Pierścień Wielkiej Damy - ebook
Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Pierścień Wielkiej Damy - ebook
Norwid, Cyprian Kamil (1821-1883), Pierścień wielkiej damy, Skł. gł. J. Mortkowicz, Warszawa, 1933
Kategoria: | Liceum |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-272-2629-7 |
Rozmiar pliku: | 147 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WSTĘP
Wstępy niektóre nastręczają mnie bezumyślną pamięć pewnego zdarzenia następującej osnowy:
W miasteczku niejakiem jeden księgarz, wywieszając ryciny Grandville’a do bajek Lafontaine’a, uwyraźnił takowe podpisami arcyczytelnemi — głosząc:
lew znaczy potęgę — zając obawę — kuropatwa prostotę — lis chytrość — żaba zarozumiałość, a małpa??... — i tu pozostawał próżny papier...
Zapytałem obywatela, nie już dlaczego on nie domieścił, iż małpa znaczy małpę — ale ku czemu odjął interes apologom uczytelniając oneż?... Światły ten człowiek odpowiedział mnie, że jątrzność mieszczańska jest tak podejrzliwą, iż w Lafontaine’a bajkach, o lwie, ośle, papudze lub żabie mówiących, domniemywa się obywateli miasteczka, i żon ich, i oblubienic ich, i synów ich. —
Jakkolwiek przeto wydawałoby się niewczesnem objaśniać typy, uprzedzę wszelako, na wzór pomienionego wyżej, iż mój MAK-YKS nie jest bynajmniej urągowiskiem dla Irlandii lub Szkocji — że HRABINA nie osławia hrabin — że DUREJKO bynajmniej na celu nie ma Litwy, ani jakąkolwiek wyrażać mógłby prowincję, będąc sam ex-machina Durejkiem! — słowem, iż szło mnie o rzecz niesłychanie od wszelkiego osobistego poglądu oddaloną. Życzyłem sobie ja w tej pracy spróbować uzupełnienia nowego tragedii rodzaju — chciałem, ażeby tragiczność, nie dochodząc do zgonów i do wylania krwie, dawała, że tak nazwę, Tragedię-Białą.
Mniemam, iż podobnież i co do wzmianek Chowanny albo Ojczyźniaka Trentowskiego, i nie mniej co do poezji Mickiewicza, należy nie być osobistym w przyjmowaniu wrażeń scenicznych. Utwory, które są lub stawiają się na ostatecznych wyżynach popularności, należą przez to samo do krainy przysłów i stają się formami mówienia. Przymiotnikiem jest wyraz włoski dantesco, co znaczy: zawile, ciemno, po Dantejsku!... tak dalece (nie szukając już u Arystofana przykładów) wolno jest arcypopularnych sławności używać w mówieniu bez narażenia się na ostraszenie tych ciosów, które jeżeli sobie zadają aktorowie, to na tępo względem publicznego bezpieczeństwa.
Dołączyć nareszcie i to powinienem, co, pod spółczesny okres sztuki, upatruję jako obowiązujące dla postępu zadanie. Wypowiadam przeto, iż zda mi się, że idzie dziś o dzieła dramatyczne, które by nie mniejszy dla osobnego czytania i dla gry scenicznej przedstawiały interes. Dziś nie dość jest ubawić na chwilę niemających co począć z wieczorem jednym gości, ani też i tak nazwane fantastyczno-filozoficzne pisać dramata częstotliwie raczej niedokończone, niźli głębokie. Wyrażam to z przyczyny, że gdybym określić nie umiał, czego chce sztuka? nie okazałbym sam szerszej kompetencji oprócz tej, co w lożach i krzesłach teatru skupia się.
Co do moralnego zadania, mniemam, iż strona święta, budująca, religijna starożytnej Tragedii nie ustała wcale, ani może ustać; ale, że gdzie indziej pośród utworów dramatycznych główne obrała miejsce swoje. Myślę, że ten rodzaj, na nazwanie którego nie mamy polskiego wyrazu (bo rzeczy jeszcze nie ma), to jest: «la haute-comédie», głównie otwiera pole do budującego działania wobec Chrześciańskiego społeczeństwa. Tak przynajmniej zdaje się, że być winno, skoro ma to być periodem obejrzenia-się-społeczności całej i z jej najsłuszniejszej wyżyny na samą siebie. Całej!... mówię, społeczności: bo tu, nie jak w komediach buffo (które po mistrzowsku kreślone są przez hr. Fredrę) warstwa jedna społeczna, przyglądając się drugiej postrzega onę w jej śmiesznościach, lecz cywilizacyjna-całość-społeczna, jakoby ogólnego sumienia zwrotem, pogląda na się. Arcytrudna to jest robota z tej przyczyny, iż same nagie, wielkie Serio zastępuje tu te wrażliwe momenta, które Tragedia ma możność krwią ubroczyć wyraźną i czerwoną. Za takowem nastrojeniem idzie, że i wszystkie cieniowania niesłychanie być muszą subtelne. Język zaś wykwintnego dialogu potocznego wcale tak obrobionym nie jest, jak to się w codziennem obcowaniu wydawać może! Jeżeli nawet ten dramatyczny rodzaj komediami-wysokiemi zowią, to jedynie dlatego, dlaczego Dante zwie komedią swój utwór, czyli z przyczyny nie groźnego ale wesołego rzeczy zamknięcia, a które jeszcze tem subtelniejszego dramatycznego cieniowania w ciągu sprawy wymaga. Jakoż, dopiero u pracy takiej natrafia się na niewystarczalność interpunkcji, lubo używam w tekście podkreślania wzmacnianych lub szczególnie zalecających się artyście dramatycznemu wyrazów i zwrotów mowy. Tu następnie idzie wzmiankowanie i tego, że wygłaszanie mowy, dla niejakiego braku życia społecznego, jest nieumiejętnem. Z wyjątkiem, przyzwoitością określonym, rzec można, iż nie umieją czytać głośno. Zaradzić tak żmudnemu brakowi nie jest trudno. Wystarczy dać parę głównych i stanowczych zaleceń: jako to — —
Wygłaszanie rymu zależy od umiejętności czytania krementów. Kto krementu czytać nie umie, nie wygłasza piękności wiersza. Wiersz bez-rymowy wymaga poprawniejszego czytania dlatego, że i w pisaniu musi być od wiązanego poprawniejszym. A to z tej przyczyny, iż można by powiedzieć: że bez-rymowy wiersz rytmuje się na całą swą długość, nie zaś w końcowem jednem zebrzmieniu wyrazów!
Do szeregu tych to trudności technicznych policzyć godzi się, że jakoby zupełnie o tem przepomniano, iż w dnie stanowczej próby wszyscy Dramaturgowie znamienici, przytomnymi bywając onemu, że tak się wyrażę: przymierzeniu nowo uzupełnionej sukni, nie pozostawiali przechodzących dzieł na scenę bez tych a owych, niewielkich, ostatecznych zlepszeń — i że częstotliwie coś o mało zdłużyć lub niewiele uskąpić, coś wypadało domocnić lub ulżyć. Ostatecznej tej, dla autora, a dla aktorów pierwszej, pracy świadomi są wszędzie, gdzie, że tak znowu wyrażę się: nie chodziło się arcydługo w szatach pierwej dla kogo innego utrafionych!...
Trudnościom powyżej nadmienionym jeden utwór i jedne nie poradzi pióro, ale utwór jeden i pióro pojedyncze otworzyć, i wskazać, i uprzykładnić kierunek nie tylko że mogą, lecz powinny. Aliści i to jeszcze łatwiej się sprawuje we społecznościach, w których, do ważenia i używania prawdy nawyknąwszy, rozeznawać na pierwszy oka rzut umieją kapitalną różnicę, jaka trwa pomiędzy naśladownictwem a zbudowaniem. Drugie, będąc obowiązującem i w ład-postępu wchodzącem, jest przeto początkującemu pożądanem i pomocnem, gdy pierwsze, to jest, naśladownictwo, przeciwnem będąc samej nawet ducha-naturze, przeciąża zarazem naśladowanego i naśladującego w konieczny wprowadza obłęd. Zaś dostrzegać daje się, że im mniej jakie społeczeństwo jest żywe, tem niejaśniejsze ma ono pojęcie o różnicy pomiędzy zbudowaniem się i naśladowaniem! A uszczerbek z tego wielki bywa... Bowiem, skoro nie umieją się budować, tedy muszą co niejaki period fenomenalnej pożądać indywidualności i, od onej jeszcze wszystkiego i wszelakiego początkowania wymagając, a z żadnego statecznej korzyści nie odnosząc... aż nareszcie i same one źródło niweczą. —
Piękną na koniec, dla Dramaturga, trudnością u nas Polaków jest to, co zarazem przedstawuje się jako głębokie dla psychologii społecznej pytanie — — to jest, że artyzm polski nie potrafił dotąd uznać kobiet!... Profile owe duże, i jakoby stadia idealne, które (że pominę starożytnych) przedstawują w niewiastach: Dante, Kalderon, Shakespeare, Byron... z wyjątkiem (dla przyzwoitości zastrzeżonym), nie istnieją wcale w pięknej literaturze polskiej. Nie ma tam, mówię, kobiet istotnych i całych: Wanda, co «nie-chciała Niemca», nie wiemy, czego chciała?? — jest ona o jednej, acz pięknej, nodze. Telimena (może najzupełniejsza jako utwór artystyczny!) nie jest dość transcedentalną... Zosia dopiero panną z pensji, a prześliczna Maria Malczewskiego rozwinąć się w zupełną postać nie miała czasu, będąc wrychle poduszkami zaduszoną czyli w trzęsawisku pogrążoną.
Smętnych takich trudności nieco, we wstępie do mojej Białej-Tragedii, skreślić za słuszne uważałem, dla tej przyczyny, iż, jakkolwiekbądź szeroko zasiadłą być może kompetencja, nie należy jej pogardzać temi po szczególe uwagami, które się spotyka, gdy się robi. —
1872 r.
Sługa rzetelny
C. N.
Osoby
1. Hrabina Maria Harrys (wdowa)
2. Mak-Yks, daleki krewny jej męża
3. Magdalena Tomir, poufna Hrabiny
4. Graf Szeliga
5. Sędzia Klemens Durejko
6. Klementyna, żona sędziego
7. Salome, odźwierna
8. Majster ogni-sztucznych
9. Komisarz-policji
10. straż
11. stary-sługa
12. nowy-sługa
13. służąca
14. panienki z pensji
15. goście
Rzecz dzieje się w dziewiętnastym wieku w Willi-Harrys i jej pobliżu.AKT I
POD-DASZE — wnętrze, założone księgami — okna dają na zieloność, ale nieco są przysłonięte — ranek.
Scena pierwsza
MAK-YKS
przerywając czytanie:
Oto pierwszy promień, z tych, co rażą...
Posuwa zasłonę w oknie.
Jakby jedne były nam znajome,
Drugie obce — i te szły w szyby,
Jak ktoś obcy lub obcych zwiastujący...
Zatrzymując się u okna, porzuca nieco chleba.
Ci — swoi — z owąd... powietrzni bracia,
Którym ostatnia chleba starczy kruszyna,
I jeszcze są za nią szczebiotliwi...
Wracający i nadlatujący...
— nie wzięli mnie nigdy więcej czasu,
Ani życia więcej, niż ile dałem!
Wracając do czytania:
— Ptaszek taki odlata z kruszyną chleba
I nie pozostawia chwili bólu —
Godziny wstrętu — dnia cierpienia
Roku niewiary w społeczeństwo!
— Przybył i odszedł w lazur oka
Niebieskiego — — jak mimowiedna łza
Ludzi dobrych...
— podobnie płaczącą
Raz, dostrzegłem JĄ... PRZYCZYNY NIE WIEM.
Scena druga
SALOME
oględnie wchodząc:
— O godzinie niezwykłej, tak rano
Wchodzę, ażeby Pana uprzedzić,
Że właściciel, Sędzia Durejko,
Cały dziś dom osobiście zwiedza.
Stąd dawno jesteśmy już na nogach,
Nieco się lękając o nas samych,
W jakimkolwiek wszystko jest porządku.
Starannie i czule:
— Wiem, że Pan z nim teraz ma rachunek
nieco opóźniony... ale... cóż stąd!
Hrabina HARRYS, pokrewna pańska
(Istny anioł!), czyliż nie jest główną
Całego tu placu właścicielką?
Oględnie:
— Pan nawet mnie daruje tę wątpliwość,
Iż w rozumie gminnym moim nie wiem,
Dlaczego Pan tu mieszka?... nie owdzie,
W pawilonie, obok krewnej swojej?
— Nie byłożby to Panu przyjemnie
Anioła takiego mieć przy sobie — —
Spostrzegając wrażenie na twarzy Mak-Yksa:
To, co mówię, niechże Pan wybaczy
Starej kobiecie i starej matce,
Która, o synu myśląc rodzonym
(A lat tyle zwłaszcza go nie widząc!...),
W każdym młodym człowieku spomina
Macierzyńskie swoje obowiązki.
Po chwili:
— Myślałam też Pana i ja prosić
O protekcję do Hrabiny Harrys
Dla onego to właśnie jedynaka —
(Co jest teraz w Japonii, z okrętem,
Skąd i sam list idzie dwa miesiące!) —
A Hrabina że zna Admirałów
I niemało Ministrów...
Spostrzegając się:
— lecz, ja to
Mówię Panu jedno jako matka
I więcej nic, tylko jako matka...
Ocierającąc oczy:
Żeby coś o synu mówić swoim!
MAK-YKS
Ta rzecz druga, którą mi mówicie,
Dobra pani Salome!... ta druga
Rzecz jest pierwszą dla mojego serca:
Tak bym rad być usłużnym i wdzięcznym.
Ale pierwsza... to jest: zapytanie,
Czemu tu mnie spotykasz? nie indziej?
Oświecić winna by z licznych względów...
Dobitnie:
Hrabina jest Aniołem... a jednak
Podejrzewa w ludziach złe języki
I, młodą będąc wdową, chce w domu
Nie mieszkać nikogo mego wieku.
— Zaś pokrewieństwo nasze, to jej wzgląd
Na oddalonego bardzo członka,
To dobroć Jej — ja jestem jej niczem.
Męża jej powinowatym... Wreszcie:
W interesie własnym mam ją widzieć —
I, cokolwiek sama byś pragnęła,
Zrobię...
Podnosząc ramię Salome:
— tylko mnie nie dziękuj, matko,
Nie zrobiłem jeszcze nic a nic!
Poufnie:
— Hrabina ma nadto rzecz szczególną!...
Tyle pełni usług miłosiernych,
Obejma tak wiele i tak szybko,
Że się jej wydarza zapominać...
Ja to mówię tylko k’temu... tylko,
Żeby błahej nie dać ci nadziei...
Dobitnie:
Nie mówię, że kogo zapomniała — —
Donośnie:
Nie! bynajmniej... lecz, że się to zdarza
Osobom, pełniącym wiele dobra!
Po chwili:
— Podobno, że i Cherubin, zbyt szybko
Lecący z pociechą do cierpliwych,
Traci nieraz pióro, które spada
Wyrzucone z anielskiego skrzydła...
Cny jest pośpiech, lecz powoduje stratę! —
SALOME
— Ludzie nauczeni lub duchowni
Wiedzą wszystko, nie pytając o nic;
Dlategoż ja pana przeprosiłam
Za me proste słowa starej-matki.
Lat niemało służę w tym tu domu
(A panu służyłabym i życie!),
Lecz właściciel nasz, Sędzia Durejko,
Zmienić pono chce cały porządek,
Dla kogoś z przyjezdnych oddać wszystko —
Dla pana jakiegoś, z którym chodzi...
Mając się ku oknu:
Oto właśnie oni — — niech Pan wyjrzy:
Obrócili się ku schodom — idą...
Wyminąć ich ledwo że pośpieszę.
Wychodzi.
Scena trzecia
MAK-YKS
Z szczerem westchnieniem za odchodzącą Salome:
Gdyby ta kobieta to wiedziała,
Co odlatujący teraz ptaszek
Zna i co innym ptaszkom zwiastuje...
Że — rzuciłem im ostatni chleba pył!
Obłędnie:
I — gdyby wiedziała to... ach!... ONA,
Właśnie może pełniąca jałmużny,
Jako która ze świętych na szybach
Gotyckiego kościoła — — perłowa,
Z ametystowemi szat fałdami
I ze złotą limbą wkoło skroni...
— Zacna Pani!
Głęboko:
— — coś jest szczególnego
W tym powszednim-chlebie — w rozłamaniu
Ziarnka ostatniego... istnieje coś:
Jakby się jakiegoś tam: OGÓŁU
Dotykało zabłąkanym palcem...
— Coś (mówię), co albo milczeć każe,
Lub przynajmniej starannie zabrania
Głosić o wypełnieniu niedoli — —
— Jakby niedostatek jaki mniejszy
Wyznać było łacniej, bez zranienia
Bliskich, a fortunniej postawionych.
Tajemniczo:
Stąd — prawdziwie, iż tam coś z-istniewa,
Dotycząc moralnie i tej swojej
Miłości-własnej i wszech-Człowieczej!
Po chwili:
— Czemuż? głosić tego nierada jest
Uczoność...
— czemu i prostota
Mniej wstydzi się opowiadać boleść,
Niźli prawdę przez boleść zyskaną!?
Oglądając naokoło mieszkanie swoje:
Pociechy mam ja mnogie!... ot... ten kąt...
Ku oknu:
— Tam! Marii cień dostrzegalny z dala...
Ku wnętrzu:
— Ciszę umarłych serc w księgach moich,
Co nie samem obcują czytaniem. —
Tajemniczo:
— Bywa, iż zewnętrzność tych tu pism,
Rozesłanych tam i sam, przypadkiem
Ożywiona rzutem światła naraz,
Jako grupy mumii w piramidzie,
Szerokiemi wargi coś powiada,
A mury zejmują to w powietrze,
Które całe należy tu do mnie! —
Z politowaniem:
Mało-czynnym niech mnie kto nazywa —
(Jeszcze nie obliczyliśmy pracy!
Dzień zaświta jaśniejszy ku temu —)
Solennie:
— W Babilonie, za Ezechiela dni,
Najmniej czynnym, zaiste, ten bywał,
Kto z załamanemi nie stał dłońmi,
Patrząc smętnie i kiwając głową,
I nie robiąc nic więcej — — więcej nic!
Scena czwarta
SĘDZIA
wchodząc z Szeligą:
Jakem Klemens Durejko! dotrzymam
Choćby nawet sekretu — co więcej,
Że to żaden sekret, to dyskrecja...
Głośno:
— Co komu do tego, czy lokator —
Dwu-stronnie:
(— Mówi się tu, lokator godziwy,
Przyzwoity człowiek, akuratny,
Nie zawalidroga albo próżniak,
Nie lada kto z ulicy — włóczęga...) —
(Mak-Yks, bez powitania, zostaje u swego zatrudnienia.)
Jeśli, mówię, czyni to lub owo?...
Doktrynalnie:
— Sekret a dyskrecja — są dwie rzeczy.
Rozróżnienie zaś sensu z literą
Należy do prostej prawa wiedzy,
Którego się pierwej Sędzia uczy,
Niż sędzią jest... a Durejko bywał
I jest... (choć na teraz polubownym).
do Szeligi:
Astronomię pan zna — ja Prawo znam.
Niemieckiego mieliśmy Doktora
W Akademii Dorpackiej — ten uczył,
Bywało, z an-zacem szczególniejszym!
SZELIGA
— Astronomia nie jest tajemnicą,
Ni jedynem mojem zatrudnieniem.
Szło mnie tylko, bym się wytłumaczył,
Dlaczego okna te, ta wysokość,
Stosowniejsze są dla mnie, niż owe...
Poglądając uważnie w okno:
— Co to jest ów roz-stęp między mury,
Dający na drogę czy ulicę?
SĘDZIA
— Nie ulica to, lecz zajazd owdzie
Do pałacu, na lewo w tym parku
Okno jego boczne przełyskuje
Przez gałęzie klonów i akacji —
— Do Hrabiny HARRYS on należy,
Która tu rozszerza swoje włości
I opiekę swą nad sierotami
Płci obojej, a zwłaszcza niewieściej.
Lecz Durejki dom, jak stał, tak stoi,
Durejkowej-pensja pełna panien!
SZELIGA
do siebie, w oknie:
— Któryż kiedy Astronom trafniej
Perturbacje-gwiazdy mógł uważać —
(— Każdy powóz zajeżdża tą stroną,
Tamtędy powraca — a te okno
Salonowej oknem jest cieplarni...)
Lat dwa! śladu stóp JEJ nie widziałem.
SĘDZIA
prowadząc spór z Mak-Yksem, stanowczo daje się niekiedy słyszeć:
— Nie słów tu potrzeba, ale czynów...
W całym domu odmienia się wszystko!
MAK-YKS
(— Umowy wszelako pozostają —)
SZELIGA
do siebie:
(— Powóz Jej... i nawet kraniec szaty!...)
SĘDZIA
do Mak-Yksa, głośniej:
— Co do umów, są ważne i żadne...
Dotrzymane z obu stron lub wcale.
SZELIGA
dwuznacznie, lubo w monologu, i patrząc w okno:
— Promiennie tu musi jaśnieć Wenus!
SĘDZIA
do Mak-Yksa:
— Właśnie że decyzja Astronoma
Dziś lub jutro wszystko poodmienia!
Obracając się do Szeligi — patetycznie:
Wenus i Mars, i Saturn — i inne
Ciała tu niebieskie, jak na dłoni,
Mości Dobrodzieju!... noce! i dnie!
Czynią swoje mądre aparycje —
(Które znał litewski nasz Poczobut
I opisał lepiej niż Kopernik!)
SZELIGA
— Idzie mi więc (czego nie ukrywam)
O widok właśnie że w tę stronę...
Doktrynalnie:
— Mam astronomiczne doświadczenia
Sprawdzić — na różnych punktach globowych
Probowane z pilnością szczególną.
— Łaskawemu Panu, widząc Jego,
Nie potrzebuję dodawać, ile
Astronomia jest nauką cenną.
A że tu ją jedynie mam na celu,
Niższy apartament sobie wziąłem
I zatrzymam — te zaś wyższe pokoiki
Ułatwiać mnie będą obserwacje.
SĘDZIA
gwałtownie do Mak-Yksa:
Acan się wyniesie pod strych — i dość.
SZELIGA
dostrzegając spór:
— Myślę wszakże, że praw tu niczyich
Nie nadwerężyłem przyjściem mojem,
Ani że te stało się istotną
Dla kogokolwiek bądź zawadą...
— Inaczej albowiem: ustąpiłbym!
SĘDZIA
w ucho Mak-Yksa, groźnie:
— Pod strych... i dość...
MAK-YKS
ustępując, szuka między książkami:
— Coś... znaleźć pierw... chciałem...
Znajduje pistolet — uważa go — chowa i mówi:
Ojca mego pamiątka... jedyna...!
Kiedy Mak-Yks wychodzi —
SĘDZIA
do Szeligi:
— Lokator ten musiałby ustąpić
Dla powodów, których wyjaśnienie
Do osobnego należy paragrafu —
SZELIGA
Usuwam się przeto od dyskusji — —
SĘDZIA
— Jest to któś... bliski czegoś... w głowie!...
— Na przypadek zaś silnego paroksyzmu
Mnie należy pamiętać o wszystkich,
Którzy zamieszkują dom ...
Nieprawdaż?...
Poglądając dokoła mieszkania:
— Książki może mózg zniepokoiły —
Rychło:
— Jeśli (mówię) książki, to bynajmniej
Nie specjalne, nie astronomiczne!...
Doktrynalnie:
— Są złe książki i dobre — są, tak rzekę:
«Zdrowe-treści» i «próżne-frazesy».
Tamte uczą... lub księgarz je szybko
Na okrągłe pieniądze przemienia;
Te są (za pozwoleniem) do czegóż?...
Na cóż, radbym wiedział: greckie baśnie?!
Kaznodziejsko:
— Czyli to nauczyło kogokolwiek,
Jak dopełniać swoich z-obowiązań?
Wstać rano — zimną wodą umyć się,
Rachunki swe akuratnie przejrzeć,
Posłusznym być sługą, czułym mężem!
W monologu:
— Durejko zna cenę Literatur,
Lecz przeciwny jest konceptom błahym.
Lubi on i książkę... w chwilach wolnych:
Dziewiętnaście lat mając, cóż, bywało,
Nie czytałem w lesie na wakacjach...
Z zapałem:
— Natchnienie u Litwina jest jak nic!...
do Szeligi:
— Wszakże zna Pan wiersze Mickiewicza
(Co zgniótł «wszystkich mędrców i proroków»)?
— U nas jak Radziwił, to Radziwił,
Nie potrzebujemy wielu... jeden dość...!
SZELIGA
powolnie:
Tak — — lecz ileż w kopalniach trzeba
Piasku podrzędnego wagi różnej,
Aby tam był rodzimym diament,
Nie zgubionym przypadkiem z pierścienia?
SĘDZIA
bez-rozmyślnie, potakując:
Ślicznie to pan mówi, u nas jest tak,
Mości Dobrodzieju, jak w kopalniach.
SZELIGA
dwuznacznie:
Raz wraz jedna lampa zajaśnieje,
Korytarze oświecając ciemne — —
— A u której można i cygaro
Zatlić... to rozwesela znudzenie...
Melancholijnie:
Obeliski jednak pojedyncze
Miewają tę niedogodność znaczną,
Że z nich domu stawić niepodobna...
I zaledwo próżne zdobią place.
SĘDZIA
— Durejkowa trzyma całą pensję
Córek domów, ze wszech okolicy
Najbogatszych i uznania godnych.
Tam można nasłuchać, cóż nie uczą?
Obojej płci wiedzę stosując
Do tego, co panna znać powinna —
(Ale rzeczą pierwszą jest moralność.)
W monologu:
«Wiedza»?... idzie od «Jaźni» — ta znowu
Na odwrót stawa się «Jaźnio-wiedzą»,
Jak to nasz FILOZOF-NARODOWY
Skreślił — i jest przez to popularnym,
Że w przysłowiach od razu gotowych
Więcej odkrył niż w głębokich studiach,
Dając tym sposobem dla każdego
Patent — kto jest przyzwoity rodak,
Dziedzic zacny — kto ziomek porządny,
Czysty patriota i nie «Turan»!
SZELIGA
grzecznie:
— Najprzyjemniej byłoby mnie tezę
Z Dorpackiej alumnem akademii
Podjąć — lecz powróćmy do układów...
— Dolny i ten biorę apartament —
Gdyby nawet dziś przyszło wypadkiem,
Że lunety sprobowałbym mojej,
Będę mógł wnijść? nieprawdaż?...
Salome wchodzi i zatrzymuje się u drzwi.
— te rzeczy,
Najmniejszej nie zrobią mnie zawady,
Poza domem albowiem jest cel mój.
Oko on gdy ujmie, porywa myśl,
Podrzędnemi czyniąc miejsce i czas.
— Nieco przed oknem próżni i chwilę
Samotności od doby do doby —
Oto wszystko, czego potrzebuję — —
SĘDZIA
do Salome
— Czy słyszałaś dobrze, co pan mówił?
Groźnie:
— Należy być uważną i pełnić —
SZELIGA
Na dół teraz cofam się i żegnam.
Skoro Graf wychodzi. Sędzia zacierając ręce przechadza się i odzywa:
Scena piąta
SĘDZIA
— Egzekucji przyszedł czas i wigor —
do Salome:
Poglądając na rzeczy:
Przenieść tego rychło niepodobna.
Więc złożyć tak, jak do przeniesienia,
Lub ażeby razem można było
Wyrzucić za drzwi... czy pod strych schronić.
Zatrzymując się i podsłuchując:
— Durejkowej słyszę chód pośpieszny.
Wiedzieć rada chce o Astronomie
I o apartamentach do wzięcia — —
— Ciekawa, jak poprowadzę sprawkę? —
Czuły mąż z dobrą czeka nowinką.
SĘDZINA
Gonię wciąż za tobą, o! Durejko,
Ty, któremu dziś się zwierzyć życzę
(Nie żebym się nie zwierzała zawsze,
Ale że okoliczność rzadka jest).
Patetycznie:
Czemuż widzę Klemensa nieczułym!
SĘDZIA
surowo:
Mnie — pierw — spytać trzeba o fakt ważny.
W ucho żony:
Astronoma mam w domu — pojmujesz?
Apartamenta wzięte...
SĘDZINA
obojętnie i zimno:
— Cóż to jest
Przy nowinie, którą ja-ć przynoszę!?...
Posłuchaj: rano Hrabina HARRYS
Przysłała na pensję z zapytaniem
O listę-panien...
SĘDZIA
z politowaniem:
No, to niewiele...
SĘDZINA
Słuchajże mnie... ciekawa przyczyny
Wypytałam się posłańca — słuchaj
— O! Durejko, wszystkie panny będą
Zaproszone dziś na wieczorynek!...
SĘDZIA
ze śmiechem:
To jest akt dopiero — gdy nowina
Durejki jest fakt, i niewątpliwy!
SĘDZINA
obojętnie:
Czy akt, czy fakt, jeżeli pomyślny...
SĘDZIA
zimno:
Logiki coś nie zna Durejkowa —
SĘDZINA
żywiej:
Ona pewno przeczytała więcej
Niż kto inny — —
SĘDZIA
odwracając się tyłem:
W Dorpacie czytają...
SĘDZINA
ironicznie:
Czy całą «Chowannę»? Klemensulku!
SĘDZIA
przez ramię:
I «Ojczyźniaka»! panienko!
Obracając się:
Akt do faktu jest «jak pięść do nosa».
Nie akademickie wyrażenie,
Ale jądro-myśli kapitalne.
W przysłowiach jest więcej zdrowych treści
Niż w paryskiej dziś literaturze —
Co Filozof nasz sam udowodnił!...
SĘDZINA
odejście udając, chroni się za drzwi:
«Les gouts sont différents, mon cher mari.»
SĘDZIA
«De gustibus disputandum non est.»
SALOME
— Coś przez usta ich gada językami —
SĘDZIA
w monologu:
Durejko zna wagę interesów
I klasyfikować je potrafi
— Czuły jest Durejko — lecz i groźny,
Ani lada czemu folgujący.
On! zna obowiązek pana Domu...
SĘDZINA
powracając naprzeciw męża:
— Durejkowa kształci generację
Najprzyzwoitszych panien w świecie!
Przyszłych Matek, żon i bohaterek,
Które ci zgon podzielą i triumf!...
— Ona! łącząc słodycz z surowością,
Trzyma cugle rządu w swoim Domu
I nikt pewno jej nie będzie uczył!
SĘDZIA
stanowczo:
— Był Durejko sędzią i sędzią jest,
Rozumienie spraw posiadającym;
Co roztrząśnie on, roztrząśnie nieźle!
Potrafi też innym zamknąć usta.
SĘDZINA
gniewnie:
Durejkowa nie da się zagłuszyć
Frazesom bez gruntu i bez stylu:
Treść ceni, lecz chce i formy wdzięku —
A czy Klemensulko zna syntezę??
SĘDZIA
z pogardą wychodzi — za żoną:
— Anty-tezę!... bogdaj i pro-tezę!...
Po chwili:
— Zagajał Durejko nieraz w życiu
Różnej treści polubowne spory,
I już mu niewiele zyskać trzeba
Tam i owdzie przyświadczeń sąsiedzkich,
By na zawsze kompetentnym został —
W Komitetach wszystkich, wszelkiej treści!...
Z uśmiechem:
— Wówczas Klementynka jemu dygnie!
Sprawkę tę lub owę przedstawując
— Lecz przemilknie Ten, co teraz uczy...
Zażywając:
Dzwoniąc z lekka palcem w tabakierę — —
Jednym tylko palcem, raz i wtóry,
Prezes puknie... cóż, pani Durejko!?...
SĘDZINA
pokazując się jeszcze we drzwiach:
Monologów wcale się nie wzbrania —
SĘDZIA
za żoną wołając:
«SOBO-SŁOWIEŃ!» — przynajmniej mów czysto,
Własnych przodków języka nie kalaj! —
SĘDZINA
część głowy ze drzwi okazując:
Wyłgiełłówna z rodu... zna swój język.
Sędzia uchodzi za żoną.
SALOME
opierając się na szczotce:
Tak to co dnia! gdziekolwiek zdybią się,
Zaraz pokazują sobie język —
Ani zgadnąć, czemu? ani wiedzieć,
Co szumi z nich słowyniemieckiemi!
Po czem naraz: Jegomość w tę stronę,
W owę Imość... Dopiero na nowo
Rozesłani słudzy tam i owdzie:
Szukać pana i za panią biegać —
By się jeszcze hałaśniej gdzie starli!
Podsłuchując:
— Słyszę — spotkał Sędzia astronoma...
Szczęście wielkie, że ten go zatrzyma;
Nie dobiegłszy tym sposobem żony,
Ukoją się, choć na chwilę, spory —
Składa resztę książek i obziera się.
— Otóż — prawie że wszystko w porządku,
Jakby lokator umarł...
— Boże mój!
Cichym ludziom świat miejsca żałuje:
Jak powodzią, coraz, coraz dalej,
Obejmani są i ciągle pchani,
Aż ostatni dzień czoło zalewa...
SZELIGA
z lunetą w ręku wchodząc:
— Dość jest — dość uprzątania waszego:
Dla okien tych i dla kilku godzin
Ani warto — ani się i godzi
— Niepokoić wszystko!
— w domu u nas
Dla rzeczy najmniejszej robi się tak —
SZELIGA
do Salome:
Lokator, jakkolwiek cierpi obłęd,
Zda się jednakowoż być spokojnym —
SALOME
Ten, kto powiedział to panu hrabi,
Musi częściej cierpieć...
— My, odźwierni,
Niż ktokolwiek, lepiej znamy rzeczy.
z westchnieniem:
— Ludzie cisi są zakałą świata!...
I odpycha on ich ustawicznie,
Coraz dalej, coraz skorzej, z ziemi...
Aż nareszcie mówią: «to jest wariat!»
— Panną będąc i szyjąc u Księżnej
(Która może hrabiemu jest znana),
Księżnej Orsi (co była aktorką),
Tam się napatrzyłam świata-dziwów!..
Głęboko:
— Nie każdy-bo, co z sobą rozmawia,
Jest wariatem...
— i nie każdy nawet,
Co tak skromnie mieszka, jest lada kto! —
SZELIGA
Macie i tu blisko pałac świetny
Tej Hrabiny HARRYS...
SALOME
— To jest, Panie,
Klejnot wielki — to jest taka dobroć,
Że tylko dwie równe w okolicy:
Ksiądz Prowincjał i Pani Hrabina!
SZELIGA
— A mąż ?
SALOME
— A któż nie wie, że to wdowa?!...
SZELIGA
— Zapomniałem!... słyszałem był ongi,
Lecz, z dalekiej wracając podróży,
Myśliłem, iż wszyscy pożenieni...
SALOME
uprzątając jeszcze w izbie:
— Należałoby to i Jej począć —
Alić, co my sądzim, a co państwo,
To odmienne dwie rzeczy bywają.
SZELIGA
Małżeństwo dla wszystkich jest jednakie.
SALOME
Tak to i ksiądz Prowincjał naucza,
Aż nieraz łzy w okulary kapią —
(Co jednak w kościele brzmi wyraźniej...)
SZELIGA
— A Hrabina przecież nabożna jest
I musi znać Ojca Prowincjała?..
SALOME
głośno:
— To tak, jakby spytał kto: czyli ja
Znam te schody i te ich poręcze — ?
— Gdzieżby święto Przenajświętszej Panny
Było obchodzonem z takim blaskiem
Woskowych świec — dużych jak Jegomość!
(Że tu pana hrabiego przeproszę...)
Z zapałem:
Gdzieżby tyle kwiatów! robionych róż!
Lilii z liściami srebrnemi
— Drogich kadzeń i ornatów, które,
Jako blachy złota, tak łamią się;
Gdzieżby było tyle, w Boże-Ciało,
Strusich piór kłoniących się jak dusze
Przed utajonego-sakramentem...
— Gdyby równych w świecie zbrakło Hrabin!
Głęboko:
Alić COŚ należy DAĆ... i niebu —
Choćby dymu wonnego obłoczek...
Jeśli nic dać z siebie nie może człek,
Wszystko jakby pożyczone mając!
Spostrzegając się:
Ja to wszakże mówię — może zbytnio —
Z przeproszeniem Pańskiem stara sługa.
Wychodzi.
Scena szósta
SZELIGA
Rozrzewniła mnie doprawdy!... Człowiek,
Nieraz się ubrawszy od stóp do głów,
Odprawia pielgrzymki nienajbliższe,
By wreszcie usłyszał rozmowę MDŁĄ.
Gdy, oto tu, schylona staruszka,
W prochy ziemi nawykła poglądać,
Diamentowem słów światłem darzy — !
Głęboko:
— Zaiste! tylko podróżnik umie
Podróżować i we własnych stronach —
Monumenta odkrywać lub czynić
Nieznane dla innych spostrzeżenia.
(Dlatego to może Anglik, który
Podróżuje najdalej, i często,
NAJORYGINALNIEJ ZOSTAŁ SOBĄ!!)
— Rzeczy, obok których bliscy, co dnia,
Opierają swe rubaszne łokcie,
Uderzają wzrok mój — budzą mój słuch...
Podróżuję wciąż i wciąż... jak w Syrii!
Słychać kroki na schodach.
SZELIGA
Cyt! nadchodzi ktoś, szemrząc do siebie,
Jakby sprawę toczył z każdym schodem.
MAK-YKS
w głębokim monologu:
Zaiste że — ja wracam DO SIEBIE — !
Z dwuznacznością:
Lecz zostaje mnie jeszcze wiele piętr.
Wyżej coraz! — aż gdzie posiadłości
I samego Durejki!... kończą się...
Z krzywym uśmiechem:
Wielkie szczęście, że glob jest w przestworzu,
Którego nie pomierzyła Ludzkość
— Wielkie tak, jak odchłań!... i jedyne. —
SZELIGA
półgłosem na stronie:
(Cokolwiek bądź ta staruszka mówi,
Lepiej jest ostrożnym być z osobą — —)
MAK-YKS
wchodząc powoli:
Miejsce, widzę, że już mnie odpycha!
Nie poglądając w stronę Szeligi:
Obmierziono mnie nawet i okno — —
Tak, że odwracam się odeń — — nie chcąc
Ani dnia światłości, ani księżyca.
Do siebie:
— Po-tylekroć TAM byłem... i OWDZIE...
Lecz napróżno!
— acz wiem o tem pewno,
Że ani mnie myślano zaniedbać ...
Tak — pewność jest o słońcu, iż wstanie,
Ani wątpimy o niem — wszelako
— Bywa, iż mróz zniweczy wszystek kwiat,
Niźli wiosenne powrócą tchnienia — —
Zajdę jeszcze, zajść muszę — jeszcze raz!
O synu Salome mówić z NIĄ będę
— Nic o sobie...
— zbieg różnych ironii
Ściera osobistość — chcieć się nie chce!
Przysiada u stosu ksiąg:
— Nieszczęście psowa wolę-czynu,
Zamieniając ją w szał... lub atonię —
Szczęście — niemniej wpływa na uczucia,
Czyniąc ludzi tępych i leniwych...
Tamte i te, zarówno psuć mogąc,
Są-ż niedolą? lub dolą człowieka?...
Wstaje:
— Przyjdzie wreszcie i kierunku nie mieć:
Przyjdzie — powoli stąpać przed siebie,
Jakby za pogrzebem swego serca
Ktoś idący z własną piersią próżną...
— Więc!... z pogodną twarzą...!
SZELIGA
uważnie:
(To poprostu
Nieszczęliwy wielbiciel...
Któż ode mnie
Więcej winien mieć dlań względności!)
Dając się słyszeć przybyłemu — do Mak-Yksa:
— po sąsiedzku, witam!
MAK-YKS
— nie wiedziałem,
Że już po sąsiedzku — lecz przepraszam.
Pozierając dokoła:
Wszystko widzę tak przygotowanem,
Iż zrobi się tu próżnia... lada dzień...
Robi ruch ręką około siebie i mówi na stronie:
(Pono że uniosłem... przedmiot główny...)
SZELIGA
— W AMERYCE nie izdebka taka,
Ale Salon w każdym bywa domu,
Dla zamieszkujących równie-spólny!
— Swoich gości każdy w nim przyjmuje,
I nie wadzi to nikomu — wcale —
Poważnie:
To jest także postęp społeczności!
MAK-YKS
— EUROPA się wystrzega próżni,
Jak chemiczny-proces...
SZELIGA
męsko:
— Stąd też, wiele
Istot, które się nie-rozłożyły,
Lub nie odebrały sobie życia,
Przechodzi przez inną śmierć — cywilną,
Czyli: wy-ojczyźnia się na stałe...
— a z takowych to zmartwychpowstańców,
Co pomiędzy siebie i spomnienia
Szeroki Ocean rozesłali,
Utworzyła się nowa-społeczność.
Irlandczyków! iluż tam uchodzi
Od swego szmaragdowego kraju!...
Spostrzegając się:
Lecz Pana przepraszam — nazwisko Twe
Pochodzi z Irlandii albo Szkocji...?
MAK-YKS
zimno:
— W kraju każdym są różne nazwiska,
Zwłaszcza dawne — z zatartych kart dziejów;
Zaś pochodzę ja, zaprawdę, z owych,
O których mówiliśmy pierwej,
Składowych ciał, niewytrzymujących
Parcia chemicznego Europy...
— Zeznania posuwam do szczegółów
Z powodu, iż mnie Pan o nie pyta.
SZELIGA
Przywykłem w podróżach przerzucać się
Z miejsca w miejsce i z tej treści w owę,
Skracając czas przez nabytą baczność.
Dlatego, więcej coś panu powiem,
Dalej posuwając się:
Wyciągając rękę:
— Służby me,
Bez-zawodnie, ofiaruję Panu,
Gdyby jego stałą myślą było
W za-oceanowy odpłynąć świat.
Smętnie:
Nie ku temu, zaiste, zbiegłem glob,
By sobie zgromadzić fotografy!
Wiedza wkłada obowiązki: ludziom
Jej udzielić i siebie winienem. —
MAK-YKS
serdecznie:
Mówiących tak, jak Pan, słyszę rzadko...
Ale jest źle podawać się chwili —
Iż są... w których nie samą Europę,
Lecz ziemski glob, opuściłby człowiek!
Podając rękę i przyjmując:
Wszelako — przyjmuję najzupełniej
W danym-razie tę bratnią łaskawość.
SZELIGA
podobnież:
Gdy wypadnie zażądać tej ręki,
BĘDZIE SŁUŻYĆ.
Poważnie:
— Zważałem, iż dotąd
Społeczeństwo jest tak postawione,
Że: zarazem zarabiać i kształcić się
Do niedalekiego można stopnia!
Przyczyna, dla której są uciski
Prawie że moralność dotyczące!...
MAK-YKS
ze szczególnym uśmiechem i różno-znacznie:
Dotąd!... dziwiłem się, że Pan za dnia
Spostrzeżenia robi...
SZELIGA
bystro:
Pojmuję żart:
Świat należy i o dniowem świetle
Badać — i promieniom tym słonecznym
Niekoniecznie ufać...
Obojętnie:
— ja, na teraz,
Badam raczej położenie okien
Lub podróżnych lunet przecieram szkła,
Ku czemu wszelakie światło służy.
MAK-YKS
obłędnie:
Dla mnie także... o! Panie... okna te,
Swą osobną mają tajemniczość...
SZELIGA
żywo:
Rzeczywiście??... i jaką?
MAK-YKS
— Rzecz drobną —
Szczegół mały!...
SZELIGA
żywo:
— Niechże pan mnie powie — —
MAK-YKS
— Arcydrobną rzecz.
SZELIGA
na stronie:
(— Miałżeby i on
Takimże samym być astronomem!)
Do Mak-Yksa stanowczo:
— Proszę z wszelką otwartością mówić,
Zwłaszcza że jego tu zastąpić mam;
Wszystko mówić proszę — —
MAK-YKS
wpatrując się w Szeligę:
— Niechże więc pan — — —
— Lecz widzę go tyle — — —
Zaciekawionym!...
SZELIGA
zimno:
— to jest z przyczyny,
Że pojąć nie mogę... jakby... okna,
Nie-obejmujące nic szczególnie,
Prócz nieco przestrzeni...
prócz — tych oto
Astronomicznych ledwo względów,
Mogły mieć dla osób dwóch interes!...
MAK-YKS
ku oknu:
Przyjaciele moi... tam... mieszkają.
SZELIGA
przeraźliwie:
— A — a!!?...
MAK-YKS
— gniazdka w tych drzewach sobie wiją.
SZELIGA
— — a!...
MAK-YKS
opowiadając:
— — różne są to ptaszki — wszystkie znam!
W okna te zlatują na dzień dobry...
Nawyknąłem chleb mój z niemi łamać;
Przeto — niźli sam wyciągnę rękę,
Myśląc o opuszczeniu Europy,
Niźli (mówię) sam będę jak oni —
Proszę za moimi przyjaciółmi!
Skromnie:
— Niewiele rzuca się im, tam i owdzie.
SZELIGA
wstając od okna:
— Rad bym jeszcze dziś zastąpić pana,
Lecz — zbliża się godzina...
MAK-YKS
— Godzina
Odwiedzin i wizyt (nie z tej sfery
Gości, co zaiste że są mili,
Niewymagający!... i pamiętni!...)
SZELIGA
— Społeczny świat także ma swe obroty:
Przesilenia swoje i eklipsy...
Ku oknu:
— Oto!... jaki zaraz o tej porze
Ruch powozów przez ów rozstęp widać,
Zdałoby się, że właśnie zbudzone!
Albo że coś niezwykłego zaszło...
A to tylko godzina przyjmowań...
MAK-YKS
przyskakując ku oknu:
— Za łaskawego pana pozwoleniem
Chwilkę spojrzę. . . . . . . .
Wychyla się — Szeliga za nim pogląda w okno.
SZELIGA
(— on! nie ptaszków czeka...
Na stronie i gwatłownie:
Powóz Marii!... jej kolory...)
MAK-YKS
odbiegając od okna i wychodząc, do Szeligi:
— Żegnam. —
SZELIGA
— Wątpliwości nie ma... że to jest ktoś
Na ścieżce tej samej, co Astronom...
Obłędnie:
— Pokazuje się wciąż, iż odkrycia
Nie są nigdy absolutnie-nowe!
I — że ja, który właśnie myśliłem
Być najtrafniej tu naprowadzonym,
Nie najpierwszy obserwacje czynię...
Przechadza się i zatrzymuje:
Tak!...
— lecz któż sprawdzić za mnie podoła,
Czyli nie moja to podejrzliwość
Gra tu moją myślą?... i samym mną?
Po chwili:
Nie jeden ten przecie mignął powóz...
Po chwili:
Nie ONA tylko ma te kolory...
Po chwili:
Nie tylko JEJ wyglądają z okien...
Po chwili:
I — nie jedna ona na ziemi jest!
Przechadza się i nagle:
— Nareszcie, ten młodzieniec...
ten człowiek — ?
Bywa-ż w Świecie? miałżeby on znać Ją?
Zdaje się to być niepodobieństwem!
Po chwili:
Nie!... to podejrzliwość serca mego...
Nagle:
Lecz — ta melancholia... chęć podróży
Poza Europę?... zrozpaczenie?...
Formy towarzyskie?... i znajomość
Natury naszego społeczeństwa?...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Nie! człowiek ten zna ją... bywa u niej!
Ze zwątpieniem:
Otóż są zaiste że zaćmienia
Świata moralnego...
— Ach! Astronomie!!...
Głęboko:
— Umieć wzrok swój z-dłużyćpoza oko,
Gdy się tegoż na wewnątrz nie umie —
Jest to: przez JEDNE, PŁASKIE patrzeć szkło!
Kurtyna zapada.Przypisy:
Pierścień Wielkiej Damy — w rękopisie i w niektórych wydaniach pojawia się tytuł rozszerzony: Pierścień Wielkiej Damy czyli ex machina Durejko.
Grandville — pseudonim francuskiego rysownika Jeana Ignace’a Isidore’a Gérarda (1803–1847).
Durejkiem — dziś popr. forma N. lp: Durejką.
krwie — dziś popr. forma D. lp: krwi.
Trentowski, Bronisław (1808–1869) — filozof, twórca m.in. prac Chowanna, czyli system pedagogiki narodowej... i Wizerunek duszy moralnej przez Ojczyźniaka, autor terminu „cybernetyka”.
aktorowie — dziś popr. forma M. lm: aktorzy.
spółczesny — dziś popr.: współczesny.
krement (z łac. crementum: przyrost, narastanie) — prawdopodobnie chodzi o akcent wyrazowy.
przepomnieć — dziś: zapomnieć.
jedne — dziś popr. forma M. lp r.n.: jedno.
same one — dziś popr. B. lm r.n.: samo to.
okna dają na — dziś popr.: okna wychodzą na.
odlata (3 os. lp cz.ter.) — dziś popr.: odlatuje.
jedno — tylko.
obejma (3 os. lp cz.ter.) — dziś popr.: obejmuje.
k’temu (starop.) — po to, dlatego.
cierpliwy — tu: cierpiący.
limba — tu: aureola.
fortunniej postawionych — tj. lepiej sytuowanych, bogatszych, szczęśliwszych.
z-istniewa (neol.) — czas. utworzony od czas. istnieć, synonim: zaczyna istnieć, tworzy się.
wargi — dziś popr. forma N. lm: wargami.
W Babilonie, za Ezechiela dni — aluzja do ludu izraelskiego w niewoli babilońskiej w VI w. p.n.e.; Ezechiel — prorok Starego Testamentu, autor biblijnej Księgi Ezechiela.
Akademia Dorpacka — uczelnia założona w XVII w. przez króla szwedzkiego, w XIX w. powstała tam pierwsza korporacja studentów polskich; Dorpat — dziś: Tartu, miasto w Estonii.
Ansatz (niem.) — tu: podejście, postawa, sposób bycia.
mury — dziś popr. forma N. lm: murami.
Dający na drogę czy ulicę — wychodzący, dający widok na drogę lub ulicę.
zajazd — tu: droga dojazdowa.
te — dziś popr. forma M. lp r.n.: to.
czynią aparycje — ukazują się.
Poczobutt-Odlanicki, Marcin (1728–1810) — astronom i matematyk, jezuita, profesor Akademii Wileńskiej, współzałożyciel obserwatorium astronomicznego w Wilnie.
acan (starop.) — pan.
te — dziś popr. forma M. lp r.n.: to (przyjście).
z-obowiązań — pisownia służy tu uwypukleniu znaczenia „obowiązku” w słowie „zobowiązanie”.
cóż, bywało, nie czytałem — tj. czego to ja nie czytałem.
filozof narodowy — chodzi o Bronisława Trentowskiego (1808–1869), twórcę pojęcia jaźni.
Akademia Dorpacka — uczelnia założona w XVII w. przez króla szwedzkiego, w XIX w. powstała tam pierwsza korporacja studentów polskich; Dorpat — dziś: Tartu, miasto w Estonii.
wnijść — dziś popr.: wejść.
podsłuchując — tu: nasłuchując.
ja-ć — dziś: ja tobie.
Dorpat — dziś: Tartu, miasto w Estonii; tu aluzja do pobytu Durejki na Akademii Dorpackiej, założonej w XVII w. przez króla szwedzkiego, w XIX w. powstała tam pierwsza korporacja studentów polskich.
Chowanna — Chowanna, czyli system pedagogiki narodowej..., praca filozofa Bronisława Trentowskiego (1808–1869).
Ojczyźniak — Wizerunek duszy moralnej przez Ojczyźniaka, praca filozofa Bronisława Trentowskiego (1808–1869).
Filozof — chodzi o Bronisława Trentowskiego (1808–1869).
Les gouts sont différents, mon cher mari (fr.) — Różne są gusta, mój drogi mężu.
De gustibus disputandum non est (łac.) — O gustach się nie dyskutuje.
z pogardą wychodzi — tj. wychodzi Sędzina, a Sędzia krzyczy za wychodzącą.
sobo-słowienie (neol.) — rzecz. utworzony na wzór łac. monolog.
słowy — dziś popr. forma N. lm: słowami.
podsłuchując — tu: nasłuchując.
obejmani (M. lm m.os.) — dziś popr.: obejmowani.
alić (daw.) — jednak, wszakże.
sądzim (1 os. lm cz.ter.) — dziś popr.: sądzimy.
liściami — dziś popr. forma N. lm: liśćmi.
alić (starop.) — jednak, wszakże.
piętr — dziś popr. forma D. lm: pięter.
obmierzić — obrzydzić.
osobistość — tu: osobowość, charakter człowieka.
psować (starop.) — psuć, niszczyć.
Pono że uniosłem... przedmiot główny — Mak-Yks ma na myśli pistolet.
spólny — dziś popr.: wspólny.
wy-ojczyźniać się (neol.) — czas. utworzony od rzecz. ojczyzna, synonim: wykorzeniać się.
zmartwychpowstaniec (neol.) — rzecz. utworzony od czas. zmartwychpowstać (dziś: zmartwychwstać).
fotografy — dziś: fotografie.
z-dłużyć (neol.) — czas. utworzony od przym. długi, synonim: przedłużyć.
jedne — dziś popr. forma B. lp r.n.: jedno.Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać. Jeśli utwór opatrzony jest dodatkowymi materiałami (przypisy, motywy literackie etc.), które podlegają prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiały udostępnione są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa – Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL.
Źródło: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/pierscien-wielkiej-damy
Tekst opracowany na podstawie: Norwid, Cyprian Kamil (1821-1883), Pierścień wielkiej damy, Skł. gł. J. Mortkowicz, Warszawa, 1933
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
Opracowanie redakcyjne i przypisy: Dorota Kowalska, Aleksandra Kurzep, Marta Niedziałkowska, Aleksandra Sekuła, Weronika Trzeciak.
Plik wygenerowany dnia 2011-01-26.
Wstępy niektóre nastręczają mnie bezumyślną pamięć pewnego zdarzenia następującej osnowy:
W miasteczku niejakiem jeden księgarz, wywieszając ryciny Grandville’a do bajek Lafontaine’a, uwyraźnił takowe podpisami arcyczytelnemi — głosząc:
lew znaczy potęgę — zając obawę — kuropatwa prostotę — lis chytrość — żaba zarozumiałość, a małpa??... — i tu pozostawał próżny papier...
Zapytałem obywatela, nie już dlaczego on nie domieścił, iż małpa znaczy małpę — ale ku czemu odjął interes apologom uczytelniając oneż?... Światły ten człowiek odpowiedział mnie, że jątrzność mieszczańska jest tak podejrzliwą, iż w Lafontaine’a bajkach, o lwie, ośle, papudze lub żabie mówiących, domniemywa się obywateli miasteczka, i żon ich, i oblubienic ich, i synów ich. —
Jakkolwiek przeto wydawałoby się niewczesnem objaśniać typy, uprzedzę wszelako, na wzór pomienionego wyżej, iż mój MAK-YKS nie jest bynajmniej urągowiskiem dla Irlandii lub Szkocji — że HRABINA nie osławia hrabin — że DUREJKO bynajmniej na celu nie ma Litwy, ani jakąkolwiek wyrażać mógłby prowincję, będąc sam ex-machina Durejkiem! — słowem, iż szło mnie o rzecz niesłychanie od wszelkiego osobistego poglądu oddaloną. Życzyłem sobie ja w tej pracy spróbować uzupełnienia nowego tragedii rodzaju — chciałem, ażeby tragiczność, nie dochodząc do zgonów i do wylania krwie, dawała, że tak nazwę, Tragedię-Białą.
Mniemam, iż podobnież i co do wzmianek Chowanny albo Ojczyźniaka Trentowskiego, i nie mniej co do poezji Mickiewicza, należy nie być osobistym w przyjmowaniu wrażeń scenicznych. Utwory, które są lub stawiają się na ostatecznych wyżynach popularności, należą przez to samo do krainy przysłów i stają się formami mówienia. Przymiotnikiem jest wyraz włoski dantesco, co znaczy: zawile, ciemno, po Dantejsku!... tak dalece (nie szukając już u Arystofana przykładów) wolno jest arcypopularnych sławności używać w mówieniu bez narażenia się na ostraszenie tych ciosów, które jeżeli sobie zadają aktorowie, to na tępo względem publicznego bezpieczeństwa.
Dołączyć nareszcie i to powinienem, co, pod spółczesny okres sztuki, upatruję jako obowiązujące dla postępu zadanie. Wypowiadam przeto, iż zda mi się, że idzie dziś o dzieła dramatyczne, które by nie mniejszy dla osobnego czytania i dla gry scenicznej przedstawiały interes. Dziś nie dość jest ubawić na chwilę niemających co począć z wieczorem jednym gości, ani też i tak nazwane fantastyczno-filozoficzne pisać dramata częstotliwie raczej niedokończone, niźli głębokie. Wyrażam to z przyczyny, że gdybym określić nie umiał, czego chce sztuka? nie okazałbym sam szerszej kompetencji oprócz tej, co w lożach i krzesłach teatru skupia się.
Co do moralnego zadania, mniemam, iż strona święta, budująca, religijna starożytnej Tragedii nie ustała wcale, ani może ustać; ale, że gdzie indziej pośród utworów dramatycznych główne obrała miejsce swoje. Myślę, że ten rodzaj, na nazwanie którego nie mamy polskiego wyrazu (bo rzeczy jeszcze nie ma), to jest: «la haute-comédie», głównie otwiera pole do budującego działania wobec Chrześciańskiego społeczeństwa. Tak przynajmniej zdaje się, że być winno, skoro ma to być periodem obejrzenia-się-społeczności całej i z jej najsłuszniejszej wyżyny na samą siebie. Całej!... mówię, społeczności: bo tu, nie jak w komediach buffo (które po mistrzowsku kreślone są przez hr. Fredrę) warstwa jedna społeczna, przyglądając się drugiej postrzega onę w jej śmiesznościach, lecz cywilizacyjna-całość-społeczna, jakoby ogólnego sumienia zwrotem, pogląda na się. Arcytrudna to jest robota z tej przyczyny, iż same nagie, wielkie Serio zastępuje tu te wrażliwe momenta, które Tragedia ma możność krwią ubroczyć wyraźną i czerwoną. Za takowem nastrojeniem idzie, że i wszystkie cieniowania niesłychanie być muszą subtelne. Język zaś wykwintnego dialogu potocznego wcale tak obrobionym nie jest, jak to się w codziennem obcowaniu wydawać może! Jeżeli nawet ten dramatyczny rodzaj komediami-wysokiemi zowią, to jedynie dlatego, dlaczego Dante zwie komedią swój utwór, czyli z przyczyny nie groźnego ale wesołego rzeczy zamknięcia, a które jeszcze tem subtelniejszego dramatycznego cieniowania w ciągu sprawy wymaga. Jakoż, dopiero u pracy takiej natrafia się na niewystarczalność interpunkcji, lubo używam w tekście podkreślania wzmacnianych lub szczególnie zalecających się artyście dramatycznemu wyrazów i zwrotów mowy. Tu następnie idzie wzmiankowanie i tego, że wygłaszanie mowy, dla niejakiego braku życia społecznego, jest nieumiejętnem. Z wyjątkiem, przyzwoitością określonym, rzec można, iż nie umieją czytać głośno. Zaradzić tak żmudnemu brakowi nie jest trudno. Wystarczy dać parę głównych i stanowczych zaleceń: jako to — —
Wygłaszanie rymu zależy od umiejętności czytania krementów. Kto krementu czytać nie umie, nie wygłasza piękności wiersza. Wiersz bez-rymowy wymaga poprawniejszego czytania dlatego, że i w pisaniu musi być od wiązanego poprawniejszym. A to z tej przyczyny, iż można by powiedzieć: że bez-rymowy wiersz rytmuje się na całą swą długość, nie zaś w końcowem jednem zebrzmieniu wyrazów!
Do szeregu tych to trudności technicznych policzyć godzi się, że jakoby zupełnie o tem przepomniano, iż w dnie stanowczej próby wszyscy Dramaturgowie znamienici, przytomnymi bywając onemu, że tak się wyrażę: przymierzeniu nowo uzupełnionej sukni, nie pozostawiali przechodzących dzieł na scenę bez tych a owych, niewielkich, ostatecznych zlepszeń — i że częstotliwie coś o mało zdłużyć lub niewiele uskąpić, coś wypadało domocnić lub ulżyć. Ostatecznej tej, dla autora, a dla aktorów pierwszej, pracy świadomi są wszędzie, gdzie, że tak znowu wyrażę się: nie chodziło się arcydługo w szatach pierwej dla kogo innego utrafionych!...
Trudnościom powyżej nadmienionym jeden utwór i jedne nie poradzi pióro, ale utwór jeden i pióro pojedyncze otworzyć, i wskazać, i uprzykładnić kierunek nie tylko że mogą, lecz powinny. Aliści i to jeszcze łatwiej się sprawuje we społecznościach, w których, do ważenia i używania prawdy nawyknąwszy, rozeznawać na pierwszy oka rzut umieją kapitalną różnicę, jaka trwa pomiędzy naśladownictwem a zbudowaniem. Drugie, będąc obowiązującem i w ład-postępu wchodzącem, jest przeto początkującemu pożądanem i pomocnem, gdy pierwsze, to jest, naśladownictwo, przeciwnem będąc samej nawet ducha-naturze, przeciąża zarazem naśladowanego i naśladującego w konieczny wprowadza obłęd. Zaś dostrzegać daje się, że im mniej jakie społeczeństwo jest żywe, tem niejaśniejsze ma ono pojęcie o różnicy pomiędzy zbudowaniem się i naśladowaniem! A uszczerbek z tego wielki bywa... Bowiem, skoro nie umieją się budować, tedy muszą co niejaki period fenomenalnej pożądać indywidualności i, od onej jeszcze wszystkiego i wszelakiego początkowania wymagając, a z żadnego statecznej korzyści nie odnosząc... aż nareszcie i same one źródło niweczą. —
Piękną na koniec, dla Dramaturga, trudnością u nas Polaków jest to, co zarazem przedstawuje się jako głębokie dla psychologii społecznej pytanie — — to jest, że artyzm polski nie potrafił dotąd uznać kobiet!... Profile owe duże, i jakoby stadia idealne, które (że pominę starożytnych) przedstawują w niewiastach: Dante, Kalderon, Shakespeare, Byron... z wyjątkiem (dla przyzwoitości zastrzeżonym), nie istnieją wcale w pięknej literaturze polskiej. Nie ma tam, mówię, kobiet istotnych i całych: Wanda, co «nie-chciała Niemca», nie wiemy, czego chciała?? — jest ona o jednej, acz pięknej, nodze. Telimena (może najzupełniejsza jako utwór artystyczny!) nie jest dość transcedentalną... Zosia dopiero panną z pensji, a prześliczna Maria Malczewskiego rozwinąć się w zupełną postać nie miała czasu, będąc wrychle poduszkami zaduszoną czyli w trzęsawisku pogrążoną.
Smętnych takich trudności nieco, we wstępie do mojej Białej-Tragedii, skreślić za słuszne uważałem, dla tej przyczyny, iż, jakkolwiekbądź szeroko zasiadłą być może kompetencja, nie należy jej pogardzać temi po szczególe uwagami, które się spotyka, gdy się robi. —
1872 r.
Sługa rzetelny
C. N.
Osoby
1. Hrabina Maria Harrys (wdowa)
2. Mak-Yks, daleki krewny jej męża
3. Magdalena Tomir, poufna Hrabiny
4. Graf Szeliga
5. Sędzia Klemens Durejko
6. Klementyna, żona sędziego
7. Salome, odźwierna
8. Majster ogni-sztucznych
9. Komisarz-policji
10. straż
11. stary-sługa
12. nowy-sługa
13. służąca
14. panienki z pensji
15. goście
Rzecz dzieje się w dziewiętnastym wieku w Willi-Harrys i jej pobliżu.AKT I
POD-DASZE — wnętrze, założone księgami — okna dają na zieloność, ale nieco są przysłonięte — ranek.
Scena pierwsza
MAK-YKS
przerywając czytanie:
Oto pierwszy promień, z tych, co rażą...
Posuwa zasłonę w oknie.
Jakby jedne były nam znajome,
Drugie obce — i te szły w szyby,
Jak ktoś obcy lub obcych zwiastujący...
Zatrzymując się u okna, porzuca nieco chleba.
Ci — swoi — z owąd... powietrzni bracia,
Którym ostatnia chleba starczy kruszyna,
I jeszcze są za nią szczebiotliwi...
Wracający i nadlatujący...
— nie wzięli mnie nigdy więcej czasu,
Ani życia więcej, niż ile dałem!
Wracając do czytania:
— Ptaszek taki odlata z kruszyną chleba
I nie pozostawia chwili bólu —
Godziny wstrętu — dnia cierpienia
Roku niewiary w społeczeństwo!
— Przybył i odszedł w lazur oka
Niebieskiego — — jak mimowiedna łza
Ludzi dobrych...
— podobnie płaczącą
Raz, dostrzegłem JĄ... PRZYCZYNY NIE WIEM.
Scena druga
SALOME
oględnie wchodząc:
— O godzinie niezwykłej, tak rano
Wchodzę, ażeby Pana uprzedzić,
Że właściciel, Sędzia Durejko,
Cały dziś dom osobiście zwiedza.
Stąd dawno jesteśmy już na nogach,
Nieco się lękając o nas samych,
W jakimkolwiek wszystko jest porządku.
Starannie i czule:
— Wiem, że Pan z nim teraz ma rachunek
nieco opóźniony... ale... cóż stąd!
Hrabina HARRYS, pokrewna pańska
(Istny anioł!), czyliż nie jest główną
Całego tu placu właścicielką?
Oględnie:
— Pan nawet mnie daruje tę wątpliwość,
Iż w rozumie gminnym moim nie wiem,
Dlaczego Pan tu mieszka?... nie owdzie,
W pawilonie, obok krewnej swojej?
— Nie byłożby to Panu przyjemnie
Anioła takiego mieć przy sobie — —
Spostrzegając wrażenie na twarzy Mak-Yksa:
To, co mówię, niechże Pan wybaczy
Starej kobiecie i starej matce,
Która, o synu myśląc rodzonym
(A lat tyle zwłaszcza go nie widząc!...),
W każdym młodym człowieku spomina
Macierzyńskie swoje obowiązki.
Po chwili:
— Myślałam też Pana i ja prosić
O protekcję do Hrabiny Harrys
Dla onego to właśnie jedynaka —
(Co jest teraz w Japonii, z okrętem,
Skąd i sam list idzie dwa miesiące!) —
A Hrabina że zna Admirałów
I niemało Ministrów...
Spostrzegając się:
— lecz, ja to
Mówię Panu jedno jako matka
I więcej nic, tylko jako matka...
Ocierającąc oczy:
Żeby coś o synu mówić swoim!
MAK-YKS
Ta rzecz druga, którą mi mówicie,
Dobra pani Salome!... ta druga
Rzecz jest pierwszą dla mojego serca:
Tak bym rad być usłużnym i wdzięcznym.
Ale pierwsza... to jest: zapytanie,
Czemu tu mnie spotykasz? nie indziej?
Oświecić winna by z licznych względów...
Dobitnie:
Hrabina jest Aniołem... a jednak
Podejrzewa w ludziach złe języki
I, młodą będąc wdową, chce w domu
Nie mieszkać nikogo mego wieku.
— Zaś pokrewieństwo nasze, to jej wzgląd
Na oddalonego bardzo członka,
To dobroć Jej — ja jestem jej niczem.
Męża jej powinowatym... Wreszcie:
W interesie własnym mam ją widzieć —
I, cokolwiek sama byś pragnęła,
Zrobię...
Podnosząc ramię Salome:
— tylko mnie nie dziękuj, matko,
Nie zrobiłem jeszcze nic a nic!
Poufnie:
— Hrabina ma nadto rzecz szczególną!...
Tyle pełni usług miłosiernych,
Obejma tak wiele i tak szybko,
Że się jej wydarza zapominać...
Ja to mówię tylko k’temu... tylko,
Żeby błahej nie dać ci nadziei...
Dobitnie:
Nie mówię, że kogo zapomniała — —
Donośnie:
Nie! bynajmniej... lecz, że się to zdarza
Osobom, pełniącym wiele dobra!
Po chwili:
— Podobno, że i Cherubin, zbyt szybko
Lecący z pociechą do cierpliwych,
Traci nieraz pióro, które spada
Wyrzucone z anielskiego skrzydła...
Cny jest pośpiech, lecz powoduje stratę! —
SALOME
— Ludzie nauczeni lub duchowni
Wiedzą wszystko, nie pytając o nic;
Dlategoż ja pana przeprosiłam
Za me proste słowa starej-matki.
Lat niemało służę w tym tu domu
(A panu służyłabym i życie!),
Lecz właściciel nasz, Sędzia Durejko,
Zmienić pono chce cały porządek,
Dla kogoś z przyjezdnych oddać wszystko —
Dla pana jakiegoś, z którym chodzi...
Mając się ku oknu:
Oto właśnie oni — — niech Pan wyjrzy:
Obrócili się ku schodom — idą...
Wyminąć ich ledwo że pośpieszę.
Wychodzi.
Scena trzecia
MAK-YKS
Z szczerem westchnieniem za odchodzącą Salome:
Gdyby ta kobieta to wiedziała,
Co odlatujący teraz ptaszek
Zna i co innym ptaszkom zwiastuje...
Że — rzuciłem im ostatni chleba pył!
Obłędnie:
I — gdyby wiedziała to... ach!... ONA,
Właśnie może pełniąca jałmużny,
Jako która ze świętych na szybach
Gotyckiego kościoła — — perłowa,
Z ametystowemi szat fałdami
I ze złotą limbą wkoło skroni...
— Zacna Pani!
Głęboko:
— — coś jest szczególnego
W tym powszednim-chlebie — w rozłamaniu
Ziarnka ostatniego... istnieje coś:
Jakby się jakiegoś tam: OGÓŁU
Dotykało zabłąkanym palcem...
— Coś (mówię), co albo milczeć każe,
Lub przynajmniej starannie zabrania
Głosić o wypełnieniu niedoli — —
— Jakby niedostatek jaki mniejszy
Wyznać było łacniej, bez zranienia
Bliskich, a fortunniej postawionych.
Tajemniczo:
Stąd — prawdziwie, iż tam coś z-istniewa,
Dotycząc moralnie i tej swojej
Miłości-własnej i wszech-Człowieczej!
Po chwili:
— Czemuż? głosić tego nierada jest
Uczoność...
— czemu i prostota
Mniej wstydzi się opowiadać boleść,
Niźli prawdę przez boleść zyskaną!?
Oglądając naokoło mieszkanie swoje:
Pociechy mam ja mnogie!... ot... ten kąt...
Ku oknu:
— Tam! Marii cień dostrzegalny z dala...
Ku wnętrzu:
— Ciszę umarłych serc w księgach moich,
Co nie samem obcują czytaniem. —
Tajemniczo:
— Bywa, iż zewnętrzność tych tu pism,
Rozesłanych tam i sam, przypadkiem
Ożywiona rzutem światła naraz,
Jako grupy mumii w piramidzie,
Szerokiemi wargi coś powiada,
A mury zejmują to w powietrze,
Które całe należy tu do mnie! —
Z politowaniem:
Mało-czynnym niech mnie kto nazywa —
(Jeszcze nie obliczyliśmy pracy!
Dzień zaświta jaśniejszy ku temu —)
Solennie:
— W Babilonie, za Ezechiela dni,
Najmniej czynnym, zaiste, ten bywał,
Kto z załamanemi nie stał dłońmi,
Patrząc smętnie i kiwając głową,
I nie robiąc nic więcej — — więcej nic!
Scena czwarta
SĘDZIA
wchodząc z Szeligą:
Jakem Klemens Durejko! dotrzymam
Choćby nawet sekretu — co więcej,
Że to żaden sekret, to dyskrecja...
Głośno:
— Co komu do tego, czy lokator —
Dwu-stronnie:
(— Mówi się tu, lokator godziwy,
Przyzwoity człowiek, akuratny,
Nie zawalidroga albo próżniak,
Nie lada kto z ulicy — włóczęga...) —
(Mak-Yks, bez powitania, zostaje u swego zatrudnienia.)
Jeśli, mówię, czyni to lub owo?...
Doktrynalnie:
— Sekret a dyskrecja — są dwie rzeczy.
Rozróżnienie zaś sensu z literą
Należy do prostej prawa wiedzy,
Którego się pierwej Sędzia uczy,
Niż sędzią jest... a Durejko bywał
I jest... (choć na teraz polubownym).
do Szeligi:
Astronomię pan zna — ja Prawo znam.
Niemieckiego mieliśmy Doktora
W Akademii Dorpackiej — ten uczył,
Bywało, z an-zacem szczególniejszym!
SZELIGA
— Astronomia nie jest tajemnicą,
Ni jedynem mojem zatrudnieniem.
Szło mnie tylko, bym się wytłumaczył,
Dlaczego okna te, ta wysokość,
Stosowniejsze są dla mnie, niż owe...
Poglądając uważnie w okno:
— Co to jest ów roz-stęp między mury,
Dający na drogę czy ulicę?
SĘDZIA
— Nie ulica to, lecz zajazd owdzie
Do pałacu, na lewo w tym parku
Okno jego boczne przełyskuje
Przez gałęzie klonów i akacji —
— Do Hrabiny HARRYS on należy,
Która tu rozszerza swoje włości
I opiekę swą nad sierotami
Płci obojej, a zwłaszcza niewieściej.
Lecz Durejki dom, jak stał, tak stoi,
Durejkowej-pensja pełna panien!
SZELIGA
do siebie, w oknie:
— Któryż kiedy Astronom trafniej
Perturbacje-gwiazdy mógł uważać —
(— Każdy powóz zajeżdża tą stroną,
Tamtędy powraca — a te okno
Salonowej oknem jest cieplarni...)
Lat dwa! śladu stóp JEJ nie widziałem.
SĘDZIA
prowadząc spór z Mak-Yksem, stanowczo daje się niekiedy słyszeć:
— Nie słów tu potrzeba, ale czynów...
W całym domu odmienia się wszystko!
MAK-YKS
(— Umowy wszelako pozostają —)
SZELIGA
do siebie:
(— Powóz Jej... i nawet kraniec szaty!...)
SĘDZIA
do Mak-Yksa, głośniej:
— Co do umów, są ważne i żadne...
Dotrzymane z obu stron lub wcale.
SZELIGA
dwuznacznie, lubo w monologu, i patrząc w okno:
— Promiennie tu musi jaśnieć Wenus!
SĘDZIA
do Mak-Yksa:
— Właśnie że decyzja Astronoma
Dziś lub jutro wszystko poodmienia!
Obracając się do Szeligi — patetycznie:
Wenus i Mars, i Saturn — i inne
Ciała tu niebieskie, jak na dłoni,
Mości Dobrodzieju!... noce! i dnie!
Czynią swoje mądre aparycje —
(Które znał litewski nasz Poczobut
I opisał lepiej niż Kopernik!)
SZELIGA
— Idzie mi więc (czego nie ukrywam)
O widok właśnie że w tę stronę...
Doktrynalnie:
— Mam astronomiczne doświadczenia
Sprawdzić — na różnych punktach globowych
Probowane z pilnością szczególną.
— Łaskawemu Panu, widząc Jego,
Nie potrzebuję dodawać, ile
Astronomia jest nauką cenną.
A że tu ją jedynie mam na celu,
Niższy apartament sobie wziąłem
I zatrzymam — te zaś wyższe pokoiki
Ułatwiać mnie będą obserwacje.
SĘDZIA
gwałtownie do Mak-Yksa:
Acan się wyniesie pod strych — i dość.
SZELIGA
dostrzegając spór:
— Myślę wszakże, że praw tu niczyich
Nie nadwerężyłem przyjściem mojem,
Ani że te stało się istotną
Dla kogokolwiek bądź zawadą...
— Inaczej albowiem: ustąpiłbym!
SĘDZIA
w ucho Mak-Yksa, groźnie:
— Pod strych... i dość...
MAK-YKS
ustępując, szuka między książkami:
— Coś... znaleźć pierw... chciałem...
Znajduje pistolet — uważa go — chowa i mówi:
Ojca mego pamiątka... jedyna...!
Kiedy Mak-Yks wychodzi —
SĘDZIA
do Szeligi:
— Lokator ten musiałby ustąpić
Dla powodów, których wyjaśnienie
Do osobnego należy paragrafu —
SZELIGA
Usuwam się przeto od dyskusji — —
SĘDZIA
— Jest to któś... bliski czegoś... w głowie!...
— Na przypadek zaś silnego paroksyzmu
Mnie należy pamiętać o wszystkich,
Którzy zamieszkują dom ...
Nieprawdaż?...
Poglądając dokoła mieszkania:
— Książki może mózg zniepokoiły —
Rychło:
— Jeśli (mówię) książki, to bynajmniej
Nie specjalne, nie astronomiczne!...
Doktrynalnie:
— Są złe książki i dobre — są, tak rzekę:
«Zdrowe-treści» i «próżne-frazesy».
Tamte uczą... lub księgarz je szybko
Na okrągłe pieniądze przemienia;
Te są (za pozwoleniem) do czegóż?...
Na cóż, radbym wiedział: greckie baśnie?!
Kaznodziejsko:
— Czyli to nauczyło kogokolwiek,
Jak dopełniać swoich z-obowiązań?
Wstać rano — zimną wodą umyć się,
Rachunki swe akuratnie przejrzeć,
Posłusznym być sługą, czułym mężem!
W monologu:
— Durejko zna cenę Literatur,
Lecz przeciwny jest konceptom błahym.
Lubi on i książkę... w chwilach wolnych:
Dziewiętnaście lat mając, cóż, bywało,
Nie czytałem w lesie na wakacjach...
Z zapałem:
— Natchnienie u Litwina jest jak nic!...
do Szeligi:
— Wszakże zna Pan wiersze Mickiewicza
(Co zgniótł «wszystkich mędrców i proroków»)?
— U nas jak Radziwił, to Radziwił,
Nie potrzebujemy wielu... jeden dość...!
SZELIGA
powolnie:
Tak — — lecz ileż w kopalniach trzeba
Piasku podrzędnego wagi różnej,
Aby tam był rodzimym diament,
Nie zgubionym przypadkiem z pierścienia?
SĘDZIA
bez-rozmyślnie, potakując:
Ślicznie to pan mówi, u nas jest tak,
Mości Dobrodzieju, jak w kopalniach.
SZELIGA
dwuznacznie:
Raz wraz jedna lampa zajaśnieje,
Korytarze oświecając ciemne — —
— A u której można i cygaro
Zatlić... to rozwesela znudzenie...
Melancholijnie:
Obeliski jednak pojedyncze
Miewają tę niedogodność znaczną,
Że z nich domu stawić niepodobna...
I zaledwo próżne zdobią place.
SĘDZIA
— Durejkowa trzyma całą pensję
Córek domów, ze wszech okolicy
Najbogatszych i uznania godnych.
Tam można nasłuchać, cóż nie uczą?
Obojej płci wiedzę stosując
Do tego, co panna znać powinna —
(Ale rzeczą pierwszą jest moralność.)
W monologu:
«Wiedza»?... idzie od «Jaźni» — ta znowu
Na odwrót stawa się «Jaźnio-wiedzą»,
Jak to nasz FILOZOF-NARODOWY
Skreślił — i jest przez to popularnym,
Że w przysłowiach od razu gotowych
Więcej odkrył niż w głębokich studiach,
Dając tym sposobem dla każdego
Patent — kto jest przyzwoity rodak,
Dziedzic zacny — kto ziomek porządny,
Czysty patriota i nie «Turan»!
SZELIGA
grzecznie:
— Najprzyjemniej byłoby mnie tezę
Z Dorpackiej alumnem akademii
Podjąć — lecz powróćmy do układów...
— Dolny i ten biorę apartament —
Gdyby nawet dziś przyszło wypadkiem,
Że lunety sprobowałbym mojej,
Będę mógł wnijść? nieprawdaż?...
Salome wchodzi i zatrzymuje się u drzwi.
— te rzeczy,
Najmniejszej nie zrobią mnie zawady,
Poza domem albowiem jest cel mój.
Oko on gdy ujmie, porywa myśl,
Podrzędnemi czyniąc miejsce i czas.
— Nieco przed oknem próżni i chwilę
Samotności od doby do doby —
Oto wszystko, czego potrzebuję — —
SĘDZIA
do Salome
— Czy słyszałaś dobrze, co pan mówił?
Groźnie:
— Należy być uważną i pełnić —
SZELIGA
Na dół teraz cofam się i żegnam.
Skoro Graf wychodzi. Sędzia zacierając ręce przechadza się i odzywa:
Scena piąta
SĘDZIA
— Egzekucji przyszedł czas i wigor —
do Salome:
Poglądając na rzeczy:
Przenieść tego rychło niepodobna.
Więc złożyć tak, jak do przeniesienia,
Lub ażeby razem można było
Wyrzucić za drzwi... czy pod strych schronić.
Zatrzymując się i podsłuchując:
— Durejkowej słyszę chód pośpieszny.
Wiedzieć rada chce o Astronomie
I o apartamentach do wzięcia — —
— Ciekawa, jak poprowadzę sprawkę? —
Czuły mąż z dobrą czeka nowinką.
SĘDZINA
Gonię wciąż za tobą, o! Durejko,
Ty, któremu dziś się zwierzyć życzę
(Nie żebym się nie zwierzała zawsze,
Ale że okoliczność rzadka jest).
Patetycznie:
Czemuż widzę Klemensa nieczułym!
SĘDZIA
surowo:
Mnie — pierw — spytać trzeba o fakt ważny.
W ucho żony:
Astronoma mam w domu — pojmujesz?
Apartamenta wzięte...
SĘDZINA
obojętnie i zimno:
— Cóż to jest
Przy nowinie, którą ja-ć przynoszę!?...
Posłuchaj: rano Hrabina HARRYS
Przysłała na pensję z zapytaniem
O listę-panien...
SĘDZIA
z politowaniem:
No, to niewiele...
SĘDZINA
Słuchajże mnie... ciekawa przyczyny
Wypytałam się posłańca — słuchaj
— O! Durejko, wszystkie panny będą
Zaproszone dziś na wieczorynek!...
SĘDZIA
ze śmiechem:
To jest akt dopiero — gdy nowina
Durejki jest fakt, i niewątpliwy!
SĘDZINA
obojętnie:
Czy akt, czy fakt, jeżeli pomyślny...
SĘDZIA
zimno:
Logiki coś nie zna Durejkowa —
SĘDZINA
żywiej:
Ona pewno przeczytała więcej
Niż kto inny — —
SĘDZIA
odwracając się tyłem:
W Dorpacie czytają...
SĘDZINA
ironicznie:
Czy całą «Chowannę»? Klemensulku!
SĘDZIA
przez ramię:
I «Ojczyźniaka»! panienko!
Obracając się:
Akt do faktu jest «jak pięść do nosa».
Nie akademickie wyrażenie,
Ale jądro-myśli kapitalne.
W przysłowiach jest więcej zdrowych treści
Niż w paryskiej dziś literaturze —
Co Filozof nasz sam udowodnił!...
SĘDZINA
odejście udając, chroni się za drzwi:
«Les gouts sont différents, mon cher mari.»
SĘDZIA
«De gustibus disputandum non est.»
SALOME
— Coś przez usta ich gada językami —
SĘDZIA
w monologu:
Durejko zna wagę interesów
I klasyfikować je potrafi
— Czuły jest Durejko — lecz i groźny,
Ani lada czemu folgujący.
On! zna obowiązek pana Domu...
SĘDZINA
powracając naprzeciw męża:
— Durejkowa kształci generację
Najprzyzwoitszych panien w świecie!
Przyszłych Matek, żon i bohaterek,
Które ci zgon podzielą i triumf!...
— Ona! łącząc słodycz z surowością,
Trzyma cugle rządu w swoim Domu
I nikt pewno jej nie będzie uczył!
SĘDZIA
stanowczo:
— Był Durejko sędzią i sędzią jest,
Rozumienie spraw posiadającym;
Co roztrząśnie on, roztrząśnie nieźle!
Potrafi też innym zamknąć usta.
SĘDZINA
gniewnie:
Durejkowa nie da się zagłuszyć
Frazesom bez gruntu i bez stylu:
Treść ceni, lecz chce i formy wdzięku —
A czy Klemensulko zna syntezę??
SĘDZIA
z pogardą wychodzi — za żoną:
— Anty-tezę!... bogdaj i pro-tezę!...
Po chwili:
— Zagajał Durejko nieraz w życiu
Różnej treści polubowne spory,
I już mu niewiele zyskać trzeba
Tam i owdzie przyświadczeń sąsiedzkich,
By na zawsze kompetentnym został —
W Komitetach wszystkich, wszelkiej treści!...
Z uśmiechem:
— Wówczas Klementynka jemu dygnie!
Sprawkę tę lub owę przedstawując
— Lecz przemilknie Ten, co teraz uczy...
Zażywając:
Dzwoniąc z lekka palcem w tabakierę — —
Jednym tylko palcem, raz i wtóry,
Prezes puknie... cóż, pani Durejko!?...
SĘDZINA
pokazując się jeszcze we drzwiach:
Monologów wcale się nie wzbrania —
SĘDZIA
za żoną wołając:
«SOBO-SŁOWIEŃ!» — przynajmniej mów czysto,
Własnych przodków języka nie kalaj! —
SĘDZINA
część głowy ze drzwi okazując:
Wyłgiełłówna z rodu... zna swój język.
Sędzia uchodzi za żoną.
SALOME
opierając się na szczotce:
Tak to co dnia! gdziekolwiek zdybią się,
Zaraz pokazują sobie język —
Ani zgadnąć, czemu? ani wiedzieć,
Co szumi z nich słowyniemieckiemi!
Po czem naraz: Jegomość w tę stronę,
W owę Imość... Dopiero na nowo
Rozesłani słudzy tam i owdzie:
Szukać pana i za panią biegać —
By się jeszcze hałaśniej gdzie starli!
Podsłuchując:
— Słyszę — spotkał Sędzia astronoma...
Szczęście wielkie, że ten go zatrzyma;
Nie dobiegłszy tym sposobem żony,
Ukoją się, choć na chwilę, spory —
Składa resztę książek i obziera się.
— Otóż — prawie że wszystko w porządku,
Jakby lokator umarł...
— Boże mój!
Cichym ludziom świat miejsca żałuje:
Jak powodzią, coraz, coraz dalej,
Obejmani są i ciągle pchani,
Aż ostatni dzień czoło zalewa...
SZELIGA
z lunetą w ręku wchodząc:
— Dość jest — dość uprzątania waszego:
Dla okien tych i dla kilku godzin
Ani warto — ani się i godzi
— Niepokoić wszystko!
— w domu u nas
Dla rzeczy najmniejszej robi się tak —
SZELIGA
do Salome:
Lokator, jakkolwiek cierpi obłęd,
Zda się jednakowoż być spokojnym —
SALOME
Ten, kto powiedział to panu hrabi,
Musi częściej cierpieć...
— My, odźwierni,
Niż ktokolwiek, lepiej znamy rzeczy.
z westchnieniem:
— Ludzie cisi są zakałą świata!...
I odpycha on ich ustawicznie,
Coraz dalej, coraz skorzej, z ziemi...
Aż nareszcie mówią: «to jest wariat!»
— Panną będąc i szyjąc u Księżnej
(Która może hrabiemu jest znana),
Księżnej Orsi (co była aktorką),
Tam się napatrzyłam świata-dziwów!..
Głęboko:
— Nie każdy-bo, co z sobą rozmawia,
Jest wariatem...
— i nie każdy nawet,
Co tak skromnie mieszka, jest lada kto! —
SZELIGA
Macie i tu blisko pałac świetny
Tej Hrabiny HARRYS...
SALOME
— To jest, Panie,
Klejnot wielki — to jest taka dobroć,
Że tylko dwie równe w okolicy:
Ksiądz Prowincjał i Pani Hrabina!
SZELIGA
— A mąż ?
SALOME
— A któż nie wie, że to wdowa?!...
SZELIGA
— Zapomniałem!... słyszałem był ongi,
Lecz, z dalekiej wracając podróży,
Myśliłem, iż wszyscy pożenieni...
SALOME
uprzątając jeszcze w izbie:
— Należałoby to i Jej począć —
Alić, co my sądzim, a co państwo,
To odmienne dwie rzeczy bywają.
SZELIGA
Małżeństwo dla wszystkich jest jednakie.
SALOME
Tak to i ksiądz Prowincjał naucza,
Aż nieraz łzy w okulary kapią —
(Co jednak w kościele brzmi wyraźniej...)
SZELIGA
— A Hrabina przecież nabożna jest
I musi znać Ojca Prowincjała?..
SALOME
głośno:
— To tak, jakby spytał kto: czyli ja
Znam te schody i te ich poręcze — ?
— Gdzieżby święto Przenajświętszej Panny
Było obchodzonem z takim blaskiem
Woskowych świec — dużych jak Jegomość!
(Że tu pana hrabiego przeproszę...)
Z zapałem:
Gdzieżby tyle kwiatów! robionych róż!
Lilii z liściami srebrnemi
— Drogich kadzeń i ornatów, które,
Jako blachy złota, tak łamią się;
Gdzieżby było tyle, w Boże-Ciało,
Strusich piór kłoniących się jak dusze
Przed utajonego-sakramentem...
— Gdyby równych w świecie zbrakło Hrabin!
Głęboko:
Alić COŚ należy DAĆ... i niebu —
Choćby dymu wonnego obłoczek...
Jeśli nic dać z siebie nie może człek,
Wszystko jakby pożyczone mając!
Spostrzegając się:
Ja to wszakże mówię — może zbytnio —
Z przeproszeniem Pańskiem stara sługa.
Wychodzi.
Scena szósta
SZELIGA
Rozrzewniła mnie doprawdy!... Człowiek,
Nieraz się ubrawszy od stóp do głów,
Odprawia pielgrzymki nienajbliższe,
By wreszcie usłyszał rozmowę MDŁĄ.
Gdy, oto tu, schylona staruszka,
W prochy ziemi nawykła poglądać,
Diamentowem słów światłem darzy — !
Głęboko:
— Zaiste! tylko podróżnik umie
Podróżować i we własnych stronach —
Monumenta odkrywać lub czynić
Nieznane dla innych spostrzeżenia.
(Dlatego to może Anglik, który
Podróżuje najdalej, i często,
NAJORYGINALNIEJ ZOSTAŁ SOBĄ!!)
— Rzeczy, obok których bliscy, co dnia,
Opierają swe rubaszne łokcie,
Uderzają wzrok mój — budzą mój słuch...
Podróżuję wciąż i wciąż... jak w Syrii!
Słychać kroki na schodach.
SZELIGA
Cyt! nadchodzi ktoś, szemrząc do siebie,
Jakby sprawę toczył z każdym schodem.
MAK-YKS
w głębokim monologu:
Zaiste że — ja wracam DO SIEBIE — !
Z dwuznacznością:
Lecz zostaje mnie jeszcze wiele piętr.
Wyżej coraz! — aż gdzie posiadłości
I samego Durejki!... kończą się...
Z krzywym uśmiechem:
Wielkie szczęście, że glob jest w przestworzu,
Którego nie pomierzyła Ludzkość
— Wielkie tak, jak odchłań!... i jedyne. —
SZELIGA
półgłosem na stronie:
(Cokolwiek bądź ta staruszka mówi,
Lepiej jest ostrożnym być z osobą — —)
MAK-YKS
wchodząc powoli:
Miejsce, widzę, że już mnie odpycha!
Nie poglądając w stronę Szeligi:
Obmierziono mnie nawet i okno — —
Tak, że odwracam się odeń — — nie chcąc
Ani dnia światłości, ani księżyca.
Do siebie:
— Po-tylekroć TAM byłem... i OWDZIE...
Lecz napróżno!
— acz wiem o tem pewno,
Że ani mnie myślano zaniedbać ...
Tak — pewność jest o słońcu, iż wstanie,
Ani wątpimy o niem — wszelako
— Bywa, iż mróz zniweczy wszystek kwiat,
Niźli wiosenne powrócą tchnienia — —
Zajdę jeszcze, zajść muszę — jeszcze raz!
O synu Salome mówić z NIĄ będę
— Nic o sobie...
— zbieg różnych ironii
Ściera osobistość — chcieć się nie chce!
Przysiada u stosu ksiąg:
— Nieszczęście psowa wolę-czynu,
Zamieniając ją w szał... lub atonię —
Szczęście — niemniej wpływa na uczucia,
Czyniąc ludzi tępych i leniwych...
Tamte i te, zarówno psuć mogąc,
Są-ż niedolą? lub dolą człowieka?...
Wstaje:
— Przyjdzie wreszcie i kierunku nie mieć:
Przyjdzie — powoli stąpać przed siebie,
Jakby za pogrzebem swego serca
Ktoś idący z własną piersią próżną...
— Więc!... z pogodną twarzą...!
SZELIGA
uważnie:
(To poprostu
Nieszczęliwy wielbiciel...
Któż ode mnie
Więcej winien mieć dlań względności!)
Dając się słyszeć przybyłemu — do Mak-Yksa:
— po sąsiedzku, witam!
MAK-YKS
— nie wiedziałem,
Że już po sąsiedzku — lecz przepraszam.
Pozierając dokoła:
Wszystko widzę tak przygotowanem,
Iż zrobi się tu próżnia... lada dzień...
Robi ruch ręką około siebie i mówi na stronie:
(Pono że uniosłem... przedmiot główny...)
SZELIGA
— W AMERYCE nie izdebka taka,
Ale Salon w każdym bywa domu,
Dla zamieszkujących równie-spólny!
— Swoich gości każdy w nim przyjmuje,
I nie wadzi to nikomu — wcale —
Poważnie:
To jest także postęp społeczności!
MAK-YKS
— EUROPA się wystrzega próżni,
Jak chemiczny-proces...
SZELIGA
męsko:
— Stąd też, wiele
Istot, które się nie-rozłożyły,
Lub nie odebrały sobie życia,
Przechodzi przez inną śmierć — cywilną,
Czyli: wy-ojczyźnia się na stałe...
— a z takowych to zmartwychpowstańców,
Co pomiędzy siebie i spomnienia
Szeroki Ocean rozesłali,
Utworzyła się nowa-społeczność.
Irlandczyków! iluż tam uchodzi
Od swego szmaragdowego kraju!...
Spostrzegając się:
Lecz Pana przepraszam — nazwisko Twe
Pochodzi z Irlandii albo Szkocji...?
MAK-YKS
zimno:
— W kraju każdym są różne nazwiska,
Zwłaszcza dawne — z zatartych kart dziejów;
Zaś pochodzę ja, zaprawdę, z owych,
O których mówiliśmy pierwej,
Składowych ciał, niewytrzymujących
Parcia chemicznego Europy...
— Zeznania posuwam do szczegółów
Z powodu, iż mnie Pan o nie pyta.
SZELIGA
Przywykłem w podróżach przerzucać się
Z miejsca w miejsce i z tej treści w owę,
Skracając czas przez nabytą baczność.
Dlatego, więcej coś panu powiem,
Dalej posuwając się:
Wyciągając rękę:
— Służby me,
Bez-zawodnie, ofiaruję Panu,
Gdyby jego stałą myślą było
W za-oceanowy odpłynąć świat.
Smętnie:
Nie ku temu, zaiste, zbiegłem glob,
By sobie zgromadzić fotografy!
Wiedza wkłada obowiązki: ludziom
Jej udzielić i siebie winienem. —
MAK-YKS
serdecznie:
Mówiących tak, jak Pan, słyszę rzadko...
Ale jest źle podawać się chwili —
Iż są... w których nie samą Europę,
Lecz ziemski glob, opuściłby człowiek!
Podając rękę i przyjmując:
Wszelako — przyjmuję najzupełniej
W danym-razie tę bratnią łaskawość.
SZELIGA
podobnież:
Gdy wypadnie zażądać tej ręki,
BĘDZIE SŁUŻYĆ.
Poważnie:
— Zważałem, iż dotąd
Społeczeństwo jest tak postawione,
Że: zarazem zarabiać i kształcić się
Do niedalekiego można stopnia!
Przyczyna, dla której są uciski
Prawie że moralność dotyczące!...
MAK-YKS
ze szczególnym uśmiechem i różno-znacznie:
Dotąd!... dziwiłem się, że Pan za dnia
Spostrzeżenia robi...
SZELIGA
bystro:
Pojmuję żart:
Świat należy i o dniowem świetle
Badać — i promieniom tym słonecznym
Niekoniecznie ufać...
Obojętnie:
— ja, na teraz,
Badam raczej położenie okien
Lub podróżnych lunet przecieram szkła,
Ku czemu wszelakie światło służy.
MAK-YKS
obłędnie:
Dla mnie także... o! Panie... okna te,
Swą osobną mają tajemniczość...
SZELIGA
żywo:
Rzeczywiście??... i jaką?
MAK-YKS
— Rzecz drobną —
Szczegół mały!...
SZELIGA
żywo:
— Niechże pan mnie powie — —
MAK-YKS
— Arcydrobną rzecz.
SZELIGA
na stronie:
(— Miałżeby i on
Takimże samym być astronomem!)
Do Mak-Yksa stanowczo:
— Proszę z wszelką otwartością mówić,
Zwłaszcza że jego tu zastąpić mam;
Wszystko mówić proszę — —
MAK-YKS
wpatrując się w Szeligę:
— Niechże więc pan — — —
— Lecz widzę go tyle — — —
Zaciekawionym!...
SZELIGA
zimno:
— to jest z przyczyny,
Że pojąć nie mogę... jakby... okna,
Nie-obejmujące nic szczególnie,
Prócz nieco przestrzeni...
prócz — tych oto
Astronomicznych ledwo względów,
Mogły mieć dla osób dwóch interes!...
MAK-YKS
ku oknu:
Przyjaciele moi... tam... mieszkają.
SZELIGA
przeraźliwie:
— A — a!!?...
MAK-YKS
— gniazdka w tych drzewach sobie wiją.
SZELIGA
— — a!...
MAK-YKS
opowiadając:
— — różne są to ptaszki — wszystkie znam!
W okna te zlatują na dzień dobry...
Nawyknąłem chleb mój z niemi łamać;
Przeto — niźli sam wyciągnę rękę,
Myśląc o opuszczeniu Europy,
Niźli (mówię) sam będę jak oni —
Proszę za moimi przyjaciółmi!
Skromnie:
— Niewiele rzuca się im, tam i owdzie.
SZELIGA
wstając od okna:
— Rad bym jeszcze dziś zastąpić pana,
Lecz — zbliża się godzina...
MAK-YKS
— Godzina
Odwiedzin i wizyt (nie z tej sfery
Gości, co zaiste że są mili,
Niewymagający!... i pamiętni!...)
SZELIGA
— Społeczny świat także ma swe obroty:
Przesilenia swoje i eklipsy...
Ku oknu:
— Oto!... jaki zaraz o tej porze
Ruch powozów przez ów rozstęp widać,
Zdałoby się, że właśnie zbudzone!
Albo że coś niezwykłego zaszło...
A to tylko godzina przyjmowań...
MAK-YKS
przyskakując ku oknu:
— Za łaskawego pana pozwoleniem
Chwilkę spojrzę. . . . . . . .
Wychyla się — Szeliga za nim pogląda w okno.
SZELIGA
(— on! nie ptaszków czeka...
Na stronie i gwatłownie:
Powóz Marii!... jej kolory...)
MAK-YKS
odbiegając od okna i wychodząc, do Szeligi:
— Żegnam. —
SZELIGA
— Wątpliwości nie ma... że to jest ktoś
Na ścieżce tej samej, co Astronom...
Obłędnie:
— Pokazuje się wciąż, iż odkrycia
Nie są nigdy absolutnie-nowe!
I — że ja, który właśnie myśliłem
Być najtrafniej tu naprowadzonym,
Nie najpierwszy obserwacje czynię...
Przechadza się i zatrzymuje:
Tak!...
— lecz któż sprawdzić za mnie podoła,
Czyli nie moja to podejrzliwość
Gra tu moją myślą?... i samym mną?
Po chwili:
Nie jeden ten przecie mignął powóz...
Po chwili:
Nie ONA tylko ma te kolory...
Po chwili:
Nie tylko JEJ wyglądają z okien...
Po chwili:
I — nie jedna ona na ziemi jest!
Przechadza się i nagle:
— Nareszcie, ten młodzieniec...
ten człowiek — ?
Bywa-ż w Świecie? miałżeby on znać Ją?
Zdaje się to być niepodobieństwem!
Po chwili:
Nie!... to podejrzliwość serca mego...
Nagle:
Lecz — ta melancholia... chęć podróży
Poza Europę?... zrozpaczenie?...
Formy towarzyskie?... i znajomość
Natury naszego społeczeństwa?...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Nie! człowiek ten zna ją... bywa u niej!
Ze zwątpieniem:
Otóż są zaiste że zaćmienia
Świata moralnego...
— Ach! Astronomie!!...
Głęboko:
— Umieć wzrok swój z-dłużyćpoza oko,
Gdy się tegoż na wewnątrz nie umie —
Jest to: przez JEDNE, PŁASKIE patrzeć szkło!
Kurtyna zapada.Przypisy:
Pierścień Wielkiej Damy — w rękopisie i w niektórych wydaniach pojawia się tytuł rozszerzony: Pierścień Wielkiej Damy czyli ex machina Durejko.
Grandville — pseudonim francuskiego rysownika Jeana Ignace’a Isidore’a Gérarda (1803–1847).
Durejkiem — dziś popr. forma N. lp: Durejką.
krwie — dziś popr. forma D. lp: krwi.
Trentowski, Bronisław (1808–1869) — filozof, twórca m.in. prac Chowanna, czyli system pedagogiki narodowej... i Wizerunek duszy moralnej przez Ojczyźniaka, autor terminu „cybernetyka”.
aktorowie — dziś popr. forma M. lm: aktorzy.
spółczesny — dziś popr.: współczesny.
krement (z łac. crementum: przyrost, narastanie) — prawdopodobnie chodzi o akcent wyrazowy.
przepomnieć — dziś: zapomnieć.
jedne — dziś popr. forma M. lp r.n.: jedno.
same one — dziś popr. B. lm r.n.: samo to.
okna dają na — dziś popr.: okna wychodzą na.
odlata (3 os. lp cz.ter.) — dziś popr.: odlatuje.
jedno — tylko.
obejma (3 os. lp cz.ter.) — dziś popr.: obejmuje.
k’temu (starop.) — po to, dlatego.
cierpliwy — tu: cierpiący.
limba — tu: aureola.
fortunniej postawionych — tj. lepiej sytuowanych, bogatszych, szczęśliwszych.
z-istniewa (neol.) — czas. utworzony od czas. istnieć, synonim: zaczyna istnieć, tworzy się.
wargi — dziś popr. forma N. lm: wargami.
W Babilonie, za Ezechiela dni — aluzja do ludu izraelskiego w niewoli babilońskiej w VI w. p.n.e.; Ezechiel — prorok Starego Testamentu, autor biblijnej Księgi Ezechiela.
Akademia Dorpacka — uczelnia założona w XVII w. przez króla szwedzkiego, w XIX w. powstała tam pierwsza korporacja studentów polskich; Dorpat — dziś: Tartu, miasto w Estonii.
Ansatz (niem.) — tu: podejście, postawa, sposób bycia.
mury — dziś popr. forma N. lm: murami.
Dający na drogę czy ulicę — wychodzący, dający widok na drogę lub ulicę.
zajazd — tu: droga dojazdowa.
te — dziś popr. forma M. lp r.n.: to.
czynią aparycje — ukazują się.
Poczobutt-Odlanicki, Marcin (1728–1810) — astronom i matematyk, jezuita, profesor Akademii Wileńskiej, współzałożyciel obserwatorium astronomicznego w Wilnie.
acan (starop.) — pan.
te — dziś popr. forma M. lp r.n.: to (przyjście).
z-obowiązań — pisownia służy tu uwypukleniu znaczenia „obowiązku” w słowie „zobowiązanie”.
cóż, bywało, nie czytałem — tj. czego to ja nie czytałem.
filozof narodowy — chodzi o Bronisława Trentowskiego (1808–1869), twórcę pojęcia jaźni.
Akademia Dorpacka — uczelnia założona w XVII w. przez króla szwedzkiego, w XIX w. powstała tam pierwsza korporacja studentów polskich; Dorpat — dziś: Tartu, miasto w Estonii.
wnijść — dziś popr.: wejść.
podsłuchując — tu: nasłuchując.
ja-ć — dziś: ja tobie.
Dorpat — dziś: Tartu, miasto w Estonii; tu aluzja do pobytu Durejki na Akademii Dorpackiej, założonej w XVII w. przez króla szwedzkiego, w XIX w. powstała tam pierwsza korporacja studentów polskich.
Chowanna — Chowanna, czyli system pedagogiki narodowej..., praca filozofa Bronisława Trentowskiego (1808–1869).
Ojczyźniak — Wizerunek duszy moralnej przez Ojczyźniaka, praca filozofa Bronisława Trentowskiego (1808–1869).
Filozof — chodzi o Bronisława Trentowskiego (1808–1869).
Les gouts sont différents, mon cher mari (fr.) — Różne są gusta, mój drogi mężu.
De gustibus disputandum non est (łac.) — O gustach się nie dyskutuje.
z pogardą wychodzi — tj. wychodzi Sędzina, a Sędzia krzyczy za wychodzącą.
sobo-słowienie (neol.) — rzecz. utworzony na wzór łac. monolog.
słowy — dziś popr. forma N. lm: słowami.
podsłuchując — tu: nasłuchując.
obejmani (M. lm m.os.) — dziś popr.: obejmowani.
alić (daw.) — jednak, wszakże.
sądzim (1 os. lm cz.ter.) — dziś popr.: sądzimy.
liściami — dziś popr. forma N. lm: liśćmi.
alić (starop.) — jednak, wszakże.
piętr — dziś popr. forma D. lm: pięter.
obmierzić — obrzydzić.
osobistość — tu: osobowość, charakter człowieka.
psować (starop.) — psuć, niszczyć.
Pono że uniosłem... przedmiot główny — Mak-Yks ma na myśli pistolet.
spólny — dziś popr.: wspólny.
wy-ojczyźniać się (neol.) — czas. utworzony od rzecz. ojczyzna, synonim: wykorzeniać się.
zmartwychpowstaniec (neol.) — rzecz. utworzony od czas. zmartwychpowstać (dziś: zmartwychwstać).
fotografy — dziś: fotografie.
z-dłużyć (neol.) — czas. utworzony od przym. długi, synonim: przedłużyć.
jedne — dziś popr. forma B. lp r.n.: jedno.Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać. Jeśli utwór opatrzony jest dodatkowymi materiałami (przypisy, motywy literackie etc.), które podlegają prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiały udostępnione są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa – Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL.
Źródło: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/pierscien-wielkiej-damy
Tekst opracowany na podstawie: Norwid, Cyprian Kamil (1821-1883), Pierścień wielkiej damy, Skł. gł. J. Mortkowicz, Warszawa, 1933
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
Opracowanie redakcyjne i przypisy: Dorota Kowalska, Aleksandra Kurzep, Marta Niedziałkowska, Aleksandra Sekuła, Weronika Trzeciak.
Plik wygenerowany dnia 2011-01-26.
więcej..