- nowość
- W empik go
Pieczęć - ebook
Pieczęć - ebook
Opowieść o dwóch młodych i zakochanych w sobie magach poszukujących pieczęci, która może rozwiązać ich problemy. Z jednej strony zakochani trafiają do innego świata, a z drugiej muszą walczyć o przetrwanie w trakcie poszukiwań. Lecz czy na pewno odnajdą Pieczęć? A może odkryją coś o wiele ważniejszego? Opowieść powstała w 2019 i 2020 roku jako 4 z 7 osobnych części, zaś tutaj ukazuje się całość historii, która została zapisana.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8384-832-7 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dawno temu za lasami, dolinami, pieczarami, królestwami… Gdzieś gdzie wszystko budziło się do życia a wręcz nim tętniło… W królestwie Akiris zaczęło dziać się źle.
Wielcy czarodzieje i magowie, rycerze, jeźdźcy smoków oraz pegazów próbowali odegnać zło, które nadchodziło każdej nocy i rozdawało sny o cierpieniu.
Żadnemu się nie udało.
Zgromadzono więc wielką naradę. Trwała sto dni i sto nocy.
Postanowiono, że priorytetem jest wyszkolenie maga tak potężnego jakiego świat nie widział.
Szukano wszędzie lecz żaden człowiek, żadne dziecko magii nie posiadało siły wystarczającej na pokonanie zła.
W pewnym momencie odkryto kogoś kto posiadał nieodkryty pokład energii. Tym kimś byli dobrzy znajomi ze szkoły.
Chłopak i dziewczyna.
Posiadali równą ilość mocy. A siła była tak wielka, że gdyby ją połączyć można by zmienić świat na lepsze.
I tu pojawił się problem.
Oboje mieszkali za magiczną barierą, której nikt nigdy nie przekroczył. Nikt prócz jednej osoby.
Ale ten czarodziej nie żył od osiemnastu lat.
Władca skorzystał z pomocy wróżki, która podarowała trzem czarodziejom możliwość przejścia za barierę.
Tu rozpoczyna się przygoda…Rozdział 1
Tego dnia było zimne powietrze. Chłód jesieni przechodzącej w zimę dawał o sobie znak.
Arkadiusz chłopak o bladych policzkach, blond włosach w stylu Michaela Jacksona, piwnych oczach i bujnym wąsikiem wracał z porannego spaceru.
W domu czekały na niego znienawidzone obowiązki.
Chłopak wyglądał na dwadzieścia lat pomimo że miał dopiero siedemnaście.
„Dom” — Pomyślał- „Miejsce mojej zguby”.
Wszedł do przedpokoju.
W domu panowała cisza tak niezwykła, że chciałoby się słyszeć ją częściej. Nie trwała zbyt długo.
— Arek! — Krzyknął męski głos- Skoro wróciłeś sprzątnij pokój i przetkaj kibel! Znowu się zatkał!
Arkadiusz ściągnął buty i wszedł do toalety. Zabrał przepychacz i z wyczuciem odetkał zator. Potem odłożył go na miejsce i wszedł do swojego pokoju.
Niebieskie ściany kontrastowały z ciemnymi meblami oraz brązowym dywanem. Okno wychodziło na wąski strumyk, który wpadał do pobliskiego stawu. Łóżko stało po lewej stronie drzwi. Na przeciw niego znajdowała się szafa z lustrem, a obok biurko ze stertą książek, piórem oraz atramentem. Po prawej stronie od wejścia do pokoju stała komoda zaś na niej trzy duże muszle o barwach tęczy w szklanych kulach. Każda mieniła się na inne kolory. Nad łóżkiem wisiał obraz ukazujący koronę królewską na tronie w kryształowej sali.
Arek opadł na łóżko.
Leżąc nie myślał. Oddychał głęboko i spokojnie.
Nagle rozległ się odgłos nadchodzącej burzy, a z dołu dobiegał męski głos nakazujący zamknąć okna.
Arek podniósł się i do jego głowy przyszła myśl. Chciał opuścić ten dom raz na zawsze.
Przeszedł się po pokojach i pozamykał okna.
Właśnie wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.
— Otwórz! — Krzyknął ojciec Arka- Powiedz, że nikogo nie ma!
Arek otworzył drzwi.
Stanęła przed nim koleżanka z listem w ręku.
Dziewczyna miała długie rozpuszczone rude włosy delikatnie opadające na piękną młodą twarz, zielone oczy natchnione życiem i szczęściem oraz uśmiech tak szczery i radosny, że Arek zaniemówił. Ubrana była w przewiewną spódniczkę i koszulkę z krótkim rękawem.
— Cześć- Powiedziała i puściła oczko.
— Eliza. Miło Ciebie widzieć.
— Dostałam Twój list. Proszę- Podała Arkowi, który odebrał go z uśmiechem.
— Nie możesz tu być. Mój ojciec. Wiesz jaki jest.
— Chciałam jeszcze spytać czy jedziesz?
— Gdzie? — Zdziwił się Arek.
— Wszystko masz w liście. Byłoby super. Cześć- Eliza odeszła. Arek zamknął drzwi.
— Kto to był?! — Ojciec podszedł do Arka.
— Nikt. Nikt ważny.
— List? Od kogo?
— Nie wiem.
— Pokaż mi go! — Ojciec wyrwał Arkowi kopertę, otworzył i zaczął czytać- Niniejszym rada szkoły magicznej Imienia Wielkiego Harrego zaprasza Pana Arkadiusza Luka na obowiązkowe wstawiennictwo dnia pierwsza Sobota Listopada w Centrum kultury i nauki dwudziestego pierwszego wieku o godzinie ósmej rano. W przeciwnym razie będziemy zmuszeni zawziąć inne kroki. A tego nie chcemy zrobić. Pozdrawia Rada i Dyrekcja.
— Tato…
— Co to ma być?! — Wrzasnął ojciec- Nigdzie nie idziesz! Masz szlaban!
— Ale to już jutro- Zauważył Arek.
— Tak i dlatego śpisz dzisiaj w piwnicy! Rozumiesz?!
— Tak ojcze- Arek uchylił głowy.
— A teraz marsz do pokoju!
Arek poszedł na górę i wpatrzył się w okno.
Na dworze lał deszcz i grzmiało.
Arek zasmucony reakcją ojca dusił łzy napływające mu do oczu. W pewnej chwili zalała go mocniejsza fala smutku oraz złości i wybuchnął niczym wulkan.
Płakał i złościł się na sposób w jaki traktuje go ojciec. Nie chciał już mieszkać z nim pod jednym dachem. Pragnął zniknąć w niewyjaśniony realnie sposób.
„To szalone” — Pomyślał- „Ale nic innego nie przychodzi mi do głowy”.
Nagle zauważył jak jakaś postać patrzy prosto w jego okno.
Mrugnął.
Do postaci podeszła druga. Również spojrzała na niego.
Arek zgasił lampę.
Wtem rozbłysło tajemnicze jasne światło, a przy tych postaciach pojawiła się trzecia.
— Nie mogę- Powiedział cicho Arek- Nawet gdybym chciał nie mogę opuścić domu. Ojciec. On…
Postaci jakby to usłyszały i zaczęły się naradzać.
Arek popatrzył na niebo. Rozjaśniało się. Potem znowu zerknął na drogę.
Pusto. Dokładnie tak jakby nikogo nie było.
— To tylko zwidy. Nikogo tam nie było- Powiedział szeptem Arek odchodząc od okna.
Usiadł przy biurku i wziął do ręki pióro oraz zeszyt. Zaczął pisać dziennik, który był jego jedynym odprężeniem.
Kiedy zakończył opisywać dzień zszedł do kuchni.
— Dobrze, że jesteś- Rzekł ojciec- Czas na obiad. Nałóż sobie, zjedz, umyj i do pokoju. Biegiem!
Arek zrobił co mu kazano. Nałożył, zjadł i umył talerz.
Tęsknym wzrokiem patrzył na lejącą się wodę.
Zakręcił.
Po powrocie do pokoju położył się na łózko.
Niespodziewanie okno samo otworzyło się.
Arek podszedł do niego aby je zamknąć. Wtedy zobaczył dwie osoby.
Jedna miała brązowe włosy i lekki zarost, a druga siwą długą brodę i czapkę. Obie ubrane były w niebieskie tuniki zakrywające buty i patrzyły wprost na Arka.
Chłopak zamknął okno i odszedł kawałek.
Ono znowu otworzyło się i do środka wleciał biały gołąb. W dziobie trzymał list, który wypuścił i odleciał.
Arek szybko zamknął okno, a następnie podniósł list owinięty czerwoną wstążką.
Zaczął czytać:
„Dzisiaj Twoje marzenie się spełni. Wieczorem zejdź przed drzwi wejściowe. Jeżeli nie dasz rady to chociaż wyjdź z pokoju. Wszystko powiemy w drodze. A jeśli Twój ojciec zadrze z Tobą my staniemy w twojej obronie. I jeszcze jedno, wyrzuć nam ten list”.
Arek otworzył okno, zwinął kartkę i wyrzucił. Przechwycił ją biały gołąb krążący w okolicy.
Arek spojrzał w miejsce na które zleciał ptak. Postać głaskała go i patrzyła w okno uśmiechając się. Potem odeszła w krzaki.
Arek zamknął okno i usiadł na łóżku.
Zajął się myśleniem. Zastanawiało go skąd tajemnicze postacie wiedzą o jego marzeniach? I… W ogóle kim są?
Nie chciał przyznać przed sobą, że obawia się spotkania z nimi. Lecz wiedział iż nie będzie tak prosto jak na sprawdzianie.
Myśli pochłonęły Arka do wieczora. Ojciec wołał go trzykrotnie na kolację, ale panowała cisza. W końcu wparował do jego pokoju i zaczęła się kłótnia, której można było uniknąć.
— Arek! — Warknął ojciec- Do piwnicy! I przemyśl swoje zachowanie! Kolację jemy wspólnie! A skoro nie przychodzisz to módl się do Boga aby Tobie wybaczył zdradę i nieodpowiedzialność!
— Nie Ojcze! Tylko nie piwnica!
— Mówiłeś coś? Mówiłeś?!
— Błagam! Zrobię wszystko aby nie spać w piwnicy! Proszę… — Arkowi na ostatnie słowo głos zadrżał.
— Piwnica! Bez dyskusji! Teraz! — Mężczyzna stał przy swoim.
Kiedy Ojciec Arka zamykał chłopca w piwnicy do domu weszło dwóch mężczyzn i obezwładniło go jednym cichym ruchem różdżki.
— Arkadiuszu? Jesteś tam? — Zaczął mężczyzna o siwej brodzie.
— Kto mówi? — Arek brzmiał niepewnie- I gdzie ojciec? Co mu zrobiliście?
— Jest w stanie hibernacji. Drzwi są otwarte. Możesz wyjść. Nie ruszy się przez czterdzieści osiem.
Arek wyszedł i zobaczył tych samych mężczyzn co chwilę po obiedzie.
— Kim jesteście?
— Jestem wyższym czarodziejem, zwę się Totalus, o ten obok to…
— mag trzeciego stopnia. Hybernus- Przedstawił się mężczyzna z lekkim zarostem.
— Nie mamy dużo czasu- Rzekł Totalus- To się zbliża.
— To, czyli co? — Spytał Arek.
— Coś co czai się w mroku. Ale dosyć tego gadania. Idziemy na spotkanie- Oznajmił Hybernus.
— Spakować się?
— Nic nie bierz. Idziemy. Szybko. Nie ma chwili do stracenia! — Rozkazał Totalus.
Arek ubrał buty, kurtkę oraz czapkę i wyszli zamykając drzwi. Szli pod osłoną księżyca trzy ulice dalej. Kiedy się zatrzymali z domu wychodziła Eliza.
Jak zawsze wyglądała olśniewająco.
— Cześć- Uśmiechnęła się do Arka.
— Cześć. To ktoś mi powie kogo jeszcze musimy zabrać? — Spytał Arek.
— To wszyscy- Oznajmił trzeci mężczyzna o blond wąsach- Jestem Mich. Ale do rzeczy. Bariera zamyka się o dziewiątej rano. Nie mamy czasu. A skoro już jesteśmy w składzie końcowym i gotowym do transportu idziemy na postój taksówek.
— Ktoś mi wyjaśni o co tu chodzi?! — Arek nie odpuszczał.
— Wyjaśnimy to podczas drogi. Umówieni jesteśmy na przewóz do innego miasta. Kierowca nie będzie czekał- Kontynuował Mich.
— Zaraz. Chwila. Nie piszę się na wyjazd z miasta. Mam tu znajomych, szkołę i rodzinę. To nie jest w moich planach.
— Dobrze, wytłumacz mu to Hybernus- Poprosił Mich.
— Więc macie równą moc. Pojedyncza jest wielka lecz razem możecie zdziałać więcej. Naprawić świat- Zaczął Hybernus- A my potrzebujemy was. Najpierw szkoła. Tylko wy dwoje w jednej klasie. Pokoje osobno. Według przepisów.
— Szkoła i pomoc. O co dokładnie chodzi?
— Ludzie nie słyszeli o magii od wielu setek lat. Żyjemy we własnym królestwie. Jednak nadeszły czasy mroku. Ktoś musi pokonać czyhające zło. Tym kimś jesteście Wy- Kontynuował Hybernus- Tak wskazała nam przepowiednia.
— Arek. Możemy na osobność? — Poprosiła Eliza. Odeszli kawałek dalej- Twój ojciec. Jeżeli tam wrócisz… Sam wiesz jaki jest. Ja z nimi idę. W końcu moim marzeniem jest wielka przygoda. Nie wiem co on Tobie robi oraz co przeżywasz lecz wiesz jak to się zakończy.
— Elizo, masz dobrze ułożonych rodziców. Czemu nie chcesz zostać?
— Przygoda. Tobie radzę wyrwać się raz i dobrze z domu, bo kiedy Ciebie widzę wyglądasz mizernie.
— Nie mogę. Przykro mi. Strach. Boję się ojca… I piwnicy.
— Proszę… Chodź ze mną. Nie pożałujesz- Nalegała Eliza- Nie chcę być sama. Jesteś dla mnie ważny.
— Ratowanie świata… Z Tobą… Brzmi interesująco.
— Widzisz? Chodź.
Eliza odwróciła się i odeszła w stronę mężczyzn.
Do Arka podszedł Totalus.
— Idziesz?
— Jasne… — Arek patrzył na Elizę.
— Czujesz coś do niej. Zgadłem?
— To bez różnicy. Ona i ja? Mogę pomarzyć.
— Arku. Z czasem sam zobaczysz to co ja wyczuwam między… W każdym razie ruszajmy.
Arek i Totalus podeszli do reszty.
— To co, idziemy? — Zapytał Mich.
— Nie traćmy czasu- Odpowiedział Arek i wszyscy zaczęli iść w stronę strumyka.
Szli w ciszy.
Po drugiej stronie mostku ulica skręcała w lewo i prawo.
W górę strumyka znajdował się przystanek autobusowy i centrum miasteczka. W dół zaś krzyżowały się dwie trasy. Jedna główna i druga poboczna prowadząca do gospody obok której mieściła się stajnia, a za nią jakieś siedem minut pieszo przy jeziorku postój taksówek.
Będąc blisko gospody Arek przystanął i zapomnianym wzrokiem wpatrzył się w uśpiony budynek.
— Chodź- Rzekł Mich.
— Dobrze- Odpowiedział Arek chociaż nie musiał nic mówić.
Szli dalej. Za stajnią skręcili zgodnie z drogą i kilkanaście minut później wsiadali do żółtej taksówki.
Zanim ruszyli Mich opowiedział pewną historię:
— Zapnijcie pasy i wysłuchajcie mnie- Chrząknął- Opowiem kawałek historii szkoły do której jedziemy. Uczyli się w niej sami najlepsi czarodzieje oraz magowie. Walczyli ze złem. Lecz w pewnym momencie pojawił się on. Zwał się Harry. Najsilniejszy czarodziej jakiego widziano. Kiedy zniknął zaczęło dziać się coraz gorzej w królestwie Akiris. Zabrakło go w chwili gdy był naprawdę potrzebny. Szkoła Imienia Harrego jest najlepszym wyborem. Oprócz tego funkcjonuje jeszcze jedenaście placówek o podobnym poziomie. Jedne są dla chłopców inne dla dziewcząt. Trzecie dla magów, czwarte dla czarodziei… Ta szkoła jest wyjątkowa. Przykładamy wszelkich starań aby uczniowie już od pierwszego roku poczuli swoją wewnętrzną moc. A wy macie jej dużo.
— Jednym słowem… — Hybernus przejął temat-… Jesteście warci więcej niż myślicie. Wasze otoczenia… Były różne. Arek. Ty musiałeś usługiwać ojcu. I wiemy, że czasami nie było łatwo. Eliza. Ty zaś odrabiałaś sumiennie lekcje, dostawałaś pochwały, pieniądze…
— Jednakże łączy was coś więcej niż wspomniana nad magiczna siła. Historie są różne… — Kontynuował Mich-… Czasami odkrywamy coś nowego… Lepszego.
— Rzecz nie leży na zewnątrz… Tylko w środku. Zrozumiecie to kiedy dorośniecie. A teraz zakończmy ten temat i ruszajmy. Mamy do pokonania barierę magiczną- Zauważył Totalus.
Mich odpalił silnik, który zasyczał i wyjechali na pustą miejską drogę w blasku księżyca.
Pogoda im dopisywała.
Jechali drogą na północ i w pewnym momencie skręcili na lewo w cichą leśną dróżkę.
Po niecałej godzinie jazdy wjechali na parking skąd mieli pójść pieszo w dalszą podróż.
Wysiedli.
Cisza wokół zaczęła gęstnieć. Tylko kroki oznaczały ruch, który nic nie mówił.
W pewnej chwili Arkowi zdawało się, że są i będą sami.
Dotarli na cmentarz o drugiej dwadzieścia polskiego czasu. Czuć jednak było ciemność gęstszą niż przed pięcioma minutami.
— To tu- Powiedział Mich siadając na jednym z nagrobków- Jesteśmy w Akiris.
— Teraz wystarczy dojść do stajni Heraklesa… A właściwie tam gdzie zostawiliśmy nasz powóz. Budynek jest zrujnowany- Oznajmił Hybernus.
— Która godzina? — Spytał Arek chcący zakończyć ten dzień pełen czegoś czego nie był w stanie określić.
— Pytasz o wasz czas, czy nasz?
— Wszystko mi jedno. Padam z nóg.
— W naszym czasie zaraz wstanie słońce. Może jest jakieś pół godziny do wschodu. No… Maksymalnie czterdzieści pięć minut. Idziemy.
Hybernus dał zrozumiały przekaz. Mich podniósł się i wyszli wschodnią bramą.
Minęło może dwadzieścia siedem minut do pierwszych promyków słońca.
Arek zobaczył w oddali świecący się na srebrno oraz złoto kształt.
W miarę jak podchodzili powóz z końmi przestał się błyszczeć, a konstrukcje budynków biły dawną świetnością.Rozdział 2
Jechali przez wsie, pola, rzeki i lasy.
Wszystko wyglądało identycznie. Mogłoby się zdawać, że czas zatrzymał się tu w jednym miejscu.
Co chwila mijały ich powozy konne lub dostojnie ubrani rycerze na swoich plamistych rumakach.
Za trzema rzekami, wieloma polami, setkami wsi oraz hektarami lasów przed Arkiem ujawnił się zamek tak wielki jak dwie albo trzy napotkane wsie połączone w jedno terytorium.
— Ale piękne… — Powiedziała Eliza otwierając szeroko usta- Cudowny widok.
— W środku jest jeszcze ładniej. Duża ilość miejsca łączy się tu z mnóstwem ozdób. Oczywiście nie tylko ze złota czy białego marmuru- Rzekł Mich kiedy wjechali na plac zamkowy- Jesteśmy w szkole. Zapraszam do gabinetu dyrektora.
Wysiedli z powozu i skierowali się ku jedynym wielkim drzwiom z ciemnego drewna zakończonymi ostrym zaokrągleniem.
Zapukali.
Otworzył je łysy mężczyzna w białej tunice i okularach.
— Witajcie! — Zaczął nieznajomy- Czekaliśmy na wasze przybycie. Dyrektor Nor Gut czeka w swoim gabinecie. Mich? Ja ich zaprowadzę. Macie wolne. Udajcie się gdzie chcecie. Hybernusie, Ty zaś przygotuj im pokoje. Dziewczyna śpi w lewym skrzydle, a chłopak w prawym. Totalusie, pojedź do króla i powiedz, że dotarliście bezpiecznie. Możesz wziąć pegaza.
— Robi się- mężczyźni odezwali się jedno głośnie i odeszli każdy w swoją stronę.
— Teraz Wy. Wchodzicie razem. Dyrektor czeka i ucieszy się na wasz widok. Chodźcie.
Eliza oraz Arek poszli za nieznajomym.
Idąc Eliza podziwiała obrazy. Jedne przedstawiały bajkowe zwierzęta, drugie malownicze krajobrazy zaś trzecie postacie w czarnych tunikach. Wszystkie dzieła umieszczone były w złotych ramkach.
Arek widział posągi z białego marmuru, niebieskiego i zielonego na rzeźbionych ręcznie kolumienkach z kamienia. Przedstawiały one głowy ludzi, pomniejszone zwierzęta, których nie ma w ich świecie oraz ludzkie sylwetki bez głowy lub razem z nią.
Szeroki korytarz prowadził obok kolejnych tajemniczych pomieszczeń. Na jego końcu znajdowały się schody. Lecz nie były zwyczajne… O nie… umieszczone w wieży przemieszczały się.
— Na piętrze pierwszym i drugim znajdują się sale lekcyjne- Powiedział mężczyzna odwracając się w stronę Elizy- Trzecie piętro to jadalnia. Czwarte oraz piąte pokoje nauczycielskie. Dyrekcja i cały zarząd mieści się pod poddaszem. Piętro szóste.
Schody przemieściły się na parter.
Teraz weszli na nie i uniosły się. Wznieśli się pod samo sklepienie.
Arek spojrzał w dół. Zobaczył tam granatową podłogę chociaż jak patrzył dosłownie minutę temu miała kolor jasno niebieski i błyszczała niczym diament.
Schody zatrzymały się. Mężczyzna poprowadził ich na ławeczkę a sam wszedł do gabinetu poprzedzając swoje działanie pukaniem.
— Już zaczynam żałować, że się tu wybrałem- Powiedział Arek.
— Boisz się? — Zdziwiła się Eliza
— Raczej majaczę. Wiesz co mówić kiedy wejdziemy?
— Nie. Ty pewnie też nie masz planu. Arek. Nie rozumiem Twojej niechęci albo strachu…
— Przygody nie są dla mnie. Tam miałem znajomych, rodzinę… Ojciec, który mnie wykorzystywał… Trudno mi o tym mówić w tym momencie. Nie jestem taki jak Ty Eliza. Nie jestem odważny, nauka mi nie wychodzi… Zawsze coś schrzanię.
— Nawet tak nie mów. Lubię Ciebie i coś czuję… Nie wiem co to… Myślę, że…
Mężczyzna wyszedł z gabinetu i poproszono ich.
Weszli.
Gabinet dyrektora był ozdobiony jedynym wielkim obrazem przedstawiającym smutnego klowna. Na ścianie wisiał jeszcze plan lekcji różnych klas sprzed trzynastu lat. Przy okrągłym oknie stała szklana szafa w której znajdowały się plakietki z imionami oraz nazwiskami różnych ludzi.
W okno te wpatrzony był mężczyzna tęgiego pokroju o słonecznej cerze i siwych włosach ubrany w ciemno niebieski garnitur.
Nagle obrócił się i jego zielone oczy zawiesiły się na Arku.
Chłopak rozejrzał się wokół.
— Dobrze, że jesteście- Powiedział mężczyzna- Nazywam się Nor Gut i jestem dyrektorem tej szkoły.
— Ale po co to wszystko? — Spytał Arek-Dlaczego nas tu ściągnęliście? Przygody nie są w moim stylu. Nauka też nie jest po mojej stronie.
— Widzisz drogi chłopcze… Jako jedyni posiadacie wielką moc. Świat leży teraz w waszych rękach, a ja zrobię wszystko aby wyszkolić was jak najlepiej.
— Czy w takim razie musimy pokonać zło z którym większość nie dała sobie rady?
— Trafnie- Zauważył dyrektor- Zanim przejdziemy do kontynuacji tego tematu miną trzy lata nauki. Przed wami czas… Najważniejszy okres w waszym życiu. Zanim jednak zadasz kolejne pytanie odpowiedz sobie szczerze na moje. Czy w swoim życiu czuliście, że jesteście inni? Czy ludzie was akceptowali? Znacie sens swojego życia? Priorytety? I w końcu, co chcecie zmienić? Co osiągnąć?
Zapadła cisza.
Arek starał słuchać się głosu rozsądku, który mówił… Wołał go… Namawiał do rezygnacji.
Dyrektor przerwał tą wewnętrzną bitwę:
— Czasem… Warto posłuchać głosu serca Chłopcze… Bo rozum… Gubi się w rzeczywistościach…
— Arek- Eliza odezwała się wreszcie- Przestań, proszę. Nie wiem czemu, ale wyczuwam to… Wewnętrzna walka jest zła. Wykańcza człowieka psychicznie i powoduje zgon.
— Dziewczyna ma rację- Potwierdził dyrektor- Masz obok siebie pełno… Zaufaj nam. Miłość zawsze wygra. Zaś zgon możesz zaliczyć w niespodziewanej chwili.
Znowu cisza.
Arek przestał walczyć sam z sobą i uśmiechnął się.
— Znam odpowiedź- Powiedział po kilku minutach.
— Odpowiedź zachowaj. Trzymaj ją jako sekret i dowód na zobaczenie zmian- Poradził dyrektor- W mojej szkole jest coś takiego jak inicjacja. Przechodzi ją każdy kto zna jedno zaklęcie i potrafi je użyć. Wiem, że jest coraz mniej czasu do ceremonii dlatego mimo materiału, który musicie przerobić osobiście was go nauczę. Będziemy się uczyć w soboty oraz niedziele. Cały dzień dopóki nie wykujecie go na pamięć.
— A czy to aby bezpieczne? Przecież nie mamy tych całych magicznych patyków- Zwątpił Arek.
— Różdżki są potrzebne do starych zaklęć. Te jednak przechodzą w nowsze wersje i stają się nie tylko poręczne, ale też bezpieczniejsze. Starsi czarodzieje korzystają z nich lecz tracą więcej siły niż młodsi i nie jest to spowodowane wiekiem. Człowiek uczy się przez całe życie… Czarodzieje i magowie nie. Uczyć się będziecie we dwójkę. Nikt więcej. Plan dla was gotowy jest od tygodnia. Jutro zaczynacie w sali tu na piętrze szóstym. Czerwone drzwi. Godzina ósma pierwsze zajęcia. I jeszcze coś. Osobne pokoje. Chłopcy w prawym skrzydle, dziewczyny w lewym. Numer sto trzy jest dla Ciebie Arku, a dwieście pięć dla Elizy. Chcę jeszcze porozmawiać z Tobą- Dyrektor zwrócił się do Elizy- A Ty Arek możesz iść się przebrać do sali. Odprowadzi Was Hukra, najlepsza nauczycielka od języków zwierząt. Swoją drogą będziecie się z nią uczyć.
Arek wyszedł z gabinetu dyrektora i pierwszą osobą na jaką trafił była niewysoka kobieta o brąz włosach sięgających do szyi i niebieskich oczach.
— Ty pewnie jesteś nowy- Oznajmiła z uśmiechem na twarzy- Dużo mówiło się w ostatnich czasach o wielkim czarodzieju. Miło mi poznać. Nazywam się Hukra i jestem nauczycielem.
— Co to… Co oznacza szkoła magii? — Spytał Arek- Nigdy nie czytałem książek o waszym świecie. Ojciec mi nie pozwalał czytać.
— Tu jest inaczej niż u ludzi. Czas mija swobodnie. Chodź, zaprowadzę Ciebie do Twojego pokoju. Obiad o czternastej.
Arek poszedł za nauczycielką.
Poczekali chwilę na schody i zjechali na parter. Tam przeszli korytarzem prawie do końca i skręcili w lewo. Po przejściu przez zaokrąglone miejsce na drzwi znaleźli się w prawym skrzydle. Następnie skierowali się ku wieży.
Schody piętrzyły się na trzy piętra.
Hukra zaczęła po nich wchodzić.
Arek liczył piętra i obliczył, że jego pokój mieści się na drugim nie licząc parteru.
Dalej Hukra poprowadziła go do samego końca korytarza i odwróciła się.
— Tu będzie Twoja kwatera. Lokatorzy też są na pierwszym roku- Powiedziała i otworzyła pokój.
— Lokatorzy? — Zdziwił się Arek.
— Trzech innych chłopaków. Na pewno polubicie się.
— Brzmi jak akademik.
— Tu uczniowie mieszkają na czas nauki. Równo trzy lata. Potem droga wolna. Nad wejściem wisi zegar. Czternasta obiad. Ubierz mundurek. Leży na Twoim łóżku. Pobudka o piątej, a gaszenie świateł o dwudziestej. Jadalnia jest na trzecim piętrze. Śniadanie o szóstej trzydzieści, kolacja o osiemnastej. Resztę przedstawi wam jutro nauczyciel prowadzący. Pamiętaj aby się nie spóźnić. Do zobaczenia.
— Miłego- Hukra odwróciła się i odeszła z powrotem.
Arek wszedł do pokoju. Najpierw rozejrzał się.
W pokoju znajdowały się cztery łóżka przy ścianach. Od lewej strony między nimi mieściły się drzwi. Naprzeciwko nich stała szafa z czterema półkami na kluczyk. Jeden umieszczony był w lewej górnej.
Arek patrzył dalej. Zauważył, że na jednym z łózek, dokładnie tym po jego prawej stronie leżało ubranie. Niebieska tunika z kapturem i białym paskiem oraz czyste czarne buty na żółte sznurówki.
Arek przebrał się w czyste ubranie i schował swoje wcześniejsze do półki w której znalazł torbę z podręcznikami do pierwszej klasy magicznej. Wyjął ją i położył obok łóżka. Zamknął szafkę a klucz włożył do torby.
Następnie wszedł za tajemnicze drzwi.
Znajdowała się tu toaleta i prysznic.
Arek wrócił do pokoju i spojrzał na zegar.
Dochodziła trzynasta trzydzieści.
Postanowił zobaczyć widok za oknem. Podszedł do niego.
Arek widział polanę za murem obronnym oraz las rozciągający się w oddali.
Zachwycił się tym widokiem i westchnął.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i do środka wszedł chłopak o blond włosach, złocistych oczach z torbą na ramieniu. Za nim pojawił się drugi rozweselony o ciemnej karnacji skórze, błyszczącym wzroku i niebieskich włosach z długim do łopatek końskim ogonem. Trzecim chłopcem był Chińczyk.
— Ha! Dobry kawał Arti- Powiedział chińczyk- Kogo my tu mamy? Nowy? — Zwrócił się do Arka.
— Tak- Przyznał Arek.
— Pozwól, że nas sobie przedstawię. Jestem Rocky. Ten w kucem to Arti, a trzeci Mert. A jak Ty masz na imię?
— Arek. Ponoć mam wielką moc.
— Tylko nad nią panuj. Nie chcemy jeszcze umrzeć, co nie chłopaki?
— Jasne- Odezwał się Arti.
— Zaraz obiad. Siadasz z nami? Mamy dwa wolne miejsca- Zaproponował Ricky.
— Spytam się Elizy gdzie siada i o ile nie będzie dla was problemu to może uda mi się ją przekonać aby usiadła z nami.
— Nikt nie przyjmie jej do swojego stolika. Zostały dwa. Nasz i pusty. Pechowy. Ten kto tam siada wylatuje w drugim półroczu. Taka tam legenda- Rzekł Mert- Idziemy?
Chłopcy wyszli z pokoju i skierowali się ku schodom do jadalni.
Przed nimi Arek zobaczył Elizę w różowej tunice. Podszedł do niej przeciskając się przez innych uczniów.
— Cześć- Powiedział lekkomyślnie. Eliza odwróciła się.
— Jak lokatorzy? — Spytała.
— W porządku- Odpowiedział Arek i zaproponował- Usiądziesz z nami?
— W sumie nie wiedziałam z kim. Oczywiście- Eliza uśmiechnęła się. Arek to odwzajemnił.
— Jak u dyrektora?
— Dobrze. Powiedział mi o kimś coś ważnego. Tajemnica dla Ciebie- Weszli na schody- Dalej będziesz narzekać na życie? — To pytanie zaskoczyło Arka.
— Ojciec… — Zaczął Arek- Kiedyś opowiem Tobie moją historię od samego początku. Jeśli zechcesz. Po prostu z ojcem nie mam zbyt dobrych relacji. Wieczne zakazy, rozkazy, zero spokoju i cały czas wdeptywany pod ziemię. Dodatkowo kary za nic. Ty pewnie miałaś lepiej.
— O czym mówisz Arku? — Zdziwiła się Eliza- Nie miałam tak źle jak Ty, ale ciężko pracowałam. Pieniądze dostawałam od babci. Mama i tata rozwiedli się gdy miałam osiem lat. To nie temat na dzisiaj. W oczach rodziców jestem nikim. Sama wypracowałam sobie to co osiągnęłam. W naszej szkole wszyscy widzieli mnie jako bogatą egoistkę. Tak chciałam. Ale po nauce pracowałam do późna u bogatych ludzi. Sprzątałam, gotowałam, wyprowadzałam zwierzęta… Robiłam to aby wzbić się w oczach kogoś na kim mi zależy.
Teraz wchodzili do jadalni, która miała mnóstwo stolików i jeszcze więcej krzeseł. Na jej końcu stał podłużny stół na podeście. Okna wychodziły na cztery strony. U góry sklepienie przypominało czyste niebo z tysiącem jasnych gwiazd.
Arek rozejrzał się po sali i zobaczył jak lokatorzy machają do niego.
— Są tam- Oznajmił i ruszył w kierunku ich stolika. Eliza poszła za nim.
Kiedy podeszli do stolika Arek odsunął krzesło dla Elizy.
— Więc to jest drugi wielki mag… — Zaczął z zamyśleniem Mert- Miło nam poznać.
— To Mert, Arti i Rocky- Przedstawił chłopaków Arek- A to moja przyjaciółka Eliza.
— Witam- Odezwała się Eliza.
— Za chwilę przemówienie dyrekcji. Zawsze jak jest coś ważnego dyrektor podnosi głos. Ostatnio informował o waszym przybyciu. Teraz pewnie was przedstawi- Powiedział Arti.
W sali zapadła cisza.
Do jadalni wszedł dyrektor z innymi ludźmi.
Usiedli zaś Nor Gut odchrząknął.
— Witam wszystkich tu zebranych- Zaczął- Dzisiaj mam okazję przedstawić dawno wyczekiwanych uczniów. Są nowi i mają specjalne nauczanie. Przed nimi stoi ważny cel- Podniosły się oklaski- A teraz rzeczy mniej przyjemne. W naszym gronie pojawił się nowy nauczyciel od historii magii. Powitajcie Pana Alura- Nauczyciel wstał i zapadła cisza- To wszystko z ogłoszeń. Smacznego- Dyrektor usiadł.Rozdział 3
Na stolikach pojawiły się talerze z kotletem wieprzowym polanym sosem koperkowym oraz młode ziemniaczki z surówką wiosenną.
— Smacznego- Rzekł Rocky. Reszta kiwnęła głową.
— Skoro mamy tutaj wybranych… — Zaczął Mert-… To spotkanie w bibliotece.
— Za wcześnie- Powiedział Arti- Przed inicjacją nas nie wpuszczą. Już próbowałem.
— Ja tu jestem przypadkowo- Wtrącił się Arek- Jakaś nauka w zamku. Też mi coś.
— Arek… — Eliza oburzyła się- Mógłbyś tak nie mówić?
— Jak to przecież prawda. Nie prosiłem się tutaj.
— To nie ma teraz sensu- Zauważył Mert- Jesteśmy w szkole magii. Tu nie liczy się nic prócz nauki.
— Wmawiaj to sobie dalej- Arek upierał się przy swoim- Nie powinno mnie tu być.
— Po trzech latach zrobisz co zechcesz. Teraz są inne priorytety.
Wszyscy wstali.
— No to koniec posiłku- Rzekł Rocky- Pora na odrobienie zadań i czas wolny. Tak jak w tygodniu. Sala spotkań jest na parterze. Jeśli chcecie o czymś porozmawiać to tam. Po korytarzu kręcą się nauczyciele- Wstał.
Mert i Arti zrobili to samo i poszli w stronę schodów jak reszta uczniów.
Na sali zostali tylko Arek oraz Eliza.
— Więcej tego nie mów. Proszę Ciebie- Zaczęła Eliza- Ranisz mnie tym.
— Jak nie prosiłem aby mnie tu przywieźli.
— Ja też nie. Chcę abyśmy przeszli przez to razem.
— Przestań na chwilę mówić i skup się na moich słowach- Poprosił Arek.
— Dobrze.
— W szkole… Przez ostatnie dwa lata nauki nie wiedziałem jak to wyrazić. Czuję coś. Lubię Ciebie Elizo. W większym słowa znaczeniu. Może nie jest to odpowiedni czas. Nowe otoczenie, ludzie i sytuacje…
— Arku. Ja… Też mam to uczucie. Ale przyjaciółka? Serio?
— A co miałem wymyślić? Powiedziałem prawdę.
— Może lepiej… — Eliza zamilkła.
— Zostaniesz moją?… — Arek zaciął się.
— Tak- Eliza zgodziła się i uśmiechnęła.
— To od teraz jesteśmy parą? — Dopytał dla pewności Arek.
— Na to wygląda.
— W takim razie spotykamy się na lekcjach. Może polubię zmiany jakie serwuje mi świat.
Arek wstał i chwycił Elizę za rękę.
Poszli razem w stronę schodów.
A czekając na nie Eliza przytuliła się do Arka.
Zjechali na parter. Po dojściu do końca korytarza pożegnali się.
Eliza odeszła w kierunku swojego pokoju zaś Arek patrzył na nią jeszcze dobrą chwilę i ruszył do kwatery.
Stanął przed drzwiami z myślą, że nie może tego schrzanić.
Wszedł.
— Plan masz na łóżku- Powiedział Arti znad zeszytów.
Arek podziękował za informację i usiadł na łóżku biorąc w dłonie kartkę papieru.
Zerknął na nią.
Jego plan na wtorek pisał się tak:
8:00- 8:55 historia zielarstwa, Erida
9:00- 9:55 historia magii, Alur
10:00- 10:35 lekcja zbierania energii, Amon
10:45- 11:35 podstawy magii, Nor Gut
11:40- 13:30 szermierka, Dell
14:50- 16:50 mowa zwierząt, Hukra
Plan powtarzał się przez cały tydzień. W Sobotę i niedzielę też był jednolity:
10:00- 13:30 podstawy magii, Nor Gut
15:00- 16:30 magia rozszerzona, Nor Gut
„Super” — Pomyślał Arek- „Ciekawe jak będą wyglądać zajęcia”.
— Arti? — Zaczął Arek.
— Słucham- Chłopak podniósł nos znad książki.
— Jak wyglądają zajęcia z dyrektorem?
— Nigdy z nim nie miałem. Raczej nikt nie miał, a czemu pytasz?
— Mam z nim podstawy magii oraz magię rozszerzoną.
— Magia rozszerzona z tego co wiem rozpoczyna się w drugim roku- Powiedział Mert.
— Tak czy inaczej mam z dyrektorem. A na czym polega szermierka?
— W pierwszej klasie też jej nie ma- Zauważył Rocky.
— Pokaż plan- Arti wstał, wziął kartkę i powiedział- Nie kłamie. Magia rozszerzona i szermierka. Ma jeszcze mowę zwierząt. U nas zaczyna się chyba w drugim semestrze. I mamy mniej lekcji oraz dłuższe przerwy. Chłopie. Naprawdę jesteście wyjątkowi- Oddał kartkę i wrócił do swoich zajęć.
Arek wstał, a następnie podszedł do okna.
Wpatrzył się w nie dłużej niż poprzednio i zauważył małą chatkę na skraju lasu.
Otarł oczy, ale chatka dalej stała na swoim miejscu.
Arek powrócił na swoje łóżko i siedział wgapiony w zegar.
Czas tykał.
Tik-Tak, tik-tak, tik-tak…
Wydawało się, że mijają wieki. W końcu Arti odłożył książkę, poszedł do toalety i wyszedł z pokoju. Po kolejnych minutach to samo zrobił Rocky.
Mert też zakończył naukę i spytał:
— Będziesz tak siedzieć samotnie?
— A co mam do roboty?
— Przeszedłbyś się na tyły zamku. Chodzi tam dużo uczniów.
— A biblioteka? Wspominaliście coś o niej przy obiedzie.
— Jest na tyłach. Ale nie wpuszczają przed inicjacją. Jest też sala z grami. Szachy, warcaby, chińczyk. Wybierz co chcesz.
— A dokładnie co znajduje się w bibliotece?
— Arek, Ty na serio? Nikomu nie udało się tam dostać przed próbą. Odpuść.
— Nie. Lubię czytać. Z chęcią dowiedziałbym się więcej o największym czarodzieju.
— Przemyśl to dobrze. Lepiej poczekać. Te akta nie są dostępne dla wszystkich. To sprawa numer dwa. O nim jest rozdział w podręczniku od historii magii.
— Tylko, że prawda jest nieodkryta do końca. Jeżeli mam tu zostać muszę to wiedzieć.
— Rób co chcesz. Ja mam czyste sumienie. Cześć.
Mert wyszedł z pokoju.
Arek został jeszcze chwilę przy oknie. Potem wyszedł.
Poszedł w kierunku wieży ze schodami. Skręcił jednak kawałek przed nimi i wrócił do pokoju.
Będąc w środku wziął prysznic.
Kiedy ubrał się ponownie i spojrzał na zegar. Dochodziła pora kolacji.
Wyszedł z pokoju w ruszył w kierunku schodów.
Korytarz był zapełniony po brzegi. Schody przemieszczały się z parteru na trzecie piętro i odwrotnie w zawrotnym tempie.
Arek nie mógł wypatrzeć Elizy.
Kiedy korytarz stał się prawie pusty wyszła przez drzwi na końcu wieży.
Podszedł do niej.
— Kolacja. Idziesz? — Spytał.
Eliza zostawiła to bez komentarza uśmiechając się słabo. Zaczęła iść ku schodom.
Arek ruszył za nią.
Na schodach chwycił ją za dłoń.
Przytulili się.
— Jutro szkoła- Powiedziała Eliza patrząc w oczy Arka.
— Nie myśl o tym teraz- Poradził chłopak- Śniadanie i na lekcje. A póki co zjedz i odpocznij. Ostatnia doba była wykańczająca.
— Dobrze rycerzyku.
Weszli na jadalnię i usiedli na swoich miejscach.
Nagle gwar ustał i zapadła cisza.
Do sali wszedł dyrektor. Usiadł.
Na stolikach pojawiły się talerze z gotowymi kanapkami oraz kubek ciepłego koziego mleka.
Arek zanim zaczął jeść patrzył przez chwilę na Elizę. Nie wiedział o co jej chodzi. Przecież kochała się uczyć. A przynajmniej dostawała same piątki.
Po zakończonym posiłku milczał podobnie jak ona. Za to Arti, Mert oraz Rocky prowadzili udaną rozmowę.
Kiedy wszyscy zaczęli opuszczać jadalnię Arek pochwycił rękę i spytał:
— Co się dzieje?
— Nic- Zaprzeczyła Eliza i spuściła głowę.
— Przecież widzę. Nie ma sensu tego ukrywać.
— Wiem gdzie biblioteka, ale nie chcą mnie tam wpuścić.
— To nie powód do smutnych dni.
— Nie. Masz całkowitą rację lecz zobaczyłam coś.
— To Twoja tajemnica? — Zdziwił się Arek.
— Najpierw pozwól abym sama spróbowała dowiedzieć się co to było. Dobrze?
Nikogo już nie było w sali.
— Jak chcesz- Odparł bez zrozumienia Arek- Tylko nie pozwól, by to coś zraniło moją księżniczkę. Obiecaj.
— Dobrze. Nie pozwolę.
Wstała i odeszła.
Chłopak patrzył za nią do momentu w którym zniknęła za drzwiami.
Został sam.
Powoli zaczął wstawać, ale męski głos kazał mu usiąść z powrotem.
Nie zrobił tego. W zamian ruszył na schody.
Drzwi zamknęły się w tej samej sekundzie gdy noga Arka znalazła się za ostatnim stolikiem.
— Magiczne miejsca takie jak biblioteka zawsze skrywają swoje sekrety- Szeptał głos- Są dwa sposoby na dostanie się w miejsce docelowe. Jeden z nich potrzebuje poświęcenia.
Arek szarpnął za klamkę. Na próżno. Drzwi stały zamknięte.
— Miłość i współpraca- Kontynuował- Jedno nie wyklucza drugiego. Nauka magii rozszerzonej jest trudna. Wielcy czarodzieje zaginęli kiedy byli potrzebni. Od tych słów zaczyna się amnezja historii a jedyną drogą do poznania mrocznej tajemnicy jest pieczęć.
Głos ucichł.
Chłopak szarpnął raz jeszcze drzwiami.
Otworzyły się.
Przestraszony wrócił do pokoju i zamknął gwałtownie drzwi.
— Co się dzieje? — Zapytał zaniepokojony Arti- Wszystko w porządku?
— Głos. Męski głos w jadalni- Sapał Arek.
— Tu nie straszy- Powiedział opanowany Mert- Lepiej idź spać.
— I to zrobię. A kto rano budzi?
— Nikt. Raczej co- Zadał retoryczne pytanie- Zobaczysz jak przyjdzie czas pobudki.
— Ach… No dobra. Dzięki za wyjaśnienia.
Arek rozebrał się do majtek i położył w łóżku.
Sen nie miał zamiaru go brać w swoje objęcia.
Kiedy nagle…
Chłopak zasnął twardym snem.
Rano obudził go nagły rozbłysk białego rażącego światła.
Usiadł i przetarł oczy.
Koledzy z pokoju właśnie wstawali.
— Co to było? — Spytał i zaczął się ubierać.
— Nasza pobudka. Mówiłem, zobaczysz- Mert uśmiechnął się.
— A jaki plan na dzisiaj?
— Śniadanie i szkoła. Następnie obiad i odrabianie lekcji. Czas wolny, kolacja i do pokoju- Odpowiedział zdziwiony Arti- Aha, Rocky… Pamiętasz o dzisiejszym sprawdzianie?
— Mi nie potrzeba dużo czasu na naukę. Zaś historię lubię. Podstawy magii też jest ciekawym przedmiotem. Kartkówka w piątek. Nie zapomnijcie- przypomniał Rocky.
Arek pościelił łóżko i poszedł umyć zęby. Stanął przed lustrem i wtedy…
Ujrzał twarz.
Zobaczył chłopaka o spalonej skórze bez jednego oka i spróchniałymi zębami. W oczodole świeciła pustka, śmierć oraz kilka robaków. Uśmiechał się z bólem.
Arek odskoczył i przetarł oczy.
Twarz dalej tam była.
— Wszystko zaczyna się pod opieką… Ten nauczyciel skrywa tajemnicę… Strzeż się go. Pod żadnym pozorem nie ujawniaj swoich prawdziwych zamiarów… Ten mag jest zły. Uważaj na pieczęć. Skrywa więcej niż chcesz się dowiedzieć.
Postać zniknęła, a Arkowi waliło serce.
Kiedy skończył myć zęby usiadł na swoim łóżku.
Przestraszone oczy mówiły same za siebie.
W głowie chłopaka pojawiła się myśl- Czy Eliza wie o tym? Jeśli nie to… Czy warto ją niepokoić? Przecież to tylko głupie zwidy.
Jednak druga strona podpowiadała, że tak nie jest. Że to co zobaczył w lustrze i o czym usłyszał to ostrzeżenie. Ale miała za małą siłę przebicia żeby Arek ją wysłuchał i zrozumiał.
W końcu nadeszła godzina na śniadanie. Chłopak zabrał torbę i wyszedł razem ze współlokatorami do jadalni.
Tym razem nie czekał na Elizę, która siedziała już przy stoliku.
Rozpoczęło się śniadanie.
Na talerzu każdego z uczniów znajdowały się kanapki a w kubku kawa inka. Eliza i Arek mieli zupełnie co innego. Dostali czarną kawę oraz karkówkę z grilla obok świeżej jeszcze gorącej bułki z masłem.
Spojrzeli po sobie i po innych. Zdziwieni, oraz zaskoczeni uśmiechnęli się do siebie i zaczęli posiłek. Po jego zakończeniu wstali i nie czekając na znak wyszli z jadalni.
— Widziałeś co miała reszta. Prawda? — Spytała nadal zdziwiona Eliza przy schodach.
— Kanapki. Normalne śniadanie.
— A my?
— Mięso z grilla, czarną kawę… Do czego dążysz?
— Bo wczoraj jedliśmy jak inni.
— I co z tego? — Arek starał się zakończyć temat.
Weszli na schody.
— Co z tego? Mamy dopiero po siedemnaście lat. Ta kawa była mocna. Ktoś o nas dba.
— Dyrektor mówił, że jesteśmy jedyną deską ratunku dla królestwa.
— A jednak czasami słuchasz?
— Zawsze słucham- Odparł Arek uśmiechając się.
Weszli na szóste piętro.
— A teraz szukajmy odpowiednich drzwi- Dodał.
— Sala nie jest problemem. Znasz nasz plan?
Poszli wolno korytarzem.
— Z dyrektorem mamy magię. Rozszerzoną…
— I podstawę. Zdążyłam zapamiętać. Tylko imion nauczycieli nie. Z czasem je pojmę.
— To chyba tu- Arek pokazał na czerwone drzwi.
Obok nich pod ścianą stała ławeczka na dwie osoby.
Usiedli.Rozdział 8
1
Dziewczyna znajdowała się w szkole do której uczęszczała za czasów podstawówki.
Wszystko wyglądało identycznie.
Drzwi od sal stały otwarte, zielone ściany zdawały się rozumieć każde położenie i ruch ucznia. Lampy żarowe biły swoim przygasłym światłem.
Eliza stała przy stacji radiowej do której wejście mieli tylko najstarsi uczniowie, czyli osoby, które operowały całą machiną muzyczną.
Zwykle tą bardzo ważną rolę dawano trzem osobom z ostatniej klasy.
Na przerwach panowała miła atmosfera przy muzyce klasycznej lub bluesie. Teraz jednak panowała grobowa cisza.
Dziewczyna poszła wolno w kierunku pokoju nauczycielskiego, ale w pewnej sekundzie zauważyła jak korytarz wydłuża się. Przystanęła. Z oddali zobaczyła postać kobiety, która równym krokiem podchodziła coraz bliżej.
— Elizo!… Elizo kochanie!… — Postać starała się przekrzyczeć ciszę.
— Mama? — Zdziwiona Eliza podeszła bliżej.
Kobieta przystanęła.
— Czas na naukę, której ja Tobie nie zagwarantuję, ale musisz poznać sekret do końca. Uważaj na siebie! Nie przyjmuj daru! Zabierz tylko talizman! Dar przyciągnie niebezpieczne sytuacje! Jeżeli go przyjmiesz to klątwa przeniesie się na Ciebie!
Kobieta zniknęła waz z obrazem. Zapadła chwilowa ciemność.
2
Eliza obudziła się ze słowami na ustach:
— Mama? Mamo! Nie odchodź!
Niestety sen powoli się zacierał.
Dziewczyna podeszła do okna i zastała tam wschodzące słońce- Nie poddam się- Pomyślała i w tym samym czasie ujrzała obraz tajemniczych drzwi.
Do pokoju zapukała Majmi.
— Wejdź- Rzekła spokojnie w zamyśleniu Eliza.
— Co chcesz zjeść? — Zapytała w progu Majmi- Jesteś moim gościem i chcę zadbać o to co jestem w stanie.
— Wędzoną pierś z indyka, ale sama sobie przygotuję. Wiem jak.
— W takim razie zapraszam do kuchni- Majmi uśmiechnęła się i zamknęła drzwi.
Eliza została sama. Do jej głowy przyszedł pomysł aby przypiąć miecz po wstępnych oględzinach.
Wyjęła go z pochwy.
Rękojeść drewniana zdobiona czarnymi egipskimi znakami zakończona od jednej strony kamieniem szlachetnym podobnym do nieoszlifowanego rubinu, a z drugiej srebrnym błyszczącym i ostrym ostrzem, które mieniło się złotem w blasku pierwszych promieni słońca.
Schowała go i odłożyła na łóżko. Zajęła się rzeczą bardziej estetyczną. Wyobraziła sobie ubiór prawdziwej poszukiwaczki przygód, który widziała kiedyś w gazecie.
I na posłaniu pojawiły się ciemne kowbojskie spodnie z paskiem ze skóry krokodyla, biała bluza z długim rękawem zakończona falbankami, kamizelka z krowiej skóry na guziki oraz kapelusz taki jak nosili na dzikim zachodzie z pawim piórem. Przed łóżkiem stały wysokie ciężkie buty ze skóry konia.
Ubrała się, a wcześniejsze ciuchy schowała do komody.
Teraz dopiero założyła miecz i wyszła z pokoju.
Schodząc do kuchni myślała tylko o Arku.
— Widzę, że ciuchy są unikalne- Pochwaliła Majmi- To dobrze świadczy o człowieku, a jeszcze bardziej o kimś wielkim. Chcesz zjeść?
— Masz talizman-Eliza nie wahała się przy tych słowach.
— Tak. Mam go. Skąd wiesz? — Zdziwiła się Majmi.
— Ufam snom. Nic innego nie przyjmę. Talizman bez darów.
— Konkrety… Widzę, że nie przebierasz w zachciankach. Nie mogę Ciebie nauczyć tego co potrafię, bo sama będziesz o tym wiedzieć w swoim czasie. Zjesz?
— Odpuszczę. Nie jadłam prawie dobę, ale wytrzymam.
— Jak chcesz- Majmi spochmurniała- Talizman to naszyjnik wieczności. Leży w skrzyni. Ta zaś zakopana jest w lesie za domem przy wodzie. Znajdziesz też księgę zaklęć mistrza z jego różdżką.
— To jest ta cała darowizna?
— Przedmioty są zaklęte. Nie wiem, czy mają dobrą moc. Talizman jest na pewno szczęśliwy, a reszta?… Trudno powiedzieć. Nie korzystałam i nie mam pojęcia.
— To idę. Masz jakąś mapę? — Dopytała Eliza.
— Nie. Idź w lewo. Kamień z ALFĄ to miejsce skrzyni.
— Dziękuję- Odwróciła się.
— I nie zapomnij łopaty. Leży w piwnicy przy drzwiach zamkniętych na zaklęcie.
— Coś jeszcze?
— Powodzenia.
— Aha- burknęła pod nosem dziewczyna i wyszła z kuchni.
Zaczęły się poszukiwania schodów do piwnicy. Szybko okazało się, że mieszczą się naprzeciw głównego wejścia.
Eliza otworzyła drzwi i zapaliła małe światełko. Zrobiło się jaśniej i trochę przyjemniej.
Teraz zeszła w dół i zobaczyła na wprost zamknięte drzwi, a przy nich złotą łopatę. Podeszła bliżej i biorąc ją przypatrzyła się przejściu. Drzwi mieniły się w różnych odcieniach fioletu i różu.
Odeszła czym prędzej w chwili zobaczenia szkieletu w ciemnościach. Zamknęła piwnicę.
Według rad poszła w lewą stronę domu brzegiem wody. Kawałek dalej od budynku natrafiła na kamień ze znakiem Gamma.
Chyba dobrze poszłam- Pomyślała i weszła do lasku. Idąc dalej zobaczyła tabliczkę z napisem: Tu nic nie ma.
Upewniło ją to, że idzie w dobrym kierunku. Kolejnym znakiem było przyczepione ostrzeżenie, że zbliża się do bagien. I wtedy wyszła na mokradła. Jej noga natrafiła na grząski grunt i mało brakowało aby but został na miejscu.
— Tu nie znajdę ALFY- powiedziała sama do siebie cicho z wyrzutem błędów- Nie tędy droga.
Wyjęła nogę z bagna i zawróciła. Czas do domku pokonała szybciej znając drogę.
Tym razem udała się brzegiem na drugą stronę domu i po krótkiej podróży dotarła do tabliczki głoszącej: Kamień ALFA w głąb lasu przy wielkiej sekwoi liczącej ponad trzy i pół tysiąca lat.
Weszła w las.
Idąc czuła ciszę miejsca. Była tak nieznośna, że odgłosy kroków wyczuwało się z ponad trzystu metrów.
Oddech miarowy i spokojny (na pozór) krył niepokój, który Eliza żywiła do Arka.
Ptaki śpiewały skrzeczącą melodię przerywając kroki. Z każdym kolejnym dziewczyna czuła się mniej pewnie i stawała się bardziej spostrzegawcza i wyczulona na wszystko wokół. Rozpraszał ją nawet szelest resztek liści opadających na ziemię z pomocą lekkiego mruczącego zimowego wiatru, a każdy własny ruch budził strach. Lęk, że ktoś idzie jej śladami.
Tracąc resztki oporu przed tajemnicą lasu Elizę ucieszyło samo zobaczenie kamienia porośniętego mchem. Podeszła bliżej i wyrwała porosty z płaskiej strony głazu.
Na jej nieszczęście nie była to jeszcze ta skała. Pisała jednak zagadkę, którą dziewczyna przeczytała na głos:
— Tam gdzie leżą moczary znajduje się stary krzyż. Kto to go odnajdzie i przeczyta dalszą instrukcję otrzyma mapę do…
Tu tekst urywał się i zaczynały zadrapania na tyle duże, że nie możne było czytać dalej.
Eliza patrzyła przez kilka minut na kamień, a kiedy odwróciła się do dalszej drogi wypatrzyła kawałek pustego pola z grubym starym pniem- Sekwoja- Pomyślała i zanim ruszyła wypowiedziała bez świadomości:
— ALFA.
Nie minęło pięć minut i znalazła się na polanie.
Pień był naprawdę gruby. Gdyby wyliczyć jego średnicę miałaby ona osiemdziesiąt siedem metrów. Kora nosiła ślady zarosłych dawno zadrapań, przypaleń i wyschniętej krwi.
Eliza zaczęła obchodzić drzewo dookoła i im bardziej w lewo się posuwała tym ślady na pniu były coraz świeższe, a polana z jasno zielonej przechodziła przez żółtą aby w końcu zamienić się w ziemię nieużytkową, a następnie w czerwony piach.