Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pierścień ognia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Październik 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,90

Pierścień ognia - ebook

Tajwan jako pierwszy opracowuje futurystyczną technologię zimnej fuzji. Pekin dostrzega swoją szansę. Największa armia świata szykuje się do inwazji.

 

Stany Zjednoczone, jak zwykle, gdy w grę wchodzą zasoby, technologia i pieniądze, wysyłają swoją flotę.

Najpotężniejsza morska siła świata kieruje się ku wodom Morza Południowochińskiego.

 

Pacyfik staje się areną największego konfliktu morskiego od czasów II wojny światowej.

 

Gdzieś pośrodku tego piekła ląduje europejska jednostka specjalna Radegast z Polakami w swoich szeregach...

 

W cyklu ukazały się:

1. WSCHODNI GROM

2. PERSKI PODMUCH

3. KAUKASKI PŁOMIEŃ

4. PIERŚCIEŃ OGNIA

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64523-62-5
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Oko­li­ce Ji­lan, Re­pu­bli­ka Chiń­ska | 19 maja 2023, go­dzi­na 20:01

Więk­szość bu­dyn­ków wciąż sta­ła. Czę­ścio­wo na­ru­szo­ne eks­plo­zja­mi kop­ci­ły słu­pa­mi czar­ne­go dymu. Po­wy­bi­ja­ne szy­by chrzę­ści­ły pod po­de­szwa­mi bu­tów. Jamy fu­tryn stra­szy­ły lśnią­cym we­wnątrz bu­dyn­ków ogniem. Chiń­czy­cy ude­rzy­li bru­tal­nie i za­bój­czo sku­tecz­nie. In­te­li­gent­ne bom­by, po­ci­ski ma­new­ru­ją­ce da­le­kie­go za­się­gu, środ­ki znisz­cze­nia na­pro­wa­dza­ne z chi­rur­gicz­ną pre­cy­zją. Jesz­cze kil­ka­na­ście lat temu w taki sce­na­riusz nie uwie­rzył­by nikt. Dzi­siaj Pań­stwo Środ­ka sta­ło się jed­ną z naj­sku­tecz­niej­szych ma­chin wo­jen­nych współ­cze­sne­go świa­ta.

Prze­bie­gli mię­dzy zmiaż­dżo­nym przez ka­wał ścia­ny se­da­nem i rzę­dem ro­we­rów, po­zo­sta­wio­nych w dłu­gim na kil­ka me­trów sto­ja­ku. Co chwi­la nad mia­stem roz­le­gał się wizg prze­la­tu­ją­ce­go my­śliw­ca. Taj­wań­czy­cy wła­ści­wie już nie wal­czy­li w po­wie­trzu, na lą­dzie nie szło im o wie­le le­piej. Gdy­by nie Ame­ry­ka­nie, chiń­skie lot­nic­two la­ta­ło­by nad wy­spą nie­mal cał­ko­wi­cie bez­kar­nie. Ja­kub Ja­strzęb­ski wy­chy­lił się nie­znacz­nie w stro­nę wy­lo­tu uli­cy. Cy­fro­wy zoom w HUD-zie heł­mu po­zwa­lał na ni­czym nie­zmą­co­ną ob­ser­wa­cję.

Ską­pa­ne w bu­tel­ko­wej zie­le­ni skrzy­żo­wa­nie wy­glą­da­ło na cał­ko­wi­cie mar­twe. Gło­śna ka­no­na­da do­bie­ga­ła z sa­me­go cen­trum, na przed­mie­ściach wal­ki ogra­ni­cza­ły się do ostrza­łów i bom­bar­do­wań. Na pra­wo, nie da­lej niż sto me­trów od ich po­zy­cji, ma­ja­czy­ła wy­so­ka świą­ty­nia. Peł­na łu­ków i zdo­bień wy­ra­sta­ła po­mię­dzy be­to­no­wy­mi klo­ca­mi ni­czym elfi pa­łac. Ja­strzęb­ski spoj­rzał w lewo. Tu rów­nież sys­tem nie wy­ła­pał ni­cze­go szcze­gól­ne­go. Kil­ka do­mów i je­den sklep wy­glą­da­ły na nie­na­ru­szo­ne. Chiń­czy­cy wy­lą­do­wa­li w Ji­lan le­d­wie kil­ka­dzie­siąt mi­nut wcze­śniej. Mro­wie śmi­głow­ców za­wi­sło nad mia­stem, de­san­tu­jąc ko­lej­ne ciem­ne syl­wet­ki. Chiń­ski „He­li­kop­ter w ogniu”, po­my­ślał wte­dy Ja­strzęb­ski.

– Skrzy­żo­wa­nie czy­ste, do za­bu­do­wań mamy sto dwa­dzie­ścia me­trów. Przej­dzie­my mię­dzy bu­dyn­ka­mi, po­tem mamy ka­wa­łek otwar­te­go te­re­nu – po­wie­dział Ja­strzęb­ski, lu­stru­jąc oko­li­cę. Nad kom­bi­na­tem prze­my­sło­wym, do któ­re­go zmie­rza­li, ro­sła co­raz ja­śniej­sza łuna. – Kom­pleks mu­siał obe­rwać, ale lep­szej dro­gi nie ma.

– Przy­ją­łem, An­tra­cyt Je­den. Mo­że­my pod­cho­dzić? – usły­szał w słu­chaw­ce głos ka­pi­ta­na Pre­is­sa.

Ja­strzęb­ski jesz­cze raz prze­su­nął wzro­kiem po bu­dyn­kach i wy­mar­łych uli­cach. Poza kil­ko­ma po­rzu­co­ny­mi sa­mo­cho­da­mi i tar­ga­ny­mi po­dmu­cha­mi wia­tru ka­wał­ka­mi pa­pie­ru nie za­uwa­żył ni­cze­go. Sys­tem mil­czał, w za­się­gu opty­ki nie cza­ił się ża­den czło­wiek ani wro­gi po­jazd. Gdy­by nie od­le­głe po­mru­ki de­to­na­cji, Ji­lan przy­po­mi­na­ło­by plan fil­mo­wy hor­ro­ru kla­sy B.

– Mo­że­cie pod­cho­dzić. Te­ren czy­sty – po­twier­dził i wy­chy­lił się tro­chę bar­dziej. Przy­ci­snął kol­bę MSBS-a do ra­mie­nia i zło­żył się do strza­łu.

– Idzie­my… – rzu­cił Pre­iss.

Mi­nu­tę póź­niej nie­wiel­ki­mi grup­ka­mi po­ko­ny­wa­li opu­sto­sza­łe skrzy­żo­wa­nie. Gru­pę wy­stra­szo­nych dy­plo­ma­tów ochra­nia­li ope­ra­to­rzy Ra­de­ga­stu. W od­róż­nie­niu od nie­wzru­szo­nych spe­cjal­sów cy­wi­le przy­po­mi­na­li żywe tru­py. Kil­ka dni tu­łacz­ki od­ci­snę­ło na nich swo­je pięt­no.

– Rze­czy­wi­ście ko­muś tu przy­je­ba­li… – stwier­dził Boł­koń­ski. Wy­lot ulicz­ki, w któ­rą wbie­gli, wy­cho­dził pro­sto na wą­ski spła­che­tek pola upraw­ne­go i znaj­du­ją­ce się da­lej ogro­dze­nie ota­cza­ją­ce kom­bi­nat.

– Po­żar się roz­prze­strze­nia. Może jed­nak…? – za­py­tał Ja­strzęb­ski.

– Nie mamy cza­su. Chiń­czy­cy praw­do­po­dob­nie zdu­si­li już opór w cen­trum i wy­par­li Taj­wań­czy­ków na przed­mie­ścia. Za­ma­ru­dzi­my tu jesz­cze kil­ka mi­nut i wpad­nie­my mię­dzy obie ar­mie – od­po­wie­dział Pre­iss, krę­cąc prze­czą­co gło­wą.

– Pre­iss ma ra­cję. Mu­si­my przejść przez fa­bry­kę, do celu zo­sta­ło nam pięt­na­ście ki­lo­me­trów, a czas ucie­ka – do­dał Boł­koń­ski.

– Do­bra, idzie­my jak do tej pory. „Whi­skers” ze spot­te­rem na wąsy, resz­ta w gru­pach – po­wie­dział Pre­iss i ru­szył do tyłu. Zbi­ci w grup­ki cy­wi­le co chwi­la ku­li­li się na dźwięk de­to­nu­ją­cych bomb i wy­strza­łów z dział.

– Są co­raz bli­żej… – wy­szep­tał Ro­sja­nin.

– Wiem, An­driej, zbie­raj­my się stąd.

Kil­ka hal fa­brycz­nych roz­my­wa­ło się w du­szą­cym dy­mie. Gdy­by nie sys­tem fil­trów w za­mknię­tych heł­mach, ope­ra­to­rzy mie­li­by taki sam pro­blem z od­dy­cha­niem jak cy­wi­le. W jed­ną z hal tra­fi­ło kil­ka po­ci­sków ra­kie­to­wych i ro­ze­rwa­ny dach przy­po­mi­nał po­dziu­ra­wio­ne ciel­sko gi­gan­tycz­ne­go mon­strum. Ogień bu­chał wy­so­ko po­nad po­strzę­pio­ną bla­chę i hu­czał w ciem­no­ściach. Prze­cho­dzi­li przez nie­wiel­ki pla­cyk za­gra­co­ny po­przew­ra­ca­ny­mi pa­le­ta­mi peł­ny­mi wor­ków ze sprosz­ko­wa­ną za­pra­wą mu­rar­ską. Siła eks­plo­zji ro­ze­rwa­ła fo­lię ochron­ną, roz­sy­pu­jąc bia­ły proch na be­ton.

– „Whi­skers” do wszyst­kich, trzy po­jaz­dy, pięć­dzie­siąt me­trów od głów­nej bra­my. Sys­tem po­twier­dza, to Taj­wań­czy­cy. Po­jaz­dom to­wa­rzy­szy kil­ku­dzie­się­ciu lu­dzi – usły­sze­li pod heł­ma­mi.

– „Whi­skers”, tu Or­chi­dea – po­wie­dział Pre­iss. – Po­zwól­cie im prze­je­chać. Nie po­trze­bu­je­my kło­po­tów z go­spo­da­rza­mi.

– Przy­ją­łem, Or­chi­dea.

– Or­chi­dea do wszyst­kich. Na­tych­miast zna­leźć kry­jów­ki, niech Taj­wań­czy­cy prze­ja­dą przez kom­bi­nat. Za wszel­ką cenę uni­kać wy­kry­cia. W przy­pad­ku za­gro­że­nia ma­cie po­zwo­le­nie na otwar­cie ognia.

– Przy­ją­łem, Or­chi­dea – od­parł Ja­strzęb­ski. Zmełł w ustach prze­kleń­stwo i po­kie­ro­wał pod­le­głych mu cy­wi­lów do nie­wiel­kie­go skła­dzi­ku mię­dzy wie­ża­mi z pa­let. Trój­ka męż­czyzn na­tych­miast we­szła do kan­cia­py. On sam wci­snął się mię­dzy roz­rzu­co­ne wor­ki i ob­jął swo­ją stre­fę od­po­wie­dzial­no­ści.

Gą­sie­ni­ce taj­wań­skich trans­por­te­rów CM-21 chrzę­ści­ły na nie­rów­nym be­to­nie. Krzy­ki żoł­nie­rzy prze­bi­ja­ły się przez jed­no­staj­ny hur­got sil­ni­ków. Wto­pie­ni w oto­cze­nie spe­cjal­si wi­dzie­li, jak na pla­cyk wjeż­dża pierw­szy wóz. Po­zna­czo­ny ry­ko­sze­ta­mi z bro­ni au­to­ma­tycz­nej i osma­lo­ny, był do­wo­dem na to, przez co mu­sia­ła przejść taj­wań­ska ar­mia. Żoł­nie­rze nie wy­glą­da­li o wie­le le­piej, truch­ta­li wzdłuż burt, co ja­kiś czas uno­sząc broń w stro­nę nie­wi­docz­ne­go prze­ciw­ni­ka. Sys­tem iden­ty­fi­ka­cji Ja­strzęb­skie­go co chwi­la ob­ry­so­wy­wał żół­tym kon­tu­rem ko­lej­ne­go pie­chu­ra lub po­jazd.

– Cze­kać… – wy­szep­tał Pre­iss le­d­wie sły­szal­nie.

Ra­kie­ta wbi­ła się w pan­cerz czo­ło­wy trans­por­te­ra, do­słow­nie roz­ry­wa­jąc go na ka­wał­ki. Ogień plu­nął na wszyst­kie stro­ny, Taj­wań­czy­cy rzu­ce­ni na be­ton siłą de­to­na­cji wili się przed­śmiert­nych spa­zmach. Chwi­lę póź­niej ko­lej­na ra­kie­ta de­to­no­wa­ła mię­dzy za­bu­do­wa­nia­mi, wy­rzu­ca­jąc w po­wie­trze masy gru­zu i po­gię­tej bla­chy. Dwa oca­la­łe trans­por­te­ry bły­ska­wicz­nie roz­je­cha­ły się na boki i znik­nę­ły za ścia­na­mi bu­dyn­ków. Pie­cho­ta roz­sy­pa­ła się w nie­re­gu­lar­ną for­ma­cję, cho­wa­jąc za skrzy­nia­mi, pa­le­ta­mi i pła­ta­mi bla­chy.

– Sie­dzieć na du­pach! Po­wta­rzam, wszy­scy trzy­mać po­zy­cje! – krzy­czał Pre­iss przez ra­dio.

– Przy­ją­łem, Or­chi­dea – od­po­wia­da­li ko­man­do­si je­den po dru­gim.

Taj­wań­czy­cy od­po­wie­dzie­li ogniem chwi­lę póź­niej. CM-21 ode­zwa­ły się pół­ca­lów­ka­mi ste­ro­wa­ny­mi z wnętrz po­jaz­dów. Chiń­ski śmi­gło­wiec prze­fru­nął nad kom­plek­sem z wy­ciem wir­ni­ka. Na­stęp­ny wy­buch zlał się w jed­no z wrza­skiem, któ­ry ro­ze­rwał łą­cze.

– Or­chi… Tu Kro… Pa­lim… Po­mo­cy! – Ury­wa­ne krzy­ki któ­re­goś z ope­ra­to­rów sta­wia­ły wło­sy dęba.

– To Kro­kus! Kur­wa mać! Przy­je­ba­li pro­sto w ich kry­jów­kę, idę po nich! – krzyk­nął Boł­koń­ski i wraz ze swo­ją sek­cją wy­sko­czył zza osło­ny pro­sto mię­dzy osłu­pia­łych Taj­wań­czy­ków. Krót­kie se­rie wy­plu­wa­ne z AK-12 po­wa­li­ły na be­ton uno­szą­cych broń pie­chu­rów.

– Or­chi­dea do wszyst­kich, osła­niać Boł­koń­skie­go!

Ka­ra­bi­no­wa pal­ba roz­go­rza­ła na do­bre. Taj­wań­czy­cy pa­da­li je­den po dru­gim, krzy­żo­wy ogień spe­cjal­sów nie da­wał szans na prze­ży­cie. Ja­strzęb­ski sta­ran­nie wy­bie­rał cele, po­je­dyn­cze po­ci­ski tra­fia­ły tyl­ko tych, któ­rzy przy­mie­rza­li się już do od­da­nia strza­łu. Nie zmu­sił­by się do strze­la­nia w ple­cy ucie­ka­ją­cym.

– Tu Ja­śmin Je­den, je­stem na miej­scu. Kur­wa mać… Dwóch nie żyje, wszy­scy cy­wi­le pod opie­ką Ja­śmi­na za­bi­ci… Kro­kus Je­den ran­ny, Kro­kus Dwa bez ob­ra­żeń… – Mel­du­nek Ro­sja­ni­na prze­rwał cha­rak­te­ry­stycz­ny dźwięk ry­ko­sze­tu­ją­cych po­ci­sków. Chwi­lę póź­niej do ka­ko­fo­nii włą­czy­ło się uja­da­nie AK Boł­koń­skie­go. – Mamy kil­ku Taj­wań­czy­ków na kar­ku. Zaj­mij­cie się nimi, wy­nie­sie­my ran­ne­go.

– Przy­ją­łem. Damy wam osło­nę, wra­caj­cie – od­po­wie­dział Pre­iss.

Taj­wań­czy­cy, przy­ci­śnię­ci z dwóch stron, wy­co­fa­li się z pla­cy­ku, ich ostrzał stał się cha­otycz­ny. Strze­la­li bar­dziej na wi­wat, chiń­skie śmi­głow­ce rów­nież mu­sia­ły gdzieś od­le­cieć.

Boł­koń­ski po­ja­wił się mię­dzy zwa­ła­mi po­gię­tej i pło­ną­cej bla­chy ni­czym zja­wa. Otu­lo­ny dy­mem wo­dził lufą ka­ra­bi­nu w po­szu­ki­wa­niu ce­lów. Tuż za nim dwój­ka ope­ra­to­rów nio­sła na skła­da­nych no­szach ran­ne­go Ro­sja­ni­na. Boł­koń­ski do­padł swo­jej po­zy­cji i od­wró­cił się, da­jąc osło­nę dwój­ce z no­sza­mi. Pre­iss już na nie­go cze­kał.

– Po­pier­do­li­ło cię?! – wark­nął. Wy­da­wa­ło się, że gdy­by nie za­mknię­ty hełm ba­li­stycz­ny, ka­pi­tan spa­lił­by go wzro­kiem. – Chcia­łeś za­bić sie­bie i swo­ich lu­dzi?

– Tam byli nasi, ran­ni. Mie­li­śmy ich zo­sta­wić, żeby się zja­ra­li żyw­cem? – od­po­wie­dział Boł­koń­ski.

– Mie­li­ście po­cze­kać na roz­kaz! Do resz­ty ochu­ja­łeś? Plac nie był za­bez­pie­czo­ny, kto by was zniósł, jak­by­ście do­sta­li? No? Kto?

– Prze­cież nic się nie sta­ło… – Boł­koń­ski uniósł dłoń w po­jed­naw­czym ge­ście.

– Or­chi­dea, tu An­tra­cyt Trzy. Od pół­noc­ne­go za­cho­du zbli­ża­ją się ko­lej­ne śmi­głow­ce. Będą nad nami za dwie mi­nu­ty – usły­szał Pre­iss.

– Przy­ją­łem, ru­sza­my za sześć­dzie­siąt se­kund. Gdzie Taj­wań­czy­cy?

– Wy­co­fa­li się poza ob­ręb kom­plek­su, chy­ba będą chcie­li obejść te­ren i ru­szyć na pół­noc inną dro­gą.

– Przy­ją­łem. – Po­lak prze­łą­czył się na ka­nał ogól­ny i prze­ka­zał wia­do­mość o nad­la­tu­ją­cych śmi­głach. – Ewa­ku­uje­my się stąd. Na­tych­miast.

Nie zdą­ży­li na­wet na do­bre wyjść poza nie­wiel­ki pla­cyk. Sal­wa kil­ku­na­stu nie­kie­ro­wa­nych ra­kiet wy­strze­lo­nych przez dwa chiń­skie śmi­głow­ce WZ-10 ro­ze­rwa­ła się na da­chach i ulicz­kach fa­bry­ki. Ktoś upu­ścił no­sze z ran­nym, któ­ry za­wył jak po­tę­pie­niec. In­ne­go pro­sto w ster­tę gru­zu ci­snę­ła fala ude­rze­nio­wa.

– Wy­no­śmy się stąd! – krzy­czał któ­ryś z żoł­nie­rzy w in­ter­ko­mie.

Ja­strzęb­ski od­wró­cił się i po­spie­szył spa­ni­ko­wa­nych cy­wi­lów. Pre­iss biegł na koń­cu, ostat­nia grup­ka dy­plo­ma­tów le­d­wie trzy­ma­ła się na no­gach, ktoś mu­siał ich pil­no­wać. Ja­kub wi­dział, jak ogni­ki, któ­re po­ja­wi­ły się na nie­bie, zbli­ża­ją się w za­wrot­nym tem­pie. Ra­kie­ty prze­bi­ły wy­so­ką, bla­sza­ną kon­struk­cję i ro­ze­rwa­ły na strzę­py po­tęż­ne dźwi­ga­ry pod­trzy­mu­ją­ce halę. Ka­pi­tan nie miał żad­nych szans. Nim od­wró­cił się w stro­nę se­rii eks­plo­zji, tony bla­chy zwa­li­ły się na nie­go, grze­biąc pod gru­za­mi. ■
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: