Piękny nieznajomy - ebook
Piękny nieznajomy - ebook
Kontynuacja międzynarodowego bestsellera Piękny drań
Uroczy angielski playboy oraz dziewczyna, która postanowiła żyć pełnią życia. I sekretny związek przepojony namiętnością.
Uciekając od niewiernego partnera i nieudanego związku, Sara Dillon przenosi się do Nowego Jorku. Szuka zabawy bez zobowiązań. Spotkanie w klubie z intrygującym i seksownym nieznajomym ma takie być. Sara chce odkryć niegrzeczną stronę swej kobiecej natury, a poznany mężczyzna zgadza się być jej przewodnikiem w tej podróży…
Nie jest tajemnicą, że Max Stella lubi kobiety, chociaż jeszcze nie trafił na taką, którą chciałby zatrzymać przy sobie na dłużej. Przystojny drań z Wall Street ma na swym koncie wiele podbojów, lecz dopiero przy Sarze zaczyna się zastanawiać, czy liczy się dla niego coś więcej.
"Piękny nieznajomy to ostra przejażdżka po świecie dzikich namiętności, pożądania, niegrzecznych zabaw, ale także historia o poszukiwaniu szczęścia, miłości i zaufania. Miejscami zabawna, innym razem wzruszająca opowieść o Sarze i Maksie, których przeznaczenie wrzuca najpierw w świat nieokiełznanych pragnień, a potem pokazuje, że najważniejsza w życiu jest miłość i wierność. Gorąco polecam!".
Agnieszka Lingas-Łoniewska
autorka bestsellerów Zakręty losu i Szukaj mnie wśród lawendy
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7785-731-1 |
Rozmiar pliku: | 944 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Moje poprzednie życie bynajmniej nie umarło po cichu. Odeszło z hukiem.
Ale szczerze mówiąc, to ja wyciągnęłam zawleczkę. W ciągu tygodnia wynajęłam dom, sprzedałam samochód i zostawiłam mojego chłopaka dziwkarza. A chociaż nadopiekuńczym rodzicom obiecałam, że będę ostrożna, dopiero z lotniska zadzwoniłam do przyjaciółki, by jej powiedzieć, że do niej jadę.
Wtedy zaczęło to do mnie docierać w jednej chwili olśnienia.
Byłam gotowa zacząć od początku.
— Chloe? To ja — odezwałam się drżącym głosem, rozglądając się po lotnisku. — Lecę do Nowego Jorku. Mam nadzieję, że wciąż mam tę pracę.
Przyjaciółka wrzasnęła, upuściła telefon i uspokoiła kogoś w tle, że wszystko w porządku.
— Sara przyjeżdża — usłyszałam jej słowa, a moje serce podskoczyło na samą myśl o tym, że na początku nowej przygody znajdę się tam z nimi. — Zmieniła zdanie, Bennett!
Usłyszałam okrzyk radości, klaśnięcie i mężczyzna powiedział coś, czego nie zrozumiałam.
— Co powiedział? — zapytałam.
— Zapytał, czy Andy przyjeżdża z tobą.
— Nie — przerwałam, by zwalczyć niemiłe uczucie ściskające za gardło. Spędziłam z Andym sześć lat i niezależnie od mojej radości z tego, że się go pozbyłam, taka duża zmiana w życiu wciąż wydawała się nieco nierealna. — Rzuciłam go.
Usłyszałam, jak Chloe głośno wciąga powietrze.
— Wszystko dobrze?
— Nawet lepiej. — I rzeczywiście tak było. Chyba do tej chwili nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak dobrze się czuję.
— To chyba najlepsza decyzja w twoim życiu — powiedziała przyjaciółka i przerwała na chwilę, słuchając Bennetta. — Bennett mówi, że przemkniesz przez kraj jak kometa.
Zagryzłam wargi, by ukryć uśmiech.
— Jestem właściwie znacznie bliżej. Na lotnisku.
Chloe wydała nieartykułowany okrzyk i obiecała, że odbierze mnie z La Guardii.
Uśmiechnęłam się, rozłączyłam i podałam mój bilet kobiecie za ladą, stwierdzając, że w porównaniu ze mną kometa jednak jest znacznie bardziej zdecydowana i nakierowana na cel. Ja przypominałam raczej starą wypaloną gwiazdę, którą siła jej własnej grawitacji wsysała do wewnątrz i miażdżyła. Skończył mi się zapał do mojego zbyt idealnego życia, mojej zbyt przewidywalnej pracy, mojego związku bez miłości — wypaliłam się w wieku zaledwie dwudziestu siedmiu lat. Jak w przypadku supernowej, moje życie w Chicago zapadło się pod własnym ciężarem, więc postanowiłam wyjechać. Po wielkich gwiazdach pozostają czarne dziury, po małych — białe karły. Ja zostawiałam za sobą ledwie cień, a całe życie zabierałam ze sobą.
Byłam gotowa rozpocząć od początku jako kometa: zatankować, odpalić i przemknąć po niebie świetlistym łukiem.Rozdział pierwszy
— Masz włożyć srebrną sukienkę, albo cię zasztyletuję! — zawołała Julia ze strefy kuchennej, jak zaczęłam nazywać to miejsce. Z pewnością rozmiary nie pozwalały nazwać tego kuchnią z prawdziwego zdarzenia.
Z rozbrzmiewającego echem, pełnego zakamarków wiktoriańskiego domu na przedmieściach Chicago przeniosłam się do przepięknego apartamentu w East Village, choć małego, bo zaledwie wielkości mojego salonu w poprzednim mieszkaniu. Kiedy się rozpakowałam, poukładałam wszystko na miejscu i zaprosiłam dwie najbliższe przyjaciółki, wydał mi się jeszcze mniejszy. Salon/jadalnię/strefę kuchenną otaczały olbrzymie wykuszowe okna, lecz efekt był mniej pałacowy, a bardziej akwariowy. Julia przyjechała tylko na weekend, na wieczorną imprezę, lecz już przynajmniej z dziesięć razy zapytała, dlaczego wybrałam takie maleńkie mieszkanie.
Prawdę mówiąc, zdecydowałam się na nie dlatego, że tak całkowicie różniło się od wszystkiego, co znałam wcześniej. I dlatego, że jeśli człowiek przeprowadza się do Nowego Jorku bez wcześniejszych przygotowań, zostają do wyboru tylko takie właśnie małe klitki.
W sypialni obciągnęłam dół skąpej minisukienki z cekinami i spojrzałam na oślepiająco białą nogę, którą wystawiłam dzisiaj na widok publiczny. Nie podobało mi się to, że moją pierwszą myślą było, czy według Andy’ego sukienka nie jest zbyt wyzywająca, a drugą — że bardzo mi się ta sukienka podoba. Muszę natychmiast przestać wciąż się skupiać na moim byłym facecie.
— Podaj mi jeden powód, dla którego nie powinnam jej włożyć.
— Nic nie przychodzi mi do głowy. — Do sypialni weszła Chloe w granatowej szmatce, która falowała wokół jej sylwetki, tworząc coś w rodzaju aury. Jak zwykle moja przyjaciółka wyglądała niesamowicie. — Zamierzamy pić i tańczyć, więc pokazanie kawałka ciała jest wymagane.
— Nie wiem, ile ciała chcę pokazać — przyznałam. — Jestem przywiązana do mojej świeżo otrzymanej karty singielki.
— Niektóre kobiety będą pokazywały goły tyłek, więc jeśli tym się martwisz, to na pewno nie będziesz się wyróżniać. Poza tym — Chloe wskazała ulicę — jest za późno na przebieranie, samochód zajechał.
— To ty powinnaś pokazać goły tyłek, w końcu od trzech tygodni opalasz się topless i pijesz cały dzień we francuskiej willi — powiedziałam.
Chloe uśmiechnęła się tajemniczo i pociągnęła mnie za ramię.
— Chodźmy, piękna. Ostatnie parę tygodni spędziłam z BB, mam ochotę na babski wieczór.
Wcisnęłyśmy się do samochodu i Julia otworzyła szampana. Po jednym łyku musującego, szczypiącego płynu cały świat zniknął, zostałyśmy tylko my — trzy przyjaciółki w limuzynie mknącej na powitanie nowego życia.
Tego wieczoru świętowałyśmy nie tylko mój przyjazd — Chloe Mills szykowała się do ślubu, Julia przyjechała z wizytą, a świeżo upieczona singielka Sara miała zamiar zająć się swoim życiem.
* * *
W klubie było ciemno, ogłuszająco głośno i tłoczno od ludzi wijących się na parkiecie, w korytarzach i przy barze. Na małej scenie szalał DJ, a plakaty oblepiające całą fasadę obiecywały, że to najlepszy i najbardziej gorący DJ w Chelsea.
Julia i Chloe były w swoim żywiole. Ja czułam się tak, jakbym całe dzieciństwo i dorosłość spędziła na spokojnych, normalnych imprezach, a tutaj nagle wyskoczyła ze stron nieco monotonnej opowieści z Chicago w roli głównej i wskoczyła między kartki opowieści nowojorskiej.
Było idealnie.
Przepchnęłam się do baru — z zarumienionymi policzkami, wilgotnymi włosami i nogami, które chyba po raz pierwszy od wielu lat miałam wykorzystać we właściwy sposób.
— Przepraszam! — zawołałam, starając się zwrócić uwagę barmana. Chociaż nie miałam pojęcia, co to właściwie znaczy, zamówiłam już śliskie sutki, betoniarkę i fioletowe cycki. W tej chwili w barze panował największy tłok, a muzyka grzmiała tak głośno, że czułam ją w kościach, więc barman nawet nie podniósł na mnie wzroku. Fakt, był zmęczony, a przygotowywanie tylu małych drinków musiało go zniechęcać. Ale moja ubzdryngolona, świeżo zaręczona przyjaciółka wypalała właśnie dziurę na parkiecie i żądała kolejnych drinków.
— Hej! — zawołałam głośno, łupiąc dłonią w bar.
— Bardzo się stara cię ignorować, prawda?
Zamrugałam, uniosłam wzrok — i spojrzałam jeszcze wyżej — na mężczyznę ściśniętego między ludźmi obok mnie. Miał rozmiar sekwoi; kiwnął głową w kierunku barmana, wskazując, o kogo mu chodzi.
— Na barmana nigdy się nie wrzeszczy, kwiatuszku, zwłaszcza nie wykrzykuje się do niego zamówienia. Pete nie znosi robienia dziewczyńskich drinków.
Oczywiście. Oczywiście przy moim pechu musiałam wpaść na przystojniaka parę dni po tym, jak przysięgłam sobie więcej nie zadawać się z mężczyznami. W dodatku facet mówił z brytyjskim akcentem. Wszechświat ma spaczone poczucie humoru.
— A może chciałam zamówić guinnessa? Nigdy nie wiadomo.
— Mało prawdopodobne. Widzę, że cały wieczór zamawiasz małe różowe drinki.
Obserwował mnie przez cały wieczór? Nie byłam pewna, czy mam się ucieszyć, czy przestraszyć.
Przesunęłam się nieco, on też się odwrócił. Miał wyraziste rysy, ostro zarysowaną szczękę i kształtne zagłębienia pod kośćmi policzkowymi, oczy świecące własnym blaskiem i gęste ciemne brwi, głęboki dołek na lewym policzku, kiedy uśmiech dotarł do jego ust. Facet miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, a poznanie jego torsu zajęłoby moim dłoniom wiele księżyców.
„Witamy w Nowym Jorku”.
Barman wrócił i spojrzał wyczekująco na mężczyznę obok mnie. Mój piękny nieznajomy ledwie podniósł głos, lecz jego głęboki ton bez problemu dotarł za bar.
— Macallana na trzy palce, Pete, i coś dla pani. Trochę tu już czeka, prawda? — Odwrócił się do mnie z uśmiechem, który obudził śpiące ciepło głęboko w moim brzuchu. — Ile palców dla ciebie?
Jego słowa wywołały eksplozję w moim mózgu i napływ adrenaliny do krwi.
— Co powiedziałeś?
Niewinność. To tego próbował, kiedy zrobił słodką minę. Jakoś mu to wyszło, chociaż ze zmrużenia oczu odgadłam, że nie posiadał ani jednej niewinnej komórki.
— Naprawdę zaproponowałeś mi trzy palce? — zapytałam.
Roześmiał się i położył na barze największą dłoń, jaką w życiu widziałam, rozszerzając palce. Mógłby ukryć w ręce piłkę do koszykówki.
— Kwiatuszku, lepiej zacznij od dwóch.
Przyjrzałam mu się bliżej. Przyjazne oczy; stanął nie za blisko, lecz na tyle blisko, że wiedziałam, że odszedł do baru specjalnie dla mnie.
— Potrafisz robić aluzje.
Barman zastukał palcami w bar i zapytał o moje zamówienie. Odchrząknęłam i się sprężyłam.
— Poproszę trzy razy seks na plaży. — Zignorowałam jego wściekłe parsknięcie i odwróciłam się z powrotem do mojego nieznajomego.
— Nie wyglądasz na miejscową — zauważył, nieco poważniejąc. Uśmiech jednak został mu w oczach.
— Ty też nie.
— Bingo. Urodziłem się w Leeds, pracowałem w Londynie, a sześć lat temu przeprowadziłem się tutaj.
— Pięć dni — przyznałam, wskazując na siebie. — Z Chicago. Moja firma otworzyła tu oddział i sprowadziła mnie do kierowania finansami.
„Prrr, Sara. Za dużo informacji. Możesz go zachęcić do wścibstwa”.
Nawet nie spojrzałam na niego. Andy był dobry w te klocki, niestety ja nie umiałam flirtować. Moje umiejętności w tej dziedzinie tak zardzewiały, że praktycznie musiałam zostać znów rozdziewiczona. Obejrzałam się za siebie w nadziei, że zobaczę Julię i Chloe, lecz nie dojrzałam ich w tłumie.
— Finanse? Też siedzę w liczbach. — Mężczyzna odczekał, aż znów na niego spojrzę, i uśmiechnął się jeszcze szerzej. — Miło widzieć, jak przebijają się w tej branży kobiety. Zbyt wielu skwaszonych facetów w spodniach wysiaduje na spotkaniach tylko po to, żeby móc napawać się swoimi przemówieniami, zresztą wciąż tymi samymi.
Uśmiechnęłam się.
— Też bywam skwaszona. I czasami również noszę spodnie.
— Na pewno nosisz też figi.
Zmrużyłam oczy.
— W brytyjskim to znaczy coś innego, prawda? Czy to znów jakiś podtekst?
Roześmiał się, przyprawiając mnie o dreszcz.
— Figi to po amerykańsku bielizna.
Sposób, w jaki wypowiedział to ostatnie słowo, skojarzył mi się z dźwiękiem, jaki mógłby wydawać w czasie seksu. Coś we mnie topniało. Zagapiłam się na niego, a mój nieznajomy przekrzywił głowę i zmierzył mnie spojrzeniem.
— Urocza jesteś. Nie wyglądasz na osobę, która często odwiedza tego rodzaju lokale.
Miał rację, ale czy to było aż tak widoczne?
— Nie jestem pewna, jak to potraktować.
— Jako komplement. Jesteś najbardziej świeżą osobą w tym miejscu — chrząknął i spojrzał w kierunku Pete’a wracającego z moimi drinkami. — Dlaczego niesiesz wszystkie te lepkie szklanki na parkiet?
— Przyjaciółka się zaręczyła, mamy babski wieczór.
— Zatem raczej ze mną nie wyjdziesz.
Zamrugałam, po czym zamrugałam jeszcze raz, mocniej. Jego szczerość pozbawiła mnie tchu. Na długą chwilę.
— Ja… co? Nie.
— Szkoda.
— Mówisz poważnie? Przecież dopiero się poznaliśmy.
— A już mam ochotę cię pochłonąć. — Słowa zostały wypowiedziane powoli, niemal szeptem, lecz wywołały w mojej głowie echo godne dzwonów. Najwyraźniej to dla niego nie pierwszyzna — propozycja seksu bez zobowiązań. I chociaż ja nie miałam w tym doświadczenia, kiedy tak na mnie patrzył, wiedziałam, że poszłabym za nim wszędzie.
Wszystkie wypite drinki nagle zaczęły działać; zakołysałam się lekko. Nieznajomy podłożył mi dłoń pod łokieć i podtrzymał mnie z uśmiechem.
— Spokojnie, kwiatuszku.
Mruganiem przywróciłam sobie przytomność umysłu; poczułam, jak w głowie mi się nieco rozjaśnia.
— Kiedy się tak uśmiechasz, mam ochotę wspiąć się na ciebie. I Bóg mi świadkiem, od dawna nie miałam okazji do bliskości z mężczyzną — zmierzyłam go wzrokiem; wszelkie pozory kultury zniknęły. — Coś mi też mówi, że stać cię na więcej niż tylko to… Wystarczy na ciebie spojrzeć.
No i spojrzałam. I jeszcze raz. Wzięłam oddech, by się uspokoić, i wytrzymałam jego rozbawiony grymas.
— Tylko że nigdy nie wyszłam z przypadkowo poznanym facetem, a jestem tu z przyjaciółkami, świętujemy nieodległy ślub jednej z nich, więc… — zabrałam drinki — mamy zamiar to spożytkować.
Kiwnął powoli głową, a jego uśmiech stał się szerszy, jakby przyjmował wyzwanie.
— W porządku.
— To do zobaczenia później.
— Trzeba mieć nadzieję.
— Smacznych trzech palców, nieznajomy.
Roześmiał się.
— Dobrego seksu na plaży.
* * *
Zastałam moje przyjaciółki przy stoliku, zmęczone i spocone. Postawiłam przed nimi drinki. Julia przesunęła jeden w kierunku Chloe, a drugi przyciągnęła do siebie.
— Oby zawsze cię cieszył seks na plaży. — Ujęła ustami krawędź kieliszka i przytrzymała go bez użycia rąk, po czym odchyliła głowę, jednym haustem połykając całego drinka.
— Jasna cholera — wymamrotałam, patrząc na nią z fascynacją, a Chloe obok wybuchnęła śmiechem. — To tak mam to robić? — zniżyłam głos i się rozejrzałam. — Jakbym obciągała facetowi?
— Cud, że nadal mam odruch wymiotny. — Julia dość bezceremonialnie wytarła przedramieniem usta i podbródek i wyjaśniła: — Na studiach często pijaliśmy piwo przez rurkę z lejkiem. — Lekko trąciła Chloe, wołając: — Do dna!
Chloe schyliła się nad stolikiem i również uniosła kieliszek ustami. Gdy nadeszła moja kolej, przyjaciółki odwróciły się do mnie.
— Spotkałam super faceta — odezwałam się bez namysłu. — Naprawdę super. Ma chyba ze trzy metry wzrostu.
Julia zagapiła się na mnie z otwartymi ustami.
— To dlaczego stoisz tutaj i zadowalasz się drinkiem?
Roześmiałam się i pokręciłam głową. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Mogłabym z nim wyjść, a ktoś znacznie odważniejszy ode mnie zapewne skończyłby noc seksem, nawet jeśli nie na plaży.
— To nasz wieczór. Przyjechałaś tylko na dwa dni. Wszystko w porządku.
— Nie pieprz, tylko leć za nim.
Chloe przyszła mi z pomocą:
— Cieszę się, że ktoś ci się spodobał. Od dawna nie widziałam u ciebie takiego uśmiechu, kiedy mówisz o facecie. — Pomyślała chwilę i dodała już poważnie: — Jak się zastanowię, to dochodzę do wniosku, że w ogóle nie widziałam cię z uśmiechem, kiedy mówisz o facetach.
Na tę tak brutalnie podaną prawdę ujęłam ustami kieliszek, ignorując protesty Julii dotyczące mojej kiepskiej postawy, i przechyliłam go. Drink był słodki i pyszny, doskonale rozjaśnił mi w głowie. Natychmiast zapomniałam o palancie z Chicago i o pięknym nieznajomym z baru. Pociągnęłam przyjaciółki na parkiet.
Po paru sekundach czułam się jak pozbawiona kości, mózgu i cudownie wolna, jakbym zerwała się z łańcucha. Chloe i Julia skakały obok, wrzeszcząc słowa piosenek, gubiąc się w masie spoconych ciał wokół. Chciałam zatrzymać młodość jeszcze przez chwilę. W moim rutynowym, uporządkowanym życiu w Chicago nie nacieszyłam się nią w pełni. Dopiero tutaj, wśród piosenek łączonych przez DJ-a w jeden ciąg, uświadomiłam sobie, jak powinnam była żyć po dwudziestce: w światłach dyskoteki, roztańczona, w kusej sukience, z przyjaciółkami, które szaleją, wygłupiają się i cieszą młodością.
Nie musiałam zamieszkać z facetem w wieku dwudziestu dwóch lat.
Mogłam nie przejmować się konwenansami i koniecznością spełnienia cudzych oczekiwań.
Mogłam być właśnie tą dziewczyną — w seksi sukience i tańczącą do upadłego.
Na szczęście jeszcze nie jest za późno. Zobaczyłam pełen uniesienia uśmiech Chloe i odwzajemniłam go.
— Tak się cieszę, że tu jesteś! — wrzasnęła do mnie, przekrzykując głośną muzykę.
Już zbierałam się do podobnie wrzaskliwie pijackiego zapewnienia o przyjaźni, lecz tuż za Chloe w cieniu na skraju parkietu dojrzałam mojego nieznajomego. Nasze spojrzenia się spotkały; żadne z nas nie odwróciło wzroku. On w towarzystwie kolegi pił swoją szkocką, lecz po braku zaskoczenia na jego twarzy wywnioskowałam, że śledził każdy mój ruch.
Skutek tego olśnienia był silniejszy od alkoholu. Rozgrzał każdy milimetr mojej skóry, wypalił dziurę w mojej piersi i zszedł niżej, do żeber, przeniknął w głąb brzucha. Nieznajomy uniósł szklankę, łyknął i się uśmiechnął. Poczułam, jak przewracam oczami i zamykam je.
Chciałam tańczyć dla niego.
Nigdy dotąd nie czułam się tak seksowna, tak doskonale nie panowałam nad tym, czego pragnę. Udało mi się zrobić magisterkę, znaleźć dobrze płatną pracę, a nawet tanio odnowić dom. Nigdy jednak nie czułam się dorosłą kobietą w ten sposób, kiedy tańczyłam jak szalona dla pięknego nieznajomego obserwującego mnie z cienia.
Teraz… właśnie tak chciałam zacząć od początku.
Co to znaczy zostać pochłoniętą? Czy znaczenie jego słów było właśnie takie, jak mi się wydawało? Jego głowa między moimi udami, ramiona oplatające moje biodra, otwierające mnie? Czy chodziło mu to, że znajdzie się na mnie, we mnie, będzie ssał moje usta, szyję i piersi?
Uśmiech wypłynął mi na twarz, ramiona się wyprostowały. Czułam, jak sukienka unosi mi się na udach, ale nie przejmowałam się tym. Ciekawe, czy zauważył. Miałam nadzieję, że zauważył.
Gdybym ujrzała, że sobie poszedł, chwila straciłaby urok, więc nie spojrzałam ponownie w jego kierunku. Nie znałam zasad flirtowania przy barze, może facet potrafi skupić uwagę przez pięć sekund, może przez całą noc. Nieważne. Mogłam udawać przed sobą, że nadal stoi w ciemnościach, dopóki sama podskakiwałam w świetle stroboskopów na parkiecie. Nauczyłam się nie oczekiwać zbyt wiele uwagi od Andy’ego, lecz chciałam, by ten nieznajomy pożerał mnie wzrokiem, wypalając w żebrach dziurę aż do bijącego pod nimi serca.
Zatraciłam się w muzyce i wspomnieniu jego dłoni na moim łokciu, jego ciemnych oczu i słowie „pochłaniać”.
Pochłaniać.
Jedna piosenka płynnie przeszła w drugą, potem w kolejną, aż w końcu, zanim zdołałam wyskoczyć w powietrze, poczułam obejmujące mnie ramiona Chloe i jej śmiech prosto w moje ucho, kiedy przyjaciółka zaczęła skakać ze mną.
— Ściągnęłaś nam widownię! — wrzasnęła tak głośno, że skrzywiłam się i odsunęłam lekko.
Wskazała głową w bok; dopiero wtedy zauważyłam, że otacza nas grupa mężczyzn w dopasowanych ciemnych ubraniach, sugestywnie kręcących rękami w powietrzu. Spojrzałam znów na Chloe, w lśniące, tak dobrze znane mi oczy dziewczyny niebiorącej jeńców, która samodzielnie wspięła się na szczyt jednej z największych światowych firm medialnych i która wiedziała doskonale, co ten wieczór znaczy dla mnie. Nagle poczułam powiew chłodnego powietrza z wentylatorów w suficie. Mruganiem przywróciłam sobie jasność umysłu, choć wciąż kręciło mi się w głowie na myśl, że naprawdę znalazłam się w Nowym Jorku, naprawdę zaczynam nowe życie i naprawdę mi się to podoba.
Lecz cień za plecami Chloe był pusty i ciemny; nie obserwował mnie już żaden nieznajomy.
Mina mi nieco zrzedła.
— Muszę do łazienki! — wrzasnęłam do przyjaciółki.
Wężowym ruchem przesunęłam się między stojącymi w kole mężczyznami, zeszłam z parkietu i kierując się strzałkami, ruszyłam na piętro, które stanowił właściwie duży balkon z widokiem na cały klub. Wąskim korytarzem doszłam do łazienki, gdzie jasne światło wywołało bolesne ukłucie w głowie. Pomieszczenie było zupełnie puste, a muzyka dochodząca z dołu brzmiała jak spod wody.
Wychodząc, poprawiłam włosy i pogratulowałam sobie w myślach wyboru sukienki z niegniotącego się materiału; pomalowałam też usta.
Przeszłam przez drzwi i wpadłam prosto na postawnego mężczyznę.
Przy barze staliśmy blisko, ale jednak nie aż tak blisko. Nie wbijałam się niemal nosem w jego szyję, nie czułam jego zapachu wokół siebie. Pachniał inaczej niż mężczyźni na parkiecie, zlani wodą kolońską. Pachniał czystością, jak mężczyzna w wypranym ubraniu i po łyku szkockiej w ustach.
— Cześć, kwiatuszku.
— Cześć, nieznajomy.
— Przyglądałem się, jak tańczysz. Nieźle szalejesz, chociaż taka mała.
— Widziałam. — Z trudem łapałam oddech. Nogi pode mną drżały, jakby niepewne, czy ugiąć się ostatecznie, czy wrócić do rytmicznych podskoków w tańcu. Zagryzłam wargę, tłumiąc uśmiech. — Czaiłeś się w cieniu. Dlaczego nie podszedłeś i nie poprosiłeś mnie do tańca?
— Bo wydawało mi się, że wolisz być oglądana.
Przełknęłam ślinę, rozdziawiłam usta i zagapiłam się na niego, niezdolna oderwać wzroku. Nie widziałam koloru jego oczu. Przy barze uznałam, że są brązowe, jednak w tym pomieszczeniu, daleko od stroboskopów, widziałam w nich jaśniejsze błyski, żółtawe czy zielonkawe, magnetyzujące. Nie tylko wiedziałam, że mnie obserwuje — i podobało mi się to — ale też tańczyłam całkowicie w rytm fantazji, w której to on mnie pochłaniał.
— Wyobrażałaś sobie, że się napalam?
Zamrugałam. Nie nadążałam za jego bezpośredniością. Czy od zawsze istnieli tacy mężczyźni, którzy potrafią powiedzieć to, co myślą — i co ja myślę — ale przy tym nie przerażają, nie sprawiają wrażenia prymitywów czy nagabywaczy? Jak mu się to udaje?
— No, no — wydobyłam z siebie. — Czyżby…
Ujął moją dłoń i przycisnął mocno, aż poczułam jego wzwód, wbijający mi się w rękę. Automatycznie zacisnęłam na nim palce.
— To od przyglądania się, jak tańczę?
— Zawsze tak tańczysz?
Gdybym nie była tak zaskoczona, pewnie bym się roześmiała.
— Nigdy.
Przyjrzał mi się uważnie, nadal z uśmiechem w oczach, lecz z zaciśniętymi ustami i wyrazem zamyślenia na twarzy.
— Jedź ze mną do domu.
Tym razem faktycznie się roześmiałam.
— Nie.
— Chodź ze mną do samochodu.
— Wykluczone. W żadnym wypadku nie wyjdę z tobą z klubu.
Pochylił się i pocałował mnie krótko, lecz delikatnie w ramię, po czym powiedział:
— Ale ja chciałbym cię dotknąć.
Ja też tego chciałam i nie potrafiłam się tego pragnienia wyprzeć. Panowała ciemność, przerywana nierytmicznymi błyskami świateł, wypełniona muzyką tak głośną, że zmieniała mi puls w żyłach. Co mi szkodzi: jedna szalona noc… W końcu Andy zaliczył ich mnóstwo.
Poprowadziłam nieznajomego wąskim korytarzem do małej pustej niszy nad stanowiskiem DJ-a. Znaleźliśmy się w ślepym zaułku, za rogiem, lecz bynajmniej nie ukryci. Oprócz ściany klubu mieliśmy wokół siebie otwartą przestrzeń, a przed upadkiem na parkiet taneczny chroniła nas tylko sięgająca do pasa balustrada ze szkła.
— No dobrze. Podotykaj mnie tutaj.
Uniósł brwi, długim palcem przesunął po moim obojczyku od jednego ramienia do drugiego.
— A co dokładnie proponujesz?
Spojrzałam w te dziwne oczy, świecące własnym blaskiem, które wydawały się tak bardzo rozbawione tym, co widziały wokół. Wyglądał normalnie, wyjątkowo nawet normalnie jak na kogoś, kto szedł za mną przez cały klub i oznajmił mi bez ogródek, że chce mnie podotykać. Przypomniałam sobie Andy’ego i to, jak rzadko — o ile nie trzeba było zachowywać pozorów — pragnął mojego dotyku, rozmowy ze mną, czegokolwiek ze mną. Czy to właśnie tak się u niego odbywało? Kobieta odciągała go na bok, oferowała siebie, a on brał, co się nadarzyło, po czym wracał do domu, do mnie? Tymczasem moje życie tak się skurczyło, że zapomniałam, jak kiedyś wypełniałam sobie długie samotne noce.
Czy chciwością jest pragnąć tego wszystkiego? Błyskotliwej kariery i kilku chwil szaleństwa od czasu do czasu?
— Chyba nie jesteś psychopatą?
Roześmiał się, pochylił i pocałował mnie w policzek.
— Przy tobie odrobinę mi odbija, ale nie, nie jestem.
— Ja tylko… — zaczęłam i spojrzałam w dół. Położyłam dłoń na jego piersi. Szary sweter był niewiarygodnie miękki — prawdopodobnie kaszmir. Ciemne dżinsy leżały na nim idealnie. Czarne buty nie nosiły śladów żadnych zadrapań. Mężczyzna był niewiarygodnie schludny. — Dopiero się tu wprowadziłam. — To chyba wystarczające wyjaśnienie drżenia mojej dłoni na jego swetrze.
— I w tej chwili nie czujesz się zbyt bezpiecznie, prawda?
Pokręciłam głową.
— Wcale.
Wtedy jednak uniosłam rękę, objęłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie. Przysunął się chętnie, pochylił i uśmiechnął, po czym nasze usta się spotkały. Pocałunek był idealny: nie za mocny, nie za delikatny, a moje usta owionął zapach szkockiej z jego warg. Mężczyzna jęknął cicho, kiedy rozchyliłam wargi i wpuściłam jego język; wibracje mnie rozpaliły. Chciałam czuć każdy wydawany przez niego dźwięk.
— Smakujesz jak cukier. Jak masz na imię?
Na to pytanie poczułam pierwszy prawdziwy atak paniki.
— Nie będziemy się sobie przedstawiać.
Odsunął się i spojrzał na mnie, unosząc brwi.
— To jak mam się do ciebie zwracać?
— Tak jak do tej pory.
— Kwiatuszku?
Pokiwałam głową.
— A jak mnie nazwiesz, jak będziesz blisko końca? — Znów pocałował mnie delikatnie.
Na samą myśl serce podskoczyło mi w piersi.
— To chyba nie ma znaczenia, jak się będę do ciebie zwracać, prawda?
Wzruszył ramionami.
— Pewnie nie ma.
Wzięłam go za rękę i uniosłam do mojego biodra.
— Od roku jestem jedyną osobą, która doprowadzała mnie do orgazmu. — Przesuwając jego palce do krawędzi sukienki, dodałam szeptem: — Czy możesz to zmienić?
Pochylił się, by znów mnie pocałować. Poczułam, jak się uśmiecha.
— Mówisz poważnie.
Pomysł oddania się temu mężczyźnie w ciemnym korytarzyku nieco mnie przestraszył, ale nie na tyle, żebym zrezygnowała.
— Mówię poważnie.
— Wpędzisz mnie w kłopoty.
— Obiecuję, że nie.
Odsunął się na chwilę, by spojrzeć mi uważnie w oczy. Przesuwał spojrzeniem po mojej twarzy, w końcu znów skrzywił się w tym rozbawionym uśmiechu.
— Pomyśleć, że nie masz pojęcia, jak wyglądasz…
Odwrócił mnie, przycisnął przodem do szklanej balustrady tak, że z balkonu spoglądałam na masę skłębionych ciał. Pulsujące światła stroboskopów zawieszonych na żelaznych prętach pod sufitem klubu tuż przede mną oświetlały dół, podczas gdy nasz zakątek na górze pozostawał w cieniu. Ze szpar w parkiecie zaczął wydobywać się specjalny dym, zakrywając tańczących do wysokości ramion; ich poruszenia wywoływały falowanie mgły.
Nieznajomy dotknął palcami krawędzi mojej sukienki z tyłu, uniósł ją i położył dłoń na moich figach, przesunął po pośladkach i między nogami, gdzie z pragnienia jego dotyku zaczynało aż boleć. Nie czułam najmniejszego skrępowania, przeciwnie: wygięłam się w jego dłoni, dając się ponieść.
— Kochanie, jesteś mokra. Co ci się tak podoba? To, że robimy to akurat tutaj? Czy to, że obserwowałem, jak tańcząc, wyobrażasz sobie, że cię posuwam?
Nie odezwałam się z obawy przed tym, co mogłabym powiedzieć, lecz zachłysnęłam się, kiedy wsunął we mnie długi palec. W zakamarkach mózgu błąkały się myśli o tym, co powinnam zrobić, kiedy przypomniała mi się Sara-nudziara z Chicago. Przewidywalna Sara, która zawsze spełniała oczekiwania innych. Nie chciałam już być taka. Chciałam być dzika, nieopanowana i młoda. Po raz pierwszy w życiu chciałam żyć dla siebie.
— Jesteś drobna, ale kiedy tak wilgotniejesz, jestem pewny, że bez problemu zmieściłabyś te trzy palce — roześmiał się i pocałował mnie w kark, masując moją łechtaczkę powoli i drażniąco.
— Proszę — wyszeptałam. Nie miałam pojęcia, czy mnie słyszał. Zatopił twarz w moich włosach, czułam, jak jego fiut wciska mi się w biodro, lecz poza tym nie docierało do mnie nic. Czułam tylko ten długi palec wślizgujący się we mnie.
— Masz zadziwiającą skórę, zwłaszcza tutaj — pocałował mnie w ramię. — Wiesz, że masz idealny kark?
Odwróciłam się i uśmiechnęłam do niego. Oczy miał szeroko otwarte i przejrzyste, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, odwzajemnił uśmiech. Nigdy jeszcze nie zaglądałam facetowi tak głęboko w oczy, kiedy mnie dotykał w ten sposób, a coś w tym mężczyźnie, w tej nocy i w tym mieście wywołało we mnie niezachwianą pewność, że to najlepsza decyzja w moim życiu.
„Kochany Nowy Jorku, jesteś super. Uściski, Sara.
PS: To wcale nie jest gadka po pijaku”.
— Rzadko mam okazję przyglądać się mojemu karkowi.
— Wielka szkoda. — Gdy zabrał dłoń, w miejscu dotyku jego ciepłych palców poczułam chłodny powiew. Mężczyzna wsunął rękę do kieszeni i wyjął małą paczuszkę.
Prezerwatywa. Akurat przez przypadek miał przy sobie prezerwatywę. Mnie nigdy nie przyszło do głowy brać jej ze sobą do klubu.
Odwrócił mnie twarzą do siebie, przycisnął moje plecy do ściany. Schylił się, pocałował mnie najpierw delikatnie, a potem mocniej, gwałtowniej. Kiedy już niemal straciłam dech, odsunął się i zaczął ssać moją skórę na szczęce, ucho, szyję w miejscu, gdzie dziko pulsowała krew. Moja sukienka opadła, lecz jego palce bawiły się materiałem i wciąż ją unosiły.
— Ktoś tu może wejść — przypomniał, dając ostatnią szansę wycofania się, ale jednocześnie zsuwając mi figi na tyle nisko, że mogłam z nich wyjść.
Nie obchodziło mnie to. W ogóle. A może nawet podświadomie pragnęłam, by ktoś tu przyszedł, zobaczył, jak dotyka mnie mężczyzna idealny. Nie myślałam o niczym, tylko o jego dłoniach, o mojej sukience uniesionej na biodra i o tym, jak jego penis mocno i natarczywie wbijał mi się w żołądek.
— Nieważne.
— Jesteś pijana. Może zbyt pijana? Chcę, żebyś pamiętała, jeśli mam cię posunąć.
— No to zrób tak, żebym zapamiętała.
Uniósł moją nogę, rozsunął mi kolana, wystawiając moją skórę na chłodny powiew z klimatyzacji nad naszymi głowami. Cieszyłam się z moich niebotycznie wysokich obcasów, gdy założył sobie moją nogę na biodro. Sięgnęłam między nas, rozpięłam jego dżinsy i zsunęłam bokserki na tyle, by go uwolnić, po czym wzięłam w dłoń stwardniałego członka i potarłam nim o moją wilgotną skórę.
— Cholera, kwiatuszku, zaraz, niech to założę.
Rozpięte spodnie zwisały mu z bioder. Z tyłu mogło się wydawać, że tańczymy, może się całujemy. Jednak on pulsował w mojej dłoni, a realność całej sytuacji przyprawiała mnie o szaleństwo. Miał mnie wziąć, tu i teraz, z widokiem na tłum w dole. W tym tłumie niektórzy znali mnie jako dobrą Sarę, odpowiedzialną Sarę, Sarę Andy’ego.
„Nowy dom, nowa praca, nowe życie. Nowa Sara”.
Mój nieznajomy był ciężki i długi w dłoni. Pragnęłam go, lecz także obawiałam się, że mnie przebije. Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek jakikolwiek mężczyzna był tak twardy.
— Duży jesteś — wymamrotałam.
Uśmiechnął się jak wilk, który faktycznie ma zamiar mnie pożreć, i szybko rozdarł zębami opakowanie prezerwatywy.
— To najpiękniejszy komplement dla mężczyzny. Możesz mi nawet powiedzieć, że się boisz, czy się w tobie zmieszczę.
Przesunęłam jego końcówką po moim wejściu, co przejęło mnie dreszczem. Był tak gorący i twardy pod miękką skórą.
— Cholera. Jeśli nie przestaniesz, dojdę natychmiast w twojej dłoni. — Lekko trzęsącymi się rękami wysunął penisa z mojego uścisku i nałożył prezerwatywę.
— Często ci się to zdarza? — zapytałam.
Stał tuż przede mną, skierowany w moją stronę, i uśmiechał się do mnie.
— Co? Seks z piękną kobietą, która nie chce się przedstawić i woli, żebym ją pieprzył w korytarzu w klubie niż normalnym miejscu jak łóżko czy samochód? — Zaczął wchodzić, boleśnie wolno. W jego oczach płonęło światło. Jasna cholera, nie przypuszczałam, że seks z nieznajomym może być aż tak intymny. Obserwował reakcje uwidoczniające się na mojej twarzy. — Nie, kwiatuszku. Muszę przyznać, że nigdy mi się to nie zdarzyło.
Głos miał ściśnięty i po chwili zamilkł, gdyż wszedł głęboko we mnie; w klubie z pulsującymi jak oddech światłami i muzyką brzmiącą wokół, gdzie nieświadomi niczego ludzie przechodzili ledwie pięć metrów od nas. Mój cały świat skurczył się do miejsca, w którym on mnie wypełniał, gdzie z każdym uderzeniem ocierał się silnie o mnie, a ciepłą skórą bioder przywierał do moich ud.
Nie było już rozmowy, tylko krótkie pchnięcia, które przybierały na sile i szybkości. Przestrzeń między nami wypełniła się cichymi dźwiękami pochwały i ponagleń. Jego zęby wcisnęły mi się w szyję, złapałam go za ramiona, żeby nie spaść przez barierkę lub gdzie indziej, nie na parkiet, lecz do innego świata, w którym tak mi się podobało to całkowite odkrycie, moja przyjemność widoczna tak bardzo dla wszystkich obserwatorów — a zwłaszcza dla tego mężczyzny.
— Chryste, jesteś doskonała. — Wyprostował się, spojrzał na mnie i przyspieszył. — Nie mogę się napatrzeć na twoją idealną skórę i — cholera — tam, gdzie się w tobie poruszam.
Światło zdecydowanie mu sprzyjało, gdyż padało zza jego pleców, więc ja widziałam tylko sylwetkę mojego nieznajomego. Patrząc w dół, nie dostrzegałam niczego oprócz czarnych cieni i ruchu, kiedy wchodził we mnie i znów wychodził. Śliski i twardy, wsuwał się we mnie za każdym razem. Jakby dla podkreślenia, że nie potrzebuję przecież widzieć, światła przygasły niemal całkowicie, a klub wypełnił leniwy, drgający rytm.
— Nagrałem cię, jak tańczyłaś — wyszeptał.
Dopiero po kilku długich chwilach moja świadomość, skoncentrowana na jego pchnięciach, zanotowała znaczenie tych słów.
— Co… co?
— Nie wiem, dlaczego. Nie będę tego pokazywał. Ja tylko…
Obserwował moją twarz, zwalniając, zapewne po to, by dać mi czas do namysłu.
— Tańczyłaś jak nawiedzona. Chciałem to zapamiętać. Do licha, czuję się, jakbym wyznawał grzechy.
Przełknęłam ślinę, a on pochylił się i pocałował mnie. Dopiero wtedy zapytałam:
— Czy to dziwne, że podoba mi się to, co zrobiłeś?
Roześmiał się w moje usta, poruszając się we mnie powolnymi, ale zdecydowanymi ruchami.
— Po prostu ciesz się, dobrze? Lubię cię obserwować. Tańczyłaś dla mnie. Nic w tym złego.
Uniósł moją drugą nogę, zaplótł je obie wokół swojego pasa i przez kilka cudownych sekund w ciemności naprawdę ruszył. Szybko i zdecydowanie, wydając przy tym cudowne stęknięcia, a gdyby ktoś przypadkiem naszedł nas w tym ciemnym kącie na balkonie, nie miałby najmniejszych wątpliwości, co się tu dzieje. Sama ta myśl — gdzie jesteśmy, co robimy i że ktoś może zobaczyć, jak ten mężczyzna bierze mnie brutalnie — sprawiła, że się zatraciłam. Głowa opadła mi do tyłu na ścianę i poczułam…
Poczułam.
Poczułam, jak narasta w brzuchu tak nisko i ciężko, jak bolesna kula tocząca się wzdłuż kręgosłupa, potem na zewnątrz, wybuchająca w podbrzuszu tak mocno, że krzyknęłam, nie przejmując się, czy ktoś mnie usłyszy. Nie musiałam nawet widzieć jego twarzy, wiedziałam, że obserwuje, jak się rozpadam.
— Jasna cholera — wyszeptał spierzchniętymi ustami i sam doszedł z niskim jękiem, wbijając palce w moje biodra.
„Mogę mieć siniaki” — pomyślałam. „Mam nadzieję, że będę miała siniaki”.
Chciałam pamiątki po tej nocy i tej Sarze, kiedy już wyjdę, żeby lepiej wyodrębnić moje nowe życie, którego tak pragnęłam.
Nieznajomy znieruchomiał i oparł się ciężko o mnie, z ustami delikatnie dotykającymi mojej szyi.
— Dobry Boże. Moja mała nieznajoma, wyssałaś ze mnie wszystkie siły.
Pulsował we mnie — reakcja po orgazmie — a ja chciałam, żeby został tak zatopiony w głębi mnie przez całą wieczność. Wyobrażałam sobie, jak wyglądamy z drugiej strony klubu: mężczyzna przyciska kobietę do ściany, zarys jej nóg na jego biodrach widoczny w ciemności.
Szeroką dłonią przesunął od mojej kostki do biodra, a potem z cichym jękiem oderwał się, postawił mnie na podłodze, odsunął się i zdjął prezerwatywę.
Jasny gwint, nigdy dotąd nie zrobiłam niczego nawet w przybliżeniu tak wariackiego. Uśmiech rozjaśnił mi całą twarz, a nogi zadrżały, jakby już nie chciały mnie podtrzymywać.
„Tylko bez paniki, Saro. Tylko bez paniki”.
Było idealnie. Wszystko było idealne, lecz teraz musi się skończyć. „Rób wszystko inaczej. Bez imion, bez zobowiązań. Bez żalu”.
Wygładziłam sukienkę i wspięłam się na palce, by pocałować go jeszcze raz.
— To było niewiarygodne.
Kiwnął głową, mrucząc cicho przy pocałunku.
— Było. A teraz…
— Idę na dół. — Zaczęłam się odsuwać i machnęłam do niego ręką.
Spojrzał na mnie zdezorientowany.
— A ty…
— W porządku. Wszystko w porządku. U ciebie też?
Oszołomiony pokiwał głową.
— No to… dzięki. — Z adrenaliną wciąż buzującą w żyłach odwróciłam się, zanim zdążył odpowiedzieć, i zostawiłam go w niezapiętych spodniach i z zaskoczonym uśmiechem.
Po kilku minutach znalazłam Chloe i Julię, obie gotowe do powrotu. Ramię w ramię opuściłyśmy klub i dopiero w taksówce, kiedy w ciszy przeżywałam jeszcze raz każdą sekundę tego, co zaszło między mną a tym obcym, silnym mężczyzną, przypomniałam sobie, że zostawiłam bieliznę na podłodze u jego stóp, a na jego telefonie film, w którym tańczyłam.Rozdział drugi
W sobotę moje życie było doskonałe: zawrotna kariera, uporządkowane mieszkanie, kilka kobiet gotowych na figle w dowolnym miejscu i czasie. W niedzielę i poniedziałek wszystko się rozsypało. Nie mogłem się skupić, obsesyjnie oglądałem ten przeklęty filmik, a figi nieznajomej wypalały dziurę w szufladzie komody w sypialni.
Poprawiając się na krześle, przesunąłem kciukiem po wyświetlaczu, po raz tysięczny tego dnia włączając telefon. Uczestnicy lunchu biznesowego znów zboczyli z tematu, a ja próbowałem ze wszystkich sił wyglądać na uprzejmie zainteresowanego tym, co mówią, jednak kiedy rozmowa zeszła na futbol amerykański, miałem dość.
I tak byłem w stanie myśleć wyłącznie o niej.
Spojrzałem w dół, sprawdziłem, czy telefon jest ściszony, i wahałem się tylko przez moment, po czym wcisnąłem „odtwórz”.
Ekranik był ciemny, obraz zamazany, lecz nie musiałem widzieć wszystkich szczegółów — i tak wiedziałem, co będzie za chwilę. Nawet bez dźwięku pamiętałem pulsującą muzykę, poruszające się w jej rytm biodra, sukienkę unoszącą się coraz wyżej na udach. Amerykanki nie doceniają uroku bladej skóry bez piegów, lecz moja nieznajoma miała najpiękniejszą skórę, jaką w życiu widziałem. Cholera, gdyby dała mi szansę, wylizałbym ją od kostek do bioder i z powrotem. Teraz wiedziałem, że tańczyła właśnie dla mnie, ze świadomością, że ją obserwuję.
I bardzo się to jej podobało.
Chryste, ta skąpa sukienka… Jej rozwichrzone włosy i ogromne, niewinne, brązowe oczy. To przez te oczy miałem ochotę robić z nią bardzo, bardzo brzydkie rzeczy, kiedy tak na mnie patrzyła.
Doskonała pupa i cycki też wspaniałe.
— Kiepskie z ciebie towarzystwo na lunch, Stella. — Will ukradł mi frytkę z talerza.
— Mmm? — mruknąłem, wciąż wpatrzony w telefon, starając się nie reagować w żaden sposób. — Gadacie o futbolu, a ja umieram z nudów. Tak zupełnie dosłownie siedzę i umieram.
W tej branży nauczyłem się już, że nigdy, przenigdy nie wolno odkrywać kart, nawet jeśli są najgorsze. Nie należy również pokazywać filmiku z tańczącą dziewczyną, którą zaraz potem przeleciało się pod ścianą.
— To, co oglądasz na telefonie, jest najwyraźniej tysiąc razy ciekawsze niż perspektywy na ten rok. I nie chcesz się pochwalić.
Gdyby tylko wiedział.
— Sprawdzam rynek — powiedziałem, kręcąc lekko głową. Niemal z jękiem wyłączyłem film i wsunąłem telefon do kieszeni marynarki. — Nuda.
Will wysączył ostatnie krople drinka i się roześmiał.
— Okropne, że tak doskonale kłamiesz. — Gdybyśmy nie byli najlepszymi kumplami od otwarcia jednej z najlepszych spółek kapitałowych w mieście trzy lata temu, może i bym mu uwierzył. — Pewnie oglądasz sobie porno.
Zignorowałem go.
— Hej, Max — wtrącił James Marshall, nasz główny doradca techniczny. — Co się stało z tą kobietą, z którą rozmawiałeś przy barze?
Zwykle na pytanie kumpli o przypadkowe kobiety wzruszałem ramionami i odpowiadałem: „szybki numerek” albo po prostu: „samochód”. Jednak z jakiegoś powodu tym razem pokręciłem głową i powiedziałem:
— Nic.
Do naszego stolika przyniesiono następną kolejkę drinków. Podziękowałem z roztargnieniem, chociaż jeszcze nie tknąłem pierwszego. Spojrzeniem bezustannie przeczesywałem pomieszczenie, które wypełniał zwykły o tej porze tłum ludzi spotykających się w interesach i kobiet umówionych na lunch.
Miałem ochotę wyczołgać się z własnej skóry.
James jęknął, zamykając segregator i chowając go do teczki. Przytknął szklankę do czoła i się skrzywił.
— Czy ktoś jeszcze odczuwa skutki weekendu? Ja już jestem za stary na takie wyskoki.
Uniosłem moją szkocką do ust i natychmiast pożałowałem. Jak to możliwe, że alkohol, który popijałem praktycznie codziennie od okresu dojrzewania, przypomni mi o raz widzianej kobiecie?
Ktoś chrząknął; uniosłem wzrok.
— Hej — odezwał się Will. Podążyłem za jego spojrzeniem: przez restaurację przechodził mężczyzna. — Czy to nie Bennett Ryan?
— Niech mnie… — odparłem, wpatrując się w wysoką sylwetkę starego przyjaciela.
— Znasz go? — zapytał James.
— Tak, studiowaliśmy razem i przez trzy lata mieszkaliśmy w jednym pokoju. Kilka miesięcy temu zadzwonił z prośbą o wynajęcie mojego mieszkania w Marsylii, chciał się oświadczyć dziewczynie. Rozmawialiśmy o nowym biurze Ryan Media w Nowym Jorku.
Przyglądaliśmy się Bennettowi, który przystanął przy stoliku w odległym końcu sali i z uśmiechem idioty pochylił się, by pocałować oszałamiającą brunetkę.
— Zdaje się, że Francja pomogła — roześmiał się Will.
Ale ja skupiłem uwagę nie na przyszłej pani Ryan, lecz na pięknej kobiecie stojącej obok i sięgającej po portmonetkę. Karmelowo-miodowe włosy, te same czerwone usta, które całowałem w klubie, te same wielkie brązowe oczy.
Z trudnością powstrzymałem się, żeby nie zerwać się z krzesła i nie podbiec do niej. Uśmiechnęła się do Bennetta, potem powiedziała coś, na co ona i przyjaciółka się roześmiały, i we trójkę wyszli z restauracji. Mogłem tylko przyglądać się, jak odchodzą.
Chyba przyszła pora na wizytę u starego przyjaciela.
* * *
— Max Stella! — Duże metalowe drzwi oddzielające wewnętrzne biuro od holu recepcji otworzyły się i na moje spotkanie wyszedł z nich on sam. — Co tam u ciebie, do licha?
Odsunąłem się od szklanej ściany wychodzącej na Piątą Aleję i podałem Bennettowi rękę.
— Doskonale — odparłem, rozglądając się wokół.
Atrium miało co najmniej dwa piętra wysokości, a gładkie marmurowe posadzki lśniły w promieniach słońca. Z boku urządzono małą poczekalnię ze skórzanymi sofami, a z wysokości co najmniej sześciu metrów zwisał ogromny kryształowy żyrandol. Za szerokim biurkiem wbudowano w ścianę gładki wodotrysk, w którym woda spływała po niebieskoszarym kamieniu. Grupka pracowników spieszyła z wind do biur, rzucając Bennettowi nerwowe spojrzenia.
— Chyba się zadomowiłeś.
Gestem dłoni zaprosił mnie do środka.
— Powoli się rozkręcamy. W końcu Nowy Jork to wciąż Nowy Jork.
Zaprowadził mnie do biura leżącego w rogu budynku, z oknami bez framug i zapierającym dech widokiem na park.
— A narzeczona? — zapytałem, wskazując głową zdjęcie na biurku. — Pewnie spodobało się jej nad Morzem Śródziemnym, inaczej za cholerę nie zgodziłaby się wyjść za takiego aroganckiego sukinsyna.
Bennett się roześmiał.
— Chloe jest idealna. Dzięki, że mogłem ją tam zabrać.
Wzruszyłem ramionami.
— Przez większość roku dom stoi pusty, cieszę się, że się udało.
Przyjaciel wskazał mi krzesło, a sam zasiadł w wielkim fotelu plecami do okna.
— Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie?
— Fantastycznie.
— Tak słyszałem — podrapał się w policzek i przyjrzał mi się uważniej. — Wpadnij kiedyś, jak się już urządzimy. Opowiedziałem o tobie Chloe.
— Mam nadzieję, że nie wszystko. — Bennett Ryan prawdopodobnie znał mnie z najgorszej strony z moich szalonych czasów.
— No cóż — przyznał — powiedziałem jej tylko tyle, żeby zechciała cię poznać.
— Z przyjemnością wpadnę sprawdzić, jak żyjecie. — Rzuciłem okiem na budynki za jego plecami i się zawahałem. W takich sytuacjach trudno było odczytać emocje Bennetta; to dlatego zrobił tak błyskotliwą karierę. — Ale przyznaję, chciałbym cię prosić o przysługę.
Pochylił się z uśmiechem w moją stronę.
— Tego się spodziewałem.
Pracowałem już z najbardziej onieśmielającymi ludźmi na świecie, ale jednak to Bennett Ryan zawsze sprawiał, że jak najstaranniej dobierałem słowa. Zwłaszcza w tak… delikatnej sprawie.
— Zainteresowałem się kobietą, którą poznałem niedawno w klubie. Nie wziąłem jej numeru telefonu i teraz pluję sobie w brodę. Niesamowite, ale to ta sama, która jadła wczoraj lunch z tobą i twoją uroczą Chloe.
Przyglądał mi się przez chwilę.
— Mówisz o Sarze?
— Więc ona ma na imię Sara — stwierdziłem odrobinę zbyt triumfalnie.
— O nie — pokręcił głową. — Nie ma szans, Max.
— Co? — Jednak przy Bennetcie nie mogłem za długo udawać niewiniątka. Gość znał mnie z czasów studenckich, kiedy nie zachowywałem się najlepiej.
— Chloe wyrwie mi jaja, jeśli się dowie, że dopuściłem cię w pobliże Sary. Nie ma mowy.
Położyłem dłoń na piersi.
— Ranisz mnie, przyjacielu. A jeśli mam uczciwe zamiary?
Bennett roześmiał się, wstał i podszedł do okna.
— Sara jest… — zawahał się. — Właśnie dochodzi do siebie po nieprzyjemnym rozstaniu. A ty… — spojrzał na mnie i uniósł brwi — nie jesteś w jej typie.
— Daj spokój, Ben. Już nie jestem tym dziewiętnastoletnim palantem.
Obdarzył mnie ironicznym uśmieszkiem.
— Może nie, ale pamiętaj, że to ja widziałem, jak jednego wieczoru poderwałeś jednocześnie trzy laski, przy czym żadna nie zorientowała się, że ma konkurencję.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki