- W empik go
Pierścień Wielkiej Damy czyli Ex-machina Durejko - ebook
Pierścień Wielkiej Damy czyli Ex-machina Durejko - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 220 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstępy niektóre nastręczają mnie bezumyślną pamięć pewnego zdarzenia następującej osnowy:
W miasteczku niejakim jeden księgarz, wywieszając ryciny Grandville'a do bajek Lafontaine'a, uwyraźnił takowe podpisami arcyczytelnymi – głosząc:
lew znaczy potęgę, zając – obawę, kuropatwa – prostotę, lis – chytrość, żaba – zarozumiałość, a małpa??…
– i tu pozostawał próżny papier.
Zapytałem obywatela, nie już, dlaczego on nie domieścił, iż małpa znaczy małpę – ale ku czemu odjął interes apologom, uczytelniając oneż?… Światły ten człowiek odpowiedział mnie, że jątrzność mieszczańska jest tak podejrzliwą, iż w Lafontainea bajkach o lwie, ośle, papudze lub żabie mówiących domniemywa się obywateli miasteczka, i żony ich, i oblubienice ich, i synów ich.
Jakkolwiek przeto wydawałoby się niewczesnym objaśniać typy, uprzedzę wszelako, na wzór pomienionego wyżej, iż mój MAK-YKS nie jest bynajmniej urągowiskiem dla Irlandii lub Szkocji – że HRABINA nie osławia hrabin – że DUREJKO bynajmniej na celu nie ma Litwy, ani jakąkolwiek wyrażać mógłby prowincję, będąc sam ex – machina Durejkiem! – słowem, iż szło mnie o rzecz niesłychanie od wszelkiego osobistego poglądu oddaloną.
Życzyłem sobie ja w tej pracy spróbować uzupełnienia nowego tragedii rodzaju – chciałem, ażeby tragiczność, nie dochodząc do zgonów i do wylania krwie, dawała, że tak nazwę, Tragedię-Białą.
Mniemam, iż podobnież i co do wzmianek Chowanny albo Ojczyźniaka Trentowskiego, i niemniej co do poezji Mickiewicza, należy nie być osobistym w przyjmowaniu wrażeń scenicznych.
Utwory, które są lub stawiają się na ostatecznych wyżynach popularności, należą przez to samo do krainy przysłów i stają się formami mówienia.
Przymiotnikiem jest wyraz włoski dantesco, co znaczy: zawile, ciemno, po Dantejsku!… tak dalece (nie szukając już u Arystofana przykładów) wolno jest arcypopulamych sławności używać w mówieniu bez narażenia się na ostraszenie tych ciosów, które jeżeli sobie zadają aktorowie, to na tępo, względem publicznego bezpieczeństwa.
Dołączyć nareszcie i to powinienem, co, pod spółczesny okres sztuki, upatruję jako obowiązujące dla postępu zadanie. Wypowiadam przeto, iż zda mi się, że idzie dziś o dzieła dramatyczne, które by nie mniejszy dla osobnego czytania i dla gry scenicznej przedstawiały interes.
Dziś nie dość jest ubawić na chwilę nie mających co począć z wieczorem jednym gości, ani też i tak nazwane fantastyczno-filozoficzne pisać dramata, częstotliwie raczej nie dokończone niźli głębokie. Wyrażam to z przyczyny, że gdybym określić nie umiał, czego chce sztuka? – nie okazałbym sam szerszej kompetencji oprócz tej, co w lożach i krzesłach teatru skupia się.
Co do moralnego zadania, mniemam, iż strona święta, budująca, religijna starożytnej tragedii nie ustała wcale ani może ustać, ale że gdzie indziej pośród utworów dramatycznych główne obrała miejsce swoje.
Myślę, że ten rodzaj, na nazwanie którego nie mamy polskiego wyrazu (bo rzeczy jeszcze nie ma), to jest: "la haute-comédie", głównie otwiera pole do budującego działania wobec chrześcijańskiego społeczeństwa. Tak przynajmniej zdaje się, że być winno, skoro ma to być periodem obejrzenia się społeczności całej, i z jej najsłuszniejszej wyżyny, na samą siebie.
Całej!… mówię, społeczności: bo tu, nie jak w komediach buffo (które po mistrzowsku kreślone są przez hr. Fredrę), warstwa jedna społeczna, przyglądając się drugiej, postrzega ona w jej śmiesznościach, lecz cywilizacyjna-całość – społeczna, jakoby ogólnego sumienia zwrotem, pogląda na się.
Arcytrudna to jest robota z tej przyczyny, iż samo nagie, wielkie Serio zastępuje tu te wrażliwe mementa, które tragedia ma możność krwią ubroczyć wyraźną i czerwoną. Za takowym nastrojeniem idzie, że i wszystkie cieniowania niesłychanie być muszą subtelne. Język zaś wykwintnego dialogu potocznego wcale tak obrobionym nie jest, jak to się w codziennym obcowaniu wydawać może! Jeżeli nawet ten dramatyczny rodzaj komediami-wysokimi zowią, to jedynie dlatego, dlaczego Dante zwie komedią swój utwór, czyli z przyczyny nie groźnego, ale wesołego rzeczy zamknięcia, a które jeszcze tym subtelniejszego dramatycznego cieniowania w ciągu sprawy wymaga. Jakoż dopiero u pracy takiej natrafia się na niewystarczalność interpunkcji, lubo używam w tekście podkreślania wzmacnianych lub szczególnie zalecających się artyście dramatycznemu wyrazów i zwrotów mowy. Tu następnie idzie wzmiankowanie i tego, że wygłaszanie mowy, dla niejakiego braku życia społecznego, jest nieumiejętnym. Z wyjątkiem przyzwoitością określonym, rzec można, iż nie umieją czytać głośno. Zaradzić tak żmudnemu brakowi nie jest trudno. Wystarczy dać parę głównych i stanowczych zaleceń, jako to: wygłaszanie rymu zależy od umiejętności czytania krementów. Kto krementu czytać nie umie, nie wygłasza piękności wiersza. Wiersz bezrymowy wymaga poprawniejszego czytania, dlatego że i w pisaniu musi być od wiązanego poprawniejszym. A to z tej przyczyny, iż można by powiedzieć: że bezrymowy wiersz rymuje się na całą swą długość, nie zaś w końcowym jednym zebrzmieniu wyrazów!
Do szeregu tych to trudności technicznych policzyć godzi się, że jakoby zupełnie o tym przepomniano, iż w dnie stanowczej próby wszyscy dramaturgowie znamienici, przytomnymi bywając onemu, że tak się wyrażę, przymierzeniu nowo uzupełnionej sukni, nie pozostawiali przechodzących dzieł na scenę bez tych a owych niewielkich ostatecznych zlepszeń – i że częstotliwie coś o mało zdłużyć lub niewiele uskąpić, coś wypadało domocnić lub ulżyć. Ostatecznej tej dla autora, a dla aktorów pierwszej pracy świadomi są wszędzie, gdzie, że tak znowu wyrażę się, nie chodziło się arcydługo w szatach pierwej dla kogo innego utrafionych!…
Trudnościom powyżej nadmienionym jeden utwór i jedne nie poradzi pióro, ale utwór jeden i pióro pojedyncze otworzyć, i wskazać, i uprzykładnić kierunek nie tylko że mogą, lecz powinny. Aliści i to jeszcze łatwiej się sprawuje we społecznościach, w których, do ważenia i używania prawdy nawyknąwszy, rozeznawać na pierwszy oka rzut umieją kapitalną różnicę, jaka trwa pomiędzy naśladownictwem a zbudowaniem. Drugie, będąc obowiązującym i w ład postępu wchodzącym, a przeto początkującemu pożądanym i pomocnym, gdy pierwsze, to jest naśladownictwo, przeciwnym będąc samej nawet ducha-naturze, przeciąża zarazem naśladowanego i naśladującego w konieczny wprowadza obłęd. Zaś dostrzegać daje się, że im mniej jakie społeczeństwo jest żywe, tym nie jaśniejsze ma ono pojęcie o różnicy pomiędzy zbudowaniem się i naśladowaniem!
A uszczerbek z tego wielki bywa… Bowiem, skoro nie umieją się budować, tedy muszą co niejaki period fenomenalnej żądać indywidualności – i od onej jeszcze wszystkiego i wszelakiego początkowania wymagając, a z żadnego statecznej korzyści nie odnosząc – aż nareszcie i same one źródło niweczą.
Piękną na koniec, dla dramaturga, trudnością u nas Polaków jest to, co zarazem przedstawuje się jako głębokie dla psychologii społecznej pytanie – – to jest, że artyzm polski nie potrafił dotąd uznać kobiet!… Profile owe duże, i jakoby stadia idealne, które (że pominę starożytnych) przedstawują w niewiastach Dante, Calderon, Shakespeare, Byron… z wyjątkiem (dla przyzwoitości zastrzeżonym) nie istnieją wcale w pięknej literaturze polskiej.
Nie ma tam, mówię, kobiet istotnych i całych: Wanda, co "nie chciała Niemca", nie wiemy, czego chciała?? – jest ona o jednej, acz pięknej, nodze. Telimena (może najzupełniejsza jako utwór artystyczny!) nie jest dość transcendentalną… Zosia – dopiero panną z pensji, a prześliczna Maria Malczewskiego rozwinąć się w zupełną postać nie miała czasu, będąc wrychle poduszkami zaduszoną, czyli w trzęsawisku pogrążoną.
Smętnych takich trudności nieco we wstępie do mojej Białej-Tragedii skreślić za słuszne uważałem, dla tej przyczyny, iż jakkolwiek bądź szeroko zasiadła być może kompetencja, nie należy jej pogardzać tymi poszczególe uwagami, które się spotyka, gdy się robi.
Sługa rzetelny
C. N.
1872 r.
Rzecz dzieje się w dziewiętnastym wieku w Willi-Harrys i jej pobliżu.AKT I
Poddasze – wnętrze założone księgami – okna dają na zieloność, ale nieco są przysłonięte – ranek.
Scena pierwsza
MAK-YKS
przerywając czytanie
Oto pierwszy promień, z tych, co rażą…
Posuwa zasłonę w oknie.
Jakby jedne były nam znajome,
Drugie obce – i te szły w szyby,
Jak ktoś obcy, lub obcych zwiastujący…
Zatrzymując się u okna, porzuca nieco chleba.
Ci – swoi – zowąd… powietrzni bracia,
Którym ostatnia chleba starczy kruszyna,
I jeszcze są za nią szczebiotliwi…
Wracający, i nadlatujący…
– Nie wzięli mnie nigdy więcej czasu,
Ani życia więcej, niż ile dałem!
Wracając do czytania
Ptaszek taki odlata z kruszyną chleba
I nie pozostawia chwili bólu -
Godziny wstrętu – dnia cierpienia -
Roku niewiary w społeczeństwo!
– Przybył i odszedł w lazur oka
Niebieskiego – – jak mimowiedna łza
Ludzi dobrych…
– podobnie płaczącą
Raz dostrzegłem JĄ… PRZYCZYNY NIE WIEM.
Scena druga
SALOME
oględnie wchodząc
O godzinie niezwykłej, tak rano,
Wchodzę, ażeby pana uprzedzić,
Że właściciel, sędzia Durejko,
Cały dziś dom osobiście zwiedza.
Stąd dawno jesteśmy już na nogach,
Nieco się lękając o nas samych,
W jakimkolwiek wszystko jest porządku.
starannie i czule
Wiem, że pan z nim teraz ma rachunek
Nieco opóźniony… ale… cóż stąd!
Hrabina Harrys, pokrewna pańska (Istny anioł!), czyliż nie jest główną
Całego tu placu właścicielką?
Oględnie
Pan nawet mnie daruje tę wątpliwość,
Iż w rozumie gminnym moim nie wiem,
Dlaczego pan tu mieszka?… nie owdzie,
W pawilonie, obok krewnej swojej?
– Nie byłożby to panu przyjemnie
Anioła takiego mieć przy sobie
spostrzegając wrażenie na twarzy Mak-Yksa
To, co mówię, niechże pan wybaczy
Starej kobiecie i starej matce,
Która, o synu myśląc rodzonym (A lat tyle zwłaszcza go nie widząc!…),
W każdym młodym człowieku spomina
Macierzyńskie swoje obowiązki.
po chwili
Myśliłam też pana i ja prosić
O protekcję do hrabiny Harrys
Dla onego to właśnie jedynaka (Co jest teraz w Japonii, z okrętem,
Skąd i sam list idzie dwa miesiące!) -
A Hrabina, że zna admirałów
I niemało ministrów.
spostrzegając się
– lecz ja to
Mówię panu jedno jako matka
I więcej nic, tylko jako matka…
Ocierając oczy
Żeby coś o synu mówić swoim!
MAK-YKS
Ta rzecz druga, którą mi mówicie,
Dobra pani Salome!… ta druga
Rzecz jest pierwszą dla mojego serca:
Tak bym rad być usłużnym i wdzięcznym.
Ale pierwsza… to jest: zapytanie,
Czemu tu mnie spotykasz? nie indziej?
Oświecić winna by z licznych względów.
dobitnie
Hrabina jest Aniołem… a jednak
Podejrzewa w ludziach złe języki
I, młodą będąc wdową, chce w domu
Nie mieszkać nikogo mego wieku.
– Zaś pokrewieństwo nasze to jej wzgląd
Na oddalonego bardzo członka,
To dobroć jej, ja – jestem jej niczym,
Męża jej powinowatym… Wreszcie:
W interesie własnym mam ją widzieć -
I, cokolwiek sama byś pragnęła,
Zrobię…
Podnosząc ramię Salome
Tylko mnie nie dziękuj, matko,
Nie zrobiłem jeszcze nic a nic!
poufnie
Hrabina ma nadto rzecz szczególną!…
Tyle pełni usług miłosiernych,
Obejma tak wiele i tak szybko,
Że się jej wydarza zapominać…
Ja to mówię tylko ktemu… tylko,
Żeby błahej nie dać ci nadziei…
dobitnie
Nie mówię, że kogo zapomniała
donośnie
Nie! bynajmniej… lecz że się to zdarza
Osobom pełniącym wiele dobra!
po chwili
Podobno że i Cherubin, zbyt szybko
Lecący z pociechą do cierpliwych,
Traci nieraz pióro, które spada
Wyrzucone z anielskiego skrzydła…
Cny jest pośpiech, lecz powoduje stratę!
SALOME
Ludzie nauczeni lub duchowni
Wiedzą wszystko, nie pytając o nic;
Dlategoż ja pana przeprosiłam
Za me proste słowa starej-matki.
Lat niemało służę w tym tu domu (A panu służyłabym i życie!),
Lecz właściciel nasz, sędzia Durejko,
Zmienić pono chce cały porządek,
Dla kogoś z przyjezdnych oddać wszystko.
Dla pana jakiegoś, z którym chodzi…
mając się ku oknu
Oto – właśnie oni – – niech pan wyjrzy:
Obrócili się ku schodom – idą…
Wyminąć ich ledwo że pośpieszę.
wychodzi.
Scena trzecia
MAK-YKS
z szczerym westchnieniem za odchodzącą Salome
Gdyby ta kobieta to wiedziała,
Co odlatujący teraz ptaszek
Zna – i co innym ptaszkom zwiastuje…
*
Że – rzuciłem im ostatni chleba pył!
Obłędnie
I - gdyby wiedziała to… ach!… ONA,
Właśnie może pełniąca jałmużny,
Jako która ze świętych na szybach
Gotyckiego kościoła – – perłowa,
Z ametystowymi szat fałdami
I ze złotą limbą wkoło skroni…
– Zacna Pani!
Głęboko
Coś jest szczególnego
W tym powszednim-chlebie – w rozłamaniu
Złamka ostatniego… istnieje coś,
Jakby się jakiegoś tam: OGÓŁU
Dotykało zabłąkanym palcem…
– Coś (mówię), co albo milczeć każe,
Lub przynajmniej starannie zabrania
Głosić o wypełnieniu niedoli – -
Jakby niedostatek jaki mniejszy
Wyznać było łacniej, bez zranienia
Bliskich, a fortunniej postawionych.
Tajemniczo
Stąd – prawdziwie, iż tam coś z-istniewa;
Dotycząc moralnie i tej swojej
Miłości-własnej, i wszech-Człowieczej!
po chwili
Czemuż? głosić tego nierada jest
Uczoność…
– czemu i prostota
Mniej wstydzi się opowiadać boleść,
Niźli prawdę przez boleść zyskaną?!
Oglądając naokoło mieszkanie swoje
Pociechy mam ja mnogie!… ot… ten kąt…
ku oknu
Tam! Marii cień dostrzegalny z dala.
ku wnętrzu
Ciszę umarłych serc w księgach moich,
Co nie samym obcują czytaniem.
tajemniczo
Bywa, iż zewnętrzność tych tu pism,
Rozesłanych tam i sam, przypadkiem
Ożywiona rzutem światła naraz,
Jako grupy mumii w piramidzie,
Szerokimi wargi coś powiada,
A mury zejmują to w powietrze,
Które całe należy tu do mnie! -
z politowaniem
Mało-czynnym! niech mnie kto nazywa (Jeszcze nie obliczyliśmy pracy!
Dzień zaświta jaśniejszy ku temu -)
solennie
W Babilonie, za Ezechiela dni,
Najmniej czynnym, zaiste, ten bywał,
Kto z załamanymi nie stał dłońmi,
Patrząc smętnie, i kiwając głową,
Inie robiąc nic więcej-więcej nic!
Scena czwarta
SĘDZIA
wchodząc z SZELIGĄ
Jakem Klemens Durejko! dotrzymam
Choćby nawet sekretu – co więcej,
Że to żaden sekret, to – dyskrecja…
Głośno
Co komu do tego, czy lokator -
dwustronnie
(Mówi się tu: lokator godziwy,
Przyzwoity człowiek, akuratny,
Nie zawalidroga albo próżniak,
Nie lada kto z ulicy – włóczęga…)
MAK-YKS
bez powitania, zostaje u swego zatrudnienia
Jeśli, mówię, czyni to lub owo?…
doktrynalnie
Sekret a dyskrecja – są dwie rzeczy,
Rozróżnienie zaś sensu z literą
Należy do prostej prawa wiedzy,
Którego się pierwej sędzia uczy,
Niż sędzią jest… a Durejko bywał
I jest… (choć na teraz polubownym).
do Szeligi
Astronomię pan zna – ja Prawo znam.
Niemieckiego mieliśmy Doktora
W Akademii Dorpackiej – ten uczył,
Bywało, z an-zacem szczególniejszym!
SZELIGA
Astronomia nie jest tajemnicą,
Ni jedynym moim zatrudnieniem,
Szło mnie tylko, bym się wytłumaczył,
Dlaczego okna te, ta wysokość,
Stosowniejsze są dla mnie niż owe…
poglądając uważnie w okno
Co to jest ów rozstęp między mury,
Dający na drogę, czy ulicę?
SĘDZIA
Nie ulica to, lecz zajazd owdzie
Do pałacu, na lewo, w tym parku.
Okno jego boczne przełyskuje
Przez gałęzie klonów i akacyj – Do hrabiny Harrys on należy,
Która tu rozszerza swoje włości
I opiekę swą nad sierotami
Płci obojej, a zwłaszcza niewieściej.
Lecz Durejki dom, jak stał, tak stoi,
Durejkowej-pensja pełna panien!
SZELIGA
do siebie, w oknie
Któryż kiedy Astronom trafniej
Perturbacje-gwiazdy mógł uważać – (Każdy powóz zajeżdża tą stroną,
Tamtędy powraca – a te okno
Salonowej oknem jest cieplarni…)
Lat dwa! śladu STÓP JEJ nie widziałem.
SĘDZIA
prowadząc spór z Mak-Yksem, stanowczo daje się niekiedy słyszeć
Nie słów tu potrzeba, ale czynów.
W całym domu odmienia się wszystko!
MAK-YKS
Umowy wszelako pozostają.
SZELIGA
do siebie
(Powóz Jej… i nawet kraniec szaty!…)
SĘDZIA
do Mak-Yksa, głośniej
Co do umów, są ważne i żadne…
Dotrzymane z obu stron, lub wcale.
SZELIGA
dwuznacznie, lubo w monologu, i patrząc w okno
Promiennie tu musi jaśnieć Wenus!
SĘDZIA
do Mak-Yksa
Właśnie że decyzja Astronoma
Dziś lub jutro wszystko poodmienia!
Obracając się do Szeligi-patetycznie
Wenus i Mars, i Saturn – i inne
Ciała tu niebieskie, jak na dłoni,
Mości Dobrodzieju!… noce! i dnie!
Czynią swoje mądre apparycje – (Które znał litewski nasz Poczobut
I opisał lepiej niż Kopernik!)
SZELIGA
Idzie mi więc (czego nie ukrywam)
O widok właśnie że w tę stronę…
doktrynalnie
Mam astronomiczne doświadczenia
Sprawdzić – – na różnych punktach globowych
Próbowane z pilnością szczególną.
– Łaskawemu panu, widząc jego,
Nie potrzebuję dodawać, ile
Astronomia jest nauką cenną.
A że tu ją jedynie mam na celu – Niższy apartament sobie wziąłem