Piękna panna Carson - ebook
Piękna panna Carson - ebook
Barrett uważa, że miłość jest dla słabych i nieudaczników, on skupia się na pomnażaniu majątku. Bez wahania zakłada się z przyrodnim bratem, że po poznaniu pięknej Annabelle Carson pozostanie nieczuły na jej wdzięki – przynajmniej przez tydzień. I chociaż Annabelle rzeczywiście olśniewa urodą, to według niego jest naiwna i zbyt podporządkowana nadopiekuńczym rodzicom. Wygrał zakład, ale niechętnie przyznaje, że jego myśli wciąż krążą wokół tej ślicznej dziewczyny i jej los nie jest mu obojętny. Gdy chowana pod kloszem Annabelle decyduje się na desperacki i niebezpieczny krok, natychmiast ratuje ją z opresji. Nie dba o konsekwencje i nagle sobie uświadamia, że nie tylko błędnie ocenił jej charakter, ale także własne uczucia. Dla tej kobiety zrobiłby wszystko…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-6746-5 |
Rozmiar pliku: | 726 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Grazie per l’arte che crei._
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zakochać się w cieniu, w cichym szepcie, w śmiechu gładszym niż jedwab – to niemożliwe.
Ale kiedy dostrzegł w szparze uchylonych drzwi nadgarstek z bransoletką i usłyszał niewinny głos, nie miało dla niego znaczenia, że nie wierzył w miłość… aż do tej chwili.
Znieruchomiał, wyczuwał ruchy na korytarzu i łowił dochodzące stamtąd dźwięki.
A potem odeszła. Kroki oddaliły się.
Wziął głęboki oddech i starał się zatrzymać tę chwilę, nie dopuścić, żeby tubalny głos jej ojca zagłuszył wspomnienie niewinnego dziewczęcego śmiechu.
Gavin powtarzał uparcie, że Annie zmieni poglądy Barretta na miłość i małżeństwo. Ale miłość była dla ludzi, którzy nie potrafili robić pieniędzy, nie dla Barretta. Założył się więc z Gavinem, że jeśli ulegnie wdziękom panny Carson, to zwolni Gavina z obowiązku zwrotu kosztów studiów uniwersyteckich i z opieki nad ich ojcem przez jeden dzień w tygodniu. Gavin nalegał, by Barrett spędził kilka dni w domu Carsona, zanim ogłosi swoje zwycięstwo.
– Niech mi pan powie, panie Carson… – Barrett rozciągnął usta w czymś w rodzaju uśmiechu i pochylił się w stronę starszego mężczyzny. Znał moc swojego spojrzenia. Miał świadomość szerokości swych barów i zdawał sobie sprawę, że jego słowa mogą być groźniejsze niż pięść. – Proszę powiedzieć mi coś więcej o tym balonowym interesie.
– To ma przyszłość. – Carson zawahał się, poruszył się na krześle i drżącą dłonią zaczął poprawiać mankiety koszuli. – Balon to cudowny środek transportu. – Opuścił wzrok. – Ale powiedziałem już panu wszystko, co o tym wiem.
– Nonsens. – Barrett wstał, mięśnie nóg jego napięły się przy tym ruchu, jakby chciały rozsadzić spodnie. – Chętnie wrócę tu jutro i spędzę z panem kilka dni. Porozmawiamy o interesach. Pańskie wyjaśnienia pomogą mi podjąć decyzję. Ma pan bogate doświadczenie, Carson. – I słomiany ogień. Carson nie rozumiał, że powinien skoncentrować się na prowadzeniu handlu świecami i doprowadzić swój interes do rozkwitu, zanim rozpocznie nową działalność, szczególnie tak nonsensowną jak latające balony.
Carson pogładził rękaw, daremne próbując wygładzić zagniecenie.
– Czy… czy to naprawdę konieczne?
Stało się konieczne w momencie, gdy Barrett usłyszał ten śmiech. Carson miał córkę, która prawie nie brała udziału w życiu towarzyskim, ale – jak twierdził Gavin – była jeszcze piękniejsza od swoich sióstr. Barrett nie wierzyłby w to, gdyby nie błysk w oczach brata. Ciekawość zmusiła go do działania, a zakład tylko wzmocnił jego determinację.
Zasłyszany śmiech ciągle dźwięczał mu w uszach, prześladował go. Chciał zobaczyć tę kobietę, Annie, i chciał znowu usłyszeć jej śmiech.
Ukłonił się Carsonowi.
– Dziękuję za zaproszenie. Jestem zaszczycony. Przyjadę jutro, mam nadzieję, że siedem dni wystarczy, byśmy się lepiej poznali.
– Siedem… – Głos zawiódł Carsona.
– Z całego serca przyjmuję. – Barrett nigdy nie zastanawiał się zbyt długo nad swymi posunięciami, ale jego decyzje były stanowcze i nieodwołalne. – Trochę krępuję się o tym mówić… – klepnął się po udzie – …ale mam problemy z chodzeniem po schodach. Byłbym zobowiązany za pokój na pierwszym piętrze. Może od wschodu, żeby promienie porannego słońca podnosiły mnie na duchu.
Pokój Annie znajdował się na pierwszym piętrze. Będzie mógł zobaczyć jej twarz.
Barrett wyszedł na korytarz. Jego brat stał w pobliżu drzwi. Barrett powitał go jedynie wymownym spojrzeniem i zaczął schodzić po schodach. Gavin ruszył za nim. Barrett nie przystanął przy wejściu, liczył, że brat zrozumie wskazówkę. Nic z tego.
Na zewnątrz przystanął tylko na moment, by Gavin zrównał się z nim.
– Odejdź. – Nie podnosił głosu, wokół było zbyt wiele okien. – Wolałbym, aby ludzie nie wiedzieli, że się znamy.
– Wiedziałem, że nie zdołasz się oprzeć wyzwaniu… albo pokusie zobaczenia Annie. – To dumne uniesienie głowy, takie samo jak u ojca, sprawiło, że Barrett poczuł na plecach dreszcz irytacji.
– Nie widziałem jeszcze jej twarzy – mruknął. – Jestem zaciekawiony. Chcę tylko zobaczyć, jak ona wygląda. To wszystko.
Gavin wyciągnął dwa palce i poruszał nimi, imitując chodzenie, a potem prawą ręką unieruchomił te palce.
– Ostatnie słowa nieżonatego mężczyzny.
– Moim ostatnim słowem było: odejdź.
Gavin odwrócił się na pięcie.
– Miłego dnia, panie Barrett. Proszę nie zapominać o tych okładach, które panu zaleciłem – powiedział głośno. – Dobrze panu zrobią, tylko proszę nie ograniczać się do jednego. Bo inaczej, zanim się pan zorientuje, będzie pan unieruchomiony jak wielka gęś przed włożeniem do rondla.
Gavin wrócił do domu.
Barrett otworzył zaciśniętą pięść, zadając sobie w duchu pytanie, dlaczego wydawało mu się kiedyś, że dobrze mieć brata. No tak, ale to Gavin powiedział mu o pięknej Annie.
Powóz nadal na niego czekał. Barrett ruchem głowy nakazał stangretowi siedzącemu na ławce, żeby zajął miejsce na koźle. Szybkim krokiem podszedł do drzwi powozu, otworzył je i wskoczył do środka.
Kiedy brat po raz pierwszy powiedział mu o siostrach Carson, uwagę Barretta zwrócił podziw w głosie Gavina.
Gdyby nie ta bransoletka przesuwająca się po jej nadgarstku, mógłby wyrzucić Annie z myśli i bez obaw czekać na koniec siedmiodniowego zakładu. A tymczasem zastanawiał się, jak wygląda dziewczyna, której śmiech brzmiał tak łagodnie. Czy Annabelle Carson jest rzeczywiście taka piękna?
Zazwyczaj Barrett potrafił skierować myśli na pożądane tory, ale tym razem nie mógł oderwać się od rozważań nad wyglądem kobiety o tak delikatnym śmiechu.
Brzmiał tak czysto. Tak nieskazitelnie.
Gdyby tylko stanęła w uchylonych drzwiach, gdyby mógł na nią zerknąć. W czasie wieczorków i spotkań towarzyskich nigdy nie zwracał uwagi na niewinne panienki na wydaniu otoczone przyzwoitkami. Dla niego praca nie kończyła się o zachodzie słońca ani z chwilą rozpoczęcia muzyki. Wolał budować swoje imperium, niż zajmować się uwieszoną u jego ramienia uroczą, ale niekoniecznie mądrą istotą. Tylko słabi mężczyźni potrzebowali pełnych podziwu spojrzeń, żeby urosnąć we własnych oczach.
Kiedy powóz zwolnił przed domem, Barrett otworzył drzwi, zanim pojazd całkiem się zatrzymał, i wyskoczył, zostawiając zamknięcie drzwi stangretowi.
Wbiegł po schodach do swojego pokoju, rzucił płaszcz i ubranie wierzchnie na krzesło, którego zwykle używał, zdejmując buty. Wrócił pamięcią do kobiecego śmiechu. Jego spodnie wylądowały na stoliku u stóp łóżka. Przeciągnął się, odrzucił głowę do tyłu, zamknął oczy i znów wrócił pamięcią do dziewczęcego śmiechu.
Głośny łoskot przywrócił go do rzeczywistości. Narzucił szlafrok, wypadł na korytarz i zawiązując w biegu pasek, wbiegł po schodach do pokoju ojca.
Nie zaskoczył go widok leżącej na podłodze postaci, którą dostrzegł pomimo mroku.
Pochylił się, jedną rękę zacisnął na koszuli ojca, drugą na jego luźnych spodniach i niemal bez wysiłku podniósł sztywne ciało. Potknął się, gdy jego bosa stopa zawadziła o butelkę.
W kilku krokach dotarł do łóżka i rzucił na nie ojca.
Nie odwrócił się, gdy usłyszał za sobą kroki.
– Summers, postaraj się jutro go wykąpać. I wywietrz pokój.
– Tak. – Summers stanął u boku Barretta. Przez chwilę żaden z nich się nie poruszył.
Barrett wrócił pamięcią do porannych wybryków ojca. Przechylił głowę, żeby móc spojrzeć w oczy służącego.
– Pokojówka doszła do siebie?
– Nic jej nie jest, tylko się przestraszyła. Ona rozumie.
Summers, który znał tylko dwa tempa działania – powolne i błyskawiczne – był jedynym człowiekiem, który niemal pokonał Barretta w walce na pięści, a dojście do siebie zajęło potem Barrettowi więcej czasu, niż się spodziewał.
– Nie wolno zostawić go samego ani na chwilę. Mógłby podpalić dom albo zaatakować którąś z mniejszych służących. – Barrett w roztargnieniu pomasował blizny na dłoni.
– Spał, kiedy zostawiłem go z pokojówką. – W głosie Summersa nie było śladu emocji.
– Albo udawał… – Barrett urwał. – W przyszłości, jeśli już będziesz musiał go zostawić, dopilnuj, żeby były przy nim co najmniej dwie osoby. Tylko ty i ja możemy zostawać z nim sam na sam. Jest silniejszy, niż na to wygląda. Zawsze był.
– Zrobił się głośny. Wrzeszczy przez okno. Sąsiedzi…
– Rób, co w twojej mocy. I nie odwracaj się do niego plecami. Nigdy. – Barrett czuł, że najrozsądniej byłoby zamknąć ojca w jakimś zakładzie. Nie rozumiał, dlaczego tego nie zrobił. Bo przecież nie zależało mu jakoś szczególnie na tym człowieku.
– Na razie niech zostanie, jak jest, trzeba tylko trzymać kobiety z dala od niego. – Zrobił pauzę. – Wracaj do łóżka, Summers. Posiedzę przy nim przez resztę nocy. Będzie miał przyjemne sny. – Na przykład o odejmowaniu innym jedzenia od ust. Albo o podpalaniu płonącą świecą sierści psa. Chociaż tego próbował tylko raz. Barrett zerknął na bliznę biegnącą wzdłuż palca wskazującego do kciuka i przecinającą pierwszy kłykieć.
To, co dla innych ludzi było najgorszym koszmarem, dla jego ojca było bajeczką dla dzieci.
– Brandy przed spoczynkiem, sir? – zapytał Summers.
Barrett potrząsnął głową i przesunął ręką po włosach. A potem rozluźnił kołnierzyk uwierający go w szyję.
– Nie. Jeśli zobaczysz którąś ze służących, przyślij ją na górę z herbatą.
Po wyjściu Summersa przysunął sobie wyściełany fotel i usiadł. O mało nie poprosił, żeby Summers nakrył poduszką twarz ojca. Ciekawe, czy Summers by to zrobił.
Pobiegł pamięcią do niewinnego śmiechu, który słyszał wcześniej. Gavin śmiałby się z niego, gdyby wiedział, że Barrett myślał o tej dziewczynie. Brat miał rację. Córka Carsona wzbudziła jego zainteresowanie.
Zamknął oczy, oparł głowę o obicie fotela i wyobraził sobie świat pełen łagodnego śmiechu.
Annie uniosła głowę, gdy usłyszała pukanie.
– Proszę – powiedziała i zaznaczyła w książce miejsce, w którym przerwała lekturę.
W uchylonych drzwiach pojawiła się twarz ojca.
– Kochanie, będziemy mieli gościa, więc musisz przenieść się o piętro wyżej.
Zmarszczyła nos.
– Ciocia przywozi znajomych?
– Nie. To jeden gość, mężczyzna. Prowadzę z nim interesy. – Ojciec stał jak wmurowany, jego głos miał łagodne, proszące brzmienie.
– Gość? Jeden? – Popatrzyła mu w twarz. – I mam się przenieść?
Ojciec kiwnął głową.
Pokój różany był wolny. Właściwie oba pokoje jej sióstr stały puste. Honour wyjechała do Szkocji, a Laura poślubiła mężczyznę, który przedtem listownie zabiegał o jej względy.
– Poza tym jesteś coraz starsza i wygodniej ci będzie mieć całe piętro dla siebie.
– Mam zostać na górze? – Annie opuściła wzrok na książkę, ale tak naprawdę wcale jej nie widziała. Po chwili przeniosła spojrzenie na twarz ojca. – Jesteś pewien?
– Całkowicie – odparł i mocno zacisnął usta. – Nasz gość to mężczyzna. Jego ojciec, wicehrabia, jest chory i nasz gość zajmuje się rodzinnymi interesami. Nie chcę, żebyś wchodziła mu w drogę, Annie. Będziemy omawiali ważne sprawy. Nie możesz mnie rozpraszać. – Rysy jego twarzy rozluźniły się. – Proszę, kochanie. Będziemy obaj bardzo zajęci. On chce zmienić sklepy z oświetleniem. Uważa, że zaplanowane przeze mnie ulepszenia nie są właściwe.
Annie milczała przez chwilę, wpatrując się w twarz ojca.
– On jest synem wicehrabiego?
Ojciec zacisnął usta i kiwnął głową.
– Tak, ale niezbyt ważnego.
– Niezbyt ważnego? – Pochyliła się naprzód, próbując odgadnąć, co ojciec miał na myśli.
– Tytuł to nie wszystko. – Zerknął na kieszonkowy zegarek. – Ma spore znaczenie, ale to nie wystarczy.
– Miło mi to słyszeć – stwierdziła.
– Cóż, nie chcę przez to powiedzieć, że nie zależało mi, aby twoje siostry dobrze wyszły za mąż. Przyznaję to bez oporu. I rzeczywiście pragnę, abyś ty wykorzystała szansę, którą one zmarnowały. Ale ten mężczyzna, no, on nie myśli o małżeństwie.
– Ja również.
– Nie mów tak. – Wsunął zegarek do kieszonki. – Małżeństwo ma zasadnicze znaczenie. Twoje siostry tego nie rozumiały. Z ciebie będziemy zapewne dumni, a twoje małżeństwo przysporzy rodzinie splendoru. Ty dobrze wyjdziesz za mąż. I będziesz szczęśliwa. Jak twoja matka i ja. Twoje dzieci ci za to kiedyś podziękują.
Przygryzła wewnętrzną stronę policzków i czekała.
– No, dość już tego gadania – oznajmił ojciec. – Przeniesiesz się do pokoju na górze i pozostaniesz tam, dopóki nie zmądrzejesz. – Pochylił głowę. – Nie podobało mi się, że trzymałaś się na uboczu na przyjęciu z okazji urodzin lady Cruise. Kiedy tańczyłaś z lordem Richardem, prawie się do niego nie odzywałaś. Jego ojciec to książę i choć chłopak jest tylko czwartym synem, to pochodzi z zacnej rodziny. – Uniósł twarz. – Przez cały taniec milczałaś jak zaklęta.
– Ojcze, czy ty słyszałeś kiedyś, co on opowiada? Tak, jest synem księcia i potrafi to powiedzieć w pięciu językach.
Ojciec potrząsnął głową.
– Dość tego. Nie pozwolę, żebyś, jak twoje siostry, marnowała takie dobre partie. Z tobą postąpimy jak należy.
– Wysyłając mnie na strych? Gdzie sypiają pokojówki? – To niepodobne do ojca. Annie spodziewałaby się raczej, że będzie ją wpychał do pokoju tego mężczyzny.
– W tym wypadku tak.
– Co jest z nim nie tak?
– Nic – zapewnił. – Ale jego tryb życia… Nie jest taki jak syn księcia. Lord Richard to człowiek godzien podziwu. Szanowany. I wiem, że ma o tobie wysokie mniemanie.
Annie podniosła oczy do sufitu, nie zdołała się powstrzymać.
– Będziesz trzymała się na uboczu przez następnych kilka dni. – Ojciec ściągnął brwi.
– Nie mam zamiaru wam przeszkadzać. Po prostu nie chcę przenosić się na poddasze. Choć może Myrtle byłoby łatwiej, gdyby nasze pokoje sąsiadowały. Nigdy nie wiem, czego się spodziewać, kiedy ją o coś poproszę. Kiedyś wracała aż trzykrotnie, żeby zapytać, po co ją posłałam. Łatwiej byłoby pójść po to osobiście.
– Myrtle to dobra służąca. – Ojciec podniósł głowę i spojrzał Annie prosto w oczy. – Służy mojej rodzinie przez całe życie. Jest lojalna do szpiku kości.
– Pokoje moich sióstr są teraz wolne. Gość może zająć jeden z nich.
Ojciec potrząsnął głową.
– Nie. Zamierzamy rozmawiać o interesach. Nie chcę ryzykować, że nam przeszkodzisz. Zresztą nie wypada, żebyś mieszkała obok obcego mężczyzny. Pan Barrett nie jest zainteresowany małżeństwem, a lord Richard jest. Koniec tematu.
Annie zamknęła książkę i przesunęła palcem po grzbiecie.
– Nie sądzisz, że mam dość rozumu, aby samodzielnie podejmować decyzje?
– Oczywiście, że tak.
– Czasami chciałabym… Może powinnam przenieść się do kuzynki na czas jego wizyty? Mam na to ochotę. Zawsze nalegałeś, żeby to ona odwiedzała mnie, ale nigdy nie pozwoliłeś mi wziąć powozu i pojechać do nich. Prawie nie opuszczam domu, a jeśli już, to wyłącznie z tobą i mamą.
– Nie chcę ryzykować, że rozchorujesz się jak twoja matka. Jesteś moją jedyną rozsądną córką. Twoja matka nie jest sobą, odkąd przyszłaś na świat. – Dolna warga ojca zadrżała. – Jesteśmy oczywiście, wdzięczni, że cię mamy i nie żałujemy, że się urodziłaś.
Annie nie mogła odpowiedzieć. Bolała nad tym, że jej matka była taka wątła, ale marzyła o wyjściu za próg domu, nawet za cenę utraty zdrowia.
– To tylko dlatego, że mi na tobie zależy. – Pierś ojca uniosła się ciężko. – Jeśli nie chcesz wyjść za mąż, jestem w stanie to zaakceptować. Ale jeżeli wyjdziesz za mąż, to tylko za znacznego i szanowanego człowieka. Dobre małżeństwo leży w twoim interesie.
– Wiem.
– Obiecaj mi, że nie pokażesz się podczas pobytu gościa w naszym domu. I nie zapomnij o tym jak poprzednio. Słyszałem twój głos na korytarzu.
– Nie zapomnę.
Kłótnia z ojcem nie miała sensu. Zależało mu jedynie na jej szczęściu i bezpieczeństwie. Uśmiechnęła się do niego. Kiwnął głową, zerknął na książkę, którą trzymała w ręce i wyszedł.
Annie wróciła do powieści, choć nie przepadała za Swiftem. Nie była w nastroju do lektury, więc zaczęła obracać bransoletkę na ręce. Szafiry w srebrnej oprawie. Co za pożytek z posiadania biżuterii, której nikt nigdy nie ogląda?
Gdyby wyraziła pragnienie posiadania tuzina koni, rodzice kupiliby je natychmiast, ale nie oddaliby ich do jej dyspozycji.
Widziała mężczyznę, który bawił w ich salonie poprzedniego dnia. Usłyszała jego niski, tubalny głos i poszła za jego dźwiękiem. Lekarz o mało nie przyłapał jej na podsłuchiwaniu, roześmiała się jednak i powiedziała, że ma smugę dżemu na twarzy. Ten dżem odwrócił jego uwagę.
Lekarz był jedyną osobą, poza rodzicami i służbą, którą Annie widywała. Nie przepadała za nim, ale miał całkiem miły głos. Silny. Prawie równie donośny jak mężczyzna, który rozmawiał z ojcem.
Jednak głos syna wicehrabiego był nieco bardziej tubalny. Nie tak przyjazny. Prawie dudnił w uszach.
Wstała i podeszła do zaciągniętych zasłon. Uchyliła jedną z nich i wyjrzała przez okno. Nie mogła nawet zobaczyć ulicy, tylko dom stojący naprzeciwko. Teraz będzie mieszkała jeszcze wyżej, z widokiem na jeszcze mniej okien.
Tęskniła za siostrą. Intuicyjnie czuła, że Honour jej potrzebuje, i chciała przy niej być. Laura miała się świetnie, tego Annie była pewna. Uciekła z domu, żeby być z mężczyzną, którego kochała.
Bez sióstr jej życie stało się jednostajne, jeden dzień nie różnił się od drugiego. Była pewna, że znajdzie sposób, aby sprowadzić Honour z powrotem do domu, że przekona rodziców, aby ją przyjęli. Tak, z pewnością będą łzy, może czeka ich niesława, ale rodzina przetrwa i zaakceptuje fakty.