Dbanie o aktywność fizyczną winno być traktowane na równi z każdym innym rodzajem terapii. Opinię tę opieram na własnych doświadczeniach oraz na rozmowach z wieloma pacjentami, którzy twierdzili, że wysiłek ma bardzo pozytywny wpływ na ich stan zdrowia.RAK PIERWSZY – JELITO GRUBE Z PRZERZUTEM NA WĄTROBĘ

Zaczęło się od przypadkowo wykonanego badania morfologii krwi. Wykazało ono daleko posuniętą anemię. Wyniki były na tyle niepokojące, że natychmiast otrzymałem skierowanie do szpitala. Nadmieniam, iż nie odczuwałem żadnych dolegliwości w postaci jakichkolwiek bólów lub szczególnego osłabienia. Po raz pierwszy poważnie zaniepokoiłem się o swój stan zdrowia, będąc na izbie przyjęć w szpitalu. Otóż po badaniu krwi lekarz wyraził zdziwienie, że do szpitala przyszedłem o własnych siłach, gdyż wynik badania wskazuje na to, iż nie powinienem stać na nogach, wskutek czego na oddział wewnętrzny szpitala zostałem odwieziony na wózku. Pobyt na tym oddziale rozpoczął się od transfuzji krwi. Po wykluczeniu nieprawidłowości w układzie krwionośnym stwierdzono, iż powodem silnej anemii jest ubytek krwi spowodowany długotrwałym krwotokiem wewnętrznym w przewodzie pokarmowym. Proces ten był na tyle łagodny, że nie dawał żadnych zauważalnych powodów do niepokoju. Sondowanie żołądka nie wykazało żadnych zmian chorobowych. Dopiero badanie kolonoskopowe ujawniło znaczne zmiany rakowe w jelicie grubym, które były powodem krwawienia. Przy pomocy aparatu USG stwierdzono duży guz wątroby. Najdziwniejszy dla mnie był fakt, iż w dalszym ciągu nie odczuwałem żadnych dolegliwości. Rozmowa z lekarzem po postawieniu diagnozy przygotowała mnie na niełatwą i długą walkę z chorobą, ale wywnioskowałem z niej, że sam lekarz nie bardzo wierzy w jej pomyślny efekt.

Pobyt na oddziale wewnętrznym zakończył się skierowaniem na chirurgię. Termin operacji wyznaczono na połowę lutego 2008 roku. Dwa dni przed zabiegiem, 11 lutego, przypadł Światowy Dzień Chorego. Dlatego że wszystko to działo się w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie, uroczystościom w kaplicy szpitalnej przewodniczył biskup polowy Wojska Polskiego gen. dyw. Tadeusz Płoski, który dwa lata później zginął w katastrofie lotniczej w Smoleńsku. Podczas odprawianej mszy świętej wszystkim pacjentom został udzielony sakrament namaszczenia chorych, co w moim przypadku spowodowało przypływ optymizmu i nadziei przed trudną operacją. Przed samym zabiegiem dochodzi się do wniosku, że już nic od chorego człowieka nie zależy. Pozostaje tylko liczyć na Siłę Wyższą, która pokieruje zręczną ręką chirurga. Podczas jazdy na salę operacyjną w umyśle dominuje wielki znak zapytania – czy obudzę się po operacji i czy zobaczę jeszcze świat i rodzinę? Powrót do świata żywych następuje zwykle na sali pooperacyjnej. Po odzyskaniu świadomości oczom moim ukazała się twarz mojej córki. Dlatego że na sali operacyjnej zasypiałem z wizerunkiem rodziny przed oczami, widok ten sprawił, iż mój powrót do rzeczywistości trwał nieco dłużej, gdyż w pierwszej chwili miałem wątpliwości, czy przypadkiem nie jestem już w innym świecie. A to po prostu moją córkę wpuszczono na salę pooperacyjną tuż przed moim wybudzeniem.

Zabieg chirurgiczny trwał dość długo i objął rozległy obszar. Aby pozbyć się guzów rakowych, konieczne było usunięcie znacznego odcinka jelita oraz dwóch segmentów wątroby. Opieka pooperacyjna wydłużyła się, a walkę z bólem wspomagały automatycznie podawane wprost do kręgosłupa odpowiednie środki przeciwbólowe.

Okres miesiąca po wyjściu ze szpitala służył rekonwalescencji pooperacyjnej i przygotowywał organizm do następnego etapu leczenia, czyli chemioterapii. Kuracja polegała na podawaniu preparatów w formie kroplówki. Jeden cykl leczniczy wiązał się z trzydniowym pobytem na oddziale onkologicznym, co dziesięć dni. Ponieważ zwalczanie choroby wymagało dwunastu cykli, całość tego powtarzalnego procesu trwała kilka miesięcy. W moim przypadku każdorazowo przyjmowałem siedem półlitrowych pojemników preparatu. Tempo spływania kroplówki było każdorazowo ustawiane przez pielęgniarkę i w zależności od rodzaju preparatu czas jej trwania wahał się w granicach kilku godzin.

Bezczynne oczekiwanie na zakończenie przyjmowania kroplówek skłaniało do rozmów na różne tematy, a że podawanie preparatów odbywało się na salach wieloosobowych, wymiana poglądów i opinii była bardzo owocna. W temacie walki z chorobą dominował optymizm i nadzieja, częste jednak były przypadki pesymizmu i rezygnacji. Z czasem doszedłem do wniosku, iż kuracja przy pomocy tak zwanej ciężkiej chemii miała negatywny wpływ na stan fizyczny i psychiczny pacjentów. Podczas pobierania kroplówek byłem niejednokrotnie jedynym pacjentem na sali, który normalnie spożywał posiłki – w przeciwieństwie do innych, którym nie pozwalały na to silne torsje. Nie zauważyłem również u siebie objawów łysienia. Mimo iż w porównaniu z innymi chorymi względnie łagodnie tolerowałem chemioterapię, to pod jej koniec moje samopoczucie – zarówno fizyczne, jak i psychiczne – nie było najlepsze. Ogólne osłabienie było tak znaczne, iż przebycie niewielkiego odcinka drogi wiązało się z długimi odpoczynkami. Najbardziej dokuczliwe było silne odrętwienie dłoni i stóp. Brak czucia w palcach uniemożliwiał samodzielne zapięcie koszuli lub włożenie klucza do zamka. Wykluczone było również czytelne pisanie.

Przypadłości te zaczęły ustępować dopiero kilka miesięcy po zakończeniu chemioterapii. Czasem wydaje mi się, że jej dalekie echa odzywają się do chwili obecnej. Objawia się to w braku umiejętności utrzymania jednakowego charakteru pisma przez dłuższy czas.

Ponieważ podczas operacji straciłem dużą część wątroby oraz jelita grubego, bardzo uzasadnione były obawy o ewentualne dolegliwości ze strony układu pokarmowego. Jednak do chwili obecnej ani razu nie pojawił się żaden sygnał świadczący o jakichkolwiek nieprawidłowościach, bez względu na rodzaj spożywanych posiłków. Być może zawdzięczać to należy zdolnościom wątroby do częściowej regeneracji, która nastąpiła jednak bez żadnych środków farmakologicznych wspomagających ten proces.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: