Pierwszy - ebook
"Pierwszy" to tomik poezji będącej swoistą terapią. Podjęta zostaje w nim walka ze słabościami i brakiem wiary w siebie, uniemożliwiającymi swobodne cieszenie się życiem. Autorka dokonuje tu pewnego rodzaju ekshibicjonizmu emocjonalno-myślowego, pozostając przy tym niezwykle wrażliwą i delikatną.
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8126-477-8 |
| Rozmiar pliku: | 1 018 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Późny październik”
Otwieram oczy i wiem
Że mimo październikowej daty w kalendarzu
Powietrze już mocno nawilgło listopadem
Drzewa potrafią liczyć
Wiec liczą na siebie
Wyciskają liście do ostatnich kropli
By porzucić już martwe u swych stóp
Odsłaniają w ten sposób opuszczone ptasie domy
Szarość narasta w swoim jestestwie
Kradnąc codziennie cenne minuty
Maluje smutek na ustach
Jesień
Pachnąca dymem ze starych węglowych pieców
Osadza w płucach zapach zbliżającej się zimy„Resuscytacja”
A jeśli poddusi mnie codzienność
Jej powtarzalność i niezmienność
Przyłóż usta do mych warg rozchylonych
Przyłóż do wiecznie spragnionych
Przyłóż
I napełnij mnie marzeniami
Zagadkami, grzechami, snami
Napełnij mnie
I gdy codzienność mnie za gardło chwyci
Weź w swoje dłonie jej wici
I szyje mą obsyp pocałunkami
Najcichszymi miłości wyznaniami
I w me usta sine
Wpuść język i ślinę
I obudź mnie z codzienności letargu
Kup mi marzeń kosz na targu
I skrzydła doszyj mi do ramion
Bym była jak anioł
Bym była
Bym żyła
Zrób masaż mej klatki piersiowej
I odchyl mi głowę
W stronę niespełnianych marzeń
Naszych przyszłych zdarzeń
Gór ogromnych i sukcesów
Namalowanych wykresów
Projektu naszego domu
Moich książek niezliczonych tomów
I uderz mnie w twarz kilka razy
Gdy znów przestanę marzyć
Otwieram oczy i wiem
Że mimo październikowej daty w kalendarzu
Powietrze już mocno nawilgło listopadem
Drzewa potrafią liczyć
Wiec liczą na siebie
Wyciskają liście do ostatnich kropli
By porzucić już martwe u swych stóp
Odsłaniają w ten sposób opuszczone ptasie domy
Szarość narasta w swoim jestestwie
Kradnąc codziennie cenne minuty
Maluje smutek na ustach
Jesień
Pachnąca dymem ze starych węglowych pieców
Osadza w płucach zapach zbliżającej się zimy„Resuscytacja”
A jeśli poddusi mnie codzienność
Jej powtarzalność i niezmienność
Przyłóż usta do mych warg rozchylonych
Przyłóż do wiecznie spragnionych
Przyłóż
I napełnij mnie marzeniami
Zagadkami, grzechami, snami
Napełnij mnie
I gdy codzienność mnie za gardło chwyci
Weź w swoje dłonie jej wici
I szyje mą obsyp pocałunkami
Najcichszymi miłości wyznaniami
I w me usta sine
Wpuść język i ślinę
I obudź mnie z codzienności letargu
Kup mi marzeń kosz na targu
I skrzydła doszyj mi do ramion
Bym była jak anioł
Bym była
Bym żyła
Zrób masaż mej klatki piersiowej
I odchyl mi głowę
W stronę niespełnianych marzeń
Naszych przyszłych zdarzeń
Gór ogromnych i sukcesów
Namalowanych wykresów
Projektu naszego domu
Moich książek niezliczonych tomów
I uderz mnie w twarz kilka razy
Gdy znów przestanę marzyć
więcej..
W empik go