Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Pierwsze 49 opowiadań - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
14 maja 2025
63,90
6390 pkt
punktów Virtualo

Pierwsze 49 opowiadań - ebook

Kanoniczny zbiór wczesnych opowiadań Hemingwaya
W wydanych w 1938 roku Pierwszych 49 opowiadaniach znalazły się utwory napisane przez przyszłego noblistę w latach 1921–1938. Dają one wgląd w świat widziany oczami pisarza, który materii do twórczości szukał poza bezpieczną przestrzenią swojego biurka: w świat barwny, żywiołowy, okrutny, niekiedy romantyczny. Są tu zatem historie o wyczynach na arenach walk z bykami, polowaniach w afrykańskim buszu, wyścigach konnych we Francji czy łowieniu ryb w rzekach Michigan. Konkretne obrazy wyrosłe na kanwie autentycznych przeżyć przekazują refleksje autora o połączeniu człowieka ze światem natury, traumie wojennej, relacjach damsko-męskich, życia artysty.
Tym zbiorem Hemingway udowadnia, że w krótkiej formie siła jego prozy jest równie potężna i przejmująca, co w pisanych z rozmachem powieściach, nie dziwi więc, że opowiadania – wśród których znalazły się znakomite Śniegi Kilimandżaro, Czyste, dobrze oświetlone miejsce czy Wzgórza jak słonie – weszły do ścisłego kanonu najważniejszych osiągnięć nowelistyki XX wieku.
Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67262-44-6
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przed­mowa

Kiedy Papa i Marty w 1940 roku po raz pierw­szy wy­na­jęli Finca Vi­gía, w któ­rym Papa miesz­kał przez na­stępne dwa­dzie­ścia dwa lata, aż do śmierci, po stro­nie po­łu­dnio­wej wciąż można było ze­tknąć się z dziką na­turą. Dziś już jej tam nie ma. Nie pa­dła ofiarą de­we­lo­pe­rów klasy śred­niej jak wi­śniowy sad Cze­chowa, co mo­głoby się wy­da­rzyć w Pu­erto Rico lub na Ku­bie bez re­wo­lu­cji Ca­stro, ale za­trwa­ża­ją­cego przy­ro­stu ubo­giej lud­no­ści i za­miesz­ki­wa­nych przez nią pro­wi­zo­rycz­nych za­bu­do­wań, tak cha­rak­te­ry­stycz­nych dla wszyst­kich państw Wiel­kich An­tyli, bez względu na ich orien­ta­cję po­li­tyczną.

Jako dzieci każ­dego ranka po prze­bu­dze­niu le­że­li­śmy w łóż­kach w ma­łym domku, który urzą­dziła dla nas Marty, i słu­cha­li­śmy po­gwiz­dy­wa­nia prze­pió­rów wir­gi­nij­skich.

Było to miej­sce gę­sto po­ro­śnięte ma­ni­gua i wy­so­kimi wia­no­włost­kami, które cią­gnęły się wzdłuż pły­ną­cego tam­tędy stru­mie­nia, a na które co wie­czór zla­ty­wały się dzi­kie per­liczki.

W gąsz­czu ptaki nie­ustan­nie się na­wo­ły­wały, trzy­mały bli­sko sie­bie, a po ca­łym dniu że­ro­wa­nia, cho­dze­nia i grze­ba­nia w ziemi szybko drep­tały z po­wro­tem i ob­sia­dały ga­łę­zie drzew.

Ma­ni­gua to splą­tane cier­ni­ste za­ro­śla z aka­cji, któ­rej na­siona, jak twier­dzą Kre­ole, nie­wol­ni­kom z Afryki wy­pa­dły spo­mię­dzy pal­ców u stóp. Stam­tąd po­cho­dzą też per­liczki. Ni­gdy nie były tak oswo­jone jak inne ptac­two do­mowe, które przy­wieźli ze sobą hisz­pań­scy osad­nicy, a nie­które ucie­kły i świet­nie od­na­la­zły się w tro­pi­kal­nym mon­su­no­wym kli­ma­cie, tak jak – mó­wił nam Papa – ucie­kli nie­któ­rzy czarni nie­wol­nicy ze stat­ków, które roz­biły się u brze­gów Ame­ryki Po­łu­dnio­wej, wy­star­cza­jąco liczni, by ze swoją nie­na­ru­szoną kul­turą i ję­zy­kiem mo­gli aż do dnia dzi­siej­szego żyć ra­zem wśród na­tury, tak jak żyli w Afryce.

Vi­gía w ję­zyku hisz­pań­skim ozna­cza punkt ob­ser­wa­cyjny lub straż­ni­czy. Dom zbu­do­wany jest na wzgó­rzu, z któ­rego roz­ta­cza się ni­czym nie­zmą­cony wi­dok na Ha­wanę i przy­brzeżne rów­niny na pół­nocy. Ten pół­nocny kra­jo­braz nie ma w so­bie nic afry­kań­skiego ani na­wet eu­ro­pej­skiego. To kra­jo­braz kre­ol­skiej wy­spy, znany z tro­pi­kal­nych akwa­rel Win­slowa Ho­mera: z pal­mami kró­lew­skimi, błę­kit­nym nie­bem i pie­rza­stymi chmur­kami, które stale zmie­niają kształt i roz­miar na ła­god­nym pół­nocno-wschod­nim pa­sa­to­wym wie­trze, brisa.

Póź­nym la­tem, gdy po­dą­ża­jący za słoń­cem rów­ni­kowy pas ci­szy prze­suwa się na pół­noc, w głębi lądu na po­łu­dniu pod wpły­wem sku­mu­lo­wa­nego cie­pła po­po­łu­dniami czę­sto roz­pę­tują się spek­ta­ku­larne bu­rze, chu­ba­scos, które na krótką chwilę ła­go­dzą ciężki, wil­gotny upał i prze­su­wają się na pół­noc w kie­runku mo­rza.

Zda­rzało się, że hu­ra­gan lub dwa ta­ra­no­wały za­miesz­kaną przez naj­uboż­szych część wy­spy. Ofiary tych hu­ra­ga­nów, dam­ni­fi­ca­dos del cic­lón, sta­wały się źró­dłem do­dat­ko­wego na­pię­cia w lo­kal­nej po­li­tyce, już i tak bo­ry­ka­ją­cej się z pro­ble­mem nie­wy­star­cza­ją­cych do­staw wody z mia­sta i do­mnie­ma­nych za­ma­chów na ho­nor na­ro­dowy, ja­kim były gło­śne do­nie­sie­nia o od­da­wa­niu mo­czu przez żoł­nie­rzy ame­ry­kań­skich na po­mnik José Mar­tiego, oraz, jak za­wsze, z ce­nami cu­kru.

Pio­runy ude­rzały w dom po kilka razy każ­dego lata i kiedy by­li­śmy dziećmi, nikt nie ko­rzy­stał z te­le­fonu pod­czas bu­rzy po tym, jak w środku roz­mowy od­rzu­ciło Papę na pod­łogę, a cały po­kój i on sam roz­ja­rzyli się błę­kit­nym ogniem świę­tego Elma.

Przez pierw­sze lata spę­dzone na finca Papa zda­wał się ni­czego nie pi­sać. Oczy­wi­ście wy­sy­łał wiele li­stów i w jed­nym z nich oświad­czył, że na­de­szła jego ko­lej na od­po­czy­nek. Niech świat sam ra­dzi so­bie z ba­ła­ga­nem, któ­rego na­ro­bił.

To Marty pi­sała i była złak­niona emo­cji, ja­kie to­wa­rzy­szyły ich wspól­nemu ży­ciu w Ma­dry­cie w ostat­nim okre­sie hisz­pań­skiej wojny do­mo­wej. Czę­sto grali z Papą w te­nisa na gli­nia­nym kor­cie przy ba­se­nie, or­ga­ni­zo­wali też im­prezy te­ni­sowe dla przy­ja­ciół z ba­skij­skiej grupy za­wo­do­wych gra­czy jai-alai z ha­wań­skiego fron­tón. Wśród nich był męż­czy­zna, któ­rego dzi­siej­sze dziew­częta na­zwa­łyby za­pewne przy­stoj­nia­kiem, a z któ­rym Marty tro­chę flir­to­wała, Papa zaś mó­wił o nim jako o swoim ry­walu, któ­rego od czasu do czasu po­ko­ny­wał w te­nisa, pod­krę­ca­jąc, ści­na­jąc i lo­bu­jąc piłkę, a więc dzięki za­gryw­kom dość pry­mi­tyw­nym na tle nad­zwy­czaj­nej, ale nie­pod­da­ją­cej się kon­troli, re­al­nej siły prze­ciw­nika.

Wszystko to była dla nas wspa­niała za­bawa: po­łowy da­le­ko­mor­skie na Pi­lar, którą mat Gre­go­rio Fu­en­tes za­cho­wy­wał do na­szej dys­po­zy­cji w ma­łym por­cie ry­bac­kim Co­jímar, strze­la­nie do go­łębi w Club de Ca­za­do­res del Cerro, wy­cieczki do Ha­wany na kok­tajl w ba­rze Flo­ri­dita i po eg­zem­plarz „The Il­lu­stra­ted Lon­don News” za­wie­ra­jący szcze­gó­łowe ry­sunki z wojny to­czą­cej się w tak od­le­głej Eu­ro­pie.

Papa, który za­wsze miał dryg do tego typu rze­czy, pod­su­nął Marty cy­tat z Tur­gie­niewa: „Serce dru­giego czło­wieka – to ciemny las”, który po­słu­żył jej jako ty­tuł ukoń­czo­nego wła­śnie zbioru opo­wia­dań.

Zbiór z Finca Vi­gía za­wiera wszyst­kie tek­sty, które po­ja­wiły się w pierw­szym kom­plek­so­wym zbio­rze opo­wia­dań Papy opu­bli­ko­wa­nym w 1938 roku i które są do­brze znane. Czy­tel­nika jed­nak bez wąt­pie­nia za­in­te­re­sują te utwory, które po­wstały albo zo­stały wy­dane do­piero po tym, jak Papa tam za­miesz­kał.

John, Pa­trick i Gre­gory He­min­gway­owie, 1987Przed­mowa au­tora

Pierw­sze cztery opo­wia­da­nia na­pi­sa­łem jako ostat­nie. Po­zo­stałe na­stę­pują w ko­lej­no­ści, w któ­rej zo­stały pier­wot­nie opu­bli­ko­wane.

Moje pierw­sze opo­wia­da­nie, W Mi­chi­gan, po­wstało w Pa­ryżu w 1921 roku. Ostat­nie to Sta­rzec przy mo­ście, prze­te­le­gra­fo­wane z Bar­ce­lony w kwiet­niu 1938 roku.

W Ma­dry­cie poza Piątą ko­lumną na­pi­sa­łem Za­bój­ców, Dzi­siaj mamy pią­tek, Dzie­się­cioro In­dian, część Zaś słońce wscho­dzi i jedną trze­cią Mieć i nie mieć. Było to do­bre miej­sce do pracy. Po­dob­nie jak Pa­ryż i w chłod­niej­sze mie­siące Key West na Flo­ry­dzie, a także ran­czo pod Co­oke City w Mon­ta­nie, Kan­sas City, Chi­cago, To­ronto i Ha­wana na Ku­bie.

Inne miej­sca nie były tak do­bre albo to my nie by­li­śmy tak do­brzy, kiedy w nich prze­by­wa­li­śmy.

W tym to­mie są opo­wia­da­nia wszel­kiego ro­dzaju. Mam na­dzieję, że wśród nich znajdą się ta­kie, które przy­padną Pań­stwu do gu­stu. Kiedy czy­ta­łem je na nowo, oprócz tych cie­szą­cych się pew­nym roz­gło­sem, tak że na­uczy­ciele umie­ścili je w spi­sie lek­tur, które mu­szą na­by­wać ich ucznio­wie, a czło­wiek czyta je z pew­nym za­wsty­dze­niem i za­sta­na­wia się, czy to na­prawdę on je na­pi­sał, czy też może po pro­stu gdzieś usły­szał, moje ulu­bione to: Krót­kie szczę­śliwe ży­cie Fran­cisa Ma­com­bera, W in­nym kraju, Wzgó­rza jak białe sło­nie, Jaki już nie bę­dziesz, Śniegi Ki­li­man­dżaro, Czy­ste, do­brze oświe­tlone miej­sce i opo­wia­da­nie pod ty­tu­łem Świa­tłość świata, któ­rego nie lubi nikt poza mną. I jesz­cze kilka in­nych. Bo czło­wiek nie pu­bli­ko­wałby cze­goś, co mu się nie po­doba.

Uda­jąc się tam, gdzie trzeba się udać, ro­biąc to, co trzeba zro­bić, i oglą­da­jąc to, co trzeba zo­ba­czyć, tę­pimy i szczer­bimy na­rzę­dzie, któ­rym pi­szemy. Wolę jed­nak, żeby było wy­gięte i stę­pione i że­bym je mu­siał na­ostrzyć na ka­mie­niu szli­fier­skim, na nowo ukształ­to­wać, po­trak­to­wać osełką, ale ze świa­do­mo­ścią, że mam o czym pi­sać, niż żeby było piękne i błysz­czące, pod­czas gdy ja nie miał­bym nic do po­wie­dze­nia, albo żeby było gład­kie i do­brze na­oli­wione, ale le­żało nie­uży­wane w schowku.

Pora znowu chwy­cić za ostrzałkę. Chciał­bym po­żyć na tyle długo, żeby na­pi­sać jesz­cze trzy po­wie­ści i dwa­dzie­ścia pięć opo­wia­dań. Mam w za­pa­sie kilka nie­złych.

Er­nest He­min­gway, 1938

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij