- nowość
- promocja
- W empik go
Piekielnie szczere - ebook
Piekielnie szczere - ebook
Autorki bestsellerowych powieści obyczajowych w poruszającej historii o siostrzanej miłości, która jest największym wsparciem w świecie pełnym kryzysów i niepewności.
Trzy siostry – Claudia, Anika i Sara – od dzieciństwa są sobie bliskie. Każda z nich mierzy się z innymi życiowymi problemami, ale z rodziną u boku mogą stawić czoła wszystkim wyzwaniom.
Claudia wyszła za mąż za księcia z bajki. Po latach jednak odkrywa, jak niewiele wie o swoim ukochanym, i zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że jest ofiarą przemocy. Anika, aktorka pracoholiczka, zaniedbuje dzieci i męża. Porzucona przez męża zostawia świat show-biznesu i otwiera kwiaciarnię, jednak trudno jej związać koniec z końcem. Najmłodsza Sara, która jest adoptowana, po wielu traumatycznych przeżyciach w domu dziecka nie potrafi otworzyć się na prawdziwą miłość.
Ich losy pokazują, że kobiety potrafią znaleźć w sobie ogromną siłę, by zawalczyć o siebie i swoje szczęście. Czasami jednak życie rzuca pod nogi kłody, których nie da się usunąć, a niektóre cele pozostają poza naszym zasięgiem – i to jest w porządku.
Piekielnie szczere to opowieść o dostrzeganiu wartości w drodze, którą wybieramy, i miłości najbliższych, która pozwala nam przetrwać nawet najtrudniejsze chwile.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68265-19-4 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przepraszam, czy mogłaby pani zaczekać w hali przylotów? – Pracownica lotniska zwróciła się do Claudii.
– Nie rozumiem. – Claudia była zdziwiona. Już nieraz leciała z Warszawy do Nicei i nikt jej nie zatrzymywał.
– Kapitan chciałby z panią porozmawiać – dodała kobieta płynną angielszczyzną.
– A w jakiej sprawie?
– Nie wiem. – Stewardesa o pięknych oczach w kształcie migdałów uśmiechnęła się szeroko.
Claudia zdziwiła się jeszcze bardziej, ale obiecała, że zaczeka. Nie spieszyło się jej. Pociąg do Monako miała za dwie i pół godziny.
Dla zabicia czasu sięgnęła po książkę Irvinga Stone’a, którą miała w torebce. Była to Pasja życia – biografia jednego z jej ulubionych artystów, opowiadająca o burzliwym życiu i twórczości Vincenta van Gogha.
„Czy nasze myśli zawsze się uzewnętrzniają? W naszej duszy może płonąć wielki ogień, a nikt nie przystanie, by się przy nim ogrzać. Przechodzień widzi tylko dym snujący się z komina i idzie dalej” – przeczytała.
Gdy podniosła wzrok znad książki, zobaczyła wysokiego na ponad metr dziewięćdziesiąt bruneta w mundurze pilota, który stał przy niej, uśmiechając się szeroko.
– Jestem Rafael – powiedział, a Claudia, nadal pod wrażeniem słów, które właśnie przeczytała, spojrzała na mężczyznę z zaciekawieniem.
– Ach, to pan kapitan.
– We własnej osobie.
Claudia włożyła zakładkę w książkę.
– Słucham pana. – Wstała z ławki.
– Chciałbym zaprosić panią na kawę.
– Tani podryw mnie nie interesuje.
– A gdyby to była tylko przyjacielska rozmowa?
– Znam mężczyzn i wiem, że nie zadawałbyś sobie tyle trudu, by ze mną przyjacielsko porozmawiać.
Wybuchnął śmiechem.
– Czułem, że mi się spodobasz.
– Nadinterpretacja faktów.
– A jednak.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
– Proszę wybaczyć moją bezpośredniość – Rafael uśmiechnął się przepraszająco – ale kiedy zobaczyłem cię na lotnisku w Warszawie, pomyślałem, że muszę cię poznać.
– Powinieneś zainwestować w bardziej oryginalny tekst na podryw – odparła Claudia z przekąsem.
– A więc ten nie działa? – zapytał z udawanym zdziwieniem, unosząc brwi.
– Powiedziałabym, że nie bardzo.
– Cóż, nigdy nie byłem dobry w takich sprawach. Zwykle polegam na swoim uroku osobistym.
– I mundurze pilota – dodała Claudia.
– Tego atutu też nie mogę lekceważyć – przyznał Rafael i się zaśmiał.
Claudia nie zdołała powstrzymać uśmiechu. Mężczyzna był przystojny i zabawny, z uroczymi dołeczkami w policzkach, a jego pewność siebie miała w sobie coś pociągającego.
– No dobrze, panie kapitanie – poddała się w końcu. – Może ta kawa jednak nie jest takim złym pomysłem.
– Świetnie! – Rafael się rozpromienił. – Znajdę najbliższą kawiarnię, a potem możemy wrócić do naszej „przyjacielskiej rozmowy”.
Claudia pokręciła głową, ale czuła, że ten dzień może okazać się bardziej interesujący, niż się spodziewała.
– Problem tylko w tym, że ja obecnie nie mieszkam we Francji.
– Zdradzisz zatem gdzie?
– W Monako.
Rafael uśmiechnął się szeroko.
– Przeznaczenie. Ja też. Chyba mamy wiele wspólnego. Naprawdę powinniśmy to uczcić kawą.
– Wygląda na to, że nie mam wyboru, kapitanie Rafaelu. – Claudia parsknęła już śmiechem. – Gdzie dokładnie mieszkasz w Monako? – dopytała.
– W okolicach Monte Carlo. Uwielbiam to miejsce za jego energię i piękne widoki. A ty?
– Wynajmuję z koleżankami mieszkanie w Fontvieille – odpowiedziała Claudia. – Jest trochę spokojniej, ale równie malowniczo. Skończyłam studia na International University of Monaco i teraz pracuję w jednym z lokalnych biur.
Rafael skinął głową.
– Fontvieille jest wspaniałe i cieszę się, że tam zamieszkałaś po studiach. Ja pochodzę z klanu de Villeneuve. Moja rodzina od pokoleń ma winnice i plantacje oliwek. Po śmierci ojca to matka przejęła zarządzanie majątkiem, a ja pomagam jej, gdy tylko mogę.
– To musi być wspaniałe posiadać takie dziedzictwo. – Claudia była pod wrażeniem.
– Częściej bywa to wymagające, ale daje też niezwykłą satysfakcję – przyznał Rafael. – Nasze winnice produkują jedne z najlepszych win w regionie, a oliwki z naszych plantacji są znane na całym świecie. Ale więcej opowiem ci przy kawie. Jeśli na mnie zaczekasz, odwiozę cię do Fontvieille.
Pokręciła głową.
– Daj mi swój numer, a ja zadzwonię i umówię się z tobą na przyjacielską rozmowę przy kawie. – Uśmiechnęła się szeroko.
Rafael podyktował jej kontakt do siebie, a ona zapisała go w telefonie.
– I jeszcze jedno.
– Tak?
– Mam chłopaka.
– Ale chyba nie zaprosisz go na naszą przyjacielską rozmowę?
– Nie. Mieszka w Warszawie.
– A my w Monako. – Puścił do niej oczko, a Claudia już wiedziała, że nie powinna w to wchodzić.
Ale i tak czuła podekscytowanie.ROZDZIAŁ 2
Anika siedziała na podłodze i płakała. Została sama. Jedyne, o czym teraz myślała, to jak odzyskać męża i dzieci. Miała w dupie cały ten show-biznes, któremu poświęciła spory kawał życia. Przez lata należała do tego świata pełnego blichtru i fałszu, gdzie każdy odgrywał swoje przedstawienie... Ludzie z zewnątrz myślą, że jesteś szczęśliwa, ale to gówno prawda. W pewnym momencie zatracasz siebie w tej maskaradzie pełnej fałszywych uśmiechów, sztucznych rozmów i układów. Bo w tej branży trzeba mieć układy, by wspiąć się na szczyty. Wiesz, ile procent aspirujących sław dochodzi na sam szczyt? Dziesięć. A pozostałe dziewięćdziesiąt procent żebrze o role i rólki, uczestniczy w castingach, a na eventy przychodzi po to, by być zauważonym przez rzesze gapiów. A ona? Ona wybiła się w odpowiednim czasie i straciła wszystko.
Łzy spływały jej po policzkach, a serce było ciężkie od bólu i rozczarowania. Wszyscy dostrzegali tylko fasadę – piękne suknie, luksusowe przyjęcia, błyszczące uśmiechy. Nikt nie wiedział, jak bardzo Anika była samotna wśród ludzi, którymi się otaczała. W tym tłumie zazdrośników. Bo w show-biznesie – który jest bardziej show niż biznesem – co drugi twój serdeczny znajomy z przyjemnością wbiłby ci nóż w plecy. Życie w świetle reflektorów odebrało Anice prywatność, spokój i prawdziwe relacje.
Anika długo próbowała zachować twarz i dzielnie odgrywała rolę perfekcyjnej żony, matki, celebrytki. Ale za kulisami jej życie rozpadało się na kawałki. Teraz, siedząc na zimnej podłodze, czuła, że nie ma już siły, by udawać. Była zmęczona kłamstwami i ściemnianiem. Chciała tylko jednego – spokoju i bezpieczeństwa dla siebie i swoich córek.
Dwa tygodnie temu jej mąż spakował się i odszedł. Nie, nie był złym ojcem ani złym mężem. Po prostu za długo znosił jej nieobecność, bo ona przecież robiła karierę.
– Dlaczego? – zapytała go, gdy stał w drzwiach z walizką w ręku.
– Nie było ciebie w naszym życiu – odpowiedział. W jego głosie wybrzmiała mieszanka smutku i ulgi. – Próbowałem to zrozumieć, wspierać cię, ale twoja kariera zawsze była na pierwszym miejscu.
I chociaż Anika starała się być dobrą matką, to jednak Filip poświęcał więcej czasu ich córeczkom. Był tym, który odprowadzał je do szkoły, pomagał z pracami domowymi, czytał bajki na dobranoc. On stał się niezmiennym elementem ich codzienności, podczas gdy ona, nieustannie w biegu, spędzała dnie na planie zdjęciowym, na spotkaniach, na czerwonych dywanach.
Anika czuła teraz ciężar tych wszystkich chwil, których nie spędziła z rodziną. Czuła się, jakby straciła coś nieodwracalnego. Patrząc na swoje córeczki, które spały obok, obiecała sobie, że wszystko się zmieni. Musiała znaleźć sposób, by odzyskać ich zaufanie i miłość, a przede wszystkim by być obecna w ich życiu.
– Zabierzesz mi je? – zapytała łamiącym się głosem, pełnym strachu i niepewności.
– Jezuuu, nie – odpowiedział Filip i głęboko westchnął. – Chcę tylko, żebyś się zmieniła. A może inaczej, nie zmieniła, tylko miała szansę je zrozumieć, poznać. One ciebie potrzebują. Będę wnioskował o opiekę naprzemienną.
Filip, jej Filip. Jej port, do którego zawsze mogła wrócić, odchodził od niej. Był jej opoką, jej skałą, na której mogła się opierać, gdy świat celebrytów stawał się zbyt chaotyczny i przytłaczający. Ale teraz ta skała się oddalała, a ona czuła, że traci grunt pod nogami.
– Ale ja chcę być lepsza, naprawdę... – zaczęła Anika, próbując powstrzymać łzy. – Rzucam show-biznes. Wiesz, ja tam nie byłam szczęśliwa...
– Czyżby?
– Chciałam, by nas było na wszystko stać.
– Anika, a ja z dziewczynkami tylko na ciebie czekaliśmy. Aż wrócisz z eventu, z planu, z kolacji z producentem.
– Nie byłam szczęśliwa. Sam wiesz, co się tam odpierdalało.
– Wiem...
Zamilkli na dłuższą chwilę.
– Co będzie z dziewczynkami? – szepnęła.
– Mówiłem, chcę opieki naprzemiennej. To da nam obojgu szansę, by być lepszymi rodzicami dla naszych córek. One zasługują na to, żeby mieć oboje rodziców, a nie tylko jednego, a drugiego w tle.
– Masz kogoś?
– Tak. – Spuścił głowę. Nie chciał sprawiać jej bólu.
– Kim ona jest?
– Anika, to nieważne.
– Jest ładniejsza? Młodsza? – Kobieta nagle wpadła w szał. Było jej przykro, smutno, i poczuła, że musi się dowiedzieć, co to za kobieta.
– Jest zwyczajna.
Odszedł, zostawił jej po sobie niekończące się potoki łez. Wyjechał z dziewczynkami nad morze, a ona miała się ogarnąć. Nie wiedziała tylko, jak to zrobić.
Sięgnęła po komórkę i wybrała numer.
– Cześć, Sara – zaczęła, gdy jej młodsza siostra odebrała. – Potrzebuję twojej pomocy.ROZDZIAŁ 3
Sara, młodsza siostra Claudii i Aniki, studiowała dziennikarstwo i właśnie wybierała się na uczelnię, kiedy zadzwonił telefon.
– Hej, Anika, co tam?
– Filip mnie zostawił... – Anice załamał się głos.
– Filip? O czym ty mówisz? – Dziewczyna pakowała książki do torby.
– Odszedł.
– Przecież on cię tak bardzo kocha.
– Czasem miłość to nie wszystko.
– Boże... – Sara usiadła na kanapie. – Może to tylko przejściowy kryzys.
– Ma kogoś.
– O rany, nie wiem, co powiedzieć.
Przez chwilę obie siostry milczały, połączone tylko dźwiękiem oddychania i cichym szlochem Aniki.
Nagle Sara poczuła przypływ odpowiedzialności i determinacji.
– Anika, nie martw się – zaczęła powoli, starając się brzmieć pewnie. – Jakoś to przetrwamy.
– Jak? – chlipnęła starsza z sióstr.
– Nie mam zielonego pojęcia, ale jakoś. Posłuchaj. Musisz się teraz wziąć w garść, ja pędzę na uczelnię, na kolokwium. Wpadnę do ciebie po południu.
Sara zakończyła rozmowę i spakowała resztę potrzebnych jej rzeczy. Z ciężkim sercem ruszyła do szkoły, myśląc o swojej siostrze i o tym, jak jej pomóc.
Po napisaniu kolokwium Sara szybko udała się do mieszkania Aniki. Na miejscu zauważyła, że drzwi są lekko uchylone, co od razu ją zaniepokoiło. Weszła do środka i zobaczyła swoją siostrę siedzącą na kanapie, całą zasmarkaną i ze skołtunionymi włosami. Anika wyglądała na zupełnie wyczerpaną.
– Anika – westchnęła cicho Sara, podchodząc do niej. – Jestem tutaj – dodała, siadając obok.
Anika podniosła na nią zaczerwienione oczy, w których widać było mieszankę smutku i ulgi. Sara delikatnie objęła ją ramieniem.
– Chodź, najpierw pomożemy ci się ogarnąć – powiedziała stanowczo, choć z troską. – Pójdziesz pod prysznic, a ja przygotuję coś do jedzenia.
Anika skinęła głową, po czym z trudem podniosła się z kanapy. Sara odprowadziła ją do łazienki, a potem zabrała się do sprzątania. Widok zabawek rozsypanych po salonie uświadomił jej, jak trudne musi to być dla Aniki. Szybko je zebrała i włożyła do pudełka, a następnie zaczęła przygotowywać prosty posiłek – ciepłą zupę, która powinna dodać siostrze sił.
Gdy Anika wyszła z łazienki, wyglądała nieco lepiej. Sara podała jej świeże ubrania i uśmiechnęła się, zauważywszy, że siostra zaczyna wracać do siebie.
– Teraz coś zjesz – powiedziała, podając jej talerz z gorącą zupą. – Musisz się wzmocnić. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Anika uśmiechnęła się blado, ale z wdzięcznością. Wiedziała, że ma przy sobie kogoś, kto jej nie opuści. Sara była jej opoką, podobnie jak Filip kiedyś. Uwierzyła, że razem przetrwają ten trudny czas, krok po kroku.
***
Sara, mimo że najmłodsza z rodzeństwa, była taką osobą, która po każdym upadku potrafiła się podnieść i przeć do przodu. Może dlatego, że życie ją tak bardzo przeorało. Wychowała się w domu dziecka. Adopcyjni rodzice nigdy tego przed nią nie ukrywali. Zresztą ona pamiętała pewne szczegóły z tamtego życia. Czasem nawet jako dziecko zdajesz sobie sprawę, że musisz przetrwać. Przecież każdy maluch potrzebuje mieć swojego człowieka, który tak samo pachnie, tak samo się zachowuje, na którego mógłby liczyć o każdej porze dnia i nocy.
Po wyjściu z mieszkania siostry usiadła na pierwszej wolnej ławce w pobliskim parku. Wspomnienia powróciły. W dniu przyjazdu do domu dziecka usłyszała rozmowę dyrektorki z opiekunami.
– Przyjęliśmy nową dziewczynkę. Sześciolatka, blondyneczka o piwnych, zalęknionych oczkach. Taki szczypiorek, małomówna i bardzo smutna. Z pewnością nikomu nie ufa. Została odebrana matce, która zupełnie sobie nie radziła, a po ostatnim zatruciu alkoholowym trafiła do szpitala. Dziecko najczęściej karmiła chipsami i niezdrowymi przekąskami, bo nie była w stanie nic ugotować. Nie chciała się leczyć i nie chciała tej małej. Powiedziała, że nie zamierza się nawet starać o odzyskanie praw do niej. Sara, bo tak ma na imię dziewczynka, trafiła do nas bez żadnych rzeczy, tylko z jedną lalką, brudną i zniszczoną.
Te słowa dudniły jej w głowie przez wiele lat. Mama mnie nie chciała. Oddała mnie. Nie kochała mnie. Co ja takiego zrobiłam? Dlaczego nie starała się mnie odzyskać? Może to przeze mnie piła i była nieszczęśliwa? Te myśli były jak trucizna. To przez nie często popadała w poczucie winy i ogromnego wstydu, z których nie umiała się wyzwolić.
Dom dziecka w Kłodzku, duży, szary budynek z wysokimi, wiecznie brudnymi oknami, przez które dało się dostrzec tylko fragmenty świata zewnętrznego: drzewa, czasem przejeżdżające samochody, mieścił ponad stu podopiecznych. Wewnątrz echo kroków odbijało się od korytarzy, a woń jedzenia z kuchni mieszała się z nieodłącznym fetorem środków czystości. Sara pamiętała ten zapach tak wyraźnie – zimny, sterylny, nieprzyjemny. Brakowało tu ciepła domowego ogniska, tego aromatu, który powinien towarzyszyć każdemu dziecku.
Pokoje były małe, surowo urządzone, z łóżkami ustawionymi w równych rzędach. Jej stało przy oknie, przez które, choć niewiele było widać, często wypatrywała z nadzieją, że ktoś kiedyś po nią przyjdzie. Na ścianach wisiały stare plakaty z kolorowymi postaciami z bajek, mające ożywić chłodne wnętrze, ale dla Sary były bardziej przypomnieniem o tym, czego nie miała – o rodzinie, której nie znała, o dzieciństwie, które różniło się od tego, jakie widziała w telewizji czy o jakim czytała w książkach.
Dzieci dobierane były według wieku i charakteru. Przyjmowane dziecko często przez kilka dni płakało. Każdej nowej osobie trudno było się na początku odnaleźć, więc wszyscy opiekunowie tym bardziej się starali, aby panowała tu przyjemna atmosfera. Przesympatyczna pedagog Anna Turek wraz z psycholog Renatą Dębską przeprowadzały diagnozy psychologiczne i pedagogiczne. Za nimi szedł konkretny plan pomocowy dla dziecka, na przykład dla sześciolatka: nauka jedzenia widelcem, wiązania butów, mycia zębów oraz odpowiednie korepetycje czy psychoterapia. Każdy dzień wyglądał podobnie. Pobudka, mycie, wspólne śniadanie w dużej, zimnej jadalni. Sara zapamiętała dźwięk sztućców uderzających o metalowe talerze, odgłos rozmów dzieci – czasem radosnych, a czasem pełnych bólu i złości. Wszystko było w tym miejscu mechaniczne, uporządkowane. W tej rutynie krył się smutek, którego nie umiała nazwać, gdy była małą dziewczynką. Wiedziała tylko, że nie chce tam być – czuła to każdą komórką swojego ciała.
Najtrudniejsze były noce. Cisza w domu dziecka zdawała się głośniejsza niż w jakimkolwiek innym miejscu. Wokół rozlegał się szelest pościeli i cichy płacz dzieci tęskniących za rodziną, której może nawet nigdy nie miały. Sara też czasem płakała, choć nie zawsze rozumiała dlaczego. To nie była tęsknota za kimś konkretnym, raczej pustka, która wypełniała jej serce, uczucie, że coś ważnego jest poza jej zasięgiem.
Pamiętała opiekunki, które próbowały być miłe, choć ich twarze często zdradzały zmęczenie i obojętność. Niektóre z nich naprawdę się starały, ale Sara czuła, że to nie wystarcza. To nie była rodzina. To były jedynie osoby, które pojawiały się i znikały, nie odciskając swojego śladu w jej życiu.
Czasem, gdy inne dzieci przebywały na podwórku, Sara siadała na ławce z boku i obserwowała ich radosne bieganie. Sama rzadko brała udział w zabawach. Była inna, czuła to, choć nie mogła tego zdefiniować. Miała w sobie coś, co oddzielało ją od reszty, jakby nosiła ciężar, którego nie umiała nazwać, ale który zawsze tam był – od kiedy pamiętała.
Tamtego dnia włożyła kremową sukienkę w fioletowe kwiatki. Zawsze lubiła się bawić kolorami. To był jej zamknięty świat, do którego dostęp uzyskało tylko kilku ludzi. Jedną z nich stała się pani Zuza, wychowawczyni, a zarazem najbliższa jej osoba. Zuza miała pięćdziesiąt jeden lat, a w domu dziecka pracowała od dwudziestu. Dbała o to, by zapewnić dzieciom odpowiednie warunki i atmosferę do rozwoju, a także starała się każdemu z nich dać wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Lubiła swoją pracę, jej zaangażowanie i troska o podopiecznych wyróżniały ją na tle innych pracowników ośrodka. Z Sarą jednak połączyło ją coś więcej. Poświęcała tej małej dużo czasu i uwagi. W wolnej chwili czytała jej książki, razem grały w planszówki, sporo rozmawiały i z przyjemnością wspólnie spacerowały. Dla Sary chwile z Zuzą były jej ulubionymi. W towarzystwie wychowawczyni, która ofiarowywała jej troskę i zainteresowanie, czuła się wyjątkowa. Sara wiedziała, że pani Zuza zawsze jej słucha i chce dla niej dobrze.
– Czy będę miała nową mamę? – zapytała Sara, wystraszona.
– Tak, Saro. Pewnego dnia przyjdzie po ciebie taka mama, która będzie dla ciebie najlepsza, będzie o ciebie dbała, przytuli cię, pogłaska i pokocha.
– A kiedy to się stanie?
– Myślę, że już niedługo.
– Mnie się chyba nie da kochać – wydusiła Sara głosem przepełnionym wątpliwościami.
– Co ty mówisz? Jesteś wspaniałą i mądrą dziewczynką.
– No nie wiem, pani Zuziu. Moja prawdziwa mama mnie nie chciała.
– Rozumiem, że ci przykro, ale pamiętaj, że twoja mama jest bardzo chora. Musi się leczyć.
– Czy to przeze mnie zachorowała? – zapytała dziewczynka.
– No coś ty, to nie twoja wina. Na pewne sytuacje w życiu nie mamy wpływu. Nawet gdy bardzo chcemy coś zmienić, to czasami nam się nie udaje. I twojej mamie się nie udało.
– Może dlatego, że miała tylko mnie. A ja nie umiałam jej pomóc.
– Ale ty jesteś dzieckiem. A dzieci mają inne obowiązki. Muszą chodzić do przedszkola lub szkoły, uczyć się, odrabiać zadania domowe, sprzątać swój pokój, pójść na spacer z psem – uspokajała nauczycielka.
– Zawsze marzyłam, aby mieć pieska. Takiego małego, długiego, z dużymi uszami. Nie pamiętam, jak się one nazywają.
– Chyba mówisz o jamnikach – odpowiedziała niepewnie Zuza.
– Tak. Marzę o jamniku i kiedyś będę takiego miała.
– Fantastycznie. Psy są cudowne.
– Będę się do mojego pieska ciągle przytulała i nikomu go nie oddam.
– A on zostanie twoim prawdziwym przyjacielem – dopowiedziała z uśmiechem Zuza.
– Mogę mówić do pani ciociu? Tak będzie mi lepiej.
– Pewnie, że tak. Od dzisiaj będę twoją ciocią Zuzią. – Wychowawczyni wiedziała, że może mieć przez to problemy, ale machnęła na to ręką. Nie umiała odmówić tej małej istotce.
– Ale fajnie mieć ciocię! – zawołała Sara z radością i wielkim uśmiechem na twarzy. – Ciociu, a może ty zostaniesz moją mamą? – zapytała z nadzieją.
– Ja nie mogę, Saro. Ja tu pracuję, ale mogę ci obiecać, że z panią dyrektor znajdziemy ci mamę i tatę. Ja będę twoją superciocią.
– Postaram się w to uwierzyć, superciociu. Bardzo bym chciała. Ale...
– Nie ma żadnego „ale” – przerwała jej Zuza. – Szykuj się na pyszny obiad. Dzisiaj będą twoje ulubione placki ziemniaczane... Leć umyć ręce.
Wielka przestronna stołówka, długi korytarz. Stare, drewniane stoły i niewygodne krzesła. Typowy bidul. Bardzo skromnie, ale czysto. Sara z każdego posiłku cieszyła się tak, jakby dostawała piękny prezent. A placki, kopytka i pierogi, szczególnie z truskawkami, były dla niej prawdziwie królewską ucztą. Pochłaniała wszystko i dziękowała. Przez pierwsze tygodnie jadła bardzo dużo, na zapas. Tak jakby jedzenie miało się skończyć albo jakby ktoś miał je zabrać. Później było już spokojniej. Zobaczyła, że dla wszystkich starcza, i jej łapczywość powoli zanikła.
– Dziękuję za pyszne placki – powiedziała Sara z lekkim uśmiechem. A rzadko się uśmiechała. Była bardzo poważna jak na sześciolatkę.
– Proszę, Sarko! – krzyknęła pani Maria z kuchni. Często tak zdrabniała jej imię. – Jutro będą pierogi z truskawkami – dodała.
– O, jak super! Bardzo lubię truskawki – odpowiedziała dziewczynka radośnie. – A dostanę dokładkę?
– Muszę się zastanowić – zażartowała Maria, po czym dodała z uśmiechem: – Dla ciebie zawsze, kochaniutka.
– To przyjdę pierwsza!
– Zapraszam.
Pani Maria chyba od zawsze pracowała w bidulu. Miała już ponad sześćdziesiąt lat. Trochę chorowała, ale jakoś dawała radę. Gdy została babcią, poczuła się naprawdę szczęśliwą osobą. Wiecznie opowiadała o swoim wnuku Sebastianie i wszystkim pokazywała zdjęcia z ich wspólnych zabaw. Zachwycała się jego kręconymi włosami, dużymi, czarnymi jak węgiel oczami. Powtarzała, że taki piękny z niego chłopczyk, a taki kochany rozrabiaka. Sarę polubiła od pierwszych dni pobytu dziewczynki w domu dziecka. Zawsze przynosiła jej po kryjomu domowe ciasteczka, które sama wypiekała. Takie momenty Sara wspominała najlepiej. Nigdy nie doświadczyła tego, żeby ktoś o niej pamiętał, gotował dla niej czy dawał jej drobne upominki. To był inny świat, lepszy od tego, z którego przyszła. Musiała się nauczyć wielu nowych rzeczy. Nie potrafiła umyć ząbków, bo nigdy nie miała szczoteczki. Nie znała słów „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”. Wiele razy nie wiedziała, jak ma się zachować. Natomiast szybko się uczyła i ochoczo nadrabiała zaległości.
Nagle zadzwonił telefon. Sara rozejrzała się nerwowo po parku, otrząsnęła się ze wspomnień i odebrała połączenie.
– Cześć, siostra.
– Dobrze, że dzwonisz. – Naprawdę się ucieszyła z jej telefonu.
– Wiem, że byłaś u Aniki. Czuję, że nie jest dobrze.
– Byłam. Fatalnie to za słabe słowo. Jest gorzej, niż myślałam! Anika rozsypała się doszczętnie. Nie potrafi sobie z tym wszystkim poradzić. Ciągle powtarza, jak bardzo kocha Filipa i jak to koncertowo spieprzyła. I że jest do niczego i się nie dziwi, że on odszedł, bo jest beznadziejna i wygrywa wszystkie rankingi na najgorszą żonę świata. I nie radzi sobie jako matka. I tak w kółko.
– Cholera. To nieciekawie – syknęła z przerażaniem Claudia.
– Ciężka sytuacja. Jej poczucie własnej wartości leży na podłodze, cały świat Aniki legł w gruzach. Okropnie cierpi. Płakać mi się chce, gdy o tym mówię.
– Faceci... Szlag! Ale wszyscy, tylko nie Filip. Po nim nikt by się tego nie spodziewał. Nie mogę w to uwierzyć. Jej Filip ją zostawił. Przecież to jakiś koszmar.
– Tak, tylko że to najprawdziwsza prawda. Szkoda mi jej tak bardzo, ale chyba nie umiem jej pomóc – dodała z bólem serca młodsza siostra.
– Kurwa, kurwa, kurwa... Sara, najważniejsze, że przy niej jesteś!
– Jestem. Ale czy to coś da?
– Z pewnością. Ona musi czuć, że ma wsparcie i może na nas liczyć.
– Ja czuwam, nie martw się.
– Dobrze wiesz, że to musi minąć, minie na pewno. Tutaj potrzebny jest cholerny czas. Ja wiem, że łatwo mi mówić, ale będzie dobrze. Chyba. Nie! Musi być dobrze.
– Też mam taką nadzieję – odpowiedziała ze smutkiem w głosie Sara.
– A może na wizytę u psychologa da się namówić?! – wykrzyczała przez telefon Claudia.
– Jakoś nie miałam odwagi jej tego zaproponować. Wiesz, jakie ona ma na ten temat zdanie. – Sara zasmuciła się jeszcze bardziej.
– Wiem, ale nie ma innego wyjścia. To może ja do niej zadzwonię po naszej rozmowie. Jak myślisz?
– To dobry pomysł, ale Anika miała się położyć. Więc może jutro, do południa.
– Dobrze, poczekam – zapewniła Claudia.
– Dobrze, że jesteś. Fajnie mieć taką mądrą siostrę.
– I wzajemnie! Cudownie, że mamy siebie. Poradzimy sobie. Jedna za wszystkie i wszystkie za jedną. Pamiętasz nasze muszkieterskie przyrzeczenie?
– Tak, pamiętam. Jedna za wszystkie i wszystkie za jedną. Odezwij się jutro po rozmowie z Aniką.
– Obiecuję.
– Trzymaj się i nie zasmucaj. Będzie dobrze, nie może być inaczej, moja mała muszkieterko.
– Kocham cię. Pa.
– Ja ciebie też.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------