- promocja
Pierwsza bitwa, Wojownicy - ebook
Pierwsza bitwa, Wojownicy - ebook
Chcesz bitwy?
Będziesz miał wojnę!
Piorun odwrócił się od ojca, który okazał się tyranem nieuznającym słabości i współczucia. Jednak powrót do normalności na wrzosowisko nie jest tak prosty, jak mogłoby się wydawać. Gorycz i zawiść, które poróżniły Skrzydło Szare i Niebo Czyste, zmieniły spokojny las w nieprzyjazne, pełne napięcia miejsce, a braterski konflikt zmusił wszystkie dzikie koty do opowiedzenia się po jednej ze stron. I chociaż Skrzydło Szare i Piorun robią, co w ich mocy, aby znaleźć pokojowe rozwiązanie, wiedzą, że nie mogą powstrzymać narastających tarć. Na horyzoncie maluje się bowiem widmo bitwy, która pochłonie wiele ofiar…
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8203-259-8 |
Rozmiar pliku: | 5,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
OBÓZ NIEBA CZYSTEGO
PRZYWÓDCA
Niebo Czyste — jasnoszary kocur o niebieskich oczach
CZŁONKOWIE OBOZU
Pióro Lotne — młoda biała kotka
Liść — czarno-biały kocur
Płatek — drobna jasnoruda pręgowana kotka o zielonych oczach; przybrana matka Brzozy i Olchy
Woda Wartka — szaro-biała kotka
Szyszka — szylkretowy kocur
Pokrzywa — szary kocur
KOCIĘTA
Brzoza — rudy kocurek
Olcha — szara nakrapiana koteczka
OBÓZ CIENIA WYSOKIEGO
PRZYWÓDCZYNI
Cień Wysoki — czarna kocica o zielonych oczach i gęstej sierści
CZŁONKOWIE OBOZU
Skrzydło Szare — ciemnoszary kocur o gładkiej sierści i złocistych oczach
Szczyt Szczerbaty — mały szary pręgowany kocur o niebieskich oczach
Runo Łaciate — drobna szylkretowa kotka o złocistych oczach
Kwiat Słotny — brązowa pręgowana kotka o niebieskich oczach
Lód Trzaskający — szaro-biały kocur o zielonych oczach
Obłok Plamisty — czarny kocur o długiej sierści z białymi uszami, białą piersią i dwiema białymi łapami
Skrzek Kawki — młody czarny kocur o niebieskich oczach
Jastrząb Pikujący — ruda pręgowana kotka
Wietrzna Sprinterka — żylasta brązowa kocica o żółtych oczach
Janowcowe Futro — chudy szary pręgowany kocur
Ogon Żółwia — szylkretowa kotka o zielonych oczach
Ogon Błyskający — czarny kocur
Futro Żołędzie — kasztanowa kotka
Piorun — rudy kocur o bursztynowych oczach i dużych białych łapach
Szron — śnieżnobiały kocur o niebieskich oczach
KOCIĘTA
Ślepia Sowie — szary kocurek
Serce Łupane — ciemnoszary pręgowany kocurek o bursztynowych oczach
Futro Wróble — szylkretowa kotka
Włóczędzy
Wąż — drobny brązowy pręgowany kocur
Chyża — ruda pręgowana kotka
Rosa — kotka o krótkiej gęstej szarej sierści i błyszczących niebieskich oczach
Cierń — kocur o zmatowiałym nakrapianym futrze
Rzeka Falująca — srebrzysty długowłosy kocur
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiPROLOG
Przed wejściem do jaskini przelewała się woda. Szary kocur przyglądał się kaskadzie, której huk zagłuszał dźwięk wiatru i łagodził poszarpane szczyty leżące w oddali, po czym znikał daleko w dole wśród tęczowej mgły.
Z tyłu za kocurem poruszały się inne koty, cicho, jak cienie w pociętej plamami światła jaskini. Szary kocur z oczami zamglonymi tęsknotą przysłuchiwał się pomrukom pozostałych.
— Kamyki w moim legowisku! — zaskrzeczała starsza. — Wciąż mam kamyki na posłaniu.
— Ja je powybieram! — Po ziemi zatupały drobne łapki.
— Wracaj, Mrozie Sójczy! — zawołała matka. — Twoje łapki są za miękkie na ostre kamienie.
Szary kocur odwrócił się, czując dreszcz przebiegający po gładkiej sierści.
— Spróbuj, Wodo Zamglona. — Stary złocisty kocur popychał nosem chudą mysz w kierunku kocicy o zmatowiałej sierści.
Woda Zamglona zerknęła na zdobycz ze swojego posłania na nierównym podłożu jaskini.
— Daj to komuś młodszemu. — Wskazała Mróz Sójczy, który wybierał kamyki z posłania starszej.
— Musisz jeść — przekonywał Ryk Lwa.
— To ostatnie zwierzę — odparła kocica.
— Ale niedługo myśliwi wrócą z polowania. Może coś upolowali! — zawołał brązowy kocur, dzielący się językami z białą kotką przy ścianie jaskini.
Szary kot radośnie nadstawił uszu.
— Gałąź Skręcona! Zając Ośnieżony! — Poszedł w stronę dwojga kotów, ale zaskoczony przystanął i podniósł się na tylne łapy, gdyż drogę przecięła mu czwórka mło-
dziaków.
— Bawcie się grzecznie! — zawołała matka, biegnąc za nimi.
Liść Zroszony! — rozpoznał karmicielkę szary kocur. — Urodziłaś szczęśliwie! Tak się cieszę. — Przez chwilę mruczał gardłowo, po czym zamilkł.
— Gdyby Cień Księżycowy został dla kociąt, może by jeszcze żył — miauknął.
— Skrzydło Szare!
Kocur odwrócił się na dźwięk skrzekliwego głosu. Z cieni w głębi jaskini szła ku niemu sędziwa kocica.
— Bardo! — Skrzydło Szare pospieszył do niej. — Widzisz mnie?
— Oczywiście. — Kocica wyciągnęła pysk na powitanie. — Dzielimy ten sam sen.
Zetknęli się nosami i kocur stwierdził z zaskoczeniem, że jej nos jest bardzo zimny. Od tylu księżyców już mieszkał na wrzosowisku, że zapomniał, iż w górach panuje przenikliwy ziąb, który tak naprawdę nigdy nie odpuszcza.
Rozejrzał się wokół, omiatając spojrzeniem dawnych współplemieńców.
— Czy oni nas widzą?
— My możemy sięgnąć spojrzeniem poza sen — wyjaśniła Barda — ale oni nie mogą tu zajrzeć.
Skrzydło Szare zamrugał.
— Czy jestem tutaj, czy śnię w moim gnieździe na wrzosowisku?
— Jedno i drugie. — Rozbawienie rozjaśniło oczy Bardy tak, że przez moment przypominały oczy kociaka. — W tej chwili jest tu wszystko, co ważne.
Skrzydło Szare zesztywniał przed obliczem nakrapianej szarej kocicy.
— Mżawka Głucha — powiedział; na widok matki skulonej w swojej sypialnej niszy poczuł ucisk w piersi. Łagodne oczy kocicy zamgliły się, kiedy jej spojrzenie powędrowało szlakiem migotliwych odblasków na ścianach jaskini.
— Dobrze się czuje? — zapytał Bardę.
— Dobrze — zapewniła.
— Chciałbym móc jej przekazać, że przetrwaliśmy podróż, że Niebo Czyste jest zdrowy, Szczyt Szczerbaty też… pomimo kontuzji. Tak się o nas martwiła przy pożegnaniu, chociaż twierdziła, że to słuszna decyzja.
— Przekażę jej — obiecała Barda.
Skrzydło Szare niemal jej nie słyszał. To, co powiedział, że Szczyt Szczerbaty i Niebo Czyste czują się dobrze, było tylko częścią prawdy — i ta świadomość przebiła mu serce lodowatym ostrzem. Czy powinien wyznać, że Szczyt Szczerbaty kuleje, gdyż po upadku z drzewa ma niesprawną łapę? Przysiągłem go chronić — wypomniał sobie.
A Niebo Czyste? Brat Skrzydła Szarego jest może i bezpieczny, ale tak się zmienił, że Mżawka Głucha z trudem rozpoznałaby swojego pierworodnego. Znaleźli ziemię bogatą w zwierzynę, na którą mieli nadzieję, lecz koty, które wyszły z gór jako jedna drużyna, na ciepłych polach i lasach nowego domu podzieliły się na dwie grupy. Niebo Czyste z kilkoma współplemieńcami wziął w posiadanie las. Skrzydło Szare z bólem przyznawał się do tego nawet przed sobą, lecz jego brat zaczął brutalnie strzec swojego udziału w bogatej zdobyczy.
Wstyd rozgrzał sierść Skrzydła Szarego. Zawiodłem ich… i zawiodłem matkę — pomyślał ze smutkiem.
Poczuł, że Barda próbuje spojrzeć mu w oczy, lecz nie potrafił podnieść na nią wzroku.
— To nie twoja wina, Skrzydło Szare. — Barda wskazała pyskiem wychudzonych członków plemienia. — Koty, które mają mało, uczą się dzielić. — Delikatnie dotknęła nosem jego ramienia. — Koty, które mają wiele, stają się chciwe.
Skrzydło Szare gwałtownie uniósł głowę. Czyżby Barda wiedziała, o czym myśli? Niebo Czyste był kiedyś jego najbliższym przyjacielem, teraz zaś stali się dla siebie rywalami.
— Długo żyję. — Barda przechyliła głowę. — Muszę cię ostrzec: chciwość to dopiero początek. — Jej oczy ściemniały. — Zbliża się wojna.
Skrzydło Szare przełknął ślinę.
— Z Niebem Czystym?
— Nie bój się — miauknęła uspokajająco Barda.
Skrzydło Szare uniósł głowę.
— Nie boję się! — powiedział, lecz serce zaczęło mu bić szybciej.
Jak mam walczyć z własnym bratem? — zapytał się w duchu.
— Pamiętaj o kotach, które cię kochają i ci ufają — zamruczała Barda. — Drogi twoje i Nieba Czystego się rozeszły, ale wciąż macie Szczyt Szczerbaty.
Skrzydło Szare poczuł ciepło w piersi na wspomnienie odwagi i lojalności młodszego brata.
— A Ogon Żółwia? — Oczy Bardy zaokrągliły się z ciekawości. — Co u niej?
— Jest szczęśliwa — odparł Skrzydło Szare głosem zdławionym z emocji.
— W końcu doceniłeś siłę jej uczucia. — Oczy Bardy rozbłysły. — Cieszę się.
Skrzydło Szare przestąpił z łapy na łapę. Wyobrażał sobie Ogon Żółwia, śpiącą obok niego, podczas gdy on chodził we śnie. Serce Łupane, Ślepia Sowie i Futro Wróble zapewne leżą skulone przy jej brzuchu — wciąż jeszcze kocięta, lecz z każdym dniem większe. Chociaż ich ojcem był pieszczoch, Skrzydło Szare kochał je jak własne, a one kochały jego, tak samo jak uwielbiała go Ogon Żółwia.
Poczuł w sercu ukłucie bólu. Tęsknił za wszystkimi, choć przecież wiedział, że styka się z nimi sierścią — tam daleko, na wrzosowisku. Jak to możliwe? — zastanowił się. W głowie zaczęło mu się mącić; skierował myśli z powrotem do jaskini. W tej chwili tylko to się liczy — uznał.
Rozrzewniony, odwrócił się do Bardy, jednak kocica wpatrywała się w wodospad; na jej pysku odbijało się światło księżyca.
Zamknęła oczy.
— Dlaczego tu przyszedłeś?
Czy naprawdę wybrałem ten sen? — Skrzydło Szare poczuł pod skórą dreszcz niepokoju. Coś wciągnęło go w głąb wspomnień. Ale co? Nagle poczuł w żołądku ukłucie winy. Od przybycia na wrzosowiska koty z plemienia tyle razy już widziały śmierć. Skrzydło Szare instynktownie spiął się na myśl o Lisie, włóczędze, który zginął z jego łap, zabity przypadkiem w potyczce o granicę.
— Przynieśliśmy ze sobą śmierć.
— Przynieśliście zmianę — powiedziała łagodząco Barda.
— Ale czy każda zmiana musi się rodzić we krwi?
Jedyne, czego pragnąłem, to bezpieczeństwo dla moich przyjaciół — pomyślał.
— Wszyscy rodzimy się we krwi — zamruczała Barda. — Ale to oznacza początek, nie koniec.
Początek? — powtórzył w myślach. Czy znów dojdzie do rozlewu krwi?
Wejście do jaskini zasnuła mgła, pochłonęła członków plemienia, otuliła Bardę, która po chwili zniknęła kocurowi z oczu.
— Bardo, proszę… — Gęsty tuman stłumił jego okrzyk.
— Nie odchodź! — zawołał z gardłem ściśniętym z żalu. Nie chciał znów tracić starych przyjaciół.
— Wierzę w ciebie, Skrzydło Szare — w gęstniejącej mgle odezwało się echo głosu Bardy. — Zawsze.
Mgła przesłoniła mu oczy, zatkała gardło i weszła do płuc; zaczął walczyć o każdy oddech, czując, jak myśli mu się plączą i ogarnia go ciemność.
ROZDZIAŁ 1
Niebo Czyste zmrużył oczy. Widział jaskraworudą sierść Pioruna idącego przez paprocie. Syn szedł pod górę, na wrzosowisko; wychodził z lasu ze Szronem.
Widocznie tak musi — pomyślał Niebo Czyste. Próbował nie zwracać uwagi na żal powodujący ucisk w brzuchu. W górze liście szeleściły na lekkim wietrze. Ciepłe promienie słońca tworzyły plamy na sierści. Za nim skrzypiały sękate pnie starych drzew. Lekki zapach wilgoci uniósł się spod łap kocura, z grubej warstwy liści na ziemi. To jego terytorium. Jeśli Piorun nie chce tu mieszkać, może odejść. Szron musiał to zrobić, ale Piorun sam podjął taką decyzję. Szron został ranny, a rana nie goiła się i jego stan może się pogorszyć. Dla kota z infekcją nie ma miejsca w obozie. Jego słabość stanowi obciążenie dla leśnego plemienia. Czy Piorun tego nie pojmuje? — rozmyślał Niebo Czyste, z gniewem wbijając pazury w ziemię. Dlaczego tak niewielu go rozumie? On chce tylko chronić koty leśne, to zawsze był jego cel, odkąd osiedli w tym miejscu. A jednak własny syn widział w nim potwora, ponieważ mu zależy. W takim razie musi odejść. Nie pozwolę nikomu podkopywać mojego autorytetu — stwierdził. Jeśli będzie to sobie powtarzał, może ból w brzuchu osłabnie…
Plemię! To słowo zabrzmiało w głowie Nieba Czystego przenikliwie jak krzyk kosa. Po raz pierwszy pomyślał o kotach leśnych jak o plemieniu. Nie! — z gniewem odsunął od siebie tę myśl. — Nie jesteśmy plemieniem! Po księżycach udanych polowań koty z lasu miały sierść gładszą i były lepiej odżywione niż ich biedni wychudzeni pobratymcy, którzy postanowili zostać w górach. Przy odpowiednim przewodnictwie w bujnym lesie rozkwitną. Staną się silniejsi od każdego kota z gór. Nigdy już nie zaznają zimna ani głodu.
Niebo Czyste strzepnął ogonem i skierował się między drzewa.
Na granicy wzroku mignęła mu biała sierść. Pióro Lotne przebiegała przez wysoką trawę porastającą skraj lasu.
Niebo Czyste z irytacją uniósł sierść na wspomnienie słów, jakimi Pióro Lotne pożegnała Pioruna. „Niemal żałuję, że nie idę z wami”. Piorun usiłował przekonać białą kotkę, by z nim odeszła. A ona zaczęła rozważać ten pomysł!
Niebo Czyste wysunął pazury.
— Pióro Lotne!
Kotka gwałtownie uniosła głowę.
— Tak, Niebo Czyste? — Wydawała się zaskoczona.
— Chcę z tobą porozmawiać.
Spojrzała na niego nad trawą.
— O czym?
Niebo Czyste zmrużył oczy. Nie zdaje sobie sprawy, że ją słyszał?
— Widziałem, jak żegnasz się z Piorunem i Szronem.
— Tak?
Starała się mówić niewinnym tonem, ale Niebo Czyste zauważył, że w poczuciu winy zmarszczyła sierść na karku.
— Chodź tutaj! — burknął. — No i?
— Życzyłam im powodzenia, to wszystko. — Ruszyła do niego przez wysoką trawę.
— Piorun zachęcał, żebyś z nim odeszła. — Obrzucił ją oskarżycielskim spojrzeniem.
Kotka wyskoczyła z trawy i wylądowała na pokrytej liśćmi ziemi o długość ogona dalej.
— Odmówiłam.
— Powiedziałaś, że niemal żałujesz, iż nie idziesz z nimi. — Niebo Czyste zataczał koła wokół niej, ogon drgał mu nerwowo. Zachowywała się, jakby nie miała nic na sumieniu.
— Postanowiłam zostać. — Spojrzenie kotki nabrało ostrości. — A co ci do tego? Mogę iść, dokąd zechcę.
Niebo Czyste odsłonił zęby. Głupia kocurzyca! Czy nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo potrzebuje jego ochrony i przewodnictwa?
— Teraz należysz do mojego plemienia. Jeśli nie mogę liczyć na twoją lojalność, to równie dobrze możesz sobie odejść.
— Plemienia? — Pióro Lotne zaskoczona wytrzeszczyła oczy. — Nie jesteśmy plemieniem. Połowa naszych została w górach. Połowa z tych, którzy przyszli tu z nami, mieszka na płaskowyżu. Nie mamy Bardy, która nas poprowadzi.
Niebo Czyste poczuł palący żar pod skórą. Słowo „plemię” wymknęło mu się niechcący; czy ona chciała go upokorzyć?
— No dobrze — warknął. — Nie jesteśmy plemieniem. Jesteśmy lepsi niż plemię. Komu potrzebna Barda? Macie mnie. — Strzepnął ogonem. — Ja was teraz prowadzę. To ja znalazłem nam obóz. Wytyczam nasze granice. Powinniście być mi wdzięczni, bo dzięki mnie już nigdy nie będziecie głodować ani marznąć.
— Dzięki tobie? — parsknęła Pióro Lotne. — Zachowujesz się tak, jak byś to ty nas tu przyprowadził! Zapomniałeś, że razem przyszliśmy tu z gór? Kto uratował Wodę Wartką, kiedy się topiła? Ja! Kto uratował Szczyt Szczerbaty przed orłem? Skrzydło Szare. Chroniliśmy się nawzajem. Nikt nie jest ważniejszy od reszty; nikt, oprócz Bardy. To ona rozmawia z przodkami. Jest mądrzejsza od ciebie, ty nigdy taki nie będziesz!
Niebo Czyste poczuł w brzuchu falę wściekłości.
— Rozejrzyj się! — Zatoczył ogonem po drzewach wokół. W gałęziach śpiewały ptaki, między korzeniami przemykała zwierzyna. — Skoro jest taka mądra, dlaczego została w górach i głoduje?
Pióro Lotne gwałtownie zbliżyła do niego pysk.
— Opiekuje się innymi kotami!
— To akurat ja robię! — zawołał Niebo Czyste z oburzeniem. Co za niewdzięcznica! — To dzięki mnie jesteście bezpieczni i dobrze odżywieni.
Pióro Lotne zmarszczyła pysk.
— Przecież las nas żywi.
— A kto pilnuje, by las był nasz, i nie dopuszcza do niego innych? — Niebo Czyste pyskiem wskazał granicę biegnącą skrajem lasu.
— Ciebie interesują tylko granice — powiedziała oskarżycielsko Pióro Lotne. — Przy każdej okazji przesuwasz je coraz dalej. Życie to nie tylko terytorium!
— Czyżby? — warknął Niebo Czyste. — Chcesz się dzielić zwierzyną z każdym włóczęgą, który tędy przejdzie?
— Zwierzyny w lesie wystarczy dla wszystkich!
— Ale teraz mamy kocięta! Zapomniałaś o Brzozie i Olsze? — Niebo Czyste nie wyobrażał sobie, jak można być tak krótkowzrocznym. — Pewnego dnia urodzą się nowe, potem jeszcze kolejne! Chcesz, żeby ginęły z głodu jak Ptaszyna Trzepocząca? — Z głębi wspomnień powrócił żal na myśl o młodszej siostrze, która zmarła w górach. Powróciło też poczucie winy. Czy przeżyłaby, gdybym lepiej polował? — Już nigdy nie chcę widzieć głodujących kociąt.
— Myślisz, że ja tego chcę? — syknęła Pióro Lotne. — Przestań udawać, że przesuwasz granice dla naszego dobra. Jesteś po prostu chciwy!
Wściekłość zaszumiała mu w uszach; ruchem szybkim jak wąż wysunął łapę i przejechał pazurami po pysku kotki.
Pióro Lotne odskoczyła, ślizgając się na liściach, i spojrzała na niego tak, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.
Niebo Czyste pokazał zęby.
— Wszystko, co robię, robię dla nas — warknął.
Pióro Lotne cofała się; z jej nosa kapała krew.
— Dobrze — zamruczała ochryple.
— Przykro mi, że cię zraniłem — powiedział Niebo Czyste. — Ale kiedy nadejdzie pora zimna, a w obozie pojawią się nowe kocięta, zrozumiesz to, co ja już wiem: każdy, kto kwestionuje moją lojalność, naraża nas wszystkich na niebezpieczeństwo.
Machnął gwałtownie ogonem, odwrócił się i poszedł głębiej w las.
Chociaż od wielkiego pożaru minęło kilka księżyców, w lesie wciąż unosił się zapach spalenizny, kiedy cicho przez niego szedł. Po przyjściu do obozu Niebo Czyste wspiął się na strome zbocze otaczające obóz z jednej strony i przyglądał się, jak Pióro Lotne przemyka przez polanę w kierunku splątanych korzeni dębu. Tam przycupnęła samotnie, co chwilę przesuwając językiem po pysku, by polizać zadrapanie. Woda Wartka podeszła do niej szybko i obie kotki przysiadły tuż obok siebie, rozmawiając przyciszonymi głosami, z głowami jedna przy drugiej.
Niebo Czyste przestąpił z łapy na łapę. Czy plotkują o nim? Czy Pióro Lotne skarży się na to, że ją podrapał? Czy powinien im przerwać? Nie chciał, by koty ukradkiem o nim rozmawiały. Jednak jeśli poświęci jej skargom zbyt wiele uwagi, może pogorszyć sytuację. Mimo dreszczu niepokoju nie odzywał się.
Przesunął spojrzenie na Szyszkę i Pokrzywę. Te dwa młode kocury niedawno dołączyły do kotów z lasu, a ich lojalność wciąż była krucha jak suche liście. To oni przekonali Pioruna, by zakwestionował decyzję Nieba Czystego o powiększeniu granic. Kocur poczuł narastające w gardle warczenie. Musi wzmocnić ich zaangażowanie… i nauczyć odwagi! Odważne koty same stawiłyby mu czoła.
Wyprostował się, zeskoczył ze stoku i poszedł na środek polany.
Liść, czarno-biały kocur, wylizujący sobie brzuch u stóp gładkiego głazu znaczącego kraniec polany, uniósł na niego wzrok i poszukał jego spojrzenia.
— Czy Piorun naprawdę odchodzi?
— Już odszedł. — Niebo Czyste strzepnął ogonem. Nie chciał myśleć o przeszłości; liczyła się tylko przyszłość. — Zbierzecie się tutaj, chcę do was przemówić! — Potoczył wzrokiem po kotach leśnych.
Woda Wartka zbliżyła się tuż za nim; Pióro Lotne człapała zaraz obok. Pokrzywa i Szyszka obeszli go kołem i zatrzymali się o długość ogona dalej. Liść strzepnął sierść i dołączył do Pokrzywy, wymieniając spojrzenia z młodym włóczęgą.
Spod nisko zwisających gałęzi cisu wychynął jasnorudy pysk.
— Spotkanie?
Niebo Czyste przywołał kotkę gestem ogona.
— Tak, Płatku. Proszę, dołącz do nas.
Z ciemnozielonych gałęzi wynurzyła się złocista kotka; w ślad za nią wyjrzały pyszczki dwóch kociąt o błyszczących okrągłych oczach.
— Nie martw się, Brzozo. — Płatek odwróciła się do kociaka. Kiwnęła głową jego siostrze, skulonej obok. — Olcho, zostań tutaj i dopilnuj, żeby Brzoza był z tobą.
Delikatnym ruchem ogona popchnęła kocięta z powrotem w cień, po czym przeszła na polanę.
— Co się dzieje? — Przystanęła przy Piórze Lotnym.
Niebo Czyste niemal jej nie słyszał; spoglądał na Brzozę i Olchę, wyglądające spod cisu. To nie były kocięta Płatka; kotka przygarnęła je po śmierci ich matki.
Po tym, jak zabiłem ich matkę — pomyślał.
Te słowa nieproszone zabrzmiały mu w głowie. Pod skórą poczuł świerzbienie wyrzutów sumienia; w gardle rozległ się pomruk. Nie! To ona nas napadła! Ja tylko broniłem moich kotów — usprawiedliwiał się sam przed sobą.
A ona tylko broniła swoich kociąt.
Nie zwrócił uwagi na oskarżenie dzwoniące mu w uszach i skupił się na tym, by pewnie stanąć na nogach. Łapy pod nim drżały. Muszę być silny, jeśli mam przeprowadzić moje koty przez porę zimna — pomyślał. Las wciąż kwitł, ciepły sezon powoli ustępował gorącemu; lecz ciepło nigdy nie trwa długo. Już niebawem las ściśnie mróz. Zwierzyna skryje się pod ziemią, a koty zacznie prześladować głód, bezwzględny jak lis, tak jak to było w górach.
Z zamyślenia wyrwało go miauknięcie Płatka:
— Niebo Czyste!
Strzepnął ogonem i mijając Liścia, wskoczył na głaz.
Koty odwróciły do niego pyski.
— Piorun i Szron odeszli. Już nie wrócą.
Szyszka i Pokrzywa wymienili spojrzenia.
— W naszym lesie nie ma miejsca dla nielojalnych. — Niebo Czyste przeskoczył spojrzeniem na Pióro Lotne.
Kotka wyprężyła pierś.
— Jestem lojal…
— Pióro Lotne zastanawiała się, czy nie odejść z nimi — przerwał jej.
— Tylko przez chwilę! — zaprotestowała.
Z satysfakcją zauważył, że w niebieskich oczach odbiło się poczucie winy. Kotka niespokojnie rozejrzała się wokół. Niebo Czyste miał nadzieję, że pozostałe koty widzą to samo. Wtedy zrozumieją, dlaczego robi to, co ma zamiar zrobić.
— Nawet jedna chwila to za długo — warknął. — Jeśli mamy przetrwać porę zimna, musimy stworzyć silne więzi i zdobyć się na niezachwianą wierność. Teraz. — Podszedł do skraju głazu i rzucił kotce surowe spojrzenie. — W ciężkich czasach muszę być pewien waszej
lojalności.
Woda Wartka uniosła pysk.
— Znasz Pióro Lotne od czasów, kiedy oboje byliście kociętami! — zawołała. — Oczywiście, że możesz jej ufać!
Liść przesunął wzrokiem po Piórze Lotnym.
— A co z resztą, tymi, którzy nie urodzili się w górach? — zapytał. — Czy my możemy jej ufać?
Niebo Czyste niecierpliwie przesunął spojrzeniem po pozostałych kotach. Czy ktoś jeszcze podziela obawy Liścia?
— No jasne! — zawołała Woda Wartka, wbijając gniewny wzrok w pytającego.
Płatek zmrużyła oczy.
— Niebo Czyste ma rację — zamruczała. — Musimy być w stanie liczyć na siebie nawzajem w trudnych chwilach. Gdybyśmy chcieli prowadzić życie włóczęgów, nie trafilibyśmy tutaj. Ale postanowiliśmy dołączyć do Nieba Czystego, bo uznaliśmy, że on proponuje nam lepszy byt.
— Właśnie! — Niebo Czyste triumfalnie uniósł ogon. — Cieszę się, że ty to rozumiesz, Płatku. Chcę tylko waszego dobra. Wierność daje nam siłę, sprawia, że ufamy sobie nawzajem. To gwarancja naszego bezpieczeństwa. — Rzucił szybkie spojrzenie na Pióro Lotne. — Dlatego trzeba ją ukarać.
Pióro Lotne nastroszyła śnieżnobiałe futro na grzbiecie.
— Ukarać? — miauknęła ledwo dosłyszalnie.
Niebo Czyste rozejrzał się po pozostałych.
— Jeśli zobaczycie w niej najlżejszą oznakę braku lojalności, musicie mi to zgłosić. Natychmiast! — odczekał, aż Płatek pokiwa głową, a Liść przymknie powieki na znak zgody.
Szyszka i Pokrzywa niespokojnie zaszurali łapami.
— Natychmiast! — Niebo Czyste odsłonił zęby.
Koty szybko pokiwały głowami.
— Wodo Wartka? — Niebo Czyste rzucił ostre spojrzenie na szaro-białą kotkę.
— Nie będę musiała na nią donosić — odparła kotka z równie ostrym łypnięciem. — Pióro Lotne nigdy nie okaże braku lojalności.
Przywódca zmrużył oczy.
— Każdy z was może wydawać jej rozkazy. Każdy może zabrać jej zdobycz, jeśli zechce. Teraz nie znaczy więcej od węża… dopóki znów nie zasłuży na nasze zaufanie.
W oczach Pióra Lotnego błysnęła uraza, lecz kotka nie oponowała. Woda Wartka przysunęła się bliżej przyjaciółki.
Niebo Czyste strzepnął ogonem.
— Mamy jednak ważniejsze sprawy do omówienia. — Spojrzał na Szyszkę i Pokrzywę. — Niektórzy kwestionują moją decyzję poszerzenia naszych granic. — Zobaczył, jak Pokrzywa obronnie wysuwa pazury. Jego ostrzeżenie zostało zauważone. — To dla waszego dobra. Nie widzicie tego? — Głową wskazał drzewa otaczające obóz. Niektóre spośród nich były poczerniałe. — Pożar zniszczył dużą część naszego terytorium, minie trochę czasu, zanim las się odrodzi, a zwierzyna do niego powróci. Na razie potrzebujemy więcej miejsca do polowania. Skoro Piorun i Szron odeszli, a mamy kocięta do wykarmienia… — Zerknął w stronę cisu. Z cienia wypełznął Brzoza i patrzył na zgromadzonych, podczas gdy Olcha zębami szarpała go za ogon, próbując wciągnąć z powrotem do schronienia. Niebo Czyste kontynuował: — Musimy zdobyć jak największe terytorium.
Liść zmarszczył brwi.
— Zdobycie terytorium to jedno — zawołał — ale jak je utrzymamy?
Niebo Czyste wysunął pazury.
— Będziemy patrolować granice i walczyć z każdym kotem, który je przekroczy.
— Nawet ze Skrzydłem Szarym? — Woda Wartka przechyliła głowę. — To twój brat!
Niebo Czyste poczuł falę wściekłości w brzuchu.
— Napadł na mnie! Oskarżył mnie o morderstwo Pszczółki, tej pieszczoszki! — W furii zjeżył sierść. — Ja miałbym zamordować pieszczocha? — Smagnął ogonem w kierunku Brzozy i Olchy. — Ja ratuję koty, a nie zabijam. — I zanim ktokolwiek zdążył przypomnieć mu, w jaki sposób kocięta straciły matkę, ciągnął: — Czasy są trudne, a pora zimna dopiero przed nami. Musimy razem budować mocny, bezpieczny dom!
— Razem! Razem! — podjęła Płatek żywo.
— Razem! — dołączył do niej Liść.
Do biało-czarnego kocura dołączył Szyszka.
— Razem!
Niebo Czyste poczuł dumę w piersi, kiedy kolejne koty okrzykami wyrażały swoje poparcie dla niego. Nawet Woda Wartka i Pióro Lotne dołączyły do okrzyków, chociaż ich oczy czujnie przyglądały się nowym członkom grupy. I co z tego? — zapytał się w duchu. Wiedział, że zbudowanie lojalności i zaufania zajmie kotom czas. Ale to działanie się opłaci. Kiedy nadejdzie kolejna pora ciepła, las będzie należał do nich, a oni będą najedzeni i bezpieczni. Musimy zebrać siły — pomyślał. Uniósł głowę.
— Trenujmy, żeby nikt z nami nie wygrał!
— Trenujmy? — odezwał się Liść z wielkimi oczami, a pozostałe koty zamilkły.
— Będziemy ćwiczyć walkę, aż staniemy się lepsi od wszystkich włóczęgów i kotów z wrzosowisk! — Niebo Czyste poczuł zalewającą go gwałtownie falę ekscytacji; w głowie zaroiło mu się od planów.
Jeśli zaczniemy się dzielić umiejętnościami i siłą, będziemy w stanie chronić nasze terytorium — myślał.
— Pokrzywo! — Zeskoczył z głazu i okrążył szarego kocura. — Chcę, żebyś stoczył walkę z Szyszką. — Podszedł do Szyszki i trącił go w cętkowany bark. — Walcz!
— Nie chcę zranić przyjaciela! — zaprotestował Po-
krzywa.
— To nie wysuwaj pazurów — odparł Niebo Czyste. — Chcę tylko, żebyście nam pokazali waszą technikę walki. — Skinął głową Liściowi i Płatkowi. — My będziemy się przyglądać. — Gestem ogona przywołał Wodę Wartką i Pióro Lotne. — Nauczymy się waszych umiejętności, a potem pokażemy, jak my walczymy.
Liść kiwał głową.
— To świetny pomysł, Niebo Czyste. Na pewno oni znają chwyty, których my nie znamy.
Płatek wyciągnęła szyję.
— A ja znam chwyty, których oni mogą się nauczyć.
— Ty możesz być następna — obiecał Niebo Czyste, zachwycony tym, że koty tak bardzo chcą dzielić się swoimi umiejętnościami. Spojrzał na Szyszkę.
— Gotowy?
Szyszka kiwnął głową; bursztynowe oczy błyszczały mu entuzjazmem.
— Ja też. — Pokrzywa machnął ogonem i przypadł do ziemi.
Szyszka zmrużył oczy i stanął naprzeciw przyjaciela.
Niebo Czyste przeszedł przez polanę i trącając koty nosem, ustawił Liścia, Płatek, Pióro Lotne i Wodę Wartką w szerokim, równym kręgu wokół dwóch młodych kocurów.
— Możemy się przyglądać? — Brzoza wyrywał się z uścisku Olchy, która przytrzymywała go za ogon.
— Tak — odparł pobłażliwie Niebo Czyste. — Na naukę nigdy nie jest za wcześnie.
Woda Wartka rzuciła mu pełne dezaprobaty spojrzenie; zignorował je. Miał nadzieję, że kotka zmieni zdanie, kiedy kocięta wyrosną na nieustraszonych, zaprawionych w boju pobratymców.
Odsunął się, a Brzoza i Olcha podbiegły do reszty kotów i zatrzymały się przy Płatku.
Szyszka zamiatał ogonem ziemię za sobą i wbijał wzrok w Pokrzywę.
Ten zmrużył oczy i sprężył mięśnie pod skórą.
Przeciwnik skoczył.
Pokrzywa wspiął się na tylne łapy i spotkał się z nim w powietrzu, po czym oba kocury zderzyły się z łoskotem, który odbił się echem po obozie.
Spadli na ziemię. Pokrzywa wylądował na Szyszce, uniósł przednie łapy i przycisnął przyjaciela za barki do podłoża.
Szyszka wypuścił powietrze, przetoczył się, podkulił tylne łapy i kopnął w chwili, kiedy przeciwnik wspiął się na nogi, szykując do kolejnego ciosu.
Kopnięcie trafiło Pokrzywę w podbródek i odrzuciło do tyłu.
Płatek odskoczyła dalej.
Olcha i Brzoza stały jak wmurowane, spoglądając na potężnego kocura przewalającego się w ich kierunku.
— Uciekajcie! — poleciła Płatek.
Kocięta z piskiem rozbiegły się jak myszy; w tej chwili Pokrzywa zwalił się ciężko na ziemię tuż obok nich.
— Wykończ go, Szyszko! — judził Niebo Czyste.
Szyszka już skoczył na równe łapy, z furią w oczach. Najwidoczniej nie spodziewał się po sobie tak gwałtownego ataku. Sycząc bojowo, ruszył na przyjaciela.
Pokrzywa gramolił się, jednak zbyt wolno.
Szyszka uderzył go mocno i rozpłaszczył na ziemi.
Pokrzywa warknął, zwinął się jak gąsienica i chwycił tylne łapy napastnika, który stanął pionowo. Zacisnął zęby na nodze przyjaciela i szarpnął; Szyszka zatoczył się i upadł.
— Nie dam się wykończyć! — zasyczał Pokrzywa i z odsłoniętymi zębami zbliżył się do gardła leżącego.
— Dość! — Niebo Czyste skoczył do nich, złapał Pokrzywę za kark i pociągnął do tyłu. — Nie robimy sobie krzywdy!
— On chciał mi zrobić krzywdę! — Pokrzywa rzucił Szyszce oburzone spojrzenie.
— Ja się tylko broniłem! — odparł równie oburzony towarzysz.
— Obaj doskonale walczyliście — pochwalił ich Niebo Czyste. Ucieszyła go taka zajadłość. Skoro tak się zaangażowali w walkę z przyjacielem, to jak groźni będą dla wrogów! — Pokrzywo, pokazałeś nam świetny ruch. — Z aprobatą kiwnął głową szaremu kocurowi. — Szyszka nie spodziewał się, że chwycisz go za tylne łapy. — Odwrócił się do Szyszki. — A ty dobrze się ruszasz w powietrzu. Musisz nam pokazać, jak udało ci się tak
obrócić.
— Pomogłem sobie ogonem — wyjaśnił Szyszka.
Liść z zaciekawieniem przechylił głowę.
— Jak?
— Pokażę wam. — Szyszka przypadł do ziemi. — Kiedy się wybijasz, zaczynasz obrót od koniuszka ogona. Jeśli odpowiednio nim machniesz, zmienisz balans. — Skoczył, obrócił się cały w powietrzu i zgrabnie wylądował na czterech łapach.
Pokrzywa pochylił się do niego; gniew ustąpił miejsca zaciekawieniu.
— Nie wiedziałem, że umiesz coś takiego.
— Spróbuj — zachęcił go żywo Szyszka.
Niebo Czyste usiadł. Przyjaciele zapomnieli już o złości, teraz interesowało ich tylko to, jak nauczyć się lepiej walczyć. Przywódca poczuł ciepłe zadowolenie pod sierścią. To zdolne koty. A po odpowiednim szkoleniu staną się zabójczo groźne — pomyślał z satysfakcją.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki