Piękna spadkobierczyni - ebook
Piękna spadkobierczyni - ebook
Rhett Brannon przyjmuje zlecenie od udziałowców koncernu Hyatt Heights. Oficjalnie ma zostać konsultantem w firmie, a naprawdę wykazać, że Trinity Hyatt, wdowa po zmarłym niedawno Michaelu Hyatcie, jest oszustką. Zleceniodawcy uważają, że skłoniła go do ślubu podstępem, by dobrać się do jego fortuny. Ale znalezienie dowodów na to, że Trinity jest intrygantką, nie jest łatwe. Rhett zaczyna podejrzewać, że to jego klienci kierują się niskimi pobudkami, a Trinity ma czystą kartę. Jest także bardzo atrakcyjną kobietą. Rhett nie potrafi ukryć, że jej pożąda...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-6719-9 |
Rozmiar pliku: | 640 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Trinity Hyatt szła muzealnym korytarzem, ostrożnie stawiając kroki, jak dziecko, które chce wymknąć się z domu niezauważone przez rodziców. Potrzebowała chwili oddechu. Płonne nadzieje. Przed oczami znowu zobaczyła nagłówek, który dziś rano pojawił się na ekranie komputera: „Podejrzane małżeństwo to zagrożenie dla miejsc pracy”.
Czy ten anonimowy bloger nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo słowa ranią? I dlaczego zilustrował wpis zdjęciem jej nad grobem Michaela? Czy nie dostrzega jej rozpaczy? Czy nie widzi, że łzy są autentyczne?
Odsunęła od siebie wspomnienie szeptów i pełnych insynuacji spojrzeń, jakie powitały ją na dzisiejszej gali charytatywnej. Chciała się skupić na tej skradzionej chwili samotności w jednym ze swoich ulubionych miejsc w Nowym Orleanie.
Matka przyprowadzała ją tu w soboty, kiedy wstęp był darmowy, bo mogły na kilka godzin uciec od wrzasków ojca, oglądać obrazy i rzeźby, chłonąć otaczające je piękno, chociaż niewiele wiedziały o sztuce.
Później przyprowadzał ją tu Michael i opowiadał o artystach i skomplikowanej drodze, jaką ich dzieła przebyły, aż trafiły na południe Stanów Zjednoczonych.
Oboje już nie żyją, a ona nosi w sobie wieczną żałobę po nich, ukrytą głęboko, bo Michael powierzył jej ważne zadanie. I ona wykona zleconą jej misję. Zaraz z głową wysoko podniesioną wróci na galę i będzie reprezentować swojego przyjaciela i jego dzieło. Ale jeszcze moment. Teraz potrzebuje ciszy i spokoju.
Z poczuciem winy myślała o zmarłym mężu. Wciąż trudno jej było tak go nazywać. Michael Hyatt, starszy od niej o dziesięć lat, przez długi czas był jej przyjacielem i mentorem. A mężem zaledwie tydzień.
Ból po jego stracie nie opuszczał jej w dzień i w nocy.
Przystanęła przed liczącym ponad sto lat portretem chłopki z małym synkiem na ręku. Ten obraz zawsze ją wzruszał. Łza popłynęła jej po policzku.
- Wygląda na szczęśliwą, prawda? Emanuje z niej wewnętrzny spokój mimo niewątpliwie ciężkiego życia.
Słysząc jakby echo własnych myśli, obejrzała się zdumiona. Dech jej zaparło na widok mężczyzny stojącego tuż za nią. Skronie miał delikatnie przyprószone przedwczesną siwizną, a srebrne nitki korespondowały ze stalowymi refleksami w zielonkawych tęczówkach. Był wysoki, dystyngowany, pasował do eleganckiego wystroju muzeum, a doskonale skrojony smoking podkreślał wysportowaną sylwetkę.
Spojrzał na jej wilgotny policzek, lecz powstrzymał się od komentarza. Trinity, speszona, otarła łzę.
Krępujące milczenie przedłużało się. Trinity wciągnęła powietrze w płuca, lekko skinęła głową i rzekła:
- Owszem. Ja też zawsze odnoszę takie wrażenie.
Po twarzy nieznajomego przemknęło zdziwienie.
Zesztywniała. Nie pomyślała, że mężczyzna może być reporterem i że nie znalazł się tu przypadkiem. Widywała podobne zaskoczenie na twarzach ludzi, którzy bez ustanku węszyli wokół niej.
Powszechnie znana była historia o jej bardzo religijnym wychowaniu w prostej rodzinie, więc większość owych hien oczekiwała, iż będzie mówiła z lokalnym akcentem. Przecież jest naciągaczką, żądną pieniędzy dziewczyniną z nizin, która chce zdobyć cały majątek Hyattów.
Tak odmalowują ją media inspirowane przez krewnych Michaela. Nikogo nie interesuje, kim naprawdę jest.
Zdziwienie na twarzy nieznajomego zniknęło równie szybko, jak się pojawiło i Trinity pomyślała, że mogło być wytworem jej paranoicznej wyobraźni. Teraz jego spojrzenie prześliznęło się po szafirowej sukni, jednej z kilku, jakie Michael wybrał specjalnie dla niej. Oblała ją fala gorąca.
- Chwila oddechu? – zapytał ściszonym głosem.
Już po raz drugi odgadł jej myśli.
- Och, na tego typu imprezach często robi się duszno.
- Owszem. Dosłownie i w przenośni.
Uśmiech, z jakim wypowiedział te słowa, wywołał w niej dreszcz podniecenia. Nigdy jeszcze niczego podobnego nie doświadczyła. I nie było to uczucie nieprzyjemne.
Spojrzenie mężczyzny wędrowało teraz po kremowych i złotych ścianach rotundy, zatrzymując się na każdym z dwunastu starannie dobranych dzieł stanowiących stałą wystawę w tej części muzeum.
- To miejsce nie jest po prostu oazą spokoju. Jest wyjątkowe. Wspaniałe – stwierdził.
Głęboki tembr jego głosu mile łaskotał skórę. Co się z nią dziś dzieje?
- Nigdy pan tu nie był? – zapytała.
Intruz wywoływał w niej i złość i zmysłową fascynację. Jesteś wdową, powiedziała sobie. Świeżą wdową na dodatek.
- Nie. Jestem tu po raz pierwszy. I w ogóle w Nowym Orleanie. – Wyciągnął rękę. – Rhett Butler. Miło mi panią poznać.
- Naprawdę?
- Żartuję – odparł z uśmiechem. – Naprawdę nazywam się Rhett Brannon, ale gdzie jak gdzie…
Błazen, pomyślała, na głos zaś powiedziała:
- A już myślałam, że pańscy rodzice mieli specyficzne poczucie humoru.
Chociaż z jego włosami i charyzmą rzeczywiście mógł rywalizować z Clarkiem Gable’em grającym Rhetta Buttlera w najsłynniejszej ekranizacji „Przeminęło z wiatrem”.
Instynkt ostrzegał ją, aby nie była zbyt miła. Wyciągnięta ręka przypominała jej węża. Niebezpiecznego. I znowu w jej podejrzliwym umyśle zmysłowa fascynacja walczyła z lękiem. Wiedziała, że nie może uczynić ani jednego fałszywego ruchu w grze, jaką na prośbę Michaela ma rozegrać.
Uścisnęła dłoń Rhetta.
- Dziękuję. Trinity… Trinity Hyatt – przedstawiła się.
Jej wahanie było mimowolne. Chociaż minęły blisko dwa miesiące od katastrofy helikoptera, w której zginął Michael, jeszcze się nie przyzwyczaiła do zmiany nazwiska ani do tego, że rola jego żony jest rolą jej życia. Niezmiernie ważną rolą. Liczył na nią. Cała założona przez niego organizacja charytatywna na nią liczyła. Musi robić to, co należy.
- Trinity? Naprawdę? – zapytał Rhett, jakby nie kojarząc, z kim rozmawia. Może jest dobrym aktorem? Może naprawdę nic o niej nie wie? – Pani też ma ciekawe imię.
Zdecydowanie tak.
- Mama była bardzo religijna.
Zaległa krępująca cisza. Trinity czuła, że ulega uwodzicielskiej aurze, jaką Rhett roztacza wokół siebie. Ucieszyła się więc, gdy gestem zaprosił, aby się kawałek przeszli. Teraz przynajmniej nie musiała patrzeć w jego hipnotyzujące oczy.
- Co pana sprowadza do Nowego Orleanu? – zapytała.
- Interesy. Pewni ludzie, z którymi pracuję, dziś mnie tu zaprosili.
- Miło z ich strony.
Rhett potwierdził to mruknięciem, w którym Trinity wyczuła lekki sceptycyzm.
- Jest tu pani z mężem?
Oniemiała ze zdziwienia, lecz spostrzegła, że Rhett przygląda się jej dłoni.
- Nie – odparła. – Jestem wdową.
Słowo wdowa wciąż brzmiało dziwnie. Sam fakt, że wyszła za mąż za Michaela, był dziwny. Dla niej był to rodzaj transakcji – bardzo korzystnej, zważywszy ogromny majątek, jaki odziedziczyła – oraz przysługi oddanej mężczyźnie, który był jej najlepszym przyjacielem. Przysługa okazała się jednak najcięższym w jej życiu zadaniem, na dodatek do wykonania w pojedynkę, ponieważ Michaela już przy niej nie ma. Rhett przekrzywił głowę w niemym pytaniu.
- Mój… - Trinity się zająknęła – mój mąż, Michael Hyatt, zmarł tragicznie – wyjaśniła.
Rhett powoli kiwnął głową.
- No tak. Jego helikopter się rozbił, prawda?
Musiał słyszeć o katastrofie. Michael był multimilionerem i znanym biznesmenem.
Pytanie tylko, o czym jeszcze Rhett słyszał.
Jakby wyczuwając jej rezerwę, zatrzymał się i złapał jej spojrzenie.
- Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje z powodu straty.
Nie były to tylko zdawkowe słowa, jakie ostatnio poprzedzały niekończące się pytania, na które pragnęła nie musieć odpowiadać.
- Dziękuję.
- Proszę nie dziękować.
Przez jedno mgnienie zapragnęła nie być wdową po Michaelu, o której plotkuje cały Nowy Orlean, a zwyczajną kobietą, która może spontanicznie zareagować na uśmiech przystojnego mężczyzny. Ale nie jest. I zaraz ktoś się zorientuje, że jej nieobecność wśród znakomitych gości zbytnio się przedłuża.
- Przepraszam, muszę wracać – powiedziała.
Ktoś już na pewno zauważył, że zniknęła. Szczególnie stryj Michaela i jego żona.
I przedstawiciele plotkarskich mediów.
Przypomniała sobie wpis na popularnej stronie internetowej „Sekrety i skandale Nowego Orleanu”. Sama nigdy by go nie zauważyła, ale pokazała jej go asystentka, Jenny. Aluzje, że roszczenia chciwej wdowy zagrażają bytowi niezliczonych rodzin, dowodziły, jak dobrze poinformowany jest autor bloga. Jakie jeszcze rewelacje chowa w zanadrzu?
Czy nikt nie rozumie, że ona podziela te same obawy, jak śmierć jej męża i zakwestionowanie testamentu przez jego stryja wpłynie na życie pięćdziesięciu tysięcy ludzi zatrudnionych w rozmaitych firmach na całym świecie?
Wielokrotnie powtarzała sobie, że spełnia życzenie Michaela, ale i ona zadawała sobie pytanie, dlaczego oddał los korporacji oraz tylu pracowników w ręce zwyczajnej kierowniczki programu dobroczynnego. Niemniej nigdy publicznie nie zdradziła się z wątpliwościami. Zbyt wielu ludzi tylko czekało na jej potknięcie, aby wykorzystać je przeciwko niej.
Te zmartwienia jednak zdawały się teraz niczym w porównaniu z nieznanym uczuciem ciepła w dole brzucha wywołanym bliskością mężczyzny idącego u jej boku.
- Muszę wracać – powtórzyła.
- Już? Dopiero się poznajemy – zaprotestował.
Przyspieszyła kroku, lecz nagle obcasem zaczepiła o brzeg sukni, zachwiała się i wyciągnęła rękę, chcąc złapać równowagę. Poczuła męski zapach, ciepło drugiego ciała. Wciągnęła powietrze głęboko w płuca i przerażona własną reakcją, odepchnęła ramiona Rhetta. Nie puścił jej jednak, dopóki mocno nie stanęła na nogach.
- Proszę, nie…
Pociąg do mężczyzny, o którym nic nie wie, był ostatnim doznaniem, jakiego w tej chwili potrzebowała.
Rhett, niezrażony, uniósł brwi i powiedział:
- Z naszej dotychczasowej rozmowy wywnioskowałem, że nie chce pani, aby wszyscy się tu zbiegli…
- Nie rozumiem.
- Proszę spojrzeć, gdyby trafiła pani ręką w to miejsce – podbródkiem wskazał ścianę – uruchomiłaby pani alarm.
Boże, ale byłby skandal, pomyślała z przerażeniem.
- Dzięki – wyszeptała i spuściła wzrok.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odparł Rhett i się oddalił.
- Widzę, że już poznałeś naszą małą spryciulę.
Jakaś nuta w głosie Richarda Hyatta zawsze drażniła uszy Rhetta, jak skrobnięcie paznokciem po tablicy. Wiele go kosztowało, aby nie dać tego po sobie poznać. Odwrócił się i zobaczył za sobą postawnego mężczyznę z twarzą zdradzającą, że nie odmawia sobie przyjemności. Tuż obok stała jego żona wyglądająca jak jego całkowite przeciwieństwo – chuda jak szczapa z zawsze zaciętą miną, bez względu na to, o czym rozmawiano.
Trudno mu było uwierzyć, że blada wrażliwa kobieta, którą przed chwilą spotkał w rotundzie, wyszła za mąż za członka tej rodziny, lecz przecież, jak doskonale wiedział, pozory mylą… Posiadał niezwykłą umiejętność zaglądania pod piękną fasadę i odkrywania ukrytej brzydoty. Owa umiejętność czyniła go mistrzem w zawodzie.
Co prawda wolał to, co robił, nazywać powołaniem.
Trinity z jej oczami łani i uczuciami malującymi się na twarzy, gdy sądziła, że nikt jej nie widzi, sprawiała wrażenie niewinnej. Jej uroda miała w sobie czystość, która do niego przemawiała i sprawiała, iż wierzył, że wyszła za mąż za bratanka Richarda Hyatta z miłości, nie z chęci zysku.
Miała w sobie również coś, co budziło w nim emocje zupełnie niezwiązane z prowadzonym śledztwem.
Ale płakać publicznie wtedy, kiedy wie, że ktoś może ją zobaczyć? A może po prostu jest świetną aktorką? Może uwiodła Michaela Hyatta i wraz z jego tragiczną śmiercią niespodziewanie wygrała los na loterii, została bardzo majętną młodą wdową? Z tego, co mu powiedziano, uwodzicielska niewinność jest fałszywa…
I właśnie on ma to udowodnić.
Coś mu się w tym wszystkim nie zgadzało, lecz nie zamierzał dzielić się wątpliwościami z klientem.
- Uważasz, że to mądrze dziś ze mną rozmawiać? – zapytał i umoczył wargi w whisky.
Zazwyczaj, gdy pracował, nie pił, lecz dzisiaj nie mógł wyróżniać się w tłumie gości. Rozejrzał się po sali i zauważył, że Trinity jeszcze nie wróciła.
- To tylko zdawkowa pogawędka – odparł Richard. Cały czas wodził wzrokiem po zebranych. Wyciągnął do Rhetta rękę. – Udawajmy, że dopiero się poznaliśmy.
Rhett zdusił w sobie westchnienie irytacji i potrząsnął dłonią zleceniodawcy. Praca dla amatorów, którym się wydaje, że zjedli wszystkie rozumy, wymaga anielskiej cierpliwości.
- Jasne – odparł, zniżając głos. – Miło mi. Kilka minut temu miałem przyjemność poznać Trinity Hyatt.
Po wargach Richarda przemknął sarkastyczny uśmiech.
- Nie nazywaj jej tak – prychnęła Patricia Hyatt. – Nigdy nie uznam tego tak zwanego małżeństwa za legalne.
Sąd może mieć inne zdanie na ten temat, pomyślał Rhett, lecz powstrzymał się od komentarza. Niech adwokat jej to wyjaśni.
- Mimo to nasze spotkanie było całkiem miłe. Nie przewiduję kłopotów.
Na twarzach małżeństwa pojawiło się zadowolenie.
Chociaż chciwość tych ludzi budziła w nim niesmak, musiał przyznać, że ich zastrzeżenia nie są bezpodstawne. Trinity Romero stała się panią Hyatt zaledwie tydzień przed tragiczną śmiercią męża, dzięki której ze zwykłej kierowniczki domu pomocy zmieniła się w majętną wdowę. Teraz nowa rodzina kwestionuje jej prawo do spadku. Trinity posiada ręcznie sporządzoną kopię nowego testamentu męża, a jej adwokat twierdzi, że oficjalny dokument znajdował się w helikopterze podczas feralnego lotu.
Bardzo sprytne.
- Wiedziałem, że jesteś właściwym człowiekiem do tej roboty – rzekł Richard. – Nasz adwokat dobrze nam doradził, do kogo się zwrócić. Mężczyzna taki jak ty w tydzień sprawi, że ona zmięknie jak wosk i będzie ci jadła z ręki.
- Może nawet w mniej niż tydzień – wtrąciła jego żona i znad brzegu kieliszka z winem obrzuciła Rhetta spojrzeniem, który damie nie przystoi.
Richard zignorował jej uwagę.
- Wyciągniesz z niej prawdę i będziemy mieli dowód do przedstawienia w sądzie – powiedział.
- Nie mogę zagwarantować, że zdołam to zrobić w wyznaczonym czasie – zastrzegł Rhett.
Richard tylko klepnął go w plecy.
- Masz moje pełne zaufanie. Poza tym inni już się jej dobierają do skóry.
Rhett doskonale wiedział, co Richard ma na myśli, zapytał jednak:
- To znaczy?
- Tutejszy bloger specjalizujący się w praniu brudów zaczął grzebać w przeszłości tej osóbki. Mój adwokat przyśle ci link.
Rhett nie zdradził, że zna te wpisy. Każde zadanie wykonywał skrupulatnie. Niczego nie zostawiał przypadkowi. Portal „Sekrety i skandale Nowego Orleanu” był bardzo często odwiedzaną stroną w mieście i zyskiwał coraz większą popularność nie tylko wśród zwykłych wielbicieli plotek, ale i przedstawicieli elit.
Rhett zaczął żałować, że nie zlecił tego zadania partnerowi. Niestety Chris był zajęty rozpracowywaniem oszusta matrymonialnego usiłującego wyłudzić fortunę od pewnej starszej kobiety. Miał ją uwieść i sprzątnąć ją oszustowi sprzed nosa, ratując majątek, który w odpowiednim czasie przejdzie na prawowitych spadkobierców.
Działalność firmy Rhetta mogła się wydawać nieetyczna, lecz wcale taka nie była. Może od czasu do czasu szeptali komuś do ucha zbyt czułe słówka albo trzymali kogoś w objęciach odrobinę dłużej, niż wypadało, ale nigdy nie przekraczali pewnej granicy. Rhett doświadczył w życiu wystarczająco dużo zdrad i nie miał zamiaru pchać się w sytuacje, które mogą mieć tylko złe konsekwencje.
Chris właściwie już kończył, lecz Rhett nie mógł czekać. Uroda Trinity osłodzi mu nieprzyjemność obcowania z odrażającą rodziną jej męża. Na samą myśl o polowaniu, o subtelnych manewrach potrzebnych do wytropienia informacji koniecznych do obalenia testamentu, krew zaczynała szybciej krążyć w jego żyłach.
Musi tylko przestać zwracać uwagę na inne powody, które sprawiają, że przy Trinity serce bije mu przyspieszonym rytmem.
W końcu państwo Hyatt się oddalili. Rhett znowu umoczył usta w whisky. Odnalazł wzrokiem Trinity. Doskonale wiedział, kiedy wróciła do sali bankietowej. Jego zmysły rejestrowały każde spojrzenie, jakie posyłała w jego kierunku, obojętnie jak bardzo się starała, aby tego nie zauważył. Dlatego podczas rozmowy z Hyattami pozwolił sobie na przelotny grymas niesmaku. Chciał jej okazać, co o nich sądzi.
Mimo odległości, jaka ich dzieliła, namacalnie czuł jej ciekawość i niepokój.
Gdy złapał jej spojrzenie, gestem pozdrowienia uniósł dłoń ze szklanką. Zareagowała lekkim zdziwieniem. Był to dowód, że zawiązała się między nimi więź, której żadne z nich nie wyraziło słowami. Obojętne co kuzyni jej męża mówią, co plotkarze szepczą, co jego sumienie potępia, poznawanie siebie będzie czystą przyjemnością.