- promocja
Pięćdziesiąt twarzy Greya - ebook
Pięćdziesiąt twarzy Greya - ebook
Już tej jesieni pierwszy tom ZMYSŁOWEJ TRYLOGII dostępny w nowym tłumaczeniu
Katarzyny Peteckiej-Jurek
Romantyczna, zabawna, głęboko poruszająca i całkowicie uzależniająca powieść
pełna erotycznego napięcia!
Młoda, niewinna studentka literatury Anastasia Steele jedzie w zastępstwie koleżanki przeprowadzić wywiad dla gazety studenckiej z rekinem biznesu, przystojnym i zamożnym Christianem Greyem. Mężczyzna od pierwszych sekund spotkania fascynuje ją i onieśmiela. W powietrzu wisi coś elektryzującego, czego dziewczyna nie potrafi nazwać. A może tak jej się tylko wydaje? Z prawdziwą ulgą kończy rozmowę i postanawia zapomnieć o intrygującym przystojniaku.
Planu nie udaje jej się zrealizować, bo Christian Grey zjawia się nazajutrz w sklepie, w którym Anastasia dorywczo pracuje. Przypadek? I do tego proponuje kolejne spotkanie.
W tym miejscu kończy się „disneyowskie” love story, choć młodziutka, niedoświadczona dziewczyna nie wie jeszcze, że Christian opętany jest potrzebą sprawowania nad wszystkim kontroli i że pragnie jej na własnych, dość niezwykłych warunkach… Czy dziewczyna podpisze tajemniczą umowę, której warunki napawają ją strachem i fascynują zarazem? Jaki sekret skrywa przeszłość Christiana i jak wielką władzę
mają drzemiące w nim demony?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8230-218-9 |
Rozmiar pliku: | 1 000 B |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziękuję następującym osobom za ich pomoc i wsparcie:
Mojemu mężowi, Niallowi, dziękuję za tolerowanie mojej obsesji, bycie strażnikiem ogniska domowego i za pierwszą redakcję tekstu.
Mojej szefowej Lisie dziękuję, że wytrzymywała ze mną przez ostatni rok, kiedy byłam pochłonięta tym całym szaleństwem.
CCL, nie zdradzę, kim jesteś, ale dziękuję.
Oryginalnym „bunker babes”, dziękuję za waszą przyjaźń i nieustanne wsparcie.
SR, dziękuję za wszystkie pomocne rady od samego początku.
Sue Malone, dziękuję za przywołanie mnie do porządku.
Amandzie i wszystkim w TWCS, dziękuję, że zdecydowaliście się podjąć to ryzyko.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wykrzywiam się do swojego odbicia w lustrze. Niech szlag trafi moje włosy – za nic nie chcą się podporządkować – i niech szlag trafi Katherine Kavanagh, że się rozchorowała i postawiła mnie w tej sytuacji. Powinnam się uczyć do końcowych egzaminów, które są w przyszłym tygodniu, a zamiast tego próbuję ujarzmić swoją fryzurę. Nigdy nie iść spać z mokrymi włosami. Nigdy nie iść spać z mokrymi włosami. Powtarzam sobie tę mantrę kilka razy i po raz kolejny za pomocą szczotki próbuję jakoś nad nimi zapanować. Zrozpaczona przewracam oczami i patrzę na bladą, brązowowłosą dziewczynę z niebieskimi, zdecydowanie zbyt wielkimi oczami, która spogląda na mnie z lustra, i w końcu się poddaję. Jedyne, co mogę zrobić, to związać koński ogon i mieć nadzieję, że będę jako tako wyglądać.
Kate to moja współlokatorka, która akurat dzisiaj postanowiła rozchorować się na grypę. I właśnie z tego powodu nie może przeprowadzić wywiadu do studenckiej gazety z jakimś megapotentatem przemysłowym, o którym w życiu nie słyszałam. Zgłosiłam się więc na ochotnika. Muszę zakuwać do egzaminów, napisać esej i powinnam to robić dzisiaj po południu, ale nie – dzisiaj muszę przejechać prawie trzysta kilometrów do centrum Seattle, żeby się spotkać z tajemniczym szefem Grey Enterprises Holdings, Inc. Ponieważ to wyjątkowy przedsiębiorca i główny dobroczyńca naszego uniwersytetu, jego czas jest niezmiernie cenny – na pewno o wiele bardziej niż mój – jednak zgodził się udzielić Kate wywiadu. To prawdziwy cud, jak mnie poinformowała. Niech szlag trafi te jej wszystkie pozaprogramowe zajęcia.
Kate siedzi skulona na kanapie w salonie.
– Ana, naprawdę bardzo cię przepraszam. Dziewięć miesięcy starałam się o ten wywiad. Przesunięcie terminu zajmie kolejnych sześć, a wtedy obie będziemy już po studiach. Jako redaktor naczelna nie mogę tego schrzanić. Proszę cię – błaga mnie Kate ochrypłym, zbolałym głosem.
Jak ona to robi? Nawet chora wygląda czarująco i ślicznie, nie jest rozczochrana, a jej zielone oczy, chociaż w czerwonych obwódkach i załzawione, pięknie błyszczą. Staram się nie zwracać uwagi na nagły przypływ współczucia.
– Jasne, że pojadę, Kate. Powinnaś się położyć. Dać ci NyQuil albo Tylenol?
– Wolę NyQuil. Tutaj masz pytania i mój minidyktafon. Wystarczy włączyć nagrywanie. I rób notatki, wszystko przepiszę.
– Nic o nim nie wiem – mamroczę pod nosem, bezskutecznie próbując stłumić narastającą panikę.
– Trzymaj się pytań. Jedź już. Masz przed sobą długą drogę. Nie chcę, żebyś się spóźniła.
– Dobra, jadę. A ty wracaj do łóżka. Ugotowałam zupę, podgrzej sobie później. – Spoglądam na nią z czułością. Robię to tylko dla ciebie, Kate.
– Okej. Powodzenia. I dziękuję ci, Ano. Jak zwykle, ratujesz mi życie.
Biorę torbę i uśmiecham się do niej kwaśno, po czym wychodzę. Nie mogę uwierzyć, że dałam się jej na to namówić. Ale Kate potrafi przekabacić każdego. Będzie z niej wyjątkowa dziennikarka. Jest wygadana, silna, przekonująca, kłótliwa, śliczna. I jest moją najlepszą, najdroższą przyjaciółką.
KIEDY WYJEŻDŻAM Z VANCOUVER w stanie Washington na autostradę I-5 w stronę Portlandu, na drogach panuje nieduży ruch. Jest jeszcze wcześnie, a w Seattle mam być dopiero o drugiej po południu. Na szczęście Kate pożyczyła mi swojego sportowego mercedesa CLK. Nie wiem, czy Wanda, mój wiekowy volkswagen beetle, dałaby radę pokonać tę trasę na czas. Och, merca prowadzi się super i szybko pokonuję kilometry, wciąż wciskając pedał gazu na maksa.
Moim celem jest główna siedziba globalnego przedsiębiorstwa pana Greya. To ogromny dwudziestopiętrowy budynek, cały ze szkła i stali, utylitarny sen architekta, z dyskretnym napisem Grey House ze stalowych liter nad szklanymi drzwiami frontowymi. Docieram na miejsce za kwadrans druga i z ulgą, że się nie spóźniłam, wchodzę do wielkiego i szczerze mówiąc, nieco przerażającego holu ze szkła, stali i białego piaskowca.
Zza solidnego kamiennego biurka uśmiecha się do mnie miło atrakcyjna, zadbana młoda blondynka. Ma na sobie idealnie dopasowany ciemnopopielaty kostium i najbielszą bluzkę, jaką w życiu widziałam. Wygląda nienagannie.
– Jestem umówiona z panem Greyem. Anastasia Steele w zastępstwie Katherine Kavanagh.
– Jedną chwileczkę, panno Steel. – Unosi lekko brew, gdy stoję tak przed nią, nieco skrępowana.
Zaczynam żałować, że nie pożyczyłam od Kate jednego z jej oficjalnych żakietów i wzięłam swoją granatową kurtkę. Zmusiłam się do założenia jedynej posiadanej przeze mnie spódnicy, całości dopełniły praktyczne kozaki i niebieski sweter. Jak dla mnie to elegancki zestaw. Wsuwam za ucho nieposłuszny kosmyk i udaję, że recepcjonistka mnie nie przeraża.
– Panna Kavanagh jest umówiona. Proszę się wpisać tutaj, panno Steele. Ostatnia winda po prawej, dwudzieste piętro. – Uśmiecha się uprzejmie, kiedy się wpisuję, z całą pewnością lekko rozbawiona.
Podaje mi przepustkę z dużym napisem GOŚĆ. Nie mogę powstrzymać uśmieszku. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że jestem tu tylko z wizytą. W ogóle do tego miejsca nie pasuję. Nic się nie zmieniło, wzdycham w duchu. Dziękuję jej i kieruję się w stronę wind, po drodze mijając dwóch pracowników ochrony, którzy w swoich doskonale skrojonych czarnych garniturach prezentują się o wiele bardziej elegancko niż ja.
Winda z porażającą szybkością wynosi mnie na dwudzieste piętro. Drzwi się rozsuwają i znajduję się w kolejnym ogromnym holu – znowu wypełnionym szkłem, metalem i piaskowcem. Staję przed następnym kamiennym biurkiem i młodą blondynką ubraną w nienaganną czerń i biel, która na mój widok wstaje.
– Panno Steele, zechce pani zaczekać? – Wskazuje strefę z fotelami z białej skóry.
Za nią dostrzegam dużą, przeszkloną salę konferencyjną z równie dużym stołem z ciemnego drewna i przynajmniej dwudziestoma krzesłami do kompletu. Cała zewnętrzna ściana sali jest sięgającym od podłogi do sufitu oknem, za którym rozciąga się panorama Seattle aż do cieśniny. Widok dosłownie mnie poraża. Wow.
Siadam i z torby wyjmuję kartki z pytaniami, żeby je przejrzeć. W duchu przeklinam Kate, że nie dała mi choćby krótkiej biografii. Nie wiem nic o człowieku, z którym za chwilę mam przeprowadzić wywiad. Może mieć dziewięćdziesiąt lat, ale równie dobrze trzydzieści. Wkurza mnie ta niewiedza i z nerwów zaczynam się wiercić. Nigdy nie lubiłam wywiadów twarzą w twarz, wolę anonimowość grupowych dyskusji, kiedy mogę sobie siedzieć niezauważona w ostatnim rzędzie. Szczerze mówiąc, najlepiej się czuję we własnym towarzystwie, zagłębiona w bibliotecznym fotelu, a nie podrygująca nerwowo w gigantycznym gmaszysku ze szkła i kamienia.
W duchu przewracam oczami. Weź się w garść, Steele. Sądząc po budynku, zbyt zimnym i nowoczesnym, zgaduję, że Grey jest około czterdziestki: wysportowany, opalony i jasnowłosy, jak cały personel.
Kolejna elegancka, nieskazitelnie ubrana blondynka wychodzi przez ogromne drzwi po prawej stronie. O co chodzi z tymi wymuskanymi blondynkami? Zupełnie jak w Żonach ze Stepford. Biorę głęboki oddech i wstaję.
– Panna Steele? – pyta najnowsza blondynka.
– Tak – udaje mi się wykrztusić i muszę odchrząknąć. – Tak – powtarzam, teraz już zdecydowanie pewniejszym tonem.
– Pan Grey przyjmie panią za chwilę. Czy mogę wziąć pani okrycie?
– Oczywiście. – Udaje mi się jakoś wyplątać z kurtki.
– Zaproponowano pani coś do picia?
– Ee, nie. – O matko, czy Blondynka Numer Jeden jest w tarapatach?
Blondynka Numer Dwa patrzy surowo na młodą kobietę za biurkiem.
– Napije się pani herbaty, kawy, może wody? – pyta, zwracając się na powrót do mnie.
– Poproszę szklankę wody. Dziękuję – bąkam pod nosem.
– Olivio, podaj, proszę, pannie Steele szklankę wody. – Głos ma lodowaty.
Olivia natychmiast się zrywa i biegnie do drzwi na drugim końcu pomieszczenia.
– Najmocniej przepraszam, panno Steele. Olivia jest naszą nową stażystką. Proszę spocząć. Pan Grey przyjmie panią za pięć minut.
Olivia wraca ze szklanką zmrożonej wody.
– Bardzo proszę, panno Steele.
– Dziękuję.
Blondynka Numer Dwa maszeruje do biurka, a stukot jej wysokich obcasów odbija się echem od kamiennej podłogi. Siada i obie dziewczyny wracają do pracy.
Być może pan Grey chce, żeby pracowały u niego wyłącznie blondynki. Przemyka mi przez myśl, czy to aby legalne, gdy otwierają się drzwi do gabinetu i wyłania się z nich wysoki, elegancko ubrany, przystojny Afroamerykanin z krótkimi dredami. Zdecydowanie ubrałam się nieodpowiednio.
Mężczyzna obraca się i rzuca przez drzwi.
– Golf w tym tygodniu, Grey.
Nie słyszę odpowiedzi. Facet odwraca się i kiedy uśmiecha się na mój widok, w kącikach oczu pojawiają mu się kurze łapki. Olivia zrywa się i pobiega wezwać windę. Najwyraźniej osiągnęła mistrzostwo w zrywaniu się z krzesła. Chyba denerwuje się bardziej ode mnie!
– Miłego dnia, drogie panie – mówi mężczyzna i znika za drzwiami windy.
– Pan Grey przyjmie panią teraz. Proszę wejść – odzywa się Blondynka Numer Dwa.
Podnoszę się z fotela nieco chwiejnie, próbując zapanować nad nerwami. Biorę swoją torbę, szklankę z wodą zostawiam na stoliku i idę ku uchylonym drzwiom.
– Nie musi pani pukać, proszę po prostu wejść. – Uśmiecha się do mnie łagodnie.
Otwieram szerzej drzwi i potknąwszy się, wpadam do gabinetu głową naprzód.
Cholera do kwadratu – ja i moja lewa stopa! Ląduję na czworakach w progu gabinetu pana Greya i czuję, jak czyjeś delikatne dłonie pomagają mi wstać. Co za wstyd, niech szlag trafi moją niezdarność. Muszę się zebrać w sobie, by podnieść wzrok. Rany boskie – ależ on jest młody.
– Panno Kavanagh. – Wyciąga do mnie dłoń ze smukłymi palcami, kiedy stoję już prosto. – Jestem Christian Grey. Nic się pani nie stało? Zechce pani usiąść?
Taki młody. I przystojny, naprawdę przystojny. Wysoki, w ciemnoszarym garniturze, białej koszuli i czarnym krawacie. Ma niesforne ciemnorude włosy i intensywnie jasnoszare oczy, którymi patrzy na mnie przenikliwie. Chwilę trwa, zanim udaje mi się wreszcie odezwać.
– Hm, właściwie… – zaczynam się jąkać.
Jeśli ten facet skończył trzydziestkę, to ja jestem mnichem buddyjskim. Oszołomiona ściskam jego dłoń. Kiedy nasze palce się dotykają, czuję, jak przeszywa mnie dziwny, ekscytujący dreszcz. Szybko cofam rękę, jeszcze bardziej skrępowana. To pewnie napięcie elektrostatyczne. Mrugam tak szybko, jak wali mi serce.
– Panna Kavanagh jest niedysponowana i przysłała w zastępstwie mnie. Mam nadzieję, że to panu nie przeszkadza.
– A pani to…? – Głos ma ciepły. Jest chyba nieco rozbawiony, lecz z jego twarzy trudno cokolwiek wyczytać. Nie wygląda na specjalnie zainteresowanego, ale przede wszystkim jest bardzo uprzejmy.
– Anastasia Steele. Studiuję literaturę angielską z Kate, mmm… Katherine, mmm… panną Katherine Kavanagh na Uniwertsytecie Stanu Waszyngton.
– Rozumiem – odpowiada. Chyba dostrzegam cień uśmiechu, ale może mi się tylko wydaje. – Usiądzie pani? – Macha ręką w stronę białej skórzanej kanapy w kształcie litery L.
Jego gabinet jest zdecydowanie za duży dla jednej osoby. Przed sięgającym od podłogi do sufitu oknem stoi wielkie biurko z ciemnego drewna, przy którym spokojnie mogłoby zasiąść do obiadu sześć osób. Mebel pasuje do stolika przy kanapie. Poza tym wszystko jest białe: sufit, podłoga i ściany – na jednej z nich, przy drzwiach wisi mozaika ułożona z trzydziestu sześciu małych obrazków. Są prześliczne, przedstawiają zwykłe, zapomniane przedmioty namalowane z taką dbałością o szczegóły, że wyglądają jak fotografie. Powieszone tak blisko siebie robią niezwykłe wrażenie.
– Miejscowy artysta, Trouton – wyjaśnia Grey, widząc, na co patrzę.
– Są prześliczne. Zwyczajność podniesiona do rangi sztuki – mruczę pod nosem, jednakowo rozkojarzona przez gospodarza i jego obrazki. On z lekko przekrzywioną głową przygląda mi się uważnie.
– Całkowicie się z panią zgadzam, panno Steele – mówi cichym głosem, a ja czuję, jak z niewiadomego powodu się rumienię.
Poza obrazkami wszystko w gabinecie jest zimne, czyste i sterylne. Zastanawiam się, czy to odzwierciedlenie osobowości tego Adonisa, który z wdziękiem opada na jeden ze skórzanych foteli naprzeciwko mnie. Potrząsam głową, niezadowolona z kierunku, w którym podążają moje myśli, i sięgam do torby po pytania przygotowane przez Kate. Następnie próbuję uruchomić dyktafon, ale mam dwie lewe ręce i dwa razy niezgrabnie upuszczam go na stolik przed sobą. Pan Grey milczy i czeka cierpliwie – mam nadzieję – w miarę jak ja czuję się coraz bardziej skrępowana i zażenowana. Kiedy zbieram się na odwagę, by na niego spojrzeć, widzę, że mnie obserwuje, z jedną ręką wspartą swobodnie na udzie, drugą podtrzymującą brodę. Smukłym palcem wskazującym wodzi po ustach. Chyba próbuje ukryć uśmiech.
– Przepraszam – dukam. – Nie znam się na tym.
– Proszę się nie śpieszyć – odpowiada.
– Nie przeszkadza panu, że będę nagrywać?
– Po tym, ile wysiłku pani włożyła, żeby uruchomić dyktafon, pytanie jest chyba zbędne?
Robię się czerwona. Kpi sobie ze mnie? Oby. Mrugam, nie do końca pewna, co powinnam powiedzieć. Chyba robi mu się mnie żal, bo odpuszcza.
– Nie, absolutnie mi nie przeszkadza.
– Czy Kate, to znaczy panna Kavanagh wyjaśniła, dla kogo ma być wywiad?
– Tak. Ma się ukazać w wydaniu studenckiej gazety z okazji ukończenia studiów. W tym roku mam rozdawać dyplomy na ceremonii.
Och! To dla mnie nowina i przez chwilę zaprząta mnie, że ktoś niewiele starszy – najwyżej o jakieś sześć lat, i okej, kto ma na koncie sukcesy, ale mimo wszystko – będzie mi wręczał dyplom. Marszczę czoło i skupiam się na zadaniu, które mam wykonać.
– Dobrze. – Przełykam nerwowo. – Zadam panu kilka pytań. – Wsuwam niesforny kosmyk za ucho.
– Tak właśnie pomyślałem – odpowiada z kamienną twarzą.
Nabija się ze mnie. Czuję, jak palą mnie policzki, więc poprawiam się na kanapie i prostuję ramiona w nadziei, że będę sprawiać wrażenie wyższej i groźniejszej. Włączam dyktafon i próbuję wyglądać profesjonalnie.
– Jest pan bardzo młody, a mimo to stworzył pan imponujące imperium. Czemu zawdzięcza pan swój sukces? – Zerkam na niego.
Uśmiecha się smutno, chyba rozczarowany.
– W biznesie liczą się ludzie, panno Steele, a ja potrafię ich doskonale ocenić. Wiem, co ich kręci, co sprawia, że się rozwijają, a co ich ogranicza. Zatrudniam wyjątkowy zespół i sowicie opłacam. – Milknie i spogląda na mnie swoimi szarymi oczami. – Wierzę, że aby osiągnąć sukces, nieważne w jakiej dziedzinie, trzeba w niej dojść do mistrzostwa, poznać ją na wylot, w każdym szczególe. Bardzo, naprawdę bardzo ciężko pracuję, aby tak było. Podejmuję decyzje na podstawie faktów i logiki. Mam wrodzony instynkt, który pozwala mi rozpoznać dobry pomysł i odpowiednich ludzi i skupić się na nich. Ale ostatecznie wszystko i tak sprowadza się do właściwych ludzi.
– A może po prostu się panu poszczęściło. – Tego nie ma na liście Kate, ale facet jest arogancki.
W jego oczach pojawia się błysk zdumienia.
– Niczego nie przypisuję szczęściu ani okazji, panno Steele. Im ciężej pracuję, tym lepiej mi się powodzi. Naprawdę najważniejsze jest mieć właściwych ludzi w zespole i kierować ich energię w pożądanym kierunku. To chyba Harvey Firestone powiedział: „Najważniejszym zadaniem przywództwa jest dbałość o rozwój i doskonalenie się ludzi”.
– A mnie się wydaje, że pan zwyczajnie uwielbia sprawować kontrolę nad innymi. – Słowa wyrywają mi się same, zanim zdążę się nad nimi zastanowić.
– Och, kontroluję wszystko, panno Steele – mówi co prawda z uśmiechem, ale brzmi to śmiertelnie poważnie.
Patrzę na niego, a on odwzajemnia spojrzenie spokojnie i bez cienia emocji. Serce mi przyśpiesza, a twarz znowu pokrywa się rumieńcem.
Czemu tak mnie wytrąca z równowagi? Może dlatego, że jest niesamowicie przystojny. Albo przez sposób, w jaki na mnie patrzy. W jaki muska palcem swoją dolną wargę. Chciałabym, żeby przestał to robić.
– Poza tym ogromną władzę zdobywa się wtedy, gdy w najskrytszych marzeniach przekona się samego siebie, że ma się przyrodzone prawo do sprawowania kontroli – mówi dalej cichym głosem.
– I tak pan czuje? Że ma ogromną władzę? – Świr na punkcie kontroli.
– Zatrudniam ponad czterdzieści tysięcy ludzi, panno Steele. A to nakłada na mnie pewną odpowiedzialność. Władzę, jeśli pani woli. Gdybym uznał, że już mnie nie interesuje przemysł telekomunikacyjny, i postanowił wszystko sprzedać, po jakimś miesiącu dwadzieścia tysięcy ludzi nie miałoby z czego spłacać hipoteki.
Otwieram usta ze zdziwienia. Jestem zszokowana jego brakiem pokory.
– Nie odpowiada pan przed żadną radą nadzorczą? – pytam zniesmaczona.
– Firma należy do mnie. Nie mam rady nadzorczej. – Unosi lekko brew, a ja się czerwienię. No jasne, wiedziałabym o tym, gdybym się przygotowała. Ale słowo daję, jest strasznie arogancki. Zmieniam taktykę.
– Ma pan jakieś zainteresowania poza pracą?
– Interesuje mnie wiele rzeczy, panno Steele. – Na jego ustach pojawia się cień uśmiechu. Spokojne spojrzenie, jakim mnie mierzy, sprawia, że czuję się zbita z tropu. W jego oczach widzę szelmowski błysk.
– Skoro tyle pan pracuje, w jaki sposób pan się relaksuje?
– Relaksuję? – Pokazuje idealne zęby w szerokim uśmiechu.
Wstrzymuję oddech. Jest naprawdę pięknym mężczyzną. Nikt nie powinien być aż taki przystojny.
– Cóż, żeby się „zrelaksować”, jak to pani ujęła, żegluję, latam, oddaję się cielesnym poszukiwaniom. – Poprawia się w fotelu. – Jestem bardzo bogatym człowiekiem, panno Steele, i mam kosztowne i absorbujące hobby.
Zerkam szybko na przygotowane przez Kate pytania, bo chętnie zmieniłabym temat.
– Inwestuje pan w produkcję przemysłową. Dlaczego? – pytam.
Czemu czuję przy nim takie skrępowanie?
– Lubię budować rzeczy. Lubię wiedzieć, jak działają, co je wprawia w ruch, jak je składać i rozbierać. I uwielbiam statki. Cóż mam powiedzieć?
– Jak dla mnie, przemawia przez pana serce, nie logika i fakty.
Kąciki ust mu drgają i spogląda na mnie z uznaniem.
– Być może. Chociaż są tacy, którzy mówią, że ja nie mam serca.
– Skąd taka opinia?
– Dobrze mnie znają. – Wykrzywia usta w kwaśnym uśmieszku.
– Czy pańscy przyjaciele powiedzieliby, że łatwo jest pana poznać? – Natychmiast żałuję, że to powiedziałam. Takiego pytania nie ma na liście Kate.
– Jestem bardzo skrytym człowiekiem, panno Steele. Napracowałem się, żeby chronić swoją prywatność. Nieczęsto udzielam wywiadów.
– Czemu więc zgodził się pan akurat na ten?
– Ponieważ przeznaczam spore sumy na uniwersytet, a poza tym, chociaż robiłem co w mojej mocy, nie byłem w stanie uwolnić się od panny Kavanagh. Nieustannie prześladowała moich PR-owców, a ja podziwiam taką wytrwałość.
Wiem, o czym mówi. Właśnie dlatego siedzę tu teraz, skrępowana jego przenikliwym spojrzeniem, chociaż powinnam uczyć się do egzaminów.
– Inwestuje pan też w technologie rolnicze. Czemu ta dziedzina pana interesuje?
– Pieniędzmi się nie najemy, panno Steele, a na tej planecie jest mnóstwo ludzi, którzy cierpią głód.
– To brzmi bardzo filantropijnie. Czy to pana pasja? Nakarmić biednych tego świata?
Wymijająco wzrusza ramionami.
– To trudny biznes – bąka pod nosem, chociaż mam wrażenie, że nie jest szczery.
To bez sensu. Nakarmić biednych tego świata? Jakoś nie dostrzegam w tym finansowych korzyści, raczej szczytny cel. Zerkam na następne pytanie, nie bardzo wiedząc, co myśleć.
– Kieruje się pan jakąś filozofią? Jaką?
– W zasadzie żadną konkretną. Może wyznaję jedną podstawową zasadę, Carnegiego: „Człowiek, który zdobył umiejętność całkowitej kontroli nad własnym umysłem, może zdobyć wszystko inne, co mu się słusznie należy”. Jestem bardzo prosto skonstruowany. Lubię mieć kontrolę: nad sobą i wszystkim wokół.
– Więc chce pan posiadać rzeczy? – Masz świra na punkcie kontroli.
– Przede wszystkim chcę na nie zasłużyć, ale zasadniczo nie myli się pani.
– Mówi pan jak skończony konsument.
– Bo nim jestem. – Uśmiecha się, ale jego oczy pozostają poważne.
Znowu nijak się to ma do kogoś, kto chce nakarmić głodujących, zaczynam więc myśleć, że rozmawiamy o czymś zupełnie innym, ale nie mam pojęcia, co to jest. Przełykam z trudem. Temperatura w pokoju wzrosła, ale może tak mi się tylko wydaje. Chcę już skończyć ten wywiad. Kate chyba wystarczy materiału? Sprawdzam kolejne pytanie.
– Został pan adoptowany. Jak pan sądzi, w jakim stopniu to pana ukształtowało? – Och, to bardzo osobiste pytanie. Patrzę na niego w nadziei, że się nie obraził. Ściąga brwi.
– Nie potrafię powiedzieć.
Moje ciekawość rośnie.
– Ile miał pan lat w chwili adopcji?
– Jest to publicznie wiadome, panno Steele. – Mówi to surowym tonem.
Znowu się czerwienię. Cholera. No jasne – gdybym wiedziała, że będę przeprowadzać ten wywiad, lepiej bym się do niego przygotowała. Szybko przechodzę dalej.
– Dla pracy poświęcił pan życie rodzinne.
– To nie jest pytanie – stwierdza zdawkowo.
– Przepraszam. – Wiercę się, bo sprawia, że czuję się jak skarcone dziecko. Podejmuję kolejną próbę. – Czy musiał pan poświęcić życie rodzinne dla pracy?
– Mam rodzinę. Mam brata, siostrę i dwoje kochających rodziców. Nie czuję potrzeby jej powiększania.
– Jest pan gejem?
Gwałtownie wciąga powietrze, a ja kulę się z przerażenia. Szlag. Powinnam była się zastanowić. Jak mam mu wytłumaczyć, że tylko czytam pytania przygotowane przez kogoś innego? Niech licho porwie Kate i to jej wścibstwo!
– Nie, Anastasio, nie jestem. – Unosi brwi, a jego spojrzenie jest zimne. Nie wygląda na zadowolonego.
– Najmocniej przepraszam. Tu, hm… tu jest tak napisane.
Po raz pierwszy zwraca się do mnie po imieniu. Serce zaczyna mi bić szybciej i czuję, że znowu się czerwienię. Nerwowo wsuwam za ucho kosmyk włosów.
Przekrzywia głowę na bok.
– To nie są pani pytania?
Krew odpływa mi z głowy. O nie.
– Eee… nie. Ułożyła je Kate, panna Kavanagh, ona przygotowała pytania.
– Pracujecie razem w gazecie?
Jasna cholera. Nie mam nic wspólnego z tą całą gazetą. To jej zajęcie dodatkowe, nie moje. Twarz mnie pali.
– Nie. Razem mieszkamy.
W zamyśleniu pociera brodę, spoglądając na mnie szarymi oczami.
– Sama pani chciała przeprowadzić ten wywiad? – pyta przerażająco cichym głosem.
Chwila, kto tu kogo przepytuje? Przewierca mnie wzrokiem i dochodzę do wniosku, że muszę odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
– Padło na mnie. Kate jest chora. – Mój głos jest słaby i przepraszający.
Rozlega się pukanie do drzwi i wchodzi Blondynka Numer Dwa.
– Bardzo przepraszam, ale za dwie minuty ma pan następne spotkanie.
– Jeszcze nie skończyliśmy, Andreo. Odwołaj, proszę.
Andrea gapi się na niego z wahaniem. Najwyraźniej nie wie, co począć. Grey wolno odwraca głowę i unosi brwi. Andrea robi się czerwona. Super. Nie tylko na mnie tak działa.
– Oczywiście, proszę pana – bąka i wychodzi.
Grey ze zmarszczonym czołem zwraca się do mnie.
– Na czym stanęliśmy, panno Steele?
Och, wróciliśmy do panny Steele.
– Nie chcę zabierać panu czasu.
– Chcę dowiedzieć się więcej o pani. Tak chyba będzie uczciwie. – W jego szarych oczach widzę ciekawość. Szlag do kwadratu. Dokąd to wszystko zmierza? Wspiera łokcie na oparciach fotela i na wysokości ust układa dłonie w piramidkę. Jego usta bardzo mnie… rozpraszają. Przełykam nerwowo.
– Niewiele tego jest – odpowiadam, znowu się rumieniąc.
– Co pani zamierza robić po skończeniu studiów?
Wzruszam ramionami, poruszona jego zainteresowaniem. Przenieść się z Kate do Seattle, znaleźć mieszkanie, poszukać pracy. Tak naprawdę jeszcze się nad tym nie zastanawiałam.
– Jeszcze nie mam sprecyzowanych planów. Na razie muszę zdać egzaminy końcowe.
Do których powinnam się teraz uczyć, a nie siedzieć w twoim wielkim, pretensjonalnym, sterylnym gabinecie, skrępowana twoim przenikliwym spojrzeniem.
– Mamy tu doskonały program dla stażystów – odzywa się cicho.
Zdumiona unoszę brwi. Proponuje mi pracę?
– Będę to mieć na uwadze – bąkam, kompletnie ogłupiała. – Chociaż nie wiem, czy bym tu pasowała. – O nie, znowu myślę na głos.
– Czemu tak pani mówi? – Zaintrygowany przekrzywia głowę, a na jego ustach błąka się uśmieszek.
– To chyba oczywiste. – Jestem niepozbierana, ubieram się byle jak i nie jestem blondynką.
– Nie dla mnie – mówi pod nosem.
Spojrzenie ma intensywne, całe jego rozbawienie gdzieś zniknęło, a ja czuję nagły skurcz mięśni brzucha. Z wysiłkiem odrywam od niego wzrok i spuszczam go na swoje splecione palce. Co tu się dzieje? Muszę stąd wyjść – natychmiast. Schylam się po dyktafon.
– Może panią oprowadzę? – proponuje.
– Na pewno jest pan na to zbyt zajęty, a przede mną długa droga.
– Wraca pani do Vancouver? – pyta zdziwiony, może nawet zaniepokojony. Spogląda przez okno. Znowu się rozpadało. – Cóż, w takim razie proszę jechać ostrożnie. – Głos ma surowy i zdecydowany. Co go to obchodzi? – Dostała pani wszystko, po co przyjechała? – dodaje.
– Tak, proszę pana. – Chowam dyktafon do torby. Grey patrzy na mnie zmrużonymi oczami, jakby się nad czymś zastanawiał. – Dziękuję za wywiad.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiada, jak zwykle bardzo uprzejmie.
Wstaje wraz ze mną i wyciąga rękę na pożegnanie.
– Do następnego spotkania, panno Steele. – Brzmi to jak wyzwanie, może nawet groźba. Trudno powiedzieć.
Marszczę brwi. Kiedy niby mielibyśmy się znowu spotkać? Ściskam jego dłoń, ze zdumieniem stwierdzając, że ten dziwny prąd znowu przez nas przebiega. To na pewno z powodu moich nerwów.
– Panie Grey. – Żegnam go skinieniem głowy.
On z gracją sportowca podchodzi do drzwi i szeroko je otwiera.
– Muszę uważać, żeby bezpiecznie pani przez nie wyszła. – Uśmiecha się odrobinę. Zapewne pije do mojego absolutnie nieeleganckiego wcześniejszego wejścia. Rumienię się.
– To bardzo miłe z pana strony – odpowiadam szorstko, a on uśmiecha się szerzej.
Fajnie, że tak cię bawię. Gotując się w środku, wychodzę z gabinetu. Ze zdziwieniem stwierdzam, że idzie za mną. Andrea i Olivia podnoszą głowy, równie zaskoczone jak ja.
– Ma pani płaszcz? – pyta Grey.
– Kurtkę.
Olivia zrywa się z krzesła i biegnie po moją kurtkę. Grey bierze ją od niej, zanim zdąży mi ją podać. Pomaga mi ją założyć, co wprawia mnie w zakłopotanie. Jego ręce zatrzymują się na chwilę na moich ramionach. Jego dotyk sprawia, że mnie zatyka. Nawet jeśli zauważył moją reakcję, niczego nie daje po sobie poznać. Długim palcem wskazującym naciska guzik przywołujący windę i oboje stoimy – ja zawstydzona, on chłodny i opanowany. Naprawdę muszę się stąd wynosić. Kiedy obracam się ku niemu, stoi oparty o drzwi obok windy, z jedną ręką wspartą o ścianę. Jest bardzo, ale to bardzo przystojny. Nie wiem, co robić. Wpatruje się we mnie błyszczącymi, szarymi oczami.
– Anastasio – mówi na do widzenia.
– Christianie – odpowiadam. I szczęśliwie drzwi windy się zamykają.