- W empik go
Piegowate opowiadania - ebook
Piegowate opowiadania - ebook
Trzecia książka o przygodach przedszkolaka Tomka, znanego z „Opowiadań dla przedszkolaków” i „Opowiadań z piaskownicy”. Pełne ciepłego humoru opowiadania o rezolutnym chłopcu, dla którego codzienne życie w rodzinie i w przedszkolu jest pełne niezwykłych przygód i odkryć. Interesujące może być obserwowanie muchy chodzącej po szybie, jak i wymyślanie niezwykłych wynalazków, a wyścig z kolegami do drzwi przedszkola może być bardziej pasjonujący niż lekcja karate. Szkoda tylko, że dorośli nie zawsze to rozumieją…
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7551-286-1 |
Rozmiar pliku: | 4,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jedzie taka na gapę i jeszcze się awanturuje – pomyślałem. A przecież tam, u góry, jest uchylone okienko. Gdyby miała więcej oleju w głowie, już dawno by tamtędy wyleciała. No, ale ile oleju może zmieścić się w takiej małej główce? – zastanawiałem się.
A mucha przestała się wreszcie miotać i trochę się uspokoiła. Wygładziła sobie skrzydełka, a potem pomachała łapkami nad głową i chyba się przyczesała. Nie spuszczałem muchy z oka, więc dobrze widziałem, jak na chwilę lekko przykucnęła i zrobiła małą, czarną kropkę. Tak po prostu, jakby nigdy nic, na samym środku szyby. Od razu pomyślałem, że to jest najfajniejsza mucha, jaką znam. A tak w ogóle, to skąd wiadomo, że to jest mucha? Im dłużej jej się przyglądałem, tym bardziej byłem pewien, że to jest much. Mucha, jak to dziewczyna, bałaby się jeździć na gapę, nie próbowałaby wybić głową szyby i nie zrobiłaby znienacka takiej kropki. To musi być chłopak, czyli much.
– Cześć, jestem Tomek – przedstawiłem się wreszcie.
– Bzzz, bzzz – bzyknął much i kiedy chciałem mu powiedzieć o tym okienku u góry, oderwał się od szyby i zaczął latać po autobusie, jakby czegoś szukał.
No i znalazł – drożdżówkę z serem. Owinięta w papier, leżała w torbie na zakupy na kolanach jakiejś pani. Much wlazł do środka przez małą szparkę i niemal słyszałem, jak chrupie i mlaska. Dwa przystanki dalej wyszedł. Był jeszcze grubszy i bardzo z siebie zadowolony, a na brzuchu miał cukier puder. Wiem, jak się czuł, bo ja też uwielbiam drożdżówki z serem. Chciałem mu o tym powiedzieć, gdy nagle mama złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
– Tomek, pospiesz się, wysiadamy.
– A nie moglibyśmy pojechać jeszcze kawałek? – spytałem, ale mama nie chciała o tym słyszeć i popychała mnie w kierunku drzwi.
Nie zdążyłem nawet pożegnać się z muchem. Za to, gdy już wysiedliśmy, zobaczyłem go, jak wierzga za szybą.
– Pa, pa. – Kiwnąłem mu ręką i mógłbym przysiąc, że much to zobaczył i bzyknął coś na pożegnanie.
– Komu pomachałeś? – spytała mama.
– Koledze. Jest tam za szybą, taki mały, czarny. – Pokazałem palcem mucha. – Kręcił się koło nas w autobusie i jadł drożdżówkę – dodałem.
– Coś takiego! Ja nikogo nie zauważyłam. – Mama ze zdziwieniem spojrzała na odjeżdżający z przystanku autobus.
A ja pomyślałem, że nawet gdyby much usiadł mamie na czubku nosa, to i tak nie zgadłaby, że to właśnie z nim przed chwilą się zaprzyjaźniłem.Jak ja lubię moją babcię. Babcia nie złości się, kiedy na spacerze spotkam stonogę i oglądam ją sobie ze wszystkich stron. Pomaga mi nawet policzyć jej malutkie nóżki, no chyba że stonoga zwinie się w rogalik, to wtedy idziemy dalej. Babcia pozwala mi mieszać kijem błoto w kałuży i rozumie, że przy tym muszą się trochę zachlapać moje kalosze w delfinki, a nawet nogawki spodni. Mało kto z dorosłych to rozumie.
– Moja babcia jest najlepsza na świecie – powiedziałem, krusząc w misce herbatniki. Bo tego dnia robiliśmy w przedszkolu różne pyszności.
– No nie wiem – pokręcił głową Kuba, który ucierał masło z cukrem. – Moja potrafi sobie wkładać i wyjmować zęby. Poza tym opowiada mi bajki i może bez końca popychać huśtawkę, a jak nie mam z kim pograć w piłkę, to staje na bramce i broni nawet rzuty karne.
– A moja jest okropnie silna i dużo większa od twojej – zauważyłem nie bez dumy. – Zdziwiłbyś się, jak szybko potrafi biegać. Gdy jadę rowerkiem przez park, zawsze pędzi tuż za mną. Jak się wreszcie zatrzymam, to zaraz z wielkiej torby wyciąga dla mnie soczek z rurką. W tej torbie nosi też kanapki, batoniki, chusteczki, plasterki w żółwiki, mój nowy gwizdek, sweterek (gdyby się ochłodziło), czapkę z daszkiem (na wypadek upału), parasol i niebieską pelerynkę (bo może padać), kocyk (gdybym chciał usiąść), łopatkę do piasku, moje ulubione autko (to, które nie mieści się w kieszonce spodni), pieniążki na lody i książeczkę o dinozaurach, która zawsze może się przydać. Nie wiem, gdzie to wszystko noszą te babcie, które chodzą na spacery z małymi torebkami.
Kuba też nie wiedział, ale nie chciał być gorszy, więc zapytał:
– A znasz kogoś, kto poszedłby do kina trzy razy na ten sam film?
– Nie – przyznałem.
– No widzisz, a moja babcia ze mną poszła. Co prawda za drugim i trzecim razem przysnęła, ale w najgorszym momencie, kiedy niezwykle dzielna mysz walczyła z wrednym kocurem, budziłem babcię, mówiłem jej, żeby się nie bała i żeby ścisnęła mnie za rękę. Babcia ściskała, a potem wyjęła z torebki owocowego cukierka. Zanim odwinąłem go z papierka, kot leżał związany w klatce, mysz grała mu na nosie, a babcia znowu spała.
Po czymś takim musiałem przyznać, że babcia Kuby, choć mniejsza od mojej, też jest najlepsza na świecie. Zaraz potem do masła z cukrem wrzuciliśmy pokruszone herbatniki. Wymieszaliśmy wszystko dokładnie i tak jak pani kazała, zrobiliśmy z tej masy kulki. Na koniec obtaczaliśmy je w posiekanych orzechach albo w kokosowych wiórkach.
Kosztowaliśmy co chwila, żeby sprawdzić, czy na pewno są dobre. Były. Najładniejsze kulki mogliśmy zabrać do domu. Od razu wiedziałem, że te z białymi wiórkami dam babci, bo ona lubi kokos. Po drodze spróbowałem jeszcze, jak smakują dwie orzechowe i trzy kokosowe, ale resztę doniosłem. Babcia zjadła swoje kulki i chwaliła mnie do wieczora. Niestety, potem zrobiła na kolację okropny omlet ze szpinakiem. Ale i tak ją lubię.