Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pierścień ognia. Kroniki Atlantydy. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pierścień ognia. Kroniki Atlantydy. Tom 2 - ebook

Tom drugi trylogii o aniołach i Atlantydzie, kontynuacja powieści „Berło światła”.
Zaginione insygnia, pradawna waśń i beznadziejna miłość…
Opowieść o odwadze, walce i miłości, która jest silniejsza niż wszystko.

Taris nie może uwierzyć, że Malachi naprawdę nie żyje. Azrael nie kontaktuje się z nią, więc zdesperowana dziewczyna postanawia jechać do Londynu.
Niestety natrafia na Azraela z inną kobietą. Nie może uwierzyć w to, co widzi ale Azrael twierdzi, że Taris nic dla niego nie znaczyła, a ich umowa nie powiodła się nie z jego winy. Malachi chciał umrzeć i nie prosił o odroczenie śmierci.
Świat Taris rozpada się na kawałki. Najpierw straciła brata, potem musiała się zmierzyć ze zdradą Azraela, a to jeszcze nie koniec…
Aristoi rozkazują Taris odszukać pierścień ognia – w przeciwnym razie dusza jej brata trafi w ręce demonów. Dziewczyna nie ma wyboru: znów udaje się na poszukiwania… Demony – także te wewnętrzne – nie zamierzają jednak ułatwiać jej życia. Czy Taris odnajdzie w sobie siłę, aby
się im przeciwstawić?
Śmiertelniczkę Taris i nieśmiertelnego Azraela dzieli wszystko – pochodzenie, wartości, siła, a nawet poczucie humoru. Ale może różnice tak naprawdę są po to, by łączyć?

 

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8266-200-9
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dusza Malachiego czeka na mnie, gdy wkraczam w zaświaty. W ciągu tysiącleci zdążyłem przywyknąć do fluorescencyjnego światła, zapachu ognia i popiołu oraz wszechobecnego drobnego pyłu. Nigdy jednak nie przyzwyczaję się do stęchłego zaduchu rezygnacji, beznadziei i strachu. Wnika mi pod skórę, dociera do serca, skaził mnie. Inaczej nie jestem w stanie sobie wytłumaczyć, jak mogłem zrobić to Nefertari bez słowa ostrzeżenia. Okłamałem ją i odebrałem to, co dla niej najcenniejsze. Brzydzę się samym sobą. Błyskawice przecinają szare niebo na horyzoncie, chociaż tak naprawdę to wcale nie jest niebo.

– Gotów? – pytam jej brata.

Szum wokół nas cichnie, gdy inne dusze mnie rozpoznają. Jestem przygotowany do walki, na koszuli mam skórzaną kamizelkę, na plecach, między skrzydłami, kołysze się miecz. Teraz, gdy odzyskałem status, moje skrzydła mienią się na złoto. Znowu należę do Aristoi, a jednak w tej chwili jest mi to całkowicie obojętne.

Malachi stoi z boku i sceptycznym wzrokiem mierzy łódź Mahafa. Jego dusza wygląda o wiele lepiej niż ciało za życia. Żałuję, że Nefertari nie może go teraz zobaczyć, chociaż to w niczym nie ulżyłoby jej cierpieniu.

– Nie musisz się obawiać.

– I tego nie robię. – Uśmiecha się lekko. – Czuję się dobrze. Bóle ustąpiły. Jak się trzyma Taris? – Na jego twarzy pojawia się coś na kształt wyrzutów sumienia.

Nie wiem. Nie zamieniliśmy ani słowa, odkąd wysiedliśmy z samolotu. Posłała mi tylko to rozpaczliwe, załamane spojrzenie. Chciałem ją objąć, ale niby jak mógłbym ją pocieszyć po takiej zdradzie? Jeżeli kiedyś się dowie, co jej zrobiłem, znienawidzi mnie jeszcze bardziej. Nie uwierzy mi, że tego nie chciałem.

– Niezbyt dobrze. – Nieco za późno odpowiadam na pytanie Malachiego. – Bardzo za tobą tęskni.

Wysyłała mi wiadomości, ale nie odpowiedziałem na żadną z nich. Okłamywałem ją, raz za razem. Zasłużyła na kogoś lepszego.

Malachi przygląda mi się w zadumie.

– Poradzi sobie. – Nie wydaje się szczególnie przekonany, a przecież zna siostrę o wiele lepiej niż ja.

Powinienem towarzyszyć jej do Pixton Park, ale tylko wtedy, gdy osobiście doprowadzę duszę Malachiego do Ozyrysa, poczuję, że w tej sprawie chociaż jedną rzecz załatwiłem jak należy. Nie mogę dopuścić, by coś złego spotkało go podczas tej podróży.

– Postaram się wytłumaczyć jej to wszystko, gdy zaprowadzę cię do Królestwa Błogosławionych.

Malachi przekrzywia głowę.

– Nie zrozumie tego. – Kolejka czekających dusz przesuwa się o kilka kroków do przodu, bo Mahaf wpuszcza je na pokład. – Walczyłaby dalej, a ona łatwo nie wybacza.

– Wiem o tym. – Nic innego do niej nie pasuje. Gdybym powiedział jej prawdę, teraz byłoby mi łatwiej. Ale tego nie da się już zmienić, zresztą zapewne mi nie uwierzy. Uzna, że po prostu okłamuję ją dalej.

Na jego twarzy maluje się żal.

– Nie mogłem jej powiedzieć, że nie chcę dłużej żyć. Nie zrozumiałaby. Jest cholernie uparta.

Owszem, to jedna z cech, które ją charakteryzują. Jeżeli raz wbije sobie coś do głowy, doprowadza to do końca, za wszelką cenę, myślę ze smutkiem.

– Rozumiem. Usiłowałaby cię namówić do zmiany zdania.

I zapewne by się udało. Jej się wszystko udaje.

– Przykro mi, że muszę cię prosić o coś jeszcze.

Ten człowiek ma naprawdę wiele odwagi.

– Co znowu? – pytam ostrzej, niż zamierzałem. Dwie dusze przed nami odwracają się i przyglądają mi niespokojnie.

– Trzymaj się od niej z daleka – mówi powoli. – Pomogła ci odnaleźć berło i tym samym znalazła się w wielkim niebezpieczeństwie. I to nieraz. Jeżeli ona cokolwiek dla ciebie znaczy, nie wciągaj jej w to jeszcze bardziej. Pozwól, by opłakiwała mnie w pokoju. Ma rodzinę, która się nią zajmie. Taris to nie twoja sprawa. Jest śmiertelniczką. Po pierwsze ty będziesz żył wiecznie, a po drugie, gdy twój plan wejdzie w życie, wrócisz na Atlantydę. Kiepskie fundamenty dla związku.

Z jego punktu widzenia to, o co prosi, jest jak najbardziej logiczne. Jedyne właściwe. Ale tego życzenia nie spełnię.

– Ile czasu upłynie, zanim się nią znudzisz? – nieubłaganie mówi dalej. – Dwa lata? Trzy?

A może nigdy? O tym nie pomyślał. Natomiast ja – owszem. Nefertari znaczy dla mnie zbyt wiele. Nie mogę jej stracić.

– Pewnego dnia i tak złamiesz jej serce – dowodzi jej brat. – Załatw to teraz, jednym cięciem. Niech jednocześnie upora się z moją śmiercią i twoim kłamstwem. Pozna innego, z nim będzie szczęśliwa, zestarzeje się u jego boku. Z tobą to niemożliwe. To nie tylko nierozsądne, lecz także niebezpieczne, by dzieliła z tobą swój los. To nie w porządku wobec niej. Zasługuje na własne, na prawdziwe życie. Daj jej tę szansę.

– Lepszy koniec rozpaczy niż rozpacz bez końca – mówię powoli. Te słowa smakują trucizną. Czyżby Malachi jednak miał rację? Czyżby ostre cięcie było najlepszym wyjściem dla nas obojga?

Malachi kiwa głową, jednak to, co widzi w moich oczach, chyba go nie przekonuje.

– Obiecaj. Wiesz, że tak będzie najlepiej.

Zaciskam zęby.

– Nie martw się. Nie będziemy jej więcej nachodzić.

Ku mojemu zdumieniu zadowala się tym.

– Zatem jestem gotów.

Dusze przed nami zdążyły wejść na barkę. Mahaf prostuje się u steru, mierzy mnie wzrokiem.

– W ciągu minionych trzystu lat nie widywałem cię tak często, jak ostatnio – zauważa przeciągle. – Wsiadacie?

W odpowiedzi wchodzę na pokład i idę na rufę. Dusza Malachiego podąża za mną. Zajmujemy miejsca, a brat Nefertari chłonie wszystko wzrokiem. Nawet po śmierci jego dusza pragnie wiedzy tak samo jak za życia.

Przewoźnik już ma odbijać od brzegu, gdy na lądzie pojawiają się smugi czarnej mgły. Spośród nich wynurza się Set. Podobnie jak ja, jest w pełni uzbrojony, mroczny i zimny jak ciemność, która go otacza. Ziemia drży pod jego stopami. Dusze wzdychają cicho i zbijają się w ciasną gromadkę. Nie zwraca uwagi na ich lęk.

– Najwyższy czas, bym odwiedził brata. – Setowi odwagi nigdy nie brakowało. Ja na jego miejscu schodziłbym z drogi Ozyrysowi tak długo, jak to możliwe.

Mahaf chrząka.

– Oczywiście – mruczy onieśmielony.

W hierarchii bogów Set znajduje się o wiele wyżej niż on, Mahaf nie może odmówić mu przeprawy, chociaż, sądząc po jego minie, właśnie na to ma największą ochotę. Łódź chwieje się niebezpiecznie, gdy Set wskakuje na pokład i przeciska się ku nam między rzędami dusz.

– Pomyślałem, że przyda ci się pomocna dłoń – oznajmia, gdy do nas dołącza. – Apophis na pewno spróbuje cię powstrzymać. Jest wściekły z powodu tamtej dziecinnej duszyczki.

Tym przejmuję się najmniej. Ale jeżeli Set pomoże mi zapewnić Malachiemu bezpieczną przeprawę do królestwa szczęśliwych, nie odmówię. Apophis rzeczywiście coraz bardziej daje się we znaki. Dawniej Set trzymał go w szachu. Być może dzisiaj także mu się to uda.

– Spokojnie mogłeś wytrzymać jeszcze jeden dzień. Twoja siostra zasłużyła na pożegnanie – zwraca się do Malachiego z wyrzutem. Zaskoczony unoszę brew. W życiu nie widziałem, by Set wstawiał się za człowiekiem. Wzrusza ramionami i już wiem, dlaczego tu jest: ze względu na Nefertari. Ozyrys to tylko pretekst. Cichy pomruk i gniew, który we mnie wzbiera.

– Próbowałem – broni się cicho Malachi.

– Ale łatwiej odejść bez pożegnania, prawda?

Już dawniej pod pewnymi względami Set okazywał się zaskakująco przenikliwy. Bo chociaż Malachi bardzo kochał siostrę, zabrakło mu odwagi, by się z nią pożegnać.

Barka unosi się na falach rzeki. Wpatruję się w brzeg. Mimo ciemności okolica wydaje się łagodna, ale to tylko cisza przed burzą. Cieszę się, że Set nam towarzyszy. Mam wrażenie, że jest jak dawniej. Przypominają mi się stare czasy. Stoczyliśmy razem tyle bitew. Aż do tamtego dnia, gdy uświadomiłem sobie, że walczymy o zupełnie inne rzeczy.

– Znasz imiona demonów? – zwraca się do Malachiego. W jego dłoni pojawia się żelazna włócznia.

– Kilka – pada odpowiedź.

– Wypowiedz je, gdy tylko się zbliżą. Tym sposobem zyskujesz nad nimi władzę. Wykrzycz imiona, jeżeli to konieczne.

– Spróbuję. – Malachi dzielnie kiwa głową. To nie wojownik, nawet w połowie nie tak odważny, jak jego siostra.

– Musisz przetrwać próby, jeżeli chcesz dostać się do Królestwa Błogosławionych – uzupełniam. – Nie mam pojęcia, jak wytłumaczyłbym twojej siostrze, że pochłonął cię Apophis.

Jego dusza staje się jeszcze bardziej przezroczysta. Nefertari urwałaby mi głowę. Staram się o niej nie myśleć. Zapomnieć, jak mnie całowała, jak dotykała mojej skóry, co czułem, gdy w niej byłem. Nigdy nie mieliśmy szansy na powtórkę.

Z każdą chwilą okolica staje się bardziej ponura. Gdy na brzegach wyrastają wzgórza i tym samym wpływamy do krainy Apophisa, jestem w pełni gotowy do walki.

– Odwrócę jego uwagę, a ty zabierzesz Malachiego w bezpieczne miejsce – proponuje Set.

Jest jak dawniej, gdy razem planowaliśmy kolejne bitwy. Tylko że nie jesteśmy już tamtymi beztroskimi młodzieńcami.

– Nie pozwolę, żebyś walczył sam.

Stara się odgadnąć, czemu nie przyjmuję jego propozycji, i kiwa głową, gdy dostrzega moją nieufność.

– Jak chcesz.

– Góra Bachu – szepcze Malachi.

W dzisiejszych czasach właściwie żadna dusza nie pamięta nazwy góry, na której wierzchołku opiera się niebo, ale w przypadku Malachiego wcale mnie to nie dziwi. Nagle wybucha płomień Apophisa i błyskawicznie zsuwa się ze zbocza. Dusze w barce zaczynają krzyczeć, trzymają się siebie kurczowo.

– Wszystko będzie dobrze – zapewniam Malachiego. – Nie dopuścimy, by dorwał cię w swoje szpony. – Albo w kły. Są z krzemienia, ale o tym lepiej nie wspominać. Już teraz jest wyraźnie przerażony. – Jeżeli zrobi się gorąco, Mahaf zaopatrzy cię w magię, niezbędną, byś mógł podróżować dalej. To jego obowiązek. Nadal będzie niebezpiecznie, ale dzięki temu twoje szanse znacznie wzrosną.

– Wiem – odpowiada.

Z ust Nefertari usłyszałbym to samo. Tylko że ona jeszcze przewróciłaby oczami. Na samą myśl muszę się uśmiechnąć.

– Wciągnij żagiel! – krzyczy Set do przewoźnika. – Musimy przyspieszyć.

Mahaf niechętnie spełnia rozkaz i nagle barka pruje wody rzeki. Mimo to nasze szanse maleją. Gdy Apophis dociera do brzegu, płynny ogień przybiera kształt węża. Otwiera paszczę, chciwie pije rzeczną wodę. Wokół pojawiają się kolejne demony. Krzyczą triumfalnie. Wiele z nich nie umie pływać, ale gdy Apophis osuszy rzekę, nic ich nie powstrzyma, by wedrzeć się na pokład barki i rozedrzeć dusze na strzępy.

Malachi głośno nabiera tchu na widok obcinaczy głów i pożeraczy ciał. Zna ten świat tylko ze starych ksiąg, które nie w pełni oddają jego koszmar. Demony najpierw rozpinają sieci między niebem a ziemią. Pierwsze dusze zeskakują z pokładu, dają się ponieść wodzie. Apophis pije tak szybko, że nie na wiele im się to zda. W którymś momencie będą musiały wyjść na brzeg albo wylądują bezpośrednio w jego paszczy. Kilka dociera na drugą stronę i natychmiast zaplątuje się w sieci.

Malachi przytrzymuje duszę kobiety.

– Zapamiętaj nazwę sieci! – wyrzuca z siebie. – Nazywają ją Ogarniająca. Zapamiętaj to sobie. Wypowiedz tę nazwę, a sieć pęknie.

Kobieta kiwa głową z wdzięcznością i wskakuje w muł wyraźnie widoczny na dnie – teraz, gdy woda zniknęła. Zapada się po kolana, ale dzielnie brnie do brzegu. Demony po tej stronie nie przerażają jej tak bardzo, jak Apophis po przeciwnej.

Z uznaniem kiwam głową Malachiemu. Przygotował się na tę chwilę. Być może go nie doceniłem, tak samo jak jego siostry. Barka gwałtownie osiada na rzecznym dnie, przechyla się na bok. Dusze, które do tej pory jeszcze trwały na pokładzie, przeskakują przez reling i rzucają się do ucieczki.

– Wrócimy – obiecuję Malachiemu, wyciągam miecz z pochwy na plecach, rozpościeram skrzydła. – Zostań na pokładzie.

Gdy wzbijam się w niebo, powietrze wypełniają krzyki i piski. Wszystko nagle pociemniało. Jedynym źródłem światła jest płonące wężowe cielsko Apophisa, wijące się wśród wzgórz. Zły znak, że pozwala tylu z nich uciec. Powietrze przecina nóż, zanim jednak dotrze do Malachiego, jednym ruchem skrzydeł strącam go z nieba. Zwyczajne demony nie mają szans w starciu z Setem i ze mną. Co innego Apophis. Malachi musi wytrzymać, dopóki się z nim nie uporamy. Set opowiadał nam o torturach, o jadzie Apophisa, który płynie w jego żyłach. Mimo to z własnej woli kolejny raz staje naprzeciwko odwiecznego wroga. Nie musi tego robić. Odpycham nieufność i wznoszę się wyżej. Obsypuję cielsko Apophisa błyskawicami. Wzdryga się, ale mój atak wcale go nie spowalnia. Uparcie zmierza w kierunku Seta, który w jednej dłoni dzierży miecz, w drugiej włócznię. Wycofuję się. Demony już wspinają się na statek. Mahaf stoi u steru, Malachi ciągle na rufie. Mamrocze coś pod nosem. Widzę przerażenie na jego twarzy, ale wierzę w moc prastarych zaklęć, które specjalnie na tę okazję wykuł na pamięć. Walczy własną bronią. Jego słowa niosą się w powietrzu:

_Nie ma takiego, który mnie zna i pozna._

_Nie ma takiego, który mnie pojmał i pojmie._

_Moja wściekłość dotknie waszych twarzy,
jeżeli zwrócicie się przeciwko mnie._

_Panuję nad wami._

_Jesteście mi poddani._

_Ta chwila przeminie._

_Droga stanie przede mną otworem._

_Znajdę zbawienie od wszelkiego zła!_

Rzucam się na Apophisa, ten celuje w ramię Seta i jednocześnie atakuje mnie ogonem. Zanim mnie zmiażdży, odskakuję w bok, ale łuskowate cielsko zahacza o mnie, rozrywa skórzaną kamizelkę i koszulę. Rana pali tysiącem płomieni. Jad Apophisa kryje się nie tylko w jego kłach, lecz także w łuskach. Osuwam się w cuchnący rzeczny szlam, zaraz jednak wstaję, bo powietrze przecina wściekły okrzyk Seta. Apophis wbił kły w jego nogę, szarpie na wszystkie strony. Atakuję ponownie. Set stracił miecz, widzę, jak broń zapada się w mule. Gestem nakazuję jej wrócić w dłonie boga chaosu. A potem dopadam Apophisa, wbijam moje ostrze między łuski twarde jak żelazo. Broń rozpada się na kawałki, ale osiągam zamierzony cel, bo Apophis puszcza Seta i z sykiem odwraca się do mnie. Set korzysta z okazji i miota włócznię w miejsce, w którym krzemień, stanowiący pierwsze osiem łokci korpusu Apophisa, ustępuje bardziej wrażliwej materii. To, co dzieje się teraz, przeżywam nie po raz pierwszy, i mimo bólu natychmiast rozpościeram skrzydła. W ułamku sekundy jestem przy Secie, który osunął się na kolana. Jad go paraliżuje. Unoszę go w powietrze, i robię to w ostatniej chwili, bo Apophis wypluwa całą wodę i wszystkie dusze, które przed chwilą pochłonął. Fala powodziowa zakrywa demony i dusze walczące w łożysku rzeki. Wracam z Setem na barkę, która powoli odzyskuje pozycję poziomą. Jednak na pokładzie jest tylko Mahaf.

– Gdzie Malachi? – warczę. Opuszczam Seta na pokład. Przewraca się na plecy, zanosi kaszlem. Rozglądam się po pustych ławach, przesuwam wzrok na rozszalałą kipiel. Trzymam się relingu, bo łódź bardzo się chybocze.

– Odszedł – oznajmia przewoźnik. – Musiał iść własną drogą.

– Cholera – mamroczę i wymierzam mu kuksańca. – Dałeś mu przynajmniej dość magii?

Mahaf jak gdyby nigdy nic wciąga żagiel na maszt.

– Oczywiście. Tak, jak rozkazałeś. Tylko że niewiele mu pomoże. Nie wyobrażam sobie, że mu się uda.

Mam ochotę złapać go za kołnierz, ale wtedy Set się włącza. Jest jakby zielony na twarzy. Nie wiem, czy to kwestia jadu, czy rozkołysanego pokładu.

– Nie marnuj czasu. Musimy ruszać za nim. – Palcem wskazuje niebo. Ciągle jest ciemne, ale nad naszymi głowami zatacza kręgi złoty cień, a potem słyszę krzyk sokoła.

– Przemienił się – zauważam z ulgą i zdumieniem zarazem.

– Chłopak porządnie odrobił lekcje. – Ze słów Seta bije uznanie. – Jeżeli Nefertari posiada chociaż połowę jego wiedzy, okaże się godną przeciwniczką.

– To nie jest nasza przeciwniczka! – syczę.

– Na razie nie. – Set wstaje z trudem, bez przekonania usiłuje zetrzeć rzeczny szlam ze swetra. – Wiedziała, że nigdy nie zamierzałeś ocalić jej brata?

Zaciskam zęby.

– To nie twoja sprawa.

Set tylko wzrusza ramionami i także przemienia się w ptaka. Jego organizm błyskawicznie uporał się z jadem. Postać, którą przybrał, nie ma odpowiednika w królestwie zwierząt. Tylko on może tak wyglądać. Jak można się było spodziewać, dusze, którym udało się wrócić na pokład, rozstępują się przed nim. Naprawdę nie cieszy się najlepszą opinią. Chociaż za życia zapewne żadna z tych dusz nie wierzyła w nas, niektóre wiedzą, czym włada Set. Od setek lat obwinia się go o choroby, cierpienia, powstania, wojny, chaos i zniszczenie, chociaż od prawie trzech tysięcy lat nie było go w tym świecie. Nigdy przeciwko temu nie protestowałem i teraz odpycham od siebie wyrzuty sumienia. Sam sobie zapracował na taką opinię. Już siedzi na relingu. Odwraca głowę w moją stronę. Jako ptak jest czarny jak noc, ma sterczące, prostokątne uszy, długi, zakrzywiony dziób i ogon jak strzała. Gdy kiwam głową, wzbija się w niebo i rusza za złotym sokołem. Idę w ich ślady. Docieramy do granicy nieba, dalej znajdują się bramy, które Malachi musi pokonać. Najtrudniejsze zadanie jeszcze przed nim.

Lecimy za nim, póki czar, za pomocą którego przemienił się w sokoła, nie ustępuje. Ląduje przed Bramą Ciemności i odzyskuje ludzką postać. Tej bramy strzegą dwa demony, które są pawianami. Szkoda, że nie zapytałem go o ich imiona. Część z nich zna, ale powinienem był się upewnić. Jeżeli je zapomniał, jeżeli wymieni je w niewłaściwej kolejności, rozszarpią jego duszę na strzępy. Set posyła mi pytające spojrzenie. Zaciskam usta.

_Nie możemy wtrącać się we wszystko. Co innego uratować duszę dziecka, a co innego dorosłego mężczyzny. Nie możesz łamać wszystkich praw._

_Niby od kiedy interesują cię nasze prawa? Jeżeli chcesz, możesz to wszystko wytłumaczyć Nefertari_ – odpowiadam ostro.

Malachi przez dłuższą chwilę przygląda się im badawczo. Pawiany podskakują nerwowo. Nie mogą się doczekać, by się na niego rzucić.

– Proszę o prawo wejścia – mówi powoli. – O Nasłuchujący – dodaje z wahaniem i patrzy pierwszemu pawianowi w oczy.

Oddycham z ulgą. Jedno skrzydło bramy uchyla się. Jeżeli zwróci się także do drugiego pawiana właściwym imieniem, wyjdzie zwycięsko z pierwszej próby.

– Przybyłem, by oddać cześć Ozyrysowi, o Wielopostaciowy – mówi ostrożnie.

Set uśmiecha się pod nosem, gdy uchyla się także drugie skrzydło bramy. Za nią rozciąga się ogromne jezioro. Po jego powierzchni tańczą płomienie. Malachi cofa się odruchowo, ale Wielopostaciowy z uśmiechem pcha go do przodu. W Duat nie można zawrócić.

– Woda pali grzeszników i oczyszcza sprawiedliwych – tłumaczy Nasłuchujący.

W jego ustach brzmi to tak, jakby nie mógł się doczekać, aż dusza Malachiego spłonie.

On jednak z wahaniem podchodzi do brzegu i zatrzymuje się. Żar jest nie do wytrzymania.

– Możesz się znowu przemienić – szepcze Set tak cicho, że demony go nie słyszą. – Jeżeli znasz odpowiednie zaklęcie.

– Wybieraj mądrze – dodaję. – Masz tylko jedną szansę.

Malachi nabiera powietrza w płuca i zaczyna:

_Jestem czystością, która przychodzi z ziemi._

_Przyznajcie mi miejsce w Krainie Umarłych._

_Pozwólcie znaleźć się przed obliczem Pana Wieczności!_

_Jestem kwiatem lotosu,_

_który narodził się za świetlistego blasku._

_A czas jest tysiąckrotny._

Ledwie wypowiedział zaklęcie do końca, a już przemienił się w kwiat lotosu, który opada na powierzchnię wody. Nie mógł dokonać lepszego wyboru, chociaż wobec płomieni w pierwszej chwili wydaje się to nierozsądne. Jednak przed nim jeszcze kilka prób, a każdego zaklęcia może użyć tylko raz. Płomienie ustępują przed białym kwiatem, który pozwala, by podwodny prąd zaniósł go na drugą stronę.

– Ktoś mniej odważny wybrałby inną postać – zauważa Set. – Naprawdę uważasz, że w ogóle potrzebuje naszej pomocy? Czy zawracamy?

– Przed nim jeszcze sześć bram i wzgórza. Jeżeli chcesz, możesz wracać.

– Wybieram się do brata – przypomina mi. Obaj wiemy, że to kłamstwo.

Od tej chwili towarzyszymy duszy Malachiego w pewnej odległości. Bez problemu identyfikuje strażników kolejnych czterech bram. Gdy dociera do wzgórz, przekształca się w feniksa i tym samym z łatwością omija niebezpieczeństwa czyhające wśród pagórków. Z każdą milą rosną mój spokój i nadzieja. Z największą przyjemnością opowiedziałbym Nefertari, jak mądrze i odważnie jej brat pokonuje kolejne przeszkody, i przede wszystkim, z jaką ulgą pozbył się ludzkiej powłoki. Powłoki, która przyniosła mu tylko ból i cierpienie. W Królestwie Błogosławionych będzie wolny. Właśnie w tej chwili pokonuje przedostatnią bramę. Stąd już naprawdę blisko do sądu Ozyrysa. Do tego stopnia pogrążyłem się w rozmyślaniach na temat tego, jak będę jej o tym opowiadał, że mojej uwadze uszło niebezpieczeństwo zbliżające się do Malachiego.

– Azrael! – wrzeszczy Set, ale w tym momencie atakuje go horda demonów. Zmory piaskowe. Mieszkają w dwunastu sąsiednich jaskiniach i zakradły się niezauważone. Ich ciała mają kolor piasku, przez co są niemal niewidzialne. Malachi uskakuje z krzykiem, gdy wieloręki potwór rzuca się na niego.

Błyskawicznie wchodzę w lot nurkowy, chwytam dwa cuchnące demony, odrywam od niego. Malachi zatacza się do przodu.

– Biegnij! – wrzeszczę, zanim szponiaste łapska zaciskają się na moim gardle.

Set chwyta za miecz, obcina głowę napastnikowi. Lepka jadowicie żółta substancja pryska na wszystkie strony, z sykiem wypala dziury w mojej skórzanej kamizelce. Sapię głośno, chwytam łapę potwora, ale dopiero po dłuższej chwili puszcza moją szyję z obrzydliwym mlaśnięciem. Set ciska mi swoją broń i jednocześnie przeszywa włócznią dwa demony. Zabijam trzy kolejne, a pozostałe wycofują się z sykiem i pomrukami. Pozbawiliśmy je kolacji. Na szczęście widzę, jak Malachi zmierza do Sali Dwóch Prawd. Zanim jednak tam dojdzie, tuż przed nim ląduje czarny kruk.

– Cholera – mamroczę.

Jeszcze tego brakowało. Wygląda na to, że dosłownie wszystkie demony świata umarłych ostrzą sobie na niego zęby. Ścieram pot z czoła, natychmiast jednak pojawia się ponownie.

– Delikatnie mówiąc. – Set i ja jednocześnie wzbijamy się w powietrze.

Gebga to sługa umarłych. Chce uwieść Malachiego. Musimy go uprzedzić, inaczej wszystko stracone. Nie zwracam uwagi na to, czy Set jest za mną, tylko najszybciej, jak to możliwe, lecę do wielkiej sali. Dolina nie jest równie ponura, jak pustynia i wzgórza, które mamy za sobą. Na łące, otaczającej Salę Dwóch Prawd, stoi suto zastawiony stół. Czarny kruk przysiadł na jego skraju, a Malachi wyciąga dłoń po winogrono. Widzę błysk w jego oczach. Jest głodny i spragniony, ale nie wie, że tak naprawdę wcale tego nie czuje. To tylko magia Gebgi, która ma sprawdzić, że zje coś ze stołu.

– Nie! – wrzeszczę, składam skrzydła, opadam na Malachiego.

Przewracam stół i nagle wszystkie smakołyki stają się tym, czym są naprawdę: fekaliami i moczem. Gebga oddala się, przeklinając głośno, Set miękko ląduje obok mnie. Z trudem powstrzymuję grymas, gdy wstaję i ślizgam się w nieczystościach. Obrzydlistwo. Przez najbliższe sto lat nie pozbędę się tego smrodu. Zbiera mi się na wymioty.

– Mogłem się domyślić. – Malachi wygląda nie lepiej ode mnie. – Przepraszam.

Set jednak parska cichym śmiechem.

– Niejeden już nabrał się na kruka. Ciesz się, że Azrael nie jest wybredny. Jeśli o mnie chodzi, są pewne granice poświęcenia. – Wystarczy jeden ruch jego dłoni i obrzydlistwo, które mnie oblepia, znika bez śladu. – Na twoim miejscu później jednak wziąłbym prysznic – radzi mi.

– Dupek – mamroczę.

– Nie ma za co.

Malachi nie zwraca uwagi na nasze przekomarzania. Zbliża się do ostatniej bramy. Za nią rozstrzygnie się jego los.

– Puścimy cię tylko pod warunkiem, że wymienisz nasze imiona – informują strażniczki miękkimi głosami. Nie dają po sobie poznać, że zakatują go, jeżeli udzieli niewłaściwej odpowiedzi.

– Jesteście odważnikami historii Thota – odpowiada bez chwili wahania.

– Któremu bóstwu mamy cię zaanonsować? – pytają jeszcze przymilniej.

– Tłumaczowi Obu Krain.

Set cicho gwiżdże przez zęby.

– A któż jest tym tłumaczem? – Strażniczki zadają to pytanie z wyraźnym napięciem. Nic nie sprawia im większej radości niż klęska duszy niemal u celu. – Dobrze się zastanów, zanim odpowiesz.

– Jest nim Thot – odpowiada Malachi swobodnie. Ledwie to powiedział, brama staje otworem, odsłaniając salę. Strażniczki mamroczą gniewnie, bo muszą go przepuścić.

Bóg, o którym mowa, już czeka po drugiej stronie. Najpierw mierzy wzrokiem Malachiego, potem Seta i mnie. Dla zwykłego człowieka maska ibisa i jego długi, zakrzywiony dziób to nietypowy widok, ale na Malachim nie robi szczególnego wrażenia.

– Dlaczego przybyłeś?

Brat Nefertari osuwa się na kolana, skłania głowę.

– Panie czasu i Księżyca. Wszechwiedzący strażniku praw… Przybyłem, byś mnie zameldował.

– A jak przybywasz? – Thot kontynuuje rytualne przesłuchanie. Boska aura spowija go błyszczącą poświatą.

Ani Set, ani ja nie ruszamy się z miejsca. Tutaj nasze miecze i siły nie na wiele się zdadzą.

– Przybywam bez grzechu – zapewnia Malachi. – Stroniłem od kłótni, nienawiści i zemsty. Zapowiedz mnie temu, którego sklepieniem jest woda, którego murami są żywe kobry, którego posadzką jest ogień.

Głos Thota przypomina grzmot.

– O kim mowa?

Głos Malachiego brzmi tylko odrobinę niepewnie, poza tym w żaden sposób nie daje po sobie poznać strachu.

– O Ozyrysie.

Thot powoli kiwa głową z zadowoleniem.

– Wejdź. Zostałeś zapowiedziany. Stań twarzą w twarz z bogami, którym służyłeś na ziemi.

Malachi wstaje, odwraca się do mnie. Na jego twarzy maluje się niepokój. Udało mu się dotrzeć aż tutaj i nie wątpię, że da sobie radę także przed Ozyrysem. Skinieniem dodaję mu otuchy, a potem wchodzimy do wielkiej sali.

Inaczej niż za mojej poprzedniej bytności – dzisiaj zebrało się tu mnóstwo bogów. Rozeszła się wieść, że do bram zbliża się dusza. Ostatnimi czasy rzadko której udaje się dostać tak daleko.

Dwa pomniejsze bóstwa taszczą fotel, stawiają go obok Ozyrysa. Ten macha do mnie.

– Zostaniesz z Malachim? – zwracam się do Seta. Nie mogę odmówić zaproszenia Ozyrysa.

– Zdajesz się na mnie, bym go bronił przeciwko własnym braciom i siostrom, jeżeli nie udzieli zadowalających odpowiedzi na ich pytania?

– Na bezrybiu i rak ryba.

Oczywiście Set nie musi chronić Malachiego, a jednak to zrobi. Choćby po to, żeby zagrać Ozyrysowi na nerwach. Bracia nigdy się nie lubili, i to nie tylko wina Seta. Ozyrys jest zadufany i zarozumiały. Nikt z odrobiną zdrowego rozsądku nie chciałby mieć takiego brata. Niestety rodziny się nie wybiera. W przeciwieństwie do przyjaciół.

– Idź spokojnie – odpowiada Set krótko. – Zostanę przy nim.

– Dzięki.

Pozostałe bóstwa przyglądają mi się ciekawie i szepczą między sobą. Idę do Ozyrysa. Naprawdę trudno o bardziej plotkarski gatunek.

– Berło powróciło. – Od razu przechodzi do rzeczy. – Bardzo dobrze. Obaj z Izrafilem wiedzieliśmy, że je znajdzie.

„Bardzo dobrze” to mało powiedziane i on doskonale o tym wie.

– Powinniśmy porozmawiać z nią o pozostałych insygniach.

– Czy Thot maczał palce także w ich zniknięciu? – pytam nieco ostrzej, niż zamierzałem.

Ozyrys pochyla się do mnie.

– Thot jest trochę nie w sosie – informuje mnie. – Sądził, że przywrócą ci dawną pozycję dopiero wtedy, gdy odzyskasz arkę i wszystkie insygnia, ale najwyraźniej berło było innego zdania.

– I wyładuje swój gniew na Malachim?

– Na chłopaku nie, prędzej na dziewczynie. – Przy tej niezawoalowanej groźbie uważnie mnie obserwuje. Nie daję niczego po sobie poznać. – Kto wie, co mu chodzi po tej mądrej głowie? – Czy Ozyrys chce tym samym powiedzieć, że nie darzy Thota zaufaniem? Oczywiście ta sprawa z pasem śmierdzi na odległość, ale z drugiej strony Thot nigdy nie postąpiłby wbrew woli Ozyrysa. – Wygląda na to, że znowu dogadujecie się z Setem. – Jego twarz wykrzywia fałszywy uśmiech. – Po tylu latach chyba wreszcie zaakceptuje swoje miejsce w szeregu, prawda?

Pod batem brata? Czyżby Ozyrys łudził się, że zesłanie złamało Seta? Nawet przez sekundę w to nie wierzę.

– Po prostu było nam po drodze.

Ozyrys unosi brew.

– Miejmy te próby za sobą. Powiedz, człowiecze, grzeszyłeś?

Rozmowy milkną. Bogowie koncentrują się na Malachim. Widywałem ten spektakl częściej, niżbym chciał, ale nigdy nie wiem, co bardziej przypadnie im do gustu: przesłuchanie niewinnego czy grzesznika. Wszystko zależy od ich humoru i nieco przypomina spektakle w rzymskim Koloseum za czasów cezara Nerona.

Malachi odpowiada:

– Nie popełniłem przestępstwa i nigdy świadomie nie kłamałem. Pozwól mi służyć tobie, Ozyrysie. Będę cię wielbił, będę walczył z twoimi wrogami i u boku Horusa pójdę dla ciebie na wojnę.

Ozyrys bardzo z siebie zadowolony kiwa głową i gestem daje znać Maat, by czyniła swoją powinność. Anubis spieszy jej z pomocą, przynosi wagę. Bez słowa ostrzeżenia Maat wsadza dłoń w klatkę piersiową Malachiego i wyjmuje jego serce. Jemu nawet nie drgnie powieka. Dopiero gdy Ammit wstaje, brat Nefertari wzdryga się lekko. Bestia przekrzywia krokodyli łeb, z ostrych kłów jad sączy się na lwie łapy.

Maat wyjmuje pióro z włosów i kładzie je na szali wagi. W drugiej ląduje serce Malachiego. Przez dłuższą chwilę waga się chwieje, raz na jedną, raz na drugą stronę, aż wreszcie szalka z piórem zdecydowanie opada. Ciszę przerywa tylko skrzyp pióra Thota, gdy zapisuje wynik.

– Oto serce wolne od grzechu – oznajmia głośno i wyraźnie. – Przed wami stoi człowiek sprawiedliwy.

Zebrani wybuchają radością. Służący przynoszą piwo, chleb i owoce. W tym zgiełku wstaję, podchodzę do Malachiego, który wydaje się nieco zagubiony.

– Udało ci się. Nefertari będzie z ciebie dumna. I bardzo szczęśliwa. – Obaj wiemy, że to ostatnie jest kłamstwem.

Izyda fatyguje się do nas. Uważnie przygląda się Malachiemu. Ten pokornie pochyla głowę.

– Możesz zdecydować, jak spędzić wieczność. Jeżeli chcesz, zabiorę cię do Ra. Chciałby mieć w tobie towarzysza słonecznych podróży.

– Najpierw wolałbym odwiedzić rodziców w Królestwie Błogosławionych – odpowiada ostrożnie. – Jeżeli tam są. Potem bardzo chętnie będę służył Ra.

Set chrząka cicho. Nie zauważyłem, kiedy do nas podszedł. Nikt nie sprzeciwia się propozycji Izydy. Malachi zdaje sobie z tego sprawę, a jednak miał dość odwagi, by to zrobić.

– Dobrze. To twoja decyzja – odpowiada naburmuszona. – Osobiście cię do nich zaprowadzę.

– Wielkie dzięki. A zatem już czas. – Malachi zwraca się do mnie: – Musimy się pożegnać.

– Dobrze walczyłeś. – Podaję mu rękę, obejmuję krótko.

– Powiedz mojej siostrze, że ją kocham, i pamiętaj, co mi obiecałeś. Nie rób jej nadziei na coś, czego nie możesz jej dać. Wystarczy, że ja popełniłem ten błąd.

– Masz moje słowo. Powodzenia. – Odwracam się i odchodzę. Set nie idzie za mną, a gdy się za nim rozglądam, widzę go u boku Ozyrysa. Nadal nie wiem, dlaczego pomógł mi chronić Malachiego, ale dobrze było mieć go po swojej stronie.

– _Jeszcze słówko_ – słyszę w głowie głos Ozyrysa i zatrzymuję się w pół kroku. – _Namówisz dziewczynę, by odszukała także pozostałe insygnia_.

Odwracam się gwałtownie.

_– Nie!_ – krzyczę w odpowiedzi.

Nawet na mnie nie patrzy, dalej gawędzi z Setem. _W każdej chwili mogę wyrzucić jej brata z Królestwa Błogosławionych, jeżeli właśnie tego pragniesz. Nie bądź też zbyt pewny swojej pozycji. Jeżeli zaryzykujesz jeszcze raz, stracisz ją na zawsze._

Wiedziałem, że jest niewiele lepszy od brata. Żmije z tego samego gniazda. Najchętniej zawróciłbym i rozwalił mu łeb. Jak śmie mi grozić? Zapewne świadomość, że w Radzie znowu zasiadają czterej archaniołowie, a miejsce Chaaca od setek lat zieje pustką, jest mu solą w oku. Czterech archaniołów, trzech bogów i jedna dżinka – tym samym bogom będzie o wiele trudniej forsować swoje interesy. Właśnie dlatego wtedy zażądał, bym stracił miejsce wśród Aristoi. A także dlatego, że przyjaźniłem się z Setem. Powinienem teraz przypomnieć mu, kim jestem.

_Opanuj złość_ – wtrąca się Set. Jednocześnie czuję na sobie spojrzenia Izydy i Thota. To królestwo Ozyrysa, zapewne moje szczątki pokryłyby podłogę tej sali, zanim w ogóle do niego dotrę. Zapłaci za tę groźbę, ale nie tu, nie teraz. Malachi miał rację. Muszę chronić Nefertari przed moimi bliźnimi. Zasłużyła na coś więcej niż bycie naszą zabawką.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: