Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Piekielnie szczere - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Piekielnie szczere - ebook

Autorki bestsellerowych powieści obyczajowych w poruszającej historii o siostrzanej miłości, która jest największym wsparciem w świecie pełnym kryzysów i niepewności.

Trzy siostry – Claudia, Anika i Sara – od dzieciństwa są sobie bliskie. Każda z nich mierzy się z innymi życiowymi problemami, ale z rodziną u boku mogą stawić czoła wszystkim wyzwaniom.

Claudia wyszła za mąż za księcia z bajki. Po latach jednak odkrywa, jak niewiele wie o swoim ukochanym, i zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że jest ofiarą przemocy. Anika, aktorka pracoholiczka, zaniedbuje dzieci i męża. Porzucona przez męża zostawia świat show-biznesu i otwiera kwiaciarnię, jednak trudno jej związać koniec z końcem. Najmłodsza Sara, która jest adoptowana, po wielu traumatycznych przeżyciach w domu dziecka nie potrafi otworzyć się na prawdziwą miłość.

Ich losy pokazują, że kobiety potrafią znaleźć w sobie ogromną siłę, by zawalczyć o siebie i swoje szczęście. Czasami jednak życie rzuca pod nogi kłody, których nie da się usunąć, a niektóre cele pozostają poza naszym zasięgiem – i to jest w porządku.

Piekielnie szczere to opowieść o dostrzeganiu wartości w drodze, którą wybieramy, i miłości najbliższych, która pozwala nam przetrwać nawet najtrudniejsze chwile.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68265-19-4
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

Prze­pra­szam, czy mo­głaby pani za­cze­kać w hali przy­lo­tów? – Pra­cow­nica lot­ni­ska zwró­ciła się do Clau­dii.

– Nie ro­zu­miem. – Clau­dia była zdzi­wiona. Już nie­raz le­ciała z War­szawy do Ni­cei i nikt jej nie za­trzy­my­wał.

– Ka­pi­tan chciałby z pa­nią po­roz­ma­wiać – do­dała ko­bieta płynną an­gielsz­czy­zną.

– A w ja­kiej spra­wie?

– Nie wiem. – Ste­war­desa o pięk­nych oczach w kształ­cie mig­da­łów uśmiech­nęła się sze­roko.

Clau­dia zdzi­wiła się jesz­cze bar­dziej, ale obie­cała, że za­czeka. Nie spie­szyło się jej. Po­ciąg do Mo­nako miała za dwie i pół go­dziny.

Dla za­bi­cia czasu się­gnęła po książkę Irvinga Stone’a, którą miała w to­rebce. Była to Pa­sja ży­cia – bio­gra­fia jed­nego z jej ulu­bio­nych ar­ty­stów, opo­wia­da­jąca o burz­li­wym ży­ciu i twór­czo­ści Vin­centa van Go­gha.

„Czy na­sze my­śli za­wsze się uze­wnętrz­niają? W na­szej du­szy może pło­nąć wielki ogień, a nikt nie przy­sta­nie, by się przy nim ogrzać. Prze­cho­dzień wi­dzi tylko dym snu­jący się z ko­mina i idzie da­lej” – prze­czy­tała.

Gdy pod­nio­sła wzrok znad książki, zo­ba­czyła wy­so­kiego na po­nad metr dzie­więć­dzie­siąt bru­neta w mun­du­rze pi­lota, który stał przy niej, uśmie­cha­jąc się sze­roko.

– Je­stem Ra­fael – po­wie­dział, a Clau­dia, na­dal pod wra­że­niem słów, które wła­śnie prze­czy­tała, spoj­rzała na męż­czy­znę z za­cie­ka­wie­niem.

– Ach, to pan ka­pi­tan.

– We wła­snej oso­bie.

Clau­dia wło­żyła za­kładkę w książkę.

– Słu­cham pana. – Wstała z ławki.

– Chciał­bym za­pro­sić pa­nią na kawę.

– Tani pod­ryw mnie nie in­te­re­suje.

– A gdyby to była tylko przy­ja­ciel­ska roz­mowa?

– Znam męż­czyzn i wiem, że nie za­da­wał­byś so­bie tyle trudu, by ze mną przy­ja­ciel­sko po­roz­ma­wiać.

Wy­buch­nął śmie­chem.

– Czu­łem, że mi się spodo­basz.

– Nad­in­ter­pre­ta­cja fak­tów.

– A jed­nak.

Przez chwilę mie­rzyli się wzro­kiem.

– Pro­szę wy­ba­czyć moją bez­po­śred­niość – Ra­fael uśmiech­nął się prze­pra­sza­jąco – ale kiedy zo­ba­czy­łem cię na lot­ni­sku w War­sza­wie, po­my­śla­łem, że mu­szę cię po­znać.

– Po­wi­nie­neś za­in­we­sto­wać w bar­dziej ory­gi­nalny tekst na pod­ryw – od­parła Clau­dia z prze­ką­sem.

– A więc ten nie działa? – za­py­tał z uda­wa­nym zdzi­wie­niem, uno­sząc brwi.

– Po­wie­dzia­ła­bym, że nie bar­dzo.

– Cóż, ni­gdy nie by­łem do­bry w ta­kich spra­wach. Zwy­kle po­le­gam na swoim uroku oso­bi­stym.

– I mun­du­rze pi­lota – do­dała Clau­dia.

– Tego atutu też nie mogę lek­ce­wa­żyć – przy­znał Ra­fael i się za­śmiał.

Clau­dia nie zdo­łała po­wstrzy­mać uśmie­chu. Męż­czy­zna był przy­stojny i za­bawny, z uro­czymi do­łecz­kami w po­licz­kach, a jego pew­ność sie­bie miała w so­bie coś po­cią­ga­ją­cego.

– No do­brze, pa­nie ka­pi­ta­nie – pod­dała się w końcu. – Może ta kawa jed­nak nie jest ta­kim złym po­my­słem.

– Świet­nie! – Ra­fael się roz­pro­mie­nił. – Znajdę naj­bliż­szą ka­wiar­nię, a po­tem mo­żemy wró­cić do na­szej „przy­ja­ciel­skiej roz­mowy”.

Clau­dia po­krę­ciła głową, ale czuła, że ten dzień może oka­zać się bar­dziej in­te­re­su­jący, niż się spo­dzie­wała.

– Pro­blem tylko w tym, że ja obec­nie nie miesz­kam we Fran­cji.

– Zdra­dzisz za­tem gdzie?

– W Mo­nako.

Ra­fael uśmiech­nął się sze­roko.

– Prze­zna­cze­nie. Ja też. Chyba mamy wiele wspól­nego. Na­prawdę po­win­ni­śmy to uczcić kawą.

– Wy­gląda na to, że nie mam wy­boru, ka­pi­ta­nie Ra­fa­elu. – Clau­dia par­sk­nęła już śmie­chem. – Gdzie do­kład­nie miesz­kasz w Mo­nako? – do­py­tała.

– W oko­li­cach Monte Carlo. Uwiel­biam to miej­sce za jego ener­gię i piękne wi­doki. A ty?

– Wy­naj­muję z ko­le­żan­kami miesz­ka­nie w Fon­tvie­ille – od­po­wie­działa Clau­dia. – Jest tro­chę spo­koj­niej, ale rów­nie ma­low­ni­czo. Skoń­czy­łam stu­dia na In­ter­na­tio­nal Uni­ver­sity of Mo­naco i te­raz pra­cuję w jed­nym z lo­kal­nych biur.

Ra­fael ski­nął głową.

– Fon­tvie­ille jest wspa­niałe i cie­szę się, że tam za­miesz­ka­łaś po stu­diach. Ja po­cho­dzę z klanu de Vil­le­neuve. Moja ro­dzina od po­ko­leń ma win­nice i plan­ta­cje oli­wek. Po śmierci ojca to matka prze­jęła za­rzą­dza­nie ma­jąt­kiem, a ja po­ma­gam jej, gdy tylko mogę.

– To musi być wspa­niałe po­sia­dać ta­kie dzie­dzic­two. – Clau­dia była pod wra­że­niem.

– Czę­ściej bywa to wy­ma­ga­jące, ale daje też nie­zwy­kłą sa­tys­fak­cję – przy­znał Ra­fael. – Na­sze win­nice pro­du­kują jedne z naj­lep­szych win w re­gio­nie, a oliwki z na­szych plan­ta­cji są znane na ca­łym świe­cie. Ale wię­cej opo­wiem ci przy ka­wie. Je­śli na mnie za­cze­kasz, od­wiozę cię do Fon­tvie­ille.

Po­krę­ciła głową.

– Daj mi swój nu­mer, a ja za­dzwo­nię i umó­wię się z tobą na przy­ja­ciel­ską roz­mowę przy ka­wie. – Uśmiech­nęła się sze­roko.

Ra­fael po­dyk­to­wał jej kon­takt do sie­bie, a ona za­pi­sała go w te­le­fo­nie.

– I jesz­cze jedno.

– Tak?

– Mam chło­paka.

– Ale chyba nie za­pro­sisz go na na­szą przy­ja­ciel­ską roz­mowę?

– Nie. Mieszka w War­sza­wie.

– A my w Mo­nako. – Pu­ścił do niej oczko, a Clau­dia już wie­działa, że nie po­winna w to wcho­dzić.

Ale i tak czuła pod­eks­cy­to­wa­nie.ROZ­DZIAŁ 2

Anika sie­działa na pod­ło­dze i pła­kała. Zo­stała sama. Je­dyne, o czym te­raz my­ślała, to jak od­zy­skać męża i dzieci. Miała w du­pie cały ten show-biz­nes, któ­remu po­świę­ciła spory ka­wał ży­cia. Przez lata na­le­żała do tego świata peł­nego blich­tru i fał­szu, gdzie każdy od­gry­wał swoje przed­sta­wie­nie... Lu­dzie z ze­wnątrz my­ślą, że je­steś szczę­śliwa, ale to gówno prawda. W pew­nym mo­men­cie za­tra­casz sie­bie w tej ma­ska­ra­dzie peł­nej fał­szy­wych uśmie­chów, sztucz­nych roz­mów i ukła­dów. Bo w tej branży trzeba mieć układy, by wspiąć się na szczyty. Wiesz, ile pro­cent aspi­ru­ją­cych sław do­cho­dzi na sam szczyt? Dzie­sięć. A po­zo­stałe dzie­więć­dzie­siąt pro­cent że­brze o role i rólki, uczest­ni­czy w ca­stin­gach, a na eventy przy­cho­dzi po to, by być za­uwa­żo­nym przez rze­sze ga­piów. A ona? Ona wy­biła się w od­po­wied­nim cza­sie i stra­ciła wszystko.

Łzy spły­wały jej po po­licz­kach, a serce było cięż­kie od bólu i roz­cza­ro­wa­nia. Wszy­scy do­strze­gali tylko fa­sadę – piękne suk­nie, luk­su­sowe przy­ję­cia, błysz­czące uśmie­chy. Nikt nie wie­dział, jak bar­dzo Anika była sa­motna wśród lu­dzi, któ­rymi się ota­czała. W tym tłu­mie za­zdro­śni­ków. Bo w show-biz­ne­sie – który jest bar­dziej show niż biz­ne­sem – co drugi twój ser­deczny zna­jomy z przy­jem­no­ścią wbiłby ci nóż w plecy. Ży­cie w świe­tle re­flek­to­rów ode­brało Anice pry­wat­ność, spo­kój i praw­dziwe re­la­cje.

Anika długo pró­bo­wała za­cho­wać twarz i dziel­nie od­gry­wała rolę per­fek­cyj­nej żony, matki, ce­le­brytki. Ale za ku­li­sami jej ży­cie roz­pa­dało się na ka­wałki. Te­raz, sie­dząc na zim­nej pod­ło­dze, czuła, że nie ma już siły, by uda­wać. Była zmę­czona kłam­stwami i ściem­nia­niem. Chciała tylko jed­nego – spo­koju i bez­pie­czeń­stwa dla sie­bie i swo­ich có­rek.

Dwa ty­go­dnie temu jej mąż spa­ko­wał się i od­szedł. Nie, nie był złym oj­cem ani złym mę­żem. Po pro­stu za długo zno­sił jej nie­obec­ność, bo ona prze­cież ro­biła ka­rierę.

– Dla­czego? – za­py­tała go, gdy stał w drzwiach z wa­lizką w ręku.

– Nie było cie­bie w na­szym ży­ciu – od­po­wie­dział. W jego gło­sie wy­brzmiała mie­szanka smutku i ulgi. – Pró­bo­wa­łem to zro­zu­mieć, wspie­rać cię, ale twoja ka­riera za­wsze była na pierw­szym miej­scu.

I cho­ciaż Anika sta­rała się być do­brą matką, to jed­nak Fi­lip po­świę­cał wię­cej czasu ich có­recz­kom. Był tym, który od­pro­wa­dzał je do szkoły, po­ma­gał z pra­cami do­mo­wymi, czy­tał bajki na do­bra­noc. On stał się nie­zmien­nym ele­men­tem ich co­dzien­no­ści, pod­czas gdy ona, nie­ustan­nie w biegu, spę­dzała dnie na pla­nie zdję­cio­wym, na spo­tka­niach, na czer­wo­nych dy­wa­nach.

Anika czuła te­raz cię­żar tych wszyst­kich chwil, któ­rych nie spę­dziła z ro­dziną. Czuła się, jakby stra­ciła coś nie­od­wra­cal­nego. Pa­trząc na swoje có­reczki, które spały obok, obie­cała so­bie, że wszystko się zmieni. Mu­siała zna­leźć spo­sób, by od­zy­skać ich za­ufa­nie i mi­łość, a przede wszyst­kim by być obecna w ich ży­ciu.

– Za­bie­rzesz mi je? – za­py­tała ła­mią­cym się gło­sem, peł­nym stra­chu i nie­pew­no­ści.

– Je­zuuu, nie – od­po­wie­dział Fi­lip i głę­boko wes­tchnął. – Chcę tylko, że­byś się zmie­niła. A może ina­czej, nie zmie­niła, tylko miała szansę je zro­zu­mieć, po­znać. One cie­bie po­trze­bują. Będę wnio­sko­wał o opiekę na­prze­mienną.

Fi­lip, jej Fi­lip. Jej port, do któ­rego za­wsze mo­gła wró­cić, od­cho­dził od niej. Był jej opoką, jej skałą, na któ­rej mo­gła się opie­rać, gdy świat ce­le­bry­tów sta­wał się zbyt cha­otyczny i przy­tła­cza­jący. Ale te­raz ta skała się od­da­lała, a ona czuła, że traci grunt pod no­gami.

– Ale ja chcę być lep­sza, na­prawdę... – za­częła Anika, pró­bu­jąc po­wstrzy­mać łzy. – Rzu­cam show-biz­nes. Wiesz, ja tam nie by­łam szczę­śliwa...

– Czyżby?

– Chcia­łam, by nas było na wszystko stać.

– Anika, a ja z dziew­czyn­kami tylko na cie­bie cze­ka­li­śmy. Aż wró­cisz z eventu, z planu, z ko­la­cji z pro­du­cen­tem.

– Nie by­łam szczę­śliwa. Sam wiesz, co się tam od­pier­da­lało.

– Wiem...

Za­mil­kli na dłuż­szą chwilę.

– Co bę­dzie z dziew­czyn­kami? – szep­nęła.

– Mó­wi­łem, chcę opieki na­prze­mien­nej. To da nam obojgu szansę, by być lep­szymi ro­dzi­cami dla na­szych có­rek. One za­słu­gują na to, żeby mieć oboje ro­dzi­ców, a nie tylko jed­nego, a dru­giego w tle.

– Masz ko­goś?

– Tak. – Spu­ścił głowę. Nie chciał spra­wiać jej bólu.

– Kim ona jest?

– Anika, to nie­ważne.

– Jest ład­niej­sza? Młod­sza? – Ko­bieta na­gle wpa­dła w szał. Było jej przy­kro, smutno, i po­czuła, że musi się do­wie­dzieć, co to za ko­bieta.

– Jest zwy­czajna.

Od­szedł, zo­sta­wił jej po so­bie nie­koń­czące się po­toki łez. Wy­je­chał z dziew­czyn­kami nad mo­rze, a ona miała się ogar­nąć. Nie wie­działa tylko, jak to zro­bić.

Się­gnęła po ko­mórkę i wy­brała nu­mer.

– Cześć, Sara – za­częła, gdy jej młod­sza sio­stra ode­brała. – Po­trze­buję two­jej po­mocy.ROZ­DZIAŁ 3

Sara, młod­sza sio­stra Clau­dii i Aniki, stu­dio­wała dzien­ni­kar­stwo i wła­śnie wy­bie­rała się na uczel­nię, kiedy za­dzwo­nił te­le­fon.

– Hej, Anika, co tam?

– Fi­lip mnie zo­sta­wił... – Anice za­ła­mał się głos.

– Fi­lip? O czym ty mó­wisz? – Dziew­czyna pa­ko­wała książki do torby.

– Od­szedł.

– Prze­cież on cię tak bar­dzo ko­cha.

– Cza­sem mi­łość to nie wszystko.

– Boże... – Sara usia­dła na ka­na­pie. – Może to tylko przej­ściowy kry­zys.

– Ma ko­goś.

– O rany, nie wiem, co po­wie­dzieć.

Przez chwilę obie sio­stry mil­czały, po­łą­czone tylko dźwię­kiem od­dy­cha­nia i ci­chym szlo­chem Aniki.

Na­gle Sara po­czuła przy­pływ od­po­wie­dzial­no­ści i de­ter­mi­na­cji.

– Anika, nie martw się – za­częła po­woli, sta­ra­jąc się brzmieć pew­nie. – Ja­koś to prze­trwamy.

– Jak? – chlip­nęła star­sza z sióstr.

– Nie mam zie­lo­nego po­ję­cia, ale ja­koś. Po­słu­chaj. Mu­sisz się te­raz wziąć w garść, ja pę­dzę na uczel­nię, na ko­lo­kwium. Wpadnę do cie­bie po po­łu­dniu.

Sara za­koń­czyła roz­mowę i spa­ko­wała resztę po­trzeb­nych jej rze­czy. Z cięż­kim ser­cem ru­szyła do szkoły, my­śląc o swo­jej sio­strze i o tym, jak jej po­móc.

Po na­pi­sa­niu ko­lo­kwium Sara szybko udała się do miesz­ka­nia Aniki. Na miej­scu za­uwa­żyła, że drzwi są lekko uchy­lone, co od razu ją za­nie­po­ko­iło. We­szła do środka i zo­ba­czyła swoją sio­strę sie­dzącą na ka­na­pie, całą za­smar­kaną i ze skoł­tu­nio­nymi wło­sami. Anika wy­glą­dała na zu­peł­nie wy­czer­paną.

– Anika – wes­tchnęła ci­cho Sara, pod­cho­dząc do niej. – Je­stem tu­taj – do­dała, sia­da­jąc obok.

Anika pod­nio­sła na nią za­czer­wie­nione oczy, w któ­rych wi­dać było mie­szankę smutku i ulgi. Sara de­li­kat­nie ob­jęła ją ra­mie­niem.

– Chodź, naj­pierw po­mo­żemy ci się ogar­nąć – po­wie­działa sta­now­czo, choć z tro­ską. – Pój­dziesz pod prysz­nic, a ja przy­go­tuję coś do je­dze­nia.

Anika ski­nęła głową, po czym z tru­dem pod­nio­sła się z ka­napy. Sara od­pro­wa­dziła ją do ła­zienki, a po­tem za­brała się do sprzą­ta­nia. Wi­dok za­ba­wek roz­sy­pa­nych po sa­lo­nie uświa­do­mił jej, jak trudne musi to być dla Aniki. Szybko je ze­brała i wło­żyła do pu­dełka, a na­stęp­nie za­częła przy­go­to­wy­wać pro­sty po­si­łek – cie­płą zupę, która po­winna do­dać sio­strze sił.

Gdy Anika wy­szła z ła­zienki, wy­glą­dała nieco le­piej. Sara po­dała jej świeże ubra­nia i uśmiech­nęła się, za­uwa­żyw­szy, że sio­stra za­czyna wra­cać do sie­bie.

– Te­raz coś zjesz – po­wie­działa, po­da­jąc jej ta­lerz z go­rącą zupą. – Mu­sisz się wzmoc­nić. Wszystko bę­dzie do­brze, zo­ba­czysz.

Anika uśmiech­nęła się blado, ale z wdzięcz­no­ścią. Wie­działa, że ma przy so­bie ko­goś, kto jej nie opu­ści. Sara była jej opoką, po­dob­nie jak Fi­lip kie­dyś. Uwie­rzyła, że ra­zem prze­trwają ten trudny czas, krok po kroku.

***

Sara, mimo że naj­młod­sza z ro­dzeń­stwa, była taką osobą, która po każ­dym upadku po­tra­fiła się pod­nieść i przeć do przodu. Może dla­tego, że ży­cie ją tak bar­dzo prze­orało. Wy­cho­wała się w domu dziecka. Ad­op­cyjni ro­dzice ni­gdy tego przed nią nie ukry­wali. Zresztą ona pa­mię­tała pewne szcze­góły z tam­tego ży­cia. Cza­sem na­wet jako dziecko zda­jesz so­bie sprawę, że mu­sisz prze­trwać. Prze­cież każdy ma­luch po­trze­buje mieć swo­jego czło­wieka, który tak samo pach­nie, tak samo się za­cho­wuje, na któ­rego mógłby li­czyć o każ­dej po­rze dnia i nocy.

Po wyj­ściu z miesz­ka­nia sio­stry usia­dła na pierw­szej wol­nej ławce w po­bli­skim parku. Wspo­mnie­nia po­wró­ciły. W dniu przy­jazdu do domu dziecka usły­szała roz­mowę dy­rek­torki z opie­ku­nami.

– Przy­ję­li­śmy nową dziew­czynkę. Sze­ścio­latka, blon­dy­neczka o piw­nych, za­lęk­nio­nych oczkach. Taki szczy­pio­rek, ma­ło­mówna i bar­dzo smutna. Z pew­no­ścią ni­komu nie ufa. Zo­stała ode­brana matce, która zu­peł­nie so­bie nie ra­dziła, a po ostat­nim za­tru­ciu al­ko­ho­lo­wym tra­fiła do szpi­tala. Dziecko naj­czę­ściej kar­miła chip­sami i nie­zdro­wymi prze­ką­skami, bo nie była w sta­nie nic ugo­to­wać. Nie chciała się le­czyć i nie chciała tej ma­łej. Po­wie­działa, że nie za­mie­rza się na­wet sta­rać o od­zy­ska­nie praw do niej. Sara, bo tak ma na imię dziew­czynka, tra­fiła do nas bez żad­nych rze­czy, tylko z jedną lalką, brudną i znisz­czoną.

Te słowa dud­niły jej w gło­wie przez wiele lat. Mama mnie nie chciała. Od­dała mnie. Nie ko­chała mnie. Co ja ta­kiego zro­bi­łam? Dla­czego nie sta­rała się mnie od­zy­skać? Może to przeze mnie piła i była nie­szczę­śliwa? Te my­śli były jak tru­ci­zna. To przez nie czę­sto po­pa­dała w po­czu­cie winy i ogrom­nego wstydu, z któ­rych nie umiała się wy­zwo­lić.

Dom dziecka w Kłodzku, duży, szary bu­dy­nek z wy­so­kimi, wiecz­nie brud­nymi oknami, przez które dało się do­strzec tylko frag­menty świata ze­wnętrz­nego: drzewa, cza­sem prze­jeż­dża­jące sa­mo­chody, mie­ścił po­nad stu pod­opiecz­nych. We­wnątrz echo kro­ków od­bi­jało się od ko­ry­ta­rzy, a woń je­dze­nia z kuchni mie­szała się z nie­od­łącz­nym fe­to­rem środ­ków czy­sto­ści. Sara pa­mię­tała ten za­pach tak wy­raź­nie – zimny, ste­rylny, nie­przy­jemny. Bra­ko­wało tu cie­pła do­mo­wego ogni­ska, tego aro­matu, który po­wi­nien to­wa­rzy­szyć każ­demu dziecku.

Po­koje były małe, su­rowo urzą­dzone, z łóż­kami usta­wio­nymi w rów­nych rzę­dach. Jej stało przy oknie, przez które, choć nie­wiele było wi­dać, czę­sto wy­pa­try­wała z na­dzieją, że ktoś kie­dyś po nią przyj­dzie. Na ścia­nach wi­siały stare pla­katy z ko­lo­ro­wymi po­sta­ciami z ba­jek, ma­jące oży­wić chłodne wnę­trze, ale dla Sary były bar­dziej przy­po­mnie­niem o tym, czego nie miała – o ro­dzi­nie, któ­rej nie znała, o dzie­ciń­stwie, które róż­niło się od tego, ja­kie wi­działa w te­le­wi­zji czy o ja­kim czy­tała w książ­kach.

Dzieci do­bie­rane były we­dług wieku i cha­rak­teru. Przyj­mo­wane dziecko czę­sto przez kilka dni pła­kało. Każ­dej no­wej oso­bie trudno było się na po­czątku od­na­leźć, więc wszy­scy opie­ku­no­wie tym bar­dziej się sta­rali, aby pa­no­wała tu przy­jemna at­mos­fera. Prze­sym­pa­tyczna pe­da­gog Anna Tu­rek wraz z psy­cho­log Re­natą Dęb­ską prze­pro­wa­dzały dia­gnozy psy­cho­lo­giczne i pe­da­go­giczne. Za nimi szedł kon­kretny plan po­mo­cowy dla dziecka, na przy­kład dla sze­ścio­latka: na­uka je­dze­nia wi­del­cem, wią­za­nia bu­tów, my­cia zę­bów oraz od­po­wied­nie ko­re­pe­ty­cje czy psy­cho­te­ra­pia. Każdy dzień wy­glą­dał po­dob­nie. Po­budka, my­cie, wspólne śnia­da­nie w du­żej, zim­nej ja­dalni. Sara za­pa­mię­tała dźwięk sztuć­ców ude­rza­ją­cych o me­ta­lowe ta­le­rze, od­głos roz­mów dzieci – cza­sem ra­do­snych, a cza­sem peł­nych bólu i zło­ści. Wszystko było w tym miej­scu me­cha­niczne, upo­rząd­ko­wane. W tej ru­ty­nie krył się smu­tek, któ­rego nie umiała na­zwać, gdy była małą dziew­czynką. Wie­działa tylko, że nie chce tam być – czuła to każdą ko­mórką swo­jego ciała.

Naj­trud­niej­sze były noce. Ci­sza w domu dziecka zda­wała się gło­śniej­sza niż w ja­kim­kol­wiek in­nym miej­scu. Wo­kół roz­le­gał się sze­lest po­ścieli i ci­chy płacz dzieci tę­sk­nią­cych za ro­dziną, któ­rej może na­wet ni­gdy nie miały. Sara też cza­sem pła­kała, choć nie za­wsze ro­zu­miała dla­czego. To nie była tę­sk­nota za kimś kon­kret­nym, ra­czej pustka, która wy­peł­niała jej serce, uczu­cie, że coś waż­nego jest poza jej za­się­giem.

Pa­mię­tała opie­kunki, które pró­bo­wały być miłe, choć ich twa­rze czę­sto zdra­dzały zmę­cze­nie i obo­jęt­ność. Nie­które z nich na­prawdę się sta­rały, ale Sara czuła, że to nie wy­star­cza. To nie była ro­dzina. To były je­dy­nie osoby, które po­ja­wiały się i zni­kały, nie od­ci­ska­jąc swo­jego śladu w jej ży­ciu.

Cza­sem, gdy inne dzieci prze­by­wały na po­dwórku, Sara sia­dała na ławce z boku i ob­ser­wo­wała ich ra­do­sne bie­ga­nie. Sama rzadko brała udział w za­ba­wach. Była inna, czuła to, choć nie mo­gła tego zde­fi­nio­wać. Miała w so­bie coś, co od­dzie­lało ją od reszty, jakby no­siła cię­żar, któ­rego nie umiała na­zwać, ale który za­wsze tam był – od kiedy pa­mię­tała.

Tam­tego dnia wło­żyła kre­mową su­kienkę w fio­le­towe kwiatki. Za­wsze lu­biła się ba­wić ko­lo­rami. To był jej za­mknięty świat, do któ­rego do­stęp uzy­skało tylko kilku lu­dzi. Jedną z nich stała się pani Zuza, wy­cho­waw­czyni, a za­ra­zem naj­bliż­sza jej osoba. Zuza miała pięć­dzie­siąt je­den lat, a w domu dziecka pra­co­wała od dwu­dzie­stu. Dbała o to, by za­pew­nić dzie­ciom od­po­wied­nie wa­runki i at­mos­ferę do roz­woju, a także sta­rała się każ­demu z nich dać wspar­cie i po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa. Lu­biła swoją pracę, jej za­an­ga­żo­wa­nie i tro­ska o pod­opiecz­nych wy­róż­niały ją na tle in­nych pra­cow­ni­ków ośrodka. Z Sarą jed­nak po­łą­czyło ją coś wię­cej. Po­świę­cała tej ma­łej dużo czasu i uwagi. W wol­nej chwili czy­tała jej książki, ra­zem grały w plan­szówki, sporo roz­ma­wiały i z przy­jem­no­ścią wspól­nie spa­ce­ro­wały. Dla Sary chwile z Zuzą były jej ulu­bio­nymi. W to­wa­rzy­stwie wy­cho­waw­czyni, która ofia­ro­wy­wała jej tro­skę i za­in­te­re­so­wa­nie, czuła się wy­jąt­kowa. Sara wie­działa, że pani Zuza za­wsze jej słu­cha i chce dla niej do­brze.

– Czy będę miała nową mamę? – za­py­tała Sara, wy­stra­szona.

– Tak, Saro. Pew­nego dnia przyj­dzie po cie­bie taka mama, która bę­dzie dla cie­bie naj­lep­sza, bę­dzie o cie­bie dbała, przy­tuli cię, po­gła­ska i po­ko­cha.

– A kiedy to się sta­nie?

– My­ślę, że już nie­długo.

– Mnie się chyba nie da ko­chać – wy­du­siła Sara gło­sem prze­peł­nio­nym wąt­pli­wo­ściami.

– Co ty mó­wisz? Je­steś wspa­niałą i mą­drą dziew­czynką.

– No nie wiem, pani Zu­ziu. Moja praw­dziwa mama mnie nie chciała.

– Ro­zu­miem, że ci przy­kro, ale pa­mię­taj, że twoja mama jest bar­dzo chora. Musi się le­czyć.

– Czy to przeze mnie za­cho­ro­wała? – za­py­tała dziew­czynka.

– No coś ty, to nie twoja wina. Na pewne sy­tu­acje w ży­ciu nie mamy wpływu. Na­wet gdy bar­dzo chcemy coś zmie­nić, to cza­sami nam się nie udaje. I two­jej ma­mie się nie udało.

– Może dla­tego, że miała tylko mnie. A ja nie umia­łam jej po­móc.

– Ale ty je­steś dziec­kiem. A dzieci mają inne obo­wiązki. Mu­szą cho­dzić do przed­szkola lub szkoły, uczyć się, od­ra­biać za­da­nia do­mowe, sprzą­tać swój po­kój, pójść na spa­cer z psem – uspo­ka­jała na­uczy­cielka.

– Za­wsze ma­rzy­łam, aby mieć pie­ska. Ta­kiego ma­łego, dłu­giego, z du­żymi uszami. Nie pa­mię­tam, jak się one na­zy­wają.

– Chyba mó­wisz o jam­ni­kach – od­po­wie­działa nie­pew­nie Zuza.

– Tak. Ma­rzę o jam­niku i kie­dyś będę ta­kiego miała.

– Fan­ta­stycz­nie. Psy są cu­downe.

– Będę się do mo­jego pie­ska cią­gle przy­tu­lała i ni­komu go nie od­dam.

– A on zo­sta­nie twoim praw­dzi­wym przy­ja­cie­lem – do­po­wie­działa z uśmie­chem Zuza.

– Mogę mó­wić do pani cio­ciu? Tak bę­dzie mi le­piej.

– Pew­nie, że tak. Od dzi­siaj będę twoją cio­cią Zu­zią. – Wy­cho­waw­czyni wie­działa, że może mieć przez to pro­blemy, ale mach­nęła na to ręką. Nie umiała od­mó­wić tej ma­łej istotce.

– Ale faj­nie mieć cio­cię! – za­wo­łała Sara z ra­do­ścią i wiel­kim uśmie­chem na twa­rzy. – Cio­ciu, a może ty zo­sta­niesz moją mamą? – za­py­tała z na­dzieją.

– Ja nie mogę, Saro. Ja tu pra­cuję, ale mogę ci obie­cać, że z pa­nią dy­rek­tor znaj­dziemy ci mamę i tatę. Ja będę twoją su­per­cio­cią.

– Po­sta­ram się w to uwie­rzyć, su­per­cio­ciu. Bar­dzo bym chciała. Ale...

– Nie ma żad­nego „ale” – prze­rwała jej Zuza. – Szy­kuj się na pyszny obiad. Dzi­siaj będą twoje ulu­bione placki ziem­nia­czane... Leć umyć ręce.

Wielka prze­stronna sto­łówka, długi ko­ry­tarz. Stare, drew­niane stoły i nie­wy­godne krze­sła. Ty­powy bi­dul. Bar­dzo skrom­nie, ale czy­sto. Sara z każ­dego po­siłku cie­szyła się tak, jakby do­sta­wała piękny pre­zent. A placki, ko­pytka i pie­rogi, szcze­gól­nie z tru­skaw­kami, były dla niej praw­dzi­wie kró­lew­ską ucztą. Po­chła­niała wszystko i dzię­ko­wała. Przez pierw­sze ty­go­dnie ja­dła bar­dzo dużo, na za­pas. Tak jakby je­dze­nie miało się skoń­czyć albo jakby ktoś miał je za­brać. Póź­niej było już spo­koj­niej. Zo­ba­czyła, że dla wszyst­kich star­cza, i jej łap­czy­wość po­woli za­ni­kła.

– Dzię­kuję za pyszne placki – po­wie­działa Sara z lek­kim uśmie­chem. A rzadko się uśmie­chała. Była bar­dzo po­ważna jak na sze­ścio­latkę.

– Pro­szę, Sarko! – krzyk­nęła pani Ma­ria z kuchni. Czę­sto tak zdrab­niała jej imię. – Ju­tro będą pie­rogi z tru­skaw­kami – do­dała.

– O, jak su­per! Bar­dzo lu­bię tru­skawki – od­po­wie­działa dziew­czynka ra­do­śnie. – A do­stanę do­kładkę?

– Mu­szę się za­sta­no­wić – za­żar­to­wała Ma­ria, po czym do­dała z uśmie­chem: – Dla cie­bie za­wsze, ko­cha­niutka.

– To przyjdę pierw­sza!

– Za­pra­szam.

Pani Ma­ria chyba od za­wsze pra­co­wała w bi­dulu. Miała już po­nad sześć­dzie­siąt lat. Tro­chę cho­ro­wała, ale ja­koś da­wała radę. Gdy zo­stała bab­cią, po­czuła się na­prawdę szczę­śliwą osobą. Wiecz­nie opo­wia­dała o swoim wnuku Se­ba­stia­nie i wszyst­kim po­ka­zy­wała zdję­cia z ich wspól­nych za­baw. Za­chwy­cała się jego krę­co­nymi wło­sami, du­żymi, czar­nymi jak wę­giel oczami. Po­wta­rzała, że taki piękny z niego chłop­czyk, a taki ko­chany roz­ra­biaka. Sarę po­lu­biła od pierw­szych dni po­bytu dziew­czynki w domu dziecka. Za­wsze przy­no­siła jej po kry­jomu do­mowe cia­steczka, które sama wy­pie­kała. Ta­kie mo­menty Sara wspo­mi­nała naj­le­piej. Ni­gdy nie do­świad­czyła tego, żeby ktoś o niej pa­mię­tał, go­to­wał dla niej czy da­wał jej drobne upo­minki. To był inny świat, lep­szy od tego, z któ­rego przy­szła. Mu­siała się na­uczyć wielu no­wych rze­czy. Nie po­tra­fiła umyć ząb­ków, bo ni­gdy nie miała szczo­teczki. Nie znała słów „pro­szę”, „dzię­kuję”, „prze­pra­szam”. Wiele razy nie wie­działa, jak ma się za­cho­wać. Na­to­miast szybko się uczyła i ocho­czo nad­ra­biała za­le­gło­ści.

Na­gle za­dzwo­nił te­le­fon. Sara ro­zej­rzała się ner­wowo po parku, otrzą­snęła się ze wspo­mnień i ode­brała po­łą­cze­nie.

– Cześć, sio­stra.

– Do­brze, że dzwo­nisz. – Na­prawdę się ucie­szyła z jej te­le­fonu.

– Wiem, że by­łaś u Aniki. Czuję, że nie jest do­brze.

– By­łam. Fa­tal­nie to za słabe słowo. Jest go­rzej, niż my­śla­łam! Anika roz­sy­pała się do­szczęt­nie. Nie po­trafi so­bie z tym wszyst­kim po­ra­dzić. Cią­gle po­wta­rza, jak bar­dzo ko­cha Fi­lipa i jak to kon­cer­towo spie­przyła. I że jest do ni­czego i się nie dziwi, że on od­szedł, bo jest bez­na­dziejna i wy­grywa wszyst­kie ran­kingi na naj­gor­szą żonę świata. I nie ra­dzi so­bie jako matka. I tak w kółko.

– Cho­lera. To nie­cie­ka­wie – syk­nęła z prze­ra­ża­niem Clau­dia.

– Ciężka sy­tu­acja. Jej po­czu­cie wła­snej war­to­ści leży na pod­ło­dze, cały świat Aniki legł w gru­zach. Okrop­nie cierpi. Pła­kać mi się chce, gdy o tym mó­wię.

– Fa­ceci... Szlag! Ale wszy­scy, tylko nie Fi­lip. Po nim nikt by się tego nie spo­dzie­wał. Nie mogę w to uwie­rzyć. Jej Fi­lip ją zo­sta­wił. Prze­cież to ja­kiś kosz­mar.

– Tak, tylko że to naj­praw­dziw­sza prawda. Szkoda mi jej tak bar­dzo, ale chyba nie umiem jej po­móc – do­dała z bó­lem serca młod­sza sio­stra.

– Kurwa, kurwa, kurwa... Sara, naj­waż­niej­sze, że przy niej je­steś!

– Je­stem. Ale czy to coś da?

– Z pew­no­ścią. Ona musi czuć, że ma wspar­cie i może na nas li­czyć.

– Ja czu­wam, nie martw się.

– Do­brze wiesz, że to musi mi­nąć, mi­nie na pewno. Tu­taj po­trzebny jest cho­lerny czas. Ja wiem, że ła­two mi mó­wić, ale bę­dzie do­brze. Chyba. Nie! Musi być do­brze.

– Też mam taką na­dzieję – od­po­wie­działa ze smut­kiem w gło­sie Sara.

– A może na wi­zytę u psy­cho­loga da się na­mó­wić?! – wy­krzy­czała przez te­le­fon Clau­dia.

– Ja­koś nie mia­łam od­wagi jej tego za­pro­po­no­wać. Wiesz, ja­kie ona ma na ten te­mat zda­nie. – Sara za­smu­ciła się jesz­cze bar­dziej.

– Wiem, ale nie ma in­nego wyj­ścia. To może ja do niej za­dzwo­nię po na­szej roz­mo­wie. Jak my­ślisz?

– To do­bry po­mysł, ale Anika miała się po­ło­żyć. Więc może ju­tro, do po­łu­dnia.

– Do­brze, po­cze­kam – za­pew­niła Clau­dia.

– Do­brze, że je­steś. Faj­nie mieć taką mą­drą sio­strę.

– I wza­jem­nie! Cu­dow­nie, że mamy sie­bie. Po­ra­dzimy so­bie. Jedna za wszyst­kie i wszyst­kie za jedną. Pa­mię­tasz na­sze musz­kie­ter­skie przy­rze­cze­nie?

– Tak, pa­mię­tam. Jedna za wszyst­kie i wszyst­kie za jedną. Ode­zwij się ju­tro po roz­mo­wie z Aniką.

– Obie­cuję.

– Trzy­maj się i nie za­smu­caj. Bę­dzie do­brze, nie może być ina­czej, moja mała musz­kie­terko.

– Ko­cham cię. Pa.

– Ja cie­bie też.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: