- promocja
- W empik go
Piekielna królowa. Tom 2 - ebook
Piekielna królowa. Tom 2 - ebook
Potwory nie rodzą się same, ktoś je tworzy...
Letha zdążyła już przyzwyczaić się do życia na Czerwonym Dworze. Znalazła wspólny język z Aidanem, który robi wszystko, aby ją chronić. Książę powoli staje się dla niej kimś ważnym. Niestety to, że królowa powierzyła Lecie zadanie zabicia go, nie pomaga w rozwijaniu narzeczeńskiej relacji.
Kłamstwa i tajemnice powodują u dziewczyny coraz większe wyrzuty sumienia. Letha musi wybierać między zachowaniem człowieczeństwa a spełnieniem obowiązku wobec kraju. Z każdym dniem coraz bardziej się przekonuje, że w oczach Yenisei jej kiełkujące uczucie do Aidana czyni ją zdrajczynią. Kiedy najmniej się tego spodziewa, na Czerwonym Dworze pojawiają się kolejne problemy, które tym razem nie dotyczą tylko jej.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-8297-2 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1
Zieloni atakowali z każdej strony. Byli wszędzie. Kiedy z krzykiem wybiegli z lasu, Aidan rzucił Kennethowi znaczące spojrzenie, a przyjaciel zrozumiał go bez słów. Zanim książę wyciągnął miecz, poczuł, że ostrze przeciwnika rozdziera mu skórę w okolicy klatki piersiowej. Inferno próbował odpędzić Zielonych i wierzgał kopytami, co nie ułatwiało jego panu walki. Aidan położył dłoń na rękojeści miecza i w tym samym momencie został ściągnięty z konia przez czyjeś ręce. Upadł na ziemię, co zwiększyło krwotok, i instynktownie obrócił się na plecy. W miejscu, w którym przed chwilą była jego głowa, wylądował topór wroga. Aidan chwycił za miecz i jednym ciosem sprawił, że ciało mężczyzny, który go zaatakował, opadło na ziemię obok niego.
Próbował się podnieść, ale nagły ból w prawej łopatce chwilowo go sparaliżował. Obejrzał się za siebie. Zielony wyciągał sztylet z jego pleców. Aidan krzyknął i mimowolnie ponownie osunął się na ziemię. Wróg dobył miecza i uniósł go nad głowę, żeby dobić swoją ofiarę. Zamachnął się. Aidan szerzej otworzył oczy. Kiedy ostrze błysnęło w słońcu, Inferno stanął dęba przed swoim panem. Kopytami przewrócił Zielonego na ziemię. Stanął na jego brzuchu, a mężczyzna wydał z siebie ostatnie tchnienie. Koń okrążał Aidana, chroniąc go przed ciosami. Książę słyszał jego rżenie, które zwierzę wydawało w obawie o życie swojego jedynego przyjaciela.
Aidan czuł pieczenie w ranie na plecach. Na tyle, na ile pozwoliły mu obrażenia, uniósł się i rozejrzał dookoła. Czerwoni walczyli o życie, a Zieloni wybijali ich jednego po drugim. Książę zauważył, że większość z nich nie była nawet żołnierzami. Zabijali tym, co mieli pod ręką: toporami, młotkami, a nawet widłami.
Zacisnął dłoń na ziemi, którą poczuł między palcami. Przeniósł wzrok na błękitne niebo. Zastanawiał się, czy tak wygląda śmierć na polu bitwy. Miał wrażenie, że zasypia. Gdzieś w oddali słyszał odgłosy walki. Ziemia wibrowała od kopyt Inferna i zmagań setek mężczyzn. Już miał zamknąć oczy, ale zanim to zrobił, zobaczył twarz Yenisei. Wpatrywała się w niego zupełnie tak, jak podczas ich pierwszego spotkania. Obserwowała go uważnie swoimi bystrymi błękitnymi oczami. Znał ten wzrok. Chciała mu powiedzieć, że jest dość silny, aby przeżyć. Zdał sobie sprawę z tego, że jeśli nie wróci, zginą oboje. A na to nie mógł pozwolić. Nigdy nie pociągnie Yenisei za sobą do piekła, w którym od dawna czekało na niego miejsce.
Pomimo bólu obrócił się na bok i wsparł na lewej dłoni. Inferno jakby czytał w jego myślach. Schylił się, a Aidan chwycił za wodze i z trudem zajął miejsce w siodle. Wyjął miecz z pochwy i przełożył go do lewej dłoni. Na prawym nadgarstku, którego najmniejszy ruch sprawiał mu ból, oplótł wodze. Nachylił się do ucha Inferna i poklepał konia po szyi.
– Nie pozwól nam umrzeć – szepnął i obaj ruszyli w środek toczącej się bitwy.
Letha siedziała sztywno przy stole. Usiłowała sprawiać wrażenie, jakby jadła stojące przed nią potrawy. Kątem oka widziała, że Domhan wlewa w siebie kolejny kielich wina. Zrobiło się jej niedobrze na samą myśl, że król się upijał, podczas gdy jego syn i żołnierze walczyli o życie.
Siedząca naprzeciwko niej Rose grzebała widelcem w talerzu. Letha wbiła w nią wzrok pełen troski. Zielona podniosła na nią oczy. Letha dała jej do zrozumienia, że powinna teraz jeść za siebie i za dziecko. Rose zrozumiała jej przekaz i wsadziła do buzi kawałek pieczonego mięsa. Letha posłała jej prawie niewidoczny uśmiech. Elfka odpowiedziała Niebieskiej tym samym. Jedyne, co im zostało, to wspierać się w tym całym szaleństwie.
Letha zdecydowała, że nie powie Rose, co się z nią stanie, jeśli Aidan naprawdę zginął z rąk Zielonych. To mogłoby źle wpłynąć na stan przyjaciółki. Rose miała dosyć swoich zmartwień. Nie potrzebowała kolejnych. Letha uważała, że Domhan nie tknie swojej żony, przynajmniej do porodu, ale wolała dmuchać na zimne. Była gotowa błagać go o życie Rose. Obawiała się tylko, czego król będzie chciał od niej w zamian.
Cała trójka podniosła wzrok na drzwi do jadalni, które otworzyły się z hukiem. Do środka wbiegł szambelan. Po jego czole spływały kropelki potu. Był czerwony i zdyszany. Z trudem usiłował złapać oddech.
– Wrócili! – wrzasnął z przejęciem. – Nasi wrócili!
Domhan zerwał się z miejsca i szybkim krokiem opuścił salę. Letha wstała zaraz po nim i ruchem dłoni zatrzymała Rose. Zielona odłożyła sztućce.
– Zostań. Sprawdzę, kto wrócił.
Rose pokręciła głową i się podniosła.
– Ty nie rozumiesz. Muszę iść. – Ton jej głosu był pewny, a zarazem proszący.
Letha nie miała serca zostawić jej tutaj samej. Wiedziała, że w pewien sposób królowej zależało na Aidanie, choć nie miała pewności, czy chodziło właśnie o niego. Może Rose chciała sprawdzić, jakie szkody wyrządzili Czerwonym jej rodacy? Letha nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Podeszła do Zielonej, chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą na dziedziniec. Kiedy znalazły się na zewnątrz, Rose zakryła usta dłonią. Letha wstrzymała oddech.
Widok rannych żołnierzy przyprawił ją o ciarki na skórze. Widziała skutki wojny już wcześniej, ale teraz była w samym środku wielkiego mordu. Wołający imiona swoich kobiet mężczyźni z rozerwanymi ciałami, oberwanymi kończynami i zakrwawionymi twarzami, jęki konających, konie rżące z cierpienia… To wszystko otaczało ją z każdej strony. Poczuła, że serce wali jej jak młotem. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu karego konia. Zdała sobie sprawę z tego, że nigdzie go nie było. Poczuła, że zaczyna brakować jej powietrza w płucach. Odwróciła się do Rose. Elfka miała łzy w oczach i trzymała się za brzuch. Letha wiedziała, że musi być twarda. Jeśli ona da upust emocjom, Rose rozsypie się na milion kawałków, których żadna z nich nie będzie w stanie poskładać.
Letha zrobiła dwa kroki w stronę przyjaciółki i wyciągnęła do niej dłonie. Obie zwróciły głowy w kierunku bramy, skąd dochodził stukot kopyt. Kilku żołnierzy krzyknęło w przypływie emocji. Inferno i ledwo utrzymujący się na jego grzbiecie Aidan przejechali po moście i znaleźli się na dziedzińcu. Chwilę później dołączył do nich Kenneth na swoim rumaku. Oficer miał głęboką ranę na brzuchu. Strażnicy podbiegli do Aidana i pomogli mu zsiąść z konia. Kennethem zajęli się lżej ranni żołnierze. Aidan ledwo trzymał się na nogach. Gwardziści zarzucili sobie jego ramiona na szyje i powoli poprowadzili go w stronę zamku.
Letha w ostatniej chwili się powstrzymała, żeby nie podbiec do narzeczonego. Chciała pomóc strażnikom go prowadzić. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów. Była pewna, że nie widział jej w tłumie, ale on lekko uniósł głowę. Sącząca się z niej stróżka krwi zlepiała jego włosy. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały. Wtedy Letha obiecała sobie, że już nigdy nie ostrzeże Yenisei o kolejnej bitwie. Nawet gdyby miało ją to kosztować życie.
Aidan syczał z bólu, kiedy medyk zszywał mu głęboką ranę, ciągnącą się od szyi do górnych żeber. Jego myśli krążyły od Kennetha do Yenisei. W ostatniej chwili zauważył ją na dziedzińcu. Wydawała się przejęta, a on miał nadzieję, że pod jego nieobecność nic jej się nie stało. Sam najlepiej wiedział, do czego był zdolny jego ojciec. Gniew wywołany przegraną w Zielonym Królestwie mógł popchnąć Domhana do wszystkiego. Władca nie przejął się stanem syna. Rozkazał mu stawić się u siebie po opatrzeniu ran. Aidan przeczuwał, że szykuje się kolejna awantura – tym razem z powodu rozczarowania, które przyniósł ojcu.
Książę wiedział, że Kennetha zabrano do skrzydła leczniczego, w którym przejdzie selekcję rannych i otrzyma pomoc. Martwiło go, że przyjaciel zostanie opatrzony dopiero po poważniej rannych żołnierzach. Na samą myśl o tym poczuł napad gniewu i z całej siły odepchnął od siebie medyka. Mężczyzna drżącymi dłońmi próbował ze sobą scalić wiszące kawałki jego skóry. Odepchnięty, upadł na ziemię i otworzył usta, żeby wyrazić swoje niezadowolenie. Wtedy drzwi się otworzyły i stanęła w nich Yenisei. Aidan rzucił w kierunku medyka pełne wściekłości spojrzenie.
– Wynoś się!
– Ale wasza wysokość…
– Wynoś się tam, gdzie cię potrzebują! – ryknął. Mężczyzna skulił się pod wpływem jego krzyku. – Znajdź Kennetha i dopilnuj, żeby został starannie opatrzony. W przeciwnym wypadku twoje ciało jeszcze dzisiaj stanie się obiadem dla kruków!
Medyk zerwał się na równe nogi. Wręczył Lecie bandaże i nici, które trzymał w rękach. Posłał jej pełne litości spojrzenie i wyszedł na korytarz. Letha odprowadziła go lekko zdezorientowanym wzrokiem. Strażnicy zamknęli za nim drzwi, tym samym zostawiając ją samą z wściekłym narzeczonym. Chciała mu powiedzieć, żeby pozwolił sobie pomóc. Wiedziała jednak, że gdyby to ona była na jego miejscu, też posłałaby medyka najpierw do Bradena, a nie do siebie.
Wciągnęła nosem powietrze. Klęknęła na podłodze za krzesłem, na którym siedział Aidan. Sięgnęła po przygotowaną przez medyka misę z wodą i jeszcze raz przemyła ranę. Aidan syknął i zagryzł zęby. Widziała, że dotknięcie mocno zanieczyszczonej rany sprawiło mu ból. Najdelikatniej jak umiała ścisnęła palcami dwa oddzielne płaty rozciętej skóry i zaczęła je ze sobą łączyć za pomocą nici. Schłodziła swoje dłonie mocą. Jej dotyk dawał księciu ukojenie, którego teraz bardzo potrzebował. Dziewczyna posługiwała się igłą lepiej niż niejeden nadworny medyk. Była delikatna, a przy tym szybka i dokładna.
Czuła się winna. Gdyby nie ona, Aidan byłby w dużo lepszym stanie. Z jego umiejętnościami bitewnymi wróciłby do domu bez jednego zadrapania.
Skończyła zszywać głębokie rozcięcie na plecach narzeczonego i mimowolnie przejechała po nim opuszkiem palca. Zatrzymała się na jego końcu, obok żeber. Przesunęła się i stanęła przed krzesłem. Podniosła wzrok na twarz mężczyzny. Obserwował każdy jej ruch. Poczuła, że ich oddechy jednocześnie przyśpieszyły. Zobaczyła w jego spojrzeniu coś na kształt ulgi i jednoczesnego uczucia wdzięczności. Nigdy wcześniej tego u niego nie dostrzegła. Nie mogła oderwać wzroku od błękitu jego oczu. Przez chwilę byli sami. W ciszy. W długo wyczekiwanym i ulotnym spokoju. Może gdyby tak wyglądało ich pierwsze spotkanie, szybciej zobaczyliby to, co widzieli teraz. Dwoje samotnych ludzi, dręczonych przez wyrzuty sumienia i skrywane tajemnice. W końcu odnaleźli w sobie podobieństwo, do którego żadne z nich nie chciało się przyznać.
Letha pierwsza spuściła wzrok. Zanurzyła w wodzie kolejne płótna, którymi chciała oczyścić okolice rany. Aidan nie mógł przestać na nią patrzeć. Widział, że coś się w niej zmieniło. Tak samo jak w nim. W jej obecności nie czuł już zdenerwowania, wręcz przeciwnie. Działała na niego kojąco, a jej towarzystwo zaczęło mu być potrzebne. Była ostatnią osobą, o której myślał, zanim zasypiał. To przerażało go najbardziej.
– Może mi nie uwierzysz – zaczęła niepewnie Letha – ale cieszę się, że wróciłeś. – Nie odważyła się spojrzeć mu w oczy. Pierwszy raz zdobyła się na takie wyznanie.
Odcisnęła z kawałka materiału wodę i podniosła się z miejsca. Ponownie stanęła za plecami Aidana. Był zbyt oszołomiony jej wyznaniem, żeby wydusić z siebie choć słowo. Poczuł pieczenie, kiedy Letha przejechała płótnem po okolicach rany, którą zadał mu sztylet jednego z Zielonych. Pomimo bólu odwrócił do niej głowę. Popatrzyła na niego kątem oka. Obawiała się, że była za mało delikatna albo że Aidan każe jej się wynosić jak medykowi.
– Wierzę – powiedział krótko. W tym jednym słowie było więcej emocji niż w wielu zdaniach, które do tej pory usłyszała.
Przez chwilę trwali w bezruchu. Jedyne źródło ich kontaktu stanowiły oczy. Byli jak nieznajomi, którzy zostali wpuszczeni do jednego pokoju, żeby mogli lepiej się poznać. Żadne z nich nie miało talentu do zawierania nowych znajomości, a już na pewno do wyrażania emocji przed kimś zupełnie obcym. Aidan nie chciał peszyć narzeczonej. Musiał zebrać myśli. Odwrócił głowę. Letha jeszcze kilka sekund wpatrywała się w jego kark, a potem znowu zajęła się jego plecami. Pod wpływem ciepłej wody rana zaczęła krwawić. Dziewczyna przygryzła dolną wargę na widok strużki krwi na plecach Aidana. Jednym ruchem zamroziła szkarłatną ciecz. Pamiętała, że krew Czerwonych była zbyt gorąca, by mogła ją powstrzymać cienka warstwa lodu. Musiała działać szybko i precyzyjnie.
Podeszła do kominka i sięgnęła po łopatkę do wygarniania popiołu. Rana była zbyt głęboka, żeby można ją było zostawić bez przypalenia. Aidan powędrował za nią wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem.
– Chyba cofnęliśmy się w czasie.
Letha spojrzała na trzymany w dłoni przedmiot. Jej twarz rozluźniła się w delikatnym uśmiechu.
– Chyba tak.
Aidan podniósł się i podszedł do niej wolnym, trochę niezgrabnym z powodu bólu krokiem. Wyjął z ręki Niebieskiej łopatkę i odłożył ją na miejsce. Stali tak blisko siebie, że dół sukni Lethy dotykał brudnych po bitwie spodni, które ciągle miał na sobie. Oczy dziewczyny śledziły każdy jego ruch. Aidan miał rację. Wrócili do nocy, podczas której uratowali sobie nawzajem życie.
– Sam to zrobię.
Na dźwięk słów narzeczonego Letha zmarszczyła brwi. Kiedy uniósł dłoń i położył ją sobie na łopatce, zrozumiała. Ręka Aidana zaczęła robić się czerwona jak rozgrzane węgle. Ze skóry pod nią uniósł się dym. Aidan zamknął oczy i zacisnął śnieżnobiałe zęby. Letha nie wiedziała, czy naprawdę był taki twardy. Może wstyd mu było okazać przed nią jakieś ludzkie odruchy? Obserwowała, jak sięga po czystą koszulę wiszącą na oparciu krzesła. Podeszła bliżej i pomogła mu włożyć w rękaw prawą rękę, w której czuł ból promieniujący od pleców.
– Dziękuję – powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszała. – Tylko dzięki tobie wróciłem żywy.
Letha posłała mu pytające spojrzenie. Świdrował ją wzrokiem.
– Dzięki mnie?
– Wszyscy wiemy, że bez mojej kontroli zrównałabyś ten zamek z ziemią – zażartował, a kąciki jego ust się uniosły.
Letha także zaśmiała się pod nosem. Dzięki temu małemu żartowi trochę się rozluźnili.
– Wiesz, że najchętniej zostałbym tu z tobą i… – Zawahał się, a ona nie próbowała mu przerywać. – … I opowiedział ci o tym wszystkim – dokończył. – Ale ojciec czeka na mnie w gabinecie. Oboje wiemy, jak bardzo tego nie lubi.
Letha pokiwała głową na znak, że rozumie, i wygładziła dół sukni.
– Oczywiście. Nikt z nas nie chce, żeby się wściekł.
Oboje wrócili do swoich codziennych humorów, ściągniętych twarzy i królewskich postaw. Zupełnie jakby kilku ostatnich sekund nigdy nie było. Letha zwróciła się w stronę drzwi, ale zatrzymał ją głos Aidana. Odwróciła się i spojrzała mu w oczy.
– Dziękuję, Yenisei. Naprawdę.
Pierwszy raz zwrócił się do niej po imieniu. Ale to imię, podobnie jak ona cała, było kłamstwem. Poczuła ukłucie w środku. Przynajmniej w tej kwestii chciała być z nim szczera. Była mu to winna. Szczególnie po tym, jak o mało przez nią nie zginął.
– Letha. Tak naprawdę mam na imię Letha – wyznała i poczuła na barkach o jeden ciężar mniej. – Yenisei to moje królewskie imię. Dla przyjaciół i rodziny jestem Letha. – Nie skłamała. Po prostu ubrała prawdę w słowa pasujące do sytuacji. – Ale zachowaj to dla siebie – poprosiła.
Aidan przyglądał się jej z zaciekawieniem. Widziała, że analizował wypowiedziane przez nią słowa. Nie czekając na jego reakcję, chwyciła za klamkę. Musiała zejść mu z oczu. Skarciła się w myślach za to, co właśnie zrobiła. To było tylko imię, ale Yenisei i Hali pewnie zrugałyby ją za taki przypływ szczerości.
– Letha lepiej do ciebie pasuje.
Zatrzymała się i obejrzała za siebie. Aidan schował dłonie do kieszeni spodni. Kiedy podniósł na nią wzrok, na jego twarzy było widać spokój.
– Dużo lepiej – powiedział. Posłał jej blady uśmiech, który sprawił, że i ona się uśmiechnęła.
Małymi krokami naprawdę zbliżali się do siebie. To tylko utrudniało jej wykonanie zadania.
Aidan nie tracił czasu na przebieranki. Od razu po wyjściu Lethy udał się do gabinetu Domhana. Musiał odpowiedzieć na wszystkie pytania i zarzuty, których ojciec pewnie miał więcej niż zwykle. Książę nienawidził tego, kim stawał się przed jego obliczem. Kimś niegodnym korony. Śmieciem, który nie zasługiwał na to, żeby zasiąść na tronie. Winnym wszystkich problemów w królestwie. Cieniem człowieka, którego o strach przyprawiał własny ojciec.
Podobno podczas narodzin ludzie mają tylko dwa wrodzone lęki: przed spadaniem i przed głośnymi dźwiękami. Można powiedzieć, że dziecko poza tymi dwoma wyjątkami jest wolne od strachu. Ale lęk i strach nie są tym samym. Lęk odczuwa się przed czymś, co nie stanowi zagrożenia. Strach – kiedy to zagrożenie jest śmiertelne.
Aidan miał wrażenie, że nigdy nie przechodził przez fazę lęku – w jego życiu zawsze był tylko strach. Najpierw o matkę, potem o siebie i Kennetha, a teraz o Lethę. Był skazany na wieczne zamartwianie się, przynajmniej dopóki żył Domhan. Czasami się zastanawiał, czy jego ciało nie spłonie wcześniej niż ciało jego ojca. Miał tylko nadzieję, że jeśli król kiedykolwiek postanowi go zabić, nie pociągnie za sobą do grobu nikogo innego.
Niezadowolenie Domhana z powodu przegranej bitwy wyczuł, kiedy tylko przekroczył bramy zamku. Choć gdyby przywieziono go na wozie, bez kończyn lub nieprzytomnego, ojciec i tak domagałby się wyjaśnień.
Aidan szedł pewnym krokiem w kierunku królewskiego skrzydła. Pomimo obaw, które kłębiły się w jego głowie, był gotowy na wszystko. Nie musiał martwić się tym, że Domhan pociągnie do odpowiedzialności kogoś jeszcze. Był księciem. To on wydał rozkaz do ataku na Zielonych i to on będzie musiał ponieść konsekwencje porażki. Żałował tylko, że nie mógł spędzić więcej czasu z Lethą. Kiedy zobaczył ją po powrocie, przypomniał sobie, że to dzięki niej wróciła mu chęć do walki z ojcem. Powoli uwalniał się od jego rządów, mimo że tamten zupełnie tego nie dostrzegał. Udało mu się powstrzymać ojca przed ukaraniem Lethy, uwolnił Brena, a teraz musiał tylko przekonać Domhana, że przegrana nie była jego winą. W zasadzie odniósł sukces. Chociaż z armii zostało tylko trzysta osób, pod jego dowództwem Czerwoni zabili więcej niż połowę atakujących ich Zielonych.
Pokonał schody kilkoma susami i zbliżył się do drzwi gabinetu. Strażnicy otworzyli je przed nim, zanim zdążył chwycić za klamkę. Wszedł do środka. Pomimo bólu, który odczuwał przy każdym ruchu, ukłonił się ojcu z udawanym szacunkiem. Domhan wbił w niego surowe spojrzenie. Siedział na krześle za biurkiem i podpierał głowę prawą dłonią. Wyglądał, jakby ta cała sytuacja go nudziła. I znając go od lat, Aidan mógłby przysiąc, że dokładnie tak było. Wezwał go tylko z potrzeby rozrywki. Syn był jego ulubionym obiektem kpin.
– Prawie tysiąc ludzi poszło do piachu – zaczął Domhan i sięgnął po kielich z winem.
Aidan popatrzył mu prosto w oczy. Nie miał sobie nic do zarzucenia, ale ojciec zawsze znalazł coś, do czego można było się przyczepić. Księcia nie zdziwiło, że Domhan nie zapytał o bandaże, które wystawały spod jego koszuli. Zdrowie i samopoczucie syna nigdy nie interesowały króla, no chyba że chodziło o ich zepsucie. W takich sytuacjach Domhan zawsze był ciekawy, czy jego plan się powiódł. Aidan doskonale pamiętał, jak po śmierci matki przychodził do niego tylko po to, żeby mu powiedzieć, jaki jest żałosny, bo ośmiela się płakać z tęsknoty za nią. – Prawdziwy mężczyzna nie roni łez – mówił Domhan. Od tamtej pory Aidan nigdy nie zapłakał.
– Za to trzystu wróciło do domu – odpowiedział.
Domhan zaśmiał się pod nosem i posłał synowi uśmiech pełen politowania.
– Wolałbym, żebyś zginął w walce, niż przegrał bitwę.
Aidan poczuł ukłucie żalu, które często towarzyszyło mu podczas rozmów z ojcem. Już dawno nauczył się ukrywać urazę, nie okazywać emocji i udawać, że słowa Domhana go nie ranią. Ale tak naprawdę każda kolejna obelga wyniszczała go jak śmiertelna choroba, z której nie mógł się wyleczyć.
– Prawie mi się to udało – odpowiedział. Z twarzy Domhana zniknął uśmiech. Zastąpił go grymas niezadowolenia.
– W każdym razie teraz to ja będę rządził Zielonymi.
Aidan otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Zieloni należeli do niego. To on prowadził ich gospodarkę, obniżył liczbę skazanych i nalegał, aby stacjonujące tam oddziały Czerwonych nie traktowały ludzi brutalnie. Poświęcał swój wolny czas na kontrole i rozwiązywanie konfliktów. Może nie był przez Zielonych postrzegany jako dobroczyńca i nigdy nie będzie – jako syn uzurpatora nie zasłużył przecież na ich zaufanie – ale bardzo się starał, aby wojna nie dotknęła ich tak mocno, jak chciał tego jego ojciec. Biali pod rządami Domhana mieli o wiele gorzej. To była wyłącznie wina króla, że zdecydowali się zaatakować zamek. Byli tak zdesperowani, że zabijali niewinnych ludzi. Wszystko po to, by uwolnić się od Domhana.
– Nie możesz tego zrobić. – Dopiero kiedy wypowiedział te słowa, zorientował się, jak ogromny błąd popełnił.
Domhan wstał i ruszył w jego kierunku. Wyciągnął dłoń i zanim Aidan zdążył zareagować, chwycił go za szyję. Z ciała księcia od razu zaczął wydobywać się dym. Czuć było odór spalonej skóry. Aidan krzyknął. Ale szybko zapanował nad bólem i zagryzł zęby. Widząc, że jego syn był zbyt twardy, aby zapewnić mu widowisko cierpienia, Domhan go puścił. Oparł się biodrami o blat biurka.
– Na pewno nie mogę? Gdybym chciał, to za błąd, który popełniłeś u Zielonych, mógłbym pozbawić cię tronu. Mam już kandydata na twoje miejsce.
Pomimo piekącego bólu Aidan utkwił w ojcu zdezorientowane spojrzenie. Nie rozumiał, o czym on mówił.
– Rose jest w ciąży. Wreszcie będę miał szansę wychować syna od początku tak, jak należy.
Aidan puścił kolejną obelgę mimo uszu. To nie on był teraz ważny. Doskonale wiedział, o czym mówił Domhan. Wiele razy słyszał, jak żałuje, że nie zrobił tego jego matce.
– Zabijesz ją – stwierdził.
Domhan zaśmiał się i klasnął w dłonie.
– Wreszcie zaczynasz myśleć jak prawdziwy władca. Może powinienem częściej przypalać ci skórę?
Aidan wpatrywał się w niego z niedowierzaniem i przerażeniem. Z całych sił próbował je ukryć. Strach był dla niego prywatnym uczuciem. Tylko on mógł o nim wiedzieć.
– Dziecko potrzebuje matki.
– Takiej jak twoja? To dzięki niej jesteś taki bezużyteczny i nawet lata treningów nie zrobiły z ciebie prawdziwego Czerwonego. Masz w sobie jej brudną niebieską krew. Może zielona okaże się lepsza.
Aidan nie odrywał wzroku od twarzy króla. Wyobrażał sobie, jak pewnego dnia sztylet, który ukrywał w bucie, ląduje w jego szyi. Jak Domhan patrzy mu wtedy w oczy. A on wreszcie mówi mu, jak bardzo go nienawidzi. Wiedział, że ten dzień kiedyś nastąpi.
– Moje dzieci też będą miały niebieską krew. I to podwójną.
– Na szczęście nie będą miały matki.
Aidan poczuł, że jego ciało sztywnieje. Serce zaczęło mu bić szybciej, zabierając resztki tlenu, które zostały w płucach. Nie miał zamiaru zabijać Lethy. Nawet wtedy, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy i dowiedział się o małżeństwie. Od tamtej pory była jego rodziną. Pomimo że w tamtej chwili tego nie chciał.
– Nie zabiję matki moich dzieci. – Ton jego głosu był zdecydowany i twardy.
Domhan uniósł brwi i wzruszył ramionami.
– Ja to zrobię. Jak tylko pojawi się twój pierwszy potomek.
– Powiedziałem, że jej nie zabiję. Chcę, żeby moje dzieci miały matkę. Poza tym ona pomoże mi rządzić.
Domhan zaśmiał się na cały głos. Dźwięk jego śmiechu przyprawił Aidana o dreszcze. Książę poczuł chłód, jakby zimowe powietrze owiało całe jego ciało. Król podszedł do niego i poklepał go po policzku, patrząc mu przy tym w oczy.
– To nie ty wydajesz tutaj rozkazy, synu. – Ostatnie słowo wypowiedział z wyraźnym obrzydzeniem. – Już teraz muszę bardzo się pilnować, żeby jej nie zabić. Widziałeś się z nią? Ma jeszcze ślady duszenia na szyi?
Aidan wstrzymał oddech i zacisnął pięści. Gdyby teraz zaatakował ojca, to nawet jeśli udałoby mu się go zranić, obezwładniłyby go straże. On i Letha zginęliby najpóźniej jutro rano.
– Wynoś się! – rzucił Domhan i upił kolejny łyk wina, którego zapachem przesiąkł już jego mundur.
Aidan ukłonił się i wyszedł z gabinetu. Dopiero na korytarzu przypomniał sobie o oddychaniu. Skręcił za róg i oparł się plecami o ścianę. Był w potrzasku. Musiał zrobić wszystko, żeby uratować narzeczoną. Nagle zmienił zdanie i zaczął się modlić, żeby ślub, na który tak czekał, w ogóle się nie odbył. Im dłużej on i Letha będą narzeczonymi, tym dłużej będzie mógł utrzymać ją przy życiu.
Letha podciągnęła kolana pod brodę i spojrzała na Hali. Dwórka siedziała na jednym z ozdobnych foteli koło kominka. Udawała, że czyta książkę, którą trzymała w dłoniach. Letha oparła głowę na kolanach i wypuściła powietrze nosem. Hali obserwowała każdy jej ruch. Przestała się z tym kryć już kilka dni temu. Letha zastanawiała się nad resztą sekretów, które Hali dzieliła z królową. Jaką rolę tak naprawdę odgrywała dwórka? Po tym, jak Letha dowiedziała się o umowie, czuła się bardziej ofiarą niż wojowniczką, na którą wykreowała ją Yenisei. Była pewna, że Shirridan nie miał pojęcia, na co tak naprawdę się naraziła. Yenisei karmiła ich tymi samymi kłamstwami. Letha była ciekawa, jaką bajkę królowa opowiedziała Kelvinowi. „Listy nie docierają, bo twoja siostra nie ma czasu do ciebie pisać”? Letha niemal słyszała wyniosły głos Yenisei i widziała, jak ta unosi głowę, okazując swoją wyższość.
Usłyszała pukanie. Wyprostowała się, ale Hali była szybsza. Rzuciła jej tylko przelotne spojrzenie i uchyliła drzwi na kilka centymetrów, nie pokazując Lecie, kto za nimi stoi. Pomimo ściszonego głosu nieznajomego Letha szybko się domyśliła, że to jeden ze strażników. Spuściła nogi na ziemię i wpatrywała się w plecy Hali. Widziała, że mężczyzna przekazał jej mały zwitek pergaminu. Hali zacisnęła pięść i schowała w niej liścik. Letha wstała. Nie miała zamiaru się poddać. Jeśli po jej powrocie do domu królowa zdecyduje, że ją zdradziła, nie będzie miała o co walczyć. Teraz jeszcze miała. Gdyby nie brać pod uwagę Domhana, to w jakimś sensie nadal była wolnym człowiekiem. Nie miała zamiaru pozwolić Hali sobą dyrygować. A już na pewno nie będzie tolerowała przechwytywania jej korespondencji. Wystarczyło, że Hali i Yenisei pozbawiły ją możliwości kontaktów z bratem.
Podeszła do dziewczyny od tyłu i zanim tamta zamknęła drzwi, wyrwała jej z dłoni pergamin. Może Hali uważała się za sprytną, ale to ona znała sztuki walki i umiała jak nikt wykiwać przeciwnika. Może nie była uwodzicielską, wysoko urodzoną dziewczyną z zamku, ale mieszkańcy Osady bili takie na głowę, jeśli chodziło o zaradność i spryt. Hali odwróciła się do niej i wyciągnęła ręce, żeby odebrać jej liścik. Letha cofnęła się kilka kroków i stanęła za jednym z foteli, żeby ograniczyć Hali dostęp do siebie. Zaczęła czytać wiadomość:
Czekam na Ciebie w stajni.
A.
Mimowolne się uśmiechnęła. Zanim Hali zdołała do niej podbiec, wrzuciła pergamin do kominka. Hali zacisnęła ze złości zęby, a Letha wyniośle się uśmiechnęła. Minęła ją, trącając przy tym ramię dwórki. Hali wydała z siebie pomruk niezadowolenia. Letha czuła na sobie jej wzrok. Kiedy dotknęła klamki, usłyszała śmiech. Odwróciła się i popatrzyła Hali w oczy.
– To od niego, prawda? Idziesz się z nim spotkać.
– Dodaj to do listy moich win. Będzie wam łatwiej oskarżyć mnie o zdradę. – Z twarzy Lethy nie schodził zawadiacki uśmiech, którym doprowadzała Hali do granic cierpliwości.
– Popełniasz błąd.
– Błędem było doniesienie na Aidana.
Zaskoczona Hali uniosła brwi i skrzyżowała ręce na piersiach. Wyglądała, jakby to ona była królową, przed którą Letha musiała się tłumaczyć. Dwórka coraz bardziej dawała jej odczuć, że była tylko sierotą z klasztoru.
– Radziłabym ci wrócić do wykonywania rozkazów albo…
– Albo co? Doniesiesz na mnie? Przecież robisz to codziennie. Obie dobrze wiemy, że nie złamałam żadnego rozkazu. Odmówiłam tylko sypiania z Aidanem w zamian za informacje dla Yenisei.
– Jej wysokości – poprawiła ją dwórka.
Letha zaśmiała się pod nosem. Hali zareagowała na to grymasem niezadowolenia. Na jej czole pojawiła się bruzda, która wprawiła Lethę w jeszcze większe rozbawienie.
– O ile pamiętam, to ja teraz jestem jej wysokością – powiedziała przez śmiech. – Poza tym nie mam zwyczaju używać takich form.
– Zapominasz się.
– A ty zapomniałaś o tym, że jeśli Aidan zginie, a Domhan zostanie moim mężem, to przy odrobinie szczęścia zabije cię bezboleśnie. – Letha wzruszyła ramionami, widząc konsternację na twarzy dwórki. – Nie wiedziałaś? Aidana mogłabym namówić, żeby pozwolił mi cię zatrzymać, ale Domhan sam wybierze dla mnie służbę. – Widziała, że z twarzy Hali powoli odpływa krew. – Jak widać, królowa okłamała nas obie. – Mrugnęła do niej i zniknęła za drzwiami.
Zbiegła po schodach. Zwolniła dopiero w głównym holu na widok służby, która zajmowała się czyszczeniem podłóg. Jako królowej nie wypadało jej biegać po zamkowych korytarzach. Uśmiechnęła się do pokojówek, które wykonywały rytmiczne ruchy szczotkami z końskiego włosia. Kobiety odwzajemniły uśmiech i zaczęły szeptać między sobą. Letha skręciła w kierunku krużganków, z których rozpościerał się widok na dziedziniec. Kilku chłopów z pobliskich wsi pomagało kuchcikom rozpakowywać nową dostawę warzyw. Niektórzy z nich pogwizdywali przy tym pod nosami. Letha rzuciła im szybkie spojrzenie. Ukłonili się jej z szacunkiem. Wiedziała, że robią to nie ze względu na strach, jak w przypadku Domhana, ale z sympatii i szacunku, na który tak naprawdę wcale nie zasługiwała. Przecież to ona podsunęła Yenisei pomysł posłużenia się ich biedą w zamian za zdradę ojczyzny. Żałowała, że to zrobiła. Na szczęście królowa jeszcze nie zaczęła wprowadzić w życie jej planu. Letha miała cichą nadzieję, że tego nie zrobi. Niebiescy mieli silną armię. Kilkoro Czerwonych niczego by nie zmieniło.
Letha minęła dziedziniec i skręciła w stronę stajni. Obejrzała się w obawie przed czającym się gdzieś von Brandtem. Kiedy się upewniła, że nikt jej nie obserwuje, otworzyła drewniane drzwi i weszła do środka.
Aidan głaskał Inferna. Na dźwięk otwieranych drzwi odwrócił się w ich kierunku. Coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy, który Letha widziała rano. Między oczami mężczyzny pojawiła się zmarszczka, którą za wszelką cenę starał się ukryć. Letha czuła, że czymś się martwił. Oczy księcia były zamglone. Kilka godzin temu wpatrywał się w nią z ciekawością, a może nawet z silnie hamowaną sympatią, której żadne z nich nie chciało jeszcze zdradzić. Podeszła bliżej. Zatrzymała się na widok dużego oparzenia z prawej strony jego szyi, którego nie zakrywał złocisty kołnierz kaftana. Widząc jej wzrok, Aidan postawił go i poruszył ramionami, żeby lepiej się ułożył.
– Będę wdzięczny, jeśli nie będziesz o to pytać.
Letha zrobiła krok w kierunku narzeczonego. Inferno zarżał na jej widok. Wyciągnęła dłoń do konia i pogładziła go po nosie, na co zwierzę zareagowało cichym chrupaniem. Podniosła wzrok na Aidana. Nad czymś się zastanawiał. Wiedziała, że poparzenie było zaledwie jedną z kar, które zastosował wobec niego ojciec. Zapewne nie najgorszą. Zaczynała czuć, że łączyło ich więcej, niż wcześniej myślała. Oboje byli w potrzasku, zmuszeni do rzeczy, których wcale nie mieli ochoty robić. Z każdym dniem i wybuchem Domhana coraz mniej dziwiło ją wcześniejsze zachowanie narzeczonego. Zabijał, bo musiał. Inaczej sam by zginął. Może nie uczestniczył w wojnie jak inni żołnierze, ale toczył własną.
– Nie mam zamiaru pytać, ale umiem słuchać.
Dostrzegła, że po tych słowach bruzda na jego czole powoli się wygładziła. Oparł się o drzwiczki do boksu obiema rękami i wziął głęboki wdech. Wiedziała, że potrzebował rozmowy. Nie mogła zastąpić mu Kennetha, ale mogła pomóc mu wyrzucić z siebie to, co go gryzło. Przynajmniej częściowo.
Aidan powędrował wzrokiem do jej twarzy. To, co powiedziała, go zaskoczyło. Dotychczas spotykał jedynie ludzi, którzy mieli wobec niego jakieś oczekiwania. Mniejsze, większe, ale zawsze obecne. Ona nie chciała od niego niczego. Dała mu znak, że może się jej zwierzyć. Mówiła szczerze. Widział to w sposobie, w jaki na niego patrzyła. Spojrzenie, z którego można było odczytać, że marzyła o jego śmierci, zniknęło. Zastąpił je spokojny, delikatny i pełen ciepła wzrok. Dzięki temu Aidan poczuł się nieco lepiej. Nie jak śmieć, książę czy oprawca, ale jak człowiek.
– Zabrał mi Zielonych – zaczął. – Wiem, że jestem mordercą i katem, ale zawsze się starałem, żeby wojna tak bardzo ich nie dotknęła. Ojciec pozbawi ich człowieczeństwa i życia, a to wszystko przez to, że byłem za mało uważny. – Starał się nie brzmieć jak ofiara, ale zdawał sobie sprawę z tego, że się nią stał.
Letha próbowała zachować spokój, lecz jej serce zatrzepotało, jakby chciało wyrwać się z piersi. To nie była wina Aidana, tylko jej. Doniosła Yenisei o ataku, żeby ratować Zielonych. Zamiast tego sprowadziła na nich jeszcze większe cierpienie. Już wcześniej się domyślała, że Aidan traktował Lud Ziemi dużo lepiej niż Domhan Białych. Wcale nie był katem, za którego się uważał. Był marionetką w rękach swojego ojca. Zupełnie jak ona w rękach Yenisei. Zawahała się. Po chwili wyciągnęła dłoń i dotknęła jego palców, zaciśniętych na drewnianych drzwiczkach.
– To nie twoja wina. Wiem, że te słowa ci nie pomogą, ale taka jest prawda. – Najchętniej powiedziałaby mu, że to ona ponosi winę, ale wiedziała, że zabiłby ją na miejscu.
Aidan spojrzał jej w oczy. Czuła, jak się wzdrygnął, kiedy go dotknęła. Do tej pory dotyk kojarzył mu się tylko z zapomnieniem, zwłaszcza kiedy wpadał w ramiona dam dworu, albo z przemocą. Letha nadała mu nowe znaczenie, którym był spokój.
– Pomogły – przyznał po chwili, a ona cofnęła dłoń i zaczęła ponownie głaskać konia.
Było jej trudno. To przez nią Aidan miał poparzoną szyję i odniósł rany w Zielonym Królestwie. Nie zasługiwała na to, żeby jej ufał, a jednak był tu z nią. Umieli ze sobą rozmawiać. Przez chwilę wyobraziła ich sobie jako małżeństwo. Może mieliby szansę być dobrymi władcami, porozumieć się dla dobra kraju. Może nawet by się im udało. Były tylko dwa poważne problemy: ona nie była królową, a on miał niedługo umrzeć. Codziennie go okłamywała, ale czuła, że takimi rozmowami chociaż trochę odkupi swoją duszę. Zanim go zabije.
– Uważam, że pomimo ran wyszedłeś z tego cało. – Spojrzała na jego plecy i uśmiechnęła się wymownie. – No, prawie.
Dostrzegła cień uśmiechu na jego twarzy. Spuścił wzrok i wziął głęboki wdech. Od dawna się tak nie czuł. Letha umiała go skłonić do nieznanych mu do tej pory zachowań. Kiedy tylko się pojawiła, poczuł, że coś się w nim zmieniło. Byłaby świetną partnerką i królową. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, by ojciec darował jej życie.
– Jak to jest?
Jej pytanie wyrwało go z zamyślenia.
– Na wojnie. Na takiej prawdziwej bitwie – dokończyła.
Aidan zastanowił się przez chwilę. Wyprostował się, a ona obserwowała każdy jego ruch. Była bystra. Widział, jak uważnie analizowała mimikę jego twarzy. Była jak nieufne zwierzę, gotowe do tego, żeby zaatakować. Żeby się bronić.
– Nie można tego opisać. To rzeź. Panuje tam istny chaos. Żołnierze machają bronią, jak popadnie. Niektórzy tracą zmysły, inni sami odbierają sobie życie. Wielu z nich taranuje się nawzajem, żeby uciec z pola bitwy.
Kiedy to mówił, Letha przypomniała sobie o atakach Czerwonych. Pojawiali się nagle i zabijali każdego, kto wszedł im w drogę. Palili statki i domy, w których chowali się ludzie.
Oparła się plecami o boks i skrzyżowała ręce na piersiach. Oboje przybrali takie same pozycje. Wyglądali raczej jak dyskutujący ze sobą dyplomaci niż para narzeczonych.
– Nie chcę, żeby to, co powiem, zabrzmiało jak oskarżenie, ale czuję, że teraz lepiej mnie zrozumiesz – powiedziała spokojnie.
Aidan spojrzał jej w oczy i kiwnął głową. Zaczynał mu się podobać sposób, w jaki ze sobą rozmawiali.
– Do podobnej rzezi doszło w moim mieście, kiedy twój ojciec atakami zmuszał mnie, żebym za ciebie wyszła.
Król zawsze szczędził mu informacji o Niebieskich. Nie lubił tego tematu. Planami o atakach nie podzielił się z nim tak samo jak wiadomością o małżeństwie. Aidan wiedział jednak, że jeśli taka kobieta jak Letha zgodziła się porzucić swoje życie, Domhan musiał zgotować jej ludziom piekło. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, do czego zdolny był jego ojciec.
– A ja nie chcę, byś pomyślała, że się usprawiedliwiam. Nie wiem, czy mi uwierzysz, ale gdyby to ode mnie zależało, tych ataków nigdy by nie było.
Bał się na nią spojrzeć. Uważał, że brzmiał żałośnie. Domhan zawsze mu powtarzał, że król nigdy nie przyznaje się do winy. On się przyznawał. W dodatku nie tylko do swojej.
– Wierzę.
Zdał sobie sprawę z tego, że odbyli już dzisiaj podobną rozmowę. W jego komnacie, kiedy Letha opatrywała mu rany. Odwrócił głowę w jej stronę. Chciał na nią spojrzeć. Ona patrzyła na niego pewnym i bystrym wzrokiem. Odkąd wzajemnie się uratowali, coś się między nimi zmieniło. Nadal nie ufali sobie nawzajem. Nie czuli nic, co mogłoby ich do siebie zbliżyć. A mimo to zaczęli zachowywać się jak partnerzy. Wciąż byli ostrożni. Oboje mieli dużo większe doświadczenie w walce niż w relacjach z ludźmi. Może właśnie to sprawiło, że popełniali tyle błędów. Aidan lubił porównywać ich w myślach do gór lodowych, nie tylko ze względu na moc, którą posiadali. Tworzyli wokół siebie grubą warstwę lodu, który powoli topniał, ukazując coraz więcej tego, co kryło się pod spodem.
– Rose jest w ciąży – powiedział spokojnie i tym samym przerwał ciszę, która wkradła się pomiędzy nich.
Zauważył, że po twarzy Lethy przemknął cień. Zupełnie jakby przypomniała sobie o czymś, o czym chciała zapomnieć.
– Wiem. Dowiedziałam się, kiedy… – Urwała w obawie, że powie kilka słów za dużo. Wolała, żeby nie wiedział o jej rozmowie z królem.
– Kiedy mój ojciec prawie cię udusił – dokończył za nią. Poczuła, że specjalnie zmienił temat. Chciał, żeby powiedziała mu coś więcej o tym, co się wydarzyło. – Nic ci nie zrobił?
Była zaskoczona tym, jak wiele troski usłyszała w głosie Aidana. Dla kogoś innego brzmiałby tak samo jak zwykle, ale ona umiała rozpoznać, że sposób, w jaki układał usta i kończył zdanie, oznaczał zmianę jego nastroju. Wydawał się prawdziwy. Na jego twarzy nie dostrzegała teraz maski, którą zakładał w obecności swojego ojca.
– Jak widać nie. Nadal jestem mu potrzebna.
– Powinnaś mi mówić o takich incydentach.
Letha wzruszyła ramionami i przesunęła stopą kilka źdźbeł siana. Aidan uśmiechnął się pod nosem. Była jak niepokorne dziecko, które na przekór całemu światu łamie każdą możliwą zasadę.
– Masz mnóstwo własnych problemów.
Podniosła na niego wzrok i posłała mu blady uśmiech, za którym ukrywała obawę przed jego ojcem. Nie zasłużyła na to, żeby stać się kolejną ofiarą jego terroru.
– Jakkolwiek to zabrzmi, największym i najważniejszym jesteś ty, dlatego wolałbym wiedzieć.
Rozbawiło ją, jak Aidan dobierał słowa. Mimo to zrozumiała, co miał na myśli. Traktował ją jak kogoś ważnego, ale nie chciała, żeby nadstawiał za nią karku. Domhan i tak wypatrywał każdej możliwej okazji, żeby mu dopiec, a ona dopiero co wysłała Aidana na pewną śmierć. Musiała mu to wynagrodzić. Nawet jeśli nie miał o niczym pojęcia.
Przez chwilę stali w milczeniu, a potem spojrzeli sobie nawzajem w oczy. Letha poczuła na ramionach dreszcz. Spojrzenie Aidana wywoływało w niej nieznane dotąd odczucia, których się bała. Zazwyczaj udawało jej się zagłuszać to, co czuła. W tym przypadku zwykła sympatia do kogoś, kto uratował jej życie, była silniejsza niż zdrowy rozsądek.