Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Pięćdziesiąt lat w samotności - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
8 sierpnia 2025
34,00
3400 pkt
punktów Virtualo

Pięćdziesiąt lat w samotności - ebook

Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, czy i jak warto żyć, jeśli twoje myśli lawirowały między pytaniami po co, dlaczego, to wiedz, że nie jesteś w tym osamotniony. Posiadam na tarasie ławkę, która nie była w planach podczas budowy. Nazywam ją „ławeczką żula”. Została zrobiona z tego, co pozostało po wykonaniu prac, można by rzec – z odpadów. A jednak to ona stała się moim miejscem na ziemi, gdziekolwiek bym nie wybył w świat, to za tą ławką tęsknię. W chaosie życia bywa, że czasem przytrafia nam się coś, czego nie planowaliśmy, a potem okazuje się, że nie potrafimy bez tego funkcjonować. Tak też było z pisaniem książek i już zapewne tak zostanie. Skoro czytasz ten tekst, to może warto zajrzeć, przeczytać wnętrze? Może odpowie na kilka błądzących w myślach, szukających wyjścia pytań? Może zada kolejne? Może wzmocni, przekona i pomoże w tym, by żyć, by o życie walczyć i pomagać mu, a przede wszystkim przetrwać? Jeśli nie sobie, to może innym, którzy tego potrzebują. Śmierć jest nieunikniona, wszystko się nią kończy, dlatego warto starać się dostrzec radość z życia. Zapraszam do czytania w twoim miejscu na ziemi o śmierci, o życiu. 

Rafał Warzecha

 

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8308-940-9
Rozmiar pliku: 865 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PIERWSZY SEN

Siedzę przemarznięty do szpiku kości przy stole przykrytym ceratą w kratę w malutkiej blokowej kuchni. Wówczas, kiedy miałem sześć lat, wszystko wydawało mi się jeszcze takie ogromne. Nic w tym dziwnego, skoro miałem skórę i same kości, a na nich rozciągnięty przyduży podkoszulek po starszym bracie. Na szczęście ratowały mnie długie, grube skarpety. Wszyscy przy stole siedzą w milczeniu, zmęczeni, z posępnymi minami, no i oczywiście z żołądkami przyklejonymi do kręgosłupa. Jedna puszka, cztery parówki w sosie własnym z czerstwym już kawałkiem chleba na cztery osoby. Ależ się bałem, że ktoś zabierze mi moją porcję, zanim uda mi się ją zjeść. Nadal czuję na sobie ciężar zachłannych spojrzeń, pełnych nadziei, że może zrezygnuję ze swojego przydziału. W życiu chyba tak bardzo się nie bałem. Szybko pochłaniałem wszystko, co było na talerzu, pod ich wzrokiem, który przygniatał mnie z każdym kęsem. Gdy skończyłem, czułem się jak maratończyk pierwszy na mecie. Udało się, przetrwałem, dziś będę spał spokojniej.

Sen nie do końca dał mi odetchnąć. Śniły mi się wilki. Jadę przez las, a wataha biegnie wzdłuż torowiska z coraz wolniej posuwającym się pociągiem. Wreszcie pojazd zatrzymuje się gdzieś na pustkowiu. Wokół ciemny las, zaspy śniegu przysypały już dawno ślady czyjejkolwiek obecności. Wiatr wieje mocno, co widać po uginających się czubkach drzew i tańczącym wraz z jego gwizdami lasem. Wilki zaczęły wyć, wyją coraz głośniej, na przemian z warczeniem. Szczerzą swoje kły, jakby chciały pokazać brak oporu i pewność siebie, gotowość do konfrontacji. Wszyscy przyklejeni twarzami do okien pociągu starają się dostrzec jak najwięcej. Pierwsze krzyki, pierwszy płacz. Czuć w powietrzu gęstą atmosferę. No cóż, chyba już pora.

Wstaję z miejsca, podchodzę do drzwi i je otwieram. Przenikliwy ziąb wdziera się gwałtownie do środka. Nie ma wątpliwości, przez dłuższy pobyt w tym miejscu zlodowacieję. Wszystko wokół wyhamowało. Zdziwione twarze ludzi w pociągu i zaskoczone wilki wokół. Patrzę im prosto w ślepia – są tak piękne, dzikie i pewne siebie. Już nie dociera do mnie ich wycie i warczenie, choć widzę po ruchach ich szczęk, że nadal dają upust swej gotowości do ataku. Uśmiecham się do nich i tak kończy się sen.

Wstaję z łóżka nie tyle wystraszony, co zezłoszczony. Nigdy już się nie dowiem, co wydarzyło się dalej. Czy wyskoczyłem z pociągu ku wilkom? Czy zatrzasnąłem drzwi, nim zaatakowały? A może któryś z pasażerów wypchnął mnie na zewnątrz lub wciągnął do środka? Z czasem nawet zacząłem doceniać brak zakończenia, bo lepiej rozmyślać o tym, co toczy się po naszej myśli, niż tylko otrzymywać gotowe rozwiązania, które niekoniecznie są nam w smak.

Z tak niewyraźną zaspaną miną idę do pokoju obok, gdzie mama ogląda telewizję, siedząc na składanym tapczanie, przykrytym zrobioną przez nią na drutach kolorową narzutą. Wskakuję w rozkroku na kolana mamy i wtulam się mocno w ciepłe, miękkie ciało. To zaleta kobiety przy kości, tak bardzo ceniona przez wszystkich tulących się czy to do mamy, cioci, czy też babci. Mama zawsze tuliła mnie bardzo mocno, wyciskając ze mnie ostatni wdech do tego stopnia, że kolejny brałem, jakbym wynurzał się z czeluści głębokiej wody, a przy tym wszystkim obracała się w lewo i prawo, całując moje policzki i śmiejąc się głośno i radośnie. To zawsze poprawiało mi humor. Dopiero mając własne potomstwo, zrozumiałem, jakie to szczęście tulić kogoś tak delikatnego, bezbronnego i ufnego, a zarazem szczerego. Całowanie puciek (tak nazywamy w naszej rodzinie policzki) dziecka to skrawek nieba przemycony do naszego świata. Szkoda, że nie wszyscy o tym wiedzą, bo tracą na tym i całujący, i całowany, i otaczająca nas aura.

Bądźmy jednak szczerzy, nie zawsze było z mamą tak beztrosko. Oj, nieraz poczułem na sobie jej otwartą dłoń, gdy po raz kolejny wbrew zakazom przemoczyłem buty i spodnie, skacząc po kałużach i biegając w wysokiej i mokrej dzikiej trawie. Nie mam jej tego za złe, bo jej razy nigdy nie były bolesne fizycznie, lecz raczej miały na celu mnie wystraszyć, bym nie robił tego, co mi zakazano. Zresztą, jak się okazywało, bezskutecznie do kolejnego lania, ha, ha, ha.

Opisywanie codziennych zadań, które były powtarzane w kółko co dnia, jest zbyt nużące, a czytanie o nich zapewne wykończyłoby niejednego. Każdy, kto umie już czytać, przeżył to i rozumie, jak z pozoru nieistotne czynności są ważne, by móc cieszyć się perełkami pojawiającymi się znienacka, czyli anomaliami tego, co jest zawsze. Ja często uciekałem w bezkres fantazji, potrafiłem zatopić wzrok w jakimś punkcie i odpłynąć myślami, gdzie tylko chciałem. Opanowanie znikania otaczającego mnie świata troszkę mi zajęło, aż któregoś dnia potrafiłem już wypełnić przestrzeń tylko sobą mimo tłumu ludzi wokół.

I tak oto nagle, wydawało mi się bez powodu, wezwano rodziców do szkoły w związku z moimi opowieściami. Zadanie zadane przez nauczycielkę było banalnie proste: napisz dwa opowiadania, jedno fantazyjne, a drugie realistyczne. Fantazyjne poszło szybko i sprawnie. Opisałem historię zaczarowanego kamyczka, którego właściciel – mały chłopiec – używał, by spełniać swoje marzenia. A to dzięki kamyczkowi dostał nową zabawkę, innym razem miał już gotowe zadania w zeszycie – przecież miał nową zabawkę, więc po co je robić? Od tego jest zaczarowany kamyczek. Ale realistyczne opowiadanie to już nie przelewki. Trzeba było się wykazać, bo była to już trzecia klasa szkoły podstawowej, więc napisałem coś w tym stylu (zapewne o wiele, wiele prościej, ale tak to pamiętam).ZAGUBIONA DZIEWCZYNKA

Wychudzona dziewczynka, ubrana na cebulkę w cieniutkie warstwy różnych okryć, wracała ze szkoły, powoli powłócząc nogami. W jesienną aurę lepiej się nie oszukiwać, że jest pięknie, bo potem będzie jeszcze gorzej, skoro głód ściska, nogi przemoczone, a malutki podmuch w czasie mżawki potrafi zmrozić do tego stopnia, że nie chce się człowiekowi ruszyć z miejsca. Rozciągnięte, pomarszczone rajtuzy na delikatnych nóżkach już nie dawały takiej ochrony jak kiedyś. Dziewczynka przetarła rękawem nos, pociągając głośno jego zawartością. Ze spuszczoną głową kopnęła kamyczek na drodze, przy okazji rozchlapując wodę.

– Uważaj, nie jesteś tu sama! – krzyknął mijający ją facet, ostentacyjnie otrzepując wodę z nogawki spodni.

Nawet nie zareagowała. Co za osioł, pomyślała, przecież i tak jest cały mokry.

Po drodze mijała malutki sklepik z przeróżnymi drobiazgami. Oprócz rzeczy pierwszej potrzeby do domu były w nim również mniej ważne przedmioty. W szczególności uwielbiała oglądać naklejki wystawione w gablocie przy ladzie. Były kolorowe, niektóre z brokatem, mieniły się w słońcu, rzucając trochę koloru w jej szarym życiu. Nie mogła przecież nie wejść do środka, by odruchowo skierować swój nos prosto na szybę, za którą się znajdowały. Nie było jej stać, by je kupić, a prośba skierowana do rodziców zapewne byłaby pretekstem do niezłej awantury w stylu: Ty lepiej się ucz i posprzątaj, a nie głupoty ci w głowie! I dlaczego znów wszystko jest mokre i brudne?! Zobacz, jak inni chodzą i jakoś nie są tak umorusani jak ty!

Na samą myśl o uwagach rodziców odechciało jej się wszystkiego. Na razie była w ciepłym sklepiku z oczami wpatrzonymi w cudne obrazki i postacie, takie kolorowe i wesołe, radosne i uśmiechnięte, niektóre dokazujące z głupimi minami. Uśmiechnęła się pod nosem. Kątem oka zauważyła, że zbliża się do niej sprzedawca. Był to starszy pan, zawsze dla niej miły i uśmiechnięty, latem czasem nawet częstował ją przeznaczonymi dla klientów cukierkami z lady. Obawiała się, że kiedyś będzie miał zły humor i ją wyrzuci, bo nigdy nic nie kupowała, tylko „palcowała” szyby. Obróciła się w jego kierunku i grzecznie przywitała:

– Dzień dobry.

– Co? – odpowiedział sprzedawca. – Dzień dobry? Dziewczynko, czy ty masz coś ze wzrokiem? Widzisz, co się dzieje za oknem? Po twoich ubraniach wnioskuję, że doskonale wiesz, jak bardzo nie jest on dobry, a ja czuję to w kościach aż nadto. – Uśmiechnął się do niej, wyciągnął spod lady miseczkę z landrynkami i skierował ją wprost pod nos dziewczynki. – Poczęstujesz się? – zapytał cicho. – To dla klientów, którzy kupują, ale zawsze coś tam odłożę dla kogoś tak wyjątkowego jak ty.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij